Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

master111111

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    115
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez master111111

  1. To samo pytanie zadałem dziś naszym majstrą. Odpowiedzieli, że zawsze tak robią, a cegły kładą wtedy gdy ściany są z porothermu. Według nich suporex jest wystarczająco wytrzymały. Cegły znajdują się tylko pod tymi , które są wylewane ( 2 szt.) , bo dzieki nim złapali pdpowiedni poziom. Sam nie wiem co myśleć
  2. Może i przeżyłem obsypywanie ścian żwirem ale wykonałem na razie tylko około ½ zamierzonej pracy. Na więcej zabrakło czasu i sił. Doszło nawet do tego, że poprosiłem brata o pomoc wraz z jego trzema kolegami, z którymi pracowaliśmy nawet w niedzielę. Dziw bierze, że przez 6 godzin prawie ciągłego machania szpadlem można w 5 osób zasypać, w mój sposób, tylko około połowę 9 m ściany. Z ekonomicznego punktu widzenia to jest to zupełnie nie opłacalne, za to daje spokój ducha jeżeli chodzi o pewność, że nie przerwało się izolacji wodochronnej. Potwierdziły się za to moje obawy jeżeli chodzi o zasypywanie mechaniczne wykopu. Podczas wyrównywania terenu przez spychacz sam byłem świadkiem jak wielka bryła zeschniętej gliny uderzyła w ścianę. Z łatwością przerywała folię kubełkowa i w styropianie robiąc pokaźna wyrwę. O szczelności takiej izolacji nie może by być mowy. Izolacja wyglądałaby bardziej jak sito , o wywalonych pieniąszkach nawet szkoda wspominać. Tak przynajmniej wiem, że ściany mam calutkie i teoretycznie wszystko powinno zadziałać. Jak to mówią nadzieja matka ... http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/osypywanie.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wykonanydrenaz.jpg Reasumując podczas jednego pełnego tygodnia z 1 dniem przerwy pracując przeważnie sam, jak i w towarzystwie udało się wykonać … niewiele. Za to w głowie to wszystko szło raz dwa. Jak na początku denerwowało mnie, że nasz Henryk chce dwa tygodnie przerwy, tak teraz na wiadomość o tym, że może jednak wrócić szybciej, także i ta informacja nie była zbyt pocieszająca. Przecież ja jestem jeszcze daleko w polu ze swoja robotą. Stąd też wzięła się decyzja o tym aby pracować w niedzielę, co nomen omen kłuci się mocno z moimi przekonaniami. Za to jednak spycharka mogła wjechać do roboty w poniedziałek i nie zawaliła mi za bardzo niewykończonych jeszcze ścian. Negocjacje cenowe z naszym starym znajomym od ciężkiego sprzętu, teraz „spycharkowym” ,pozwoliły ustalić, że za każdą przepracowaną godzinę my wypłacimy mu 90 złociszy. Niby wszystko fajnie, bo w końcu zamkniemy ten temat z glina, z wykopem i na dobre wyjdziemy z ziemi. Jaka to jest szuja niech świadczy fakt, że zamiast spycharki ta menda przysłała ładowarkę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ladowarka.jpg Nie dość, że jest o wiele mniej wydajna, to jeszcze pozostawia takie koleiny za sobą ,że ni jak nie mogła ich potem wyrównać. Wkurw totalny. Całe szczęście, że operator ładowarki to był łapski chłop i po dwóch godzinach zadzwonił do szefuncia, że woda i olej się prawie gotują, co szybcikiem doprowadzi do awarii. Po części to prawda. Słowa te przezwyciężyły w nim chęć do nieuczciwego zarobku i odwołał ładowarkę. :) Najlepsze w tym, że wszystko przedtem obgadałem z „operatorem”, który jako jedyny do tej pory powiedział mi „ dosyć gadania, bo kasa ci leci.” On to też doradził mi aby wziąć 20 tonową spycharką na gąsienicach, która co prawda jest droższa ale za to o wiele wydajniejsza i co ważniejsze spycha na „gładko”. :) Doradził też aby jutro już na samym początku dać operatorowi w łapę, to będzie zasuwał jak obłąkany, mając głęboko w d…e interes szefa. To była moja pierwsza łapówa, no ale przecież żyjemy w Polsce i tak się tu przecież robi interesy i kręci wały. Poza tym uważam, że danie komuś w łapę poniżej miliona złotych wcale nie jest przekupstwem. Zdjęcie poniżej zostało wygrzebane gdzieś w Internecie i przedstawia prawie identyczną koparkę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/spychacz1ostateczny.jpg To 20 – to tonowe monstrum kosztowało mnie 120 zł za godzinę plus 200 zł dojazd (utargowane z 300). Tego dojazdu nadal nie mogę zrozumieć. To tak jakbym sobie życzył od jakiegoś supermarketu zwrotu kosztów dojazdu dlatego, że u nich chcę zrobić zakupy. Dobrze, że wziąłem sobie na ta okoliczność 2 dni urlopu. Dzięki temu mogłem przypilnować aby praca trwała cięgle i wiedziałem ile odliczyć za przerwy. Już na początku zadałem mu pytanie czy ich boss płaci im motywacyjne, bo ja z chęcią takie bym wypłacił za efektywną, sumienną pracę. 5 godzin później 600 m3 zostało piknie rozplantowane. Jakoś teraz tak dziwnie, płasko. A jakich smaczków się o ich pracodawcy przy tym nasłuchałem… Na przykład : - przerwy śniadaniowe musza odrabiać, - naprawa i czyszczenie sprzętu płacone jest po połowie, - ostatnio odchodzi od niego masa ludzi wyjeżdżając za granice lub szukając pracy gdzie indziej i najlepsze : - jakiś czas temu operator poprosił go o to, aby ten zawiózł go do ślubu jego wypasiony „merolem”. Ten odpowiedział, że owszem ale to kosztuje 500 zł. Bez komentarza. Byłem tez świadkiem rozmowy jaką przeprowadził szefuncio z operatorem. :) Dało się wyczuć, że jest bardzo zdziwiony, że tak szybko się uwinął oraz co potwierdza moja niechęć do niego i podejrzenie, że to naciągać. Wypowiedziane przez niego słowa ” … ta firma ma zarabiać na siebie” umocniła mnie tylko w tym przekonaniu. Sam operator powiedział, że to samo mógłby robić kilka godzin dłużej, bo on ma przecież kilka biegów, jedynką też można jeździć :) Sumując wszystko do kupy, to pozbycie się problemu z nadmiarem gliny kosztowało mnie 920 zł. Teraz małe podliczano: - wykonanie wykopu 1 800 zł - wykonanie przekopu pod wodę i odprowadzenie drenażu 300 zł - wykonanie drogi 9 000 zł - rozplantowanie gliny 920 zł ______ 12 020 zł To jest o wiele więcej niż w ogóle mogliśmy przypuszczać. Dobrze, że chociaż droga się sprawdziła i jak dotąd nie było z nią większych problemów. Wielu z naszych dostawców miało na poczatku wielkie obawy czy uda im się pod nią podjechać. W między czasie wykonaliśmy wykop na głębokość 70 cm wzdłuż drogi pod przyszły prąd. Tym razem wzięliśmy inną firmę, która u nas tj. tam gdzie teraz mieszkamy- jeszcze :), kładła jakiś kable telefoniczne. Właściwie była to dla nich fucha za którą zgarnęli 300 zł. Jeżeli wziąć pod uwagę ilość potrzebnego czasu jaki należałoby poświęcić na wykonanie tego samego ręcznie, studiując łopatologię w praktyce, to była to prawdziwa okazja. A tak dwie małe kopareczki uwinęły się ze 115 m odcinkiem w ok. 4 godzinki. Nasuneło mi się także takie spostrzeżenie, że wszelkie roboty ziemne wykonaliśmy na czarno. Szara strefa kwitnie. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kopareczki1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/koparkidwie.jpg Dołek już czeka. Szkoda, że elektrownia póki co nie chce postawić skrzynki z licznikiem. Trzeba uruchomić znajomości, może to coś pomoże. Ostatnio mamy kilka naglących spraw – nadal nie mamy dekarza, mamy 6 ofert na okna, co jeszcze bardziej pogarsza sprawę z wyborem tej właściwej oferty, kolektory słoneczne także do wyboru. Niby wszystko nam pasuje, tylko ceny są ciut wyższe niż zakładaliśmy i dlatego trudno się zdecydować. Pogoda zrobiła się tak upalna, że kilka minut na słońcu wysusza nas na wiór. Nie oznacza to wcale, że budowa stoi, od 09-06-2006, nasi budowniczowie, po umówionej, choć skróconej przerwie ponownie wkroczyli w nasze progi. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien32.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien31.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien3.jpg W pięć dni zajęło im postawienie wszystkich ścian i kominów. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien3.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien4.jpg Tym razem nadproża tzw. L-ki zamówiliśmy gotowe. Wychodzi porównywalnie cenowo jakby miały być one wykonane w sposób tradycyjny ( czytaj lane ), szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że zakupujemy je bez podatku. Poza tym nie mogę patrzeć jak ciągle tną mi moje deski na coraz to krótsze kawałeczki. Leśnika to boli, naprawdę. Apropo desek to nasz Henryk zapowiedział, że będzie potrzebował ich jeszcze z metr i do tego 0,2 m3 obrzynów na schody. Zwariować można. Na działce w koło domu znajduje się teraz całkiem sporo materiału. Wszystkie potrzebne pustaki i część cegieł już tylko czeka na wykorzystanie. Podobno są teraz straszne problemy aby te materiały kupić - magazyny puste . Ceny także podskoczyły horrendalnie. My na szczęście mamy już wszystko z grubsza zakupione. :) http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skladzikmaterialowy.jpg Moja żoncia już któryś raz zmienia zdanie na temat wielkości naszego domu. Raz jest za duży, innym razem za mały. To samo z oknami. Kobietą nigdy nie można dogodzić, ale starac się trzeba. Może to ten wiek. Jak są smarkate to wszystko im pasuje lub jest obojętne, a jak przekroczą pewna granicę, to już wiedza czego oczekują i zaczynają wymagać. Jak na to spojrzec z innej strony to jest to budujęce, że mnie wybrała . I nie myśl sobie Małgosiu, że robię tu aluzje do obchodzonych dwa dni wcześniej urodzin. Jeszcze raz wszystkiego naj ... Małgosia to taki pracuś, że cały czas by tam coś sprzątała i przekładała. Siedziałaby tam też do późna w nocy żeby tylko ktoś nie zwinął jakiejś cegły. Byłby z Niej dobry kierownik budowy i cieć w jednej osobie. Na nieszczęście szybko się denerwuje. Jak widzi jak nasz materiał np. pustaki jest „niszczony”, tzn. dopasowywany do potrzeb przez budowlańców to Ją chyba krew zalewa. Jak napiszę to może zrozumie i weźmie to do siebie. MAŁGOSIU KOCHANA NA BUDOWIE NIGDY NIE DA SIĘ WSZYSTKIEGO WYKORZYSTAĆ, ZAWSZE SĄ JAKIEŚ ODPADY. Tak samo trzeba brać poprawkę na szkody od małoletnich idiotów, którym niszczenie cudzej własności sprawia przyjemność. Jeżeli już jesteśmy przy „przyjemnościach” to można wspomnieć od wylaniu wody z wiadra z piwnicy, wyrzucenie zebranych wcześniej do wora śmieci, rozsypanie pół worka wapna i zapchanie tymże przewodu wentylacyjnego. Więcej grzechów nie pamiętam. Aby trochę ograniczyć chodzenie przez naszą działkę dostaliśmy pozwolenie od dyrektora szkoły na załatanie dziur i wysmarowanie płotu jakimś brudzącym świństwem. Wiadomość, że chcemy to zrobić bardzo go ucieszyła. Dodatkowo obiecał, że na apelu szkolnym jeszcze raz przypomni gdzie znajduje się teren szkoły, a gdzie prywatna posesja. Chociaż na jakikolwiek rezultat nie wierzę. Dziś 15-06-2006r. udało się mam pozałatać wszystkie dziury w płocie w liczbie sztuk trzy. Dodatkowo na przeważającej części wysmarowaliśmy płot spalonym olejem silnikowym. Od tego momentu przestaniemy płoszyć intruzów. Jak chce baran jeden z drugim przełazić, to proszę bardzo. Na proszek do prania od nas nie ma taki co liczyć. Oby odwetu nie było. Trawsko rośnie mam na potęgę. Jakiś czas temu wystąpiliśmy z wnioskiem o dotację z Unii Europejskie na nasze pole i teraz powinniśmy już kosić zielsko. Na szczęście znaleźliśmy rolnika, który mam wykona tą usługę i jeszcze zabierze dla siebie siano. Początkowo chciał nam nawet zapłacić, ale dla nas byłaby to już przesada. Przecież dzięki niemu pozbędziemy się kłopotu, a pieniążki i tak zgarniemy. Tylko rolnikiem być. Rozebraliśmy resztkę płotu, zebraliśmy drut kolczasty, usunęliśmy samosiejki. Teraz koszenie pójdzie mu lżej. To wszystko, łącznie z reperacją w/w płotu zajęło nam 5 godzin. Dzień dobrze wykorzystany. W święta najlepiej się pracuje. Już od zeszłego roku planowaliśmy z Małgosią pobaraszkować w tym buszu zieleni. Teraz trzeba się pospieszyć. Właściwie po co czekać ... Cdn.
