robert skitek 05.04.2013 22:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Kwietnia 2013 (edytowane) dr_au, na razie odniosę się do punktów 1 i 2. Zgodzę się, że stosunek wielu projektantów do klientów jest taki, jaki opisujesz. Ale: podobny stosunek równie częsty jest do kolegów po fachu. Nie ma u nas solidarności zawodowej - tu się z Tobą nie zgadzam. Często mamy (w końcu należę do środowiska, więc upraszczając tak napiszę) wybujałe ego i wpadamy w swego rodzaju samouwielbienie. To z niego wynika fakt nieliczenia się z oczekiwaniami klienta czy zastanym kontekstem, a w razie np przebudowy z oryginalnym dziełem. Jest to, moim zdaniem, problem złej edukacji. Podczas studiów (przynajmniej na moim wydziale za moich czasów) brakowało dobrej motywacji. Nawet jeśli miałeś szczęście (a ja takie miewałem) trafić na dobrego prowadzącego, który prawidłowo przeprowadził Cię poprzez cały proces przygotowania projektu, to ocena projektów nie wiązała się z żadną dyskusją na temat projektu, rozwiązań, wymagań, założeń. A więc kadra oceniała projekt na oko, po 15 sekundach patrzenia na jeden projekt (na raz było ich do oceny np 50 albo i 150). No więc dobre okazywało się to, co od razu przykuwało uwagę. Nikt (nie licząc prowadzącego) nie oceniał Twojego sposobu myślenia, dojścia do ostatecznych rezultatów a jedynie efekciarskie rozwiązania. A więc budynki ikony i patos wielkiego guru wpojono nam na uczelni. Zamiast dobrych rzemieślników zrobiono z nas kandydatów do Pritzkera (taka skromna branżowa nagroda...). Drugim powodem jest, uwaga: problem złej edukacji... Powszechnej edukacji artystycznej w szkołach - a co za tym idzie nikłego zainteresowania sztukami plastycznymi czy nawet najbliższym otoczeniem. W przeciwieństwie do lekarzy i prawników, my jednak częściej pracujemy dla klienta wspólnie z nim. Polak, jak wiadomo, zna się na wszystkim, a najbardziej na leczeniu i budowaniu. Co do leczenia, jeśli już zdecyduje się na pójście do lekarza, to mu w większości przypadków ufa. Podobnie jest z prawnikiem. W przypadku budowy domu, współpraca z architektem staje się koniecznością. Ale: nam się już nie ufa. Nie wierzy się, że możemy wiedzieć więcej. Fakt, że projektowanie budynku (nawet domu) staje się bardzo interdyscyplinarne - to nam nie ułatwia zadania. Jesteśmy potrzebni do przybicia pieczątki. Reszta to wybór inwestora. W końcu moje ulubione "de gustibus non disputandum est" robi oszałamiającą karierę... A "wolnoć Tomku w swoim domku" nawet rozszerzyło swoje pierwotne znaczenie na działkę i wpływ na otoczenie. Brak szacunku jest więc obustronny. Jesteśmy zirytowanymi, źle opłacanymi, przystawiaczami pieczątek na stosie makulatury, marzącymi wciąż po kryjomu o splendorze modernistycznych architektów zbawiających świat swoimi dziełami... Nasze frustracje w opisywany przez Ciebie sposób wypływają. Klienci są źli, bo nie płacą wystarczająco i mają spaczone gusta, a koledzy architekci albo projektują coś kiepskiego albo nie są tak dobrzy jak się pisze, bo ja bym to zrobił lepiej, gdybym tylko miał takie zlecenia. Może Wam się to wydać śmieszne, ale w rzeczywistości to bardzo smutna proza życia większości projektantów. Sytuacja jednak się zmienia - w zawodowe życie wchodzą ludzie rozumiejący rynkowe procesy, a i otwarcie na świat, dostęp do materiałów dostępnych wcześniej dla profesjonalistów, zmienia powoli gusta społeczeństwa. A więc: idzie ku lepszemu. Branie prowizji wg mnie nie jest etyczne i wg mojej opinii nie różni się wcale od np wakacyjnych wyjazdów lekarzy sponsorowanych przez koncerny farmaceutyczne. Uprawnionych architektów, będących członkami IA, obowiązuje kodeks etyczny, w którym zakazuje się takich praktyk. Ale życie swoje.. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś nie zacytuje wyrywkowo tego wpisu jako moje credo Edytowane 5 Kwietnia 2013 przez robert skitek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Elfir 06.04.2013 14:31 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Kwietnia 2013 (edytowane) Le Cobusier też chciał zbawić społeczeństwo projektując maszynę do mieszkania. Ale jak na złość, społeczeństwo źle czuje się bedac trybikiem maszyny. Pytanie teraz - komu ma służyć projekt domu? Architektowi, by wyżył sie artystycznie, czy inwestorowi, by wygodnie mu się mieszkało Każdemu twórcy marzy się nieograniczony budżet i wolna ręka w projektowaniu. Tylko wówczas zrealizowalibyśmy nasze upodobania a nie inwestora. Edytowane 6 Kwietnia 2013 przez Elfir Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
robert skitek 06.04.2013 16:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Kwietnia 2013 Elfir, chyba czytamy różną literaturę...To bardzo częste nieporozumienie: ta "maszyna do mieszkania" nie była brudną maszyną w fabryce a człowiek jej małym trybikiem. Corbusierowi chodziło o "urządzenie" do mieszkania. Funkcjonalne, praktyczne, użyteczne, higieniczne, tanie, bez zbędnych fanaberii . Podobnymi maszynami były: samochód czyli maszyna do jeżdżenia czy statek pasażerski - maszyna do pływania... Obiekt inżynierski a nie dzieło ówczesnych historyzujących architektów. Trzeba sobie wyobrazić tamte czasy, a nie patrzec z dzisiejszej perspektywy.Ale to tak obok tematu... Twoje pytanie jest retoryczne. Nigdy nie było na nie innej odpowiedzi. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Elfir 06.04.2013 20:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Kwietnia 2013 (edytowane) Robert - chodzi mi dokładnie o konkretny budynek "Jednostkę mieszkaniową". Nie sprawdził się. Zamiast być wizytówką stał się slumsem. Jest ikoną architektury, ale nikt nie chce w nim mieszkać. Podejmuje się próby jego zmodernizowania, dopasowania do ludzkiej skali, ale to niesamowicie kosztowne. Oglądałam francuski dokument na ten temat. Czy czasem nie był to niewypał dlatego, że dano architektowi wolną rękę i zrealizował on swoją filozofię zamiast rozpoznać potrzeby społeczeństwa?To jak z komunizmem - w teorii brzmi nieźle, ale nie da się wprowadzić w życie, bo jest sprzeczny z ludzką naturą. Z resztą podobnie jest w Brasilii - wielkie prospekty, place - świetnie wyglądały na desce kreślarskiej. W rzeczywistości beton i kamień nagrzewają się niemiłosiernie. Ludzie wydeptują ściezki, a miasto wygląda jak wymarłe. Sam architekt woli mieszkać w Rio de Janeiro. Edytowane 6 Kwietnia 2013 przez Elfir Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
robert skitek 06.04.2013 21:24 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Kwietnia 2013 (edytowane) Ok, zostańmy przy marsylskiej Unite d'habitation.Nie sprawdziła się - niech Ci będzie. Tak samo jak nie sprawdziły się wcześniej kamienice z oficynami ze śmierdzącymi, ciemnymi podwórkami przemieszane w mieście z fabrykami i magazynami. Bo chyba nie porównujesz jej do zabudowy rezydencjonalnej bogaczy? Może jest slumsem dziś - w czasach gdy w blokach mieszka tylko socjal i imigranci (we Francji). Ale to dziwne - 15 lat temu nie widziałem aby zamieniała się w slums. Ale dużo mieszkań było wystawionych na sprzedaż bądź wynajem.Była eksperymentem i próbą odpowiedzi na problemy swoich czasów - lata powojenne. Mieszkania są dwukondygnacyjne, doświetlone z dwóch stron; jest tam kilkadziesiąt typów mieszkań, piętra handlowo-usługowe, a na dachu strefa rekreacji i przedszkole. Jest ikoną modernizmu (a pod względem stylistycznym inspiracją dla brutalizmu), bo to po jej realizacji na całym świecie przyjęto model modernistycznej