Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

katarinka

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    25
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez katarinka

  1. No tak, tyle że to 1500zł netto to nie moje zarobki a mojego męża. ja mam 1200 brutto - architekt z uprawnieniami (no i dodam że rzecz nie dzieje się w Warszawie).
  2. AnetaS jesteś architektem? lub innej branży projektantem? Do własnej działalności namaiwa mnie mąż, ale ja boję się trochę tej niepewności - raz zlecenia będa raz nie. Fakt, teraz mam tzw fuchy no i nie mogę sie wyrobić - ale też ile mozna dorobic popołudniami po 8 godzinach pracy.............. Poza tym myślę że własna działalnośc wymaga dużego poświęcenia itd. przynajmniej na początku aby to wszytsko rozkręcić. A my za rok, najdalej dwa chcemy mieć dziecko - i siłą rzeczy będę wyłączona z życia zawodowego.
  3. Zadałam takie pytanie nie dlatego ze trafiła mi się taka praca. Taką pracę i kasę ma mój mąż. Ja od 3 miesięcy jestem w Toruniu i tu pracuję zarabiając 1200zł brutto. Mamy dosyć sytuacji gdzie spotykamy się tylko w weekendy. Zastanawiamy się co robić. Albo ja znajde pracę w Sieradzu (nikłe szanse) lub w Łodzi albo on w Toruniu. Był na kilku rozmowach w Toruniu, gdy powiedział taką stawkę (którą ma teraz) wszyscy pracodawcy roześmieli mu się w twarz. Ja byłam na kilku rozmowach w Łodzi. Oprócz dociekliwych pytań o posiadane potomstwo lub chęć posiadania takowego wszędzie zaproponowano mi 1200zł brutto. Oboje jesteśmy 5 lat po studiach, ja jestem uprawnionym architektem. Chcę mieć stałą pracę bo chcemy w końcu mieć dzieci i potrzebuję jakiejś stabilizacji. Niby na dwoje babka wróżyła i które pierwsze znajdzie prace to tam się osiedlamy..............ale ja zastanawiam się czy nie szkoda tej jego pracy. To w sumie dobra firma (choć jak wszędzie zdarzaja się dziwne sytuacje), on się tam rozwija, ma możliwośc zrobienia podyplomówki itd. I tak po prostu chciałam poznac obiektywne opinie.
  4. Czy według Was taka pensja to mało czy dużo.- za etat, praca umysłowa (nie Warszawa, małe miasto niedaleko Łodzi). Czy szkoda z niej rezygnować szukając innej pracy czy tego się trzymać? Do tej pory sądziłam że to taka średnia pensja. Chodze ostatnio na mnóstwo rozmów kwalifikacyjnych. Mój mąż też. Generalnie oscylujemy wokół Torunia i Łodzi. W sumie praca jest. Gdzie nie poszłam, tam chcieli mnie przyjąć. Za 1200zł brutto. Od kumpla dowiedziaąłm się żebym nie była taka zdziwiona bo wszyssycy jego znajomi w Łodzi tyle mają. Rany, co się dzieje w tej Polsce?
  5. Ja tak twierdzę. My z tel stacjonarnego praktycznie nie dzwonimy. Jestesmy w sieci tel komórkowej już długo, dzieki temu za w sumie niewielki abonament mamy mnóstwo darmowych minut i to spokojnie nam wystarcza. Poza tym są maile, gadu-gadu. Trzymamy tylko tel stacjonarny ze względu na rodziców, którzy do nas dzwonią. Na komórę zapłaciliby kupę kasy.
