Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Na psa urok albo kto kogo wykończy...


Recommended Posts

Saskja - śliczne to Twoje maleństwo, napatrzeć się nie idzie :D Wyobrażam sobie wszystkie w kupie (w sensie, że razem w jednym miejscu :lol: ). Jak masz takie zdjęcie, to wstawiaj :D

A fachowcy.... No cóż, nie jesteśmy jasnowidzami. Z poleceniami znajomych też różnie bywa. Jednemu coś pasuje, drugiemu już nie. To tak, jak z lekarzami - jeden poleca, drugi narzeka. Widać już tak musi być, że uczymy się najwięcej na własnych błędach. Ale ja oczywiście życzę wszystkim jak najmniej błędów :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 600
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Pewnie, Iwona, co jednemu pasuje, drugiemu może zaszkodzic. Z tymi fachmanami jednak jest taka sprawa, że oni każdemu załażą za skórę. Jednak w sumie i tak są najlepsi z dostępnych tu u nas ekip (mieszkamy na dalekim zadoopiu, dziki zachód, czarna dziura edukacyjna, itd). Nie mówię o firmach, które za ogromne pieniądze zbudują Ci dom od a do z - tylko o tych tanich złotych rączkach", bo na innych by nas nie było stać.

 

No ale jako się rzekło, rozstanie z nimi wisialo w powietrzu i wreszcie stało się faktem rok temu, w grudniu. Od tamtej pory mój biedny mąż usiłował budowac sam.

Oczywiście nie mówię o instalacjach - do centralnego ogrzewania zatrudnił człowieka najdroższego, ale i najlepszego w okolicy. To dzięki niemu nie pośmierduje nam w łazienkach - bo przy okazji poprawiał błędy poprzedników. Wylewki też przyjechali robić panowie wcale nie tani. Zrobili pięknie i szybko.

W ogóle od tego momentu przeważnie chwaliliśmy i się cieszyliśmy. Ale oczywiście coś za coś. Jak się większość rzeczy robi samemu, to tempo znacząco spada...

 

Mały Jacuś wzywa, nie zdążę wkleić zdjęć szczeniorków. Zajrzyj sobie Iwona na http://www.greyfellow.pl - tam w galerii masz sporo fotek i nawet dwa filmiki udało mi się ostatnio nakręcić :-)

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracając do czasów zamierzchłych - pamiętam jeden taki dzionek, gdy paliłam we wspomnianych kozach porozstawianych po całym domu, aby ratowac tynki. Jedna koza w salonie, druga - w korytarzyku między pokojem psim, gabinetem a łazienką; trzecia w garażu. Biegam z żarem na szufelce, aby rozpalić w tamtych dwóch, bo drewno mokre i udało mi się rozhajcowac tylko w salonie. Robi się ciepło. Mogę zdjąć jedną z kurtek i odwinąć jeden szalik. Tylko stopy zamarznięte jak u himalaisty. Sprawdzam na termometrze - już 8 stopni! hurra!!!

 

I wtedy budzi się POTWÓR. Potwór jest mutantem. Czymś pośrednim między szerszeniem a potężną muchą. Mieszkał, jak się okazało, w szczelinie w suficie, tej, z której zwisa kabel z żarówką...

 

CDN, bo się obudził mały Jacek :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na "psa urok" przeczytany od dechy do dechy. A i www obejrzeliśmy z uwagą. Podziwiamy pasję i wiedzę przekazywaną przyszłym pasjonatom.

W sprawie budowy też będziemy nieśmiało szpiegować :wink:

Jesteście jednymi z niewielu którzy wybrali projekt i poczynili w nim niewielkie, bardziej kosmetyczne niż generalne zmiany :D

Serdeczne gratulacje i pisz pisz pisz bo pióro lekkie masz :D

A pewnie matematyczka co...? :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie matematyczka :-) Polonistka i anglistka, 2 w 1 :-)

 

Dziękuję za miłe słowa. Normalnie chyba urosłam, spodnie jakby ciut za krótkie się zrobiły :-) To z tej dumy :-)

 

Wracam do opowieści o POTWORZE.

Otóż potwór się obudził. Jak wcześniej wspomniałam, ja mam coś w rodzaju fobii na takie potwory, a fobia polega nie na tym, że sie boję ukąszenia czy czegoś w tym guście, właściwie to w ogóle bym tego strachem nie nazwała, to jest raczej potężne, wszechogarniające obrzydzenie.... Na samą myśl, że to mogłoby mnie dotknąć... Brrrrrr! Wielkie brrrr!

