Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Zastanawiałam się trochę czy wziąć głos w dyskusji.

Ponieważ jestem na tym forum dość długo, znam tu wiele osób, wiele poznałam też osobiście, to czuję jakiś rodzaj więzi i zaufania zarazem - bo i jednego i drugiego potrzeba, żeby powiedziec to, co chce powiedzieć.

Poza tym chyba jestem też na etapie potrzeby wygadania.

 

O drugim dziecku marzyłam od dawna. Plan był następujący: najpierw doktorat, potem dziecko. A bo to stres, konferencje itd.

Po obronie, jako się rzekło - do roboty. Udało się i dzika radość :D

Jako, że wiek ponad 35, to państwo funduje mi badania prenatalne. Pomyślałam sobie, że co tam, z góry zakładałam, że wszystko będzie ok, że jadę tam tylko po to, żeby usłyszeć od lekarza: będzie miała Pani kolejnego zdrowego rozrabiakę w domu. A która mama tak nie myśli?

Wczoraj przed 19 zadzwoniła moja komórka. Lekarz genetyk: ma pani bardzo złe wyniki. Proponujemy amniopunkcję, jaki jest pani stosunek do aborcji, możliwość wad genetycznych, rozmowa trwała chyba z pół godzny..

Mam pisac dalej?

Jakbym przez łeb deską dostała. I to tak kilka razy. Na oślep.

Co zrobię?

Ano ja, moi drodzy zwolennicy aborcji, nie zrobię nic. Bo nie jestem w stanie uśmiercić mojego dziecka. Po prostu. Na amniopunkcję nie pojadę. Zamykam temat. Chce wierzyc, że jestem w tym minimalnym odsetku pomyłek.

Termin na amniopunkcję cały czas trzymają dla mnie. Mam 2 tygodnie jeszcze.

To jakiś nie dający się opisać koszmar..

 

o rany Agnes :-(

wiem od AgiJG że Ty też czekasz ...ja również....

czytam tę dyskusję po cichutku, ale na razie się nie wypowiadałam...

też mam 35+ i lekarz zaproponował mi badania prenatalne

od razu powiedział - proszę się zastanowić nad 2 rzeczami - czy robimy badania i druga rzecz - jaka będzie pani decyzja jeśli wyniki będa negatywne....

nie zastanawiałam się wcześniej nad badaniami

w ogóle nad niczym sie nie zastanawiałam, bo to nie była planowana ciąża...

zrobiłam badania z krwi...niby OK, na inwazyjne się nie zgadzam, bo właśnie boję się tej decyzji - co bym zrobiła jeśli wyniki będa złe??????

 

ale pewnie zawsze jest jakiś błąd w badaniach...zarówno w jedną jak i w drugą stronę...

trzymam kciuki żeby wszystko okazało się w porządku :-)

 

za Agnieszkę- założycielkę wątku - również ściskam kciuki...bardzo mocno :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 385
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Nie mam tyle odwagi, co autorka wątku, by pisać pod swoim nickiem.

Ale opowiem Wam moją ciążowo - matczyną historię, dzieki której jestem dziś tym kim jestem.

 

Po ponad 2 latach starań o dziecko, serii paskudnych badań, tonie leków, zaszłam w ciążę. Nie długo było mi dane sie nią cieszyć, poroniłam w 13 tygodniu, a że desperacko pragnęłam dziecka, nie zaprzestaliśmy "pracy" i w bardzo krótkim czasie znów zaszłam w ciążę.

Nauczona poprzednimi doświadczeniami, byłam stale pod kontrola lekarską, badania krwi, USG - to był chleb powszedni. pierwszy trymestr przeleżałam plackiem - wstawałam na siku i pod prysznic, w drugim mogłam sobie pozwolic na krótkie spacery po szpitalnym korytarzu. W 7 miesiącu mogłam wrócic do domu, oczywiście z koniecznością cotygodniowych badań i podpisania "szpitalnej listy obecności" i z reklamówką leków, od których juz wątroba dogorywała.

