Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

mieczotronix

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2 074
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez mieczotronix

  1. mi murowali klinkier aż do grudnia zaprawę robili na miejscu - z cementu klasy I - sortowanego piasku z dodatkiem plastyfikatora do klinkieru murowali nawet jak było 2 stopnie C i lekka mżawka, ale klinkier był osłonięty folią i od góry okapem dachu. Na czas murowania folię zdejmowali, ale po skończeniu jakiegoś fragmentu zawsze przykrywali. Folię przyciskali dechą i cegłami i wywijali, tak żeby woda nie spływała w warstwę ocieplenia. No i nic się nie stało. Nie mam wykwitów. Wszystko pico bello. Jak się to robi starannie, to okazuje się że można i jesienią
  2. oświetlenie schodów jest niepotrzebne - ja w nocy jak wchodzę/schodzę to nie włączam światła (kinkietów), bo razi i wolę iść po ciemku. Tak, czy inaczej po paru miesiącach mieszkania schody się zna na pamięć i można chodzić po nich z zamkniętymi oczami.
  3. ja ostatnio z żoną gryam w babmingtona, bagdmintona, badmingtona, paddingtona, gadbingtona, bemingtona, pengmingtona (*) niepotrzebne skreślić Zakupiłem rakietki chińskie za 15 zeta i 3 lotki za 4,50 zeta. Rakietki tarczają na 4 mecze, lotki na 2,5. Chyba zainwestuję w sprzęt profesjonalny
  4. moje są z płótna (nie wiem przez jakie "Ó") rozpiętego na stelażu z drutów. Ładne i miłe w dotyku, ale jak mucha nasra i zostawi czarną kropkę, to już przesrane, zostaje na amen. Chyba za rok będę je musiał z obrzydzeniem zdjąć i wymienić na nowe, jeśli obsrywanie się posunie dalej w takim tempie.
  5. A to od wewnątrz go widziałeś? Ja bywam czasem w środku. No chyba, że to ty w sobotę, co z moimi rodzicami gadałeś o szukaniu działki... W tedy mnie nie było Ludzie, jak już przyjeżdżacie obejrzeć mój dom, to przynajmniej zadzwońcie dzwonkiem, zagadajcie itepe, a nie tak zcichopek. Zawsze to mi się miło zrobi, nie?
  6. W Leroy Merlin, po 30 zł za klosik (bez oprawki)
  7. nie można - były na serwerze u operatora kablówki - przeprowadziłem się - nie mam już kablówki i konta i zdjęć, które były na nim - są tylko te, co widać (też fajne)
  8. oj leniuszku hau hau hau hau hau itp...
  9. No przecież trzeba poczekać aż się cała zapełni Dla mnie to bez sensu, bo większość naczyć i sztućców, które wkładam do zmywarki jest tylko lekko przybrudzona. Gdybym je mył pod kranem, to de facto bym zmywał, bo skoro coś jest prawie czyste to wystarczy ruszyć ręką dwa razy i jest już całkiem umyte. W takim układzie na zapełnienie się zmywarki pewnie czekałbym ze 4 dni. Pozatym przetestowałem, że lepiej wstawiać do zmywarki brudy i nie zmaczać ich wodą. Po zmoczeniu wodą jeszcze szybciej zaczyna wszystko się kisić i śmierdzieć. Dlatego wkładam do zmywarki bez mycia.