 

(Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że poza tym jestem prawie zupełnie normalna :oops: )

 

Zatem potwór się obudził - obudziło go ciepło bijące z kozy - i począł obijać się o ściany i sufit salonu pobzykując przy tym groźnie. Uciekam do kuchni. Koza otwarta. Muszę ją zamknąć, bo się za szybko wypali. To koza niemal stuletnia, jeszcze poniemiecka. Długo ciepła nie trzyma, a już otwarta to w ogóle.

Zaglądam, potwór gdzies przysiadł, przyczaił się. Nie widzę przeciwnika, a to chyba najgorsze. Może jest tuż za mną, może nade mną. Podbiegam do kozy, nerwowym ruchem chwytam pogrzebacz, grzebię w węglach, ręce mi drżą, gdy z powrotem nakładam to takie okrągłe, fajerkę czy jak to się nazywa.

Bzyk! Wielki, czarny kształt odrywa się od ściany i lotem pijanego trzmiela zmierza ku mnie. Macham jak opętana pogrzebaczem i spylam do garażu. Siedzę tam, przymarzając po trosze, bo kurtka została w salonie... - a w garażu nie udało mi się jak dotąd przekroczyć 6 stopni. Wreszcie decyduję się wrócić. Potwora nie widać, nie słychać. Oglądam wszystkie ściany, sufity. Gdzieś musi być. Wreszcie znajduję go przycupniętego na kominie.

 

Akcja powtórzyła się jeszcze kilka razy, tylko zamiast pogrzebaczem machałam "Córką fortuny" Isabel Allende (polecam, polecam, polecam!!! - ale do czytania; do machania jest nieporęczna, bo to grubaśne tomisko). Nie będę Wam opisywać, jakim wzrokiem patrzyła na mnie Grzanka, moja wyżlica, która była tam ze mną. Leżała na kocu przed kozą i przyglądała się moim poczynaniom. Gdy potwór się budził i krążył porykując po swojemu, otwierała tylko jedno oko i śledziła jego zwariowany lot. Natomiast gdy szalałam z "Córką fortuny", podnosiła głowę i przekrzywiała ją, jakby chciała zrozumieć moją metodę polowania...

(Ja oczywiście nie chciałam potwora upolować, nie mogłabym zabić owada większego od komara, to także element mojej fobii).

 

Wytrzymałam tak - broniąc się dzielnie - aż nagrzałam dom do temperatury ok. 12 stopni. Potem zabrałam psa i zwiałam.

Mąż wrócił z pracy - opowiadam mu, co przeżyłam. Koszmar. No po prostu ledwie żyję. Nie usiadłam ani na chwilę. Stałam w kuchni i się czaiłam. Ale dokładałam. Nagrzałam. Ratowałam tynki. Chcę, aby był ze mnie dumny. Żeby pochwalił. Żeby obiecał, że wypędzi potwora.

 

Wiecie, co powiedział mąż?

Że on go zna. Potwora. To jego przyjaciel. Tak powiedział!!! Przyjaciel.

Powiedział jakoś tak: "Bo wiesz, gdy ja tam wieczorami siedzę i palę w tych kozach, to tylko on mi towarzyszy. Wylatuje zawsze, gdy zapalam światło. Trochę nieprzytomny jest, ale zawsze to żywa dusza. I zauważyłaś? Taki mięciutki, kosmaty jakiś..." :x

 

Nie poszłam więcej palić w kozach. Niech licho porwie tynki. Niech sobie zamarzną. Ja z kosmatym się nie zaprzyjaźnię i już.

 

Na szczęście mrozy wkrótce odpuściły i tynki wyschły. Odpadło tylko ciut w gabinecie i garażu, pod samym sufitem.

 

Potwora więcej nie widziałam. Mam nadzieję, ze wiosną się wyprowadził na dobre.

 

CDN.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracam do opowieści o POTWORZE.

Otóż potwór się obudził. Jak wcześniej wspomniałam, ja mam coś w rodzaju fobii na takie potwory, a fobia polega nie na tym, że sie boję ukąszenia czy czegoś w tym guście, właściwie to w ogóle bym tego strachem nie nazwała, to jest raczej potężne, wszechogarniające obrzydzenie.... Na samą myśl, że to mogłoby mnie dotknąć... Brrrrrr! Wielkie brrrr!

