Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Dziennika Nasz Domek - tak po prostu


wu

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 28,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • wu

    9190

  • Arnika

    1550

  • TAR

    1532

  • braza

    1448

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

drzwi były otwarte.....

 

Wusia wyszła na korytarz. Spojrzała w lewo....panował półmrok i nie miała pojęcia jak długi jest korytarz. Spojrzała w prawo i .....nagle z przerażeniem stwierdziła, że 20 metrów dalej śpi, oparty nogami o biurko profos więzienia. Przynajmniej tak Jej się wydawało, że musi to być profos, bo na krótko przed zatrzymaniem oglądała "Kryminalnych" i tam występował bez mała ten sam typ.... profosa. Gruby, łysy, w spoconej, granatowej koszuli i pomimo snu trzymający kurczowo klucze do cel.

Lekko spanikowała, bo co zrobiła krok w przód profos dawał coraz wyraźniejsze oznaki przebudzenia.... popierdując od czasu do czasu. Wtem, Wuśka przypomniała sobie o tym, co znalazła w szafie .... i wpadła na szaleńczy pomysł.

Wyjęła lakier do paznokci i sprawdziła jakiej jest firmy. Był rosyjski, gniosta nie łamiotsa, - Nada się - pomyślała. Wyjęła stringi i dosięgła pałek. Złożyła pałki w literę V, trzymając je u podstawy i założyła końce stringów na pałeczki.Teraz wystarczyło tylko naciągnąć ręcznie stringi, włożyć w ich naciągnięty i tak wąski środek buteleczkę lakieru, wycelować...i ...... sruu.

Profos dostał centralnie w czoło, w które, nota bene, nietrudno było trafić. Głowa profosa opadła na biurko.

Wusia pierwszy raz uśmiechnęła się sama do siebie widząc wielką łysinę profosa .... pokrytą czerwonymi stringami, które niestety wystrzelone zostały wraz z lakierem.

Podeszła bliżej ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podeszła bliżej ....

Łeb niedoszłego prześladowcy padając na biurko lekko się wykręcił na bok, dzięki czemu zamiast strużki krwi płynącej z rozwalonego nosa Wusia zauważyła pół twarzy i cały nos. Właściwie miała zamiar tylko sprawdzić, jak skuteczny był pocisk, zabrać stringi i lakier (mogą się jeszcze przydać), a następnie wiać, ale coś ją zatrzymało. Z zastanowieniem patrzyła na jajowatą głowę, czoło nieskalane myślą i dziwnie znajome rysy. Skąd ja go znam - zastanawiała się usilnie, bo czuła także, że odpowiedź na to pytanie może być ważna dla jej dalszej ucieczki. Zastygła na moment w bezruchu i nagle... Olśnienie błysnęło jak piorun rozświetlając na moment ponury korytarz i wypalając zygzakowaty ślad w zgniłozielonej wykładzinie pcv pokrywającej podłogę. "Tak! To on!" - niemal krzyknęła, gdyż zobaczyła

 

http://1.fwcdn.pl/ph/58/18/465818/178107.0.jpg

 

Który z nich to był? Nie wiedziała. Zresztą jakież to miało znaczenie? Najgorsze było to, że w pobliżu musiał znajdować się drugi!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze było to, że w pobliżu musiał znajdować się drugi!

Ta myśl nie dawała Wuśce spokoju, zaczęła nerwowo rozglądać się ,lecz w mroku korytarza na nic nie zdało się wytężanie wzroku. Zaczęła więc nasłuchiwać,lecz ten zmysł nie był jej najmocniejszą stroną ,od dawna cierpiała na niedosłuch odbiorczy,skutek wykonywania swojej ukochanej pracy - była saperem z wieloletnim stażem i niejednokrotnie doświadczyła mocy decybeli wybuchającego ładunku.

Tak więc, ani wytężanie wzroku,ani słuchu niewiele pomogło w obecnej chwili.

