Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Budujemy DOM - komentarze


Recommended Posts

WIELKI POCZĄTEK

 

Muszę nadrobić zaległości ;)

 

Nasz dom budujemy systemem gospodarczym, co oznacza tyle, że sami załatwiamy kolejne ekipy, towar, synchronizujemy całość, a niektóre rzeczy sami wykonujemy.

Staramy się dogłębnie przemyśleć każdą decyzję budowlaną. Nie robimy niczego na „Panie, tak się robi!”. W końcu powstaje NASZ DOM.

 

Przedwiośnie

Jeszcze od jesieni miałem nagranego koparkowego. Teraz męczyłem go od dwóch tygodni:

- Panie Sławku, może jutro, nie?, to może za trzy dni?

- Nie panie Pawle, znam ten teren, ziemia mocno zmarznięta. Koparkę uszkodzę.

Miał mnie dość, bo stwierdził

- Jak się panu śpieszy, proszę poszukać kogoś innego.

W nocy co prawda temperatura dochodziła przy gruncie do -8st.C, za to w dzień, w słońcu, było już +10st.C.

Nie mogłem zrozumieć co mu jest zmarznięte?

Mam niedaleko (teraz już) zaprzyjaźnioną hurtownię budowlaną. Wypytywałem ich, czy nie znają jakiegoś taniego i rzetelnego koparkowego? Szefowa poszperała w swoich zapiskach i... podała mi numer do „mojego”. Okazało się, że to najporządniejszy w okolicy.

W końcu zgodził się przyjechać i zdjąć humus. I co? I okazało się, że... miał rację. Nie tyle kopał, co wyrywał zamarznięte płaty ziemi, wielkie bloki grube na 40 centymetrów. Ach to "wygnajewo" – w tym czasie u nas, w mieście, ziemia zamarznięta była na mniej niż głębokość szpadla.

Ziemię udało się zdjąć bez awarii. Zamarznięty był dokładnie humus. Po jego zdjęciu, w dziurze pojawił się tylko żółty piach, zaś na górze humusu leżącej obok nie było ani grama piachu. Niby to oczywiste, ale niedawno, niedaleko, komuś zdejmowali humus i wyraźnie było widać, że koparkowy się nie przyłożył. Zdjął z 10 centymetrów za mało i ziemia w wykopie była tak samo czarna jak dookoła. Niezły początek – pierwsza czynność na budowie i już wtopa.

 

http://i55.tinypic.com/eu4qa1.jpg

 

http://i55.tinypic.com/2010ncp.jpg

 

http://i54.tinypic.com/yz3t2.jpg

 

Jeszcze nie zdążyła odjechać koparka, a przyjechał geodeta. Ponieważ nasz dom jest prosty jak cep, geodeta musiał wyznaczyć jedynie cztery narożniki domu. Robota lekka, łatwa, przyjemna i dobrze płatna. 100 złotych od narożnika.

 

http://i51.tinypic.com/qxm000.jpg

 

Nazajutrz pojawiła się majster z ekipą. Łącznie sześć osób. Wykopali rów na ławę fundamentową (po prostokącie 10 na 13 metrów), wylali chudy beton, skręcili zbrojenie i zalali ławę betonem, który przyjechał w gruszce. Wszystko jednego dnia.

A w międzyczasie ja włożyłem bednarkę we fundament.

 

http://i55.tinypic.com/ezgw8m.jpg

 

http://i52.tinypic.com/f9m4hc.jpg

 

http://i53.tinypic.com/25yujic.jpg

 

http://i51.tinypic.com/es89hg.jpg

 

Zdecydowaliśmy się na ławę laną w grunt, ponieważ ziemia u nas jest gliniasta. Zresztą – ja mam swoją teorię na temat fundamentu, niekoniecznie słuszną, ale jestem do niej przekonany. I lanie betonu w grunt (ale betonu z profesjonalnej betoniarni) idealnie wpisuje się w nią. Widzę, że w okolicy jest to norma.

Betonu na ławy zamówiliśmy 10m3. Z matematycznych obliczeń wynikało, że potrzeba 9m3, do tego dołożyliśmy 10% i zaokrągliliśmy w górę. Wyszło idealnie.

