Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Karpatka

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    970
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Karpatka

  1. Hejka ludziska Przepraszam, żem zamilkła tak podle, ale przez długi czas netu nie miałam i od świata odcięta byłam. A że po przeprowadzce czas to dobro reglamentowane, to już zupełnie inna bajka. Melduję, że mieszkamy, dobrze się mamy i do bloków za dopłatą wracać nie zamierzamy (tfu, odpukać trzy razy w niemalowane....). Jak mnie wena naśle i aparat znajdę, to kto wie, może i jakieś fotki wrzucę?
  2. Do modnych czapeczek w paski nosiło się szeleszczące prochowce z pogniecionego kreszu. Miodzio! Do dziś pamiętam też mój pierwszy bawełniany dres w kolorze wściekłego turkusu (oczywiście kimomo), kupiony w "butkiu". Kolor zachował do pierwszego prania w zimnej wodzie, później zrobił się biały w malownicze zacieki Kto pamięta buty z kreszu (takie grubsze) do kostek, wiązane, najczęściej różowe lub białe, w wersji lux - z kieszenią na zamek na pięcie? Z przyborów szkolnych: super chińskie zestawy: kalkulator, płaski zegarek elektroniczny i w kolorze niewygodny cienki długopis, oczywiście, obiekt westchnień, tak jak później ołówki 0,5 (te dłuuugie, z czarną gumką). Zegarki elektroniczne owszem, ale z czterema przyciskami (ja mojej "czajki" komunijnej nakręcanej chrzestnemu wybaczyć nie mogłam!!!!). W wersji modern były łączone z plastikowymi grubymi branzoletkami, ale wtedy miały mniej przycisków i owalny "cyferblat". Do dziś wspominam również postęp techniczny w sprzęcie narciarskim: po etapie używanych, sznurowanych butów dostałam nowiutkie "Kasprowe". Skorupa pękała przy pierwszym zjeździe (sporo na stokach było drutowanych domowymi sposobami ). Nieco później weszły Fabosy. Ich klamry dla odmiany wymagały przy odpięciu użycia ciężkiego sprzętu. I marzenie narciarzy: wiązania Markery ze sprężynką! Pamiętam też otwarcie u nas na osiedlu sklepu firmowego "Radoskóru". Ludzie, po całonocnym kontemplowaniu wystawy, kupowali wszystko, co im sprzedawczynie w ręce wrzuciły, dopiero pod sklepem następowała wymiana towaru i dopasowywanie fasonów oraz numerów z przypadkowo poznanymi kolejkowiczami. A kolejki do apteki, bo watę rzucili??? Do dziś pamiętam zażenowanie, z jakim szłam na religię (do salki), obładowana 8 wielkimi pakami waty, zdobytej okazjonalnie. To była podstawówka i totalny obciach przed kolegami, ale wata - bezcenna...
  3. Azalka, trzymam kciuki za udany wyjazd. Niech to będzie NIEZAPOMNIANY urlop!
  4. Monika, moja pierworodna córa miała w życiu płodowym dwie obsesje: organy w kościele i głos mojego, jedynego w owym czasie, wykładowcy (urodziła się dobę po ostatnim, absolutoryjnym egzaminie ). W obu przypadkach szalała jak najęta do tego stopnia, że brzuch latał, a nieszczęsny profesor widząc, co się dzieje jęczał nieszczęśliwy: "Rety, ja już ciszej nie mogę, a dziecko dalej się stresuje..."
