Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Kangai

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    258
  • Rejestracja

Wpisy blogów dodane przez Kangai

  1. Kangai
    w ramach przerwynika przedbudowego wstawiam fotkę miejsca, w ktorym będzie stał dom? Czyz nie było uroczo?
     

    Zapamiętajcie tę fotkę, bo teraz tam tylko piach ziemia i zgliszcza :)
     
     

    http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/3c118f048f90da87.html" rel="external nofollow">http://images44.fotosik.pl/3/3c118f048f90da87m.jpg
     


    a to domeczek, ktory stanie na naszej wsi
     
     

    od wjazdu
     

    http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/f1fc65ad40d55ba6.html" rel="external nofollow">http://images47.fotosik.pl/3/f1fc65ad40d55ba6m.jpg
     


    i od tyłu ogrodu
     

    http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/0b213efa7de57886.html" rel="external nofollow">http://images32.fotosik.pl/349/0b213efa7de57886m.jpg
  2. Kangai
    Rozdział I – WSI SPOKOJNA WSI WESOŁA, CZYLI MAMY DZIAŁKĘ
     
     

    Nasza historia rozpoczyna się trochę inaczej niż większości na tym forum, bo my wiedzieni nosem i potrzebami, kupiliśmy swoje miejsce na ziemi, na rok przed wejściem do Unii, czyli w 2002 roku. Ceny działek już wtedy ciut wzrosły, (pamiętacie ten szał, że jak wejdziemy do Unii, to przyjada do nas Niemcy i nas w calości wykupią? :)), więc na gwałt wszyscy zaczęli windować ceny), ale nam się udało kupić tę działkę za niewyobrażalnie niską dzisiaj cenę, a były to czasy kiedy - dla porównania - kawalerki można było kupić za 40-45 tys. zł :)
     

    Gdybyśmy zdecydowali się na ten krok rok wcześniej, zapłacilibyśmy pewnie 1/3 ceny naszej. No, ale nie narzekajmy, i tak jesteśmy o rok świetlny przed tymi, którzy działki muszą kupować teraz.
     
     

    Działka 30 km od centrum dużego miasta, prawie pół hektara, z czego prawie połowa pod zabudowę, przepiękny ogród, ogrodzona, z wszystkimi przyłączami, garażami no czymś na kształt domu, posadowionym w samym jego centrum, z resztą w całości zarośnięty dzikim winem, tak ze z odległości metra nie było widać, gdzie dom, a gdzie zielone.
     
     

    Początkowo szukaliśmy w zupełnie innych dzielnicach, ale dziś nie żałujemy. Okazało się, że wybraliśmy kierunek, który przy wylocie z miasta, jako jedyny nie jest korkowany, bo wszyscy od kilku lat walą na autostradę, której przesunięty wlot, skutecznie odgonił kierowców z naszego kierunku.
     
     

    I podczas gdy inni znajomi mają domy, nieco bliżej miasta, dla nas odległość nie ma az takiego znaczenia. Pokonujemy ja szybciej niż niejedni przejeżdżają przez centrum. No i nie stoimy w korach :)
     
     

    Rada dla innych: jeżeli szukacie swojego miejsca na ziemi dalej za miastem, a pracujecie w mieście – patrzcie gdzie się najmniej korkuje, a zaoszczędzicie sobie kłopotu i ułatwicie życie.
     
     

    A więc, pomimo nienajlepszej sytuacji finansowej, bez żadnych oszczędności i oboje mając pracę w „wolnym zawodzie” podejmujemy w trzy dni decyzję (to było jakieś szaleństwo!), ze opuszczamy wynajmowane mieszkanie, i zadłużając się (do dziś nie wiem jak nam się to udało :)) - kupujemy naszą wieś. Mały remont, trzy tygodnie, i przy wybitych dziurach na okna, turystycznym kocherze i mokrych gipsach wprowadzamy się.
     
     

    Plan: mieszkamy rok.
     
     

    Potem miało być standardowo i łatwo. Rozbudowujemy domek o poddasze użytkowe, i kawałek domu z tyłu w stanie surowym zamkniętym. Tak był plan. Ale życie potoczyło się inaczej. Norma. Były inne priorytety.
     
     

    I jak mówi stara myśl, o prowizorkach, które są najtrwalsze – z różnych względów, głównie finansowych – zatrzymaliśmy się w tym miejscu. Był rok 2003.
     
     

    I tu następuje przerwa, a uchylając rąbka tajemnicy, powiem, że źle nie było. Miłość kwitnie, ogród pięknieje, jesteśmy szczęśliwi, a do starego domu się przyzwyczailiśmy. Aż w końcu…
  3. Kangai
    ok, zdaje się, że po chwili wahania komp zaskoczył... A zatem...
     
     

    TAAADAAM!! No i stało się... :)
     
     
     

    Jak zwykle najtrudniej jest zacząć…. i przymierzałam się do tego od kilku miesięcy, aż nazbierało się tego tyle, że… odechciało mi się pisać
     
     

    Każdego dnia rano obiecywałam sobie, że jednak go zacznę, ale z każdą minutą zapał topniał, po czym wieczorem tłukłam się w pierś z obietnicą, że dzień ten jutro jednak nastąpi. Mijały dni i tygodnie, i ciągle brakowało odwagi a permanentny niedoczas pogłębiał moją frustrację...
     
     

    W koncu, trochę przyczajki, no i w końcu pierwsze stuknięcia poszły…
     
     

    Zatem historia będzie w częściach, żeby nie zanudzać was na śmierć i na raz. Przyznam tez bez bicia, że piszę go wiedziona inspiracją dzienników Nefer i bodaj nexta?, które należą do moich dwóch ulubionych dzienników budowy na forum Muratora. :)
     
     

    Poza tym to dla nas wyjątkowy moment w życiu, i wiem, że jak go nie zdokumentuję, to potem umarł w butach, A tak to dziennik, będzie mnie dopingować do systematyczności, z czym u mnie wyjątkowo kiepsko.
     
     

    To, co powyżej napisałam, ze trzy tygodnie temu, no i ….. przeleżało 
     
     

    Bo tak naprawdę wystartowaliśmy WCZORAJ. I do tego POOOOOOWOLI dojdę („celem stopniowania napięcia” hehe)
     
     
     

    na forum wchodzimy w rozdział I :)
     

    a w miedzyczasie robimy zdjęcia pobojowisku ziemnemu, koparkom i geodezyjnym palikom :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...