
krzysq
Użytkownicy-
Liczba zawartości
104 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez krzysq
-
Wieża telefonii komórkowej...czy to jest szkodliwe ???
krzysq odpowiedział michall.m → na topic → Wymiana doświadczeń ogólnie
Sytuacja ta miała miejsce jakieś 5 lat temu. W dużym mieście na blokowisku zamontowano antenę GSM. Mieszkańcy powołali komitet protestacyjny i zaczeli wysyłać do spółdzielni protesty o negatywnym oddziaływaniu. W protestach były wszystki możliwe istniejące i niestniejące choroby i inne nieszczęścia jakie dotknęły mieszkańców od czasu zamontowania anteny GSMa - począwszy od problemów ze snem, przez problemy z ciśnieniem, nadwagą, erekcją skończywszy na chorobach rakowych. Akcja ta trwała prawie rok i w końcu szefowie spółdzielni zwołali zebranie, zaprosili mieszkańców i przedstawiciela GSM. Pierwszy na spotkaniu zabrał głos przedstawiciel GSMa który przeprosił, że do chwili obecnej nie udału się uruchomić anteny (problem z doprowadzeniem kabla telekomunikacyjnego) i przez to na osiedlu jest kłopot w korzystania z usług GSMa. -
Czy u was też zamykają wszystkie przedszkola na wakacje?. Chodzi mi nie o prywatne tylko o te publiczne czy inne które powinny być bezpłatne a się za nie płaci. Nie wszyscy mają taki luksus żeby mieć kilka miesięcy wakacji wciągu roku.
-
Tylko woda mineralna i woda do gotowania kawy i herbaty. Tak było ustalone. W sytuacji gdyby były całodobowe posiłki - cena za pracę byłaby troszeczkę niższa. Dodatkowe bonusu od czasu do czasu to cola i piwo.
-
Jaka jest cena położenia samej dachówki lub blachodachówki ?
krzysq odpowiedział angus → na topic → Lista płac wykonawców
Architekt który projektował dom mówił, że zawsze robi projekt wieźby dachu pod dachówkę. Jak zdecydowaliśmy się na blachodachówkę to wykonawca który dostał projekt przerobił zestawienie drewna na trochę lżejsze. Więc powrót do dachówki w naszym przypadku jak istniał szkielet dachu był niemożliwy. -
Elewacja przed tynkami - dobry pomysł?
krzysq odpowiedział bimbelt → na topic → Wymiana doświadczeń ogólnie
Też robię elewację przed tynkami - tak zalecał majster. -
Jak się przygotować na przekroczenie 30-stki
krzysq odpowiedział sebo8877 → na topic → Dział Porad życiowych
W moim przypadku jedyną zauważalną różnicą po 30-stce była większa potrzeba snu i ciągle postępująca zmiana brzuszka na gorsze (jak to zauważył Barbossa). Reszta to same plusy. -
Na pewno nie da o sobie zapomnieć. Tymczasem cyrkowców jest dostatek np: ojciec dyrektor, bracia mniejsi itd
-
Na pewno nie da o sobie zapomnieć. Tymczasem cyrkowców jest dostatek np: ojciec dyrektor, bracia mniejsi itd
-
Nie tylko ci co cokolwiek wczoraj wypili mają deja vu. Od 19.00 przynajmniej do 23.00 u mnie na wsi grzmiało, błyskawice itp - wszystkie urządzenie rtv były wyłączone. A dzisiaj rano słuchając wiadomości cały czas zastanawiałem się czego wczoraj za dużo wypiłem i co się ze mną działo
-
Oprócz informacji, że rząd zabierze nam OFE przeczytałem jescze dwie inne bardzo budujące. SOKiści (czyli ochrona koleji PKP) będą mogli podsłuchiwać wszystkich i powstanie policja ekologiczna wyposażona w broń, podsłuchy, środki bezpośredniego przymusu, zdolna kontrolować samochody i gromadzić dane osobowe itp. Przypominam, że podobne policje już istnieją oprócz normalnej policji i municypalnej są jescze skarbowe, celne, drogowe itp Strach się bać.