Końcówka ciąży to był fajny czas taki z dreszczykiemi niedowierzaniem, że to już i że naprawdę sie udało.

Przyszły skurcze, gdy były częste i regularne pojechałam do szpitala. To była sobota. Nie wdając się w szczegóły, poród był niekończącym się koszmarem..

Po ponad 30 godzinach w niedzielny wieczór, na świat przyszedł nasz syn.

Nie miałam sił by wziąść go na ręce, by przytulić. Zajął się nim tata.

Gdy następnego dnia "doszłam" do siebie przytulilam moją kruszynkę i z lekkim zdziwieniem patrzyłam na jego główkę, która miała dziwny kształt.

Ale tłumaczyłam sobie, że przecież przeciskał sie długo przez kanał rodny, kości czaszki są mięciutkie , że wszystko wróci do normy.

Dopiero w 3 dobie po porodzie , pani neonatolog , stwierdziła, że cos jest nie ok, że to nie są odkształcenia czaszki, że to jest krwiak podtwardówkowy.

Podano leki pomocne we wchłanianiu krwiaków i zapewniono, że jest ok i będzie jeszcze lepiej.

Wypisano nas do domu.

 

Jak większość młodych matek , zrobiłam kurs do pediatry, połoznej i grzecznie z ich zaleceniami pielęgnowałam dziecko.

Szczęściem w nieszczęściu było to ,że pani pediatra okazała sie leniwą krową i zaczęliśmy szukać nowego lekarza.

Z polecenia trafiliśmy do Innej doktor.

Pierwsza wizyta (mały mial jakieś 2-2, 5 miesiąca) i szok - skierowanie do neurologa, dzieciak jest nienaturalnie sztywny, ma stanowczo zbtyt wysokie napięcie centralne (a ja - młoda matka, wraz z położną cieszyłyśmy się , ze mam silnego dzieciaka , bo mająć siedem tygodni wysoko podnosił głowę).

Wizyta u neurologa, diagnoza MPD, rehabilitacja i nadzieja ,że ona coś pomoże.

Godziny ćwiczeń, codzienne podróże do ośrodka, płacz dzieciaka (i nasz), krzyki, niepokój, strach, rozpacz...nie wiem czy są jakieś emocje , które nami nie targały.

Brak poprawy - pani neurolog , każe się przygotować na " hodowanie roślinki" (dosłowny cytat).

I ...nadzieja...rehabilitant dostrzega efekty pracy, po pół roku...

z każdym dniem jest lepiej, mały siade, chwyta, chodzi, zaczyna "mówić" ...wszystko inaczej niż rówieśnicy, ale daje radę.

 

Tuż po 3 urodzinach po raz ostatni widzimy sie z naszym rehabilitantem.

Mam sprawnego, zdrowego syna, który pewnie nigdy nie bedzie sportowcem. ale ja tez nie jestem -a potrafie być szczęśliwa.

 

I powiem kilka słów do przyszłych mam.

Choroby genetyczne można stwierdzić w badaniach, urazów okołoporodowych, niosących różne konsekwencje- przewidzieć się nie da.

I to nie jest tak, że jak lekarz powie, postawi diagnozę - to to juz jest wyrok.

My mieliśmy nieszczęście trafić, na neurologa konowała, który postawił diagnoze, do której nie miał podstaw.

Dziś już wiem, że to było ZRPO, wiem,że u tak małych dzieci nie można stwierdzać MPD....szkoda,że nie miałam wtedy tej wiedzy..

 

Miałam niepełnosprawne dziecko, przez te lata moje życie było walką, każdej nocy i każdego dnia....

Nie wiem czy przez kolejne lata dałabym radę, miałam dosyć...byłam sfrustrowana i ....cholernie samotna.

Jedyne co miałam w nadmiarze, to slowa użalania się, współczucie i litość.

