Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

cora

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    83
  • Rejestracja

cora's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. cora

    wiza amerykańska

    a wiec odzywam sie ponownie. dziekuję wszystkim, którzy trzymali kciuki, bo wizę dostałam. Tym, którzy beda sie ubigac radze wejsc na forum ewiza, jest tam duzo przydatnych informacji. a pytano mnie o studia, prace, osobę, do której lecę(bede mieszkac jednak u kuzynki), kraje, które odwiedziałma i pracę rodziców. teraz czekam na paszport i zobaczymy na ile mi przyznano:)
  2. cora

    wiza amerykańska

    aha...to moze jeszcze dodam, ze podczas tego pobytu za oceanem (jeśli dojdzie do skutku) bedę mieszkac u mojej znajomej - rodowitej Amerykanki. czy ten fakt będzie przemawiał na moją korzyść?
  3. cora

    wiza amerykańska

    No własnie mi tez sie wydaje, że reguły niestety nie ma....ja też juz sie nasluchałam najrózniejszych historii, łącznie z tym że ludzie stali przed tym okienkiem i grozili, ze prędzej nie odejdą jak wizy nie dostaną a moja koleżanka, która jechała na wesele tylko, dostała wizę na 10lat kurcze, najgorsze, że często dostają ci co kombinują, a uczciwy czlowiek nie dostanie, bo ktos tam ma taką zachciankę.....
  4. No ja niestety też rozumiem autora tego wątku. Mieszkałam przez jakis czas na wsi z rodzicami, przeprowadzilismy sie tam z miasta, bo kupilismy dom między starymi zabudowaniami. Nikt się tam nie budował, ludzie raczej zniechęceni życiem, totalny marazm i narzekanie na wszystko.....ale przez 3/4 dnia pięcioosbowe rodziny potrafiły siedziec na ławeczce przed domem i patrzec na to "jak to my szybko pracujemy i że wciaż się u nas coś nowego na działce pojawia". Rodzice od początku próbowali zaprzyjaźnic się ze sąsiadami, czyli "uprzejme dzien dobry", podchodzenie do płota, wspólne narzekanie itp. Ale niestety sąsiedzi mimo tego są baaardzo uciążliwi. Ci z naprzeciwka przestają się odzywac za kazdym razem jak u rodziców pojawia się coś nowego na działce, ci obok stoją wciąż pod plotem i posłuchują co się dzieje u rodziców (rozmowy słychac,bo okna są lekko otwarte zawsze), a jeden to nawet groził, ze "nasz NOWY dom z dymem pósci", bo doszły go słuchy, ze plotki na jego temat roznosimy". We wszystkich przypadkach powodem jakis niesnasek była oczywiscie zazdrosc....do tego doszło jeszcze kilka innych incydentów....efekt jest taki, że rodzice we własnym domu nie mają prywatności i jeszcze muszą się ukrywac z tym co sobie chcą zrobic/posadzic/kupic, bo nie wiadomo co tym razem zazdrosnym sąsiadom przyjdzie do głowy. Ja rozumiem, ze czasem tacy ludzie mają inną sytuację zyciową, są niezaradni i trzeba im współczuc, ale w takich środowiskach naprawdę niezbyt ciekawie się mieszka. I najgorsze jest