  6. W związku z moimi ostatnimi zawirowaniami życiowymi bardzo dużo i często rozmyślam - na temat życia, różnych poglądów, postaw itd. i dzisiaj tak sobie właśnie myślałam - jak sądzicie - czy ktos mało przebojowy powinien starć się przemóc i być bardziej śmiałym i takim "hop do przodu"? Czy cicha ciepła stała posadka pomoże przebojowemu - bo nie musi się wychylać, bo sobie po cichu pracuje? Czy raczej mu zaszkodzi - bo go jeszcze bardziej w tą "nieprzebojowość" wepchnie? Czy taki mało przebojowy człowiek powinien z tym walczyć, szukać sytuacji które wymagają od niego przebojowości, zawalczenia o sowje pokazania: "oto ja!"? Czy właśnie dobrze dla niego gdy ukryje się wśród ludzi.......... tak sobie pytam bo usłyszałam w pracy opinie o sobie. nowa praca. Jedna pani stwierdziła że dziwi mi się że zrezygnowałam w pracy w moim małym mieście, gdzie pracowałam w zawodzie i mogłam być "kimś". Bo w małym mieście mniej architektów, można sobie prestiż wyrobić itd. Teraz pracuję w Toruniu, niejako też w zawodzie, choć już jest to lekkie odejście i tzw. budżetówka. No i na to druga pani stwierdziła że właśnie dobrze robię, ta praca w Toruniu jest dla mnie idealna, bo jestem mało przebojowa, czyli spokojna. I dla teakiej osoby a zwłaszcza kobiety, która jak wiadomo będzie chciała miec dzieci, to idealna praca. Hm........fakt nie jestem może taka super do przodu, ale czy spokojnośc lub nie śiwadczy o przebojowości? myślę że mam w sobie zapędy do przebojowości, ale zastanawiam się - gdybym zrezygnowała z tej pracy i poszła na swoje - zginęłabym na rynku czy to zmusiłoby mnie do walki....................
  7. Szczerze mówiąc Miras, nie bardzo wiem o co Ci chodzi z tym technicznym......................... nO tak niby tak jest, ze dla informatyków duzo miejsc. Niestety Toruń pod tym względem ma raczej nieciekawą opinię - podobno informatyków tu jak mrówków......... A wiecie jak ciężko "obcemu" wejść w środowisko.......... czy ja chcę byc blisko rodziny........hm, nie jest tak, że tęsknię za mamą. O tyle pomyslelismy że to ważne ze względu potem na dzieci - w razie naglej akcji miałby ktos się nimi zaopiekować. Teraz już sama nie wiem czy warto z tego względu wywracać całe zycie. Już sama nie wiem........w tym naszym małym mieście w końcu jest mój ojcie i rodzice męża więc też niby sami nie bylismy.
  8. Wielkie ogromne dzieki wszystkim, którzy tu piszą - to bardzo pomocne zobaczyć jak Twoje kopoty widzą inni. Miras - czy wiesz że moja znajoma tez kilka dni temu podpowiedziała takie rozwiązanie? Ciąża i już.............. Macie rację, zegar tyka.... Ja lubego nie naciskam, żeby nagabywał panią dyrektor - wręcz przeciwnie, to on chce jeszcze do niej dzwonić, ja twierdzę że nie ma sensu. Raz - tak naciskać - bo może obiecała coś pochopnie a potem okazało się że nie bardzo i nie wie jak się z tego wycofać. A dwa - skoro w tym temacie jest tak niekonkretna - bałabym się braku konkretności i dotrzymania danego słowa w sensie umówionych warunków - tzn. kasy i umowy. Wiecie własnie mi się wydaje że dla faceta ważna jest praca w ktorej jest kimś - a mój mąż w tej firmie tak się czuje, właśnie doceniony. Bo wcześniej różnie z tym bywało i różne miał zajęcia. I nie chciałabym go tego pozbawić. On twierdzi że wszędzie mozna znaleźć dobrą pracę za dobrą kasę - jeśli tylko się tego chce....niby racja, ale czasem potzrebne jest szczęście itd. On też z kolei mówi mi tak - znajdę jakąkolwiek pracę w Toruniu na przeczekanie a potem będę szukał. Ale czy to jest rozwiązanie? wiadomo jak to jest z taką robota na przeczekanie - prowzorki są najtrwalsze. A my dośc długo mieliśmy kiepską sytuację finansową i od niedawna zaczęło nam się układać - wyszliśmy z długów, mąż dostał znaćzną podwyżkę, a do mnie lecą co chwilę tzw fuchy - z małego miasta. I po prostu zaczęłam się zastanawiac nad tym wszystkim - zawsze była mowa że przenosimy się do dużego miasta, że by mieć więcej możliwości, rozwój itd. Teraz myslę - czy nie ejst tak, że jak ktoś chce się rozwijać to zrobi to i w Pipdówku Dolnym? a jak ktoś woli gnuśniec przed TV to zrobi to i w Warszawie? Miras - moja mama podpowiada nam Wrocław. A nam to nigdy nie przyszło do głowy.................. czyli mówicie - brac się za dziecko?
  9. hmm. mam prawie 30-stkę dziewczyno............... a dlaczego?