Za radą majstra, gruszkę zamówiliśmy bez pompy. Dookoła wykopu mamy tyle przestrzeni, że „gruszkowy” bez trudu manewrował tak by ustawiać się według widzimisię majstra. Jest to bardzo wygodne i ekonomiczne rozwiązanie. Podobnie postąpiliśmy później, podczas zalewania podbetonem. Rozwiązanie się sprawdziło, a kilka złotych zostało w kieszeni.

 

http://i56.tinypic.com/9sc505.jpg

 

http://i54.tinypic.com/2r2n795.jpg

 

http://i54.tinypic.com/10n6rt5.jpg

 

http://i53.tinypic.com/2a6ryah.jpg

 

http://i56.tinypic.com/nbu0dd.jpg

 

Na izolację poziomą na ławę fundamentową wybraliśmy grubą folię. Na to pięć warstw bloczków betonowych. Miały być cztery, ale fundament wyszedł niskawo (przyznaję że na oko), a że – parafrazując popularne powiedzenie – lepiej dom posadowić dziesięć centymetrów za wysoko, niż dwa centymetry za nisko, po godzinnej debacie zdecydowaliśmy się na jeszcze jedną warstwę.

 

Mniej więcej w tym czasie przeżyłem pierwszy (i na razie ostatni) kryzys związany z budową.

Okazało się, że pomimo że jestem w pracy, codziennie wykonuję kilkanaście telefonów i organizuję całą logistykę budowy. Na co dzień przyzwyczajony jestem do współpracowników bardziej samodzielnych. Zgodnie z zasadą „uzgodnij i zapomnij”. Z budowlańcami tak nie jest.

Do tego rynek materiałów budowlanych jest jednak bardzo płytki. Wyboru żadnego, a często brak towaru.

Tak było z bloczkami betonowymi. W tym samym momencie co my, wszyscy wystartowali z budowami i bloczki ze składów schodziły na pniu. Handlowcy pocieszali mnie, że za tydzień lub dwa bloczków będzie zatrzęsienie. Fajnie, tyle że my potrzebowaliśmy „na już”. Oczywiście o wyborze 12-to czy 14-to centymetrowych nie ma co marzyć. Bierz co jest, a jak nie, pięciu już na nie czeka.

Z bloczkami silikatowymi także był cyrk. Zebrałem oferty z kilkunastu hurtowni i wszędzie oferowali mi Silkę Xelli. A ja się uparłem na inne. I w końcu je znalazłem. Oczywiście „te inne” okazały się trzy tysiące tańsze.

 

Warto wspomnieć o hurtowniach.

Przygotowując się do budowy, spisywałem z wątków wielkopolskich, namiary na polecane hurtownie. Wszystkie dobrze zaopatrzone, wszystkie tanie, inwestorzy byli z wszystkich zadowoleni. Z nadzieją na dobre ceny zebrałem oferty. Okazało się, że różnice w cenach są symboliczne. Różnice na poszczególnych towarach były czasem spore, ale globalnie, pakiet towarów o który się pytałem, kosztował wszędzie zadziwiająco podobnie. Psu na budę te wszystkie adresy.

Ostatecznie korzystamy z dwóch hurtowni. Większość materiałów kupujemy w „HDMB Maszewski”, której to hurtowni nikt na forum nie polecał. Moim zdaniem mają tanio, a z obsługi jestem zadowolony. Drobnicę i rzeczy potrzebne na zaraz, majster kupuje „na WuZetkę” w najbliższej hurtowni. W naszym przypadku taki układ się sprawdza i pozwala nieco odciążyć nas od budowlanej logistyki.

Oczywiście i tak nie uniknęliśmy akcji, jak z tymi cholernymi bloczkami, kiedy przez godzinę obdzwaniałem hurtownie w poszukiwaniu towaru na już.

 

Następnym wpisem powinienem dobrnąć do skończonego stanu zerowego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...
  • Odpowiedzi 57
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

STAN „ZEROWY”

 

Izolacja pionowa i ocieplenie fundamentów.

Ścianę fundamentową izolowaliśmy od zewnątrz dwa razy dysperbitem na podkładzie z jednej warstwy rozcieńczonego dysperbitu. Od wewnątrz jeden raz dysperbitem. Żadnych folii kubełkowych nie stosowaliśmy. Przemawia do mnie teoria, z jaką spotkałem się tu na forum i jaką wyznaje mój kierownik budowy, że folia zastosowana „automatycznie”, bez pomyślunku, może więcej zaszkodzić, niż pomóc i w takim gruncie jak nasz nie ma co się napinać na folię, jeśli nie ma drenażu. Drenaż pewnie moglibyśmy zrobić, ale później nie było by, z racji gliniastego gruntu, gdzie tę wodę odprowadzić.