Sprawdziła tętno klawisza delikatnie przykładając palce do tętnicy szyjnej,było miarowe,ale dziwnie słabe, czyżby lakierowy pocisk okazał się skuteczniejszą bronią niż zakładała ?? Nieważne, wiedziała,że jeszcze przez dłuższą chwilę nie odzyska przytomności,musiała uciekać.

Powoli,unikając robienia hałasu zaczęła przemieszczać się w kierunku jedynego źródła światła jakie do niej docierało. Przywierając plecami do ściany,krok po kroku , zbliżała się do celu, od czasu do czasu odwracała się by skontrolować czy klawisz aby nie wrócił do świata żywych. Ku wielkiej radości nie dostrzegła najmniejszego ruchu.

Spojrzała w kierunku światła....jeszcze pięć może sześć metrów i będzie u celu, tylko co wtedy? dokąd dojdzie? co tam spotka? zadrżała z niepokoju... Mimo niepewności pokonywała kolejne metry. Jeszcze krok i jeszcze jeden...jest u celu. Ale co to ? Jest przejście, a tak naprawdę go nie ma,od wolności dzieli ją ogromna krata.

 

Upadła na kolana,opuściła głowę, była bliska płaczu,gdy nagle usłyszała szczęk klucza w zamku stalowej kraty,znów wstąpiła w nią nadzieja......która natychmiast umarła.

 

Oczom Wu ukazała się szyderczo uśmiechnięta gęba .

To był on - ten Drugi....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ach, tu pani jest... cały dzień pani szukamy...

Wusia wciąż na kolanach bezradnie wpatrywała się w twarz Drugiego.

- ...ale czemu pani klęczy pod tymi drzwiami...? Zresztą nieważne, nie ma teraz czasu na zbędne wyjaśnienia... Naczelnik chce z panią rozmawiać o...

W tym momencie przerwał mu zdanie melodyjny dźwięk "różowej pantery" wydobywający się z jego komórki. Podniósł telefon do ucha i zaczął rozmawiać.

Wusia starała się kolejny raz pozbierać myśli. Coś tu nie grało. Wiedziała, że Drugi i Pierwszy są jej znani i znienawidzeni od lat. Dopiero teraz dostrzegła, że w ogóle wszystko tutaj jest jej jakoś dziwnie znajome, nawet ten długi obskurny korytarz...

Czuła, że jest już bliska rozwiązania jakiejś bardzo tajemniczej, strasznej zagadki, gdy w jej umysł wdarły się słowa Drugiego, coraz bardziej wzburzonego rozmową .

- ...ależ co pan...?! Jak to?! ...a karetkę ktoś wezwał? - chaotycznie wrzeszczał w słuchawkę - ...i powiada pan lakierem do paznokci?!!!

Wusia zdołała wreszcie z trudem wstać na nogi.

- naprawdę muszę zrzucić jeszcze parę kilo - sapnęła do siebie.

Drugi skończył właśnie rozmowę.

- Co tam pani mamrocze? - rzucił, nadal wyraźnie poirytowany odebranym telefonem.

- No niechże się pani pospieszy! Nie ma czasu. Naczelnik jest ciężko ranny. Nie mamy po co do niego iść. Znów będę musiał go zastępować - wyrzucał z siebie idąc, a raczej holując Wusie szarymi korytarzami.

Stanęli wreszcie u celu. Całe szczęście, bo Wusia była już bliska omdlenia od tego morderczego truchtu.

Stała przed otworzonymi drzwiami do małego pokoiku, a raczej celi, wypełnionego szafami i kartonami.

Wciśnięte w kąt stało małe biureczko otoczone segregatorami, ustawionymi na podłodze w kilkunastu wysokich słupkach. Na biurku piętrzyły się sterty papierów.

Wusia z przerażeniem rozpoznała to miejsce!

- Czy ja śnie - szepnęła.