urbanistyki: dobrze doświetlonych, seryjnych budynków mieszkalno-usługowych, umieszczonych w parkach z dala od stref przemysłowych. To wynik teoretycznych dzieł L.C. (nie-architekta z wykształcenia) - założenia były piękne, wyszło jak wyszło - szczególnie w krajach komunistycznych, gdzie bezpowrotnie zniszczono miejską tkankę, bo zupełnie nie liczono się z własnością prywatną i kulturowym dziedzictwem. Więc nie zgodzę się, że w tym wypadku dano projektantowi wolną rękę i zrobił sobie pomnik. To były zupełnie inne czasy niż dziś. Hasło "maszyny do mieszkania" ma dziś negatywne zabarwienie ale oryginalnie taki budynek miał w pełni zaspokajać potrzeby mieszkańców a zarazem rozwiązać problemy mieszkaniowe czasów powojennych. Alternatywą była droga mieszczańska zabudowa rodem z École des Beaux-Arts. Brasilia jest zupełnie innym przypadkiem. Ale fakt faktem: ostatecznie taka urbanistyka nie sprawdziła się. Przepraszam za to odejście od tematu. Edytowane 6 Kwietnia 2013 przez robert skitek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Elfir 06.04.2013 22:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Kwietnia 2013 Robert - Odnosiłam się wyłącznie do sformułowania o architektach "zbawiajacych świat swoimi dziełami". Nie uwazasz, że to było bardzo górnolotne? Przywołałam Corbusiera i Niemeyera ponieważ oni chyba tak myśleli właśnie o sobie. I Lenin pewnie też tak o sobie myślał. Bycie zbawicielem nie udało się de facto jeszcze nikomu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
robert skitek 07.04.2013 06:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2013 Oczywiście, że było górnolotne i prawie mesjanistyczne. W czasach gdy architektura musiała rozwiązać wiele problemów, za bardzo uwierzono w jej sprawczą moc... Najbardziej podchwyciły to podejście kraje komunistyczne, które miały na celu "stworzenie nowego człowieka" - niestety architekci łatwo dali się w to wciągnąć.Ale nie porównuj tej sytuacji do dzisiejszych czasów i tematu, na który odpowiadałem dr_au. Co najmniej z lekką ironią pisałem, że podświadomie sobie marzymy o czasach demiurgów i zbawieniu świata podbijając gotowce. A czasy są takie, że nawet najwięksi dzisiejsi architekci stawiają budynki ikony w celu tylko rozsławienia zamawiającego. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dr_au 07.04.2013 21:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2013 robert_skitek - Problemy edukacyjne architektów są dosyć podobne do tego, co można zaobserwować w środowisku muzycznym. Kształci się muzyków na solistów, nie zważając na to, że ani tylu ich nie potrzeba, ani że przytłaczająca większość nie ma warunków (uzdolnień, predyspozycji i pracowitości), żeby o karierze solistycznej myśleć. A tymczasem brakuje dobrze przygotowanych do zawodu rzemieślników. Nie znam na tyle środowiska architektów, ale mechanizmy opisywane przez Ciebie są mi znane i myślę, że diagnoza jest trafna. To, co jest charakterystyczne z punktu widzenia "konsumenta" architektury (czyli indywidualnego inwestora, który chce zamówić projekt własnego domu), to mało projektów "klasy średniej". Oczywiście np. dom aatrialny czy dom bezpieczny to interesujące prace. Ale zrealizowane na zamówienie ludzi naprawdę zamożnych. Z moich doświadczeń wynika, że jeżeli próbuje się zamówić relatywnie niewielki projekt prostego domu, z założenia nie nadmiernie drogi w budowie, rezultaty są średnie. Od kompletnego niezrozumienia ("no ale jak to..."), przez stwierdzenia typu, że takie podejście "podcina skrzydła", aż po "mądrości" na poziomie "żeby się budować trzeba mieć pieniądze". Realizowana w takich warunkach współpraca z architektem jest po prostu przykra i frustrująca. Klient czuje się jak jakich