  10. Hm, szkoda że tyle Was czyta a tak mało pisze............... Wszelki uwagi, każdy punkt widzenia są dla mnie cenne...... Wiem, ze nie jestem rozpoznawalna na Forum bo mało się udzielam, ale.............pliiis piszcie.
  11. Acha i jeszcze jedno - powiecie informatyk, architekt - żyć nie umierać. Pewnie, ale trzeba wejść w środowisko które jest bardzo zamknięte. To stereotyp, że architekt duzo zarabia i robi niezłą kasę, jeszcze parę lat temu - owszem. Teraz praktycznie wszyscy moi znajomi ze studiów nie zarabiają więcej niż 900zł. Pewnie trzeba się wybić. Ale trzeba dobrze zacząć. Z kolei w Toruniu informatyków jest jak mrówków - te słowa usłyszałam już od wielu osób. Jest tu wydział informatyki i co rok wychodzi ileś tam przyszłych bezrobotnych inforamtyków.
  12. I jeszcze tak mi przyszło do głowy - ja już z mojej pierwszej poprzedniej pracy zrezygnowałam, tam osiągnęłam wszystko co mogłam, więc że tak powiem - jestem na wylocie. A mąż - on się u siebie dobrze czuje, jest jedyny na takim stanowisku, jest potzrebny itd. i może się jeszce sporo nauczyć. Gdyby nie jego praca - nie miałabym żadnych wątpliwości.
  13. Hm, mój mąż jest informatykiem, ja architektem. To nie jest tak, ze czujemy potrzebę bycia blisko rodziny - po prostu wydaje nam się że tak byłoby lepiej, w razie potzreby pomocy kłopotów itd. Chociaż myslę ze bez rodziny tez byśmy sobie poradzili. Kto ma lepiej niech pilnuje swego żłoba............no tak, tylko pytanie kto ma lepiej - mąż który dobrze zarabia i jego praca jest stała pewna itd. a poza tym czuje się tam kimś..........czy ja, gdzie zarabiam w zasadzie minimum i sama z takiej pensji bym się nie utrzymała, ale moja praca daje mi gwarancję, że gdybym chciała urodzić dziecko, to jeszcze mogę tu wrócić. Czyli trochę tak: czy się stoi czy się lezy.......z tym że jeśli chodzi o ambicje nie jest to praca porywajaca i są momenty że się nudzę.....no i wszyscy mówią mi - jak tu utkniesz to już do końca............ ech, zycie..............
  14. No tak - wiemy ze zycie w rozłące nie dla nas. A czy wobec tego nie ma sie nad czym zastanawiać....no właśnie.....na tym polega problem - dla mnie to nie jest proste. Nie ma się nad czym zastanawiać czyli? do Łodzi (ja szukam pracy, jestęsmy tam sami bez rodziny) ? do naszego miasta - małe perspektywy rozwoju - choć na ten temat zmienia mi się punkt widzenia i myslę że własny rozwój zależy od nas a nie od miejsca zamieszkania? czy mąż do Torunia - czyli jesteśmy z rodziną, ale on rezygnujer ze stałej dobrej pracy, choć nawet ona nie jest 100% pewna - jak to w dzisiejszych czasach?
  15. No cóż, mieszkanie mamy w "naszym małym mieście" ... Mąż delikatnie badał sprawę przeniesienia już parę razy, ale ile mozna wykonywać telefonów i ciagle słyszeć to samo (jeszcze nie rozmawiałam z prezesme dyrektorem, zbieram informacje, itd. itp.) - więc moja teoria jest taka ze ona zbyt pochopnie to obiecała a teraz nie potrafi się z tego wyplątać.......z drugiej strony co to za dyrektor który nie może dac konkretnej odp. w tą lub w tamtą..... No cóż - nie ejstem za zyciem w rozłące io jeśli to moda zachodnia to bardzo mi się nie podoba. Potem ogólne zdziwienie skąd tyle rozwodów. Nie jest to tez dobre moim zdanie dla początkujacego małżenstwa i zalązka rodziny. W każydym razie to nie dla nas.