  10. ta strzelba na gumowe kule, której policja używa do rozpędzania demonstracji, to normalna broń palna, tylko kule specjalne niczego takiego raczej sobie bez pozwolenia nie kupisz myślałem, że piszesz o jakimś air-soft-gunie na kulki z tworzywa
  11. ja - noszę fiolkę cyjanku pod językiem i gotowy jestem rozgryźć ją w każdej chwili jest okej, tylko strasznie trzeba uważać podczas obiadu, a już napewno nie wolno jeść i mówić jednocześnie
  12. ZMYWARKA: mam Jak nie lubiłem zmywarki przed zakupem, tak dalej jej nielubię po zakupie. Obawiałem się, że będzie z niej capić i faktycznie capi. Ba, czasem to nawet pleśń na talerzu potrafi wyrosnąć. Bałem się, że będzie tu i tam zostawiać coś niedomytego albo kawałeczek kluska na widelcu i faktycznie zostawia. w czasach przedzmywarkowych, jak byłem u znajomych na obiedzie podali mi sztuciec z przyczepionym kawałeczkiem sałatki. Był taki blady i tak dobrze przyklejony do widelca, że jak pomyślałem sobie, że mogłem go nieopatrznie włożyć do ust, zrobiło mi się słabo. Możliwie najkulturalniej poprosiłem znajomą o wymianę sztućca. Powiedziała "Oj, to pewnie zmywarka niedomyła" i podała mi nowy. Dla mnie takie lekceważące podejście było wtedy nie do pomyślenia. Teraz mam zmywarkę i zachowuję się tak samo jak ona - biorę drugi widelec, ten który akurat się umył. Mam ich w końcu 12. Zmywarkę kupiłem z uwagi na szambo, żeby nie zapełniało się zbyt szybko i z lenistwa, bo miało być wygodnie. Jest wygodnie. Obleśnie, ale wygodnie. Przychodzi na obiat 4-ka gości + my, potem jest podwieczorek, potem kolacja. Wszystko leci do zmywarki, nikt nic nie zmywa, siedzimy z gośćmi i gadamy. Brudy lądują w szczelnej wnęce zmywarki (jak jest zamknięta to nie śmierdzi). Wieczorem odpalam ją po całym dniu i kładę się kurde blat na sofie i oglądam sobie telewizję i żona nie mówi mi "może być teraz ty pozmywał". Stać mnie na zmywarkę i bardzo wysoko cenię swój wolny czas, którego mam deficyt. Po prostu Aha. Teraz się okazało, że na wsi są muchy. Jak brudy wkłada się do zmywarki, to jest ich trochę mniej, niż gdy leżą na stole, czy w zlewie. ODKURZACZ CENTRALNY: mam Bajer. Czysty bajer. Po prostu nie lubiłem odkurzania. Dusiłem się, gdy dmuchało mi w twarz to ciepłe zakurzone powietrze z wylotu, a potem zawsze kichałem. (Mam jakąś alergię na kurz - np. nie mogę nakryć twarzy kocem - po prostu nie mogę wciągnąć ani jednego oddechu powietrza z tym kurzem, czy roztoczami, czy co tam w tym kocu się łapie). Mamy małe dziecku (1,5 roku). Nie mamy zwierząt, ale jak przyjeżdżają do mnie rodzice z psem. to odkurzać trzeba codziennie. Pies zostawia tony piachu i westernowe kule kłaków. Bez psa odkurzać trzeba co 2-3 dni - na parterze, tam gdzie się najbardziej brudzi. Naprawdę teraz nie stwarza to dla mnie żadnego problemu. Idę sobię do kotłowni biorę rurę, rzucam ją przy gniazdku, podłączam i odkurzam to co jest do odkurzenia. Można przy tym rozmawiać, albo oglądać telewizję bo nie hałasuje. Nie trzeba czekać, aż się dziecko obudzi. To jest komfort. Komfort, który kosztuje, ale dla mnie warty swojej ceny, bo do tej pory nie lubiłem odkurzania. Pozatym okazało się, że odkurzaczem świetnie wyłapuje się muchy. Centralnym jeszcze łatwiej, bo zawsze można go szybko uruchomić, np. wieczorem, o 22-giej (często to robię). Nie mam siatek w oknach na razie, nie chcę rozkładać trucizn, bo dzieci, nie chcę packą tłuc muchy, bo rozmazy, więc bawię się w łapanie ich odkurzaczem. A tępić je muszę, bo strasznie srają i obsrywują nam piękne kremowe żyrandole zostawiając na nich obrzydliwe czarne mucho-gówniane kropki. Pozatym nie dają człowiekowi się zdrzemnąć, bo siadają na twarzy. Gdybym wiedział, że muchy mnie będą aż tak wkurzać, to zrobiłbym w domu klimatyzację, albo chociaż wentylację mechaniczną. KOSIARKĘ: mam