 

http://i56.tinypic.com/213hvko.jpg

 

http://i52.tinypic.com/2eyx6dj.jpg

 

Do ocieplenia fundamentów wybraliśmy polistyren XPS. Jak większość, chcieliśmy zaoszczędzić i kupić zwykły styropian, tyle że we wersji „aqua”, ale to rozwiązanie nie przemawiało do mnie. XPS a styropian to są jednak zupełnie inne materiały i tylko producenci tego drugiego twierdzą, że różnica jest znikoma. Styropian „wodoodporny” ma czterokrotnie wyższy współczynnik nasiąkliwości wodą, niż XPS (3,0 wobec 0,7). Jeśli się nie zastosuje jakiejś specjalnej izolacji, w naszych warunkach gruntowych styropian, prędzej czy później nasiąknie wodą, a jego opór cieplny gwałtownie zmaleje. XPS nie powinien (z ciekawostek - warto przeczytać do jakich celów go wynaleziono).

My budujemy dom, który roboczo nazywamy „półpasywnym” i na takie szczegóły musimy zwracać uwagę. Z też względu zastosowaliśmy płyty frezowane.

 

Klej do styropianu.

W hurtowni namówili mnie na zastosowanie kleju do XPSa w piance (konkretnie Tytan EOS, ale jest kilka takich systemów na rynku). Miało wyjść taniej, niż za tradycyjny klej. I wyszło, ale zastosowanie tego kleju uważam za nasz błąd. Pierwszym ostrzeżeniem była uwaga majstra: „my tym nigdy nie kleiliśmy”. Technika klejenia jest taka, że nanosi się cztery pionowe „warkocze” pianki na płytę, a następnie przyciska ją do klejonej powierzchni. A więc prosto i szybko. Chłopaki starały się, ale widać było, że idzie im koślawo. W efekcie, mam wątpliwości czy płyty są przyklejone równie mocno, jak przy tradycyjnym kleju. Problemu dużego nie ma, jako że płyty są, jedne w całości, inne w trzech czwartych, przysypane piaskiem, ale gdyby był to styropian elewacyjny, pewnie decydowalibyśmy się na zrywanie go.

Pomiędzy płytami XPS a ścianą fundamentową powstała szpara grubości centymetra. Zapiankowałem ją od góry. Mamy dzięki temu dodatkową, centymetrową warstwę izolacji (nieruchome powietrze jest dobrym izolatorem), ale – znów – gdyby było to ocieplenie ścian parteru, taka warstwa, z racji swojej wysokości, byłaby już szkodliwa.

Nie wyszło źle, ale ja mam nauczkę, by nie stosować tego rozwiązania przy ocieplaniu części nadziemnej.

Tę myśl można rozwinąć dalej. Nawet dobra ekipa może nawet najlepsze rozwiązanie spieprzyć, jeśli nie ma w tej kwestii doświadczenia. Obiecałem sobie, że będzie to jedna z moich myśli przewodnich, którymi kierować się będę podczas dalszej części budowy.

 

Ścianka fundamentowa od zewnątrz ocieplona jest XPSem o grubości 12cm, od wewnątrz XPSem o grubości 5cm. Majster, kiedy się dowiedział, że ocieplamy fundament od wewnątrz, bardzo chciał nas od tego odwieść. Powoływał się ma swoje doświadczenie, empirykę, autorytety z którymi o naszym pomyśle rozmawiał. Ale nic z tego. Uparliśmy się ocieplić fundament od wewnątrz i wyrzucić te sześć stów w błoto, i dopięliśmy swego.

 

http://i51.tinypic.com/4k8sbc.jpg

 

http://i56.tinypic.com/s27e5h.jpg

 

http://i54.tinypic.com/9k8oyf.jpg

 

Ekipa wymurowała nam ścianki fundamentowe i sobie pojechała, zarabiać na innych budowach. My zabraliśmy się do wykonania gruntowego wymiennika ciepła. Naszą konstrukcję GWC i doświadczenia z jego wykonania, opiszę w następnym wpisie.

