Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Ptysiaczek

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    24
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Ptysiaczek

  1. Mam problem. Chciałabym "odświeżyć" elewację domu (w niektórych miejscach już się robi "biało", zwłaszcza w okolicy sęków). Niestety, zabezpieczane było impregnatem Duluxa o kolorze jasny dąb, którego to produktu już nie produkują. Czym to pomalować żeby nie wyszło jakoś głupawo? Przy okazji chciałabym jeszcze w jednym miejscu położyć nowe deski i też to zaimpregnować, dobrze by było żeby nie odróżniało się zbytnio od reszty. Chętnie trochę zmienię kolor - ten jasny dąb to wyszedł trochę taki pomarańczowy. Myślałam, żeby kupić jakąś mała puszeczkę i przetestować w jakimś mniej widocznym miejscu (pewnie na psiej budzie). Tylko totalnie nie wiem czym się kierować przy wyborze.
  2. Agusssia2008 chodzi mi o to jak będą zasilane kaloryfery. Piszesz, że rozebraliście piec w pokoju. Więc pewnie macie wszędzie piece kaflowe. U nas niestety przez wszystkich cudownych fachowców wyszło beznadziejnie. Mieliśmy kuchnię węglową z której były zasilane trzy małe kaloryfery wiszące na ścianach. Nie dość, że wężownica była niewydajna, to jeszcze kaloryfery ogrzewały tylko ściany, a nie pomieszczenia. Wymieniliśmy cała instalację - nowe kaloryfery, wiszą teraz pod oknami. Też miało być grawitacyjnie, tyle że nasz "fachowiec" trochę skiepścił i nie do końca tak wyszło. Rok później musieliśmy zmienić źródło ciepła, bo było niewydajne. Niestety nie trafiliśmy od razu na dobrego fachowca. Skutkiem tego rozebraliśmy naszą klimatyczną kuchnię i wstawiliśmy na jej miejsce blaszane koromysło. Przy okazji poprawiliśmy trochę odprowadzenie, żeby było "bardziej grawitacyjnie". Tak więc mamy blaszany straszak stojący w kuchni. Niestety, kurzy się straszliwie, brudzi - piec w kuchni to jednak nie jest dobry pomysł. Ale mamy cieplutko w zimie (czasem jak jestem chora to lubię mieć nawet 30 stopni). Jakbym miała robić teraz, to albo bym znalazła dobrego zduna do przerobienia wężownicy, żeby była wydajna, albo zasilałabym piecem gazowym. Mam nadzieję, że u Was wyjdzie jakoś tak bardziej pozytywnie.
  3. Nie obrażona, tylko dostępu do netu nie miałam. Dzięki za wszelkie sugestie, otworzyliście mi trochę oczy. Strona chomiczówki nie była aktualizowana, trochę nie było czasu i chęci. Zgadzam się, że dom jest do kapitalnego remontu - nam się co roku zmieniały plany i z tego powodu wygląda to jak wygląda. Jednak już teraz nie mamy innej możliwości - musimy dom sprzedać, bo nas los rzucił w inne części kraju. A w stanie takim jakim jest aktualnie głupio mi pokazywać potencjalnym kupcom - na ścianach G-K, ale niezaszpachlowane, niepomalowane. Musze to doprowadzić do jakiegoś wyglądu. Nie chodzi mi o to, żeby ukrywać prawdziwy stan, tylko żeby nie straszyć - wiadomo, pierwsze wrażenie się liczy. Żeby zobaczyć potencjalne możliwości nie można się od razu przestraszyć. Co do azbestu na dachu - niestety jest jak jest. Mieliśmy w planach wymianę całego dachu (oczywiście więźba też jak najbardziej do wymiany, pewnie trzebaby również wymienić strop). Teraz nie będziemy tego robić, bo nie ma to najmniejszego sensu. Gmina niestety póki co nie miała jakiegoś planu na pomoc w wymianie, a takich budynków jest bardzo dużo. Dom jest okołowojenny, częściowo z bali częściowo (tutaj pewnie będą komentarze) z podkładów kolejowych. Tam gdzie była potrzeba, bale wymieniliśmy. Jeśli chodzi o wilgoć widoczną na ścianach był to efekt nieodpowiedniego ogrzewania. Od kuchni węglowej z wężownicą odprowadzone były trzy kaloryfery - wszystkie "wisiały" na ścianach i ogrzewały tylko te ściany. Po wymianie instalacji kaloryfery są pod oknami, jest bardzo cieplutko w zimie i nie widać śladu wilgoci (no może w łazience, ze względu na kiepską wentylację). Problemem, który pozostał jest piec C.O. usytuowany w kuchni - niestety nie jest to już klimatyczna kuchnia węglowa, a metalowe obrzydlistwo. Mieliśmy w planach ogrzewanie gazowe, a że plany się zmieniły... Fundamenty niestety nie ruszane, ciężko powiedzieć w jakim stanie. Okna, chociaż tego nie widać na zdjęciach - są drewniane. Co do lokalizacji - moim zdaniem jest super, naprawdę chętnie bym się stąd nie ruszała jakby nie inne względy. Plany obwodnicy się przesunęły kilka kilometrów dalej, więc to już nie problem. Działka ma aktualnie 53 ary, przy czym jesteśmy w trakcie podziału. To co będę chciała sprzedać z domem, to około 30 arów, dojazd żużlówką (200m) od drogi asfaltowej średnio uczęszczanej (wszystko odśnieżane w zimie). Kilometr od drogi krajowej prowadzącej do miasta (miasto wojewódzkie). Prąd ziemny, woda z wodociągu, gaz po drugiej stronie ulicy jakby ktoś chciał pociągnąć. Fotki chętnie wrzucę, tylko aktualnie nie mam na stanie, muszę coś poszukać, ewentualnie porobić. Reasumując, zgadzam się z Wami że należałoby to nazwać kosmetyką a nie remontem. Zostawić tak jak jest nie chcę - napisałam już dlaczego. Mimo wszystko liczę na Wasze sugestie.
  4. Życzę powodzenia w remoncie i będę zaglądać i kibicować. Na pocieszenie napiszę, że my wprowadziliśmy się do totalnie niewyremontowanego domu. Wszystko zajęło dużo więcej czasu niż z początku myśleliśmy, a nie chcieliśmy zostawiać domu na drugą zimę nieogrzewanego. W efekcie zmienialiśmy instalacje C.O. w tygodniu przed przeprowadzką (to był już listopad). Ale uwierz mi, łatwiej remontować dom jak się w nim nie mieszka, bo wtedy większa motywacja i lepsza organizacja. A jak u Was będzie wyglądać sprawa C.O. ? Bo u mnie to niestety jedna z największych pomyłek.
  5. Teraz trochę szczegółów na temat domu. Chatka nie jest duża, ok. 50mkw. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka, tzw. przedsionek i coś w rodzaju spiżarni. Dodatkowo budynek gospodarczy na miejscu pozostałości po spalonej stodole. Natomiast lokalizacja jest wymarzona - niedaleko do miasta (pół godziny samochodem i jestem w pracy), na wsi jest wszystko czego duszy potrzeba, bardzo dobra komunikacja grupowa. Bezpośrednie sąsiedztwo działki to już mało zwarta zabudowa, nie jakieś osiedle domków jednorodzinnych, gdzie zaglądasz sąsiadowi w okno. W momencie zakupu dom wyglądał tak: http://www.ptysiowaty.yoyo.pl/wp-content/gallery/domek/stare01.jpg Jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiliśmy to zmiana jego wyglądu zewnętrznego i niedługo potem wyglądał jak na zdjęciu poniżej (i mniej więcej nic się od tego czasu nie zmieniło) http://www.ptysiowaty.yoyo.pl/wp-content/gallery/domek/domek.jpg Zakres prac jakie wykonaliśmy, jeszcze przed decyzją o przeprowadzce (w dowolnej kolejności): - zdarcie tynków wewnętrznych razem ze słomą itp. - wymiana niektórych bali - wymiana instalacji elektrycznej - wymiana instalacjo C.O. - położenie płyt G-K (jeszcze część nawet niezaszpachlowana) - położenie paneli w kuchni (zdobyczne rozbiórkowe - żeby było cokolwiek) - wykończenie jednego pokoju - nowa podłoga (sosna na istniejących legarach, zabejcowana i pomalowana), szpachlowanie, malowanie, parapety itp. - ocieplenie i oszalowanie - ogrodzenie całego terenu - położenie dachu na budynku gospodarczym - budowa szamba Zakres prac, które planujemy wykonać: - budynek gospodarczy - ocieplenie styropianem + tynk koloryzujący, żeby jakoś wyglądało, bo straszy - z zewnątrz - obicie do końca szalówką (przedsionek pozostał, bo były plany przebudowy), ponowne pomalowanie impregnatem, odnowienie drzwi zewnętrznych - przedsionek - aktualnie jest wykończony dyktą, planujemy panele PCV na sufit, pomalować dyktę na ścianach, odnowić okna, nowa wykładzina PCV - kuchnia - mała przebudowa instalacji C.O. (zmiana usytuowania pieca), wypełnienie luk w panelach, zaszpachlowanie i pomalowanie + odnowienie wyposażenia - sypialnia - szpachla, farba + panele na podłogę - łazienka - uzupełnienie ubytków, pomalowanie, nowe drzwi oprócz tego: odnowienie wszystkich drzwi wewnętrznych i innych straszących rzeczy - starych kranów, futryn itp. W zakresie wyposażenia nie chcemy inwestować w nowe meble. I tak się będziemy przeprowadzać, a nie wiadomo czy wtedy będą pasować. Jak na razie przez kilka lat kupiliśmy tylko pralkę i kanapę, reszta mebli to niepotrzebne rzeczy od rodziny i znajomych. Chcielibyśmy pójść dalej tą drogą, odmalowując ewentualnie meble i dokupując co mniejsze i tańsze rzeczy.