  3. Może i przeżyłem obsypywanie ścian żwirem ale wykonałem na razie tylko około ½ zamierzonej pracy. Na więcej zabrakło czasu i sił. Doszło nawet do tego, że poprosiłem brata o pomoc wraz z jego trzema kolegami, z którymi pracowaliśmy nawet w niedzielę. Dziw bierze, że przez 6 godzin prawie ciągłego machania szpadlem można w 5 osób zasypać, w mój sposób, tylko około połowę 9 m ściany. Z ekonomicznego punktu widzenia to jest to zupełnie nie opłacalne, za to daje spokój ducha jeżeli chodzi o pewność, że nie przerwało się izolacji wodochronnej. Potwierdziły się za to moje obawy jeżeli chodzi o zasypywanie mechaniczne wykopu. Podczas wyrównywania terenu przez spychacz sam byłem świadkiem jak wielka bryła zeschniętej gliny uderzyła w ścianę. Z łatwością przerywała folię kubełkowa i w styropianie robiąc pokaźna wyrwę. O szczelności takiej izolacji nie może by być mowy. Izolacja wyglądałaby bardziej jak sito , o wywalonych pieniąszkach nawet szkoda wspominać. Tak przynajmniej wiem, że ściany mam calutkie i teoretycznie wszystko powinno zadziałać. Jak to mówią nadzieja matka ... http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/osypywanie.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wykonanydrenaz.jpg Reasumując podczas jednego pełnego tygodnia z 1 dniem przerwy pracując przeważnie sam, jak i w towarzystwie udało się wykonać … niewiele. Za to w głowie to wszystko szło raz dwa. Jak na początku denerwowało mnie, że nasz Henryk chce dwa tygodnie przerwy, tak teraz na wiadomość o tym, że może jednak wrócić szybciej, także i ta informacja nie była zbyt pocieszająca. Przecież ja jestem jeszcze daleko w polu ze swoja robotą. Stąd też wzięła się decyzja o tym aby pracować w niedzielę, co nomen omen kłuci się mocno z moimi przekonaniami. Za to jednak spycharka mogła wjechać do roboty w poniedziałek i nie zawaliła mi za bardzo niewykończonych jeszcze ścian. Negocjacje cenowe z naszym starym znajomym od ciężkiego sprzętu, teraz „spycharkowym” ,pozwoliły ustalić, że za każdą przepracowaną godzinę my wypłacimy mu 90 złociszy. Niby wszystko fajnie, bo w końcu zamkniemy ten temat z glina, z wykopem i na dobre wyjdziemy z ziemi. Jaka to jest szuja niech świadczy fakt, że zamiast spycharki ta menda przysłała ładowarkę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ladowarka.jpg Nie dość, że jest o wiele mniej wydajna, to jeszcze pozostawia takie koleiny za sobą ,że ni jak nie mogła ich potem wyrównać. Wkurw totalny. Całe szczęście, że operator ładowarki to był łapski chłop i po dwóch godzinach zadzwonił do szefuncia, że woda i olej się prawie gotują, co szybcikiem doprowadzi do awarii. Po części to prawda. Słowa te przezwyciężyły w nim chęć do nieuczciwego zarobku i odwołał ładowarkę. Najlepsze w tym, że wszystko przedtem obgadałem z „operatorem”, który jako jedyny do tej pory powiedział mi „ dosyć gadania, bo kasa ci leci.” On to też doradził mi aby wziąć 20 tonową spycharką na gąsienicach, która co prawda jest droższa ale za to o wiele wydajniejsza i co ważniejsze spycha na „gładko”. Doradził też aby jutro już na samym początku dać operatorowi w łapę, to będzie zasuwał jak obłąkany, mając głęboko w d…e interes szefa. To była moja pierwsza łapówa, no ale przecież żyjemy w Polsce i tak się tu przecież robi interesy i kręci wały. Poza tym uważam, że danie komuś w łapę poniżej miliona złotych wcale nie jest przekupstwem. Zdjęcie poniżej zostało wygrzebane gdzieś w Internecie i przedstawia prawie identyczną koparkę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/spychacz1ostateczny.jpg To 20 – to tonowe monstrum kosztowało mnie 120 zł za godzinę plus 200 zł dojazd (utargowane z 300). Tego dojazdu nadal nie mogę zrozumieć. To tak jakbym sobie życzył od jakiegoś supermarketu zwrotu kosztów dojazdu dlatego, że u nich chcę zrobić zakupy. Dobrze, że wziąłem sobie na ta okoliczność 2 dni urlopu. Dzięki temu mogłem przypilnować aby praca trwała cięgle i wiedziałem ile odliczyć za przerwy. Już na początku zadałem mu pytanie czy ich boss płaci im motywacyjne, bo ja z chęcią takie bym wypłacił za efektywną, sumienną pracę. 5 godzin później 600 m3 zostało piknie rozplantowane. Jakoś teraz tak dziwnie, płasko. A jakich smaczków się o ich pracodawcy przy tym nasłuchałem… Na przykład : - przerwy śniadaniowe musza odrabiać, - naprawa i czyszczenie sprzętu płacone jest po połowie, - ostatnio odchodzi od niego masa ludzi wyjeżdżając za granice lub szukając pracy gdzie indziej i najlepsze : - jakiś czas temu operator poprosił go o to, aby ten zawiózł go do ślubu jego wypasiony „merolem”. Ten odpowiedział, że owszem ale to kosztuje 500 zł. Bez komentarza. Byłem tez świadkiem rozmowy jaką przeprowadził szefuncio z operatorem. Dało się wyczuć, że jest bardzo zdziwiony, że tak szybko się uwinął oraz co potwierdza moja niechęć do niego i podejrzenie, że to naciągać. Wypowiedziane przez niego słowa ” … ta firma ma zarabiać na siebie” umocniła mnie tylko w tym przekonaniu. Sam operator powiedział, że to samo mógłby robić kilka godzin dłużej, bo on ma przecież kilka biegów, jedynką też można jeździć Sumując wszystko do kupy, to pozbycie się problemu z nadmiarem gliny kosztowało mnie 920 zł. Teraz małe podliczano: - wykonanie wykopu 1 800 zł - wykonanie przekopu pod wodę i odprowadzenie drenażu 300 zł - wykonanie drogi 9 000 zł - rozplantowanie gliny 920 zł ______ 12 020 zł To jest o wiele więcej niż w ogóle mogliśmy przypuszczać. Dobrze, że chociaż droga się sprawdziła i jak dotąd nie było z nią większych problemów. Wielu z naszych dostawców miało na poczatku wielkie obawy czy uda im się pod nią podjechać. W między czasie wykonaliśmy wykop na głębokość 70 cm wzdłuż drogi pod przyszły prąd. Tym razem wzięliśmy inną firmę, która u nas tj. tam gdzie teraz mieszkamy- jeszcze , kładła jakiś kable telefoniczne. Właściwie była to dla nich fucha za którą zgarnęli 300 zł. Jeżeli wziąć pod uwagę ilość potrzebnego czasu jaki należałoby poświęcić na wykonanie tego samego ręcznie, studiując łopatologię w praktyce, to była to prawdziwa okazja. A tak dwie małe kopareczki uwinęły się ze 115 m odcinkiem w ok. 4 godzinki. Nasuneło mi się także takie spostrzeżenie, że wszelkie roboty ziemne wykonaliśmy na czarno. Szara strefa kwitnie. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kopareczki1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/koparkidwie.jpg Dołek już czeka. Szkoda, że elektrownia póki co nie chce postawić skrzynki z licznikiem. Trzeba uruchomić znajomości, może to coś pomoże. Ostatnio mamy kilka naglących spraw – nadal nie mamy dekarza, mamy 6 ofert na okna, co jeszcze bardziej pogarsza sprawę z wyborem tej właściwej oferty, kolektory słoneczne także do wyboru. Niby wszystko nam pasuje, tylko ceny są ciut wyższe niż zakładaliśmy i dlatego trudno się zdecydować. Pogoda zrobiła się tak upalna, że kilka minut na słońcu wysusza nas na wiór. Nie oznacza to wcale, że budowa stoi, od 09-06-2006, nasi budowniczowie, po umówionej, choć skróconej przerwie ponownie wkroczyli w nasze progi. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien32.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien31.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien3.jpg W pięć dni zajęło im postawienie wszystkich ścian i kominów. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien3.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien4.jpg Tym razem nadproża tzw. L-ki zamówiliśmy gotowe. Wychodzi porównywalnie cenowo jakby miały być one wykonane w sposób tradycyjny ( czytaj lane ), szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że zakupujemy je bez podatku. Poza tym nie mogę patrzeć jak ciągle tną mi moje deski na coraz to krótsze kawałeczki. Leśnika to boli, naprawdę. Apropo desek to nasz Henryk zapowiedział, że będzie potrzebował ich jeszcze z metr i do tego 0,2 m3 obrzynów na schody. Zwariować można. Na działce w koło domu znajduje się teraz całkiem sporo materiału. Wszystkie potrzebne pustaki i część cegieł już tylko czeka na wykorzystanie. Podobno są teraz straszne problemy aby te materiały kupić - magazyny puste . Ceny także podskoczyły horrendalnie. My na szczęście mamy już wszystko z grubsza zakupione. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skladzikmaterialowy.jpg Moja żoncia już któryś raz zmienia zdanie na temat wielkości naszego domu. Raz jest za duży, innym razem za mały. To samo z oknami. Kobietą nigdy nie można dogodzić, ale starac się trzeba. Może to ten wiek. Jak są smarkate to wszystko im pasuje lub jest obojętne, a jak przekroczą pewna granicę, to już wiedza czego oczekują i zaczynają wymagać. Jak na to spojrzec z innej strony to jest to budujęce, że mnie wybrała . I nie myśl sobie Małgosiu, że robię tu aluzje do obchodzonych dwa dni wcześniej urodzin. Jeszcze raz wszystkiego naj ... Małgosia to taki pracuś, że cały czas by tam coś sprzątała i przekładała. Siedziałaby tam też do późna w nocy żeby tylko ktoś nie zwinął jakiejś cegły. Byłby z Niej dobry kierownik budowy i cieć w jednej osobie. Na nieszczęście szybko się denerwuje. Jak widzi jak nasz materiał np. pustaki jest „niszczony”, tzn. dopasowywany do potrzeb przez budowlańców to Ją chyba krew zalewa. Jak napiszę to może zrozumie i weźmie to do siebie. MAŁGOSIU KOCHANA NA BUDOWIE NIGDY NIE DA SIĘ WSZYSTKIEGO WYKORZYSTAĆ, ZAWSZE SĄ JAKIEŚ ODPADY. Tak samo trzeba brać poprawkę na szkody od małoletnich idiotów, którym niszczenie cudzej własności sprawia przyjemność. Jeżeli już jesteśmy przy „przyjemnościach” to można wspomnieć od wylaniu wody z wiadra z piwnicy, wyrzucenie zebranych wcześniej do wora śmieci, rozsypanie pół worka wapna i zapchanie tymże przewodu wentylacyjnego. Więcej grzechów nie pamiętam. Aby trochę ograniczyć chodzenie przez naszą działkę dostaliśmy pozwolenie od dyrektora szkoły na załatanie dziur i wysmarowanie płotu jakimś brudzącym świństwem. Wiadomość, że chcemy to zrobić bardzo go ucieszyła. Dodatkowo obiecał, że na apelu szkolnym jeszcze raz przypomni gdzie znajduje się teren szkoły, a gdzie prywatna posesja. Chociaż na jakikolwiek rezultat nie wierzę. Dziś 15-06-2006r. udało się mam pozałatać wszystkie dziury w płocie w liczbie sztuk trzy. Dodatkowo na przeważającej części wysmarowaliśmy płot spalonym olejem silnikowym. Od tego momentu przestaniemy płoszyć intruzów. Jak chce baran jeden z drugim przełazić, to proszę bardzo. Na proszek do prania od nas nie ma taki co liczyć. Oby odwetu nie było. Trawsko rośnie mam na potęgę. Jakiś czas temu wystąpiliśmy z wnioskiem o dotację z Unii Europejskie na nasze pole i teraz powinniśmy już kosić zielsko. Na szczęście znaleźliśmy rolnika, który mam wykona tą usługę i jeszcze zabierze dla siebie siano. Początkowo chciał nam nawet zapłacić, ale dla nas byłaby to już przesada. Przecież dzięki niemu pozbędziemy się kłopotu, a pieniążki i tak zgarniemy. Tylko rolnikiem być. Rozebraliśmy resztkę płotu, zebraliśmy drut kolczasty, usunęliśmy samosiejki. Teraz koszenie pójdzie mu lżej. To wszystko, łącznie z reperacją w/w płotu zajęło nam 5 godzin. Dzień dobrze wykorzystany. W święta najlepiej się pracuje. Już od zeszłego roku planowaliśmy z Małgosią pobaraszkować w tym buszu zieleni. Teraz trzeba się pospieszyć. Właściwie po co czekać ... Cdn.
  4. Witaj hancior Wielkie dzięki za wyrazy uznania. Myślę, że równie dobrze także i sobie możesz pogratulować wyboru doskonałego projektu. . Pod koniec czerwca rozpoczynasz, co ? Pewnie nie masz zamiaru skończyć w tym roku?. Jak na to spojrzeć z innej strony to będziemy szli prawie w łeb w łeb, ponieważ piwnica to jest jakby nad program. U mnie ekipa budowlana wraca do mnie w czwartek i ciągną ściany do góry. Oczywiście w razie potrzeby służę podpowiedziami, w końcu te form do tego zostało stworzone. Powodzenia
  5. Czy nie drogo ?? Hmm… Taka z drenażem rozsączającym można już kupić za 2,5 tys. zł. i to jest dopiero niedrogo. Ta moja jest dla maksymalnie 6-ciu osób i ma przerób ścieków 0,9 m3 na dobę. Czyli wychodzi, że trzeba by zużyć 27 m3 na miesiąc, co żadna normalna rodzina (1-6 osób) nie jest w stanie zrobić. Zastanów się jeszcze nad oczyszczalnią, może jest jakieś wyjście. Nie masz jakiegoś rowu, rzeczki, cokolwiek ? W ostateczności można tą wodą podlewać trawnik. Oczyszczalnia ma same zalety. O kosztach eksploatacji wspomnę tylko tyle, że taniocha. Szambo z kolei to według mnie rozwiązanie tymczasowe. Poza tym w momencie kanalizacji twojej miejscowości będziesz musiał się podłączyć do sieci, a to znowu wiąże się z kosztami i bałaganem.
