Mam problem z okreśłeniem ile mam drzew na działce - wg obliczeń pani urzędnik wychodzi wielokrotnie więcej niż wg moich, a wydawałoby się, że to prosta sprawa. Problem w tym, że mam wierzby, które odrodziły się z pni i teraz mam takie grupy po kilka-kilkanaście pędów wyrastające z jednego korzenia. Nie wiem czy to w ogóle można nazwać drzewem, bo nie ma jednego wyraźnego pnia - rozgałęziają się od razu przy ziemi. No dobra, ale mogę uznać, że jeden taki krzaczor to jedno drzewo. Niestety pani urzędnik stwierdziła, że tyle jest drzew ile pędów na wysokości 130 cm, grubszych niż 10 cm obwodu. Wyszło ok. 160 sztuk. Pomęczyłem się, pomierzyłem, złożyłem wniosek i dostałem zgodę na wycinkę. Wszystko pięknie, tylko zgoda jest uwarunkowana posadzeniem na mojej działce do końca 2009 tyle samo drzew, ile wyciąłem. Lubię zieleń, ale sory - w dżungli mieszkać nie zamierzam. To tylko 900 m2. Moje pytanie brzmi: - Jaka jest definicja pojedynczego drzewa wg przepisów prawa? - Na jakie przepisy mógłbym się powołać? Proszę, poradź.