Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Dziennika Nasz Domek - tak po prostu


wu

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 28,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • wu

    9190

  • Arnika

    1550

  • TAR

    1532

  • braza

    1448

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

A ja wiem!

Gwoździk jak zwykle usiłuje nas wkręcać. Tym razem jednak słabo to wyszło, bo rzeczywistość jest znacznie bardziej interesujaca niż te insynuacje, jakoby się Wusia na nas obraziła.

Otóż jak wiecie, Wusia miała ostatnio ciężki okres - choroby, konieczność przeprowadzenia się jak najszybciej, bo już właściciel mieszkania tracił cierpliwość, brak kasy na doprowadzenie domu do stanu pozwalającego na przeprowadzkę. No krótko mówiąc - siła złego na jednego.

No i pękła biedaczka!

Nie wiem, czy mogę o tym pisać, bo najpierw prosiła, żeby nie, ale potem stwierdziła z rezygnacją, że i tak się prędzej czy później wyda, bo przecież niektórzy znają Jej imię i nazwisko, więc skojarzą słysząc albo czytając o tym napadzie na konwojenta...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...

Gwoździk jak zwykle usiłuje nas wkręcać. Tym razem jednak słabo to wyszło, bo rzeczywistość jest znacznie bardziej interesujaca niż te insynuacje, jakoby się Wusia na nas obraziła.

......

 

... na wkręcanie się piszę ... i owszem ... w dobrej wierze, aby Wuśkę wyciągnąć z niebytu ...

 

......ale nie piszę się na insynuacje .... nigdy nie napisałem, że się na kogoś obraziła ...

 

Agduś - nie rozpędzaj się ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taaaaaaa

 

I główne gazety w naszym rejonie piszą... Pani XY zwana z FM jako Wusia napadła na konwojenta.... Siedzi teraz w dołku....

Już to widzę...

 

Agduś.... dziołcha pewnie nie wie gdzie ma majtki, bluzki, spodnie, nie wie jak się nazywa a ma jeszcze trójkę dzieci, przy czym jedno jeszcze na sikanie musi wyprowadzać....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę, co usłyszałam (mam pozwolenie głównej zainteresowanej):

 

Otóż szła sobie ulica Wusia, zgarbiona pod ciężarem trosk, wzrok miała wbity w trotuar, a jej czoło rzeźbiły głębokie zmarszczki... Domkowi jeszcze daleko do stanu umożliwiającego zamieszkanie, kasa pusta, właściciel mieszkania cierpliwość stracił i abeesami straszy... Cóż ona biedna pocznie z trójką dzieci wyrzucona na mróz???

Tymczasem przed siedzibą pewnego banku zatrzymał się biały duży samochód. Wysiadł z niego pokaźnych rozmiarów facet w kamizelce kuloodpornej. Rzucił ponurym i podejrzliwym spojrzeniem w prawo, w lewo, do przodu i w tył. Za nim wylazł jeszcze jeden całkiem taki sam i tak samo z zawodową podejrzliwością zlustrował okolicę. Nabita broń dyndała im się wszędzie...

Nic nie wzbudziło zaniepokojenia dwóch ponuraków. Jeden wszedł do banku, drugi stał na zewnątrz, plecami oparty o ścianę i toczył ciężkim spojrzeniem wokół. Kolega wyszedł z banku dosyć szybko, uginając się pod ciężarem czarnej torby. Zachowali się jak grzeczne dzieci przed przejściem przez ulicę - spojrzenie w lewo, w prawo, jeszcze raz w lewo... Z prawej nadchodziła jakaś kobieta. Postury była niewielkiej, broni raczej przy sobie nie miała, wlokła się nie patrząc nawet na nich... Panowie rozluźnili sie o jeden w dziesięciostopniowej skali i szpanersko machając dyndająca bronią ruszyli w stronę samochodu. I tu nastąpiło nieoczekiwane: zgarbiona kobieta nagle ruszyła szybciej.

Wusia nagle przypomniała sobie, że musi jeszcze coś do jedzenia kupić zanim odbierze Piotrusia z przedszkola i ruszyla kurcgalopkiem, bo wizja pustej lodówki chwilowo przeraziła ją bardziej niż wizja pustej kasy i domu bez łazienki oraz drzwi wewnętrznych. Układając w myślach listę zakupów, ledwie zauważyła, że wpadła na coś, odruchowo chwyciła coś, co leciało na ziemię i pobiegła dalej.