 

Przy okazji wykonałem przepusty pod fundamentami. Na wodę ze sieci, na wodę ze studni, na kabel energetyczny, na zapas. Wszystkie z rur PE 32 i 40. Wyszło tego sporo i teraz w kotłowni straszy bateria siedmiu wystających niebieskich rur. Cztery poprowadzone przed front domu, trzy na ogród. Warto takie przepusty zrobić. Niebieska rura PE tania jak barszcz, a w przyszłości cokolwiek sobie nie wymyślimy, będziemy mogli tamtędy poprowadzić (na przykład oświetlenie krasnala ogrodowego).

 

http://i54.tinypic.com/1y9xmv.jpg

 

Po dwóch tygodniach ekipa przyjechała, zasypała fundament piachem, przy okazji ryjąc niemiłosiernie działkę sąsiada, i znów sobie pojechali, zostawiając nam czas na wykonanie instalacji kanalizacyjnej.

 

http://i53.tinypic.com/205t4xg.jpg

 

Kanalizacja.

Kanalizację projektowaliśmy i wykonywaliśmy sami. W internecie, także tu na forum, znalazłem wiele porad dotyczących wykonawstwa kanalizacji. Tyle że wszystkie dotyczyły kanalizy w układzie pionowym. Z jednym, głównym pionem i podejściami odchodzących od niego do poszczególnych urządzeń. U nas zaś wystąpił jeden główny kanał lecz w układzie poziomym. Z myślą o czekającym mnie wykonawstwie kanalizacji nawet zaopatrzyłem się w książkę „Technologia instalacji wodociągowych i gazowych”. Pełno w niej przydatnych informacji, których nie znalazłem nigdzie indziej, ale nawet tam kanalizacji w parterówce nie opisali.

Ostatecznie układ jest taki, że główny poziom ma średnicę 160mm, a wszystkie podejścia mają średnicę 110mm (jak szaleć to szaleć). Piony odpowietrzające (powstały trzy) również wykonane są z rury 110mm. Piony odpowietrzające, wbrew zaleceniom, będę prawdopodobnie łączył, tak by na dachu pojawił się jeden maksymalnie dwa kominki wentylacyjne.

Co do kanalizacji - okazało się, że nawet banalny zakup rur, to czynność wymagająca uwagi. Podczas zakupu, macałem w środku każdy trójnik. Bardzo wiele wykonanych jest na tyle niechlujnie, że w środku powstaje wyczuwalny rant. Moim zdaniem stosowanie takich trójników to proszenie się o kłopoty za czas jakiś. Potencjalne miejsce zapychania się. Nawiasem mówiąc macanie takich rur to strasznie brudząca ręce robota, warto użyć rękawiczek.

 

Różne mądre głowy (tu na forum) twierdzą, że do wykonania kanalizacji w gruncie należy używać rur do... wykonywania kanalizacji w gruncie. Czyli tych grubszych, pomarańczowych. I ja jestem zwolennikiem takiego podejścia, przede wszystkim z powodu problemów z naprawieniem ewentualnych usterek, podczas użytkowania domu. Takich też rur użyliśmy (poza odcinkami pionowymi przyłączy, na które działają mniejsze siły). Fakt ten determinował ich wielkość. To przez to przyłącza wychodzące nad podbetonem mają 110mm średnicy. Nawet te od pralki czy do odprowadzenia kondensatu z pieca. We warstwie ocieplenia podłogi i betonie właściwym umieszczę redukcję 110-50 i w ścianach poprowadzę rurę o tej średnicy.

 

Początkowo kanalizację wykonywałem sam. Ale robota kompletnie mi nie szła. Na trzy dni przed terminem zalewania fundamentów podbetonem, byłem w polu. Przybyła odsiecz, w postaci mego ojca, i w półtora dnia zrobiliśmy więcej, niż ja sam w pięć. Ewidentnie, do łączenia rur kanalizacyjnych potrzeba przynajmniej dwóch. Do smarowania uszczelek łączonych rur używaliśmy mydła w płynie. Sprawdziło się. Po nabraniu wprawy, rury łączyło się bezproblemowo.

O dziwo, przyłącza wyszły nam tam gdzie powinny się znaleźć. Tylko w jednym miejscu stawiając ściankę, musieli ją nieco podkuć, bo „grzybek” nachodził na ścianę.

