Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Na psa urok albo kto kogo wykończy...


Recommended Posts

Od strasznie dawna nosiłam się z zamiarem poopowiadania o naszych zmaganiach z Konkursowym... ale ciągle coś sprawiało, że nie zakładałam dziennika. A to brak czasu, a to awaria komputera, która zniszczyła wszystkie nasze zdjęcia, a to pewien mały terrorysta, obecnie niemal 8-miesięczny, którego strasznie wkurza, gdy mama siada do komputera i nie pozwala mu gryźć klawiatury...

 

Tak czy owak, zaczynam teraz.

 

Tytuł mojego dziennika, jak widać, składa się z dwóch członów - "na psa urok" ma sygnalizować, że tak naprawdę to budowanie zaczęło się tylko dlatego, że znaleźliśmy się - i nadal pozostajemy - pod urokiem pewnego psa, a konkretnie... trzech psów. Wlaściwie to... chwilowo jedenastu... Ale o tym może później...

Zaś "kto kogo wykończy" to pytanie, któe często sobie zadaję - wykańczamy Konkursowego, a on wykańcza nas, i czasem pytam sama siebie, czy dożyję końca tego wykańczania.

 

Czasu, jak wspomniałam, mam mało. Dlatego pisać będę pewnie tylko od czasu do czasu, gdy mały terrorysta, zwany tez Kapitanem Pijawką lub po prostu Jackiem, będzie spał. Gdy żaden z moich psów nie będzie prosił na siusiu, gdy będę miała posprzątane w moim małym mieszkanku, gdy akurat nie będę gotować... i tak dalej. Teraz jest taka chwila.

 

Ponieważ, jak już wspomniałam, wszystkie zdjęcia dokumentujące "rośnięcie" Konkursowego wcięło - na początku będzie głównie opowieść nieokraszona fotkami.

 

Jedna z nielicznych fotografii, jakie się uchowały, to "Oględziny działki" przez Pana Męża z - jakże by inaczej - psami:

 

http://img222.imageshack.us/img222/1240/ogldzinydziaki.jpg

 

Potem oglądały same psy:

http://img696.imageshack.us/img696/3379/r16if6.jpg

 

I chyba im się spodobało. Ale prawdziwie zachwycone były tym, co mamy obok działki - pola, pola, pola, lasy, lasy, lasy... Cudnie!

 

http://img222.imageshack.us/img222/958/r13li9.jpg

 

Ja też szczerze mówiąc najbardziej zachwycałam się właśnie tym. Gdy już mieliśmy wytyczony budynek, stawałam sobie tam, gdzie będzie moja kuchnia, i patrzyłam - na to będę miała widok podczas zmywania, a na to, gdy zasiądziemy do stołu...

O, tu właśnie widok z "okna kuchennego" - nieistniejącego wówczas jeszcze nawet w zarysach :-)

 

http://img46.imageshack.us/img46/4392/widokzoknakuchennego.jpg

 

No, to mój czas minął. Obowiązki :evil: wzywają.

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 600
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

A no faktycznie, prawie sąsiadki.

Czy Twoja Nowa Ruda to tam, gdzie jeżdżę na wystawy w grudniu?

 

Psy - tak, jeden to wyżeł, drugi zaś - gończy gaskoński. Ściślej biorąc: mały niebieski gończy gaskoński, w oryginale Petit Bleu de Gascogne. Teraz mam jeszcze jedną wyżlicę oraz chwilowo 8 gończątek :-)

 

Psy będą odgrywały znaczącą rolę w mojej opowieści, ponieważ - jak wspomniałam w pierwszym poście - to z ich powodu właściwie zaczęło się budowanie.

 

Powinnam chyba zacząć od tego, że jestem psiarą z urodzenia, a fioła na punkcie psów wyssałam chyba z mlekiem matki (bo moja Mama tez jest zbzikowaną psiarą). Natomiast Pan Mąż jest zupełnie normalnym człowiekiem, w dodatku wychowanym na wsi, gdzie pies, owszem, ale przy budzie i tylko do stróżowania. W mieszkaniu - po co?!!!