  5. Hejka niewiasty, Madd, trzymam kciuki i wirusy przesyłam. Wiatr hula, więc dojdą. A wirusy, bo już mam potwierdzenie! Za 10 dni mam już podglądać maluszka... A żeby nie było tak różowo, to od dziś leżę z antybiotykiem dorwał mnie zestaw jak z koszmarnego snu: krtań, tchawica i oskrzela. O ile krtani byłam pewna (to moje "zaprzyjażnione i oswojone" choróbsko), a tchawicy się domyślałam, łykając powietrze jak karp, o tyle oskrzela mam w bonusie. Ślag jasny mnie trafia!!!! Lekarka solennie zapewniła, że zestaw odpowiednio bezpieczny dobiera, ale bez świństw się nie da. Na domiar złego dobija mnie swoją troską moja mama, która zażądała, żebym wsiadła w samochód i z młodszą koniecznie do nich przyjechała (Mały Żonek ze starszą wybyli dziś na spływ. Osobiście ich z domu wykopałam). I mam to zrobić nie dla siebie, tylko "dla nich", rodziców, dziadków, etc. znaczy się. Uwielbiam takie szantaże emocjonalne, więc w kilku ciepłych słowach wyjaśniłam, co sądzę o nich i wymuszanych propozycjach "nie do odrzucenia". Mama się obraziła, tato nie wyartykułował swojego zdania, Mały Żonek oświadczył, że domyślił się, iż własnego łoża będę bronić jak niepodległości. Najmłodsze oświadczyło, że do dziadków się nie rusza, bo dzidziusia pilnuje i tyle! Nieustająco trzymam kciuki za wszystkie kobietki starające się (za chłopów również, w końcu swój - niewielki, bo niewielki - ale wkład w to dzieło mieć będą)!
  6. Melduję, że nadal formalnie nie jestem niczego pewna. W niedzielę gin stwierdził, że wydaje mu się, że coś widzi, ale chce mieć pewność. W piątek kolejne podejście. Problem w tym, że mam bardzo krótki cykl, w związku z czym u gina pojawiłam się z radosną wieścią w momencie, gdy większość kobiet nieświadomie jeszcze czeka spokojnie na @... A nieformalnie: kolejne testy wyskakują z dwoma krechami szybciej niż zdążę opakowanie otworzyć (tak sobie sprawdzam od czasu do czasu o różnych porach dnia, żeby sobie to oczekiwanie na piątek umilić, a co!) Trzymam kciuki za kolejne oczekujące na radosne wieści!
  7. Mam na swoim koncie groźby karalne. Bocianowi na gnieździe ostatnio pogroziłam i precyzyjnie wyartykułowałam, co o pierzastym sądzę. Chyba się czerwonodzioby przestraszył. @ się spóźnia, test nieśmiało, ale jednak wyraźnie pozytywny... W niedzielę sprawdzimy okiem fachowym, co się dzieje. Trzymajcie kciuki!
  8. Toż się odstresowuję! Tylko boję się, że działkę mam za małą na to skuteczne odstresowanie. Mały Żonek patrzy z politowaniem i w czoło się znacząco drapie... Znaczy się komary już się pojawiły. Dziś drogą kupna nabyłam pergolę, jutro wkopuję róże. Sie mnie trochę poprawiło. I widziałam bociana! Jednego. Jednak cholery znajdują jakoś drogę znad tego Bosforu... Nic, tylko trzeba czekać na kolejkę!
  9. Witam Uprzejmie proszę o dopisanie mnie do listy starających się i kolejny zawód przeżywających... Postanowiliśmy, że - zgodnie z umową przedmałzeńską - bociana po raz trzeci zaprosimy. I kurna chata ten pierzasty z Afryki ma do nas pod górkę!!! Moje laski mobbing już uskuteczniają, a dziś mamy piątą porażkę (o ironio: zaliczyłam właśnie trzy dni opóźnienia @ i kilka dni mdłości. Psycha lubi jednak płatać cholerne figle... ). Żeby nie było: każda próba z testem w łapie, na folik mam już kartę stałego klienta i... stopniowo depresję. No dobra. Dziś mam doła jak krater wulkanu. Pocieszam się jedynie, że do kolejnej próby powalczę jeszcze z łopatą w ogrodzie...
