Z tego wszystkiego zapomniałam napisać, że 22 LIPCA 2007, byliśmy na spotkaniu grugy rybnickiej u EDZI i było SUPER i chyba nikt nie myślał, że będzie inaczej. SUPER GRUPA - SUPER LUDZIE.
Oczywiście nie obyło się bez problemów (my chyba powinniśmy się nazywać PROBLEMIARSCY), bo umówiłam się z pewną firmą na przywóz. A jakże przywieźli, ale nie mogli biedni wjechać bo za mokro - było to jeszcze przed usypaniem drogi, ale nie raczyli nawet umówić się na inny termin, tzn, kiedy droga wyschnie. Dzwonię do kierowcy, pytam kiedy ewentualnie przyjedzie. umówiłam się na 6- tą rano. Czekam do 9- tej. Dzwonię do firmy, a miły Pan powiedział, że się z nim nie umawiałam , a tak wogóle to nie przywiozą bo nie mają wolnych wc- ków i mam sobie innej firmy poszukać.
dziękuję bardzo - bez łaski.
Zamówiłm u konkurencji i na drugi dzień miałam ładniutki, zielono- morski wc- ik
Co prawda ta, która była, to była przejezdna, ale po deszczu mógłby powstać problem z dowozem materiałów na budowę ( ).
Pierwszy krok zrobiła fima, która ciągnęła do nas kanalizację a resztą zajęliśmy się sami, tzn. znalazłam łupek, transport a resztą zajął się mój mężuś ( żeby nie było , że nic nie robi :) )
Pracownia Archipelag, okazała się bardzo wyrozumiała w związku z tym, iż kupujemy drugi projekt - udzieliła nam rabatu :)
Nasza Pani Architekt :) - bardzo miła i rzeczowa kobietka- pochwaliła wybór, odbyliśmy dwa szybkie spotkania i zrobiliśmy kilka przeróbek.
Wylaliśmy strop nad salonem ( była piękna antresola, ale ogrzać taką .przestrzeń.....), dzięki czemu uzyskaliśmy 20 metrowy pokój dla starszego syna. Koszem pomieszczenia gospodarczego przy wiatrołapie, mamy dwustanowiskowy garaż.
Reasumując wszystko o czym marzyliśmy
Pani architekt dokonała ekspresowej adaptacji -w ciągu dwóch tygodni ( poprzednio czekaliśmy 6 mcy), złożyliśmy projekt zamienny do UM.
3 MAJA 2007 - MAMY POZWOLENIE NA BUDOWĘ - jak ustawa przewiduje- 65 dni
W międzyczasie wycofał się nasz wykonawca, ponieważ ludzie uciekli mu za granicę , ale nie będę się o tym rozpisywać bo było minęło a sympatyczny kolega z naszego regionalnego forum polecił nam innych sprawdzonych wykonawców.
W mieszkaniu zaczynają rosnąć sterty katalogów, z potencjalnym kandydatem na nasz wymarzony dom.
Hmmmm.......
Dużo tego. Prawie każdy ma w sobie coś. Ale tego czegoś w sam raz nam brakuje.
Marzymy o domu,który ma:
- kominek wsalonie
- kuchnię z wyspą
- salon z dużym oknem na ogród - dopiero potem okaże się,że działka jest na tyle mała (lub raczej dom za duży), żę ciężko nawet piaskownicę da dziecka ustawić :)
- strefę dla rodziców na dole
- strefę dla dzieci na górze
- przy sypialni rodziców, powinna znaleźć się łazienka z dwuosobową wanną z bąbelkami
- gabinet
- dwustanowiskowy garaż
- pokój dla gości (dla mamy, która z nami zamieszka po osiągnięciu
pełnoletności :)
- pokój rekreacji, do eliminownia boczków i brzuszków -dla rodziców, oraz kształtowania sylwetek - dla chłopaków
- mąż jeszcze marzy o bilardowni -ale to tylko ewentualnie,gdyby zostało wolne miejsce w którymkolwiek z pokoi
Znaleźliśmy taki projekt !!! , To "Kuba" z Archipelagu. Musimy jednak zrobić małą adaptację ( zgodnie w powyższymi wytycznymi :)).
Udajemy się do znaojmego architeka. Pan Architekt sprawdza. Można zbudować w naszych okolicach- zgodnie z planem zagospodarowania. . Zamawiają projekt ( odbiór 25.04.2006r.), adaptują ( zgodnie z naszymi instrukcjami):
Załatwiają wszystkie papiery, geodezja, wodociągi, energetyka i zanoszą papierki do Wydziału Architektury ( obsługa kompleksowa). Cieszymy się, że nic nie musimy załatwiać. Po prostu SUPER ! Czekamy.
10 października 2006r. -MAMY POZWOLENIE NA BUDOWĘ
Urywam się z pracy i jadę do Wydziału Architektury. Przyjeżdzam szczęśliwa do domu. Mąż czeka. Oglądamy ( mąż ogląda). Patrzymy na dach a tam, inny kąt naczylenia dachu - bo ten z projektu nie był zgodny z miesjcowym planem zagospodarowania ?
JESTEŚMY WŚCIEKLI
Niby nic a jednak. Dom całkowicie się zmienia. Dach jest nie do przyjęcia przez nas po nieskonsultowanych zmianach ! Wygląda jak jakaś czapa krasnoludka ( nie urągając krasnoludkom oczywiście)
Koniec. Wszystko od nowa. Nie tak miało być.
Przetrawiliśmy to niedomówienie, że nie wspomnę o straconych pieniądzach na projekt (nie chcę wchodzić w szczegóły bo i po co ).
Oglądamy kilka dzialek . A to bez drogi, na "zad...u", trójkąt prostokąt, za wąska, za długa. I nareszcie znajdujemy.
Śliczna działeczka, ogrodzona, z mediami (prąd), w kwadrace i powierzchnia dla nas póki co wystarczająca( 750 m2). I cena- co najważniejsze przystępna. Dla każdego z nas dobre rozwiażanie. W połowie drogi (prawie) każdy z nas ma do pracy. A i do rodziców niedaleko- co najważniejsze .
Wszyscy pogodzeni a w razie czego zawsze szybko można sie przemieścić
Załatwiamy formalności, spisujemy akt notarialny, rozliczamy z się z biurem pośrednictwa i tak oto I tak oto dnia drugiego listopada 2005r. stajemy sie posiadaczami naszego kawałka wymarzonej ziemi. Jak to dumnie brzmi .
Hmmmm, chciałabym zacząć i nie wiem od czego. Muszę się cofnąć do 2005r. kiedy to wszystko się zaczęło. A będzie o czym pisać :)
W marcu 2005r. jadąc z pracy na trasie Gliwice- Rybnik narafiamy, na ogłoszenie o sprzedaży domu w stanie surowym otwartm. Działka ładna, zagospodarowana. Domek jak domek. Ładny jak wszyskie nowobudowane. Dzwonimy, umawiamy się na oglądanie. Mąż umawia na spotkanie znajomyuch budowlańców, rzeczoznawcę. Patrzą oglądają. Wszystko źle. A to schody, a to kominy, a to wilgoć. A to uciekać musieli do góry bo woda w piwnicy. Klamka zapadła. NIE kupujemy. Oglądamy kolejne domy w stanie zaawansowania robót różnym i wszyscy fachowcy stwierdzają, że wszystko nie tak jak powinno być. Stwiedzamy razem: KUPUJEMY DZIAŁKĘ i budujemy po swojemu.