to, ze oni nie rozumieją, ze ludzie mają rózne rzeczy, o których oni tylko marzą, bo cieżko na nie pracują, podczas gdy oni wolą siedziec na ławeczce...i nikt mnie też nie przekona tym, ze pracy na wsi nie ma....bo wiem, ze oni wolą sobie tak własnie siedziec, niz chociażby sprzedawac jabłka z własnego ogrodu... Jedyną pozytywną rzeczą wypływającą z takiego sąsiedztwa jest fakt, że przez tą zazdrosc sąsiedzi zaczeli jakies remonty przeprowadzac u siebie. A wygląda to dokładnie tak, ze jak u rodziców pojawia się, powiedzmy oczko wodne, to za tydzien u sąsidów pojawia się odbicie lustrzane własnego oczka
  5. Prosiłabym o porady dotyczące samego procesu ubiegania się o wizę turystyczną do USA. Chodzi mi głównie o to, co zrobic, aby dobrze wypac na rozmowie z konsulem, jakie dokumenty okazac itp? Kilka lat temu już ubiegałam się o wizę turystyczną i niestety jej nie dostałam - do teraz nie wiem dlaczego.... może dodam, że chcę jechac do Stanów w poszukiwaniu materiałów do pracy magisterskiej (wiąze się do scisle z moim kierunkiem studiów) i obecnie jestem zatrudniona na umowę zlecenie (umowa odnawiana co 3 miesiące)...Bardzo mi na tym wyjeżdzie zależy i boję się, że i tym razem spotkam się z odmową... Jeżeli macie jakeś doświadczenia w tej materii , to chętnie poszłucham Pozdrawiam Jeżeli juz ten temat był omawiany na forum, to prosze o odesłanie mnie we własciwe miejsce...
  6. Hmm...też się kiedyś nad tym zastanawiałam, tak samo też, czy wpuszczac gosci do sypialni "bo chcą sobie obejrzec, jak mamy..." . Rzeczywiscie, to jest nasza prywatna przestrzeń i nie musimy miec ochoty, zeby ktos tam zaglądał. Zastanawiam się jeszcze, czy macie wejście do łazienki przy sypialni od razu z sypialni, czy z korytarza? ale chyba z korytarza z tego co piszesz. Może warto zrobic tak, ze jak goscie przyjeżdzają, to im wyraznie acz uprzejmie OD RAZU wyjąsnic, ze goscie korzystają z tych pokoi i to jest łazienka do ich wyłącznego uzytku, a wy macie swoją do waszego PRYWATNEGO uzytku, "i tak to juz u was jest, ze tylko wy z niej korzystacie, nawet dzieci (jeśli macie) tam nigdy nie wchodzą" (z naciskiem na NIGDY). Ja spotkałam się z takim rozwiązaniem, ze osoba miała w sypialni swoją własną łazienkę i nigdy nie odważyłabym sie tam wejsc, ani nawet zapytac, czy moge, bo wyobazam sobie, ze to jest sfera zupełnie prywatna. A z drugiej strony taka prozaiczna rzecz, jak porządek. W łazience dla gosci wiadomo, ze zawsze porządek jest utrzymany, natomiast w naszej prywatnej możemy pozwolic sobie na troszeczkę prywatnego bałaganu albo poprostu nie krępowac się tym , że jakies srodki higieniczne leża na widoku.... moim zdaniem, mamy do takiej prywatnosci zupełne prawo!!! no i własnie, nie po to budowaliscie dwie łazienki, no i w koncu to wy rządzicie w waszym domku!!!!
  7. cora