  6. No i stało się... czeka nas przeprowadzka. Jednak nim do wszystkiego dojdzie, musimy pożegnać się z nasza chomiczówką. Mimo że mieszkamy ładnych parę lat, dom nie został nawet w połowie wyremontowany. Ale teraz mamy motywację. Tak więc celem jest uczynienie domu jak najbardziej atrakcyjnym dla zainteresowanych kupnem. Koszta oczywiście się liczą, dlatego robimy żeby było ładnie, ale niekoniecznie najlepsze materiały i duży nakład pracy. Zakładamy że i tak ktoś będzie chciał dużo pozmieniał jak kupi. Założyliśmy 10tyś., z czego połowa i tak by poszła żeby można było mniej więcej mieszkać. Czekam więc na wszelkie sugestie, opinie, porady. Ja mam osobiście dosyć specyficzny gust, dlatego przyda się opinia kogoś z boku.
  7. Wróciliśmy właśnie od doradcy finansowego... i masakra. Chcieliśmy wziąć kredy hipoteczny na remont, zależało nam głównie na instalacji gazowej. Niestety, mamy dwie możliwości - sfinansujemy instalację z kredytu gotówkowego (wiadomo, na duuużo gorszych warunkach, w perspektywie i tak remont na dalszy kredyt), albo weźmiemy kredyt hipoteczny na cały remont (jako że budynek kryty eternitem, bank wymaga zmiany poszycia, a w perspektywie i tak wymiana całego dachu, więc nie ma się co rozdrabniać). Raczej jesteśmy skłonni za drugą opcją, ale pojawia się kilka problemów. Budynek jest drewniany, około 70 letni (taka chatka-puchatka), aktualnie zamieszkały, teoretycznie do wymiany tylko dach. Co chcemy zrobić: - wzmocnienie fundamentów - rozbudowa ganku, a raczej rozebranie i postawienie od nowa, z dodatkowym kominem i mini-kotłownią, aby trochę dopalać w zimie drewnem - przebudowa poddasza na zamieszkałe (wiąże się oczywiście z podwyższeniem budynku i wymianą konstrukcji dachowej) - dodatkowo chcielibyśmy postawić garaż w miejscu, gdzie kiedyś była stodoła (spaliła się, "fundamenty" zostały, są na planach, został z niej tylko niewielki budynek gospodarczy, na którym położyliśmy dach) - tylko garaż duży, 2 samochody plus mini-warsztat Jesteśmy totalnie zieloni, więc prośba o naprowadzenie jak się za to zabrać. Rozumiem, że najpierw wystąpić o warunki zabudowy, potem projekt i zgoda? Pewnie nie wygląda to tak różowo. Aby oszczędzić sobie stresów kilka pytań: - ile mogą potrwać wszelkie formalności? Chcieliśmy wyrobić się z instalacją gazową do zimy, ale coś czarno widzę. Na to zgodę prawie już mamy. - czy może być jakiś problem, jeżeli na terenie nie ma planu zagospodarowania? (są różne warianty obwodnicy w okolicy i coś tam czeka na zatwierdzenie) - potrzebny jest jeden projekt, czy osobne dla domu i garażu? - od czego zacząć, jak załatwić projekt, kosztorys itp.? Mam nadzieję, że nie porywamy się z motyką na słońce. Wdzięczna będę za wszelkie sugestie.