 

Dziś to ja jestem po drugiej stronie i zrobię wszystko by inni rodzice mogli powiedzieć "miałam/em niepełnosprawne dziecko".

Jednak bez fałszywej nadziei, bez obiecanek, na które nie ma pokrycia...niestety - nie każda diagnoza jest błędna.

 

 

 

Przepraszam - ale musialam to z siebie wyrzucić

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilowy nicku - ale dylematem nie jest "rehabilitować dziecko czy nie".

Dylematem jest : "co zrobić, gdy wiem, że moje dziecko będzie miało zespół Downa lub podobny".

Jak już się dziecko urodzi - nie mam o czym gadać. Wszystkie możliwości się wykorzystuje. Ale jesli jest nadzieja.

Tak jak pisałam - bywają dzieci z ZD, ktore są prawie samodzielne. Ja będę miała w domu dorosłego faceta na etapie rozwoju mniej więcej 2-3 latka. Niewiele mówi (bo "tak" i "nie" to niewiele) , nie poradzi sobie w łazience, nie ukroi sobie chleba.

Nie chcę straszyć - tylko po prostu dylemat jest inny.

Każda matka będzie walczyła o zdrowie swojego narodzonego dziecka. Ale nie każda urodzi dziecko za wszelką cenę, gdy wie, że jest poważnie chore.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nefer - napisałam to (choć jak teraz rozumię wydźwięk jest nieco inny), bo przeraża mnie z jaką łatwością przychodzi ocenianie postaw , zachowań i decyzji innych osób.

Była tu mowa o prawie do życia nienarodzonego, a gdzie tu prawo do życia ewentualnej matki ?

Ze swojego doswiadczenia wiem, że to nie jest życie, to ciągła praca, dzień i noc -i nie każdy jest w stanie temu sprostać, nie każdy jest w stanie całkowicie poświęcić siebie - a tak to wygląda.

 

Ktos pisał jak to strasznie jest w ośrodkach pomocy (i to bezsprzeczna racja), ale są osoby, które oddają tam swoje dzieci, by ratować siebie i resztę rodziny, lub poprostu, zwyczajnie po ludzku - brak im już sił- egoiści ?? nie - też mają prawo do życia

 

Są ludzie, którzy decyduja się na aborcje i tez mają do tego prawo.

 

Nie nam oceniać decyzje innych - nie my bęziemy się borykać z ich konsekwencjami.

 

 

 

a co do rehabilitacji- znam rodziny, które jej zaniechały z powodu braku nadziei, znam tez takich , których poprostu na nią nie stać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałam robioną amniopunkcję, chciałam ją zrobić, a właściwie od możliwości jej zrobienia uzależniałam zajście w ciążę. I faktycznie, decydując się na badania prenatalne musieliśmy sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobimy w przypadku wykrycia aberracji chromosomowych. Samo badanie jest robione pod kontrolą USG, widziałam na monitorze dziecko i igłę daleko od niego, więc na własne oczy przekonałam się, że nawet nie zostało zadraśnięte. A potem trzy tygodnie czekania jak na wyrok, kiedy nie byłam w stanie o niczym innym myśleć, a musiałam jakoś zwlekać się z łóżka i funkcjonować, rozmawiać, uśmiechać się, nie warczeć na nikogo za często, pracować, rozwiązywać jakieś bzdurne problemy... Ale ja wolałam wiedzieć, zawsze wolę wiedzieć, najgorsza jest dla mnie niewiedza i bezsilność, wtedy czuję największy niepokój. Nasz horror skończył się po trzech tygodniach wynikiem: kariotyp prawidłowy 46X,Y. Ściskam Was, dziewczyny, będzie dobrze.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bardzo ciężki temat........................ współczuje Dziewczyny

ja nie wiem co bym zrobiła......................

