OK, już podaję: Do wykonania była instalacja C.O. i C.W.U. w budowanym domu jednorodzinnym. W skład prac wchodziło m.in. oprzyrządowanie kotłowni, w tym podłączenie pieca węglowego. Zakres prac był przeze mnie dokładnie wyspecyfikowany na piśmie i dostępny przed wykonaniem wyceny. Została spisana umowa o dzieło, z podaniem konkretnych terminów i cen, z warunkami rozliczania się za etapy i materiały. Firma ma na sumieniu dwie grupy grzechów: 1. merytorycznie: mimo podania zakresu prac na piśmie, z wytłuszczeniem warunku, że w rejonie Sulejówka (bo tam jest prowadzona budowa) często brakuje prądu, więc piec węglowy _musi_ mieć możliwość pracy w obiegu grawitacyjnym - został on podłączony w ten sposób, że rura zasilania instalacji w wodę gorącą wychodząca z pieca została skierowana do dołu i przepuszczona przez pompę obiegu wymuszonego. Jak łatwo zauważyć, w ten sposób piec został również zasyfonowany. O tym dowiedziałem się, jak naprawdę zabrakło prądu - gdyż "wywaliło" zawór bezpieczeństwa, zalewając kotłownię i garaż, do tego w piecu zgromadziła się para wodna czy powietrze, którego nie można było usunąć bez rozebrania instalacji (piec nie dał się ponownie zalać wodą). Po zalaniu pieca wodą dodatkowo okazało się, że spalił się czujnik temperatury w piecu - dodatkowy koszt nie pokryty gwarancją. Firma (pan Rybakowski) tłumaczył się, że to nie przez niego jest awaria 2. finansowo: a) mimo zawarcia na piśmie umowy z podaniem konkretnej ceny, na koniec prac wykonawca zażyczył sobie 2000 PLN więcej (około 12% wartości robocizny) - bo "się nie spodziewał". Przypominam, że zakres prac dostał na piśmie, przed dokonaniem wyceny dokładnie oglądał obiekt, miał projekt instalacji (włącznie z wyliczeniem i umiejscowieniem grzejników). Zakończyło się polubownie - wypłaciłem 1000PLN dodatkowo. b) dostarczanie materiałów przebiegało w ten sposób, że wykonawca zgłaszał się po zaliczkę do kierownika budowy, kwitował jej przyjęcie na piśmie, po czym jechał do hurtowni i dostarczał fakturę. Łącznie dostarczył faktury na łączną kwotę X, robocizna wyniosła powiedzmy Y, zaś pokwitował odbiór na piśmie X+Y+5500PLN (mam wszystkie te kwity) ! Wezwany do rozliczenia się, stwierdził niezbyt uprzejmie, że to jemu brakuje jeszcze około 2000PLN (to był 2 czy 3 stycznia). Wobec tego poprosiłem o duplikaty faktur z hurtowni, z których brał materiały. Od tego czasu się sam nie odezwał, więc wezwałem go ponownie. Na spotkanie przyjechał z kopiami kwitów magazynowych bez moich danych, po czym wbrew pokwitowaniom na pismie stwierdził, że dostał do ręki kwotę X+Y-2000PLN, i że wystawi mi za styczeń fakturę za robotę. Z placu budowy zszedł około 15 grudnia... I niech mi ktoś powie, że to jest normalne.