Spalinową z napędem. Znowu liczył się mój czas. Cały trawnik koszę w 20 minut i nie muszę się po koszeniu kąpać, bo się nie zmacham. Sama jedzie, nic nie trzeba pchać. Sczególnie fajne to jest, jak sama jedzie pod górkę. NAPĘDY DO BRAM: mam Kupiłem, bo znajomi mi powiedzieli "tylko pamiętaj, kup od razu napędy do bram, bo inaczej będą cały czas otwarte, a samochó będzie stał na dworze, bo nie będzie ci się chciało ciągle otwierać i zamykać. Więc kupiłem, z lenistwa i dla szpanu. Wiele rzeczy, o których Tomek_J mówi ludzie kupują sobie z lenistwa, dla wygody. Można kupić telewizor bez pilota, można tak jak muj super oszczędny kolega nie kupować zasłon, tylko stawiać na oknie materac dmuchany, na którym wieczorem śpi, albo nie zrobić sobie kuchni w domu, bo się jada obiady na mieście u rodziców. Można strzyc się w domu, uprawiać własne ziemniaki, samemu pisać sobie programy, zamiast kupować je w sklepie albo ściągać w sieci. Można samemu sobie śpiewać, zamiast kupować odtwarzacz, albo robić z żoną teatrzyki dzieciom, zamiast dobranocek. Wszystko można, ale jak ktoś ma na to czas i ochotę. Ja po prostu nie mam na to czasu/lub mnie to i tamto nie rajcuje. Wolę sobie popisać na forum, albo posiedzieć i pomyśleć jak to fajnie jest. Teraz uwaga, coć czego Tomek_J pewnie całkiem nie pojmie: Kupiłem sobie samochodzik zdalnie sterowany. Całe trzydzieści cztery lata czekałem na ten moment w życiu. Mój pierwszy samochód zdalnie sterowany. Nie udawałem, że kupuję go 1-rocznemu synkowi, kupiłem go sobie. Zupełnie jawnie i wprost. Rzecz zupełnie niepraktyczną. Ale ludzie, co za radocha! Oczywiście mogłem kupić sobie taki do ciągania na sznurku, ale to nie ta podjara - pozatym takie miałem. Uwaga, będzie dalej. Kupiłem sobie kamerkę bezprzewodową na allegro za stówkę. Przyklejam ją taśmą do samochodziku, do telewizora podłączam odbiornik. Siadam przed telewizorem z pilotem od bramy w ręku i jadę. Robię zwiad obcej planety (ogrodu). Otwieram pilotem bramę, wyjeżdżam na drogę. Będąc dzieckiem zawsze marzyłem o czymś takim, było to dla mnie zupełnie nieosiągalne marzenie, rodem ze science-fiction, ale lubiłem sobie leżeć w nocy i wyobrażać jak to byłoby fajnie mieć taki mały samochodzik i widzieć świat z jego perspektywy. Przyznaję zainspirował mnie odcinek krecika o nakręcanym samochodziku. Teraz, raz w tygodniu jak jestem bardzo zorany pracą biorę sobie samochodzik i się nim bawię. He he. Jeździ bardzo szybko, adrenalina wydziela się jakbym kierował prawdziwym samochodem. Jaki to ma sens? Dla wielu żaden. Mi po prostu sprawia błogą przyjemność. Ja się lubię bawić, samochodzikiem, odkurzaczem, nie ważne, mi akurat to sprawia przyjemność, ale pewnie kto inny wolałby pościerać kurze, czy pozmywać. Już zbieram na zdalnie sterowany helikopter.
  13. Zmienisz zdanie, jak założysz ogród. byle Tobie, a nie złodziejowi Zamiast pistoletu na kulki kup sobie konewkę, efekt na złodzieja podobny (nie zabijesz tym drania, ale porządnie zmoczysz - nie ma szans, że będzie w stanie podejść - pójdzie do domu przebrać się w suche) a dodatkowo w dni "pokoju" przyda ci się do podlewania kwiatków No, bardzo fajnym. W końcu złodziej nie będzie musiał już szukać kontaktu albo mordować się z latarką i od razu rozezna się w sytuacji i zobaczy gdzie leży złoto, bejsbol i czy już się pojawiasz na schodach z konewką, czy nie. No chyba, że oprócz świateł włączą się też tryskacze przeciwpożarowe, wtedy napewno pójdzie do domu przebrać się w suche. Oczywiście jaja se robię. Ale konludując powiem tylko, nie ma się co napinać i przesadzać. Monitoring wystarczy. Podejrzewam, że większość ludzi (o ile nie ćwiczy kung-fu) nie będzie miała ochoty stanąć na bosaka, w piżamielać przed 3-ma oprychami, żeby ich lać bejsbolem, strzelać w nich gumkami, czy nawet razić prądem.
