-
Liczba zawartości
307 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez szkrabeusz
-
Ale super! Gratuluję
- 964 odpowiedzi
-
- bolesławów
- komentarze
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami - komentarze
szkrabeusz odpowiedział szkrabeusz → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Ooo! Myślałam, że już nikt tu nie zagląda Mamy pozwolenie na budowę. Choć straciłam już chyba cały entuzjazm i serce do tej budowy. Dom ma być porządnie wyniesiony. Zbieramy kasę, żeby chociaż stan surowy zamknięty postawić bez kredytu, bo po prawie 4 latach spłacania kredytu na działkę, czuję się okradana w majestacie prawa. Lichwa istnieje! Katastrofa z 2011 roku się nie powtórzyła, choć dobrze nie jest. Odwodnienie niby się robi, tzn. teraz etap dokumentacji budowlano - kosztorysowej. Dziewczynki cudne są, choć ciśnienie potrafią, oj potrafią podnieść. Zwłaszcza ze starszą siostrą w komplecie Teraz oby do odpieluchowania, choć czasami ręce mi już opadają. Ze starszą poszło jak z płatka, moment. A tu niestety... trwa dłużej. No nic, wcześniej, czy później wszystkie dzieci się odpieluchowują i tego się trzymam- 40 odpowiedzi
-
- komentarze
- marzeniami
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dom Arizona S-GL 581
szkrabeusz odpowiedział RK1719508166 → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Również gratuluję!- 2 873 odpowiedzi
-
- arizona s-gl-581
- dom energooszczędny
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
szkrabeusz odpowiedział szkrabeusz → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
witaj dopiero dziś zobaczyłam posta dzięki za słowa otuchy maluszki są cudne, dwie dziewczynki, Łucja i Weronika, zawitały na świat dokładnie w dzień kobiet , pracy jest ogrom, ale ich rozbrajające, bezzębne uśmiechy rekompensują wszystko- 42 odpowiedzi
-
- marzeniami
- pisane
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami - komentarze
szkrabeusz odpowiedział szkrabeusz → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Przepraszam , że dopiero teraz odpowiadam, ale kiepsko z czasem u mnie ostatnio. Wiosną przyleciały bociany i na dzień kobiet przyniosły mi dwa śliczne kwiatki: Łucję i Weronikę Ale pewnie pytałeś o sprawy działkowe i budowlane. Nie wiem jak teraz, ale jakoś chyba na przełomie lutego i marca (chyba wtedy byłam na działce) nie było tragicznie, ale najlepiej też nie. Woda była miejscami na powierzchni, w niższych częściach, tak do około 10 cm. W rowie właściwie równo z gruntem (rów jest oddzielony minimini wałem). Co z budową? Nie wiem nadal, ale wydaje mi się, że chyba jednak nie mamy innej opcji jak ciągnąć ten wózek dalej. Ale póki co, nie jestem w stanie się tym zająć, a niestety to zrobić muszę ja.- 40 odpowiedzi
-
- komentarze
- marzeniami
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Może się zgodzą na taką opcję, że Wy się wyprowadzacie za kilka miesięcy? Można coś takiego wpisać w umowie.
-
yesterday all my troubles seemed so far away..
szkrabeusz dodał komentarz → adk wpis bloga → Dom na zboczu
Gratuluję! :) -
Ja bym im tego piwa nie dała. Naprawdę trzeba się natrudzić, żeby mnie doprowadzić do ostateczności (choć ostatnio coraz mniej), ale oni, moim zdaniem, przegięli. I to jeszcze za duże pieniądze. Niech sobie sami kupią, a co?
-
Dzięki, będę czekała na info
- 964 odpowiedzi
-
- bolesławów
- komentarze
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Lepiej się chyba nie da I proszę, moja działka jest właśnie przy Podkowy, tzn. jeszcze jest wewnętrzna droga dojazdowa, ale jednak (domy przy tej wewnętrznej drodze mają adres Podkowy właśnie).
- 964 odpowiedzi
-
- bolesławów
- komentarze
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Okropne!!! Ja nie rozumiem, jak można tak postąpić. A która to jest ta "czerwona droga"? Pierwszy raz słyszę (tzn. widzę) takie określenie.