 

Saskja - odwiedziłam stronkę i jestem pod ogromnym wrażeniem...i piesków, i zapału z jakim się oddajecie tej pasji :) Ten, kto tego nie zpróbuje, nie wie, ile trzeba poświęcić dla takiej pasji.

Co do potworów, doskonale Cię rozumiem. Ja mam arachnofobię, taką prawdziwą, nie urojoną :D Ani przez sekundę nie pozostanę w jednym pomieszczeniu z pająkiem, nawet takim najmniejszym...brrrr..... Na samą myśl o pająkach mam dreszcze. Mam nadzieję, że kiedyś to minie i bardzo chciałabym, żeby stało się to przed wprowadzeniem do nowego domu, gdyż tam pająków nie brakuje. O żmijach już nie wspomnę :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co tu Ci poradzić i nie urazić a z K się tak po męsku zjednoczyć?!?!?!?

Ekspertem od mutantów raczej nie jestem, ot tylko obserwatorem latających pełzających i skaczących, choć raz jeden przeżyłem przygodę godną opowiedzenia.

Rzecz się wydarzyła pięknym latem we Władysławowie, lat temu z piętnaście. Siedziałem sobie na ławce przed domem po 22 i sączyłem to co normalny facet sączyć powinien, lampa uliczna dawała nastrojowe światło, luuuuz-bluuuuzzz świetna pora i nastrój a tu jak mi coś nie usiądzie na czole!!!!!! Bez zastanowienia tak mocno chlasnąłem się w facjatę że prawie przytomność straciłem! A parę w dłoni posiadam :wink:

Dopiero rankiem znalazłem GIGANTA Pasikonika 5-6 centymetrów jak nic!!!! Brrrrr!

Ale.....kilka lat później zadomowił nam się w przewodzie wentylacyjnym świerszcz to dopiero była jazda jak wieczorem koncertować rozpoczynał!

 

Wracając do tematu czas pokaże czy mutant pozostanie z Wami czy może zbyt pochopnie przysiądzie na kozie i.....zaskwierczy :wink:

Albo zostaw tą sprawę Grzance? Tyż Kobitka to szybciej Cię zrozumie i z kłopotu wybawi, niż my Samce Nieczułe na Kobiece Strachy :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eee tam, interpunkcja! Ja nie z tych poprawiających :lol:

 

"Córka fortuny", masz rację, za ciężka była na tę okoliczność :lol:

 

A pasikoniki to takie wielkie potrafią być, też takiego widziałam. Na szczęście tylko oczami, z daleka, na czole mi nie siadał 8) :)

 

Iwona, ja Ci radzę, Ty się spróbuj odfobiować. Ja też nad tym pracuję. Pomalutku, pomalutku, ale do przodu. Kiedyś to bym nawet 5 minut z takim potworem nie wysiedziała w jednym pomieszczeniu. Teraz - jak wynika z mej mrożącej krew w żyłach opowieści - potrafię wytrzymać dość długo...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brrr, masz rację. Ja to nawet jeszcze gorsze brrr zrobiłam - lekarstwo z czosnku, miodu i cytryny. Sąsiadka znalazła przepis w jakimś czasopiśmie i śmy przyrządziły je obie... Ja natychmiast powiedziałam, że jako matka karmiąca pić tego nie moge. Mąż powiediał, że mu niedobrze. Natomiast dwaj starsi chłopcy pili - i byli zdrowi. My z mężam smarkaliśmy jak pieruny, a oni - nic.

Jednak na ostatni weekend młodszy wyjechał do dziadków i lekarstwa nie pił. I natychmiast go wzięło...

Tylko że nie smarkanie. Wygląda to już bardziej na grypę, bo wysoka gorączka, kaszel i mdłości. Ogólnie jest źle. Oby się najmniejszy nie zaraził, bo odpornosci to on jeszcze nie nabył.

 

Skorzystam w tego, ze chora i mniej chora mlodziez przysnęła i wrócę do ubiegłego roku. Otóż K. wtedy postanowił - żadnych więcej ekip, buduję sam, dam radę.

Ja z kolei musiałam podjąć pewną decyzję hodowlaną - był pewien pies, cudny, pięknie zbudowany, no rewelacja, po którym bardzo chciałam mieć szczenięta i jedną suczkę sobie zostawić. Żeby miała jego geny. Żeby je przenosiła dalej. Hodowla to jest takie patrzenie w bardzo daleką przyszłość i w pewnym stopniu wróżenie, tyle że nie z fusów, a z tego, jaki jest dany pies, jakie daje potomstwo, jacy są jego rodzice, dziadkowie itd.