  10. Możesz to bliżej wyjaśnić, bo mnie zaciekawiło...? Pisałam o tym szerzej w wątku o pralkach. Generalnie: wcześniej miałam ładowaną od góry i był to zdecydowanie wygodniejszy patent - zarówno przy wkładaniu, jak i (zwłaszcza) przy wyciąganiu prania. Teraz wszystko z impetem wpada do michy, podczas załadunku radośnie wypada na podłogę. Poprzedni patent sprawdzał się lepiej.
  11. Z czystej ciekawości: czy ktoś z Was ogrzewa M08 węglem??? Jakie macie sezonowe (tygodniowe, miesięczne - jak komu wygodnie) zużycie opału?
  12. Z czystej ciekawości: czy ktoś z Was ogrzewa M08 węglem??? Jakie macie sezonowe (tygodniowe, miesięczne - jak komu wygodnie) zużycie opału?
  13. Po kwartale od przeprowadzki nigdy więcej: 1. pralki ładowanej z przodu, 2. obecnej odległości zlewu od płyty. Mam kuchnię w "L" i na jednym boku jest zlew, na drugim płyta. Wymarzony układ - na jednym obrocie od zlewu do płyty. Teraz muszę wykonać dwa dodatkowe kroki i w trakcie intensywnego kucharzenia strasznie mnie to denerwuje, 3. przeprowadzki bez wybrukowanego podwórza. Serce boli na widok zmasakrowanego piachem parkietu (psiur jest bardzo aktywny) i permanentnego błota na płytkach podłogowych, 4. wysoko umiejscowionych okien dachowych - konstrukcja dachu wymusiła u nas takie położenie w dwóch pokojach i oglądamy tylko niebo. Plus rozwiązania: okna myje Mały Żonek. Jak jeszcze coś mnie zirytuje, to podzielę się doświadczeniami. Generalnie jednak jestem na "tak"!
  14. W mieszkaniu miałam ładowaną od góry, teraz od przodu i.... NIGDY WIĘCEJ od przodu!!!!!!! Co ciekawe, Mały Żonek też klnie. Ładuje się fatalnie (przy górny załadunku łaszki nie wylatują), wydobycie prania to też masakra: w misce ląduje zwój splątanych ubrań. Z górnym załadunkiem nie miałam żadnych problemów i z rozkoszą w przyszłości wrócę do tego rozwiązania.
  15. Karpatka

    szczyty kiczu i kuriozum

    do szczytów kiczu daleeeko Mnie tylko zawsze zastanawia, dlaczego właściciele niektórych posesji tak otwarcie głoszą "tu mieszka rogacz"...
  16. Gratuluję wszystkim oczekującym i o rozsiewanie wirusków ciążowych proszę!!!! My przeprowadzkę doprowadziliśmy do szczęśliwego końca i też doszliśmy do wniosku, że trzecią sypialnię czas zapełnić. Czekam jeszcze tylko na wyniki badań, by uniknąć ciąży z niespodziankami farmakologicznymi i zaczynamy starania Moje dwie starsze laski już od pewnego czasu prowadzą skuteczny mobbing w sprawie wystosowania zaproszenia dla bociana....
  17. Karpatka

    pierwszy

    To wersja optymisty. Ja po pierwszym. Pesymistka. Ciekawe, co powie realista?