  6. Po takich pochwałach to Małgosia napewno utwierdzi się w słusznym wyborze. Moja kobietka tak już ma, że nawet jak jest zadowolona, to i tak rozwodzi się nad słusznością wyboru. Kobiety - nic dodać, nic ująć. Droga Aniu, ty to potrafisz pocieszyć i dodac otuchy Ze swojej strony nie wiem co mógłbym jeszcze zrobic aby wodzie powiedziec won. Śniegu u nas naszczęście jak na lekarstwo. Zanim zdąży zbrzydnąć to już go nie ma. Przeważnie. Nie pozostaje nic innego jak poczekać i mieć nadzieję.
  7. Rom ty cykorze , choć doskonale Cię rozumiem, szczególnie gdy tyle się słyszy o oszustach grasujących w Internecie. Gratuluje schodów i pomysłu. Musze przyznać, że ja wcześniej nie czułbym się na siłach zaprojektować takich schodów. Szacuneczek. Teraz może... Oczyszczalnia wyniesie mne 6 tysiaków brutto - wraz z transportem do mnie. Jakby nie było to 1169 zł taniej. Gwarancja i doradztwo takie jak w Bioeko. Montuję sam, bo to prosta sprawa.
  8. W sobotę 27-05-2006r. robotnicy ostatecznie uwinęli się ze stoją częścią umowy, czyli zabezpieczeniem ciepło- i wodochronnym budynku. Reasumując zużyli do tego, licząc w kolejności od wewnątrz: - 60 kg jakiegoś czarnego smarowidła, którego nazwy nie znam, wysmarowane 3 pustaki od dołu, - 116 m2 styropianu grubości 10 cm , - 125 m2 siatki, - 625 kg kleju do przyklejania styropianu oraz do wtapiania w niego siatki (2 warstwy), - 180 kg dysperbitu (9 wiaderek po 20 kg), - 42 mb foli kubełkowej długości 2 m . Do drenażu zużyte zostało : - 1 wywrotka kamieni płukanych, - 4 wywrotki żwiru (jak na razie), - 60 mb rury drenarskiej fi 100, - 24 mb szarej rury kanalizacyjnej fi 100 - 3 trójniki pełniące rolę dwóch studzienek, - 150 m2 geowłukniny Jakie to wygląda w pieniądzach to nawet nie mam śmiałości sprawdzić. W piątek (w dniu przyjazdu Papieża) dosztukowałem wyrwaną wcześniej rurę od wody. O mało kupiłbym nie tą średnicę co trzeba. W projekcie przyłącza wody stoi 50 mm, a w rzeczywistości jest 40 mm. Na ta okoliczność zaopatrzyłem się też w porządny młotek i przecinak. Czas się powoli usprzętawiać. Przekucie się przez pustak to już doprawdy fraszka była i od tego momentu można powiedzieć, że mamy wodę w domu, a dokładniej w kotłowni. Ułożenie rury kanalizacyjnej odprowadzającej wodę z drenażu podjąłem się razem z moim bratem, Kasprem. Po 5 godzinach wspólnej pracy efekt był zadowalający. Należało ją tak podłączyć aby tworzyła leciutki spadek do granicy naszej działki. Sąsiad kiedyś odkryję, że wybija mu źródełko :)z krystalicznie czystą wodą . Od momentu wykonania tego wykopu ściany troszkę się zawaliły i co najgorsze skamieniały. To tu, to tam trzeba było coś odrzucić na bok lub dorzucić aby złapać jako taki spadek. Ach ta glina. Martwy mnie jedna kwestia. Co będzie jak ta glina po jakimś czasie siądzie ? Czy spadek nadal będzie zachowany. Naiwnością byłoby sądzić, że siądzie równo na całej długości. Czy woda nie będzie się cofać ? Tyle niewiadomych. Jestem dobrej myśli. Na koniec zakamuflowaliśmy rurę z wierzchu, tak aby nie była widoczna z góry i aby licha nie kusiła. Reszta należy do spycharki, którą jak dobrze pójdzie to można zamawiać w połowie przeszłego tygodnia. Pracownicy zakończyli swoja udrękę na etapie przedstawiony na zdjęciu poniżej : http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drena380.jpg Dodam, że według mnie to ta łatwiejsza część. Do nas pozostaje teraz podciągniecie żwirku i gliny do poziomu działki, rozdzielając te dwie frakcje geowłukniną. Wszystko to przy pomocy masy samozaparcia (żółwie tempo) no i oczywiście szpadla i łopaty. Nie używamy koparki, bo nie bardzo wierzę w to, aby jakiś zsuwający się kawał gliny nie uszkodził kruchej jednak izolacji. Jak łatwo ja uszkodzić niech świadczy fakt, że jeden z naszych „życzliwych” cisną kamieniem (ok.2 kg) i budynek. Efekt był taki, że folia została nieznacznie przerwana, styropian zmiażdżony tracąc szczelność. Bez komentarza. Wierzę, że koparka zniweczyła by całą pracę, a pieniądze poszły by na marne. A dowiedzielibyśmy się o tym dopiero jakby woda/wilgoć lała by się do budynku. Nie chcę żyć w niepewności i choć mięśnie bolą, to nie poddam się. Ale to zabrzmiało. Ten optymizm opada ze mnie jak już jestem na działce. Ogrom prac jaki przed nami się roztacza jest przerażający i przytłaczający. Po dwóch dniach ręcznego zasypywania przestrzeni około budynkowej ręce opadają. Oczywiście mowa tu o dniach w sensie pracy po pracy. Na więcej i tak nie ma już sił. Jeszcze taki kawał do końca. Na koniec budowy klatę będę miał jak Herkules, a ręce jak małpa- do ziemi. 24-05-2006 r. zamówiłem mechaniczno - biologiczną przydomową oczyszczalnie ścieków, produkcji Słowackiej, za pośrednictwem jednego z formuowiczów, który także sobie ją sprowadza. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/POS.jpg Jest to ta sama co na tej stronie http://www.bioeko.ires.pl" rel="external nofollow">http://www.bioeko.ires.pl , tylko, że taniej. Za najdalej miesiąc powinna być o mnie. Teraz mamy dylemat gdzie ją umieścić i gdzie odprowadzić wodę. Mój pomysł aby podłączyć to do w/w rur kanalizacyjnych przy drenażu nie znalazł akceptacji mojej małżonki. Niby przepisy nie pozwalają. Innego pomysłu jak na razie nie mamy. Zrobimy pewnie i tak po mojemu. Wszyscy nas odwiedzający chwalą nasze schody, które podobają się im ogromnie. Dziwią się przy tym, że są takie szerokie i wygodne. Małgosia już myśli jak je oświetlić. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/schody.jpg Jak napisze cos nowego to oznacza, że przeżyłem zasypywanie. Cdn.
  9. W sobotę 27-05-2006r. robotnicy ostatecznie uwinęli się ze stoją częścią umowy, czyli zabezpieczeniem ciepło- i wodochronnym budynku. Reasumując zużyli do tego, licząc w kolejności od wewnątrz: - 60 kg jakiegoś czarnego smarowidła, którego nazwy nie znam, wysmarowane 3 pustaki od dołu, - 116 m2 styropianu grubości 10 cm , - 125 m2 siatki, - 625 kg kleju do przyklejania styropianu oraz do wtapiania w niego siatki (2 warstwy), - 180 kg dysperbitu (9 wiaderek po 20 kg), - 42 mb foli kubełkowej długości 2 m . Do drenażu zużyte zostało : - 1 wywrotka kamieni płukanych, - 4 wywrotki żwiru (jak na razie), - 60 mb rury drenarskiej fi 100, - 24 mb szarej rury kanalizacyjnej fi 100 - 3 trójniki pełniące rolę dwóch studzienek, - 150 m2 geowłukniny Jakie to wygląda w pieniądzach to nawet nie mam śmiałości sprawdzić. W piątek (w dniu przyjazdu Papieża) dosztukowałem wyrwaną wcześniej rurę od wody. O mało kupiłbym nie tą średnicę co trzeba. W projekcie przyłącza wody stoi 50 mm, a w rzeczywistości jest 40 mm. Na ta okoliczność zaopatrzyłem się też w porządny młotek i przecinak. Czas się powoli usprzętawiać. Przekucie się przez pustak to już doprawdy fraszka była i od tego momentu można powiedzieć, że mamy wodę w domu, a dokładniej w kotłowni. Ułożenie rury kanalizacyjnej odprowadzającej wodę z drenażu podjąłem się razem z moim bratem, Kasprem. Po 5 godzinach wspólnej pracy efekt był zadowalający. Należało ją tak podłączyć aby tworzyła leciutki spadek do granicy naszej działki. Sąsiad kiedyś odkryję, że wybija mu źródełko :)z krystalicznie czystą wodą . Od momentu wykonania tego wykopu ściany troszkę się zawaliły i co najgorsze skamieniały. To tu, to tam trzeba było coś odrzucić na bok lub dorzucić aby złapać jako taki spadek. Ach ta glina. Martwy mnie jedna kwestia. Co będzie jak ta glina po jakimś czasie siądzie ? Czy spadek nadal będzie zachowany. Naiwnością byłoby sądzić, że siądzie równo na całej długości. Czy woda nie będzie się cofać ? Tyle niewiadomych. Jestem dobrej myśli. Na koniec zakamuflowaliśmy rurę z wierzchu, tak aby nie była widoczna z góry i aby licha nie kusiła. Reszta należy do spycharki, którą jak dobrze pójdzie to można zamawiać w połowie przeszłego tygodnia. Pracownicy zakończyli swoja udrękę na etapie przedstawiony na zdjęciu poniżej : http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drena380.jpg Dodam, że według mnie to ta łatwiejsza część. Do nas pozostaje teraz podciągniecie żwirku i gliny do poziomu działki, rozdzielając te dwie frakcje geowłukniną. Wszystko to przy pomocy masy samozaparcia (żółwie tempo) no i oczywiście szpadla i łopaty. Nie używamy koparki, bo nie bardzo wierzę w to, aby jakiś zsuwający się kawał gliny nie uszkodził kruchej jednak izolacji. Jak łatwo ja uszkodzić niech świadczy fakt, że jeden z naszych „życzliwych” cisną kamieniem (ok.2 kg) i budynek. Efekt był taki, że folia została nieznacznie przerwana, styropian zmiażdżony tracąc szczelność. Bez komentarza. Wierzę, że koparka zniweczyła by całą pracę, a pieniądze poszły by na marne. A dowiedzielibyśmy się o tym dopiero jakby woda/wilgoć lała by się do budynku. Nie chcę żyć w niepewności i choć mięśnie bolą, to nie poddam się. Ale to zabrzmiało. Ten optymizm opada ze mnie jak już jestem na działce. Ogrom prac jaki przed nami się roztacza jest przerażający i przytłaczający. Po dwóch dniach ręcznego zasypywania przestrzeni około budynkowej ręce opadają. Oczywiście mowa tu o dniach w sensie pracy po pracy. Na więcej i tak nie ma już sił. Jeszcze taki kawał do końca. Na koniec budowy klatę będę miał jak Herkules, a ręce jak małpa- do ziemi. 24-05-2006 r. zamówiłem mechaniczno - biologiczną przydomową oczyszczalnie ścieków, produkcji Słowackiej, za pośrednictwem jednego z formuowiczów, który także sobie ją sprowadza. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/POS.jpg Jest to ta sama co na tej stronie http://www.bioeko.ires.pl , tylko, że taniej. Za najdalej miesiąc powinna być o mnie. Teraz mamy dylemat gdzie ją umieścić i gdzie odprowadzić wodę. Mój pomysł aby podłączyć to do w/w rur kanalizacyjnych przy drenażu nie znalazł akceptacji mojej małżonki. Niby przepisy nie pozwalają. Innego pomysłu jak na razie nie mamy. Zrobimy pewnie i tak po mojemu. Wszyscy nas odwiedzający chwalą nasze schody, które podobają się im ogromnie. Dziwią się przy tym, że są takie szerokie i wygodne. Małgosia już myśli jak je oświetlić. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/schody.jpg Jak napisze cos nowego to oznacza, że przeżyłem zasypywanie. Cdn.
  10. Co ci poradzić. Zależy ile masz tych okien (tzn. ile zaoszczędzasz), bo jeżeli jest ich mało to zawsze lepiej kupić u lokalnego sprzedawcy. W moim przypadku okna nie robiła miejścowa firma tylko ROTO i niezależnie skąd bym je zakupił , to powinny być one takie same u wszystkich sprzedających. Teraz jest masa małych firm robiących okienka i w tym przypadku to wolałbym je najpierw zobaczyć, żeby nie kupowac kota w worku. Czyli nic Ci konkretnie nie doradziłem i wybrać dalej musisz sam. Paniętaj jednak , że ziarko do ziarka i ............................................ .................................................................................................... ..................................................................................................... ..................................................................................................... jutro znowu krupnik.