 

Kanalizę wyprowadziliśmy pod ławą fundamentową. Mieliśmy dylemat: nad, czy pod ławą. Znajomi się z tego śmieją, ale moim zdaniem, ponieważ fundament zaczyna się na głębokości -80cm, rura położona nad ławą fundamentową, poprowadzona byłaby zbyt płytko – górna część rury tylko 20cm pod ziemią. Pod ławą jest porządniej, tyle że już cholernie głęboko. Sporo zachodu było z kopaniem, sporo zachodu pewnie będzie ze szambem. Widział ktoś półtorametrowy kominek do szamba? Rura przy szambie będzie na takiej głębokości, więc szambo trzeba będzie zagłębić na co najmniej półtora metra. Ale to za kilka miesięcy.

 

http://i53.tinypic.com/2z8q06h.jpg

 

http://i53.tinypic.com/2wlqxqx.jpg

 

http://i54.tinypic.com/2gy0vhe.jpg

 

Robotę wykonaliśmy porządnie i czekaliśmy nagrody. Przyjechał majster z ekipą. Ekipa pocmokała nad dużą liczbą „grzybków” (trzynaście wyszło). Marna nagroda.

Ekipa zabrała się za kopanie dziesiąciocentymetrowych pogłębień pod ściankami działowymi.

Tu mały wtręt – dawno, dawno temu, kiedy szukaliśmy ekipy, jeden majster sugerował, by nie robić pogrubień betonu pod ściankami działowymi, ale zwiększyć grubość podbetonu na całości z 10 do 12 centymetrów a pasy pod ściankami zazbroić siatką. Ponoć porządniej. Może porządniej, za to na pewno dla inwestora drożej – więcej betonu i siatka, a dla wykonawcy prościej.

Nasz robił, zgodnie z projektem i naszymi wymaganiami, pogłębienia. Nie oszczędzali na pogłębieniach. Wiąże się z tym pewna historia.

Podbudowany poprzednim celnym wyliczeniem, beton zamówiłem bez konsultacji z majstrem. Z wyliczeń, uwzględniających pogłębienia, wynikało że potrzebnych będzie 14m3 betonu, lecz w związku z niemożliwością określenia dokładnego poziomu zagęszczonego piasku na całej powierzchni i błędów z tym związanych, zamówiłem betonu 17m3 (czyli 20 procent więcej). Majster, jak się dowiedział, wspomniał coś o rozrzutniku płacącym za beton, który i tak wróci do betoniarni. W końcu nawet wykopałem na ogrodzie ziemiankę na hydrofor. Skoro zostać miało tego betonu aż tyle, to chociaż „w cenie” będziemy mieli wykonaną podłogę ziemianki, którą to i tak musieliśmy wykonać.

 

http://i56.tinypic.com/1zd3ad0.jpg

 

http://i55.tinypic.com/25tdw2h.jpg

 

Przyjechały dwie gruszki w wylały co miały. I - pewnie każdy się domyśla - czy to przez te pogłębienia, czy z innego powodu, betonu zabrakło. Niewiele. Na środku powstałej płyty zostało wgłębienie. Pewnie pół metra sześciennego betonu załatwiło by sprawę. Majster „zwrócił honor”, ja pokiwałem się nad zagłębieniem, ale ponoć nic strasznego to nie jest, przynajmniej tak zgodnie twierdzili majster i kierownik budowy. Tyle, że później wkurzało mnie, kiedy po deszczu, na środku płyty powstawał stawek.

 

http://i52.tinypic.com/2vs41op.jpg

 

http://i51.tinypic.com/28c25h5.jpg

 

http://i55.tinypic.com/33lf3uw.jpg

 

I tak beton sobie sechł, ja go pielęgnowałem i dobrnęliśmy z naszą budową do stanu zerowego.

 

Z perspektywy czasu, nie wyobrażałem sobie, że ze stanem zerowym jest tyle zachodu. Myślałem, że to ułamek tego, co następuje później, przy SSO, a okazało się, że jest odwrotnie. Etap wznoszenia ścian, choć to takie efektowne, to w porównaniu do fundamentu, żadna robota. Przynajmniej w parterówce bez stropu.