  14. Ja miałem podobnie. Akt notarialny 21 marca, budowa ruszyła 1 sierpnia. Więźbę robili 4 października, ale i tak ze stanem surowym się przeciągnęło do Bożego Narodzenia. Wbrew pozorom od tego momentu do zamieszkania zostało do zrobienia jeszcze kupa roboty, w skrócie: wylewki, inst. el, inst. wod-kan i ogrzew, inst alarm + tv + tel-kom, tynki, okna, strop, gipsokartony w łazienkach, kafelki, biały montaż, płytki na podłogę, parkiet, malowanie, kominek, schody, szambo, kuchnia, tynk zewn+malowanie, uporządkowanie terenu, ogrodzenie, bramy, napędy, montaż oświetlenia, grzejników, drzwi wewn, sprzedaż mieszkania, przeprowadzka. Prawie każdą z tych rzeczy robiła inna ekipa i to wszystko trzeba ze sobą zgrać.
  15. Szybkość budowania to tylko kwestia kasy i Twojego zaangażowania/czasu. Jeśli nie pracujesz i masz co dzień powiedzmy 12 godzin do poświęcenia na budowę i odłożone 250 tysięcy + zdolność kredytową na drugie tyle (ceny Warszawskie), to nie ma problemu. Wprowadzasz się w 9 miesięcy do pięknego domu. Im mniej godzin i złotówek tym trudniej. Raczej nikt nie będzie w stanie lepiej ocenić ryzyka tej inwestycji, niż ty
  16. u mnie w okolicy jest dom modelowy firmy, która robi z prefabrykatów. Pisałem kiedyś o tym na forum. Najpierw kulutralnie zrobili fundamencik. Kilka dni dłubania w ziemi, potem sobie stał i sechł przez 2 tygodnie. Potem w ciągu 5 dni postawili dom z instalacjami, oknami i dachem składając go z takich dużych kawałków, które przywiozły 2 tiry z niemiec. Potem wokół domku ten i ów się krzątał przez jakiś miesiąc-dwa, po czym pojawiła się na ogrodzeniu tabliczka - dom modelowy itepe itede. Czyli chyba w 3 miechy uwinęli się z całym domkiem i ogródkiem. Ale to technologia wyjechana dość. Na dom tradycyjny potrzebujesz co najmniej 1 sezon, powiedzmy od marca do października. Zrób jak wszyscy tutaj - fundamenty w tym roku, a od wiosny do jesieni w przyszłym wal z budową. Z domem nie ma się co przesadnie spieszyć - warto wszystkiego dokładnie dopilnować bo topi się przecież całe oszczędności życia w tym interesie, a co nagle to po diable. Ja swój budowałem od sierpnia do Bożego narodzenia (stan surowy + elewacja) i potem od lutego do początku grudnia (wykończenie), ale przesadnie się nie spieszyłem. Fazę wykończeniową mógłbym już rozpocząć, gdy dłubali się z elewacją, ale planowałem budowę pozostawić bez nadzoru na zimę, dlatego tego nie zrobiłem. Z moją wykończeniówką też się nie spieszyłem, miałem w jej trakcie kilkutygodniowe przestoje. Nie tak łatwo zgrać wszystkich wykonawców. Pozatym starałem się zrobić jak najwięcej przed wprowadzeniem i wprowadzić żonę z dzieckiem do wygodnego i przytulnego domu, żeby nie dostała od razu depresji.
  17. Moja znajoma, bidulka, dwoje dzieci na głowie, już nie wyrabiała z koszeniem 3 tys m2 działki, więc wzięła ukraińca i kazała mu skosić. Policzył sobie 10 zeta za godzinę. Kosił 8 godzin. Wziął stówkę i nigdy nie oddał reszty jak obiecywał (choć po okolicy krąży i rzekomo z polecenia był). W trakcie pracy poprosił o zrobienie mu kawy (!!!!) i jakiegoś obiadu (!!!!). Bidula na wszystko się zgodziła, bo była sama w domu, w dość odludnej okolicy, z dwójką dzieci i miała dość. Jak mi to żona opowiedziała, to jej powiedziałem żeby mnie zgłosiła na następne koszenie do tej koleżanki.
