Wydaje mi sie, ze sasiedztwo zalezy zarowno od regionu Polski jak rowniez grupy spolecznej. Poza tym najbardziej od samych ludzi. Zawsze myslalem zeby miec sasiadow bogatych, kobieta mi powtarzala DOBRYCH. Oczywiscie to ona miala racje. Wybudowalem dom w miejscowosci, ktora kiedys byla miasteczkiem podmiejskim, teraz stala sie dzielnica. Pierwsze klopotki rozpoczely sie w momencie uzyskiwania pozwolenia.Moja sasiadka prawdziwa profesorowa od razu wniosla odwolanie na podstawie "siodmej fazy ksiezyca"...Bogu dziekowac wszystko z nia wyjasnilem,bla,bla, wspolni znajomi, etc, teraz babcie podwoze jak wraca z dzialki i wszyscy sa szczesliwi,pilnuje mi budowy. Drugi sasiad nie wnosil zazalenia bo i tak ma puste pole, wiec jedyny problem z nim byl przy wytyczaniu granicy przez 15 minut. Bo miedza od "dawien dawna "byla 15 centymetrow po mojej stronie. W koncu okazalo sie, ze on wybudowal dom w dzielnicy w ktorej ja teraz mieszkam tez w domu jednorodzinnym. Zatem z nim byl problem przez moment. Poza tym wszyscy w tej dzielnicy sie znaja i jak wjezdzam na poczatek ulicy to wiedza juz na koncu, ze przyjechalem. Mam fajnego sasiada vis a vis po drugiej stronie ulicy. Uwierzcie mi, ze w tej dzielnicy w ogole nie kradna (moze do czasu sic). Mam juz stan zamkniety,nie zginela mi nawet cegla, moze dlatego,ze wszyscy sie znaja.Poki co dmucham na zimne. Sasiad to prawda bardzo wazna rzecz. Mam jednak wrazenie, ze nie nalezy sie zbytnio spoufalac. Moi obecni sasiedzi znaja mnie od dziecka, wiec nie wiem czy sa zli czy dobrzy. Zawsze moge zostawic otwarty dom.Dziwne, prawda. W kazdym badz razie pisze o Lublinie i pomimo ,ze jak niektorzy uwazaja,ze to wschod to nigdy nie slyszalem aby w mojej obecnej dzielnicy badz nowej sasiad z sasiadem "darli koty".