 

Na działce ptaki ćwierkają, kilka razy podjeżdżając spłoszyłem zająca, na wiosnę ujrzałem sarny nieopodal. Wsi spokojna, wsi wesoła. Przypomniał mi się pewien skecz: http://www.humorkowo.net/txt/bes.php

 

http://i56.tinypic.com/2rhy62o.jpg

 

W następnym wpisie co nieco o naszym gruntowym wymienniku ciepła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GRUNTOWY WYMIENNIK CIEPŁA czyli ciepełko „za darmo”

 

Obecnie mieszkamy w gierkowej „kostce”. Zimnej. Opalanej węglem. Zimą, pracy przy ogrzewaniu jest co niemiara, a i tak efekt jest taki, że przy większym mrozie, pomimo tego że utrzymujemy na piecu 60 stopni i kaloryfery parzą, ściany są chłodne a temperatura przy podłodze oscyluje wokół 18 stopni (choć na wysokości ramion są 23 stopnie Celsjusza). Środowisko mało komfortowe. Do tego sześć ton węgla co sezon przewalone tymi rękoma.

Te doświadczenia wywarły istotny wpływ na nasze oczekiwania wobec przyszłego domu. On nie ma być „tylko” ciepły. Chcemy by był ponadprzeciętnie ciepły. I by koszty ogrzewania były bardzo niskie, nawet jeśli będzie to związane z wyższymi kosztami poniesionymi podczas samej budowy domu. Stąd zastosowanie proenergetycznych rozwiązań. Solidne ocieplenie, energooszczędne okna, rolety, rekuperator. Stąd też pomysł zastosowania gruntowego wymiennika ciepła.

 

Wszystko o gruntowych wymiennikach ciepła można znaleźć we wątku „GWC - 100 sposobów zmieszczenia jamnika pod szafą”.

 

Z początku byłem zdecydowany na GWC rurowy. Wymiennik żwirowy był dla nas za drogi, GWC wodny, choć warunki gruntowe mamy sprzyjające, odpadł w przedbiegach, ponieważ jest konstrukcją niezgodną z moją filozofią. Może to irracjonalne, ale uważam, że w miarę możliwości, należy unikać stosowania urządzeń „aktywnych”, wymagających do działania energii oraz wyposażonych w mechanizmy podlegające mechanicznemu zużyciu, na rzecz konstrukcji „pasywnych”, pozbawionych ruchomych i mechanicznie zużywających się elementów.

Stanęło więc, pomimo wszystkich jego wad, na rurowcu. Miał być ze zwykłych rur PCV. Jesteśmy odporni na marketing niebieskich rur z powłoką antybakteryjną. Kiedy już koncepcja była gotowa, wszystko przemyślane, rury policzone, przeczytałem o propozycji zastosowania ceramicznych bloczków drążonych jako wymiennika ciepła. Strasznie spodobało mi się to rozwiązanie. Prosta budowa, względnie tania a efektywna, duża powierzchnia wymiany ciepła, dzięki bezprzeponowej budowie - regulacja wilgotności wwiewanego powietrza, czy wreszcie możliwość samodzielnego wykonania. Na dodatek, doświadczenia inwestorów, którzy wykonali tego typu konstrukcje, są bardzo obiecujące.

Wymiennik wykonaliśmy w postaci płyty z położonych na płasko bloczków U220, płyty umiejscowionej pomiędzy fundamentami, w miejscu przyszłego salonu („zahacza” także o kuchnię i spiżarnię). Dlaczego pod domem?

Uważam, że grunt przykryty budynkiem to doskonałe miejsce usytuowania GWC. Dom „odcina” ziemię od zmian temperatury o dużej amplitudzie (związanych z porami roku), przez co tworzy przestrzeń o ustabilizowanej temperaturze 8-11 stopni Celsjusza. Przestrzeń doskonałą dla wymiennika.

Nie znalazłem żadnego opracowania na ten temat, ale pod budynkiem zmiany temperatury będą prawdopodobnie analogiczne jak w gruncie kilka, może kilkanaście metrów pod ziemią.

 

http://i52.tinypic.com/2jdrlx.jpg

 

http://i54.tinypic.com/16jkj9c.jpg

 

Między innymi ze względu na takie położenie wymiennika (choć nie tylko z tego powodu), zdecydowaliśmy się na ocieplenie ściany fundamentowej od wewnątrz.