- Znów coś tam pani mamrocze? - dobiegły ją słowa Drugiego. Tak na prawdę on cały czas wyrzucał z siebie potok słów, tylko czasem Wusia się wyłączała.

- Nie ma co narzekać, tylko trzeba brać się do roboty - cedził Zastępca Naczelnika - Trzeba było nie ginąć na tyle czasu. Na zwolnienia się chodzi, a później to płacz. Nie dość tego jeszcze dzisiaj jakieś wolne sobie pani zrobiła. Gdzie się pani w ogóle podziewała i co w panią wstąpiło?! Od rana szukał dziś pani pan Mietek, nasz ochroniarz, a gdy już panią odnalazł i prowadził do naczelnika, to podobno mu pani z krzykiem uciekła(?)

Wusia bladła coraz bardziej.

- Proszę natychmiast wziąć się do pracy, ...jeszcze jakby było mało -dzisiaj ten Naczelnik.... podobno panią widziano gdzieś w pobliżu? rozmawiała z nim pani? ...Z resztą to później... - zastępca machnął ręka - teraz niech pani wreszcie przygotuje mi ten raport i znajdzie te dokumenty, których nie mógł się od pani doprosić naczelnik.

Wusia stała sino-blada i osłupiała. Co jakiś czas szeptała tylko: tak..., oczywiście..., tak jest....

Krople zimnego potu poczęły zbierać się na jej czole i powoli zalewać jej wytrzeszczone oczy.

Wusia sięgnęła do kieszeni po chusteczkę.

- A to co znowu?/!! - wrzasnął przerażony zastępca widząc w drżącej dłoni Wuśki czerwone stringi.

Edytowane przez Yeti
literówki
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spóźniłem się trochę ... ale wklejam ku pamięci (proszę kontynuować wątek Yeti ... a mój pominąć)

 

 

To był on - ten Drugi....

 

Wusia oczom nie wierzyła... Znała z mediów wiele identycznie wyglądających bliźniąt, jak chociażby Golcowie, Dorota Welman i Marcin Prokop, czy chociażby prof Staniszkis i Doda.....ale nigdy nie sądziła, że Wojtek Mann też należy do tej grupy. Zauważyła, że zostawił na korytarzu ślady, podobne do tych, które zostawia Yeti w swoim awatarze....

Tym razem naprawdę się bała

Wojtek szyderczo się uśmiechnął.... otworzył kratę, przez którą musiał przechodzić bokiem, złapał Wusię wpół i powiedział:

- "Zapraszamy do Trójki!"....

 

.... wskazując swoim palcem (który, nota bene, jako jedyny w Polsce potrafi jednocześnie uderzyć w trzy klawisze fortepianu) .......

 

...na ...... celę numer 3....

 

Wusia nie mogła sobie pozwolić na ponowne osadzenie w celi .... musiała coś szybko wymyślić ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A to co znowu?/!! - wrzasnął przerażony zastępca widząc w drżącej dłoni Wuśki czerwone stringi.

Wuśka spłonęła rumieńcem i pośpiesznie schowała stringi do kieszeni. Dyludi (albo Dyludam - nigdy ich nie odróżniała), westchnął ciężko przecierając swe wielkie czoło chusteczką z haftowanym monogramem, odwrócił się na pięcie i wyszedł, rzucając jeszcze ostatnie ciężkie spojrzenie przez ramię. Wusia pod ciężarem tego spojrzenia opadła na fotel jak podcięty tulipan. Jeszcze szybciej wstała, gdyż fotel odezwał się donośnym głosem "iiii-ooooo!!!". I po chwili nieco ciszej "iii-oooo!!!" I jeszcze raz, jakby z pytaniem w głosie "iii-oooo?" To ostatnie było chyba skierowane do Wusi, która zerwawszy się gwałtownie, natychmiast straciła równowagę fizyczną (psychiczną postradała już daaawno) i uzyskała kontakt fizyczny z dużą powierzchnią podłogi. Następnie, wciąż wpatrując się w sympatycznego skąd inąd osiołka, wycofywała rakiem się na z góry upatrzoną pozycję w rogu pokoju. Osiołek z zainteresowaniem śledził jej poczynania. Jego fizjonomia wyrażała coś jakby lekką ironię.