 

moja bratowa dwa miesiące po mnie urodziła bliźnięta, parkę i chłopiec ma zespół downa, w ciąży o tym nie wiedziała, ciężka ciąża od samego początku, ledwo utrzymana i dzień po szczęśliwym porodzie podejrzenie trisomii :roll: kilka dni czekania na wynik, przeżyliśmy koszmar oni, my, rodzice :(

a mały na razie poza troszkę innym wyglądem i problemami z napięciem mięśni ma lepsze wyniki badań od siostry.......

 

siostra cioteczna 39 lat rodzi zdrowego chłopca i za pół roku znowu zachodzi w ciążę, właśnie w tym czasie jak rodzą się bliźniaki pytam o badania prenatalne, powiedziała, że nie robi bo nie chce wiedzieć i tak by nie usunęła, jest osobą bardzo religijną , miesiąc temu już po 40 urodziła zdrową Julkę, czwarte dziecko :D

 

ta pierwsza ma żal do lekarzy, że nikt tego przez całą ciąże nie wykrył, i nie mogła się przygotować albo ..................

tej drugiej silna wiara w Boga i tak nie dałaby usunąć ciąży :roll:

 

szanuję każdą Waszą decyzję :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, AgnesK, mam nadzieję że wszystko ułoży się dobrze, mocno za to trzymam i życzę Wam dużo siły.

 

Chciałam opisać pewną historię, sprzed 20 lat. Minęło tyle czasu, a bardzo silnie tkwi to w mojej pamięci.

Byłam wtedy młodą mężatką, szczęśliwą mamą małej córeczki.

W naszym bloku żyło pewne małżeństwo, mieszkali kilka klatek dalej niż my.

Rodzice dwóch dziewczynek, jedna z nich z bardzo mocnym upośledzeniem, prawie nie kontaktowa, nie mówiąca, nie chodząca. Druga piękna, bardzo inteligentna, mądra i niezwykle kochająca swoją chorą siostrę.

 

Kiedy zamieszkałam w tym bloku, dziewczynki były już nastoletnie. Historię tej rodziny poznałam od mieszkanek tego bloku, które żywo interesowały się losem tej rodziny. I choć może to było na zasadzie plotek o kimś, kto żyje inaczej niż wszyscy, to nie były to ordynarne plotki. Rodzina ta cieszyła się szacunkiem mieszkańców tego osiedla.

 

Zanim urodziła się chora córeczka, on wiecznie w delegacjach, ale dobrze zarabiający, ona przepiękna kobieta, niezwykle dbająca o siebie, zajmująca wysokie stanowisko, robiąca karierę zawodową. Jedno zdrowe, śliczne dziecko.

Piękni oni, piękne ich życie.

Wydawałoby się, że po urodzeniu tak mocno upośledzonego dziecka, świat przewróci im się do góry nogami. I w pewnym sensie tak było, ale nie do końca.

Ona pokochała to dziecko bezwarunkowo. to było widać we wszystkim co robiła.

Nigdy nie wstydziła się swego dziecka, choć tak "nie pasowało" do tej ślicznej rodziny. Codziennie wychodziła z córką na spacer, sama znosiła po schodach ciężką, ważącą ponad 40 kg 10-letnią dziewczynkę, uginając się pod jej ciężarem.

Ciągle do niej mówiła, opowiadała świat, w którym ona była tylko ciałem.

 

Zrezygnowała z pracy zawodowej, bo dziecko wymagało całodobowej opieki.

Mąż nadal w rozjazdach, wspierał ją jednak jak mógł i zarabiał na lekarzy, rehabilitantów. Próbowali dla tej małej wszystkiego, konsultacje za granicą, metody niekonwencjonalne.

Z uśmiechem na twarzy przyjmowali ludzkie docinki, oglądanie się za nimi na ulicy.

Nigdy nie widziałam ich zirytowanych, nieszczęśliwych, skarżących się.