  8. Witam, Od kilku lat remontuję drewnianą starą chałupkę. Oczywiście co pół roku jest zmiana koncepcji i tym razem padło na ogrzewanie gazowe. W tym momencie mam niewielki piec, który w zasadzie daje radę, ale wiadomo - co jakiś czas mus podłożyć. Na dodatek piec stoi w kuchni i strasznie wszystko się kurzy. Był plan zrobić kotłownię, ale koszty (z budową dodatkowego komina) nie są zachęcające. Stąd pomysł na piec gazowy. Jakie są przybliżone koszty całej operacji - przyłącza, instalacji itp. i jak się za to wszystko zabrać. Potrzebny jest projekt i pozwolenie na budowę? Ile to wszystko może trwać (zdążę do zimy)? Tylko proszę jak do chłopa pisać, bo ja kobita jestem
  9. Moja piesa miała przez tydzień depresję, że jej kolegę sprawiłam. I strasznie się żarły, o wszystko. A teraz życia sobie nie wyobraża bez niego.
  10. Po pierwsze wysterylizować, ciągoty mogą się mu zmniejszyć. Jak ma doświadczenie schroniskowe, to może błakał się przez długi czas i "tęskni za wolnością". Spacery to dobry pomysł, tylko trzeba mieć czas żeby z psiakiem wyjść rano na 2 godziny i go zmęczyć. Szybszym wyjściem jest rower - moje po przebiegnięciu 15 kilometrów już są grzeczniutkie, a zajmuje to jakąś godzinkę. Można też pomyśleć o jakimś przyjacielu. Ale jeżeli to jest poważny problem ja bym sie zwróciła do behawiorysty, żeby dokładnie określić przyczyny ucieczek i dopiero cos z tym robić.
  11. Zwierzaki to chyba tak mają, że szybciej się dogadują z osobnikami przeciwnej płci. To może weź jednak chłopaka?
  12. Tu się zawsze zgodzę. Nasze pierwsze koty były tzw. "dwupakiem". Wzięliśmy dwójkę, bo pani nas przekonała, że lepiej się chowają. I to najprawdziwsza prawda. Są grzeczniejsze, bo bawią się ze sobą, a nie naszymi ulubionymi przedmiotami itp., nie potrzebują tak dużej uwagi człowieka. Jak odeszła nasza Bambo, zrobiło sie jakoś smutno, więc postanowiliśmy wziąć jeszcze jedną kotkę... i wzięlismy oczywiście 2. Nigdy nie żałowałam i nie będę. Kiciuś zaakceptował maluchy, dobry wujek się zrobił, pilnuje je, jak są niegrzeczne to karci, myje, śpi z nimi i jest ich "bohaterem". madd szkoda że od razu nie pomyślałaś o dwóch kotakach. Jak napisała małaMI moga się pokochać, mogą tylko zaakceptować. Poczytaj tylko trochę jak się zachowywać przy nich obydwu, trzeba wiedzieć kogo pogłaskać pierwszego, komu ile uwagi poświęcić. To jest jak z małymi dziećmi. Jak pojawia się nowe przeważnie jest problem, ale da się go rozwiązać. Jak wzięłam drugiego psiaka, to na początku się nie znosiły, teraz jest wielka miłóść. Z tym, że psy to nie koty.
  13. Zgadzam sie z wami dziewczyny, obiema. Marzanna masz rację, że chłopkom trudno jest cokolwiek do łba wbić, a jeszcze trudniej z tego łba wybić. smadalena ciebie tez popieram, że praca u podstaw daje pewne rezultaty. Jeżeli nie dla ogółu, to dla tego jednego psa, kilku. Jak wychodzę z piesami na spacer, to się ludziska na wsi dziwią. Ale ostatnio zauważyłam, że sąsiedzi też się za swoje piesy wzięli. Czasem zdarzy im się pójść na spacer, częściej wypuszczą z kojca itp. Tylko że oni to nie chłopki, ale zawsze coś. Rozmawiałam ostatnio z kumplem, on ma rodziców na wsi. Pies im uciekł na suki, wrócił pogryziony, pocharatany itp. Nie mógł się wypróżnić przez dwa dni, więc wziął go kumpel do weta. Okazało się, że psiak dostał z wiatrówki i mu pocisk wyjście zablokował. Jak się jego rodzice dowiedzieli, że operacja itp., to oczywiście powiedzieli że uśpic, tym bardziej, że pies niemłody, padaczkę ma itp. Oczywiście tego nie zrobił, tylko psa pokroił, jeździł 50km do domu, żeby go do tego weta zawieźć i wszystko jest juz w porządku. Dlatego uważam, że przyszłość jest w rękach młodych ludzi. Chłopek na wsi nic nie zmieni, z dziada pradziada się psy trzymało na łańcuchu, ale jego syn czy wnuk może mieć już inne podejście i zawsze łatwiej ich przekonać. To tyle ode mnie.