Wusia oczywiście pamiętała tego, który ostrzegł ją przed pójściem tanecznym krokiem na zatracenie w stronę światła, więc nie widziała niczego niestosownego w zwróceniu się do osła z pytaniem: "Czyyyy (przez moment zastanawiała sie, czy są na "ty", czy na "pan") ty tu pracujesz?"

"Iiii-ooooo!" - odezwało się zwierzę, wciąż wpatrując się w Wuśkę z ironicznym półuśmiechem. "No tak! Co za idiotka ze mnie! Próbuję rozmawiać z osłem!" - pomyślała Wusia. Przysunął swój wielki łeb tak blisko, że wciśnięta w kąt bez możliwości dalszego cofania się, nie miała innego wyjścia i zaczęła go czochrać za uchem. Westchnął z rozkoszą nadstawiając to jedno, to drugie ucho. Tymczasem Wuśka gorączkowo zastanawiała się, jak uciec przed nachalnym zwierzem. Wciąż go czochrając, przesuwała się nieznacznie w stronę drzwi.

To się musiało stać! Przecież nie patrzyła, o co sie opiera, zajęta czochraniem osła i dążeniem w stronę drzwi... Wielka góra kartonów - zarówno pustych jak i pełnych akt, tylko czekała na pretekst, żeby się zwalić komuś na łeb. Tym razem trafiły się dwa łby - jeden ludzki i jeden ośli - i oba zostały zasypane sprawiedliwie górą kartonu i papieru (zadrukowanego oraz czystego).

Ta lawina, paradoksalnie, dodała Wusi sił. Zerwała się na równe nogi, rozrzucając wokół siebie kartki, karteczki i karteluszki. Strażnikowi obserwującemu wszystkie te wydarzenia na monitorze przypomniał się oglądany w dzieciństwie film o Godzilli - jakoś tak podobnie wyglądała wynurzając się z wody. Wusia rzuciła się do drzwi, licząc na to, że oszołomiony wydarzeniami nachalny osioł nie zdąży podsunąć jej znów swojego wielkiego łba do głaskania. Szarpnęła za klamkę. Drzwi ustąpiły. W tej samej chwili okno otworzyło się na oścież, a przeciąg sprawił, że wszystkie papiery zawirowały jak śnieg w szklanej kuli. Wusia dostrzegła to kątem oka, będąc już na korytarzu. Przeciąg szarpnął drzwiami, które zamknęły się z hukiem. Wuśka ruszyła z kopyta, przekonana, że ten hałas z pewnością wzbudzi alarm, ale stanęła nagle jak wryta, gdyż zza drzwi wyraźnie dobiegły ją słowa : "Iiiii-ooooo! Pooooczekaj!". Ta chwila zawahania dużo ją kosztowała. Drzwi z łomotem ustąpiły pod tylnymi kopytami osła i rąbnęły w przeciwległą ścianę korytarza. Z pokoju wypadł osiołek. Miał obłęd w oczach i karton na łbie. Ruszył cwałem w stronę Wusi, która nie zdążyła uskoczyć. Jak to się stało, że duży bądź co bądź zwierz wślizgnął się między nogi Wuśki, zarzucił łbem, z którego spadł juz karton i usadził ją na swoim grzbiecie? Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy cwałowała na grzbiecie kłapoucha w kierunku przeciwnym do światła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy cwałowała na grzbiecie kłapoucha w kierunku przeciwnym do światła.