niechciany petent, który ze swoim upierdliwym małym projekcikiem, odciąga artystę od spraw wielkich. Że można inaczej, dowodzą projekty, które można pooglądać na archiweb.cz. Sam w końcu proces projektowania doprowadziłem do satysfakcjonującego końca. Ale niesmak mi pozostał. Z wypowiedzi w tym wątku wynika, że tego rodzaju obawy są też jednym z powodów niekorzystania z usług architektów wnętrz. Do tego oczywiście dochodzą obawy przed wyśmianiem jego gustu itp. Masz oczywiście rację, że to się zmienia i młodsze pokolenie jest coraz bardziej "proklienckie" w dobrym znaczeniu tego słowa. Mam nadzieję, że z czasem wpłynie to na jakość architektury i tej na zewnątrz i tej wewnątrz domów. Co do prawa autorskiego - jeżeli masz jakieś pytania, to dawaj. W miarę możliwości czasowych odpowiem. Wprawdzie to lekki offtopic, ale było już sporo na ten temat w tym wątku, więc może nas nie zagryzą. elfir - jednostka marsylska jest ciekawa. Kiedyś niesamowite wrażenie zrobił na mnie jeden z detali - rozwiązania związane z dostępem światła dziennego i tym, żeby miało ono dostęp do pomieszczeń kiedy słońce jest nisko, a żeby wtedy, gdy jest wysoko, okna były w cieniu. Niezależnie od tego, że raczej wolę mieszkać inaczej, podejście modernistów do architektury naprawdę zrewolucjonizowało sposób, w jaki mieszkamy. Co widać choćby w zamiłowaniu do otwartych przestrzeni z wyodrębnionymi strefami funkcjonalnymi - to też dziedzictwo modernizmu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
2112wojtek 08.04.2013 11:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 (edytowane) Drogi Doktorze dr_au Z uwagą przeczytałem Twoje wywody i smutno mi strasznie, bo dowiedziałem się z nich jak marnym jestem człowiekiem i jak podłą grupę zawodową przyszło mi reprezentować. Z wieloma stwierdzeniami trudno mi się zgodzić, gdyż poprzez wypunktowanie najgorszych cech ludzkich są jedynie próbą uogólnienia całości naszej populacji zawodowej . Ale , ab ovo ..(jabłka zostawmy tym razem w spokoju). Ideą tego wątku było pomóc osobom , które nie zatrudniają projektantów, i to zarówno tych projektantów z artystyczną chęcią spełnienia własnego, jak i tych, którzy z szacunku dla wymagań inwestora dają się pokroić i posolić, nie wydobywszy słowa skargi lub bólu . Z punktu widzenia własnych doświadczeń, rożnych sposobów pracy, być może także sukcesów i porażek własnych, podpowiadamy jaką można samemu przyjąć drogę do celu i czego robić nie warto, staramy się tylko coś podpowiedzieć. Nikt nie mówi,że każda inna metoda jest zła - my sami idziemy różnymi szlakami. To raczej inwestorzy tu zaglądający poruszają uporczywie wciąż temat, który tego forum w ogóle nie dotyczy. Ponieważ pomiędzy architektem a architektem wnętrz jest ( zadaniowo) mniej więcej taka różnica jak pomiędzy słoniem afrykańskim a morskim trudno mi jest bronić od zarzutów jakie padają na obie grupy. Masz rację mówiąc ,że wielu z nas( wnętrzarzy) ma mentalnie przywary charakterystyczne dla salonowych plastyków, ale większość z nas wywodzi się z tego środowiska. Jednak uogólnienie kompleksów na całość jest niesprawiedliwe i zgodnie z Twoją sugestią o zawodowej zawiści i topieniu w łyżce, chciałbym tylko przypomnieć, że szkolnictwo artystyczne podzieliło wyraźnie tę bandę na "sztalugowych" i użytkowych. Stoję ( wbrew racjom Twoim) na stanowisku ograniczania jednak swobody decydowania w ingerencję krajobrazu gdyż szkody jakie wyrządzą tam marni architekci są z reguły mniejsze niż te jakich dokonać mogą wybitni pasjonaci, choćby jakość ich życia przez to wzrosła niebotycznie. Mówisz ,że wnętrzarze mają poczucie wyższości nad inwestorem, który boi się krytyki z ich strony, że mało w tym "średniej klasy" itd . Nie wiem jak koledzy ( mówię o wnętrzach) ale ja uważałem się zawsze za rzemieślnika-usługowca nie artystę. Bez względu czy projektuję wnętrze czy nawet przedmiot użytkowy, gdzie ograniczenia są dużo mniejsze, nie wyłażę z przyjętej roli. Nie tylko moim mottem jest stare powiedzenie : "przecież ja tu nie będę mieszkał" . Zawsze powtarzam swoim inwestorom,że nawet jak będą chcieli "złote anioły" pod fasetą, to będą je mieli choćby według mnie one tam pasowały jak zęby w zadku. Nie widzę najmniejszych szans spełnienia swoich ambicji artystycznych we wnętrzu domu mieszkalnego. Nie należę też do tego "młodszego pokolenia proklienckiego". Po co tworzyć "dzieło" ( he,he dzieło) w dodatku tak ulotne, dla ledwie kilku widzów, skoro maja oni na dzień dobry, pełne prawo "dokonać w nim istotnych zmian" ,o których pisałeś chyba zapewne tylko w kontekście architektury i urbanistyki ? Ot moje prawa autorskie Nie jest to dla nas żadna misja, ale zwykła przyzwoitość, żeby wytłumaczyć co estetycznie czy funkcjonalnie pasuje a co nie. Wiem też ,że nie zawsze projektant zna lub chce wysłuchać argumentów klienta - a to często zmienia w istotny sposób ogląd całości. Nie widzę nic złego czy uwłaczającego w powiedzeniu inwestorowi : "przykro mi, ale nie wiem czy podołam zadaniu ". Osobiście zrobiłem to bez bólu parę razy. Musiałeś mieć bardzo złe kontakty z nami albo wrodzona przekora każe Ci drążyć nie na temat "wewątka", co jest , owszem, pouczające, chociaż nie do końca chyba sprawiedliwe. Wypełniając bolesną lukę jaką zafundowało społeczeństwu szkolnictwo z zakresu kształcenia tzw. artystycznego , zwracamy jedynie uwagę, że można też czasem inaczej, co okazuję się jednak błędem, chociaż przecież nikt nikogo do niczego nie zmusza. Widać kolejny raz,że to błąd był. Zwłaszcza ta uporczywa obrona na uporczywe wycieczki. Edytowane 8 Kwietnia 2013 przez 2112wojtek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
robert skitek 08.04.2013 11:51 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 Wojtku, wiedz, że dr_au pisał głównie o architektach - tych od domów a nie wnętrz. Wynika to z jego, delikatnie mówiąc, złych doświadczeń. Znając je odrobinę, postanowiłem zająć od razu głos - pisząc jedynie o mojej profesji, bo słusznie piszesz o ogromnych różnicach między naszymi zawodami. Z tego co wiem, dr_au nad wnętrzami jeszcze z nikim nie pracował. Myślę, że niezbyt szczęśliwie ten wywód znalazł się akurat w tym wątku. Wątku, w którym "wyższość" czy "nieomylność", a także "patrzenie z góry" jest niejako wpisane odgórnie. Nie można było inaczej tego wątku poprowadzić - to przecież poradnik (zresztą bardzo profesjonalny) a nie sugestie i nieśmiałe, skromne, podpowiedzi danemu forumowiczowi. Myślę, że dr_au zbyt łatwo przerzucił swoje żale z nas na Was. Doktorze, potwierdź lub zaprzecz moim słowom. Żeby jeszcze nie było, że mam coś do starszego pokolenia, bo to ode mnie się zaczęło: I znów piszę jedynie o mojej profesji. Znam i bardzo szanuję wielu starszych ode mnie architektów. Miałem jednak kilka sytuacji, gdy klienci zanim zlecili projekt mojej pracowni, pracowali wcześniej z kimś dużo bardziej doświadczonym. Czasem zwierzali się na temat takiej współpracy. Myślę, że różnica pokoleniowa robi swoje i trudniej dogadać się 30-latkowi z 50-letnim projektantem. Ale największym problemem było właśnie narzucanie własnego zdania - do tego stopnia, że klienci tracili serce do projektu a każde kolejne spotkanie było coraz większą męką. I niełatwo, tak jak dr_au radzi, zerwać taką współpracę. W tym zawodzie doświadczenie jest ogromnie ważne (dlatego też przed 40-ką wciąż traktowanym się jest jako "młody") i najlepsi z sukcesami pracują do później starości (jak choćby wspomniany przez