  14. Pozwolicie, że sie jeszcze wypowiem i proszę nie wskakiwać na mnie. Jeżeli chodzi o psy na łańcuchu, nierozmnażanie nierasowców, "kupowanie psa z głową" i tym podobne rzeczy, to tu niestety się kłania świadomość ludzka. Na wsi przez wieki było normalne trzymanie psa na łańcuchu i niestety, tego sie tak szybko nie zmieni. Taki chłopek nawet nie wie, że to jest złe, nikt mu nie powiedział, że pies potrzebuje spaceru, kontaktu z ludźmi itp, wystarczy że raz w roku zaszczepi na wściekliznę, codziennie da michę odpadków i według niego pies jest szczęśliwy. I tu niestety wina leży również po stronie weterynarzy, którzy przy okazji szczepienia mogliby przeprowadzać małą akcję edukacyjną. Jeżeli chodzi o nierozmnażanie kundelków i sterylizację to sytuacja jest podobna. Nie spotkałam sie nigdy z sytuacją, żeby sam weterynarz zaproponował mi sterylizację suki. Rzeczywiście, u wielu psiarzy krąży pogląd, że suka powinna się przynajmniej raz oszczenić. Niedaleko szukając dzisiaj przekonywałam znajomego do sterylizacji suki, bo myśli żeby ją po raz pierwszy i ostatni dopuścić, bo miała ciążę urojoną. Na moje argumenty za sterylką powiedział, że nie chce psu krzywdy robić, nieważne, że suka więcej przeżyje podczas porodu, ewentualnego ropomacicza, cieczek i ciąży urojonych, niż jednego małego zabiegu sterylizacji. Na dodatek suka jest rodowodowa (niehodowlana), a na szczeniaki po rodowodowych rodzicach popyt niestety jeszcze długo będzie. I z takimi rzeczami trzeba walczyć - ale powoli, we własnym gronie, uświadamiając na początek swoich znajomych, oni uświadomią następnych i pocztą pantoflową się rozniesie. Co do kupowania szczeniaków na bazarze, to popieram tylko "zakupy" za symboliczną złotówkę, przemyślane tzn. nie pod wpływem chwili, z podpisaniem umowy adopcyjnej. [teraz sie zaczną gromy] Sama oddałam jednego szczeniaka na bazarze, bo tam chętniej zawsze ludzie wezmą niż z ogłoszenia (można wybrać, zobaczyć, pomacać). Dodam tylko, że nie wciskałam szczeniaków na siłę, starałam się ocenić przyszłych właścicieli, jak ktoś się nie nadawał, to w sprytny sposób odradzałam mu "kupno". Szczeniaki się u mnie wzięły z niedopilnowanej suki. Niestety, nie zdążyłam jej wysterylizować przed pierwszą cieczką, a tatuś przecisnął się przez szczebelki w furtce (do tej pory nie mogę uwierzyć jak on to zrobił). Za aborcją jestem tylko w skrajnych przypadkach, jak nie ma szans na dom dla szczeniaków lub suka jest chora. Postanowiłam urodzić i znaleźć dobre domy dla szczeniaków. Były podpisane umowy adopcyjne, były wieści z nowych domów, było uświadamianie na temat sterylizacji, odpowiedniej diety itp. To jeszcze na temat trzymania psów "do pilnowania". Moje psiaki także pełnią funkcję stróżującą (oczywiście nie tylko), ale nie chodzi tu o obronę przed złodziejem, a bardziej przed nieporządanymi gośćmi. Taki psiak zawsze ostrzeże, że ktoś się w pobliżu kręci, sąsiad pijaczek zawsze dwa razy się zastanowi, zanim wejdzie z prośbą o 5 zł na wino. To jeszcze dodam, że hasło r=r jest powszechne tylko wśród zapalonych psiarzy, przeważnie miłośników ras. Przeciętna osoba, która na przykład miała kiedyś kundelka, chętniej kupi piesa za 500zł bez rodowodu, niż wyda kilka razy tyle na psa nierodowodowego. Dlaczego? Bo przeważnie nie wie, z czym się zakup takiego psa wiąże. Myśli, że kupuje takiego samego, tylko bez papierka, a że wystawiać go nie ma zamiaru ani hodować, to po co jej. I tu też edukacja by się przydała. Podsumowując, według mnie wszystkie te rzeczy są skutkiem nieświadomości. I nie da się z nimi walczyć inaczej niż uświadamiając wszystkich wokół, tylko delikatnie, powoli, bo się obrażą, że pies którego właśnie kupili za 300zł jest kundlem. Bo na prawo nie mamy co liczyć w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że zostanę dobrze zrozumiana.