Problem polegał na tym, że pies był z Australii, w Polsce tylko na krótki czas, i ten czas dobiegał właśnie końca. Jeśli chciałam mieć po nim suczkę, to musiałam kryć natychmiast i odchować szczenieta jeszcze w moim obrzydliwie małym mieszkanku.

Zapytałam więc męża, kiedy zamierza skończyć "budować sam". Bo odchować miot w mojej kuchni, OK, mogę, nie pierwszy to raz, dam radę, nawet jeśli z wielkim brzuchem. Ale potem zostawić sobie tę sunię i mieszkać tu, w dwóch pokojach, z trzema psami i maleńką dzidzią, i starszymi synami bałaganiarzami? Co to, to nie. A zatem: kiedy przeprowadzka?

 

Odpowiedział - no myślę, że w wakacje...

 

Ha ha ha - zaśmiała się królewna zlowrogo. Co to za miesiąc my teraz mamy? Grudzień? No to tak jakby wakacje już za nami, co? a przeprowadzki jak dotąd nie było...

 

Ale pretensji do męża mieć nie mogę. Robił, co mógł. Ja też robiłam, co mogłam.

 

CDN, bo się dzieciarnia obudziła :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, odkryłam poważną wadę pisania dziennika. Kiedyś, gdy wchodziłam na FM, poczytywałam sobie dzienniki innych piszących, to tu, to tam, odzywając się rzadko albo wcale. Jako że czasu mam mało i właściwie niemal w każdej godzinie doby choć raz jestem wołana przez najmłodszą latorośl - więc przerywałam sobie w dowolnym miejscu, by potem wrócić (albo i nie) do czytania.

Teraz staję przed wyborem - poczytać czy popisać? I ani na jedno, ani na drugie nie wystarcza mi czasu. Straszne :wink:

 

Może wyznaczę sobie dni - w parzyste czytam, w nieparzyste piszę :lol:

 

Póki maleństwo śpi, spróbuję dokończyć myśl z poprzedniego odcinka. Zatem K. powiedział, że w wakacje przeprowadzka. Urodziły się szczeniaczki, wszystkie piękne jak malowanie. Do końca, do absolutnego koniuszka nie wiedziałam - zostawiać sobie suczkę czy nie.

 

No i którą?

Były piękne. Popatrzcie sami, delikatne pysie, mądre spojrzenia:

Jennefer:

http://img692.imageshack.us/img692/4964/jennefergreyfellowm.jpg

 

Jezabel:

http://img692.imageshack.us/img692/7729/jezabelgreyfellowm.jpg

 

Najspokojniejsza - Joy:

http://img694.imageshack.us/img694/1481/joygreyfellowm.jpg

 

I wśród nich - takie śmieszne pysio - Joko:

http://img31.imageshack.us/img31/7040/jokogreyfellowm.jpg

 

Oczywiście, że właśnie Joko podbiła moje serce.

 

Pomyślałam, że zrobię taki "zaklad z losem" - jeśli nie będzie na nią chętnych do końca tygodnia, to zostaje u mnie. W piątek dzwoni pani i chce sunię. Ja zaczynam kręcić i nagle uświadamiam sobie, że już kocham tę suczkę i nie mogę jej sprzedać, nikomu, za żadne skarby. No i została.

 

Mąż uspokajał, że to tylko kilka miesięcy. Do wakacji. No dobrze, wytrzymamy. Joko rosła, siusiała gdzie popadnie, gryzła buty, meble, kable, jak to szczeniak - a ja urodziłam Jacusia i zrobiło się nam ciasno. No ale to tylko do wakacji.

 

A w wakacje. K. zachorował. Dziwna to była choroba. Po prostu przestał słyszeć. Niby tylko na jedno ucho, ale dla kogoś, kto właśnie traci słuch, to jedno ucho to nie jest "tylko". Szpitale, kroplówki, sterydy - nic. I nikt nie zna przyczyny. Wiecie, co powtarzają lekarze? Stres.

 

Już nie mówiłam "no kiedy wreszcie zbudujesz?". Tylko czekałam. A K. zatrudnił wreszcie panów do płytek podłogowych (bo choć kochamy drewno, to jednak ze względu na psy cały dół wyłożyć trzeba gresem) i do takich tam jeszcze prac typu ocieplanie skosów (części, bo większość K. zrobił sam).