 

Nagle kłapouchy zauważył przed sobą wielkie stalowe drzwi i jego ośli mózg w milisekundzie ocenił, że istnieją tylko dwie opcje. Pierwsza, to taka, że zacznie gwałtownie hamować i czuł, że mogłoby się to udać..... ale szybko odrzucił tę myśl, bo hamując wyrzuciłby siłą bezwładności Wusię z siodła ... i to ona uderzyłaby swoim ciałem w drzwi. A przecież była to jedyna osoba na świecie, która połechtała go wreszcie za uszami ... Pamiętał też będzie do końca swego oślego życia ten .............nieśmiały pocałunek pod kartonami.

Minęła kolejna milisekunda .... i osioł zadecydował. Przypieprzył centralnie swym łbem w stalowe drzwi .... i wypadł wraz z nimi na dziedziniec. Musiał odpocząć i dał Wusi oczyma znak, aby radziła już sobie sama. Dostał za to kolejny pocałunek.

 

Niestety nie były to drzwi do wolności.

Wusia znalazła się na więziennym spacerniaku .... a na nim kilku osadzonych.

 

Postanowiła znaleźć wśród nich kompanów do ucieczki. Podeszła do pierwszego, wydziarganego od stóp do głowy, chudego mężczyzny i zaczęła najmilej jak można:

- " Przepraszam pana, czy pan może...."

- "Co ty mi tu qrwa panujesz .... ja tu panuję " - przerwał chudy - " Grypsujesz?" - jeszcze zapytał

- "Proszę pana, ja jeszcze w życiu żadnej gry nie zepsułam" - odpowiedziała zdezorientowana Wusia ....

Chudy pokazał faka i odszedł ...

 

Wusia postanowiła podejść do kolejnego mężczyzny .... przypominając sobie szybko w duchu wszystkie najgorsze przekleństwa jakie słyszała podczas budowy swojego domu .... Tak, tym razem pogada z nimi ich językiem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Tak, tym razem pogada z nimi ich językiem...

Przybrała minę z serii tych qrwa !powiesisz wreszcie ten pieprzony karnisz,wypięła pierś, wyciągnęła szyję niczym żyrafa, zarzuciła grzywą i podeszła do najbardziej zakapirowatego zakapira na całym spacerniaku.

- Ty tu qrwa rządziłeś - bardziej oświadczyła niż zapytała

- ja tu rządzę ,odpowiedział zakapir rzucając spojrzeniem,które bardziej wrażliwych mogło zabić

- nie kolo, ja ci mówię, że tu rządziłeś, do teraz. A skoro ja tu jestem to bądź qrwa tak miły,jak tylko taki sukinsyn jak ty potrafi i powiedz mi jak wydostać się z tego pie..lonego Alkatraz , ja qrwa nie mam czasu się zabawiać w kotka i myszkę i szukać dziury w płocie,Ty za to na pewno wiesz gdzie takie znajdę i nawet nie próbuj pier..lić,że nie masz pojęcia o czym mówię- wycedziła przez zęby jednocześnie wbijając obcas lewego buta w śródstopie rozmówcy.

Wiedziała co robi, wiedziała,ze boss nie okaże słabości przy spacerujących kompanach, a każdy najdelikatniejszy ruch stopą sprawiał więźniowi niemiłosierny ból, wolał się więc nie ruszać.

Skąd ta suka wiedziała, że ta stopa to jego słabość niczym pięta u Achillesa,skąd wiedziała o dziurze -podkopie, który robił od dwóch lat, mozolnie dłubiąc łyżką stołową, skąd ona się w ogóle tu wzięła ?

Milion myśli miał w głowie,na dobrą sprawę jeden cios w skroń i powaliłby j bez najmniejszego wysiłku, z drugiej nie wiedział jak ona zareaguje na uderzenie, nie daj boże wbije obcas mocniej i wtedy jego zwieracz nie wytrzyma - byłby skończony i upokorzony publicznie, z trzeciej strony,potrzebował wspólnika do ucieczki,a ta banda kretynów za jego plecami nie nadawała się nawet do obierania ziemniaków (żaden z nich nie miał więcej niż osiem palców u rąk - efekt dyżurów na skrobaku do jarzyn). Szybka kalkulacja (a może najokropniejszy z okropnych ból stopy) kazał mu podjąć szybka decyzję.