  15. Nie wiem, czy się dobrze orientuję w twoim planie, ale ja zrobiłabym tak: Dobudówka owszem, ale tylko w połowie lub 2/3. W tej części co przylega do kuchni zrobiłabym werandę (marzy mi się), bo w zasadzie taka duża kuchnia nie jest Ci chyba potrzebna. W pozostałej części owszem, przy czym połaczyłabym korytarz i pokój (powstanie duży salon), ewentualnie wydzielając kącik "powitalny", gdzie można zostawić ubranka, buciki itp. Sprawę ułatwiłby lepszy plan - tutaj nie masz zachowanych proporcji, dlatego niewiele widać i trzeba sobie mocno wyobrażać. Najważniejsze, że dom ma duży potencjał (nie to co mój). Powodzenia
  16. To ja się pochwalę że jednak sie udalo. Mamy drugiego psiaka i od tego czasu koniec z nudą u Ciapy. Nie ma kopania dołów, robienia śmietnika z podwórka itp. Fakt, psiaki trochę szczekają, ale nie jest to tak uciążliwe jak z jednym pyskaczem. Szczekaja tylko z zaniepokojenia, ew. jak ktoś przechodzi, ale nie ma już wieczornych koncertów. Wszystkim opiekunom znudzonych psów polecam sprawić im przyjaciela. To sie też sprawdza super w przypadku kotów
  17. O przepraszam, to do mnie było? Jak tak, to pozwolę sobie nie zgodzić sie z tą opinią. Pies jest nie tyle niewychowany, co znudzony. Jak zostaje na pół dnia sam na podwórku, to ja jej się nie dziwię, że kopie doły, tym bardziej że często się przygląda naszym pracom ogrodowym i widocznie chce pomóc. Nie mam do psa pretensji, że się nudzi i szuka sobie zajęcia. Dlatego pojawił się pomysł przyjaciela. daggulka poczytaj może na forum dogomania.pl, tam ludzie często pomagają w takich sytuacjach.
  18. No to zobaczymy jak się sprawdzą wasze teorie. Ciapa dostanie przyjaciela, jak tylko jego dotychczasowi opiekunowie się nie przestraszą naszego remontu i psy się dogadają. Przyjeżdżają jutro w odwiedziny, a jak wszystko pójdzie dobrze, to w przyszłym tygodniu będziemy mieli nowego domownika. Zastanawiam się tylko co na to powiedzą koty. Ciapa się ostatnio trochę uspokoiła, chyba dlatego że mniej było zamieszania i wracamy wcześniej do domu i jest czas dla psiaka.
  19. Widzę, że nikt nie chce pomóc, wyrazić swojej opinii A może taki wariant się spodoba: Wszystkie ściany na żółto, filar cynamon-pomarańczowy, a na największej ścianie wałeczkiem pociągnięte wzorki tym cynamonem, tak jak to było kiedyś w wiejskich wnętrzach?