  11. Rom Więc tak. Wczoraj za Małgosią odfoliowaliszmy jeden zestaw okienny i okienko jest piewsza klasa, takie jak na wystawce w naszej hurtowni. Szkoda tylko, że kołnierze zostały nieznacznie porysowane, zapewne w czasie transportu. Jednak tego rodzaju usterki rzadko daje się uniknąć. Z drugiej strony nie wiem czy w ogole będą one widoczne po montażu. Wiec szczerze mogę polecić tego sprzedającego
  12. Od ostatniego razu zostałem pouczony przez Małgosię, że dzieciaki ze szkoły wcale nie są takimi aniołkami jak mi się wydaję. Ja po prostu jestem niej pamiętliwy. Nie śmiej się. :) Fakt, że w ostatnim czasie zdarzyło się nam kilka niezbyt miłych incydentów. Raz worek z cementem posiadł umiejętność lewitacji i nurkowania na czas w beczce na wodę. Innym razem betoniarka uznała, że już wystarczająco naciągnęła nas na koszty i akcie najwyższego poświęcenia odcięła sobie przewody. Cóż za oddanie, ale już starczy. To tyle w kwestii sprostowania. :) Musze przyznać, że nasi budowlańcy maja „kopa” w wykonywaniu swoich prac. Zaledwie trzy dni zajęło im wykonanie całych szalunków i zbrojenia. I nie ma mowy tu o żadnej fuszerce, choć najlepiej o tym to tylko oni sami mogą wiedzieć. Najgorszy był moment, gdy przywieźli do nas pręty stalowe przeddzień ich wykorzystania. Ciekawe po co ? Tyle słyszy się o kradzieżach na budowach. Małgosia była tak zdenerwowana, że jakby obgryzała paznokcie, to do rana znalazła by się swoimi ząbkami gdzieś w okolicy łokcia. Miała coś jak manię prześladowczą. Doszło do tego, że zaczęliśmy już gonić dzieciaki z naszej działki. Przez całe lata była to jedna z nieformalnych dróg do i ze szkoły. Siła przyzwyczajeń. Coś jakby się chciało odzwyczaić faceta żeby nie zostawiał po … (no wiecie) podniesionej klapy na sedesie. No cóż mężczyzn można analizować, kobiety tylko podziwiać. Mam nadzieję, że to nie jest jakiś odwet za to przeganianie. Niby jak się gówno ruszy to jeszcze bardziej śmierdzi, ale przecież nie możemy pozwolić na pochody 1-szo majowe na co dzień. Desek na szalunki niestety zabrakło. Trzeba było zakupić w tartaku ich jeszcze 0,5m3. Oszaleć można. Łącznie budowa pochłonęła 4,5 m3 i mam nadzieję, że na tym już koniec. Wszyściutko przepięknie położone, dopasowane, przycięte. Schody osobiście wykonywał Pan Henryk, bo żona trochę się z tego tematu obkuła na uczelni i wiedziała jak łatwo można je popsuć. Niby jest projekt i wszystko w nim czarno na białym wyrysowane, ale to tylko papier, który wszystko przyjmie. Tu liczy się doświadczenie. Na początku budowy zakładaliśmy, że będziemy budować zgodnie z projektem, bo wszystko było, jak sądziliśmy, doskonale przemyślane. Teraz powstało już kilka zmian, z których bardzo się cieszymy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnica1.jpg Mianowicie przesunęliśmy drzwi do suszarni z garażu do spiżarni, a w samej spiżarni zrezygnowaliśmy ze ścianki wraz z drzwiami. Dało to mniej więcej tyle, że teraz czuje się u nas przestrzeń i nieskrępowanie. Dziwnie to jakoś przedtem wyglądało jak się schodziło na dół i wszędzie były drzwi. Dodatkowo nasz budowlaniec wskazał, że niezbędne będzie w „pomieszczeniu do ??” wzmocnienie ściany przez wstawienie zbrojonego słupa, a to ze względu na długość ściany i parcie ziemi. Dodam, że w projekcie architekt tego nie uwzględnił. Ostatnia korekta dotyczy wjazdu do garażu. Za względu na wygodę, głównie żony, ścianka zostanie załamana tak aby najazd był bardziej łagodny. Dodatkowo nasz Henryk zalecił wykonania zbrojenia z takich powyginanych odpowiednio prętów co miało jeszcze bardziej usztywnić strop. Zjawił się też nasz inspektor nadzoru w celu kontroli zbrojenia, które wykonano z pręta o średnicy 12mm w kratownicę, w odstępach 12x25 cm. Według niego jest nawet trochę przezbrojone, choć zgodnie z projektem i prawidłowo wykonane. A jakże by mogło być inaczej. W sobotę przyjechały, z godzinnym opóźnieniem, trzy gruszki betonu, od naszego znajomego – koparkowego, który na dniach otworzył własna betoniarnię. Zachwalał swój wyrób któryś już raz z kolei, przyznając raz mimochodem, że na betonie to on się właściwie nie zna. Dobrze chociaż, że ma odpowiednich ludzi o tego. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jadegruchystrop1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu0.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu3.jpg Po upływie ponad godzinki powstał sufit piwnicy lub podłoga parteru z 19-tu m3 betonu B15. Pan Henryk twierdzi, że jest dobry gatunkowo. Przy "laniu" towarzyszył mi mój syn najlepszy, bo jedyny - Wiktor. Przez 5 godzin ani razu nie marudził, a wręcz przeciwnie dobrze się bawił, biegając po naszych górkach, rozwalając większe grudy gliny i rzucając do celu. Niesamowite dziecko. Zauważyłem także, że na pytanie czy „jedziemy na budowę” ostatnio rzadko odnawia. Czyżby już się zżył. Zające co prawda „własne” mamy, a to dzieci przyciąga jak magnes. :) http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zaj261c.jpg W niedzielę miałem dopilnować podlewania wylewki ale deszczowa pogoda skutecznie mnie wyręczyła. W tym roku padający deszcz jeszcze mnie nie cieszył. 19-go za pośrednictwem Allegro znalazłem ciekawą ofertę na okna dachowe Roto 7/11 735 H razem z kołnierzami. Nigdy dotąd nie dokonywałem takich dużych zakupów przez Internet i myśl o wpłacie na cudze konto ponad 5 tys. napawała mnie niemałym dreszczem. Na szczęście wszystko przebiegło sprawnie i szybciutko. Po 3 dniach pokaźna paczka była już u nas na miejscu. Terza grzecznie czeka na swoja kolej do wykorzystania w połaci dachu. Od poniedziałku 23-06-2006 pracownicy zaczęli ocieplać piwnicę i teoretycznie skończyli. Na fajrant mieli już wyklejone 100 m2 styropianu 10-ki i zaczęli nakładać klej na siatką na ścianę widoczną poniżej. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ocieplenie.jpg Gdzieś w środę pewnie będą już mieli koniec łącznie z ułożeniem drenażu. Potem wchodzimy my z żoncią i dokańczamy drenaż podciągając go do stropu. Niestety potem nasz Henryk na trochę nas opuści ( 2 tygodnie), bo musi wejść na inną budowę. A mogło być tak pięknie.
  13. Od ostatniego razu zostałem pouczony przez Małgosię, że dzieciaki ze szkoły wcale nie są takimi aniołkami jak mi się wydaję. Ja po prostu jestem niej pamiętliwy. Nie śmiej się. Fakt, że w ostatnim czasie zdarzyło się nam kilka niezbyt miłych incydentów. Raz worek z cementem posiadł umiejętność lewitacji i nurkowania na czas w beczce na wodę. Innym razem betoniarka uznała, że już wystarczająco naciągnęła nas na koszty i akcie najwyższego poświęcenia odcięła sobie przewody. Cóż za oddanie, ale już starczy. To tyle w kwestii sprostowania. Musze przyznać, że nasi budowlańcy maja „kopa” w wykonywaniu swoich prac. Zaledwie trzy dni zajęło im wykonanie całych szalunków i zbrojenia. I nie ma mowy tu o żadnej fuszerce, choć najlepiej o tym to tylko oni sami mogą wiedzieć. Najgorszy był moment, gdy przywieźli do nas pręty stalowe przeddzień ich wykorzystania. Ciekawe po co ? Tyle słyszy się o kradzieżach na budowach. Małgosia była tak zdenerwowana, że jakby obgryzała paznokcie, to do rana znalazła by się swoimi ząbkami gdzieś w okolicy łokcia. Miała coś jak manię prześladowczą. Doszło do tego, że zaczęliśmy już gonić dzieciaki z naszej działki. Przez całe lata była to jedna z nieformalnych dróg do i ze szkoły. Siła przyzwyczajeń. Coś jakby się chciało odzwyczaić faceta żeby nie zostawiał po … (no wiecie) podniesionej klapy na sedesie. No cóż mężczyzn można analizować, kobiety tylko podziwiać. Mam nadzieję, że to nie jest jakiś odwet za to przeganianie. Niby jak się gówno ruszy to jeszcze bardziej śmierdzi, ale przecież nie możemy pozwolić na pochody 1-szo majowe na co dzień. Desek na szalunki niestety zabrakło. Trzeba było zakupić w tartaku ich jeszcze 0,5m3. Oszaleć można. Łącznie budowa pochłonęła 4,5 m3 i mam nadzieję, że na tym już koniec. Wszyściutko przepięknie położone, dopasowane, przycięte. Schody osobiście wykonywał Pan Henryk, bo żona trochę się z tego tematu obkuła na uczelni i wiedziała jak łatwo można je popsuć. Niby jest projekt i wszystko w nim czarno na białym wyrysowane, ale to tylko papier, który wszystko przyjmie. Tu liczy się doświadczenie. Na początku budowy zakładaliśmy, że będziemy budować zgodnie z projektem, bo wszystko było, jak sądziliśmy, doskonale przemyślane. Teraz powstało już kilka zmian, z których bardzo się cieszymy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnica1.jpg Mianowicie przesunęliśmy drzwi do suszarni z garażu do spiżarni, a w samej spiżarni zrezygnowaliśmy ze ścianki wraz z drzwiami. Dało to mniej więcej tyle, że teraz czuje się u nas przestrzeń i nieskrępowanie. Dziwnie to jakoś przedtem wyglądało jak się schodziło na dół i wszędzie były drzwi. Dodatkowo nasz budowlaniec wskazał, że niezbędne będzie w „pomieszczeniu do ??” wzmocnienie ściany przez wstawienie zbrojonego słupa, a to ze względu na długość ściany i parcie ziemi. Dodam, że w projekcie architekt tego nie uwzględnił. Ostatnia korekta dotyczy wjazdu do garażu. Za względu na wygodę, głównie żony, ścianka zostanie załamana tak aby najazd był bardziej łagodny. Dodatkowo nasz Henryk zalecił wykonania zbrojenia z takich powyginanych odpowiednio prętów co miało jeszcze bardziej usztywnić strop. Zjawił się też nasz inspektor nadzoru w celu kontroli zbrojenia, które wykonano z pręta o średnicy 12mm w kratownicę, w odstępach 12x25 cm. Według niego jest nawet trochę przezbrojone, choć zgodnie z projektem i prawidłowo wykonane. A jakże by mogło być inaczej. W sobotę przyjechały, z godzinnym opóźnieniem, trzy gruszki betonu, od naszego znajomego – koparkowego, który na dniach otworzył własna betoniarnię. Zachwalał swój wyrób któryś już raz z kolei, przyznając raz mimochodem, że na betonie to on się właściwie nie zna. Dobrze chociaż, że ma odpowiednich ludzi o tego. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jadegruchystrop1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu0.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu3.jpg Po upływie ponad godzinki powstał sufit piwnicy lub podłoga parteru z 19-tu m3 betonu B15. Pan Henryk twierdzi, że jest dobry gatunkowo. Przy "laniu" towarzyszył mi mój syn najlepszy, bo jedyny - Wiktor. Przez 5 godzin ani razu nie marudził, a wręcz przeciwnie dobrze się bawił, biegając po naszych górkach, rozwalając większe grudy gliny i rzucając do celu. Niesamowite dziecko. Zauważyłem także, że na pytanie czy „jedziemy na budowę” ostatnio rzadko odnawia. Czyżby już się zżył. Zające co prawda „własne” mamy, a to dzieci przyciąga jak magnes. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zaj261c.jpg W niedzielę miałem dopilnować podlewania wylewki ale deszczowa pogoda skutecznie mnie wyręczyła. W tym roku padający deszcz jeszcze mnie nie cieszył. 19-go za pośrednictwem Allegro znalazłem ciekawą ofertę na okna dachowe Roto 7/11 735 H razem z kołnierzami. Nigdy dotąd nie dokonywałem takich dużych zakupów przez Internet i myśl o wpłacie na cudze konto ponad 5 tys. napawała mnie niemałym dreszczem. Na szczęście wszystko przebiegło sprawnie i szybciutko. Po 3 dniach pokaźna paczka była już u nas na miejscu. Terza grzecznie czeka na swoja kolej do wykorzystania w połaci dachu. Od poniedziałku 23-06-2006 pracownicy zaczęli ocieplać piwnicę i teoretycznie skończyli. Na fajrant mieli już wyklejone 100 m2 styropianu 10-ki i zaczęli nakładać klej na siatką na ścianę widoczną poniżej. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ocieplenie.jpg Gdzieś w środę pewnie będą już mieli koniec łącznie z ułożeniem drenażu. Potem wchodzimy my z żoncią i dokańczamy drenaż podciągając go do stropu. Niestety potem nasz Henryk na trochę nas opuści ( 2 tygodnie), bo musi wejść na inną budowę. A mogło być tak pięknie.