- za trzy minuty w lewym narożniku ,tam pod wieżą strażnika,nie przywlecz ogona - powiedział.

- wiedziałam , że sie dogadamy- nie spuszczając z tonu odpowiedziała Wu - aaaa i zeby nie było kolo - ja psuję gry ......

Edytowane przez malka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

............skąd wiedziała o dziurze -podkopie, który robił od dwóch lat, mozolnie dłubiąc łyżką stołową, skąd ona się w ogóle tu wzięła ?

 

Szybko przypomniał sobie opowieści o "krecie" wśród klawiszy, który anonimowo dostarczał więźniom po kryjomu najnowsze numery Playboya ... i inne popularne w więzieniu czasopisma, jak chociażby "Głos Niedzielny".

Spojrzał na służbowy mundur, który miała na sobie Wu ... i skojarzył, że właśnie poznał osobiście tego Anonima .... Był dumny....

 

- "Wchodzisz z nami jutro w kanał?" - zapytał

- "Ilu jest chętnych do wejścia? - zapytała przytomnie Wu.

- " 12-stu ... "

 

Parszywa dwunastka - pomyślała Wusia - i stwierdziła, że z taką zgraja to na pewno ich złapią .... więc teraz albo nigdy ...

 

... i tupnęła z zajebistą mocą obcasem w ziemię ...

 

 

... wpadła do tunelu ....

 

Gdy tylko oczy przyzwyczaiły się do panujących ciemności ... zaczęła przemieszczać się na czworaka wzdłuż tunelu .....

 

Wyjście było już blisko .... Serce waliło jak szalone ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjście było już blisko .... Serce waliło jak szalone ....

Mimo olbrzymiego zmęczenia przyspieszyła, czołgała się niczym rasowy komandos.

Na początku wydawało jej się, że ktoś podąża za nią, teraz już była tego pewna, prawie czuła jego oddech na karku (lub innej części ciała - tej najbardziej wypiętej ), jednak w ciemności i wąskim tunelu nie miała możliwości upewnić się czy to on, ten ze spacerniaka.

Nie wiedziała czego się spodziewać, czy jest sprzymierzeńcem czy wrogiem.

Nagle poczuła lekkie uderzenie w plecy,następie w doopę i kolejne.... ewidentnie coś na nią spadało.Dłuższą chwilę zajęło jej zorientowanie się ,że to osypuje się tunel.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dłuższą chwilę zajęło jej zorientowanie się ,że to osypuje się tunel.

 

....zaczęła szybko przemieszczać się w kierunku światła ...... czując, że cały czas ktoś za nią podąża ....

I nagle usłyszała jakiś głos ... .

- "Wychodź Wusia, wychodź ... to tu .... jesteś już bezpieczna"

 

Zdezorientowana i zszokowana Wusia wysunęła głowę z otworu w ziemi ....rozejrzała się dookoła .... i po raz pierwszy od kilku dni była naprawdę szczęśliwa........ stanęła oto bowiem na swojej ziemi ....

 

..Po chwili z otworu wyłonił się Osioł ... ze Znajomymi .... ;)

 

 

 

..czyli tymi, którzy z premedytacją, ale w dobrej wierze .......zaśmiecili Twój wątek ..... ;)

 

 

... a teraz czekają na Twój powrót :)

 

 

 

KONIEC

Edytowane przez Gwoździk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Epilog

 

Zastępca naczelnika kolejny raz nerwowo spojrzał na zegarek.

- Jakże te minuty wolno płyną, kuurza stopka! - przeklął szpetnie - Niechże się ten dzień wreszcie skończy!