  20. Mam problem z doborem kolorów do mini-salonu, może ktos pomoże. Pomieszczenie ma wymiary około 3,5 x 5 m, rozkład na rysunku poniżej. http://www.konikowo.horsesport.pl/murator/pokoj.jpg Podłoga sosnowa w kolorze orzecha, cos takiego http://www.eurofloor.pl/_img/galeria/mini/20070425105121.jpg. Na suficie jest belka, biegnąca przez środek pokoju równolegle do dłuższej ściany, czyli od okna do okna. Belka jest koloru ciemniejszego niz podłoga, coś podobnego do starych konfesjonałów Parapety będą pomalowane identycznie jak podłoga. Mamy trochę starych mebli, które będą tam stały, ogólnie chcemy urządzić tak babcino-hipisowsko jakiś kilimik na ścianie, święte obrazki, gitary itp. I zaistniał problem z wyborem kolorów. Myślałam o czymś cynamonowo-pomarańczowym coś jak to http://www.dulux.pl/swatch/eastern_spice_2.jpg na największą ścianę i filar, na resztę i sufit jakiś delikatny żółty, może delikatnie jaśniejszy niż to http://www.dulux.pl/swatch/pharaohs_gold_5.jpg. I tak sie zastanawiam, czy to jest dobry pomysł. Największa ściana pomalowana na ciemno, w dodatku słabo oświetlona chyba będzie zbytnio przytłaczać? Ogólnie chciałabym dobrać coś w kolorach żółci-pomarańczy, ale tej pomarańczy się trochę boję, a na dodatek do takich starych mebli to chyba bardziej pasowałyby beże-brązy. A może przy takiej ilości elementów drewnianych (drzwi też wkrótce otrzymają podobny kolor jak podłoga), to zrezygnować wogóle z dwóch kolorów i wszystko pomalować jednolicie na jakąś ciepłą żółć, ewentualnie filar pociągnąć brązem? Ma ktoś jakiś pomysł? Dodam że oświetlenie tylko górne, ewentualnie jakaś lampeczka z boku.
  21. Może ktoś z forumowiczów ma doświadczenia z fotelami lub sofami fatty? Chodzi mi o coś takiego: http://www.fatty.pl/data/katalog/produkty/duze/520_1174557267_137426.jpg Jak to sie sprawdza w praktyce? Strasznie chciałabym coś takiego mieć zamiast klasycznego wypoczynku, ale się boję, że będzie to nieudany zakup.
  22. Witam! Też mam kociaki, bambulina jest czarna, więc sie zapisuję. Tak sobie trochę poczytałam. Moja też strasznie dużo gada, jak tylko wchodzi do domu to się jej jadaczka otwiera, że kiziajcie mnie i nasypcie chrupek. Z rana to samo :| A co do szczepień, to moje są wychodzące i szczepimy je na wirusówki i wścieklizne. Koszta duże nie są, a przynajmniej człowiek spokojnie może kota wypuścić, bo chociaż są wysterylizowane obydwa, to Klakier jest na tyle towarzyski, że potrafi sie z każdym zaprzyjaźnić. A jak przebywa z wiejskimi kotami to nigdy nie wiadomo. Ma takiego jednego rudasa frienda. Dodatkowo mają styczność z dzikimi zwierzakami, więc nigdy nie wiadomo. Bambo upolowała ostatnio bidnego zająca. Pozdrowienia dla czarnuchów i wszystkich innych.
  23. Czyli czeka mnie jednak wizyta u veta. No trudno, kociaczki są ważniejsze. I psu się przy okazji dostanie. I porządki się zrobi. A drapak też mam wyprać? Koty są ogólnie wychodzące i zjadają wszystko co się po dworze rusza. Może to być przyczyną?
  24. Z tymi drzewami to tylko za pierwszym razem jest kłopot. Mój kiciorek jak pierwszy raz wyszedł na dwór i wszedł na kawałek drzewa (taki na wysokość 1 m) to też miauczał, żeby go zdjąć. A teraz się panisko porobiło i tylko patrzę, czy te cieniutkie gałązki na które włazi na samej górze się nie ułamią. Żeby tylko nie zachciało się polować na ptaszki, bo jak nic kiedyś się zleci. Się przy okazji zapytam. Takie robale wyłażą z tyłków moich kociaków. Białe glisdy już martwe. Odrobaczane były i nic nie pomogło. Do veta mam nie po drodze, może wy pomożecie?
  25. Moje dostają tylko wieczorkiem, ale i tak przeważnie wszystkiego nie zjadają. Wybredne są troszkę - mięsko powyciągają łapką, a już warzywek to niezbyt. Pies potem po kryjomu wyjada. A suchą mają praktycznie cały dzień, chociaż ostatnio kupiłam chyba za dobrą, bo wszystko migiem wyjadają i za pół godziny się na mnie patrzą. Jak ich głodek między posiłkami złapie to zawsze moga zapolować na myszkę lub inną żabkę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...