  14. No to witam ponownie. Kolejność na szczęście masz odpowiednią, budowa zawsze powinna być ważniejsza. No to dziś już mogę powiedzieć, ze strop wraz ze schodami został już zalany. Tempo też mi się podoba. Niestety niedługo wyhamuje, budowlaniec jedzie na dwa tygodnie inną budowę. Choć ma on 3 ekipy budowlane to żadnej okazji nie chce przepuść. Kaszub i wszystko jasne. Niemniej będę próbował go tu jak najszybciej ściągnąć. Okna kupiłem od "B&K" Skład Budowlano-Opałowy z Chwaszczyna. Model 7/11 735H wysokoosiowe drewniane. http://www.roto.pl/index.php?lang=_pl&m=katalog&pg=49 Co prawda jeszcze ich nie rozpakowałem, bo są tak ładnie firmowo zapakowane. Dziś to zrobię i póki co to nie chcę ich polecać, bo może w środku są zgniłe zimniaki. Wstrzymaj się troszeczkę. Co do ceny to każde z okien zakupiłem o 140zł taniej niż bym mógł takie same! kupić na miejscu. Łącznie zaoszczędziłem 700 zł. Kontakt wzorowy. Dostawa w przeciągu 3 dni (firma Roto to gwarantuje i się tym zajmuje (u nasz przez DHL - firma kurierska) i ten skład nic nie na z tymi oknami wspólnego, tylko jest pośrednikiem w przyjmowaniu zamówień. Choć już trochę rzeczy kupiłem przez allegro, to trochę miałem cyka z przelewem. Te siedem komentarzy, które B&K posiadało w połowie dotyczyło jakiś roślinek linki do aukcji: http://www.allegro.pl/item103776519_roto_okno_dachowe_okna_dachowe.html http://www.allegro.pl/item103777381_roto_kolnierz_7_11.html Ten rów służył do wydania 300 złociszy. A na serio to w tamtym kierunku mamy spadek terenu i tam też pójdzie odprowadzenie wody z drenażu, z podjazdu do garażu i także nim zostanie doprowadzona woda do budynku.
  15. Wychodzi na to, że mamy podobnie z tą tylko różnica, że u mnie to "czarne mazidło" będzie na styropianie , a właściwie na kleju. Przypuszczam, że nasz budowlaniec chce tak zrobić , bo to mniej pracochłonne i naprawdę wierzy, że to będzie działać. Ja natomiast nie chcę ryzykować. Teraz mam problem jak ten żwir podciągnąć do góry, aż do poziomu gruntu ? To przecież jakieś 2,5 m do góry, a przestrzeń między ścianą a nietkniętym gruntem miejscami sięga 2,5 m . Przepraszam, że takie "śmieciowe" zdjęcie ale innego pasującego akurat na podorędziu nie mam. Niemniej jednak przedstawia o co mi chodzi. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/smieci.jpg Albo zbankrutuje na koparce albo na żwirze. Czy się to da zrobić jakoś znaczniej ?
  16. Witam Anka Już kiedyś czytałęm wiele twoich postów i robią wrażenie. Dzieki za komplement. Skoro poruszyłaś tenat piwnicy to interesuje mnie jak zaizolowaliście ją przed wodą. Ostatnio mam niemały z tym dylemat. Majester widzi to trochę inaczej niż ja. Ja chcę dać rurę perforowaną i oddzielnie geowłukninę( międzi glina a żwirem) , żwirek do samej góry i być może jeszcze folie kupełkową na zaizolowany styropian. On natomiast rurę już otuloną takim waciakiem , obsypać ją na obkoło zwirkiem i co mi najbardziej nie pasuje, to chce gline na wierzch. Co począć
  17. Tyle spraw, a czasu tak niewiele. coraz bardziej przekonuje się, żę zatrudnienie koordynatora prac to wcale nie taka głupia sprawa i poważnie radze wszystkim czytającym rozważenie tej kwesti. Jak wziąć pod uwagę ile się trzeba nadzwonić , najeździć i mamyśleć, to taka osoba wychodzi porównywalnie do własnych kosztów, a sama budowa staje się przyjemniejsza. :) Przez te dwadzieścia pare dni ciszy działo się całkiem sporo. Jeżeli weźmie się pod uwagę budowę i wycieczka na 6 dni do Zakopanego w majowy, długi weekend to można by pisać i pisać. I tu pojawia się znowu wymieniony wyżej problem - brak czasu. Biedne teraz te nasze dzieci. Jak bezdomne. Przynajmniej nam nasza działeczka już teraz wynagradza nam wszelkie trudy i troski. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zachods322.jpg 23-04-2006r. Budowa ruszyła z kopyta. Po początkowych kłopotach z dzieciarnią w szkole, która co przerwę odłączała prąd i wyzywała majstrów od różnych… , teraz nastał czas spokoju i równomiernej ciężkiej pracy. Tu należy dodać, że na razie nie naszej, bo po prostu nie mamy co tu robić. Co rusz gdy odwiedzamy popołudniami nasz domek to widać kolejny etap prac. Jakże byłem zaskoczony gdy wciągu jednego dnia powstały szalunki pod ławy, co przedstawia zdjęcie poniżej. Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło ale w tym pozytywnym sensie. Cały czas nie było widać żadnego postępu robót, aż ty nagle człowiek sobie ni stąd ni z owąd przychodzi i w końcu coś widać – i to nie tylko glinę http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkina322awy.jpg Następnego dnia ułożyli zbrojenie. :) http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie.jpg W ten oto sposób poszedł jakiś tysiączek do piachu w postaci stali. Wychodzi na to, że w Polsce, podobnie jak w Ameryce, także pieniądze leżą na ziemi. Na szczęście w nocy nikt nie chciał się po nie chylić i zaopiekować. Teraz żałuję że nie kupiłem w lutym stali na cały dom. Teraz już nie mogę kupić jej w cenie 2 tys./t. , ale za to nie ma problemu w cenie 2,4 tys.. Szok. Jakimś szewskim targiem Małgosia załatwiła po 2,2 tys. - jeszcze ze starej dostawy. Brawo. Mnie z tego samego miejsca chcieli to samo opchnąć za 140 zł wiecej. Ja nie wiedzieć o co chodzi ale się domyslam (szkoda, że nie mam piersi ). Zjawił się także mój kierownik budowy żeby sprawdzić czy wszystko jest tak jak się należy. Nie przywidywałem problemów. Jasnowidz , czy co ? . Z drugiej strony to on jest tu tylko dlatego ,że na budowie musi być i według deklaracji przyjedzie tu zaledwie kilka. Tylko do „kluczowych spraw”. Płaca adekwatna do usługi. W czwartek ( 25-04-2006) przyjechał „gruchy” z betonem. . I to trzy naraz. Łącznie 20 m3 (pół metra zapasu, liczone dwa razy) po 175 zł/m3 oczywiście bez faktury. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jadagruchjada.jpg Za nic nie chciałem tego opuścić, bo to przecież taki ważny moment, zupełnie jak narodziny dziecka, dużego dziecka. Nawet nie pamiętam kiedy je "machnołem" Pamiętam, że jak się rodził nasz syn Wiktor to wtedy nie miałem wyboru i musiałem być przy żonie. Istna Masakra, a te wszystki porody na ekranie telewizji to istna bujda. Niestety praca nie pozwoliła mi być przy tym specyficznym „porodzie”. Za to żona była. Dzierżąc w dłoni zakupiona niedawno kamerę nagrała te kluczowe momenty, sama zaraz umykając do własnej roboty. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu.jpg Jakież było moje zdziwienie gdy dyspozytorka z firmy Jubet zadzwoniła do mnie, z nowiną, że należy jeszcze dopłacić 260 zł. , bo betonu wylali więcej niż było zamówione. Coś mi tu nie pasowało. Zawsze myślałem ,że oni kręcę go tyle ile klient zamawia i nie biora trochę wiecej na wrazie czego. Wychodziło na to, że nasz Henryk pomyliłby się na 2m3 i to licząc dwukrotnie. Dziwne. Tak czy siak obiecałem dopłacić ale dopiero po powrocie z wycieczki i po dokonaniu własnych wyliczeń. :) http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalane322awy.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/naszed322onie.jpg Sprawa ta przeleżała aż do 04-05-2006r. kiedy to wróciliśmy z Zakopanego, Krakowa, Nidzicy, Dunajca i wielu innych miejsc i wielu atrakcji. Było super. Postanowiliśmy wziąć się za pomiary. Jakież wielkie było nasze zdziwienie, gdy okazało się że wody w wykopie jest prawie do samych ław. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalanewodalawy.jpg Na południu poczuliśmy zaledwie kilka kropel deszczyku, a tu to musiało nieźle lać. Z pomiarów nici. Wielka szkoda. Robotnicy mogli by już wylewać chudziak, a tak musiałem wziąć się za załatwianie koparki, która by wykonała przekop. I znowu kilka dni stracone. Nasz znajomy od ciężkiego sprzętu znowu ściemniał i nie wiedział ile powinien wziąć za 25 m przekopu. Na szczęście żonka mocno zareagowała i daliśmy się zrobić w balona. Prawda, że herszt baba, co nie?! Ustaliła, że praca musi zostać koniecznie wykonana w sobotę, kiedy to ja mogłem ją nadzorować. Wyszło, wraz z dodatkowymi pracami, 3 godziny( 300zł) pełnej pracy od wykopania pierwszej łyżki do ostatniej. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przepust.jpg Wykonawca oczywiście próbował doliczyć dojazd, ale jak sam kiedyś powiedział „jak będzie droga to nic nie policzy”. A to, że koparka miała uszkodzone jakąś „jazdę„ i nie mogła podjechać pod górkę, nic nas w tym razem nie obchodziło. Tak samo jak czyszczenie kół i koparki po zakończeniu prac, a co niewątpliwie został by mam doliczone na poczet kopania. Doświadczenie jednak uczy. Szkoda także, że w trakcie kopania nie dało się uniknąć uszkodzenia naszej rury z woda, która została brutalnie wyrwana. Zawsze coś. Zaraz po tym zabrałem się za wypompowanie wody przy pomocy pompy do brudnej wody. Tu także od spadla nabawiłem się pierwszych dwóch pęcherzy na dłoni, które zaraz pękły i nieźle piekły. Tak zwana „ pierwsza krew”. Niestety od klawiatury dostałem takich delikatnych rączek, że aż wstyd przyznać. To się na szczęście niebawem zmieni i o dziwo czekam na to. Od poniedziałku(08-05-2006) nasz Henryk przysłał pracowników i chudziak na fajrant był gotowy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/chudziak.jpg Później, tego samego dnia, przywiozłem o 21:00 dwie rolki papy termozgrzewalnej na ławy, bo akurat tyle zostało po remoncie dachu, żeby ją teraz wykorzystać. Jakie było moje zdziwienie gdy usłyszałem dziwny szum. Zaraz domyśliłem się co jest jego przyczyną. Otóż jakieś gówniarze odkręcili na cały zycher zawór od wody, która lała się niemiłosiernie na darmo, choć nie za darmo. Dziwne zabawy ma ta dzisiejsza młodzież. Aż trudno sobie wyobrazić ile by się jej wylało do rana i jakie szkody by wyrządziła. Od tego momentu robotnicy muszą nie tylko codziennie podłączać prąd, ale teraz także zakręcać zawór w studzience wodomierzowej. Następnego dnia (06-05-2006) przyjechały pustaki betonowe na ściany piwnicy, które murarze skrzętnie i szybciutko wykorzystywali. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/pustaki.jpg Pustaki betonowe 24-ki, każdy po 3,15zł netto z transportem. Okazało się, że cztery kursy po 264 szt. starczą. Zostawały one sukcesywnie przywożone i wykorzystywane. Do tego oczywiście doszła cegła po 0,7 zł/szt. w ilości 700 szt. – to oczywiście na początek, na kominy. Słowem kasa leci jak oszalała. Najgorsze jest to że masę rzeczy można mieć taniej, ale to oznacza, że zakup jest bez faktury. I tu pojawia się problem z bankiem, który wymaga udokumentowania 60% poniesionych kosztów na fakturach. Gdyby nie to… Dziś powinny być postawione ostatecznie mury w piwnicy. Zajęło im to raptem cztery dni. Myślę ,że to dobry wynik. 1 dzień: http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury1dzien.jpg jak miło 2 dzień: http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury2dzien.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury2dzien1.jpg 3 dzień: http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury3dzien.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury4dzien.jpg 4 dzień : aż miło przyjeźdzać po pracy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/klatkaschod.jpg Chłopaki uwijają się bardzo szybciutko i chwała im za to. Wczoraj ojciec przywiózł wcześniej wyrobione w lesie stemple i robotnicy zaczęli szalować strop. :) http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkistropu.jpg Z naszym wykonawcą także można się dogadać. O ile przez telefon szło jak po gruzie, to twarzą w twarz jest nawet przyjemnie. Często dogląda swoich ludzi i nie ma zmiłuj się, rządzi silna ręką. Zauważyłem, że murarze starszej daty jakoś nie potrafią się przystosować do nowych warunków, nowej rzeczywistości. Zawsze maja coś do powiedzenia i przeważnie chcą pokazać jacy to oni są ważni w stosunku np. do młodszego pomocnika, który najbardziej tyra. Zresztą jak nas zobaczyli pierwszy raz to ich twarze były dość wymowne. Nasza wina. Choć trochę latek już mamy to nadal wygadany na mniej niż się ich nazbierało. Oby tak dalej. Zakupów ciąg dalszy. Oboje z żoną doszliśmy do wniosku, że pieniążków nie ma co trzymać na koncie i lepiej teraz zakupić materiały niż później się denerwować. Wiadomo może być tylko drożej. I tak np. za porotherm’em 25 PW, tym na parter i poddasze, to mieliśmy prawdziwe urwanie głowy. Ceny szalały. Z dnia na dzień takie skoki, że człowiek zastanawia się czy nie przerzucić się na suporex. Do tego wszystkiego szwagier ma jakieś wtyki w cegielni i obiecał załatwić znaczniej taniej. I tak czekaliśmy i czekaliśmy, aż zostaliśmy z przysłowiową ręką w mocniku. Owszem załatwił, ale w międzyczasie wszystkie wczesnowiosenne promocje zostały anulowane i kupa… Dziś aby w końcu zamknąć ten temat i przestać wydzwaniać w tysiąc różnych miejsc i analizować masę spraw zamówiłem suporex. Wyszło, że 24-ka jest po 5,4 i 12-ki na działówki po 3 zł/szt., rzecz jasna z transportem. W sumie to jestem zadowolony, bo to najniższa cena jaką udało się nam znaleźć. Teraz ważą się losy dachówki i okien, przy czym okna dachowe są już zakupione. Z pomocą przyszło allegro. Jak na tym wyjdę to się okaże. Nie będę krakać, choć dodam ,że zawsze byłem zadowolony z zakupów w tym serwisie aukcyjnym. Na dachówce postanowiliśmy nie oszczędzać i wybraliśmy markę Creaton model KERA-PFANNE. Jest to niemiecka dachówka zakładkowa barwiona w masie o kolorze miedzi. Faktem jest, że jest droższa niż inni producenci ale mamy nadzieje, że dzięki temu przez długi czas będzie trzymała kolor i pozostałe nimniej ważne właściwości. Teraz ważą się losy ceny za jaka ją zakupimy. Ofert mamy trzy i choć niezupełnie fer zagraliśmy stosunku do sprzedawców, to nie mam tu żadnych skrupułów (w odróżnieniu do Gosi). Ja wychodzę z złożenia, że oni też nie są do końca wporządku w stosunku do nas, bo starają się z nas zadrzeć jak najwięceji to pod przykrywką świetnej okazji. Bronić się trzeba. Wim, że jak zakończyny ta piwnicę to reszta poleci w górę że ho ho.Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi no i żeby żona była żoną...ale to już inna bajka . cdn.