-
Emerytury: rząd odbiera, co nasze ... Nie będzie emerytury małżeńskiej. Rząd obiecał, ale teraz zmienił zdanie. Nawet mając 1 mln zł na koncie w OFE, nie zabezpieczysz bytu rodziny na emeryturze. Rząd chce, by kapitał po twojej śmierci przepadł. ... Bez komentarza.
-
Te zarysowania podczas montażu to ewidenta fuszerka i na pewno w miejscach rys pojawi się rdza - same te powłoki nie schodzą. Znam dom gdzie była położona blachodachówka jakieś 15 lat temu. Do chwili obecnej żadnych śladów zużycia i powłoka sama nie zeszła. To, że deszcz bębni po blasze to fakt, ale będni też po rynnach czasami oknach - nie wszystkim to przeszkadza. Moim zdaniem upał na poddaszu ma niewiele wspólnego z pokryciem dachowym.
-
Chętnie bym pogadał z lewakk'iem ale niewiele z tego co pisze rozumiem. Pamietam jak w szkole nauczycielka języka polskiego mówiła do kogoś, kto coś nieskładnie powiedział lub napisał i nie do końca było wiadomo o co mu chodzi - "jak byś to zjadł (co powiedziałeś lub napisałeś) to byś się wściekł" - moim skromnym zdaniem bardzo to pasuje do tekstów Lewakk'a
-
Kupowałem 5x6mm2 - wyszło około 15 zł/m
-
Ceny które podałem dotyczą MAXa i Thermopora firmy Leier. W składzie gdzie się pytam o ceny pracownik tak to wyjaśnił: Bardzo wysokie ceny nie wzrastały już od końca kwietnia. Ci którzy "chomikowali" materiały budowlane by odsprzedać je z zyskiem doszli do wniosku, że już nie będzie wyższej ceny i postanowili je sprzedać. Dodatkowo ciągle zwiększał się import materiałów i na początku czerwca okazało się że jest duża podaż co przełożyło się na obniżki. Co dalej - trudno powiedzieć, nikt nie przewiduje że ceny osiągną stan z 2006r, na pewno nie spadną koszty robocizny.
-
Rozumiem, że musi być wentylacja grawitacyjna a czy musi być jakiś nawiew - kratka z dopływem powietrza? - oczywiście nisko coś podobnego do dopływu powietrza do kominków. Zakładam, że piec będzie tylko na paliwa stałe.
-
Ceny troszeczkę spadły: max 6-8 zł, thermopor 30P+W 8-10zł. Dalel są wysokie ceny K3 i modularnej około 4.50zł. Zwykła cegła spadła do 1.60zł. Stal około 3000zł/tona. Dalej wysokie ceny cementu około 550 zł/tona.
-
Ciekawy artykuł do naszej dyskusji - polecam "Przeorać" rynek zdrowia http://biznes.interia.pl/news/przeorac-rynek-zdrowia,931289, Brakuje pieniędzy i dobrej organizacji, ale przede wszystkim odwagi, aby przeorać stary porządek. Polski system ochrony zdrowia zasługuje na mierną notę. Rażąco niską w porównaniu do jego możliwości. W dodatku wystawić ją można na podstawie nie tylko jednego, ale wielu wskaźników. Teoretycznie, z naszą średnią długością życia sięgającą 75 lat, plasujemy się w stawce światowej dość wysoko. W końcu - w Angoli nowo narodzony chłopiec ma szansę przeżycia 38 lat, a w Kongo - 42. Lecz co z tego, skoro dłużej od nas żyją mieszkańcy aż 33 krajów. I to nie tylko bogatych (Japonia, Norwegia, Kanada), ale i biedniejszych (Kostaryka i Kuba - po 77 lat). Gorszych mamy kilka wskaźników, które są stricte medyczne: liczbę zgonów z powodów pozaoperacyjnych, wysoką umieralność niemowląt, poziom niezadowolenia z obsługi szpitalnej. No i złą jakość usług medycznych, rodem wprost z gospodarki socjalistycznej. Potwierdzi to każdy, kto od dwóch miesięcy czeka na badania diagnostyczne z użyciem aparatury, trzy miesiące na spotkanie z lekarzem specjalistą, a na niektóre operacje pół roku (i na to najczęściej pacjenci skarżą się Rzecznikowi Praw Obywatelskich). Pod jednym względem plasujemy się w gronie najlepszych - liczby lekarzy i pielęgniarek przypadających na 1000 mieszkańców. Co z tego, skoro i