 

Wakacje minęły, panowie "od płytek i reszty" mówili, że lada dzień skończą. Lada dzień miały też być gotowe schody, a także kuchnia z Black&Red&White.

Ja stanęłam przed kolejną decyzją - kilku takich wariatów jak ja dopytywało się o szczeniaczki gończego gaskońskiego - to bardzo rzadka rasa, krycie umówione we Francji - kryć czy nie kryć? Panowie, skończycie do grudnia - pytam. Oczywiście, szefowo, skończymy. Wszystko będzie jak ta lala!

 

Jak tak, to jedziemy do tej Francji.

 

No i cóż. Szczeniaczki jak cukiereczki. Tylko wciąż w tym mieszkanku. A przeprowadzka... hm... może w styczniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I w ten oto sposób rozprawiłam się z przeszłością. Chciałam wyjaśnić, że nie jestem aż tak stuknięta, aby w dwóch pokojach gnieździć się w pięć osób z jedenatoma psami. To naprawdę nie tak miało być.

Ale skoro jest, jak jest, próbuję robić to, co robię - dobrze. I cieszyc się z tego, co mam.

Bo mogłoby być gorzej.

 

Teraz już będę mogła na bieżąco opowiadać, co sie u nas na budowie dzieje.

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I chyba dobrze, że wyłączyłaś ten wsteczny i zaczniesz pisać na bieżąco bo ja już nie nadążałam :lol: :lol: :lol: a pasjonatów podglądam z pasją.

 

Ta pasja przypaliłaby mi wczoraj ...makaron. Tak tak - makaron. A przypalić makaron to się trzeba postarać ...bo najpierw się musi rozgotować...potem się robi berbelucha ...i na tę berbeluchę wpadł do kuchni mąż i ...uratował garnek. Spojrzał tylko na mnie tym swoim psim wzrokiem i powiedział

 

- Ja te kluski ugotuję - siedź już przy tym komputerze

 

I tak oto przez forum zostałam "domowym marniszem makaronu" :lol: :lol: :lol:

 

Ale za to fajnie się czyta jak ktoś ma taką lekkość pisania jak ty .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agatka77, niemal nikt nie zna tych ras, zwłaszcza małego gaskończyka (który tak naprawdę jest średni, a nie mały). A szkoda, bo to cudowne psiaki.

A zdjęcia domku? - oczywiście będą, głównie domku. Ale psy czasem się wkomponowują w domek :-)

 

AgaJeżyk - no gratulacje. Ja też umiem zrobić berbeluchę z makaronu :oops:

 

To teraz już o budowaniu.

 

W tym punkcie byliśmy, gdy K. zaczął chorować:

http://img43.imageshack.us/img43/4849/grapokj3p.jpg

 

Potem przyszli panowie "od wszystkiego" i przygotowali dom do malowania. K. maluje sam. Na dole gotowy jest gabinet, prawie gotowa kuchnia - była już zupełnie gotowa, ale po zamontowaniu okazało się, że na płycie indukcyjnej jets maleńka rysa, więc poszła do reklamacji. Teraz czekamy na nową - i już będzie gotowa.

Jadalnia też wymalowana.

 

Na fotce mam tylko gabinet - kolor migdałowy z Dekorala, ale jest to farba już nie do zdobycia, nie-lateksowa, taka, jak to dawniej robili. Jakoś tak się na nią uparłam. Ja wiem, że teraz wszyscy malują lateksową, ale tu w mieszkaniu mam pleśń... Bardzo chciałam, aby w nowym domu tego nie było. Gabinet nie ma wentylacji, jest jakby na uboczu, ciąg powietrza go omija - sprawdziłam to susząc tynki. Może i głupio, może niepotrzebnie - ale daliśmy tam tę farbę i już.

 

Taki jest ten kolor, bardzo delikatny:

http://img43.imageshack.us/img43/3884/dgabinet.jpg

 

Na podłodze wszędzie mam gres Moderno z Opoczna. Jasny. Tylko w holu środkiem puściliśmy ciemny, o smakowitej nazwie Mocca. Już widzimy, że to był błąd, bo psie łapy odbijają się na nim jak pieczątki. A na jasnym tak nie widać...

 

http://img35.imageshack.us/img35/6725/1005073.jpg

 

To, co widać po prawej, to klatka schodowa. Pomalowana jest kolorkiem Zapach Mchu Dekorala - uwiodła mnie ta nazwa. Ale kolor też mnie uwiódł. Tylko zdjęcie oczywiście kłamie, on wygląda zupełnie inaczej...