 

Błagałam go o psa przez 10 lat. Początkowo miał to być jakikolwiek pies, po prostu pies w typie jakiejś rasy, która by mi się podobała. Potem zaczęłam dojrzewać do idei rasowy=rodowodowy (a nie było to łatwe, przez całe dzieciństwo miałam pseudorasowe kundelki i wydawało mi się, że to jest OK)

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak więc wreszcie po 10 latach Pan Mąż zgodził się na psa. Błagaliśmy go już wtedy w trójkę - ja i dwaj synkowie. Zgodził się, acz niechętnie, na wyżła weimarskiego.

 

Życie płata nam jednak niezłe figle. Okazało się bowiem, że wyżeł, a właściwie wyżlica, Grzanka, ukochała sobie właśnie Pana Męża. A jak wierny potrafi być taki wyżeł, to wie tylko ten, kto czytał opowiadanie Nałkowskiej pt. "Pies". To jest wcielenie wierności, miłości, oddania. Taka jest nasza Grzanka. I co? I Pan Mąż wpadł. Po uszy. Pokochał Grzankę. I to był wbrew pozorom pierwszy krok do naszej budowy.

 

Drugi krok brzmiał "założenie hodowli". To było moje marzenie, wyniesione z dzieciństwa, kiedy to moja Mama hodowała charty afgańskie - właściwie usiłowała je hodować, bo pożar mieszkania zniweczył jej plany. Odchowała tylko jeden miot, ale to wystarczylo, abym pokochała pracę ze szczeniaczkami (tak, tak, to JEST praca). A zatem krok drugi:

- Mężu, założyłabym hodowlę, co? No proooooszę.

- Hodowlę? W mieszkaniu? Zgłupiałaś do reszty?!

 

Miał trochę racji. Ale nie do końca. Bo jeśli ktoś wie co nieco o szczeniaczkach, to zdaje sobie sprawę, że powinny one miec od początku kontakt z człowiekiem, być socjalizowane, słyszec dziwne domowe odglosy, widywac różnych ludzi itd. Taką socjalizację zapewnia - według mnie - tylko odchowywanie maluchów w domu. No dobrze, w DOMU. Ale w dwupokojowym mieszkaniu?

 

CDN.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hodowlę jednak założyłam. Tak się jakoś dzieje, że zazwyczaj stawiam na swoim :lol:

Szczenięta - no cóż, czasem naprawdę dawały nam w kość, ale wszyscy to polubiliśmy. Nie odchowujemy ich w końcu często, raptem raz do roku, a kiedy u nas są, to telewizor i komputer nie mają szans, siedzimy z nimi w kuchni i gapimy się na to, jak poznają świat, jak uczą się postępowac w psim stadzie, jak uczą się nas i naszych reguł...

I tak napawdę to nie ta zasiusiana kuchnia sprawiła, że zapragnęliśmy mieć DOM. Nie. Sprawiły to kolejne psy. Do Grzanki dołączyła Saskja, niebieska gończa z Gaskonii. I okazało się, że najwspanialszym zajęciem na świecie jest zabieranie ich w pole, na długie, niczym nieskrępowane szaleństwo. A z naszego mieszkanka daleko jest do pól i łąk.

I jeszcze się okazało, że chcielibyśmy zostawić sobie córeczkę Grzanki... A to już w dwupokojowym mieszkaniu... wiadomo...

 

Tak więc jakoś samo się narodziło rozwiązanie - musimy mieć dom. Malutki, zgrabniutki, na skraju lasu albo pól jakichś. Żeby nie bylo tam ulic i hałasu. Żeby jednoczesnie nie było to zbyt daleko, bo ja jestem najgorszym kierowcą świata, a poza tym dzieci chodzą do różnych szkół, my belfrzy uczymy w jeszcze innych, każdy kończy o innej porze... Tak więc niedaleko.

 

Najpierw oglądaliśmy domy na sprzedaż. Żaden się dla nas nie nadawał, ale w sumie nie umiałabym powiedzieć, dlaczego.

 

Potem zaczęły się poszukiwania ziemi. Oj, to dopiero były kłótnie :lol: Posypało się brzydkich słów co niemiara... Mój Pan Mąż chciał nabyć taki kawałek w kształcie dłuuuuugiej kiszki. Z jednej strony brzydki dom. Z drugiej - nasi znajomi chcieli nabyć drugą kiszkę i zamierzali postawić swój dom. W dali - inne domy. A przed działką - droga i tuż za nią ogromny betonowy płot. O, nie! Po moim trupie!