tak masowo emigrują za chlebem. - Już blisko co piąty lekarz naszej specjalności wyjechał za granicę - mówi Jerzy Gryglewicz, wiceprzewodniczący Zarządu Głównego Związku Zawodowego Anestezjologów. Łatwo można obronić tezę, że główną przyczyną nieszczęść polskiej służby zdrowia jest zbyt mała pula pieniędzy pozostawionych do jej dyspozycji. Pod względem wydatków per capita na ochronę zdrowia, z poziomem 354 dol. w 2003 r. (dane porównywalne WHO; obecnie około 500 dol., m.in. dzięki aprecjacji złotego), zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w czwartej dziesiątce krajów udzielających takich informacji. Wydajemy na ten cel 8 - 10 razy mniej niż państwa starej Unii Europejskiej (choć poziom PKB per capita jest u nas niższy "tylko" trzy - cztery razy), a zarazem dwa razy mniej niż Węgrzy i Czesi. W blisko 12 proc. pieniądze na ochronę zdrowia pochodzą z budżetu państwa (4 mld zł) i budżetów samorządów terytorialnych (2,8 mld zł), gros natomiast (34 mld zł, czyli 59 proc.) z powszechnego poboru ubezpieczeń zdrowotnych, wpłacanych do ZUS-u i KRUS-u, których gestorem jest Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ). Właśnie ten element systemu jest uważany za najbardziej niewydolny, słabo kontrolowany i z góry narzucający zleceniobiorcom syndrom za krótkiej kołdry. Składki z powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego zależą od liczby pracujących (czyli są odwrotnie proporcjonalne do liczby bezrobotnych), średniej płacy oraz samej ich wartości. W ostatnich pięciu latach składki te w ZUS-ie zwiększały się rokrocznie o 0,25 proc., co dawało dodatkowe wpływy rzędu 700 - 900 mln złotych. Z początkiem przyszłego roku składka nie wzrośnie, zgodnie ze wcześniejszą umową rządu z pracodawcami oraz związkowcami, z kolei w następnych latach maleć będzie liczba osób w wieku produkcyjnym. Drugą stroną medalu są rosnące koszty ochrony zdrowia. Skoro dłużej żyjemy, trzeba na nią więcej wydawać. Z jednej więc strony pieniądze do systemu ochrony zdrowia ledwie ciurkają, z drugiej zaś pruje się on w szwach. Są w nim też mocniejsze ogniwa, jak np. stomatologia i pomoc ambulatoryjna, które dobrze sobie radzą dzięki prywatyzacji lub prywatnemu finansowaniu. Najsłabszym ogniwem jest publiczne lecznictwo szpitalne. Tylko w latach 2000 - 2005 liczba osób hospitalizowanych zwiększyła się o 15 proc., ale dlatego że droższe stały się procedury leczenia, od wielu już lat publiczne szpitale nie mogą zbilansować wydatków z przychodami. Blisko 60 proc. z nich nie ma płynności finansowej. Przeciętne zadłużenie szpitali publicznych wynosi tyle, ile ich dwuletnie wpływy z kontraktów NFZ. Dwadzieścia najbardziej zadłużonych placówek nie będzie w stanie wyjść nad kreskę przez 20 - 25 lat. Jaką terapię stosują zatem szefowie resortu? Niedawno wydali trzecie w ciągu pięciu lat rozporządzenie o restrukturyzacji długu oraz pomocy publicznej. W rezultacie nie dość, że wszyscy płacimy ekstra za to, czego wcześniej szpitale publiczne nie mogły uzyskać "legalnie" od NFZ, to w dodatku zastosowana metoda zwalnia dyrektorów lecznic z odpowiedzialności za gospodarność. System ochrony zdrowia nie spinałby się jeszcze bardziej, gdybyśmy nie dokładali do niego coraz więcej z własnej kieszeni, nawiasem mówiąc - bez możliwości częściowego odpisu tych kosztów od podatku PIT. Dopłacamy do wspomnianej opieki stomatologicznej, analiz laboratoryjnych i technicznych, ale najbardziej do kupowanych leków. Zarazem mamy największą w gospodarce szarą strefę, którą sami eksperci Ministerstwa Zdrowia oszacowali (przy okazji