Elfir, Niemeyer). Wojtku, przyznasz mi (mam nadzieję) rację, że jednak wielu ludzi wychowanych i nauczonych pracować za komuny, ma ogromny problem w odnalezieniu się w dzisiejszej rzeczywistości. I chodzi mi o ludzi, którzy nigdy nie pracowali na własny rachunek, wcześniej dla państwowych biur a teraz dla bardziej uzdolnionego biznesowo kolegi. A chyba z takimi osobami zetknął się dr_au. Sam też odczuwam nieznaną mi agresywność biznesową młodszych kolegów po fachu. Oni już urodzili się w wolnym kraju, dostają niemałe dopłaty na start - więc odważniej, agresywniej wchodzą na rynek. Zostaje bacznie się przyglądać i wyciągać wnioski A za rozwinięcie OT, przepraszam. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dr_au 08.04.2013 12:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 2112wojtek Spróbuję krótko podsumować, o co mi chodzi: 1. Komunikacja architekt/wnętrzarz a klient. Nie poruszałbym go w ogóle, gdyby nie przeczytane wyżej narzekania profesjonalistów na klientów, utrzymane w tonie ironiczno-pobłażliwym. Możesz ich nie pamiętać, bo wypowiedzi pochodzą sprzed 2-3 lat. Można jednak łatwo do nich dotrzeć. Dlaczego ma to jakiekolwiek znaczenie? Ani dlatego, że bazując na własnych doświadczeniach, tego rodzaju postawa skutecznie UNIEMOŻLIWIA dogadanie się z klientem. Wykonuję zawód, w którym komunikowanie się z klientem i miękkie relacje mają znaczenie podstawowe. Muszę się z nim dogadać, wzbudzić zaufanie, wyciągnąć wszystkie potrzebne informacje i zrozumieć jego cele, wejść w jego skórę. Jeżeli tego nie zrobię, nie będę w stanie skutecznie doradzić klientowi. Ponieważ w tym wszystkim duże znaczenie ma komunikacja niewerbalna, NIGDY nie pozwalam sobie na ironiczne uwagi pod adresem klienta, ani nie lekceważę jego potrzeb. Ponieważ duża część komunikacji jest niewerbalna, tego typu "uwagi za plecami" byłyby prawdopodobnie wyczuwalne w moim zachowaniu i wpłynęłyby na relacje z klientem. Podsumowując: jeżeli profesjonalista nie potrafi dogadać się z klientem, to - wyjąwszy przypadki osób niezrównoważonych psychicznie - jest to wina profesjonalisty. A pogaduszki w styku "ale głupi ci klienci" naprawdę wypadałoby sobie darować. 2. Odpowiedzialność za brzydotę wokół nas Mieszkam na Ruczaju. To dzielnica Krakowa. Zobacz jak tu "pięknie": Ta brzydota nie jest wynikiem "ułańskiej fantazji" inwestorów. Oczywiście - znam problemy planistyczno-urbanistyczne, które doprowadziły do takiej sytuacji. Ale ktoś to w końcu zaprojektował i ten ktoś był architektem. Podsumowując: środowisko architektów ponosi sporą część odpowiedzialności (w sensie moralnym, a nie prawnym) i moim zdaniem podejście "to klienci nie mają gustu" jest hmmm... nieuprawnione. Jest to taka sama "odpowiedzialność", co odpowiedzialność środowiska lekarskiego za brak czasu dla pacjenta, odpowiedzialność środowiska prawników za niekompetencję i "wiercenie dziury w zdrowym zębie" (czyli rozwiązywanie wmówionego klientowi problemu) itp. Czyli - można zastanawiać się nad przyczynami i ewentualnymi środkami zaradczymi, nie nad pozywaniem konkretnych osób. 3. Praktyka pobierania prowizji od dostawców Jeżeli klient nie został poinformowany o tym praktyka taka może być co najmniej uznana za nadużycie zaufania. Problem nie dotyczy tylko tego środowiska, Tak samo jest np. przy okazji "doradców finansowych", pobierających prowizję od wciśniętego klientowi produktu, sprzedawców w supermarketach, wynagradzanych przez producenta itp. Prowizję oczywiście pobierać można. Ale powinno się to odbywać JAWNIE. 