W piątek dowiedziałam się z pisma urzędowego, że moja mama (72 letnia wdowa,po ciężkiej operacji serca) sporządziła u notariusza akt darowizny i oddała dom (niezły, w dużym mieście, warty ok 300 000 moim zdaniem) najmłodszej córce. Już nie będę wdawać się w szczegóły-córki ma 4, ale w zamian za opiekę i możliwość dożywotniego mieszkania zdecydowała, to co już wyżej napisałam. Zawiodłam się bardzo na niej. Zatkało mnie z nerwów. Może to nie jest zbytnio szokujące, ale jak się przyjrzeć dokładniej sytuacji każdej z córek, to , no właśnie, ciekawa jestem, co o ty myślicie.
1 Córka najstarsza, niepokorna, rozwiedziona, matka 2 studiujących córek, tyrająca na te studia, ex-mąż jakieś śmieszne alimenty wysyła, ma małe mieszkanie w bloku, kasa by jej sie przydała. Zawsze pyskowała mamie, ale gdy ta była chora, to załatwiała u lekarzy operację itp
2 Córka młodsza, 3 dzieci, mąż bezrobotny, siostra ciężko chora, sytuacja rozpaczliwa, też mieszka w małym mieszkaniu w bloku
3 Ja, wdowa z niepełnosprawnym dzieckiem, spore mieszkanie, jakieś oszczędności a na wiosnę ruszam z budową małej parterówki, na dniach odbieram pozwolenie na budowę, zaciągam niestety kredyt, bo mi kasy nie starczy
4 Ta najmłodsza, obdarowana, bezdzietna mężatka, oboje pracują, nieżle im się wiedzie, ciągle jakieś wyjazdy, nowy samochód. Prowadzą razem z mamą wspólną kuchnię, razem remontują dom.
Po ojcu każda z nas ma 3/32 całego domu, a mama miała 20/32, które to przekazała siostrze.
Jestem strasznie rozgoryczona. Wiem, że to może głupio tak liczyć na spadek po matce, ale myśląc o kredycie miałam nadzieję, że kiedyś go spłacę...a tak.......
A najbardziej boli, że obiektywnie każda z nas jest w dużo gorszej sytuacji...
Co na ten temat myślicie?
Jak mam się względem matki zachować, bo już różne rzeczy mi do głowy przychodzą...