Jest sobie kompleks ok. 100 działek. Właściciele zawiązali Stowarzyszenie, którego głównym celem jest budowa uzbrojenie podziemnego. Projekt jest już w zasadzie gotowy, lada dzień ma zostać wydane pozwolenie na budowę; czas wyłożyć poważne pieniądze... I tu pierwsze poważne kłopoty. Towarzystwo pożarło się o sposób finansowania budowy uzbrojenia. A uzbroić działki można tylko wspólnym nakładem, ponieważ należy, między innymi, dociągnąć wodociąg magistralny z odległości ok.1500 m. W zasadzie po wstępnej dyskusji pozostały dwie opcje finansowania: "od komina" i "od metra". W/g opcji "od komina" każdy, kto buduje dom, wpłaca równą kwotę na budowę uzbrojenia. Problem polega na tym, że niektóre osoby mają po kilka działek i oczywiście wszyscy budują tylko jeden budynek (komin) i za to są skłonni zapłacić, a na pozostałych działkach, jak twierdzą, będą uprawiać marchewkę. "Metrowcy" podejrzewają oczywiście, że po wybudowaniu uzbrojenia i przekazaniu go zewnętrznemu zarządcy (tak mamy w warunkach), działki zostaną sprzedane jako uzbrojone. W/g opcji "od metra" każdy płaci za uzbrojenie proporcjonalnie do powierzchni swojej działki lub działek. To też nie wydaje się być do końca sprawiedliwe, ponieważ powierzchnie działek wynoszą od 500 do 2000 m2. Dwóch sąsiadów buduje obok siebie domy i jeden ma zapłacić 20 000 za uzbrojenie, a drugi 80 000? Ten drugi oczywiście rezygnuje z inwestycji, bo za takie pieniądze to kupi w okolicy działkę już uzbrojoną. Ja osobiście jestem trochę poza sporem, bo mam średnią działkę i przy każdym sposobie liczenia wychodzi mi z grubsza na to samo. Ale niepokoi mnie to, że coraz więcej osób rezygnuje, a wtedy moje koszty oczywiście rosną. I co tu robić? Polskie Piekiełko. Ludzie zapomnieli, że chcą się budować, myślą tylko o tym, aby przypadkiem nie zapłacić złotówki więcej od drugiego. Może podpowiecie sposób podziału kosztów, albo napiszcie jak to u was było?