Pokażę też jak wygląda stodoła, obecnie też już mocno POSIWIAŁA (fotki robione zaraz po kryciu). Nie widać grubości pokrycia na tych zdjęciach ale jest taka sama wszędzie jak na domu (9 warstw drewna)
Przyznam się od czegoś - oglądam Przystanek Alaska..
A pamiętam jak mój dobry kolega (zawsze się rozumieliśmy), kiedy ten serial pierwszy raz pojawił się u nas, zachęcał mnie do niego mówiąc że jest to COŚ ZUPEŁNIE INNEGO. Akurat, myślałam (mimo wszystko), serial jak serial - nie cierpię seriali. Zabieraja człowiekowi czas i nie wiadomo kiedy zaczyna się żyć idiotycznym życiem wymyślonych postaci zamiast swoim własnym... i do tego leci się do domu w najmniej odpowiednim momenie, rzuca wszystko bo - następny odcinek.... fuj! głupota! Okropny rodzaj uzaleznienia.
A tu - zaczęło się! To juz kolejny raz w TV a ja jak tylko moge - oglądam. Tyle mądrych rzeczy tak nienachalnie podanych - R E W E L A C J A.
Ale co dziś mnie naszło patrząc na tamtejsze domy, często w stanie, jak to się u nas na rynku nieruchomości mówi - "do remontu" - są PIĘKNE. Całe miasteczko, mimo wyraźnej biedy, PIĘKNE. A dlaczego? Otóż ono/oni NIE ZAZNALI KOMUNY. Komunizm nie wywarł na nich swego, niszczącego i fatalnie trwałego, pietna....
Acha! A to zdjęcie powyżej (miałam wyjasnić.. ) to nasze siedlisko - widok z łąki, wczesną wiosną. Zamieściłam je po prostu na próbę, żeby sprawdzić czy mi wychodzi wklejanie fotek....
Jestem baardzo z niego zadowolona! Doskonale izoluje - zimą ciepło, latem chłodno, poza tym pięknie się komponuje u nas pod lasem. no i jest tu "na swoim miejscu". Tzn nie razi nowością, sztucznością, jest po prostu taki jak powinien być dach na wiejskim domu pod lasem.
Natomiast niekoniecznie oczywiście sprawdziłby sie na podmiejskiej willi..
Takie samo pokrycie mamy juz na stodole, wiacie na drewno i bramie!
Tytułem usprawiedlwienia - jak wiadomo (niektórym) własnie pcham ostatni semestr moich, rzecz jasna zaocznych, studiów. Chciałam więc poczekać az skończę i wtedy zacząć dziennik. Ale - uległam różnym, chmmmm... , naciskom i postanowiłam JUZ NA NIC NIE CZEKAĆ.
No i dobrze tylko - zostały mi dwa zjazdy a na nich WSZYSTKIE egzaminy i zaliczenia . koniec czerwca i początek lipca. Prosze więc o wyrozumiałość i trzymanie kciuków!
A na budowie... leją chudziak na posadzki, kominy rosną (cztery sztuki!!) i przygotowują mury (równają) pod wieniec. niby nic, ale JAK MNIE TO CIESZY !
Bo wreszcie, WRESZCIE!, coś przybywa! Kto remontował (na ta skalę) to wie i rozumie - czas płynie, kasa jest bulona a dom zamiast rosnąć - znika... baardzo frustrujące
Ale teraz wreszcie powyżej punktu zero
Załączę fotki z tych etapów co by mozna było potem porównać..
A wieczorkiem spróbuję - ciąg dalszy RETROSPEKCJI...
Najpierw poszukiwania miejsca - jeździliśmy w promieniu do 150 km od Wrocławia z każdej strony aby w końcu wybór padł na te właśnie tereny. Każdy Wrocławianin wie – tu jeździ się na grzyby. Mnóstwo lasów, małe wioski, stawy, brak przemysłu...teraz doszła jeszcze unijna NATURA 2000 (siedliska ptasie na skalę europejską), Stawy Milickie na liście Living Lakes (w towarzystwie m.in. Bajkału i Morza Martwego). No i PRAWDZIWA wieś, sielskie plenery, zieleń, przyroda – o to chodziło!
Wykluczyliśmy w międzyczasie góry, bo mamy mieszkać w tym miejscu cały rok, to ma być Nasz Dom a dobrze wiemy jak wygląda zima w górach, jaka jest długa, problemy z dojazdem do domu, do sklepu itp.. No a poza tym żadne z nas nigdy o tym nie marzyło (miło jest jedynie pojechać raz na jakiś czas). No i, jak wspomniałam, chodziło o sielskość...plenery, zieleń, pola. Tak więc stanęło na tych terenach, północ/północny wschód od Wrocławia, na styku z Wielkopolską.
Szukaliśmy całe wakacje 2005, jeździliśmy po wsiach, w każdy wolny dzień, rozmawialiśmy z sołtysami, mieszkańcami. A najbardziej wkurzające było słyszeć po raz kolejny – „..gdybyście państwo przyjechali 10 lat temu...teraz to wszystko wykupione przez Wrocławian....uuuuh! wrrrrrrrr!!”
Właśnie się dowiedziałam że przyznano nam kredyt i kolejne prace mogą ruszyć z kopyta (no, pod warunkiem że w hurtowniach pojawią się materiały budowlane...- to wcale nie jest śmieszne.. ) – uznałam to za dobry moment aby rozpocząć pisanie Dziennika.
Konieczne będą retrospekcje.
Gdy rejestrowałam się na Forum (2002) byłam w trakcie remontu poniemieckiego domu na wrocławskich przedmieściach .....wiele się do dziś zmieniło;-)
Po kolei wyglądało to tak: najpierw (15-20 lat temu, początek samodzielności, w moim przypadku nastąpił szybko) były marzenia o mieszkaniu w centrum Wrocławia (zrealizowane) - z knajpy do domu piechotką – ech - to było wtedy w życiu najważniejsze! Potem - zmęczenie miastem - wyprowadzka do odległej dzielnicy i własnego domu i poczucie, że nareszcie "mieszkam na wsi” - pięknie, zielono, działka 1000m.kw (jak dużo!!), starodrzew, staw.....
... I nagle- kurcze, coś za ciasno..., sąsiedzi za blisko, .. widoki na sąsiednie domy, coś z tym trzeba zrobić! Szczególnie po wizycie na Kaszubach (te rozległe przestrzenie............). No i teraz właśnie wprowadzamy to w czyn.
Córa (19 lat) została w mieście, a my – w przyrodę!
Aby żyć z sensem (kiedyś o tym szerzej) wieś daje spore pole do popisu!
Teraz napiszę tylko, że dążę do tego aby utrzymywać się żyjąc tu, na wsi. Ma to być Miejsce Życia czyli i pracy także. Nie chodzi o wersję - zycie na wsi a praca w mieście (chyba że via internet).
Bo ta wyprowadzka to też kwestia głębsza (patrz tytuł) ale o tym innym razem.....
Dom we Wrocławiu został wyremontowany i sprzedany a my – kupiliśmy nasze (!) gospodarstwo na wsi, 70 km od Wrocławia w Parku Krajobrazowym Doliny Baryczy i tam (tu!) się osiedliliśmy.