Drugi naprawdę miał powody być rozdrażnionym: nie dość, że na przełomie miesięcy jest nawał roboty, to jeszcze musiał zastępować Pierwszego i zajmować się tą...

- Właśnie, właśnie, ciekawe co się z nią teraz dzieje - pomyślał i machinalnie sięgnął ręką po słuchawkę.

- Co ja robię?! - opamiętał się, a słuchawka opadła na swoje miejsce na widełkach aparatu - Przecież jeszcze tylko 5 minut...

Znów ukradkiem spojrzał na zegarek. Nie mylił się. Ręka wyciągnięta jeszcze nad telefonem, złapała stojącą obok spakowaną teczkę aktówkę, w drugą chwycił czarny, nieco sfilcowany płaszcz przewieszony na oparciu fotela.

- Poradzą sobie beze mnie - usprawiedliwiał się sam przed sobą, zamykając drzwi i coraz bardziej przyspieszając kroku - do Romana dzwoniłem, podanie Władka zatwierdziłem, Jolkę jeszcze miałem opier...

Zwolnił nieco kroku, ale zaraz znów przyspieszył.

- Eeee nie... co się odwlecze, to nie uciecze, załatwię to w poniedziałek.

- Tylko co z tą... - znów przemknęło mu przez głowę - chyba dobrze zrobiłem dzwoniąc do jej męża...? Ale po jakiego grzyba on przyjechał z tym psiskiem?! Przez tego niedźwiedzia trzeba będzie teraz sprzątać urząd co najmniej tydzień!

Zastępca jeszcze bardziej przyspieszył kroku.

- no ale z tym klientem, to już naprawdę przegięła - Drugi niemalże biegł już szarymi korytarzami - ...że na własnym psie jeździła, wykrzykując "iiii-ooooo!!!" i "pędź mój rumaku!", to już chyba było "lekko" nienormalne, ale co ją pieprznęło, żeby wbijać obcas w stopę petenta?! Facet z miesiąc w szpitalu poleży... Szpilka na wylot przeszła... Jeszcze kosztów mi narobiła - tej zakrwawionej wykładziny Jolka przecież nie doczyści, trzeba będzie zmienić!!!

Teraz zastępca cwałował już niemalże gorączkowo rozpamiętując ostatnie wydarzenia dnia.

- Muszę stąd wyjść, muszę!!! ...Ten psycholog to ponoć naprawdę dobry fachowiec, dobrze, że go wezwałem, na pewno sobie z nią poradzi... Zresztą to przecież jej małż zasugerował. Mówił, że już się u niego leczyła...

Zastępca dobiegał właśnie do głównego hallu urzędu. Jeszcze tylko jeden zakręt, później szklane drzwi i nareszcie będzie wolny! Zaabsorbowany myślami nie widział mijanych osób, nie odpowiadał na wypowiadane w jego kierunku: "do widzenia". Wzrok wlepił w klamkę drzwi wyjściowych, niczym marynarz wpatrujący się w latarnię na horyzoncie zwiastującą bezpieczną przystań.

Nagle jego nogi poczuły opór. Chciał zrobić następny krok, kolejny w stronę upragnionego celu, ale nie mógł.

Kopnął. Nie pomogło, coś nagle wyhamowało jego kroki ku wolności.

Zły, kopnął jeszcze raz, tak z całych sił. Tak jakby od tego zależała cała jego przyszłość, a raczej jego zdrowie psychiczne...

Ciche, ale pełne wściekłości: "Aaaałć, wal się!!!" dobiegło jego uszu.

Bezsilny zastępca przeniósł powoli zrezygnowany wzrok z klamki na ludzi zebranych wokół niego, a następnie na tą znienawidzoną przeszkodę pod nogami. Przed nim stało duże tekturowe pudło z napisem "made in China".

- Pewnie to po tych kupionych krzesłach - pomyślał - ale co ono tu robi? Chyba jednak nie minie dzisiaj Jolkę opierdal!!!