  18. A przy okazji: obecnie u nas -18. Kto da mniej???
  19. Meb, melduję się wywołana do tablicy!!!! Po pierwsze: wszystkim budującym, mieszkającym i sympatykom M08 życzę w Nowy Roku zdrowia, sił i radości z realizacji marzeń. No dobra, Mario - tu ukłon w Twoją stronę - realizmu też (ale ducha nie gaście!!!!). Z kwestii istotnych: melduję, że mieszkam!!! I melduję, że pierwsza Wigilia w nowym domu też za nami. Generalnie - pierwsza w naszym domu po 12 latach małżonkowania. Wcześniej jakoś nie odczuwaliśmy potrzeby. A teraz owszem, teraz tak.... A wracając do meritum dyskusji, czyli stosunku kosztów do kubatury i uroków naszego projektu. Nasze poddasze podnieśliśmy nieco i nie żałujemy. Skosy nie są dokuczliwe, zrezygnowaliśmy ze ścianek oddzielających pokoje od "schowków". W efekcie laski mogą po swoich pokojach rowerami jeździć. Przestrzeń ciągle jeszcze cieszy (pokój nad garażem jednak sporo chłodniejszy od sąsiedniego), a w przyszłości daje możliwość szerokiego manewru aranżacyjnego, z dzieleniem na pół i garderobami na czele. Przesunęliśmy ściany pokojów na górze, by poszerzyć korytarz (straszna kicha z niego pierwotnie wychodziła) i była to jedna z nielicznych zmian w projekcie. Aaaa. i Powiększyliśmy witrynkę, żeby nieco poszerzyć boczne szyby. Witrynkę wyłożyliśmy płytkami z holu i chwała Najwyższemu, bo wycierana jest regularnie na mokro, bowiem jest to ulubione miejsce naszego czworonożnego futrzaka i jego wybitnie dogodny punkt obserwacyjny na całą okolicę. Stan zaawansowania prac: ogrodzenie i tynk gotowe, tradycyjnie - brakuje sporo mebli - sofy, szafek w łazienkach, regałów na książki, części mebli do pokojów lasek, itp, itd, etc. Na sufitach - gustowne lampy papierowe znanego projektanta o intrygującym nazwisku IKEA Brakuje, i to baaaardzo, wybrukowanego podwórka (Meb, wiesz coś o na ten temat ) i serducho boli na widok piasku na parkiecie, który czworonóg konsekwentnie wnosi na łapach i futrze. Będzie robione na wiosnę, mimo że pierwotnie chcieliśmy czekać na kanalizację. Wnioski końcowe: 1. odpowiadam na pytanie Meba: taniej na Śląsku nie jest. Wręcz przeciwnie - jak czytam niektóre posty np. o schodach wewnętrznych za 10 tys. to mnie na zmianę szlag trafia i zazdrość bierze... (schody mamy ażurowe, z betonowych zgodnych z projektem zrezygnowaliśmy). Koszty budowy zdecydowanie zbliżone do szacunków Mario i Meba. Nie chcę jednak ferować ocen "stety" lub "niestety", ponieważ jest to nasz pierwszy dom. Mam jednak niejasne przeczucia, że mimo wszystko realizacja każdego innego domu o podobnej powierzchni nie byłaby tańsza o kwotę, która rzuciłaby na kolana. 2. Projekt do dziś wzbudza mieszane uczucia u Małego Żonka, który drapie się w głowę patrząc na wielkość "potwora", którego - bądź, co bądź - sam wybrał. 3. M08 w naszej ocenie potrzebuje nieco większej działki niż ta, na której ma przyjemność rozkwitać u nas. Myślę, że 1500 metrów wyglądałoby zdecydowanie lepiej i proszę nie krzyczeć, żem rozpasana (no, może trochę, jak to na białogłowę przystało ), ale mam zagwozkę, gdzie ja na wiosnę poupycham wszystkie krzaczki, o których marzę??? 4. Sprzątanie podłóg (i nie tylko) w M08 to jazda bez trzymanki. Plusy są takie, że o siłowni i innych pilatesach można zapomnieć z powodzeniem. Gimnastyka gratis w domu. Okna i mycie drzwi to dodatkowy bonus, po którym można zmierzyć się z Gołotą. 5. Następny dom będzie parterowy, bo na emeryturze raczej nie będzie nam się chciało biegać po schodach. Mamy jednak jeszcze trochę czasu na wybór kolejnego projektu. 6. Mieszka nam się cudownie. Ten dom to spełnienie naszych marzeń i -mimo drobnego mankamentu w postaci kosmicznego kredytu do spłacenia - zachwycamy się nim i naszym miejscem na ziemi codziennie. Czego i Wam - mam nadzieję, że bez zbędnego patosu - z serca życzę!