- 964 odpowiedzi
-
- bolesławów
- komentarze
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
w ramach czarnego humoru
szkrabeusz dodał komentarz → szkrabeusz wpis bloga → Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
Teren podniosła nie jedna osoba w okolicy. Tylko, że jak się podniesie jeden, to i kolejni, bo nikt nie chce zostać w dołku. W ogóle teraz obserwuję, że ludzie coraz częściej podnoszą teren, niczym jakiś wyścig zbrojeń. Np. u moich teściów ludzie w okolicy sypią na potęgę, chociaż tam nigdy nie było żadnych problemów z wodą, ale każdy chce być najwyżej. Efekt jest taki, że teraz teściowej zalewa ogródek. A część rowów została rzeczywiście zasypana, te co zostały, to są teraz rowki, rosną w nich drzewa, są za płytkie. Z tej ekspertyzy dowiedziałam się, że ten rowek, który jest przy mojej działce, jest (a właściwie chyba był) jednym z trzech głównych rowów dawnego systemu melioracyjnego. -
w ramach czarnego humoru
szkrabeusz dodał komentarz → szkrabeusz wpis bloga → Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
Akurat dzisiaj dobrze Generalnie nie jest źle. Wydaje mi się, że zrobiłam wszystko co mogłam, łącznie z rozmową z zastępcą burmistrza. Jeszcze mogę tylko chyba pójść do sądu ze skargą na bezczynność burmistrza. Jest kolejny przetarg na koncepcję odwodnienia, składanie ofert do 2 grudnia. Teraz jest to zrobione jakoś tak, że nawet jak oferta z najniższą ceną przekroczy budżet, który na to przeznaczyli, to i tak ma być możliwość, żeby to jakoś zrobić. Nie znam się na zamówieniach publicznych, nie wiem jak to działa. A do ogłoszenia o przetargu jest dołączona ekspertyza z 1997r. (!) dotycząca odwodnienia Aleksandrowa. Opisany jest stan rowów (fatalny), warunków gruntowo-wodnych, podane są propozycje rozwiązań. I to jest już naprawdę wielki skandal. Wiedzą o tym od 14 lat i nic z tym nie zrobili, a teraz wyda się kolejne pieniądze na kolejną koncepcję, która pewnie będzie powtórzeniem tamtej. I pan burmistrz był szczerze zdziwiony, że na terenie, gdzie jest moja działka, było tyle wody. Myślał, że chodzi o inne miejsce. Powiedział, że tam zawsze było sucho (?). Już nic nie wiem i nic nie rozumiem. -
- 964 odpowiedzi
-
- bolesławów
- komentarze
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
szkrabeusz odpowiedział szkrabeusz → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
humor może i czarny, ale uśmiałam się (może to tzw. głupawka ), zwłaszcza jak zobaczyłam łódkę w Okinawie http://domy.lipinscy.pl/tereny_zagrozone_powodzia/- 42 odpowiedzi
-
- marzeniami
- pisane
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
w ramach czarnego humoru
szkrabeusz dodał a blog entry → w Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
humor może i czarny, ale uśmiałam się (może to tzw. głupawka ), zwłaszcza jak zobaczyłam łódkę w Okinawie http://domy.lipinscy.pl/tereny_zagrozone_powodzia/" rel="external nofollow">http://domy.lipinscy.pl/tereny_zagrozone_powodzia/" rel="external nofollow">http://domy.lipinscy.pl/tereny_zagrozone_powodzia/" rel="external nofollow">http://domy.lipinscy.pl/tereny_zagrozone_powodzia/ -
Gratulacje! :)
-
Dom Arizona S-GL 581
szkrabeusz odpowiedział RK1719508166 → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Ja też przez chwilę zwątpiłam Gratuluję postępów!- 2 873 odpowiedzi
-
- arizona s-gl-581
- dom energooszczędny
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ściana z pełnej cegły
szkrabeusz dodał komentarz → rutki wpis bloga → Moje miejsce - wariant IV - M03d
Cegła to jest to :) Nawet po wielu latach, nawet zaniedbana i brudna ma swój urok :) -
zaczynam rozumieć terrorystów!!!