oceny opłacalności wprowadzenia kas fiskalnych w gabinetach prywatnych) na 10 - 14 mld zł rocznie, czyli piątą część środków finansowych trafiających na rynek zdrowia. Kolejni ministrowie próbują walczyć z tym zjawiskiem, podobnie jak z różnego rodzaju przejawami korupcji, nakazamii zakazami. Bezskutecznie. Ten systemowy pasztet zestawiony jest bowiem ze zbyt wielu składników. Wśród nich mamy np. także sprzeczność między konstytucyjną zasadą pełnego dostępu obywatela do świadczeń w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia a ich limitowaniem z powodu braku środków. Jeśli ma dojść do jakichkolwiek pozytywnych zmian, to głównie w reformie systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Chodzi o wprowadzenie jednej z form dodatkowych lub komercyjnych ubezpieczeń, czyli systemu trójfilarowego, podobnego do reformy emerytalnej, przy zachowaniu zasady solidaryzmu społecznego, tzn. osłony dla najuboższych. Z rynku można by w ten sposób szybko pozyskać kilkanaście miliardów złotych rocznie, z możliwością zwiększania tej kwoty w następnych latach. Zarazem urynkowiona opieka medyczna zmniejszy problem dostępności świadczeń, również tych "bezpłatnie" gwarantowanych. Reforma taka miałaby też inny walor. - System ubezpieczeń prywatnych jest najbardziej efektywnym sposobem kontrolowania wydatków w ochronie zdrowia i poprawy jej sprawności - podkreśla prof. Romuald Holly, dyrektor Krajowego Instytutu Ubezpieczeń. Pacjent wymaga dobrej jakości świadczeń od ubezpieczyciela, a ten od usługodawcy, płacąc tylko tyle, ile się należy. Za relatywnie niewielkie składki leczony może uzyskać świadczenia medyczne, na jakie w warunkach fee for service albo by go nie było stać, albo musiałby zapłacić za nie równowartość ceny samochodu (w razie choćby bardziej skomplikowanej operacji). - Ubezpieczenie prywatne cywilizuje ponadto proces opieki medycznej oraz wymusza mechanizmy, które eliminują obecnie ją obciążające nieprawidłowości, od korupcji po błędy medyczne - stwierdza prof. Romuald Holly. Dlaczego więc nic się wciąż nie dzieje? Ponieważ za dużo jest osób w służbie zdrowia i bliskim jej otoczeniu, które korzystają na nicnierobieniu oraz bałaganie. Zmian nie przeprowadzono do dzisiaj także z powodów politycznych. Obrońcy obecnego porządku - od szczebli samorządowych po rządowe - przywołują jak mantrę art. 68 ust. 2 Konstytucji, zakazujący różnicowania obywateli w dostępie do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. A i tak jest to oczywista fikcja, skoro z braku środków NFZ limituje te świadczenia. Konstytucja używana jest zatem przez polityków instrumentalnie - jako listek figowy. Boją się reakcji wyborców, którym musieliby powiedzieć, o czym i tak każdy doskonale wie, że mamy w kraju bogatych i biednych Polaków. Owszem, w dziewięcioletnim planie reform Zbigniew Religa przewiduje wprowadzenie zmian w systemie finansowania ochrony zdrowia. Długą do tego uwerturą ma być określenie tzw. koszyka świadczeń gwarantowanych. Jednak ma to nastąpić najwcześniej w 2009 r., o ile z takich czy innych powodów nie dojdzie do poślizgu. Znamienne, że niedawna próba wprowadzenia przez Religę dodatkowych, piętnastozłotowych opłat za poprawę standardu pobytu w szpitalu spotkała się z natychmiastową kontrą premiera. Niezbędne zmiany mają jeszcze jedną - trzecią stronę. Chodzi o złą organizację pracy i niską efektywność publicznych jednostek służby zdrowia. - Choć na pewno mało jest pieniędzy w systemie ochrony zdrowia, nie znaczy to, że zawsze sensownie wydaje się te skromne środki - mówi Iwona Łaszcz, prezes