    Książki

    To może i ja przystąpię do klubu jestem wielbicielką literatury amerykańskiej. uwielbiam Steinbecka, Faulknera, Morrison i amerykańską literaturę współczesną....co do poezji, to tu za eksperta się nie uważam.... lubię powieści trudne i wymagające od czytelnika wysiłku intelektualnego, takie które poruszają, pobudzają, pokazują, uwrazliwiają.... nie lubię za bardzo tak popularnej obecnie literatury lezbijskiej i gejowskiej...hmm....jakoś nie mogę się przemóc..... polecam powieści Toni Morrison, które są przetłumaczone na polski: "Umiłowana", "Sula", "Pieśn Salomonowa".... lubię też literaturę iberoamerykańską, ale ostatnio baaardzo tą "działkę" zaniedbalam na rzecz lit. amerykańskiej..... chętnie polecę inne pozycje osobom zainteresowanym
  8. Mój ulubiony zapach to Pure Poison by Dior i Midnight Charm by Dior, albo wersja bardziej intensywna Pure Poison Eliksir....piękne.... a zapach, który kocham, to zapach mojego mężczyzny...wtedy czuję się szczęśliwa, gdy jestem na tyle blisko, że go czuję....mmmm..... i zapach mojej mamy.....wtedy jest mi bezpiecznie i dobrze....
  9. Hmmm....nie wiem stukpuk, jak masz przekonac żonkę, bo jakby na mojej działce pomieszkiwała tarantula, to zmusiłabym faceta swojego siłą, żeby tą działkę sprzedał, a jak nie to rozwód!!! ....bo ten pająk to juz by na pewno tam jajeczka złożył...bleee także nie wspominaj żonie nic o tym, że żabki się też rozmnażają, i że niedługo możecie tam miec rodzinkę żabek ale podobno z najgorszym paskudztwem można się oswoić...trzeba tylko przejsc terapię u specjalisty
  10. Witaj D'arku, zabiorę tutaj głos, ponieważ jestem w wieku "zbliżonym" (nie powiem, jak bardzo ) do Twojego syna, i tez pracuję, i też prawnie z rodzicami jeszcze mieszkam, ale w praktyce jestem w domu 4 dni w miesiącu i muszę przyznać, ze się nie dokładam Stawiając siebie jednak w sytuacji Twojego syna, który z Wami mieszka permamentnie, to raczej byłoby mi trochę głupio, żeby mama kupowała mi bułeczki na śniadanko i płaciła za prąd, który tylko ja "zuzywam" na pracę z komputerem....zwłaszcza jeżeli zarabiałabym nie 600zł, tylko np. 2000zł. Raczej sama zdecydowałaby się na układ-dokładanie i zaproponowała to rodzicom, bo moze rzeczywiscie byłoby mi trochę "dziwnie", gdyby to rodzice wystapili z taką propozycją (bo wiem, ze ich stać na płacenie za mnie, tak jak w Twoim przypadku), a więc doskonale rozumiem Twoje obawy, ze syn może sobie pomyślec, to i tamto.... Tak sobie myślę, ze moglibyście zaproponować swojemu synowi aby co miesiąc dokładał jakąs ustaloną kwotę do utrzymania domu, bo raczej rozliczanie typu 1/6 rachunku za prąd albo 1/10 rachunku za wywóz szamba byłoby dziwne...trudno mi tu podawać jakieś konkretne kwoty, to zalezy tez od tego, ile osób u Was w domku mieszka i na jakim poziomie żyjecie, a to Ty już wiesz najlepiej...zawsze można zrobic mały "rachunek sumienia" i jakąs przybliżoną kwotę obliczyć/1os. Pozdrawiam serdecznie.
  11. To moze ja też dołączę się do tej debaty...hmmm......definicji ani teorii alkoholizmu nie mam, ale jest kilka rzeczy, które zauważyłam w relacjach "piwo/alkohol - człowiek". Wydaje mi się ze problem pojawia się wówczas, gdy picie staje się jakimś rytuałem, nie wazne czy to jest jedno piwo codziennie przed wieczorynką , czy co tydzien w niedzielę po południu, a może raz na rok, ale w ciągu tygodniowym.... Jeżeli osoba na taki moment "spotkania" czeka, staje się to dla niej rutyną, czymś normalnym, bez czego dzien/weekend/imprezka nie moze sie odbyc, to coś jest nie tak....i dziwne wydaje mi się tu tłumaczenie, ze ktos sobie wypije jedno piwko po pracy codziennie, zeby sie tylko zrelaksowac..... jezeli raz sobie wypije piwko, raz zje lody, raz pójdzie na basen i innym razem na masaż, to ok, bo to "piwko" nie jest regułą, jakby piwka zabrakło, to świat by się też nie zawalił dla tej osoby i tyle. osoba uzależniona za alkoholem tęskni!!! a nawet jeśli nie pije regularnie, to gdzieś tam i odczuwa ten brak.... a to co mnie denerwuje w osobach, które piją, to to, że po 2-3 piwkach już się takie indywiduum zachowuje inaczej, nienaturalnie - ktos powie, ze skoro, nie krzyczy, nie ma awantur, albo nie zaczyna opowiadac głupich zartów, to przeciez problemu nie ma.....a moim zdaniem - własnie jest!!! to nie jest juz człowiek trzeźwy i relacje między nim a druga osobą są zakłócone w jakis sposób...dlatego pewnie to tak wiele żon/kobiet denerwuje. bo niby sobie facet 3 piwka wypił, siedzi cicho, moze nawet jest bardziej rozmowny, zabawny, ale nie jest sobą, nie jest normalny.. w ramach końcowego wyjąsnienia dodam, ze przeciwniczką alkoholu nie jestem, sama lubię piwo (o smaku cytrusowym najbardziej), ale jestem okrutnym wrogiem picia nałogowego.... i rozumiem jak najbardziej osoby, które czują się niekomfortowo w towarzystwie używających alkoholu. koniec.
  12. Nic nie przygotowuję/nie kupuję/nie robię, bo Walentynki dla mnie nie istnieją. Pamiętam, że kiedys dostałam od pewnego osobnika płci męskiej maskotkę - wielki zielony słoń z jeszcze większym czerwonym obowiązkowym sercem.....i z tą maskotką musiałam paradować po ulicach więc maskotki kupować nie radzę, a tak w ogóle to najprzyjemniejsze prezenciki to są te bez okazji, przygotowane osobiście, z zaskoczenia, kiedy ukochana osoba wkłada w to serce i wysiłek....
  13. Mam na imię Cora-nelia. Denerwuje mnie jak ktoś mówi do mnie per "Pani" i jak moja promotorka mówi do mnie po imieniu
  14. cora