  18. Przecież złodziej nie będzie leżał pod szafką i odkręcał śrubka po śrubce i odczepiał złączka po złączce zmywarki (bo przecież potem ją musi sprzedać). Jeszcze będzie musiał wyjąć wszystkie talerze (jak źle trafi to brudne), spuścić wodę, wziąć to w ręce (czy do wbora) i wziąć nogi za pas. Wszystko to przy wyjącym alarmie i w oczekiwaniu na przyjazd ekipy. Jakoś nie wierzę...
  19. pewnie że jak zechcą to mnie okradną, ale powtarzam. Złodziej-żul za dużo ryzykuje i pójdzie tam, gdzie nie ma monitoringu i alarmu. Złodziej specjalista, dla którego moje zabezpieczenia to pikuś, nie pójdzie do mnie, bo on nie bierze telewizorka, czy dywanu, tylko pójdzie kraść do innych bardziej old-skulowych towarów, do do łapownika, co kasę ukrywa przed fiskusem w pończosze, albo do Rywina czy Wiśniewskiego lub im podobnych. Taki mieczu, który się zczesał z całej kasy na dom i teraz wytania nawet na skarpetki kupując je na bazarku, to naprawdę marny łup. Poza tym bez obaw, nie ujawniłem nic o moim alarmie, czego złodziej sam by się nie dowiedział. Jestem spokojny, bo na szczęście nigdzie nie napisałem, że mój kod to 1234.
  20. bo w stanach wszystko jest duże, duży strach, duże cytaty, ciach
  21. I to moim zdaniem zapewnia pełen komfort. Może jeszcze za krótko mieszkam, ale skoro już wydałem tyle kasy na te okna i alarm, to je zamykam/załączam na noc. Śpimy na piętrze przy uchylonych, zamknięte są tylko na parterze. Też u mnie drzwi są latem non stop otwarte i to na oścież, a zamykane tylko na noc. Luz jest większy to prawda, na początku chowałem wózek do garażu. Teraz stoi cały czas na dworze pod okapem. Jednak z szyb i okuć przeciwwłamaniowych bym nie zrezygnował. Dają mi duże poczucie bezpieczeństwa, choć są pewnie tak samo skuteczne jak sporo tańszy zestaw: zwykłe szyby + kontaktrony i czujki stłuczenia szyby.
  22. he he, dywanów też nie mam Ale generalnie to nie wiem do czego zmierzasz proxy, ja tam pełen pokój ducha osiągnąłem i naprawdę z ww. względów czuję się w domu bezpiecznie. Ani razu nie zastanawiałem się "czy ktoś chodzi po strychu". Po pierwsze dlatego, że nadal pokutują u mnie 33-letnie przyzywczajenia z bloków. Np. jak coś stuknie w nocy na górze, to pierwsza myśl jaka przychodzi, to "pewnie sąsiad". Druga myśl "zaraz, zaraz, jaki sąsiad". Trzecia myśl - "alarm nie pikał/nie wyje - eee tam, to pewnie wiatr". Mam taki alarm, że nawet gdy jest wyłączony mam pełną kontrolę nad tym czy ktoś nie dostaje się do domu. Kosztował b. dużo, ale warto było. Moja żona ostatnio rozmawiała z koleżankami i one pytały ją "czy sama się nie boisz w takim dużym domu". Odpowiedziała, że ani razu się nie bała, właśnie dzięki dobremu alarmowi. Oprócz alarmu uspokajająco działają na mnie pozostałe kwestie o których napisałem. Poważka!