  18. Tyle spraw, a czasu tak niewiele. coraz bardziej przekonuje się, żę zatrudnienie koordynatora prac to wcale nie taka głupia sprawa i poważnie radze wszystkim czytającym rozważenie tej kwesti. Jak wziąć pod uwagę ile się trzeba nadzwonić , najeździć i mamyśleć, to taka osoba wychodzi porównywalnie do własnych kosztów, a sama budowa staje się przyjemniejsza. Przez te dwadzieścia pare dni ciszy działo się całkiem sporo. Jeżeli weźmie się pod uwagę budowę i wycieczka na 6 dni do Zakopanego w majowy, długi weekend to można by pisać i pisać. I tu pojawia się znowu wymieniony wyżej problem - brak czasu. Biedne teraz te nasze dzieci. Jak bezdomne. Przynajmniej nam nasza działeczka już teraz wynagradza nam wszelkie trudy i troski. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zachods322.jpg 23-04-2006r. Budowa ruszyła z kopyta. Po początkowych kłopotach z dzieciarnią w szkole, która co przerwę odłączała prąd i wyzywała majstrów od różnych… , teraz nastał czas spokoju i równomiernej ciężkiej pracy. Tu należy dodać, że na razie nie naszej, bo po prostu nie mamy co tu robić. Co rusz gdy odwiedzamy popołudniami nasz domek to widać kolejny etap prac. Jakże byłem zaskoczony gdy wciągu jednego dnia powstały szalunki pod ławy, co przedstawia zdjęcie poniżej. Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło ale w tym pozytywnym sensie. Cały czas nie było widać żadnego postępu robót, aż ty nagle człowiek sobie ni stąd ni z owąd przychodzi i w końcu coś widać – i to nie tylko glinę http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkina322awy.jpg Następnego dnia ułożyli zbrojenie. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie.jpg W ten oto sposób poszedł jakiś tysiączek do piachu w postaci stali. Wychodzi na to, że w Polsce, podobnie jak w Ameryce, także pieniądze leżą na ziemi. Na szczęście w nocy nikt nie chciał się po nie chylić i zaopiekować. Teraz żałuję że nie kupiłem w lutym stali na cały dom. Teraz już nie mogę kupić jej w cenie 2 tys./t. , ale za to nie ma problemu w cenie 2,4 tys.. Szok. Jakimś szewskim targiem Małgosia załatwiła po 2,2 tys. - jeszcze ze starej dostawy. Brawo. Mnie z tego samego miejsca chcieli to samo opchnąć za 140 zł wiecej. Ja nie wiedzieć o co chodzi ale się domyslam (szkoda, że nie mam piersi ). Zjawił się także mój kierownik budowy żeby sprawdzić czy wszystko jest tak jak się należy. Nie przywidywałem problemów. Jasnowidz , czy co ? . Z drugiej strony to on jest tu tylko dlatego ,że na budowie musi być i według deklaracji przyjedzie tu zaledwie kilka. Tylko do „kluczowych spraw”. Płaca adekwatna do usługi. W czwartek ( 25-04-2006) przyjechał „gruchy” z betonem. . I to trzy naraz. Łącznie 20 m3 (pół metra zapasu, liczone dwa razy) po 175 zł/m3 oczywiście bez faktury. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jadagruchjada.jpg Za nic nie chciałem tego opuścić, bo to przecież taki ważny moment, zupełnie jak narodziny dziecka, dużego dziecka. Nawet nie pamiętam kiedy je "machnołem" Pamiętam, że jak się rodził nasz syn Wiktor to wtedy nie miałem wyboru i musiałem być przy żonie. Istna Masakra, a te wszystki porody na ekranie telewizji to istna bujda. Niestety praca nie pozwoliła mi być przy tym specyficznym „porodzie”. Za to żona była. Dzierżąc w dłoni zakupiona niedawno kamerę nagrała te kluczowe momenty, sama zaraz umykając do własnej roboty. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu.jpg Jakież było moje zdziwienie gdy dyspozytorka z firmy Jubet zadzwoniła do mnie, z nowiną, że należy jeszcze dopłacić 260 zł. , bo betonu wylali więcej niż było zamówione. Coś mi tu nie pasowało. Zawsze myślałem ,że oni kręcę go tyle ile klient zamawia i nie biora trochę wiecej na wrazie czego. Wychodziło na to, że nasz Henryk pomyliłby się na 2m3 i to licząc dwukrotnie. Dziwne. Tak czy siak obiecałem dopłacić ale dopiero po powrocie z wycieczki i po dokonaniu własnych wyliczeń. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalane322awy.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/naszed322onie.jpg Sprawa ta przeleżała aż do 04-05-2006r. kiedy to wróciliśmy z Zakopanego, Krakowa, Nidzicy, Dunajca i wielu innych miejsc i wielu atrakcji. Było super. Postanowiliśmy wziąć się za pomiary. Jakież wielkie było nasze zdziwienie, gdy okazało się że wody w wykopie jest prawie do samych ław. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalanewodalawy.jpg Na południu poczuliśmy zaledwie kilka kropel deszczyku, a tu to musiało nieźle lać. Z pomiarów nici. Wielka szkoda. Robotnicy mogli by już wylewać chudziak, a tak musiałem wziąć się za załatwianie koparki, która by wykonała przekop. I znowu kilka dni stracone. Nasz znajomy od ciężkiego sprzętu znowu ściemniał i nie wiedział ile powinien wziąć za 25 m przekopu. Na szczęście żonka mocno zareagowała i daliśmy się zrobić w balona. Prawda, że herszt baba, co nie?! Ustaliła, że praca musi zostać koniecznie wykonana w sobotę, kiedy to ja mogłem ją nadzorować. Wyszło, wraz z dodatkowymi pracami, 3 godziny( 300zł) pełnej pracy od wykopania pierwszej łyżki do ostatniej. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przepust.jpg Wykonawca oczywiście próbował doliczyć dojazd, ale jak sam kiedyś powiedział „jak będzie droga to nic nie policzy”. A to, że koparka miała uszkodzone jakąś „jazdę„ i nie mogła podjechać pod górkę, nic nas w tym razem nie obchodziło. Tak samo jak czyszczenie kół i koparki po zakończeniu prac, a co niewątpliwie został by mam doliczone na poczet kopania. Doświadczenie jednak uczy. Szkoda także, że w trakcie kopania nie dało się uniknąć uszkodzenia naszej rury z woda, która została brutalnie wyrwana. Zawsze coś. Zaraz po tym zabrałem się za wypompowanie wody przy pomocy pompy do brudnej wody. Tu także od spadla nabawiłem się pierwszych dwóch pęcherzy na dłoni, które zaraz pękły i nieźle piekły. Tak zwana „ pierwsza krew”. Niestety od klawiatury dostałem takich delikatnych rączek, że aż wstyd przyznać. To się na szczęście niebawem zmieni i o dziwo czekam na to. Od poniedziałku(08-05-2006) nasz Henryk przysłał pracowników i chudziak na fajrant był gotowy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/chudziak.jpg Później, tego samego dnia, przywiozłem o 21:00 dwie rolki papy termozgrzewalnej na ławy, bo akurat tyle zostało po remoncie dachu, żeby ją teraz wykorzystać. Jakie było moje zdziwienie gdy usłyszałem dziwny szum. Zaraz domyśliłem się co jest jego przyczyną. Otóż jakieś gówniarze odkręcili na cały zycher zawór od wody, która lała się niemiłosiernie na darmo, choć nie za darmo. Dziwne zabawy ma ta dzisiejsza młodzież. Aż trudno sobie wyobrazić ile by się jej wylało do rana i jakie szkody by wyrządziła. Od tego momentu robotnicy muszą nie tylko codziennie podłączać prąd, ale teraz także zakręcać zawór w studzience wodomierzowej. Następnego dnia (06-05-2006) przyjechały pustaki betonowe na ściany piwnicy, które murarze skrzętnie i szybciutko wykorzystywali. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/pustaki.jpg Pustaki betonowe 24-ki, każdy po 3,15zł netto z transportem. Okazało się, że cztery kursy po 264 szt. starczą. Zostawały one sukcesywnie przywożone i wykorzystywane. Do tego oczywiście doszła cegła po 0,7 zł/szt. w ilości 700 szt. – to oczywiście na początek, na kominy. Słowem kasa leci jak oszalała. Najgorsze jest to że masę rzeczy można mieć taniej, ale to oznacza, że zakup jest bez faktury. I tu pojawia się problem z bankiem, który wymaga udokumentowania 60% poniesionych kosztów na fakturach. Gdyby nie to… Dziś powinny być postawione ostatecznie mury w piwnicy. Zajęło im to raptem cztery dni. Myślę ,że to dobry wynik. 1 dzień: http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury1dzien.jpg jak miło 2 dzień: http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury2dzien.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury2dzien1.jpg 3 dzień: http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury3dzien.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury4dzien.jpg 4 dzień : aż miło przyjeźdzać po pracy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/klatkaschod.jpg Chłopaki uwijają się bardzo szybciutko i chwała im za to. Wczoraj ojciec przywiózł wcześniej wyrobione w lesie stemple i robotnicy zaczęli szalować strop. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkistropu.jpg Z naszym wykonawcą także można się dogadać. O ile przez telefon szło jak po gruzie, to twarzą w twarz jest nawet przyjemnie. Często dogląda swoich ludzi i nie ma zmiłuj się, rządzi silna ręką. Zauważyłem, że murarze starszej daty jakoś nie potrafią się przystosować do nowych warunków, nowej rzeczywistości. Zawsze maja coś do powiedzenia i przeważnie chcą pokazać jacy to oni są ważni w stosunku np. do młodszego pomocnika, który najbardziej tyra. Zresztą jak nas zobaczyli pierwszy raz to ich twarze były dość wymowne. Nasza wina. Choć trochę latek już mamy to nadal wygadany na mniej niż się ich nazbierało. Oby tak dalej. Zakupów ciąg dalszy. Oboje z żoną doszliśmy do wniosku, że pieniążków nie ma co trzymać na koncie i lepiej teraz zakupić materiały niż później się denerwować. Wiadomo może być tylko drożej. I tak np. za porotherm’em 25 PW, tym na parter i poddasze, to mieliśmy prawdziwe urwanie głowy. Ceny szalały. Z dnia na dzień takie skoki, że człowiek zastanawia się czy nie przerzucić się na suporex. Do tego wszystkiego szwagier ma jakieś wtyki w cegielni i obiecał załatwić znaczniej taniej. I tak czekaliśmy i czekaliśmy, aż zostaliśmy z przysłowiową ręką w mocniku. Owszem załatwił, ale w międzyczasie wszystkie wczesnowiosenne promocje zostały anulowane i kupa… Dziś aby w końcu zamknąć ten temat i przestać wydzwaniać w tysiąc różnych miejsc i analizować masę spraw zamówiłem suporex. Wyszło, że 24-ka jest po 5,4 i 12-ki na działówki po 3 zł/szt., rzecz jasna z transportem. W sumie to jestem zadowolony, bo to najniższa cena jaką udało się nam znaleźć. Teraz ważą się losy dachówki i okien, przy czym okna dachowe są już zakupione. Z pomocą przyszło allegro. Jak na tym wyjdę to się okaże. Nie będę krakać, choć dodam ,że zawsze byłem zadowolony z zakupów w tym serwisie aukcyjnym. Na dachówce postanowiliśmy nie oszczędzać i wybraliśmy markę Creaton model KERA-PFANNE. Jest to niemiecka dachówka zakładkowa barwiona w masie o kolorze miedzi. Faktem jest, że jest droższa niż inni producenci ale mamy nadzieje, że dzięki temu przez długi czas będzie trzymała kolor i pozostałe nimniej ważne właściwości. Teraz ważą się losy ceny za jaka ją zakupimy. Ofert mamy trzy i choć niezupełnie fer zagraliśmy stosunku do sprzedawców, to nie mam tu żadnych skrupułów (w odróżnieniu do Gosi). Ja wychodzę z złożenia, że oni też nie są do końca wporządku w stosunku do nas, bo starają się z nas zadrzeć jak najwięceji to pod przykrywką świetnej okazji. Bronić się trzeba. Wim, że jak zakończyny ta piwnicę to reszta poleci w górę że ho ho.Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi no i żeby żona była żoną...ale to już inna bajka . cdn.