Zawsze pogodni, uśmiechnięci, życzliwi dla wszystkich, choć wiem, że problemy nie raz mocno przygniatały ich do ziemi.

Ona z upływem lat nie traciła na urodzie, mimo codziennego kieratu, obowiązków ponad siły, zawsze elegancka, zadbana.

A były to czasy, w których niczego nie było w sklepach. O pampersach nie było mowy. O odżywkach i wielu innych udogodnieniach przy tak chorym dziecku też.

 

Nie wiem, jak ona to robiła, podziwiałam ją niezwykle. I nigdy nie odbierałam jako kobiety nieszczęśliwej, czy pokrzywdzonej przez los. Bo ona mimo tego wszystkiego była szczęśliwą, kochającą matką i kochaną żoną, walczącą o szczęśliwe życie dla swojej rodziny.

 

Osobiście rozmawiałam z nią tylko kilka razy. Mój mąż pomógł im kilkakrotnie w paru sprawach.

Nigdy nie zapomnę pewnego ranka, w którym zadzwonił telefon.

Do dziś nie wiem, dlaczego do nas...

Podniosłam słuchawkę i usłyszałam zrozpaczony głos tej kobiety i wstrząsające słowa:

- umarło mi dziecko i nie wiem co mam robić................

 

Jej mąż był akurat gdzieś w Polsce, telefonów komórkowych świat nie znał, była całkiem sama z dzieckiem, które umarło jej na rękach....

 

Była szczęśliwa przez tyle lat codziennego zmagania się z niemocą swojej córki,

zrozpaczona była wtedy, gdy jej dziecko odeszło.

Nie mogę zapomnieć tego głosu ze słuchawki, tkwi tak mocno w mojej pamięci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W opowieści toli został poruszony problem, o którym myśle od pojawienia sie tego wątku. Są to właściwie dwie sprawy. Po pierwsze, do kogo należeć powinna decyzja o rozstrzygnięciu dylematu. Z całym szacunkiem do wszystkich wspaniałych męzów i ojców, ale moim zdaniem decyzja powinna należeć do kobiety. Dlatego, że to matka ponosi wszelki trud wychowania i głównie na jej barkach będzie on spoczywał.

I druga sprawa: nikt nie mówi o sytuacji "po fakcie", czyli po wywołaniu przedwczesnego porodu. Znowu to kobieta najbardziej narażona jest na ewentualne konsekwencje. I te fizyczne i te psychiczne. Myślę, że warto już przed podjęciem decyzji udac się do mądrego psychologa lub psychiatry, aby pomógł przez to przejśc w przyszłości.

 

pewnie odezwą sie oburzeni meżowie, ale ja wiem swoje, bo miałam i mam kontakt z matkami wychowującymi chore dzieci. Wiele z tych kobiet zostało porzucone, a inne są same, bo mąż zarabia albo zwyczajnie, świadomie ucieka w prace, aby byc daleko od domu. Mogacych liczyc na realną pomoc i na

wsparcie jest naprawdę niewiele.

 

Jak już ktoś powiedział, nie ma dobrego wyjścia z takich sytuacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, jak ona to robiła, podziwiałam ją niezwykle. I nigdy nie odbierałam jako kobiety nieszczęśliwej, czy pokrzywdzonej przez los. Bo ona mimo tego wszystkiego była szczęśliwą, kochającą matką i kochaną żoną, walczącą o szczęśliwe życie dla swojej rodziny.

Tylko nigdy nie dowiemy się ile razy płakała w poduszkę: z rozpaczy ... z bezsilności ... ze zmęczenia ...

 

Podniosłam słuchawkę i usłyszałam zrozpaczony głos tej kobiety i wstrząsające słowa:

- umarło mi dziecko i nie wiem co mam robić................

 

Aż łzy mi poleciały.