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapach Mchu jest też w górnym korytarzu, tu również oczywiscie aparat przekłamał, ale już chyba mniej:

 

http://img9.imageshack.us/img9/8364/gornykorytarz.jpg

 

http://img692.imageshack.us/img692/1710/grab.jpg

 

i znowu klatka schodowa - tu będzie ładny kinkiecik

http://img44.imageshack.us/img44/4458/klatkaschodowa.jpg

 

Na górze dwa pokoje są już pomalowane. Dzieciaki same wybierały kolory, nie pozwoliły sobie nic zasugerować... W rezultacie pokój starszego wyszedł za zimny (zielono-niebieski), zaś młodszego - zbyt ciepły (zółto-pomarańczowy).

 

Oto ten cieplejszy:

http://img44.imageshack.us/img44/4540/mackapokj.jpg

 

http://img692.imageshack.us/img692/4198/macka.jpg

 

a to zimniejszy:

http://img693.imageshack.us/img693/7508/oknawojtka.jpg

 

http://img44.imageshack.us/img44/3224/wojtka.jpg

 

Jak widać na zdjęciach "okiennych", w Konkursowym dobrze jest jednak podnieść ściankę kolankową o jeden bloczek. My tego nie zrobiliśmy, bo do naszej ekipy mąż po prostu stracił zaufanie i bał się, że coś schrzanią. Pamiętam dyskusję na ten temat, oni po swojemu "na ch... ci to" i zamierzali zastosować jakies tam uproszczone rozwiązania, a wtedy K. powiedział kategorycznie "Nie!".

Teraz będę miała problem z ubraniem w coś tych okien, bo karnisz nie wejdzie, pozostają tylko rolety. U starszego to nie takie istotne, bo ma piękny widok na dęby, ale z okien młodszego widać głównie rozkopane sąsiednie działki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozpoczęło się wstawianie drzwi - K. robi to sam, oczywiście. To Porta Nova, o ile pamiętam, z szybkami żaluzjowymi.

Jeszcze zapakowane wyglądały tak:

 

http://img163.imageshack.us/img163/7088/drzwi.jpg

 

A jak wyglądają po wstawieniu, to muszę dopiero sfotografować. Ale powiem Wam, że ładnie.

 

Na górze w korytarzu K. położył panele - Dąb Umbria Kronostep. Prosiłam, aby cyknął zdjęcie, więc cyknął - jeden panel :evil:

 

http://img9.imageshack.us/img9/8751/1005052q.jpg

 

Natomiast w górnych pokojach, sypialniach znaczy, będziemy mieli wykładziny dywanowe. Wiem, że roztocza i te sprawy.. Ale my lubimy właśnie tak, mięciutko. Zawsze tak mieliśmy. Teraz będzie czyściej, bo schody będą miały taka barierkę, żeby psy nie wchodziły - ze względu na raczkującego Jacka. Tak więc odpadnie problem sierści. Będzie dobrze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak widac, nie jest tak tragicznie i teoretycznie niedługo powinniśmy się przeprowadzac. Jednak są dwa problemy:

1) Pan Mąż nie umie sobie odpuścić w pracy. Nie umie i już. Jest dobry w tym, co robi, i chce nadal robić to dobrze. A skutek tego jest taki, że pobudowac może jedynie w soboty i niedziele.

2) coś tam się porobilo z naszym kredytem. Ja nie mam pamięci do pieniędzy, naprawdę, nawet nie wiem, ile płaciliśmy za ziemię :oops: - dlatego nie zapamiętałam też, o jakie to kwoty chodziło, w każdym razie w związku z tym, że przekroczyliśmy ileś tam procent wartości nieruchomości (oczywiście nie dlatego, żeśmy to przepili, tylko z powodu zmian kursu franka, wzrostu cen i ogólnego kryzysu) - ostatnia transza wpłynęła dużo niższa niż powinna wg tego, co nam przyznano...

 

Z tej ostatniej przyczyny również nie urządzę tego domu tak, jak bym chciała. Wiele rzeczy trzeba było i jeszcze będzie trzeba kupić tańszych, gorszych, brzydszych pewnie... Trudno. Nie będziemy na pewno kupować tandety, która udaje, że jest czymś innym - po prostu kupimy mniej, tylko to, bez czego sobie życia nie wyobrażamy.

Na dopieszczenie wnętrz przyjdzie czas później.

 

CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...