szkrabeusz dodał komentarz → szkrabeusz wpis bloga → Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
dzięki -
Przyłączam się do gratulacji :)
-
Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
szkrabeusz odpowiedział szkrabeusz → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Naprawdę! Jestem wściekła, chociaż teraz już może bardziej smutna i przygaszona. Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek tu zajrzy, dawno nie pisałam, bo właściwie o czym, ale muszę gdzieś wyrzucić emocje, więc właściwie czemu nie na FM. W końcu sprawa około-mojej-niedoszłej-budowy i tej cholernej działki. Dla przypomnienia: w lipcu na działce mieliśmy z pół metra wody. Zdjęcia w poprzednich wpisach. W wz mamy napisane, że jeśli teren wymaga podniesienia, rzędne powinny być narzucone w wz. Nie ma. Spotkałam się z p. naczelnikiem wydziału architektury urzędu dzielnicy wawer (celowo używam małych liter, na wielkie nie zasługują), żeby mi powiedział, jak w takim razie mogę się wybudować na działce, nie podnosząc jej i żeby potem nie pływać w domu. Naczelnik powiedział, że zmieni mi wz od ręki, mam rozrysować na mapce podniesienie terenu na tym kawałku działki, gdzie stałby dom i wytracenie tej "górki". Doradził też napisanie pisma/maila do p. burmistrz z pytaniem, czemu zostały wydane takie wz, opisanie całej sytuacji i to nawet dosyć ostro. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moja działka jest aż pół metra pod wodą. Owszem była zalana, ale nie aż tak. Po rozmowie pojechałam na działkę i wtedy zostałam uświadomiona. Mało tego, że działka, ale i droga dojazdowa do niej. Nie dało się dojechać samochodem, nie dało się dojść nawet w kaloszach. Wtedy załamałam się kompletnie. Zwątpiłam. I wysmarowałam maila do p. burmistrz. Dołączyłam zdjęcia. I poprosiłam o wyjaśnienia: 1. dlaczego na tereny zagrożone takim podtopieniem wydaje się decyzje o wz, skoro te tereny sie pod zabudowę nie nadają; 2. w jaki sposób mogę na tej działce wybudować dom, a potem w nim bezpiecznie mieszkać - podnieść terenu nie wolno (taką odpowiedź otrzymałam w Wydziale Architektury), a wręcz zgodnie z wz nie ma takiej konieczności. Nawet zakładając, że wyniosę sam dom, to jednak jakoś muszę do niego dojść czy dojechać, z niego wyjść i wokół niego się poruszać; 3. jak mam zagospodarować wody opadowe na działce - postawić gigantyczną wannę o objętości min. 500 000 l (co najmniej tyle wody mam w tej chwili na działce0? Napisałam im (jej), że są nie fair, że zaciągnęliśmy kredyt, teraz mamy zamrożone pieniądze i obniżoną zdolność kredytową. Po około 1,5 miesiąca zadzwoniłam zapytać co się dzieje w mojej sprawie. Okazało się, że sprawa trafiła do ... wydziału architektury, czyli p. naczelnika, który mi doradził tego "paszkwila". Zadzwoniłam do wydziału architektury zatem. Naczelnik raczył nawet do mnie oddzwonić i zapewnił, że zajmie się sprawą i da mi odpowiedź na piśmie taką, żeby "dać mi oręż do ręki". Ok, czekałam cierpliwie 2 tygodnie. Zadzwoniłam znowu (minęły już 2 miesiące - zgodnie z KPA powinni już odpowiedzieć). Sekretarka przekierowała mnie do pani, która miała się zajmować moją sprawą. Pani stwierdziła, że być może sprawa została na nią zadekretowana, ale ona była wtedy na urlopie i nic nie wie (!), że porozmawia z naczelnikiem i żebym zadzwoniła następnego dnia. Zadzwoniłam, pani nadal nic nie wiedziała, bo nie udało jej się porozmawiać z naczelnikiem. Miała oddzwonić, oczywiście nie oddzwoniła. Zadzwoniłam więc ja. Nadal pani się nie udało porozmawiać z