Nie jestem pewna czy ja miałabym tyle siły co ta kobieta ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mnie od dawien dawna wkurzało to, że np. posłowie decydują o tym czy kobieta może usunąć ciążę czy nie. Z całym szacunkiem, ale co facet może wiedzieć, co kobieta w takim momencie czuje lub myśli?! Jakim prawem jakikolwiek facet ma prawo mówić kobiecie co ma zrobić?!

Wczoraj wieczorem bardzo źle się czułam. Chyba zaczęły puszczać mi nerwy, które przez cały czas starałam się jakoś opanować. Nie można dusić w sobie, bo w krótkim czasie to wyjdzie....jeszcze 10 dni niepewności :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz ja opowiem pewną historię z mojej najbliższej rodziny:

 

Po paru latach małżeństwa decyzja o dziecku. Zaplanowane, wykochane, wyczekane. W 6 miesiącu ciąży Ona zachorowała na paskudną grypę.

Dzieciątko umarło w niej . Tragedia nie do opisania..Jednak późniejsze badania określiły genetyczny przyczynek śmiertelny.

 

Ona trafiła do szpitala, gdzie zatwierdzono zgon płodu, dano środki na wywołanie porodu, położono na korytarzu między brudownikiem a wc i zostawiono Ją samą sobie. Czasami zerknęła do niej salowa, przechodząc i taszcząc jakieś wiaderko. Lekarz owszem przyszedł..jak Ona spadła z z łóżka nota bene transportowego..Pieprznął coś o tym, żeby się Ona sprężała, bo nie ma się tu z czym cackać, bo i tak już po ptakach i gorzej się już nie stanie.

 

Ona wróciła do domu jako szczątek kobiety. Odarta, rozdarta, pokaleczona psychicznie. Potraktowano ją tak, jak by sama rozpoczęła aborcję szydełkiem i cóś nie wyszło..

 

Minął rok i Oni podjęli decyzję o drugim dziecku. Pierwsze USG wskazywały na cudnej urody dzieciątko.

W 20 tygodniu , udali się obydwoje jak zwykle na kontrolne USG.

Ona na leżance, półmrok, On trzymający Ją za rękę..i Pani Doktór dyktująca pielegniarce co ma pisać :

 

- Płód bezczaszkowy, zdeformowana kończyna dolna na odcinku udowym, brak kończyny dolnej drugiej, rozszczep kręgosłupa, brak tego, brak owego, a co jest , jest pokręcone... Dyktowane jak rozkład przejazdów pociągów przez stację .

 

 

Ona nie wiedziała gdzie jest i jak się nazywa. On ledwie przeżył.

 

Potem komisja, stwierdzająca , że Płód jest niezdolny do życia .

I lekarze z cyklu Radio M.:" proszę pani..każdy ma prawo do życia... pani się powinna zastanowić "

 

Ona urodziła znów na korytarzu między brudownikiem a wc. Tym razem lekarz przyszedł wcześniej, taszczył ze sobą słój.. Chlapnął coś o tym, żeby się Ona postarała, żeby bezczaszkowe pozostało bezczaszkowe a nie urodziła z główką jak jajecznica.

 

Ona dochodziła do siebie po tym wszystkim 3 lata. Zegar bił, czas swoje robił.

Ostatni rzut na taśmę. Ona ledwie żywa ze strachu.

 

Jest pierwsze USG . Wszystko ok. Mijają tygodnie. Ok. Brzuszek rośnie, a w duszy rośnie traumatyczny strach.

 

3 lata temu w pewien przepiękny majowy dzień na świat przyszła Córeńka.

Zdrowa, piękna, mądra.

Kiedy miała 18 miesięcy mówiła pełnymi zdaniami, ma nieprawdopodobną pamięć, genialną pamięć. Jest żywym sreberkiem i wielką miłością całej rodziny.

 

Po co Wam to opowiadam ?

 

Może po to, żeby pokazać,że rodzice z "innym dzieckiem" są wyrzucani poza nawias człowieczeństwa, że nie ma pomiłuj , kiedy miłość macierzyńska puka do ludzi..