4. Prawo autorskie Tu nie bardzo rozumiem, do czego się odnosisz. Czy chcesz tego, czy nie, z reguły projekt wnętrza, nawet domu jednorodzinnego, będzie utworem. Czyli czymś co podlega ochronie prawa autorskiego. Skoro może być nim analiza mylokogiczna, kolekcja znaczków czy tarczowy licznik kalorii, to jest nim tym bardziej projekt wnętrza. Jednocześnie zabezpieczeniu ładu przestrzennego nie służy prawo do integralności w szczególności czy prawo autorskie w ogólności, a prawo budowlane. Zupełnie inne środki i zupełnie inne regulacje. To przepisy planistyczne mają zapobiegać powstawaniu potworków, a nie rzekomo egzekwowane w celach wyższych prawo autorskie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Elfir 08.04.2013 12:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 (edytowane) W zasadzie jest wątek na temat "czy wynająłbyś archietkta wnętrz", do którego pasuje ta wymiana zdań. Robercie "najlepsi z sukcesami pracują do później starości " - w ogrodnictwie jest podobnie, dopiero około 50-tki zaczyna zdobywac się prawdziwe uznanie dr_au "Ale ktoś to w końcu zaprojektował i ten ktoś był architektem." - tak samo jak ktoś napisał piosenki i wiersze wychwalające system i grał w propagandowych filmach. Architekt też musi jeść, a w tamtych czasach nie było rozbudowanego rynku budownictwa indywidualnego. Edytowane 8 Kwietnia 2013 przez Elfir Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dr_au 08.04.2013 12:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 robert_skitek - moje doświadczenia z architektami przekładają się na decyzję (ciągle wiszącą) dot. wnętrza. Z jednej strony wierzę w architekturę (i tę na zewnątrz i tę w środku) i jej wpływ na jakość życia. Z drugiej strony obawiam się powtórki z rozrywki i ponownej straty czasu i nerwów. Dlaczego się odezwałem? W wątku znalazłem kilka komentarzy, które moim zdaniem nie przystoją profesjonalistom. I które są świadectwem pewnej postawy utrudniającej komunikację pomiędzy architektami (w tym architektami wnętrz) a klientami. Jest to oczywiście bardzo duże uogólnienie. Sądząc jednak po tym, że temat permanentnie przewija się przez wątek, coś na rzeczy jest. I ostatnia sprawa - prawo autorskie. Jakbyście się zachowali, gdyby ktoś wygłaszał nie znoszącym sprzeciwu tonem nieprawdopodobnie bzdury w dziedzinie, którą uwielbiacie? Nawiązując do tematu wątku wskazywał np. na absolutną wyższość połączenia beżu z wenge nad wszystkimi innymi zestawieniami kolorystycznymi i do tego obrzucał błotem wszystkich, którzy ośmielą się wskazywać, że warto dobierać nie więcej niż trzy rodzaje kolorów, faktur etc. ? Nie wiem, czy odpowiednio boleśnie trafiłem . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
robert skitek 08.04.2013 12:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 Chyba muszę odgrzebać te wypowiedzi związane z prawem autorskim. Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, gdy autor w przypadku domu korzysta z prawa do integralności utworu.Najlepiej znanym mi przykładem korzystającym z niego jest nieudana próba blokowania nowych inwestycji na osiedlu Tysiąclecia w Katowicach Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dr_au 08.04.2013 13:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 robert_skitek - ja znam taki spór (dom prywatny, przebudowa schodów). Ponadto przepychanki wokół prawa do integralności bywa "stałym elementem gry" przy próbie przebudowy, czy przeprojektowania inwestycji (również typu dom jednorodzinny). Co ciekawe - w tych przypadkach mniejsze znaczenie może mieć sąd (naruszenia może w ogóle nie być lub sąd może oprzeć się na zasadzie słuszności), a większe groźba postępowania dyscyplinarnego. Co do osiedla 1000 lecia wielka szkoda, ale szanse były raczej marne (prawo do integralności nie może blokować przebudowy miasta). Bardziej rażącym przykładem była sprawa placu Marii Magdaleny i pomnika Skargi: http://krakow.naszemiasto.pl/artykul/895593,krakow-10-lat-sporow-o-pomnik-piotra-skargi,id,t.html. Tu było coś, co zasługiwało na ochronę, mogło ją dostać, ale jej nie dostało. Ja nie dyskutuję z tym, że to prawo istnieje. Wskazuję tylko, w jaki sposób często jest (lub nie jest) wykonywane. I że upatrywanie w nim ochrony przed szpeceniem krajobrazu jest nieporozumieniem. A moje uwagi co do waszych wypowiedzi dot. prawa autorskiego wynikają głównie z pomieszania pojęć i szeregu mitów: - że projekt wnętrz nie podlega ochronie (podlega), - że zastrzeżenia praw mają jakiekolwiek znaczenie dla zakresu lub istnienia ochrony (nie mają) - że "ściągnięcie" cudzego POMYSŁU stanowi "plagiat" (z reguły nie stanowi, bo pomysły, koncepcje etc, nie podlegają ochronie w ramach prawa autorskiego - prawo chroni formę, nie treść) - myli się wam sprzedaż egzemplarza projektu i przeniesienie autorskich praw majątkowych - mylą się wam uprawnienia zbywalne (majątkowe) i niezbywalne (osobiste). - to że coś jest niezbywalne, nie oznacza, że nie można się zgodzić (również blankietowo), na ingerencję w ten zakres,\ - mylą się wam (powszechne u architektów), przepisy prawa budowlanego z przepisami prawa autorskiego etc. Można by tak długo . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Elfir 08.04.2013 13:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 ciekawe co powiedziałby wlaściciel ogrodu, gdybym powołała się na ochronę projektu ogrodu, gdy posadzi w nim coś, co nie było uwzględnione w projekcie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dr_au 08.04.2013 13:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 elfir - prawo nie zastąpi zdrowego rozsądku. Teoretycznie jeżeli prawnik napisze umowę, może - z powołaniem się na prawo autorskie - zakazać wprowadzania zmian do niej (jak również powielania jej itp.). To nie jest abstrakcja - ze dwa razy zetknąłem się z takimi pomysłami. Oczywiście jak się domyślasz mało rzeczy tak działa studząco na relacje z klientem, stąd pomysły takie są z reguły bezlitośnie tępione. Nakładają się tu dwa problemy. Po pierwsze ochrony tzw. kleine munze - czyli dzieł o małym wkładzie twórczym, ale wystarczającym do uznania ich za chronione prawem autorskim. Formalnie tej drobnej monecie przysługują wszystkie "duże" prawa, takie jak np. "Czarodziejskiej Górze", albo (z innej bajki) "Wiedźminowi". Po drugie dzieł sztuki użytkowej, w przypadku których trzeba uwzględnić utylitarne ich przeznaczenie. Niestety w większości wypadków w takich przypadkach nie można z góry (czyli przed sporem sądowym) powiedzieć nic pewnego i jest to (jeżeli się nie zabezpieczysz w umowie) obszar ryzyka prawnego. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dr_au 08.04.2013 14:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 dr_au "Ale ktoś to w końcu zaprojektował i ten ktoś był architektem." - tak samo jak ktoś napisał piosenki i wiersze wychwalające system i grał w propagandowych filmach. Architekt też musi jeść, a w tamtych czasach nie było rozbudowanego rynku budownictwa indywidualnego. Elfir - to co widać na obrazku to w całości efekt budownictwa w nowej rzeczywistości. Ba - powstało to już po roku 2000. Wcześniej były tam tylko łąki. Nawet ulic nie było. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Elfir 08.04.2013 14:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 Myslałam, że to lata 70-te Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dr_au 08.04.2013 14:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2013 Jak chcesz pooglądać, to : https://maps.google.pl/maps?q=50.020179,19.89789&num=1&t=h&vpsrc=0&ie=UTF8&ll=50.02011,19.898035&spn=0.00029,0.000652&z=21 I dalej street view. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.