naczelnikiem. Zadzwoniłam więc znów do sekretariatu, powiedziałam, że ta pani nawet nie wie, czy to zostało na nią zadekretowane. Sekretarka zapewniła, że zostało, że ona przypomni naczelnikowi. Zadzwoniłam sama do naczelnika (wcześniej oddzwaniał z komórki, przezornie zachowałam numer). Nie było go w biurze, obiecała, że jak tylko wróci do biura to oddzwoni. Akurat. Tak sobie dzwoniłam przez 4, czy 5 dni. Na moją prośbę, żeby sekretarka zwróciła uwagą naczelnikowi na moją sprawę, ta roześmiała mi się do słuchawki, że uwagę to naczelnik może zwrócić jej. Powiedziałam jej oschle, że mi do śmiechu nie jest. Wtedy przeprosiła. I znowu "proszę zadzwonić jutro". Powiedziałam, że już mi się odechciało dzwonić, bo dzwonię od 4 dni i nic z tego nie wynika. Wtedy obiecała oddzwonić. Obiecanki cacanki. Podjęłam , jeszcze jedną próbę rozmowy z panią, na którą sprawa była zadekretowana. "Może jutro...". Powiedziałam jej, że może jutro, może pojutrze, a może nigdy. Wtedy już byłam cholernie wkurw..... I napisałam na nich skargę do Rady Miasta. Dosyć szybko dostałam do wiadomości pismo od wiceprzewodniczącego do przewodniczącego z prośbą o zajęcie się sprawą i przekazanie informacji o sposobie załatwienia skargi. Kilka dni temu dostałam kolejne pismo, tym razem od przewodniczącego rady dzielnicy wawer, że "ze względu na zakres stawianych przez Panią zarzutów, skarga nie może być załatwiona w ustawowym terminie. W wyniku podjętych działań zmierzających do wyjaśnienia sprawy przewidujemy, że termin końcowego rozpatrzenia sprawy nastąpi do dnia 31.01.2012 r." (!!!). Ponad 3 miesiące będą rozpatrywać skargę! A dzisiaj czara goryczy się przelała. W międzyczasie zadzwoniłam do sekretariatu p. burmistrz z prośbą o rozmowę telefoniczną. Pani spytała w jakiej sprawie. Wyjaśniłam, że od kilku dni bezskutecznie próbuję się czegoś dowiedzieć w wydziale architektury i dupa (tzn. tak nie powiedziałam), że naczelnik obiecuje oddzwonić i na tym się kończy. Pani stwierdziła, że dziś będzie rozmawiała z naczelnikiem i przekaże mu, żeby do mnie oddzwonił. Jeśli tego nie zrobi, wtedy mam jeszcze raz do niej zadzwonić. Nie zrobił, więc zadzwoniłam. Pani umówiła mnie na spotkanie z wiceburmistrzem. Właśnie na dzisiaj, na 10.30. Wzięłam sobie specjalnie dzień wolny w pracy, urwałam się z lekcji francuskiego, żeby się z nim spotkać. I co? Pół godziny przed spotkaniem, baba dzwoni, że chce przełożyć spotkanie! No nie, szlag mnie trafił. Opieprzyłam ją, że są niepoważni, że ja biorę specjalnie dzień wolny w pracy, a ona mi pół godziny przed spotkaniem mówi, że gość nie może się ze mną spotkać?! Że to już jest szczyt wszystkiego i że olewają ludzi (tak właśnie powiedziałam, że olewają). I co? Obeszło ja to? Wątpię. Powiedziałam jeszcze, że rozumiem, że nie dostanę odpowiedzi na maila przed spotkaniem z burmistrzem (bo oczywiście nadal cisza). Czy na te pieprzone urzędy nie ma żadnego bata? Cholerne państwo w państwie. I tak narodziło się moje zrozumienie dla terrorystów. Bo czuję się już kompletnie bezradna. I zaczynam pałać żądzą zemsty. I żałuję, że nie mam takich zdolności jak Lisbeth Salander z trylogii "Millennium", mogłabym im się wtedy dobrać do tyłka. Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, nie wiem i nie mam już siły walczyć. Czy w tym kraju tylko przez samospalenie przed urzędem można sprawić, że ktoś się zainteresuje sprawą??? Cały mój misterny plan (przygotowanie budowy, ciąża, rozpoczęcie budowy w tym roku, urodzenie dziecka i przeprowadzka w przyszłym) szlag trafił. Nie zadziałały dwa punkty planu. Z budowy dupa póki co. Woda wprawdzie opadła, ale co jeśli znów się pojawi. Pan, który mi robi dojazd do działki, mieszka w okolicy od urodzenia, ponad 40 lat. I też twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie było. Że jak był mały, w PRL-u rolnicy musieli dbać o rowy, czyścić, pogłębiać, a jak nie, to robiła to gmina, a ich obciążała kosztami. I to działało, a potem...wiadomo kapitalizm. I wolność Tomku w swoim domku. Dzielnica ogłosiła przetarg na opracowanie kompleksowej koncepcji odwodnienia. I unieważniła, bo "oferta z najniższą ceną przewyższa kwotę, którą zamawiający zamierza przeznaczyć na sfinansowanie zamówienia". A drugi punkt, który nie zadziałał, a właściwie zadziałał aż nadto. Ciąża. Jestem w ciąży...bliźniaczej. W marcu maluchy przyjdą na świat. I to też (a właściwie chyba najbardziej) mnie gryzie. Nie, nie boję się, że sobie nie poradzę z dwójką na raz. Martwią mnie sprawy mieszkaniowe. Jakoś się wprawdzie uciśniemy, na początku przynajmniej. Ale co dalej? Mieszkanie nie jest nasze. Z budową domu... patrz wyżej. Za kwotę, za która zamierzaliśmy wybudować dom, nie kupimy mieszkania odpowiedniego dla 5 osób. Pewnie dostalibyśmy odpowiednio duży kredyt na odpowiednio duże mieszkanie, ale nie zamierzam się zadłużać do bólu i jeść potem chleba z wodą. Nie widzę póki co dobrego wyjścia z tej sytuacji...I dobija mnie to, że nie potrafię zapewnić swoim dzieciom odpowiednich warunków mieszkaniowych...- 42 odpowiedzi
-
- marzeniami
- pisane
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
zaczynam rozumieć terrorystów!!!
szkrabeusz dodał a blog entry → w Na wodzie pisane - w pogoni za marzeniami
Naprawdę! Jestem wściekła, chociaż teraz już może bardziej smutna i przygaszona. Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek tu zajrzy, dawno nie pisałam, bo właściwie o czym, ale muszę gdzieś wyrzucić emocje, więc właściwie czemu nie na FM. W końcu sprawa około-mojej-niedoszłej-budowy i tej cholernej działki. Dla przypomnienia: w lipcu na działce mieliśmy z pół metra wody. Zdjęcia w poprzednich wpisach. W wz mamy napisane, że jeśli teren wymaga podniesienia, rzędne powinny być narzucone w wz. Nie ma. Spotkałam się z p. naczelnikiem wydziału architektury urzędu dzielnicy wawer (celowo używam małych liter, na wielkie nie zasługują), żeby mi powiedział, jak w takim razie mogę się wybudować na działce, nie podnosząc jej i żeby potem nie pływać w domu. Naczelnik powiedział, że zmieni mi wz od ręki, mam rozrysować na mapce podniesienie terenu na tym kawałku działki, gdzie stałby dom i wytracenie tej "górki". Doradził też napisanie pisma/maila do p. burmistrz z pytaniem, czemu zostały wydane takie wz, opisanie całej sytuacji i to nawet dosyć ostro. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moja działka jest aż pół metra pod wodą. Owszem była zalana, ale nie aż tak. Po rozmowie pojechałam na działkę i wtedy zostałam uświadomiona. Mało tego, że działka, ale i droga dojazdowa do niej. Nie dało się dojechać samochodem, nie dało się dojść nawet w kaloszach. Wtedy załamałam się kompletnie. Zwątpiłam. I wysmarowałam maila do p. burmistrz. Dołączyłam zdjęcia. I poprosiłam o wyjaśnienia: 1. dlaczego na tereny zagrożone takim podtopieniem wydaje się decyzje o wz, skoro te tereny sie pod zabudowę nie nadają; 2. w jaki sposób mogę na tej działce wybudować dom, a potem w nim bezpiecznie mieszkać - podnieść terenu nie wolno (taką odpowiedź otrzymałam w Wydziale Architektury), a wręcz zgodnie z wz nie ma takiej