 

Pamiętam ten wieczór, chyba sierpniowy. Znajomi pojechali z nami, obejrzeć jeszcze raz i ostatecznie zadecydować. Był tam właściciel tej ziemi, wszyscy byli na "tak", facet zjeżdża z ceną ciut ciut, aby mnie przekonać. A ja gapię się na ten beton i wyobrażam sobie, że to mój widok z sypialni na przykład. Albo z kuchni, gdy smażę placki ziemniaczane. I wciąz mówię "Nie!".

 

Wtedy Mąż wpadł w ten rodzaj złości, którego bardzo nie lubię, taki chłodek ironiczny, nic nie mówi, uśmiecha sie dziwnie i w ogóle lekko kpi. Kazał mi wsiadać do auta i zawiózł mnie za miasto. Dosłownie tuż za znak z nazwą naszej miejscowości. Stanął na polnej drodze, "zaparkował" pod dębem - dębów tam mnóstwo - wlazł po kolana w wysoką trawę, wyciągnął z niej ze dwie kanie (takie grzyby), i powiedział "To jak ci się nigdzie nie podoba, to może tutaj, co?"

 

Jako się rzekło, był wieczór. Słoneczko zachodziło. Było pięknie. Cicho. Te grzyby. Te dęby. Powiedziałam "Tak. Tutaj może być" - a jemu szczęka opadła, bo był pewien, że powiem np. "no dobra, niech już będzie tam naprzeciwko tego betonu, bo tu takie odludzie...".

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ był to już schyłek lata, a my byliśy dopiero na etapie - "kupmy tę ziemię, jeśli jest na sprzedaż", więc jasne było, że do wiosny nie ruszymy na pewno. Pan Mąż zajął się zatem formalnościami, bo okazało się, że ziemia, owszem, jest na sprzedaż i jedynym problemem jest w zasadzie drobny i jakże mało znaczący fakt, że.... nie mamy pieniędzy :lol:

Tymczasem ja zajęłam się wertowaniem katalogu z projektami "Muratora".

 

Najmniej chyba zwracałam uwagę na wygląd domu. Nie, nie mogę powiedzieć, że jest mi wszystko jedno, ale dla mnie ten dom nie miał być ładny. Ładnym to ja go mogłam uczynić - a to kolorem ścian i dachu, a to stolarką okienną i drzwiową, a to roślinami dokoła... Dom miał być wygodny. A to oznaczało:

- Oddzielny pokój dla każdego domownika oraz osobne pomieszczenie - niekoniecznie pokój - dla psów.

- Z pomieszczenia dla psów musiało być wyjście na dwór, i to nie mogło być wyjście na tę stronę, gdzie jest garaż. Wiele projektów, które bralam początkowo pod uwagę, miało nawet fajne pomieszczenia gospodarcze, które chciałam przystosowac dla moich zwierzaków - ale pomieszczenia te wychodziły na stronę frontową. A więc - odpada. Bo pies wybiegnie i wpadnie pod samochód witając ukochanego pana. Bo szczeniaki... bo goście obskakiwani przez moje psy... No nie i już.

- Jak najmniej okien dachowych. Wynika to z mojej fobii, którą nazywam "owadofobią", a którą dla odmiany odziedziczyłam chyba po Tatusiu. Wyjaśnię, mój Tatuś nie jest tchórzem. Jest pilotem i latał odrzutowcem. Ileś tam razy było groźnie, raz nawet musiał lądować awaryjnie Iskrą w rzepaku. Dostał medal. Ale wsadzilibyście mu ćmę do samolotu, a pewnie by wyskoczył, nieważne, czy miałby spadochron, czy nie.

No dobrze, może trochę przesadzam. W każdym razie JA bym wyskoczyła. Brr, ćma to jest to, czego nigdy w życiu nie chciałabym dotknąć.

Jeśli dodać do tego nienawiść do much i komarów i absolutną niemożność zaśnięcia, jeśli w pomieszczeniu jest choć jedna komarzyca - to naprawdę okna dachowe nie są dla mnie. Ja muszę mieć proste okna, a w nich siatki. Moskitierki. Cokolwiek.

 

No. I to chyba były najważniejsze kryteria wyboru domu.