  23. Nie bójcie się! Ja już mieszkam parę miesięcy i w ogóle sprawa włamań nie zaprząta mi głowy bo: - mam dobry alarm z monitoringiem (wyrazy uznania dla _Zbycha_ !!!), który oczywiście załączam na noc - niestety to pewnie większości z was będzie trudno osiągnąć: pracuję w domu i jestem w nim prawie non-stop, jak mnie nie ma, to jest albo żona, albo rodzice - dom najdłużej stał niezamieszkały kilka godzin (pod alarmem oczywiście) - co prawda sąsiedzi nie rzucają się Rejtanem przed bramę, gdy ktoś podejrzany się kręci, ale zapalają kaganki na krużgankach i wyglądają patrzeć co się dzieje, jeśli u mnie coś zawyje (raz na jakiś czas udaje mi się 'zaprószyć" alarm - np. ostatnio za pomocą kota w garażu) - nie mam psa - ale sąsiedzi mają - jak ktoś idzie w nocy drogą to ujada pół hektara okolicznych posesji i to przez 15 minut. Jak będzie ktoś do mnie właził, to przede wszystkim szczekać będą 4 psy sąsiadów (trzeba się nałazić, żeby to wszystko wytruć). Te 4 to te bezpośrednio widzące co się dzieje. Do tego ze 2-3 wzbudzone psim rezonansem szczekaniowym w bezpośredniej odległości, a jak przekroczona zostanie krytyczna siła szczeku, to następuje reakcja łańcuchowa i powstaje efekt jaki nie odtworzy żadne kino domowe 5.1 surround - szczeka cały horyzont 360 stopni. A na falach krótkich można usłyszeć nawet szczątkowe szczeki spoza horyzontu odbite od stratosfery. - u mnie w okolicy ciemno i czarno jak w kiszce (chodzi o kaszankę), nie ma latarni - i ja jakbym miał w takich warunkach np. uciekać z telewizorem, to raczej bym zaczął kombinować jakby tu zmienić branżę No generalnie złodziej idąc do mnie musiałby być bardzo zdesperowany, bo: - od chwili gdy się pojawi (powinien raczej przyjść na piechotę, bo samochód jak jedzie to od razu zwraca na siebie uwagę) wszycy wyglądają i ujadają psy, więc ci co słabiej śpią mogą już na niego patrzeć - ma tylko kilka minut na rabunek, zanim przyjedzie ochrona biegle posługująca się pałkami po wielu nudnych wieczorach gry w pałkowego salonowca zabijającego nudę oczekiwania na to "aż zacznie się coś dziać" - złodziej poza tym musi rabować już przy wyjącym alarmie – na pewno musi mieć więc charakter gwiazdora, któremu obce spojrzenia wielkiej różnicy nie robią - w ciągu tych kilku minut musi się rozeznać w domu, zastanowić co kraść (a specjalnie nie ma co) i wiać - oczywiście na piechotę - jak zaznaczyłem powyżej u nas specjalnie nie ma co ukraść, bo pieniądze trzymamy w banku, telewizor waży 50 kg, żona nie nosi pereł, ani złota (ja mam tylko tytanową klamerkę w jednej kości - ale nie powiem w której), Kossaki nam nie pasują więc nie posiadamy, a na Pikasiaka nas nie stać, wideo jest stare i mieszka w nim strażak z Lego, za mój odtwarzacz DVD dostałby u pasera pewnie z 50 zł, kluczyków do samochodu nie znajdzie, bo nawet ja je z trudem znajduje, a poza tym Stasio rozstawia na podłodze w losowych miejscach pole minowe z zabawek (zupełnie jak w filmie "Kevin sam w domu") - złodziejowi niosącemu 50-cio kilowy telewizor grozi więc nastąpnięcie na piłeczkę, samochodzik, motorek, kuleczkę, klocuszek, czy nie daj Boże kaczkę wydającą charczące 1-bitowe kwa-kwa-kwa głosem niebezpiecznie ocierającym się o szyderczy śmiech Pchanie się w takie waruny po to, żeby dziabnąć kuchenną miniwieżę uchlapaną olejem ze smażenia bakłażanów albo pokryty inskrypcjami runicznymi wykonanymi techniką "palec w serku" przez Staśka odtwarzacz CD jest czymś co można porównać do trudów, na jakie narażają się w pracy co najmniej górnicy. Jednak w tym przypadku pakiet socjalny jest zerowy, na odprawy nie ma co liczyć, do emerytury też nic się nie liczy itepe. Jednym słowem, już lepiej chyba się pierdyknąć na Śląsk i zostać tym górnikiem, albo iść na kolej (jak każdy kto ma w głowie olej).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...