konieczności. Nawet zakładając, że wyniosę sam dom, to jednak jakoś muszę do niego dojść czy dojechać, z niego wyjść i wokół niego się poruszać; 3. jak mam zagospodarować wody opadowe na działce - postawić gigantyczną wannę o objętości min. 500 000 l (co najmniej tyle wody mam w tej chwili na działce0? Napisałam im (jej), że są nie fair, że zaciągnęliśmy kredyt, teraz mamy zamrożone pieniądze i obniżoną zdolność kredytową. Po około 1,5 miesiąca zadzwoniłam zapytać co się dzieje w mojej sprawie. Okazało się, że sprawa trafiła do ... wydziału architektury, czyli p. naczelnika, który mi doradził tego "paszkwila". Zadzwoniłam do wydziału architektury zatem. Naczelnik raczył nawet do mnie oddzwonić i zapewnił, że zajmie się sprawą i da mi odpowiedź na piśmie taką, żeby "dać mi oręż do ręki". Ok, czekałam cierpliwie 2 tygodnie. Zadzwoniłam znowu (minęły już 2 miesiące - zgodnie z KPA powinni już odpowiedzieć). Sekretarka przekierowała mnie do pani, która miała się zajmować moją sprawą. Pani stwierdziła, że być może sprawa została na nią zadekretowana, ale ona była wtedy na urlopie i nic nie wie (!), że porozmawia z naczelnikiem i żebym zadzwoniła następnego dnia. Zadzwoniłam, pani nadal nic nie wiedziała, bo nie udało jej się porozmawiać z naczelnikiem. Miała oddzwonić, oczywiście nie oddzwoniła. Zadzwoniłam więc ja. Nadal pani się nie udało porozmawiać z naczelnikiem. Zadzwoniłam więc znów do sekretariatu, powiedziałam, że ta pani nawet nie wie, czy to zostało na nią zadekretowane. Sekretarka zapewniła, że zostało, że ona przypomni naczelnikowi. Zadzwoniłam sama do naczelnika (wcześniej oddzwaniał z komórki, przezornie zachowałam numer). Nie było go w biurze, obiecała, że jak tylko wróci do biura to oddzwoni. Akurat. Tak sobie dzwoniłam przez 4, czy 5 dni. Na moją prośbę, żeby sekretarka zwróciła uwagą naczelnikowi na moją sprawę, ta roześmiała mi się do słuchawki, że uwagę to naczelnik może zwrócić jej. Powiedziałam jej oschle, że mi do śmiechu nie jest. Wtedy przeprosiła. I znowu "proszę zadzwonić jutro". Powiedziałam, że już mi się odechciało dzwonić, bo dzwonię od 4 dni i nic z tego nie wynika. Wtedy obiecała oddzwonić. Obiecanki cacanki. Podjęłam , jeszcze jedną próbę rozmowy z panią, na którą sprawa była zadekretowana. "Może jutro...". Powiedziałam jej, że może jutro, może pojutrze, a może nigdy. Wtedy już byłam cholernie wkurw..... I napisałam na nich skargę do Rady Miasta. Dosyć szybko dostałam do wiadomości pismo od wiceprzewodniczącego do przewodniczącego z prośbą o zajęcie się sprawą i przekazanie informacji o sposobie załatwienia skargi. Kilka dni temu dostałam kolejne pismo, tym razem od przewodniczącego rady dzielnicy wawer, że "ze względu na zakres stawianych przez Panią zarzutów, skarga nie może być załatwiona w ustawowym terminie. W wyniku podjętych działań zmierzających do wyjaśnienia sprawy przewidujemy, że termin końcowego rozpatrzenia sprawy nastąpi do dnia 31.01.2012 r." (!!!). Ponad 3 miesiące będą rozpatrywać skargę! A dzisiaj czara goryczy się przelała. W międzyczasie zadzwoniłam do sekretariatu p. burmistrz z prośbą o rozmowę telefoniczną. Pani spytała w jakiej sprawie. Wyjaśniłam, że od kilku dni bezskutecznie próbuję się czegoś dowiedzieć w wydziale architektury i dupa (tzn. tak nie powiedziałam), że naczelnik obiecuje oddzwonić i na tym się kończy. Pani stwierdziła, że dziś będzie rozmawiała z naczelnikiem i przekaże mu, żeby do mnie oddzwonił. Jeśli tego nie zrobi, wtedy mam jeszcze raz do niej zadzwonić. Nie zrobił, więc