  20. Meb, melduję się wywołana do tablicy!!!! Po pierwsze: wszystkim budującym, mieszkającym i sympatykom M08 życzę w Nowy Roku zdrowia, sił i radości z realizacji marzeń. No dobra, Mario - tu ukłon w Twoją stronę - realizmu też (ale ducha nie gaście!!!!). Z kwestii istotnych: melduję, że mieszkam!!! I melduję, że pierwsza Wigilia w nowym domu też za nami. Generalnie - pierwsza w naszym domu po 12 latach małżonkowania. Wcześniej jakoś nie odczuwaliśmy potrzeby. A teraz owszem, teraz tak.... A wracając do meritum dyskusji, czyli stosunku kosztów do kubatury i uroków naszego projektu. Nasze poddasze podnieśliśmy nieco i nie żałujemy. Skosy nie są dokuczliwe, zrezygnowaliśmy ze ścianek oddzielających pokoje od "schowków". W efekcie laski mogą po swoich pokojach rowerami jeździć. Przestrzeń ciągle jeszcze cieszy (pokój nad garażem jednak sporo chłodniejszy od sąsiedniego), a w przyszłości daje możliwość szerokiego manewru aranżacyjnego, z dzieleniem na pół i garderobami na czele. Przesunęliśmy ściany pokojów na górze, by poszerzyć korytarz (straszna kicha z niego pierwotnie wychodziła) i była to jedna z nielicznych zmian w projekcie. Aaaa. i Powiększyliśmy witrynkę, żeby nieco poszerzyć boczne szyby. Witrynkę wyłożyliśmy płytkami z holu i chwała Najwyższemu, bo wycierana jest regularnie na mokro, bowiem jest to ulubione miejsce naszego czworonożnego futrzaka i jego wybitnie dogodny punkt obserwacyjny na całą okolicę. Stan zaawansowania prac: ogrodzenie i tynk gotowe, tradycyjnie - brakuje sporo mebli - sofy, szafek w łazienkach, regałów na książki, części mebli do pokojów lasek, itp, itd, etc. Na sufitach - gustowne lampy papierowe znanego projektanta o intrygującym nazwisku IKEA Brakuje, i to baaaardzo, wybrukowanego podwórka (Meb, wiesz coś o na ten temat ) i serducho boli na widok piasku na parkiecie, który czworonóg konsekwentnie wnosi na łapach i futrze. Będzie robione na wiosnę, mimo że pierwotnie chcieliśmy czekać na kanalizację. Wnioski końcowe: 1. odpowiadam na pytanie Meba: taniej na Śląsku nie jest. Wręcz przeciwnie - jak czytam niektóre posty np. o schodach wewnętrznych za 10 tys. to mnie na zmianę szlag trafia i zazdrość bierze... (schody mamy ażurowe, z betonowych zgodnych z projektem zrezygnowaliśmy). Koszty budowy zdecydowanie zbliżone do szacunków Mario i Meba. Nie chcę jednak ferować ocen "stety" lub "niestety", ponieważ jest to nasz pierwszy dom. Mam jednak niejasne przeczucia, że mimo wszystko realizacja każdego innego domu o podobnej powierzchni nie byłaby tańsza o kwotę, która rzuciłaby na kolana. 2. Projekt do dziś wzbudza mieszane uczucia u Małego Żonka, który drapie się w głowę patrząc na wielkość "potwora", którego - bądź, co bądź - sam wybrał. 3. M08 w naszej ocenie potrzebuje nieco większej działki niż ta, na której ma przyjemność rozkwitać u nas. Myślę, że 1500 metrów wyglądałoby zdecydowanie lepiej i proszę nie krzyczeć, żem rozpasana (no, może trochę, jak to na białogłowę przystało ), ale mam zagwozkę, gdzie ja na wiosnę poupycham wszystkie krzaczki, o których marzę??? 4. Sprzątanie podłóg (i nie tylko) w M08 to jazda bez trzymanki. Plusy są takie, że o siłowni i innych pilatesach można zapomnieć z powodzeniem. Gimnastyka gratis w domu. Okna i mycie drzwi to dodatkowy bonus, po którym można zmierzyć się z Gołotą. 5. Następny dom będzie parterowy, bo na emeryturze raczej nie będzie nam się chciało biegać po schodach. Mamy jednak jeszcze trochę czasu na wybór kolejnego projektu. 6. Mieszka nam się cudownie. Ten dom to spełnienie naszych marzeń i -mimo drobnego mankamentu w postaci kosmicznego kredytu do spłacenia - zachwycamy się nim i naszym miejscem na ziemi codziennie. Czego i Wam - mam nadzieję, że bez zbędnego patosu - z serca życzę!