Tymczasem na trotuarze przed bankiem siedzieli dwaj konwojenci z bardzo głupimi minami. Co się stało? Co ich przejechało? Przecież na chodniku nie było żadnego pojazdu! A jednak czuli się tak, jakby przeleciało ich stado bawołów albo mały czołg (ten z "Allo, allo"). Patrząc na siebie nawzajem zbaraniałym wzrokiem jak w sennym koszmarze sprawdzali po kolei: broń - jest, pałki - są, paralizatory - są... dyndają się nadal bezużytecznie. Uśmiechy ulgi zaczęły rozjaśniać ich twarze, kiedy nagle jeden zbladł gwałtownie i zaczął rozglądać się po chodniku w panice. Drugi po pierwszej chwili zaskoczenia zrozumiał i też, acz bez większych nadziei, zaczął przeszukiwać wzrokiem okolicę. Pierwszy rzucił się jak siatkarz w sam środek wielkiej rozmrożonej kałuży, żeby zajrzeć pod samochód. Przecież tam mogła wpaść torba z kasą,kiedy potrąciło go to coś. Niestety...

Tymczasem Wusia, działając zupełnie automatycznie, chwyciła coś, co leciało. Nawyk - spada, trzeba łapać, żeby się nie potłukło, nie rozbiło - przecież każdy, kto ma dziecko, posiada takie zdrowe odruchy bezwarunkowe. Chwyciła, to i dzierżyła mocno. Nie wiadomo, co to, ale może się przyda. Przez Jej głowę przewijało się: cukier się kończy, trzeba kupić, mleko, jajka, jakąś wędlinę, ziemniaki jeszcze są...

Weszła do sklepu, zrobiła zakupy, czarną torbę niosła wraz z siatkami. Wszystko wrzuciła na tylne siedzenie samochodu, odebrała dziecko z przedszkola, wróciła domu i zabrała się za gotowanie.

W banku dwaj konwojenci siedzieli na krzesełkach i pociągali nosami jak skarcone maluchy. To nie był czołg! Nawet nie maluch! Ani przynajmniej bandzior na motorynce! To była niepozorna kobieta, na którą nie zwrócili uwagi! Nagranie z monitoringu pozbawiło ich złudzeń - nie ulegli przeważającej sile wroga, nie będą mogli opowiadać przy piwie o swoim bohaterstwie! Pokonała ich kobieta!

Niestety, Wusia popełniła tylko jeden błąd (tu uwaga dla tej grupy milionowej, czy jak ją tam ochrzcił Gwoździk), podniosła mianowicie głowę w chwili, kiedy natchnęła Ją myśl o zakupach. Na moment tylko. Wystarczyło to jednak, by sporządzić list gończy.

Wusia wyszła na spacer z psuką. Pech chciał, że akurat przejeżdżał patrol ("Cóż oni dzisiaj tak szaleją? - zdziwiła się). Wusia właśnie chwaliła gromko psukę za sikanie pod krzaczkiem, kiedy samochód policyjny zahamował z piskiem opon i dwaj mili funkcjonariusze rzucili się do nich z radosnymi uśmiechami.

- My tak pani szukamy, a pani sobie z pieskiem spaceruje!

- Jak ja się cieszę, że panią widzę! Nawet pani sobie nie wyobraża! - przekrzykiwali się jeden przez drugiego.

Psuka, widząc tak miłych panów, rzuciła się na nich z zamiarem odpowiednio wylewnego powitania. panowie jednak nie zrozumieli jej intencji i zgrabnie wskoczyli na dach samochodu, wgniatając go nieco.

Wusia powściągnęła nieco zapędy niedźwiadka i zapytała panów, o co chodzi. Uprzejmie poprosili, żeby na moment wsiadła do samochodu. Wusia, jako osoba nadzwyczaj uczynna, prośbę tę spełniła i... tyle Ją widzieli.

Teraz musimy poczekać, aż panowie uwierzą, że ona tak zupełnie przypadkiem wpadła na konwojentów. W sumie to moim zdaniem należy Jej się znaleźne...

 

 

No, to już wiecie...

 

Teraz czekamy.

Co Wusia dostanie?

Wyrok? Znaleźne?

 

Obstawiamy?

Edytowane przez Agduś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...