Centrum Medycznego LIM. Według niej, można podać wiele rażących przykładów ich marnotrawienia. Jednocześnie polityka NFZ nie zmusza do efektywnego działania menedżerów z publicznej służby zdrowia. Ostrzej opinię formułuje Michał Kamiński, doradca prezydenta Konfederacji Pracodawców Polskich, ekspert Korporacji "Zdrowe Zdrowie": - Publiczne szpitale nie "produkują" usług medycznych, ale przerosty zatrudnienia i powierzchni. To wystarczający powód, by urynkowić te świadczenia, gdzie tylko się da. Przeciwieństwem państwowego bałaganu i niewydolności są prywatne szpitale, z rosnącą stale ich liczbą. Na pytanie, dlaczego Swissmed w Gdańsku oferuje świadczenia o 10 proc. tańsze niż najlepsze na Pomorzu szpitale publiczne, jego prezes Roman Walasiński odpowiada, że "prowadzi pełną analizę wszystkich procesów, począwszy od zakupów materiałów i sprzętu, ekonomii wykorzystania łóżek, po koszty zatrudnienia". Okazuje się, że podobnie można zarządzać w niedawnych publicznych szpitalach, przekształconych w spółki prawa handlowego. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tnie się w nich koszty, szczególnie w administracji ("Zarządzałem 60 osobami, teraz mam trzy" - mówi dyrektor jednego z nich), dzierżawi zbędne powierzchnie, sięga po outsourcing usług oraz... podwyższa wynagrodzenia personelu. - Żaden ze zrzeszonych szpitali nie ma długu, przeciwnie - większość wykazuje zyski i płaci podatki - podkreśla zdecydowanie Renata Jażdż-Zalewska, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Niepublicznych Szpitali Samorządowych, liczącego 43 członków, a zarazem prezes Niepublicznego Szpitala w Kluczborku. Szpitale te nadal czerpią przychody głównie z kontraktów NFZ, oferują pełnoprofilowe usługi medyczne (klasyczny zarzut dyrektorów publicznych placówek: niepubliczne szpitale wybierają najlepsze kąski, dlatego ich wydatki i przychody się bilansują). Zmieniły formę prawną, gdyż samorząd terytorialny miał odwagę przejąć ich długi oraz rozwiązać problem corocznego dopłacania. Zauważa to m.in. Krzysztof Tuczapski, prezes Zamojskiego Szpitala Niepublicznego, który jeszcze w grudniu 2004 r. miał garb w postaci strat sięgających 27 mln złotych. W całej Polsce lekarze rozpoczęli bezterminowy strajk. Pytanie, czy politycy będą chcieli w nim ujrzeć tylko żądania płacowe, czy czubek góry lodowej i problem do rozwiązania? Jedno jest już jednak widoczne dla wszystkich: dotychczasowa formuła społecznych zakładów opieki zdrowotnej właśnie umarła. Na niewydolność. To co można - podziel przez dwa Sukces Gerbera w biznesie medycznym zaczął się w roku 2000, kiedy we Wrocławiu zbudował prywatny szpital specjalistyczny EuroMediCare o 55 łóżkach. Okazało się wkrótce, że rynek potrzebuje nie tyle nowych placówek, co uzdrowienia tych działających. Z tego spostrzeżenia zrodził się pomysł nawiązywania przez EMC kontaktów z samorządami, które odpowiadały na swoim terenie za pracę nieefektywnych i zadłużonych szpitali. Pierwszego przekształcenia powiatowego szpitala samorządowego w prywatny dokonano wspólnie w roku 2004 w Ozimku. Po głębokiej reorganizacji, bilans zaczął się spinać już po czterech miesiącach. To zachęciło zarząd EMC do szukania partnerów do przekształceń kolejnych szpitali. Dzisiaj EMC tworzy sieć pięciu szpitali i dziewięciu przychodni. W niektórych placówkach jest głównym udziałowcem, w innych wynajmuje sprzęt oraz prowadzi tam działalność jako zupełnie nowy podmiot. W sieci EMC lekarze korzystają z odpowiednich systemów motywacyjnych. Zerwano z tradycyjnym modelem, w którym szefami są niezależni ordynatorzy, na rzecz struktury znanej z jednolitego przedsiębiorstwa. Spółka finansuje inwestycje z bieżących przychodów, a poważny zastrzyk środków przyniosła jej publiczna emisja akcji w lipcu 2005 r. i wejście na warszawski parkiet. - Trudno powiedzieć, czy receptą na usprawnienie opieki szpitalnej jest wyłącznie prywatyzacja - podkreśla prezes Gerber. - Jednak sektor prywatny rywalizuje o środki NFZ i zmusza publiczny do zmian, a także refleksji: dlaczego "my" jesteśmy gorsi. Piotr Stefaniak