  21. A ja dziś rano załkałam ze śmiechu po kolejnym spotkaniu z dr. Kruszewiczem. Historia Pelka zgarniającego do dzioba kilka razy dziennie młodego bociana mnie rozłożyła
  22. My w ubiegłym roku przerobiliśmy połknięcie złotówki. W wykonaniu 9-letniej laski! Kiedy dzwoniłam do lekarzy, by zapytać co dalej, pierwsze pytanie brzmiało: "a czy dziecko oddycha????" Później kazano nam czekać i obserwować, bo czasami zdarza się, że moneta wpada do jakiegoś zaułka i wówczas potrzebna jest interwencja chirurga. Każda kupka do wiadra i pod obserwację. U nas moneta wyszła po trzech dniach. Z jednej strony jest opalizująco brązowa, z drugiej turkusowa. Soki trawienne dziwnie działają... Z ciekawostek technicznych: podobno złotówki i dwuzłotówki są dla organizmu nieco bardziej przyjazne, bo mają mniej ostre brzegi. Najgroźniejsze są grosze - mogą pokiereszować jelita. P.S. Po akcji z pieniążkiem córka od znajomych dostała pokaźną ilość skarbonek "na wszelki wypadek", a co niektórzy proponowali: "chcesz snickersa, czy łykniesz 2 złote???"
  23. Aka, dobrze? Bardzo dobrze! Mieszkanie też był "swoje", tylko tak jakoś inaczej... Domek jest zdecydowanie bardziej swój A zdjątka kolorowych pomieszczeń wrzucę, tylko niech te pomieszczenia trochę wyrazu nabiorą!
  24. P.S. Przeczytałam dziennik YreQ i mnie natchnęło do jeszcze jednego wspomnienia.... Niedawno w banku zgłosiliśmy nieśmiało konieczność dobrania kredytu. Uruchomiliśmy procedurę, odcisnęliśmy lewe ucho i prawe biodro na formularzu DBX 3456, zbadaliśmy DNA z włosa pod pachą i poszło! W chwili podpisania dokumentów, pani zza biurka nieśmiało zagadnęła: - A przy okazji, to mam pytanie: u państwa kolory w domu to rzeczywiście takie wesołe i kolorowe jak na zdjęciach???? Bo, wiecie państwo, teraz to wy tak trochę nietypowo... Chyba. Obejrzałam zdjęcia przygotowane przez pana rzeczoznawcę i zaprotestowałam gwałtownie: - Nieeee, absolutnie!!!! Te zdjęcia są stanowczo wyblakłe! To tyle w temacie kolorów, jesieni Nobilesa (YreQ, u nas w dwóch pokojach i garderobach gości lato. Łącznie z najbardziej wyrazistymi odcieniami, pt. fiołkowe - to w gabineciko-biblioteczce Małego Żonka. Kolor wytonowany, jeśli weźmiemy pod uwagę naszą sypialnię. Miała być stonowana krzyżówka brązu, pudrowego różu i bordo. Wyszła wściekła purpura. Ot, niespodzianka, jak to w Tikkurilli).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...