 

I że są najwspanialsze zakończenia najstraszniejszych czasów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

....jeszcze 10 dni niepewności :-?

 

Aga, na pocieszenie - ja miałam dzwonić po wyniki najwcześniej w dwa tygodnie po badaniu. Na odchodnym powiedzieli mi tylko, źe jak coś będzie nie tak, to sami zadzwonią. Badanie w czwartek, telefon we wtorek.. 5 dni po badaniu.. Każdy kolejny dzień bez telefonu oznacza, że wyniki są ok. Trzymaj się ciepło

A.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziaba, mama koleżankę, która już w ciąży wiedziała, że dziecko jest chore i umrze kilka godzin po urodzeniu. Musiała jednak donosić ciążę i urodzić to dziecko jeśli chciała w przyszłości mieć dzieci. To, co ona przeszła to jakiś koszmar. Nie pamiętam na co był chory jej synek, ale zmarł 4 godziny po porodzie :-?

Agnes, nie będę odbierać telefonu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mnie od dawien dawna wkurzało to, że np. posłowie decydują o tym czy kobieta może usunąć ciążę czy nie. Z całym szacunkiem, ale co facet może wiedzieć, co kobieta w takim momencie czuje lub myśli?! Jakim prawem jakikolwiek facet ma prawo mówić kobiecie co ma zrobić?!

Wczoraj wieczorem bardzo źle się czułam. Chyba zaczęły puszczać mi nerwy, które przez cały czas starałam się jakoś opanować. Nie można dusić w sobie, bo w krótkim czasie to wyjdzie....jeszcze 10 dni niepewności :-?

 

Wiesz taki już mamy ustrój że prawo stanowi parlament. Tak zdecydowaliśmy i taka jest tego konsekwencja zresztą w każdym rozwiniętym społeczeństwie tak jest. To nasi przedstawiciele za naszą zgodą w naszym imieniu decydują co jest przestępstwem a co nie. A my wybieramy tych co głoszą program zgodny z naszymi przekonaniami. Jakoś nasze społeczeństwo nie wybrało ostatnio SLD, więc wynika z tego że wcale nie chcemy liberalizacji w dostępie do skrobanek. Wydaje mi się że do urn idą również kobiety i w parlamencie kobiety są również. Więc nie spłycajmy sytuacji że facet coś tu decyduje z jednej strony i z drugiej strony że to wyłącznie sprawa brzucha kobiety. Dziecko i jego wychowanie to wspólna sprawa i obowiązek obojga rodziców. Poza tym nie wszystko da się opisać w ustawach, są jeszcze zasady moralne, zasady wiary itp. którymi ludzie kierują się w swoim życiu. Moim zdaniem trzymanie się tych zasad jest równie ważne a może i ważniejsze.

 

Z całym szacunkiem, ale co facet może wiedzieć, co kobieta w takim momencie czuje lub myśli?!

 

Chcę się odnieść jeszcze do tego zdania. Zapytam się Ciebie tak, co byś wolała sama cierpieć czy patrzeć jak cierpi najbliższa tobie osoba i jeszcze nic nie móc zaradzić i miotać się w bezsilności ? Jak odpowiesz sobie na to pytanie to będziesz wiedziała co facet w takiej sytuacji myśli i czuje.

Nie sądzę aby twój mąż spał teraz spokojnie i nie odchodził od zmysłów próbując odpowiedzieć sobie na pytanie co będzie dalej ? Myślę że to z nim powinnaś jak najwięcej rozmawiać bo zawsze razem jest łatwiej sobie poradzić Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inwestor, wierz mi....nie ma dnia kiedy byśmy nie rozmawiali na ten temat. Każdy wieczór jeśli tylko mąż nie jest w pracy jest przegadany tylko na ten temat. W ciągu dnia musimy się starać zachowywać normalnie, żeby córka nie wyczuła, że coś jest nie tak.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...