  16. Kochani.............potrzebuję się wyżalić, trochę pogadać. Potrzebuję żeby ktos spojrzał na to wszystko całkiem z boku. Nasze życie cąłkiem się poplątało - a miało być tak pieknie. Mieszkaliśmy w nieduzym mieście 60 km od Łodzi. Ja pracowałam na miejscu, mąż 20 km dalej między naszym miastem a Łodzią. Od zawsze wiedzieliśmy ze kiedys wyniesiemy się do większego. Z poczatku stawialismy na Poznań, ale ostatecznie wybralismy Toruń - bo jest tu moja mama a więc ktoś w razie pomocy itd. gdy dzieci itd. Co prawda w naszym mieście są moi teściowie i ojciec. I nagle ja o dziwo, niemalże z ulicy znalazłam pracę w Toruniu, fakt że za niewiele większą kasę niż do tej pory, no ale przecież mieliśmy się wyprowadzić. Jednocześnie okazało się że mój mąż może przenieśc sie w ramach tej samej firmy do Włocławka. Przyszedł styczeń, mąż ostał podwyżkę i umowę na czas nieokreślony, zaczął czekac na decyzję o przeniesieniu. Ja zaczęłam pracę w Toruniu. Zamieszkalismy oddzielnie, widujac się tylko w weekendy. Mija drugi miesiąc. Pani dyrektor która obiecała mężowi przeniesienie, przestała się odzywać - moim zdaniem już nic z tego nie wyjdzie. Mąż "tam" zrabia dobra kasę, 2x wieksza ode mnie. Ma umowę na czas nieokreślony. Ja jestem tu, w marcu kończy mi się czas próbny myślę ze na przedłużenie mam szansę (nawet od razu na czas nieokreślony) ale na podwyżkę absolutnie nie. Kompletnie się pogubiłam....... stawiac na Toruń, a mąż niech szuka pracy? stawiać na Łódź i ja szukam pracy? wtedy wiązałoby się to z jego dojazdami do firmy ok. 40 - z Łodzi. W sumie w Toruniu tez miał dojeżdżać do Włocławka......................... wracać do swojego miasta i tam kombinowac pracę? Moja frustrację pogłębia fakt, że chcielismy za jakiś czas zacząć starania o dziecko - a wiadomo jak z "tymi" sprawami bywa u pracodawców - patrzą bardzo nieprzychylnie. jesli zacznę kolejną pracę w Łodzi badź w rodzinnym małym mieście i będę chciała zajść w ciążę - albo szybko tego nie zrobię albo musze liczyc się z utratą pracy......Tu w Toruniu już od wrzesnia października moglibyśmy zacząć działac..... Z kolei praca męża daje mi ogromne poczucie bezpieczeństwa...i tak sobie myślę, czy to nie głupota rezygnować w dzisiejszych czasach z dobrej stałej pracy? no i jest jeszcze jedna rzecz - w naszym małym mieście znamy tzw. środowisko branzowe, więc jest możliwość dorobienia - oczywiście to nie jest nic pewnego i stałego, ale od czasu do czasu jakieś fuchy wpadają............ ech, pogadajcie ze mną......................każdy punkt widzenia mile widziany, także te męskie. p.s. wiem, że w sumie to żadna tragedia i są większe nieszczęścia, ale ta rozłąka i brak celu mnie dobija...................
  17. No cóż, wypadek był nie z naszej winy. Kierowca stara zasnął za kierownicą i wjechał na tył naszego samochodu, za którego kierownica siedział mój mąż (szczęście wielkie że wyszedł z tego praktycznie bez szwanku).
  18. Nie wiem, czy dobrze wybrałam dział. Mamy problem, po wypadku nasz samochód nadaje się do kasacji. Jego wartość rynkowa to około 5,5 - 6 tys. zł, tyle bysmy wzieli, gdybyśmy go sprzedawali (gdyby był dobry). Jednak ubezpieczyciel wycenił wartośc giełdową samochodu na 4200zł, po czym odjął jeszcze 1000zł za części/rzeczy które teoretycznie są dobre więc możemy je wykorzystać/sprzedać. A więc za samochód będziemy miec raptem 3200zł. Moje pytanie - czy jest możliwość odwólania się od takiej decyzji? czy potrzebny do tego jest prawnik? czy można to zrobić samemu? jak to się robi, jakich argumentów należy użyć?