  19. Dzięki Marlenko. Każde kciuki się teraz nam przydają. Jest tyle niewiadomych. Dzięki za cynk z chmurkami. Człowiek co dziennie się czegoś dowiaduje. Miło wiedzić, że mamy własne "cumulus mediocris"
  20. A podobno płaci się za profesionalizm, doświadczenie Aż strach pomyśleć co by było jakby "nasz Henryk" tego nie sprawdził. Krzywy dom i to za tyle kasy. Ściany to pewnie byłoby pół biedy ale z dachem to to były by niezłe klocki. Dziś zalali nam ławy Przyjechały trzy gruch i to jedna za drugą. Wjechały pod górkę bez żadnej zadyszki więc można powiedzieć że jak narazie "dróżka" się sprawdziła. Oby tak dalej. Trochę martwi mnie stromy wjazd na naszą drogę - samochody z nisko zawieszonymi zderzakami mają z tym nie lada problem, a kierowcy przy tym mocno kręcą nosem. Swierczki to dla nas optylalne rozwiazanie, chociaz marzą mi się tuje ( żywotniki), które są niestety jakieś 20 razy droższe za sztukę. Naszczęście zimy u nas są łagodne i śniegu zazwyczj jest jak kot napłakał. Mimo to myślimy o zakupie kosiarki traktorka z możliwościa montażu pługa śnieżnego. Jednak te ceny ... Innym rozwiązaniem jest postawienie na dole blaszaka na samochód na te kilka krytycznych dni. Drenaż planujemy wykonać w postaci takiej opaski do okoła domu na poziomie ław z rury perforowanej i obłożonej w coś w rodzaju włukniny. To wszystko oczywiście z odpowiednim spadkiem zostanie odprowadzone na skraj pobliskiej skarpy. Rura obsypana zostanie grubym żwirem. I tu zaczynają się problemy. Część " fachowców" twierdzi, że należy ten żwir wysypać aż do samej góry. Reszta mówi, że wystarczy jakieś metr żwiru, a resztę zasypać gliną. Nie bedę wyjaśniał dlaczego jedni radzą tak, a inni inaczej żeby nie sugerować odpowiedzi. Ja sam juz nie wiem. Co radzicie ?? Jakie macie doświadczenia? HELP !!!
  21. Geodeta. W czwartek 20-04-2006 r. z samego rańca zjawili się wcześniej umówieni geodeci, a właściwie jego pracownicy w ilości sztuk dwa. Chłopaki zaradne, bo i jakie mają być jak młode. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/geodeci1.jpg Jeden niby szef i drugi „palikowy” uwinęli się z robotą raz dwa. Wyznaczyli zarysy ścian zewnętrznych na krawędziach budynku za pomocą zbitych do kupy desek i palików. Rach ciach i po sprawie. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/geodeci2.jpg Jak później się tak temu przyjrzeliśmy to coś nam nie pasowało. Jakim cudem z naszego niedużego domeczku zrobiła się taka wielka stodoła?? Jak to możliwe? Na zdrowy rozum coś tu zostało spartolone. Moja żoncia już rzucała na prawo i lewo jobami - oczywiście tylko przy mnie. Pyskacz jeden. Ja jednak za bardzo się nie martwiłem się. Wiedziałem, że my o czymś nie wiemy. Małgosia jednak ma inny charakterek niż ja i wciąż mączyła mnie ale przede wszystkim siebie pytaniami typu: "Przecież ziemi było wybrane po dwa metry więcej z każdej strony, a teraz te zarysy budynku prawie przylegają do ściany wykopu. Czemu? Jak tu się jeszcze drenaż pomieści ?? Dlaczego któtsza ściana w projekcie ma 9,19 m a na gruncie prawie 12m ???" Ach te kobiety... Wyjaśnienie przyszło ze strony naszego budowlańca, Pana Henryka. On to polecił się nie przejmować , bo wszystko jest dobrze. Okazało się, że na tych deskach co je geodeci wbili w wykopie, co zupełnie uszło naszej uwadze, znajdują się również wbite w odpowiednich miejscach gwoździki. To właśnie one, po przymocowaniu do nich linek, wyznaczają faktyczny zarys przyszłego budynku. Dzięki Ci wybawco. Że też takie durnowate stworzenia jak my się jeszcze uchowały na tej ziemi. Teraz z kolei nasz domek wydaje się nam malutki. Jak my się tu pomieścimy ?? Mam wrażenie, że ręką zdołam sięgnąć przeciwległej ściany- tej zewnętrznej. :) To na pewno musi być złudzenie. W końcu 100 m2 podłogi to nie jest aż tak mało. Na marginesie dodam, że chłopaki pomimo swojego specjalistycznego sprzętu i tak się rąbnęli w obliczeniach, co na szczęście wyłapał „nasz Henryk”(określenie Małgosi). Moje Kochanie na pewno nie daruje sobie przyjemności wytknięcia im tego przy najbliższej okazji. Następnego dzionka zjawiła się utęskniona ekipa budowlana. Niestety, podobnie jak poprzedniego dnia, musiałem w tym czasie pozostać w pracy, choć ciekawość powolutku mnie zżerała. Coś się wreście zaczęło, a mnie tam nie ma. Poproszę chusteczki. A działo się działo... Już od samego rana nerwówka. Mój ojciec, Zygmuntem zwany, wskoczył na cięgnik marki Ursus C-360 i w te pędy ruszył do tartaku by odebrać zakupione tam wcześniej i teraz jedynie przechowywane deski szalunkowe w ilości 4 m3. Po załadunku pognał przed siebie by zatrzymał się dopiero w połowie naszej nowo wybudowanej drogi. Nie do wiary ale ciągnik nie dał rady podjechać. Tylne koła zaczęły się obracać w miejscu tworząc charakterystyczne wyrwy w naszej drodze, drodze za tyle tysiaków !!!. Niewielka pomoc innego ciągnika rozwiązała ten problem. Ciekawe czy jest za stroma czy może ładunek był za ciężki ? Zapewne jedno i drugie łącznie się skumulowało. Ciekawe czy inne pojazdy także będą miały takie problemy z wjazdem? Już zaczynam zazdrościć wszystkim tym, którzy buduja się na równym. Po pierwszym dniu udało się ekipie wykonać w naszej glince pogłębienie i wypoziomowanie zewnętrznych ław fundamentowych- tych przyszłych. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkidzien11.jpg W sobotę ostro padało i nikt się nie pojawił. Znowu zebrało się masa wody, która dzień wcześniej została wypompowana. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkidzien12.jpg Tylko tyle na jeden dzień. Jestem rozczarowany, choć wiem ile trudu kosztuje paca w takim gruncie. Nie da się opisać całego tego rozgardiaszu tego dnia ale mam nadzieje ,że to tylko tak na początku jest to normą. Nie wszystko poszło zupełnie zgodnie z planem ale ważne że w ogóle ruszyło. Droga Teoretycznie została ukończona. Pozostało już tylko przejechać równiarką i ostatecznie walcem. Ten etap wolę jednak odwlekać jak się tylko da, aż droga się „uleży” i „wyjdzie szydło w worka”. Nastąpiło kilka zmian. CZY NA BUDOWIE W OGÓLE DA SIĘ COŚ ZAPLANOWAĆ ?! Z niektórych można się cieszyć ale z innych to raczej nieszczególnie. Do tych pierwszych należy zaliczyć fakt, że droga z planowanej szerokości 3 m poszerzyła się do 4 m i to przy tej samej grubości gruzu i bez zmiany ceny. Do tych nieszczególnie korzystnych należy zaliczyć zmianę jego składu. Z gruzu betonowego zrobił się gruz kamienno-betonowo-ceglany. Umawialiśmy się inaczej ale on i tak zrobił swoje. Twierdzi że taka domieszka to norma. I co takiemu zrobisz. Całe szczęście, że suporeksu w tym nie ma. Byliśmy w kropce. Co najwyżej mogliśmy się „pożreć” w wyniku czego na pewno pozostalibyśmy na lodzie a czas nagli. Póki co i tak jestem zadowolony. :) Teoretycznie da się po tym wjechać na górę. Czas pokaże. Teraz skrótowy fotoreportaż z przebiegu prac. Tak wyglądało to no początku po pierwszym zjeździe koparki. Nie dość że wąska jak diabli to jeszcze gliniasta. Na dodatek średnio połowa jest poza granicą naszą działki, a sąsiad nie chciał się dołożyć. Niech zapomni o późniejszym korzystaniu z niej. Wcześniej o wjeździe pod górę można było tylko pomarzyć. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga1.jpg Zaczęli od góry. Pierwszego dnia udało się wykonać jakieś 80mb drogi o łącznej szerokości 4,5 m za jakiś 1,5m według stanu pierwotnego. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga2.jpg Widok z góry. Stąd moje skojarzenie ze skocznią narciarską. Według planu miało być, licząc od lewej: 1. pas jakiś 0,5 m na żywopłot (najpewniej świerkowy) w celu uchronienia się od zawiewającego z pola śniegu. Teraz za bardzo nie ma gdzie wsadzić świerczków, ponieważ gruz sięga do samej granicy działki. Mimo to wierzę, że sobie poradzimy ; 2. droga właściwa, która teraz jest szersza o metr od zakładanego planu; 3. pobocze z rowkiem na ewentualną spływającą wodę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga3.jpg Poniżej budowanie drogi. Do plusów należy zaliczyć fakt, że cały czas był obecny „spec” od dróg, który nadzorował wykonawstwo. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga5.jpg Dużo gruzu. Samochody krążyły jak w ulu. Jaki on jest to widać. Podobno jak nasiąknie wodą to ta mieszanina robi się twarda jak asfalt. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga4.jpg tak wygląda efekt końcowy http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga6.jpg ps. Jakie piękne niebo na tych dwóch przed ostatnich zdjeciach Cdn.