 

I jeszcze... miał być tani... He he.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A no faktycznie, prawie sąsiadki.

Czy Twoja Nowa Ruda to tam, gdzie jeżdżę na wystawy w grudniu?

 

Saskja - tak, dokładnie! To jest TA Nowa Ruda, a hala na której odbywają się wystawy barbórkowe, znajduje się około 400 metrów od mojego miejsca zamieszkania :) W tym roku - dokładnie tydzień temu - niestety nie udało mi się odwiedzić wystawy. A co roku staram się tam być...bo kocham zwierzęta i fotografię :) Uwielbiam robić psie portrety :D

Twoja opowieść o psach i miłości do nich już mnie wciągnęła...Co prawda ja mam dwa koty w domu, ale wychowałam się w towarzystwie psów.

Opowiadaj dalej, będę śledzić :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pamiętam już nazw tych wszystkich domów, które brałam pod uwagę. Właściwie to chyba pamiętam tylko jeden - Subtelny. Parterowy, z pomieszczeniem gospodarczym w takim miejscu, że przerobiłabym je i miałoby fajne wyjście i wybieg dla szczeniąt...

Ale Pan Mąż nie chciał parterowego (cóż, zmienił zdanie na etapie wylewania stropu, gdy już było o wieeeeele za późno).

 

Ostatecznie stanęło na Konkursowym. Wersja większa, z balkonem (wrrr, byłam wściekła za ten balkon, ale już nie jestem, już znalazłam dla niego zastosowanie - BĘDĘ TAM TRZYMAŁA BAŻANTY!!!!) i z osobnym pomieszczeniem dla psów, i w ogóle fajny, ale...

 

No właśnie, są "ale". Jeszcze nie mieszkamy, a ja już wiem, że są jakieś "ale". Przede wszystkim, nie ma spiżarni. Poza tym, nie ma piwnicy. Nie ma strychu. Nie będę miała gdzie trzymać masy rzeczy: namiotu, śpiworów, menażek, butów turystycznych, butli turystycznych, kurtek turystycznych... ech, długo bym mogła wymieniać. Bo oprócz psów druga nasza szajba to podróże. Nie jakieś ekstremalne, ale jednak. Te najfajniejsze, którymi żyjemy do dziś, to Nord Kapp, Sycylia (ale z namiotem, z dala od hoteli i znanych kururtów), Szlezwik-Holsztyn, takie tam. Mamy jeszcze kilka takich marzeń.

 

Wracając do budowy - życie znów spłatało nam figla. Gdy już wybraliśmy projekt, załatwiliśmy kredyt (na całość inwestycji, nie mieliśmy nic - tak, wiem, jesteśmy stuknięci), gdy mury pięły się już do góry, a my założyliśmy się z sąsiadem o kilogram gwoździ, że do wieczora skończymy malowanie krokwi i całej reszty tym konserwującym mazidłem... (wygraliśmy te gwoździe!) - własnie wtedy okazało sie, że za jakieś osiem i pół miesiąca... będzie nas więcej. I co? Osobny pokój dla każdego, tak? a figę!!! Jak to bylo u Woody Allena? "Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszlość", tak?

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Aga :lol: . Ależ masz cudnego jeżyka w avatarze :-)

 

Z tymi bażantami, może wyjaśnię - nie jako drób ozdobny, lecz jako pomoce szkoleniowe są mi potrzebne. Bo wyżły powinny wystawiać ptactwo. A u nas ptactwa niet. No oczywiście, są wróbelki, sikoreczki, kraski i inne cuda, ale wyżły wystawiać powinny ptactwo łowne, a tego u nas nie ma. Gdybym nie była hodowcą, to miałabym to w nosie - ja nie poluję, mój wyżeł nie poluje i już, ukierunkowałabym jego instynkty i energię na coś innego. Ale skoro hoduję tę rasę, skoro rodzą się u mnie szczenięta, to powinnam dać o to, aby ich matka przekazala im w genach wszystko, co wyżeł mieć powinien, a więc równiez pasję do wystawiania ptactwa.

Problem w tym, że takie bażanty hodowlane mają nieco inny odwiatr (zapach znaczy) i w dodatku - psy nie powinny ich widzieć "w obejściu" :-) Czuć - tak, owszem, niech sobie czują, węszą z nosem pod wiatr, to jest dobre; ale widywac w tym sensie, jak widują np. kury na podwórku u dziadków na wsi - to już nie.