Drugi postanowił ulżyć sobie za cały ten zwariowany dzień i wściekłym wzrokiem rozejrzał się w poszukiwaniu swojej ofiary.

Teraz dopiero dotarło do niego, że hall jest pełen ludzi. Wciąż dochodzili nowi i otaczali go ciasnym kręgiem. Niektórzy ciekawie wyciągali szyję, inni coś dyskutowali oburzeni, wskazując go palcami, jeszcze inni stali w milczeniu, kiwając z politowaniem głowami.

W tłumie dostrzegł też ochroniarza Mietka i małża Wusi wyrywających sobie smycz, na której wisiało wielkie rude psisko, ciągnące w jego kierunku.

- Niech pan nie szarpie Uzuri - doleciało jego uszu.

Obok mężczyzn stała postać w białym fartuchu lekarskim, wpatrująca się w karton u jego stóp i tłumacząca coś spokojnym głosem.

 

 

Wuśka poczuła nagle lekkie uderzenie w plecy,następie w doopę i kolejne.... ewidentnie coś na nią spadało. Dłuższą chwilę zajęło jej zorientowanie się ,że to osypuje się tunel.

...zaczęła szybko przemieszczać się w kierunku światła ...... czując, że cały czas ktoś za nią podąża ....

Przesunęła się o krok do przodu i znów poczuła uderzenie w zadek.

- Aaaałć, wal się!!! - wyrwało się jej wściekle mimo woli.

 

 

Zastępca zauważył, że karton niezbyt szybko, ale nieustannie przesuwa się przed nim w kierunku wyjścia. Miał olbrzymią chęć zasadziś mu kolejnego kopa, lecz teraz powstrzymał się już, czując na sobie spojrzenia tłumu.

Wtem ludzie rozstąpili się, a jego oczom znów ukazała się upragniona klamka. Był od niej na wyciągnięcie ręki.

Nie zawahał się. Chwycił ją kurczowo, jakby w obawie, że ktoś jeszcze zdoła mu ją wyrwać i silnie pchnął drzwi. Przesuwający się przed nim karton i on byli nareszcie na zewnątrz. Za plecami usłyszał głos Wusinego małża:

- "Wychodź Wusia, wychodź ... to tu .... jesteś już bezpieczna"

 

 

Zdezorientowana i zszokowana Wusia wysunęła głowę z otworu w ziemi ....rozejrzała się dookoła .... i po raz pierwszy od kilku dni była naprawdę szczęśliwa........ stanęła oto bowiem na swojej ziemi ....

 

..Po chwili z otworu wyłonił się Osioł ... ze Znajomymi ....

 

To petenci i współpracownicy Wusi przeciskali się kolejno przez drzwi na zewnątrz.

 

Osioł lizał jej twarz i radośnie poszczekiwał, a do jej uszu dobiegły słowa:

- A widzi pan, tłumaczyłem przecież, że leczenie z każdego nałogu wymaga czasu i fachowej opieki. Nie wolno podejmować nagłych działań. Widzi pan jak to się skończyło! No niechże pozwoli pan żonie na te chociaż dwie godzinki dziennie... a w sobotę i niedzielę to już bezwarunkowo trzeba jej odpuścić!

Facet w białym fartuchu zwrócił się teraz do Drugiego:

- Pan też mógłby być bardziej wyrozumiały! Przez parę minut w necie urząd przecież nie straci klientów!

-Dobrze już, dobrze...- wymamrotał zdezorientowany zastępca - jest weekend, niech pani uporządkuje swoje sprawy na FM, żeby się ten cyrk w poniedziałek nie powtórzył - dodał, starając się odzyskać fason.

 

Wusia poczuła, że wstępuję w nią energia.

Dosiadła owieczki-niedźwiadka i, nie oglądając się za siebie, pogalopowała do domu.

Przez głowę przemknęła jej jeszcze myśl: "To On też mnie czyta na FM?"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...