  22. Geodeta. W czwartek 20-04-2006 r. z samego rańca zjawili się wcześniej umówieni geodeci, a właściwie jego pracownicy w ilości sztuk dwa. Chłopaki zaradne, bo i jakie mają być jak młode. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/geodeci1.jpg Jeden niby szef i drugi „palikowy” uwinęli się z robotą raz dwa. Wyznaczyli zarysy ścian zewnętrznych na krawędziach budynku za pomocą zbitych do kupy desek i palików. Rach ciach i po sprawie. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/geodeci2.jpg Jak później się tak temu przyjrzeliśmy to coś nam nie pasowało. Jakim cudem z naszego niedużego domeczku zrobiła się taka wielka stodoła?? Jak to możliwe? Na zdrowy rozum coś tu zostało spartolone. Moja żoncia już rzucała na prawo i lewo jobami - oczywiście tylko przy mnie. Pyskacz jeden. Ja jednak za bardzo się nie martwiłem się. Wiedziałem, że my o czymś nie wiemy. Małgosia jednak ma inny charakterek niż ja i wciąż mączyła mnie ale przede wszystkim siebie pytaniami typu: "Przecież ziemi było wybrane po dwa metry więcej z każdej strony, a teraz te zarysy budynku prawie przylegają do ściany wykopu. Czemu? Jak tu się jeszcze drenaż pomieści ?? Dlaczego któtsza ściana w projekcie ma 9,19 m a na gruncie prawie 12m ???" Ach te kobiety... Wyjaśnienie przyszło ze strony naszego budowlańca, Pana Henryka. On to polecił się nie przejmować , bo wszystko jest dobrze. Okazało się, że na tych deskach co je geodeci wbili w wykopie, co zupełnie uszło naszej uwadze, znajdują się również wbite w odpowiednich miejscach gwoździki. To właśnie one, po przymocowaniu do nich linek, wyznaczają faktyczny zarys przyszłego budynku. Dzięki Ci wybawco. Że też takie durnowate stworzenia jak my się jeszcze uchowały na tej ziemi. Teraz z kolei nasz domek wydaje się nam malutki. Jak my się tu pomieścimy ?? Mam wrażenie, że ręką zdołam sięgnąć przeciwległej ściany- tej zewnętrznej. To na pewno musi być złudzenie. W końcu 100 m2 podłogi to nie jest aż tak mało. Na marginesie dodam, że chłopaki pomimo swojego specjalistycznego sprzętu i tak się rąbnęli w obliczeniach, co na szczęście wyłapał „nasz Henryk”(określenie Małgosi). Moje Kochanie na pewno nie daruje sobie przyjemności wytknięcia im tego przy najbliższej okazji. Następnego dzionka zjawiła się utęskniona ekipa budowlana. Niestety, podobnie jak poprzedniego dnia, musiałem w tym czasie pozostać w pracy, choć ciekawość powolutku mnie zżerała. Coś się wreście zaczęło, a mnie tam nie ma. Poproszę chusteczki. A działo się działo... Już od samego rana nerwówka. Mój ojciec, Zygmuntem zwany, wskoczył na cięgnik marki Ursus C-360 i w te pędy ruszył do tartaku by odebrać zakupione tam wcześniej i teraz jedynie przechowywane deski szalunkowe w ilości 4 m3. Po załadunku pognał przed siebie by zatrzymał się dopiero w połowie naszej nowo wybudowanej drogi. Nie do wiary ale ciągnik nie dał rady podjechać. Tylne koła zaczęły się obracać w miejscu tworząc charakterystyczne wyrwy w naszej drodze, drodze za tyle tysiaków !!!. Niewielka pomoc innego ciągnika rozwiązała ten problem. Ciekawe czy jest za stroma czy może ładunek był za ciężki ? Zapewne jedno i drugie łącznie się skumulowało. Ciekawe czy inne pojazdy także będą miały takie problemy z wjazdem? Już zaczynam zazdrościć wszystkim tym, którzy buduja się na równym. Po pierwszym dniu udało się ekipie wykonać w naszej glince pogłębienie i wypoziomowanie zewnętrznych ław fundamentowych- tych przyszłych. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkidzien11.jpg W sobotę ostro padało i nikt się nie pojawił. Znowu zebrało się masa wody, która dzień wcześniej została wypompowana. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkidzien12.jpg Tylko tyle na jeden dzień. Jestem rozczarowany, choć wiem ile trudu kosztuje paca w takim gruncie. Nie da się opisać całego tego rozgardiaszu tego dnia ale mam nadzieje ,że to tylko tak na początku jest to normą. Nie wszystko poszło zupełnie zgodnie z planem ale ważne że w ogóle ruszyło. Droga Teoretycznie została ukończona. Pozostało już tylko przejechać równiarką i ostatecznie walcem. Ten etap wolę jednak odwlekać jak się tylko da, aż droga się „uleży” i „wyjdzie szydło w worka”. Nastąpiło kilka zmian. CZY NA BUDOWIE W OGÓLE DA SIĘ COŚ ZAPLANOWAĆ ?! Z niektórych można się cieszyć ale z innych to raczej nieszczególnie. Do tych pierwszych należy zaliczyć fakt, że droga z planowanej szerokości 3 m poszerzyła się do 4 m i to przy tej samej grubości gruzu i bez zmiany ceny. Do tych nieszczególnie korzystnych należy zaliczyć zmianę jego składu. Z gruzu betonowego zrobił się gruz kamienno-betonowo-ceglany. Umawialiśmy się inaczej ale on i tak zrobił swoje. Twierdzi że taka domieszka to norma. I co takiemu zrobisz. Całe szczęście, że suporeksu w tym nie ma. Byliśmy w kropce. Co najwyżej mogliśmy się „pożreć” w wyniku czego na pewno pozostalibyśmy na lodzie a czas nagli. Póki co i tak jestem zadowolony. Teoretycznie da się po tym wjechać na górę. Czas pokaże. Teraz skrótowy fotoreportaż z przebiegu prac. Tak wyglądało to no początku po pierwszym zjeździe koparki. Nie dość że wąska jak diabli to jeszcze gliniasta. Na dodatek średnio połowa jest poza granicą naszą działki, a sąsiad nie chciał się dołożyć. Niech zapomni o późniejszym korzystaniu z niej. Wcześniej o wjeździe pod górę można było tylko pomarzyć. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga1.jpg Zaczęli od góry. Pierwszego dnia udało się wykonać jakieś 80mb drogi o łącznej szerokości 4,5 m za jakiś 1,5m według stanu pierwotnego. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga2.jpg Widok z góry. Stąd moje skojarzenie ze skocznią narciarską. Według planu miało być, licząc od lewej: 1. pas jakiś 0,5 m na żywopłot (najpewniej świerkowy) w celu uchronienia się od zawiewającego z pola śniegu. Teraz za bardzo nie ma gdzie wsadzić świerczków, ponieważ gruz sięga do samej granicy działki. Mimo to wierzę, że sobie poradzimy ; 2. droga właściwa, która teraz jest szersza o metr od zakładanego planu; 3. pobocze z rowkiem na ewentualną spływającą wodę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga3.jpg Poniżej budowanie drogi. Do plusów należy zaliczyć fakt, że cały czas był obecny „spec” od dróg, który nadzorował wykonawstwo. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga5.jpg Dużo gruzu. Samochody krążyły jak w ulu. Jaki on jest to widać. Podobno jak nasiąknie wodą to ta mieszanina robi się twarda jak asfalt. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga4.jpg tak wygląda efekt końcowy http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga6.jpg ps. Jakie piękne niebo na tych dwóch przed ostatnich zdjeciach Cdn.
  23. Coraz mniej czasu i zarazem coraz więcej do pisania. :) A ostatnio sporo się dzieje. Prąd podłączony. Geodeta wyznaczył w wykopie krawędzie przyszłego budynku. Droga na ukończeniu. Kredyt załatwiony i pieniądzory na koncie. Stemple w lesie wyrobione. Od czego zacząć ? Hmm… Najlepiej od początku. Prąd. Elektryk, który w końcu podjął się wykonania naszego tymczasowego przyłącza elektrycznego uwinął się z robotą w iście zaskakującym tempie. Tak można przecież nazwać jeden dzień robocizny. Oczywiście przed nim pojawiło się dwóch innych. Lubimy mieć możliwość wyboru i utwierdzać się w przekonaniu, że nie przepłacamy. A poza tym zawsze się czegoś dowiaduję, co przy moich niewielkich pokładach wiedzy o elektryce okazuje się wielce przydatne. Inna sprawa to to, że jak się posłucha kilku „fachowców” to od razu można wyczuć który z nich nagina fakty starając się naciągnąć cenę. Co fachowiec to inna opinia. Elektryk nr 1 to nasz obecny sąsiad przez płot. On jednak z uwagi na nawał pracy nie był w stanie podjąć się wykonania usługi. Oczywiście dokonaliśmy wstępnej przymiarki i wyceny potrzebnych materiałów. I dobrze wyszło, że nie wyszło. Parę dni później okazało się, że możemy się jeszcze podłączyć w innym punkcie szkoły – znaczy się bliżej wykopu. Takim oto sposobem zaoszczędzone zostało 50m przewodu i masa problemu. On jednak o tym nie mógł wiedzieć i polecił swojego znajomego z tej branży. Dzięki mu i za to. Nich mu ziemia lekka będzie (kiedyś). Ile by wziął za robociznę - tego niestety nie wiem. Elektryk nr 2. Dziwny to elektryk który na fuchę chciał dojechać autobusem miejskim. Zaoferowaliśmy mu, że podjedziemy po niego. Później tego żałowałem ze względu na trudności ze znalezieniem właściwej ulicy i błądzeniem w gąszczu nie oznakowanych uliczek. Facet już na wstępie zrobił na nas piorunujące wrażenie, ale co się tu dziwić, w końcu z prądem ma odczynienia nie od dziś. Jakiś obdartus, na dodatek brzydko „pachnący”, który miał do nas lekką pretensje, że nie mogliśmy trafić , a „przecież wyraźnie tłumaczył”. Przejechaliśmy jakiś kilometr i już wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Zupełnie nie potrafił rozmawiać o interesach. Korciło mnie, Małgosie chyba też, aby zawrócić i odstawić go z powrotem. Zażądał zgody Starostwa i elektrowni. Chyba z byka spadł. Nawet jeżeli by się to udało, to i tak odwlekłoby to całą sprawę na Bóg wie jak długo. Pomyślałem sobie jednak, że wcześniej wyciągnę od niego jakiś informację. I owszem udało się. Nawet dla picu zapytałem się o koszt usługi. Wyszło, że 500 zł i daję swoją skrzynkę. Przewód dałby taki gruby, że już na początku wykorzystałbym na niego „znaczną” część kredytu. Ku pamięci napiszę ,że chciał przewód 5x4 a potem zjechał na 5x2,5. Czegoś tu nie rozumiem. A…jasne, już wiem, to nie jego forsa. Tyle go widzieliśmy. Jako, że pracuję w Nadleśnictwie, to nasza firma korzysta z usług różnych zewnętrznych usługodawców, w tym oczywiście elektryka. Do tej pory przypuszczałem, że będzie to najdroższa z możliwych opcja. Widać inaczej kasuje się takiego molocha jak LP i inaczej takiego paprocha jak ja. Można o nim posiedzieć tyle, że jednego dnia podjechał z żonką do szkoły obejrzeć co tam jest i co my chcemy mieć, a innego dnia zrobił wszystko od ręki. Kasując przy tym tylko 150 złociszy. Czy tacy nie powinni być wszyscy fachowcy? W sklepach dostaliśmy nawet jego rabaty sięgające nawet 60 %( co za ściema). Za faktury mieliśmy zapłacić później. W skrócie zamówione, zrobione i zapłacone. A tak to wygląda : http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skrzynka.jpg Do tego dojdzie jeszcze ok. 35 m przedłużacza i hulaj dusza z betoniarką. Cdn.
  24. Coraz mniej czasu i zarazem coraz więcej do pisania. A ostatnio sporo się dzieje. Prąd podłączony. Geodeta wyznaczył w wykopie krawędzie przyszłego budynku. Droga na ukończeniu. Kredyt załatwiony i pieniądzory na koncie. Stemple w lesie wyrobione. Od czego zacząć ? Hmm… Najlepiej od początku. Prąd. Elektryk, który w końcu podjął się wykonania naszego tymczasowego przyłącza elektrycznego uwinął się z robotą w iście zaskakującym tempie. Tak można przecież nazwać jeden dzień robocizny. Oczywiście przed nim pojawiło się dwóch innych. Lubimy mieć możliwość wyboru i utwierdzać się w przekonaniu, że nie przepłacamy. A poza tym zawsze się czegoś dowiaduję, co przy moich niewielkich pokładach wiedzy o elektryce okazuje się wielce przydatne. Inna sprawa to to, że jak się posłucha kilku „fachowców” to od razu można wyczuć który z nich nagina fakty starając się naciągnąć cenę. Co fachowiec to inna opinia. Elektryk nr 1 to nasz obecny sąsiad przez płot. On jednak z uwagi na nawał pracy nie był w stanie podjąć się wykonania usługi. Oczywiście dokonaliśmy wstępnej przymiarki i wyceny potrzebnych materiałów. I dobrze wyszło, że nie wyszło. Parę dni później okazało się, że możemy się jeszcze podłączyć w innym punkcie szkoły – znaczy się bliżej wykopu. Takim oto sposobem zaoszczędzone zostało 50m przewodu i masa problemu. On jednak o tym nie mógł wiedzieć i polecił swojego znajomego z tej branży. Dzięki mu i za to. Nich mu ziemia lekka będzie (kiedyś). Ile by wziął za robociznę - tego niestety nie wiem. Elektryk nr 2. Dziwny to elektryk który na fuchę chciał dojechać autobusem miejskim. Zaoferowaliśmy mu, że podjedziemy po niego. Później tego żałowałem ze względu na trudności ze znalezieniem właściwej ulicy i błądzeniem w gąszczu nie oznakowanych uliczek. Facet już na wstępie zrobił na nas piorunujące wrażenie, ale co się tu dziwić, w końcu z prądem ma odczynienia nie od dziś. Jakiś obdartus, na dodatek brzydko „pachnący”, który miał do nas lekką pretensje, że nie mogliśmy trafić , a „przecież wyraźnie tłumaczył”. Przejechaliśmy jakiś kilometr i już wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Zupełnie nie potrafił rozmawiać o interesach. Korciło mnie, Małgosie chyba też, aby zawrócić i odstawić go z powrotem. Zażądał zgody Starostwa i elektrowni. Chyba z byka spadł. Nawet jeżeli by się to udało, to i tak odwlekłoby to całą sprawę na Bóg wie jak długo. Pomyślałem sobie jednak, że wcześniej wyciągnę od niego jakiś informację. I owszem udało się. Nawet dla picu zapytałem się o koszt usługi. Wyszło, że 500 zł i daję swoją skrzynkę. Przewód dałby taki gruby, że już na początku wykorzystałbym na niego „znaczną” część kredytu. Ku pamięci napiszę ,że chciał przewód 5x4 a potem zjechał na 5x2,5. Czegoś tu nie rozumiem. A…jasne, już wiem, to nie jego forsa. Tyle go widzieliśmy. Jako, że pracuję w Nadleśnictwie, to nasza firma korzysta z usług różnych zewnętrznych usługodawców, w tym oczywiście elektryka. Do tej pory przypuszczałem, że będzie to najdroższa z możliwych opcja. Widać inaczej kasuje się takiego molocha jak LP i inaczej takiego paprocha jak ja. Można o nim posiedzieć tyle, że jednego dnia podjechał z żonką do szkoły obejrzeć co tam jest i co my chcemy mieć, a innego dnia zrobił wszystko od ręki. Kasując przy tym tylko 150 złociszy. Czy tacy nie powinni być wszyscy fachowcy? W sklepach dostaliśmy nawet jego rabaty sięgające nawet 60 %( co za ściema). Za faktury mieliśmy zapłacić później. W skrócie zamówione, zrobione i zapłacone. A tak to wygląda : http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skrzynka.jpg Do tego dojdzie jeszcze ok. 35 m przedłużacza i hulaj dusza z betoniarką. Cdn.
  25. Dziękuję Rom i Zeljka za życzenia. Szczególnie dla was, jak również dla wszystkich formuowiczów, chciałbym razem z Małgosią złażyć w tym miejscu takie oto zyczenia : Żeby śmiały się piasnki, usmiechały się baranki, mokry śmingus zraszał skromnie, dużo szczęścia sypiąc w dłonie !
×
×
  • Dodaj nową pozycję...