Czyż wniosek nie nasuwa się sam? Otóż to! Najlepsze zastosowanie dla balkonu, jakie udało mi się wymyślić - hurra! - będę tam właśnie miala bażanty :-)

 

Balkon w Konkursowym jest duży, ma taki fajny okap, wychodzi na południe, więc mi ptaszyny nie zmarzną (latem je oczywiście zasłonię od slońca), a włazi się nań (na ten balkon) z sypialni, do tórej psy dostępu mieć nie będą. Powinno się udać :-)

 

Wkleję jeszcze Konkursowego, aby wszyscy Goście mogli sobie moje bażanciory na balkonie wyobrazić.

 

Tak powinien wyglądać:

 

http://img10.imageshack.us/img10/6196/dom38227.jpg

 

A tak mniej więcej wygląda w tej chwili:

 

http://img709.imageshack.us/img709/583/1002216.jpg

 

Zbliżenie na miejsce akcji "bażantowej":

 

http://img191.imageshack.us/img191/295/1003465.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze tylko dodam, że bażantom krzywda się nie stanie. Będę je li i jedynie umieszczała (w klateczce jakiejś) w krzaczkach albo bruzdach, i pod wiatr prowadzila psy, aby "okładały pole", a potem mają wystawić ptaszka i tyle. Nie chwytać. Nie zjadać. Będzie dobrze i humanitarnie.

 

Wracając do budowy:

 

Zaczęło się wiosną 2008. Budowlańców tfu tfu polecili nam znajomi, którym wspomniani budowlańcy zbudowali dom. O drobnych niedociągnięciach nie wspomnieli, albo wspomnieli w formie żartu. He he...

 

U nas jakoś niedociągnięć było... więcej? Albo my jacyś czepialscy jesteśmy.

nie będe wymieniać wszystkiego. Tylko garstka: zaraz na początku - źle wytyczone ławy. Jakoś tknęło coś mojego Pana Męża o świcie i pojechał sprawdzić z projektem w łapie, tuż przed laniem betonu. Okazalo się, że ściany "jakoś tak inaczej przebiegają... "Tak jakoś" ściana nośna nie wypadłaby tam, gdzie powinna... Nie udało mi się uzyskać szczegółowych informacji, bo mój mąż ma tę paskudną cechę, że problemy kisi w sobie i im gorzej idzie, tym on mniej mówi.

W każdym razie dzięki jego przytomności umysłu ławy poszły tak, jak trzeba.

Potem zaczęło się budowanie. Fajnie było. Ilekroć mój mąż, nazywajmy go może po prostu K. - więc ilekroć K. chciał coś po swojemu, inaczej niż się zazwyczaj robi itd. - panowie fachowcy mówili: "A na ch... ci to?!" (i nie chodzi tu o slowo "cholera").

Ich jedynym argumentem było - że u innych tak nie robili. U siebie samych też nie. No więc na ch... nam to. Przedłużyć ściankę między salonem a kuchnią (bo obliczyłam, że będzie mało miejsca na meble kuchenne i lodówkę - byłoby widac jej "zadek" z salonu) - na ch... nam taka długa ścianka. Powiększyć kotłownię (bo gazu nam nie pociągnęli, więc piec będzie na drewno i węgiel) - a na ch... nam taka duża kotłownia. No i oczywiście na ch... nam pokój dla psów.

A niech to diabli. Na szczęście kotłownię i psi pokój zbudowali wg naszego "chcenia". Jedynie ze ścianką między salonem i kuchnią posłuchaliśmy tych "fachowców" - no i skutek był taki, że miesiąc temu K. dobudował metr tejże ścianki, żeby zmieścił się TV, kominek i żeby zadek lodowki jednak nie demonstrował swych uzwojeń gościom siedzącym w salonie...