zadzwoniłam. Pani umówiła mnie na spotkanie z wiceburmistrzem. Właśnie na dzisiaj, na 10.30. Wzięłam sobie specjalnie dzień wolny w pracy, urwałam się z lekcji francuskiego, żeby się z nim spotkać. I co? Pół godziny przed spotkaniem, baba dzwoni, że chce przełożyć spotkanie! No nie, szlag mnie trafił. Opieprzyłam ją, że są niepoważni, że ja biorę specjalnie dzień wolny w pracy, a ona mi pół godziny przed spotkaniem mówi, że gość nie może się ze mną spotkać?! Że to już jest szczyt wszystkiego i że olewają ludzi (tak właśnie powiedziałam, że olewają). I co? Obeszło ja to? Wątpię. Powiedziałam jeszcze, że rozumiem, że nie dostanę odpowiedzi na maila przed spotkaniem z burmistrzem (bo oczywiście nadal cisza). Czy na te pieprzone urzędy nie ma żadnego bata? Cholerne państwo w państwie. I tak narodziło się moje zrozumienie dla terrorystów. Bo czuję się już kompletnie bezradna. I zaczynam pałać żądzą zemsty. I żałuję, że nie mam takich zdolności jak Lisbeth Salander z trylogii "Millennium", mogłabym im się wtedy dobrać do tyłka. Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, nie wiem i nie mam już siły walczyć. Czy w tym kraju tylko przez samospalenie przed urzędem można sprawić, że ktoś się zainteresuje sprawą??? Cały mój misterny plan (przygotowanie budowy, ciąża, rozpoczęcie budowy w tym roku, urodzenie dziecka i przeprowadzka w przyszłym) szlag trafił. Nie zadziałały dwa punkty planu. Z budowy dupa póki co. Woda wprawdzie opadła, ale co jeśli znów się pojawi. Pan, który mi robi dojazd do działki, mieszka w okolicy od urodzenia, ponad 40 lat. I też twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie było. Że jak był mały, w PRL-u rolnicy musieli dbać o rowy, czyścić, pogłębiać, a jak nie, to robiła to gmina, a ich obciążała kosztami. I to działało, a potem...wiadomo kapitalizm. I wolność Tomku w swoim domku. Dzielnica ogłosiła przetarg na opracowanie kompleksowej koncepcji odwodnienia. I unieważniła, bo "oferta z najniższą ceną przewyższa kwotę, którą zamawiający zamierza przeznaczyć na sfinansowanie zamówienia". A drugi punkt, który nie zadziałał, a właściwie zadziałał aż nadto. Ciąża. Jestem w ciąży...bliźniaczej. W marcu maluchy przyjdą na świat. I to też (a właściwie chyba najbardziej) mnie gryzie. Nie, nie boję się, że sobie nie poradzę z dwójką na raz. Martwią mnie sprawy mieszkaniowe. Jakoś się wprawdzie uciśniemy, na początku przynajmniej. Ale co dalej? Mieszkanie nie jest nasze. Z budową domu... patrz wyżej. Za kwotę, za która zamierzaliśmy wybudować dom, nie kupimy mieszkania odpowiedniego dla 5 osób. Pewnie dostalibyśmy odpowiednio duży kredyt na odpowiednio duże mieszkanie, ale nie zamierzam się zadłużać do bólu i jeść potem chleba z wodą. Nie widzę póki co dobrego wyjścia z tej sytuacji...I dobija mnie to, że nie potrafię zapewnić swoim dzieciom odpowiednich warunków mieszkaniowych... -
Ja Cię naprawdę podziwiam, że ogarniasz to wszystko. Siedzę z Małą w domu od wtorku (różyczka) i oj, czasami mam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok :) I to przy jednej (póki co ). I fajnie, że budowa cały czas do przodu.
-
Alicja, super jesteś i świetnie sobie radzisz! I to sobie powtarzaj. Popatrz ile rzeczy i spraw musisz ogarnąć i dajesz radę! A wybieranie jest męczące bardzo, zwłaszcza gdy w grę wchodzą duże przecież pieniądze. To w końcu nie np. ciuszek za kilkanaście czy dziesiąt zł, które przebolejemy jak się okaże badziewny, czy się "odpodoba". Wiadomo, że chcemy wybrać jak nalepiej, żeby potem nie żałować. Ale będzie dobrze :)