  19. Chcemy, musimy kupić samochód. Do tej pory mieliśmy toyotę starlet 92r. na gaz. Bylismy bardzo zadowoleni, przestronna, w miarę bezawaryjna, itd. Myślelismy, że za jakiś czas - 1,5, 2 lata, gdy zechcemy powiekszyć rodzinę, zmienimy samochód - na większy, 5-drzwiowy, ewentualnie kombi (coby wózek się zmieścił), no i młodszy. Jednak tydzien temu mąż miał wypadek - wjechał od tyłu na niego star. Mężowi na szczęście nic się nie stało, ale samochód do kasacji. Ponieważ i tak mieliśmy w planach zmianę samochodu, już nie czekamy na powiększenie rodziny, tylko zaczynamy od zmiany samochodu. Nasze typy - toyota; ford focus, mondeo, escort; volvo; ewentualnie skoda. musi być bezpieczny, mało awaryjny, młodszy (czyli tak mniej wiecej 7-8-9-letni). Nie wiem, czy to kombi ma sens (czy w bagazniku sedana zmieści się wózek?), no i kosztować maks 15 tys. Chcemy kupic z gazem lub zamontowac inst. gazową.... Co polecacie? Co myslicie?
  20. Powiem krótko - świetny dom. Bardzo funkcjonalny - niemal doskonały w swojej prostocie. Brawo dla inwestora i projektanta, że się nie dali ponieść fali "nowobogackich" i "polskich dworków". A taras miodzio. Robert - jestem pełna uznania, bo ja dopiero zaczynam raczkować w tym zawodzie ( i chetnie czytam Twoje opinie).
  21. No właśnie Paty - też skłaniam się ku temu kompletowi bordo. Tamten różowy tak mi się właśnie kojarzy - na pełne lato. Zresztą na taką okazję też był kupowany - ślub i wesele w środku upalnego lata. Masz też rację co do szala w kościele - chyba byłoby za goło, mimo ciepła nawet. Tyle, że nie wiem czy taki żakiet jaki mam będzie pasował - a mam czarny z nitką bordo, w całości nie wygląda na czarny, ale jest stosunkowo ciemny. Ale ostatecznie sam żakiecik mogę kupić - na pewno go potem wykorzystam. Tylko pytanie- jaki? Ecru? Też bordo? A może jakiś kolorowy z motywem koloru bordo? Aaaaaaa............. Albo dodatkowo rozjaśnić ten ciemny jakimś leciutkim jak mgiełka szalem?
  22. katarinka

    Szafki nocne po babci.

    Dzięki za rady. Już wiem - to nie politura i masz rację - słoje są namalowane farbą olejną. I w ogóle cała szafka jest pomalowana farbą. A właściwie to była bo już zdrałam tą farbę. Okazało się że pod spodem szafka jest drewniana dodatkowo oklejona okłądziną drewnianą albo sklejką - sama nie wiem. Teraz jestem na etapie myslenia co z tym dalej zrobić. ????
  23. No tak ale co w kościele do tego - żakiet czy szal? I który komplet wybrać? jasny czy ciemny w którym kolorze?
  24. Paty z nieba mi spadasz! Właśnie o tego typu poradę mi chodziło. Mam problem przede wszystkim z pora roku - 30 kwietnia - nie za bardzo wiem co pasuje a co nie. Może byc bardzo zimno a może byc gorąco. Mam komplecik (długa spódnica + gorset) w kolorze róż, łosoś i dodatek ecru, z lekkego materiału, Do tego mam jasno różowy żakiecik - ale lniany. Całość wygląda bardzo elegancko. Mam też kieckę (długa spódnica + gorset) w kolorze bordo z tafty. Do tego mam czarny żakiecik z bordową nitką, także nie wygląda jak czarny. Nie bardzo wiem czy coś z tych rzeczy się nadaje. Pierwszy komplet wydaje mi się letni, lekki - a jak będzie zimno? Z drugiej strony to już wiosna. Drugi z kolei - stosunkowo ciemny, tafta wydaje mi się ciężkawym materiałem, baardzo wieczorowym - a ślub o 16. A jak będzie gorąco? Z drugiej strony jakby nie było to dopiero kwiecień. Mamy lekki dołek finansowy i nie bardzo uśmiecha mi sie wydawać kasę na kieckę "na raz". Kostium wchodzi w grę bo wydaje mi się że wykorzystam go potem na inne okazje.......... Nie wiem czy dobrze myślę?? Ale z jakich materiałów ten kostuim? A może kostium za bardzo oficjalny - może powinien jednalk być to strój wieczorowy.... ratunku... A moze się przebrać - czyli na slub elegancki kostiumik, a po obiedzie na weselu przebrać się w ta bordo kiecę?
  25. No cóż - starą panną nie jestem, raczej przeciwnie - bardzo młodą mężatką. A wyglądać chciałabym elegancko, ale bez rzucania się w oczy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...