-
Wczoraj dzięki Kasi z tego kozackiego wątku nagle zrobiło się tak słodko na tym forum, miodzio się lał z ekranu, klawiatura lepiła, że aż szkoda to zmieniać
-
Przyłączam się do życzeń urodzinowych - Kasia wszystkiego najlepszego - trzymaj się Chociaż, zapewne zauważyłaś że na słowa "strajk, lekarz, kasa" dostaje dreszczy, na słowa opieka zdrowotna dostaje torsji a na "składkę zdrowotną" muszę przeładować moje UZI wiedz, że mamy bardzo dużo wspólnego a przede wszystkim wspólny cel. Ja też pracuje minimum 10 godzin na dobę przez 6 dni w tygodniu, dyżury, czasami wracam nad ranem lub na drugi dzień. Żona i dziecko przeżywa to samo co Ty. A ten wspólny cel co nas łączy to zmiana tego okropnego systemu, przez co będziesz częściej ze swoim mężem, który będzie więcej zarabiał. Ja natomiast nie będę panicznie się bał, że jak się zdarzy jakieś nieszczęście mojej rodzinie to otrzymam pomoc a słowa lekarza ukoją moje obawy i zniknie alergia na wszystkie terminy związane z opieką medyczną. Jak już nie my to nasze dzieci MUSZĄ tego doczekać. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego w tym dniu, nie płacz i uśmiechaj się.
-
Z tym liberalizmem to mnie rozbawiłeś. Cały czas pomijasz najważniejszy aspekt - biurokracje i to, że moją kasą dysponować będą inni. Wróć do mojego postu i przeczytaj 4 zasadę Miltona. Ciągle zapominasz że jak pacjent daje kasę w formie składki to ona idzie do Zusu - urzędnik-kasa-przekręt-prowizja, NFZ urzędnik-kasa-przekręt-prowizja, budżet to rząd urzędnik-kasa-przekręt-prowizja i górka świńska, z powrtorem do NFZ urzędnik-kasa-przekręt-prowizja, administracja szpitala urzędnik-kasa-przekręt-prowizja, i pewnie jeszcze dużo pominąłem. Teraz przeczytaj to od końca tak idzie rozliczanie tej operacji - urzędnicy będą to weryfikować i to niezadarmo. Podobnie jak pacjent będzie chciał korzystać to przejdzie podobną scieżkę i pewnie ktoś to będzie weryfikował - więc przeczytaj jeszcze ze dwa razy. Czy już wiesz dlaczego nas teraz nie stać. Tylko nie pisz jakiś bzdur że w Polsce nie będzie nadużyć i można to będzie uszczelniać i poprawiać. Prędzej Ameryka się skończy. I jeszcze piszesz że w lecznictwie nie można wycenić produktu. Litości - jak śmiesz twierdzić że nie będzie kantów. Przed skomplikowaną operacją faktycznie ciężko ją jest wycenić ale dlaczego się tego nie da zrobić po operacji to nie wiem. Oczywiście każdy krok jest dobry by coś zmienić tylko szkoda już na to czasu. Razem z żoną przez całe życie jeśli Bóg da przekażemy w formie składek ponad 1 milion złotych. Dodatkowo jest to ubezpieczenie które nie jest rentą i nie będzie zwracane. Więc kilka osób zachoruje a reszta będzie zdrowa. To jest właśnie ubezpieczenie czyli płace całe życie na wypadek zdrowotny. Ty myślisz ciągle o składkach, ubezpieczeniach lewackich takich jak ZUS czy NFZ czyli w jedną stronę - płacisz całe życie i g...o masz. A jeżeli operacja będzie kosztować trzy miliony to już jest rola państwa by dopłacić - pisałem o tym w poście o cywilizacji i dzikich plemionach. Proszę przeczytaj bo nie chę się powtarzać.