 

Wracając do większych i mniejszych "skuch" panow budowlańców - pewnego dnia siedząc w kucki w przyszłym gabinecie (miał wtedy prawie skończone ściany), który tak naprawdę ma być w przyszłości moją sypialnią (bo jest obok psiego pokoju) - zauważyłam, że drzwi, gdy się je wstawi, będą szły jakby... z ukosa. :o No cóż, może i na budowaniu się nie znam, ale jakoś mi się wydawalo, że ściany powinny się... zbiegać... nie wiem, jak to ująć. Tak czy owak, pomierzyłam (choć w sumie nie trzeba było mierzyć, było widac gołym okiem) i wyszło, że gdy się pobuduje jeszcze troszkę, to dwie połowy ściany miną się o jakieś 30 cm :lol:

 

Ech, szkoda słów. Nie będę brnąć w te opowieści o niedoróbkach i błędach, o tym, jak to schody chcieli nam panowie zbudowac tak, że wynurzałyby się na poziom górnego korytarza w połowie jego szerokości (a zbyt szeroki to on nie jest)... A kiedy K. usiłował facetowi wyliczyć, że źle kombinuje, źle mierzy te schody, z kątomierzem w ręce próbował wytłumaczyć - tamten powiedział "ile ty domów w życiu zbudowałeś? Żadnego. A ja wiesz ile zbudowałem? Ze dwadzieścia. No to o co chodzi?!".

Oczywiście zaraz potem schody trzeba było rozkuwać, bo okazalo się, że mój K. miał rację :evil:

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

JeszczeWracając do budowy:

mój mąż ma te paskudną cechę, że problemy kisi w sobie i im gorzej idzie, tym on mniej mówi.

 

Witaj w klubie ! Ja to u mojego nazywam autyzm - im większy problem tym mniej słów :lol: Jak zaniemówi całkiem mamy poważny problem

 

 

 

"ile ty domów w życiu zbudowałeś? Żadnego. A ja wiesz ile zbudowałem? Ze dwadzieścia. No to o co chodzi?!".

 

No tu chyba wlazła by ze mnie bestia ! A swoją ekipę ozłocę, bo nie wyobrażam sobie takich komentarzy i nie chodzi o język tylko szacunek do kogoś kto płaci - więc ma prawo "chcieć" coś inaczej. A moi chłopcy traktowali mnie jak poważnego inwestora. Ciągle o wszystko pytali i czy aby się podoba. Matko ! Sczęściara jestem !

 

Chyba bym mu wywaliła, że nie ważne ile domów wybudował - ten pierwszy spier...y nie będzie mój !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz pokażę Wam, jak to w środku wygląda:

 

http://img690.imageshack.us/img690/3418/parter.jpg

 

Większych zmian nie wprowadzaliśmy. Jedynie:

 

Pokój nr 8 został zmniejszony na rzecz kotłowni. Pokój nr 8 to pokój dla PSÓW, więc meble tam niepotrzebne, a na legowiska i miski, i kojec dla szczeniąt w zupełności wystarczy taki ciut mniejszy.

 

Pokój nr 7 to ten gabinet (sypalnia w przyszlości), gdzie ściany nijak nie chciały się spotkać :lol:

 

W łazience przesunęliśmy nieco ściankę za kibelkiem i w ten sposób uzyskaliśmy wnękę na prysznic. Zaś kibelek jest teraz tam, gdzie w projekcie miał byc prysznic (bo tam jest skos, lepiej pod skosem za przeproszeniem siurac niż brac prysznic).

 

Przedłużeniu uległa ścianka między kuchnią a salonem, czyli między 4 a 6. Bo kominka to ja nie chcę mieć tak na wylocie, lecz bardziej w głębi pokoju, a gdy się go przesunie, to już miejsca na nic innego nie wystarczy. Poza tym, jak już pisałam, ta lodówka i jej zad...

 

Ponadto zdecydowaliśmy się na drzwi przesuwne dwuskrzydłowe między holem a salonem i takież (tylko jednoskrzydłowe oczywiście) między holem a kuchnią. A to dlatego, że czasem jednak trzeba się od psów odgrodzić. Psy czasem przeszkadzają. Nie nam, ale naszym gościom. A gość, wiadomo, ważny jest. Zdarza się i taki gość, który się psów boi (moje psy są duże). Zdarza się gość z maleńkim dzieckiem. Różnie bywa. Tak więc drzwi będą - na wszelki wypadek.

 

Aha, nie będzie natomiast drzwi do garderoby, bo to nie będzie typowa garderoba. Przynajmniej na razie. Tam będą stały szafy na ubrania wierzchnie, których się akurat nie nosi. Bo jak wcześniej pisałam, nie mam pomieszczenia typu stryszek, piwinica itd...