    wasze biblioteki, biblioteczki

    ja tez uzytkuję regały z serii billy, ich zaleta jest to, ze półki nie uginają sie pod ciezarem ksiazek i oczywiscie cena. W przyszłosci pozwolę sobie na coś konkretniejszego: http://www.nowoczesnydom.pl/wnetrza/wnetrza/salon/danken_salon_3.jpg ten regał bardzo mi sie podoba, firma danken
  15. stary temat, ale właśnie na niego wpadłam i podzielę się też moimi "wrażeniami" w kontaktach z przyszłymi teściami. Moja przyszła teściowa to bardzo fajna kobietka, taka matka-polka, ale zupelnie nic na siłę, cieszy się bardzo ze jej syn ma taką fajną dziewczynę (to ja ), kiedyś mi i moim rodzicom nawet powiedziała, ze ona mnie już od dawna miała na oku jako tą "dobrą partię" dla swojego syna , ale mi się wtedy miło zrobiło...... ogólnie jest bardzo zyczliwa, nie wtrąca się w ogóle, żadnych prezentów na siłę itp. Moi rodzice...tu trudno na razie cos powiedziec, bo my małzenstwem jeszcze nie jestesmy... z mamą nie bedzie zadnego problemu raczej, mój ojciec jest z tych, którzy wiedzą "najlepiej", wiec trzeba bedzie sie strzec jakis ingerencji, typu "tatus wam zbuduje domek".....uffffff, bo potem byłoby wypominanie, ze skoro wybudował, to nalezy mu sie 1).....2)......3)............100) Za to przyszły tesc to jest fenomen, na poczatku niby był miły, trochę specificzne zarte, które nie za bardzo do mnie przemawiały...hmmm.....ale wkróce się zaczęło. Raz wziął mnie na osobistą rozmowę, i wtedy to po raz pierwszy dowiedziałam się, jaka jestem niewychowana i niezyczliwa..ojjjeejj, mówię wam, poczułam się jak 3-latka, która brzydko siedzi przy stole i trzeba ją za to skarcic...a to wszystko dlatego, ze nie spedzam z przyszłymi tesciami dostatecznie duzo czasu, ze ich nie odwiedzam, ze nie przyjezdzam do nich spac.... ale byłam zaskoczona...nigdy bym nie przypuszczała, ze istnieje jakas taka niepisana zasada, ze u tesciów trzeba wakacje spędzac.... ...ze skoro bedziemy rodziną, to powinnam przebywac w ich domu tak czesto, jak domownicy...ale mnie zatkało..... Ostatnio podczas wizyty też uszłyszałam, ze skoro mieszkam z ich synam, to powinnnam czuc sie zobowiazana, zeby zamieszkac tez przez jakis czas z nimi i "nie mam udawac, ze nie wiem, o co chodzi".... Na szczescie przyszli tescie w ogóle nas nie odwiedzają, bo mają na głowie rodzinny dom dziecka i zero czasu.....ja za wizytami tez nie przepadam.... dobrze, ze moja przyszła tesciowa jest 100%normalna i z tescia sie smieje
×
×
  • Dodaj nową pozycję...