-
Sasha co ty opowiadasz - widziałeś jakąś reformę która zaczęła by się od wpompowania kasy i by się udała? chyba tylko wyprzedaż (patrz reformy górnictwa). Inna sprawa, chcesz moją kasę w pakować w procedury czyli coś abstrakcyjnego. A tu wszyscy walczą o coś fizycznego czyli kasę. Scenariusz przerabiamy od lat i będzie następujący: kasa zniknie, procedury trochę nie wyjdą, pacjent będzie miał mniej kasy a lekarz i tak gó... więcej. Znów przypomnę proste jak drut rozwiązanie - liberalizacja usług.
-
Szarbia - ciągnąć dale Twój tok myślenia aby się wyleczyć i żyć trzeba sprzedać najpierw dom, później wszystko tzn: np swoją nerkę, śledzione żony i szpik kostny dziecka. Dla Ciebie składki zdrowotne (setki tysięcy) to g..no. Myślisz, że wszyscy chorzy są takimi idiotami że licutują sami z sobą swoje zdrowie? Składki moje i żony już przekroczyły wartość domu a system opieki nie powinien być ruletką, czy aukcjami allegro - np: za operacje dziecka dom lub nerkę. Dla 90 kilku procent ludzi to co wkładają do systemu spokojnie wystarczy. Do pozostałych musimy dopłacić - po to właśnie płacimy podatki np. VATy akcyzy itp. Już o tym pisałem dopłacamy do świnskich górek, górników, klesk urodzaju a ty mówisz że jak nie starczy na zdrowie jakiegoś obywatela "to trudno" To od razu jak jest dziecko słabe zabijajmy je a jak ktoś się nie nadaje do pracy to na najwyższe drzewo i jak spadnie to się zabije - tak robiło jakieś dzikie plemię - a mie ciąglę uczono o postępach cywilizacji czyli m.in. opiece zdrowotnej. A może po 15 latach jednak można by było coś zmienić w systemie?
-
Dokładnie się zgadzam. Operacja czy zabieg będzie za dwa lata bo jest kolejka i taki kur... system. Kosztuje 20tyś i jest refundowana. Ale jak zrobimy dodatkowe badania, opinie i konsultacje u ważnych ludzi to da się to skrócić do 2 miesięcy. Oczywiście za te konsultacje i opinię trza ekstra bulić...... i wszystko jasne. Niestety autentyczny fakt tak lekarz mówił przy łóżku pacjenta.
-
mTom nie wiedziałem o tym. To zmiania moje poglądy. Skoro w USA 40mln ludzi żyje bez ubezpieczenia to czemu nie może być tak w Polsce. Słyszałem tylko że w USA mają najlepszą i najdroższą służbę zdrowia dlatego dostęp do niej dla części społeczeństwa jest ograniczony. A z tego co widzę ich po prostu nie stać tak jak nas na haracz w postaci "składki" na "darmową" opiekę i tyle. Ale jak mówią prawdziwi lewacy "Stany się kończą"