 

A teraz muszę się wziąć do roboty, choć fajnie mi się pisze. Najmłodszy w rodzinie wprawdzi śpi i miło byłoby jeszcze pobumelować, ale wzywają mnie takie oto maleństwa (no teraz już ciut większe; kto ciekaw, jak rosną, niech odwiedzi naszą stronę :) :

 

http://img402.imageshack.us/img402/5894/1005207.jpg

 

Trzeba im wymienić posłanko :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Chyba bym mu wywaliła, że nie ważne ile domów wybudował - ten pierwszy spier...y nie będzie mój !

 

Ha ha, Aga, to wcale nie byłby pierwszy spier...ny :lol: On - jak sie okazuje - tych domów spier... więcej. U tych znajomych np. którzy nam go polecili, potwionie śmierdzi w łazience. Nie wiem, co, podobno coś źle robi z wentylacją. U nas poprawił to później facet od centralnego - bo też bylo źle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arctica - "pasja" - jak pięknie to ujęłaś :-) Nie bzik, nie szajba, nie fioł... Tak często słyszę te określenia, że sama zaczęłam ich używać. A przecież "pasja" brzmi o niebo lepiej, choć nazywa w sumie to samo :-)

 

lucjanmarek - na górze też zmiany, ale niewielkie. Zaraz wstawię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oto góra mojego DOMU:

 

http://img705.imageshack.us/img705/4255/poddasze.jpg

 

Zmiany są naprawdę drobne - w zasadzie tylko zlikwidowaliśmy jedną z łazienek, bo i tak nie byłoby nas stać na wyposażenie wszystkich trzech - jesteśmy belframi i nawet biorąc wszelkie możliwe godziny we wszelkich możliwych szkołach... no wiadomo :)

 

Tak więc łazienka nr 18 poszła do odstrzału. Powiększyliśmy w ten sposób pokój, a przy tym - niestety albo stety, jak kto woli - powstał w nim słup (bo tamtędy przebiega komin). Słup ma swoje zady i walety, jak wiadomo. Można go ciekawe pomalować, oświetlic go fajnie, można na nim zawiesić duże lustro, ale może też widzieć w nim zawalidrogę.

Jeszcze nie wiem. Przekonam się, gdy zamieszkam.

 

Już natomiast wiem, że zamiast łazienki należało zrobić tam garderobę. Nie zrobiliśmy. Cóż, czas pokaże, czy to bardzo źle. Jeśli będzie nam jej bardzo brakowało, to się ją szybciutko zrobi. Myślę, że akurat z garderobą nie będzie wielkiego kłopotu.

 

Póki co w tym pokoju będzie mieszkał najmłodszy obywatel z mamusią i z tatusiem. Za lat niemal cztery, gdy najstarszy z naszych synów pójdzie na studia, najmłodszy zaanektuje jego pokój. Ja wtedy zamierzam zwiać na dół, do psów :oops:

Kto wie, może wtedy dokonamy jakichś przeróbek. Wszystko wyjdzie w praniu.

 

Aha, w łazience nr 21 oczywiście będzie nieco inaczej. Musi być tam prysznic, wanna pójdzie w róg, a umywalka będzie jedna i po drugiej stronie. Kibelek pojdzie pod okno... ale to najlepiej pokażą zdjęcia, gdy już je zrobię (tzn. gdy już łazienka będzie gotowa do obfocenia :-))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A wracając do naszej ekipy "fachmanów" - rozstanie z nimi nastąpiło, gdy zrobili nam tynki na dole. Nie tylko zrobili to byle jak, ale przede wszystkim z powodu kosmicznej wręcz niesłowności i nieterminowości kładli je w listopadzie i grudniu. A potem przyszły mrozy i mokre tynki pozamarzały na ścianach. Pamiętam, jak K. musiał wyjechac, a ja z Jacusiem w brzuszysku, nie mieszcząca się w żadną normalną kurtkę, zakutana w jakies chusty i szaliki, w kurtkach męża i syna zalożonych jedna na drugą, tupałam na budowę, aby palic w pożyczonych od dobrych ludzi kozach - żeby choć częśc tych tynków uratować...

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...