 

Usytuowanie płyty wymiennika pod domem generuje jedno niebezpieczeństwo – pewnego razu możemy zastać podłogę salonu dwadzieścia centymetrów poniżej zwyczajowego jej położenia. I trzeba będzie robić do salonu schody.

A ewentualna wymiana elementów wymiennika, będzie „nieco” utrudniona.

Dużo by o tym pisać, ale przemyślałem ten aspekt i nie wydaje się by było to istotne zagrożenie.

 

http://i53.tinypic.com/vh9m34.jpg

 

Powietrze do płyty dostarczają oraz, po przejściu przez wymiennik, odbierają rury PCV 200 z odpowiednio wyciętymi otworami na bloczki, ułożone na całej szerokości płyty. Rury są przewiercone u dołu, co winno zapobiegać zbieraniu się w ich wnętrzu skroplin.

 

http://i54.tinypic.com/2rqlr0z.jpg

 

http://i53.tinypic.com/5nomdv.jpg

 

Wykonanie GWC

U nas dolny poziom wymiennika jest na poziomie góry ławy fundamentowej. W związku z tym rura doprowadzająca powietrze przechodzi przez ścianę fundamentową. Murarze zostawili otwór w ściance na tę rurę. O tym pomyślałem.

Ale wcześniej, podczas kopania rowu na ławę fundamentową, budowlańcy wykopywany piach wrzucali do wewnątrz fundamentów. Zapomniałem uzgodnić z nimi tę kwestię, przez co miałem dodatkową robotę związaną z przerzuceniem nasypanej ziemi i przygotowaniem płaskiej przestrzeni na GWC. Warto pomyśleć o tym zawczasu i zaoszczędzić sobie niepotrzebnej pracy.

 

Pierw wyrównaliśmy ziemię w miejscu planowanego usytuowania wymiennika.

 

http://i51.tinypic.com/2lliouv.jpg

 

http://i56.tinypic.com/2eckyrl.jpg

 

Tak przygotowane podłoże przykryliśmy geowłókniną, na którą ułożyliśmy bloczki U220 położone na płasko w ten sposób, że ich kanały biegną przez całą długość wymiennika.

 

http://i55.tinypic.com/i39sue.jpg

 

Powstała płyta na 15 bloczków szeroka i 37 długa, płyta o łącznej powierzchni 34m2. Szerokość wymiennika ograniczała szerokość salonu – nie dało się tego uniknąć, ale chcieliśmy przynajmniej zminimalizować sytuacje, kiedy bezpośrednio nad wymiennikiem znajduje się ścianka działowa. Długość wymiennika zdeterminowana była głębokością domu.

 

http://i54.tinypic.com/x1frzt.jpg

 

http://i55.tinypic.com/ml1181.jpg

 

http://i52.tinypic.com/2vnjp5d.jpg

 

Całość znów przykryliśmy warstwą geowłókniny. I zasypaliśmy piaskiem.

 

http://i53.tinypic.com/103u874.jpg

 

Intuicyjnie wydawało mi się, że dobrze będzie, jeśli wymiennik nie będzie dochodził do samej ściany fundamentowej (choć nie musi to być prawda).

 

http://i54.tinypic.com/2kr688.jpg

 

Powstała płyta ceramiczna nie jest idealnie równa. Pomiędzy kolejnymi rzędami bloczków pozostawiliśmy półcentymetrowe szpary, by powietrze mogło swobodnie „odnajdywać” drogę do kolejnego bloczka. Przykrycie wymiennika geowłókniną zapobiegnie dostawaniu się piasku pomiędzy bloczki.

 

http://i52.tinypic.com/24o3tqp.jpg

 

Adam_mk szacuje, że wymiennik ceramiczny winien mieć powierzchnię w okolicach 1/8 powierzchni domu. W naszym przypadku odpowiadała to 15 - 25m2 (w zależności od tego czy liczymy poddasze, czy nie). Nam „wyszedł” nieco większy wymiennik.

 

Jestem bardzo ciekaw skuteczności wykonanej konstrukcji. Wszystko zdaje się wskazywać, że wymiennik będzie funkcjonował co najmniej poprawnie. Ale przekonać się o tym będziemy mogli dopiero po zamieszkaniu.

 

Koszty

Gruntowy wymiennik ciepła kosztował nas: siedem palet bloczków U220, 75 metrów dobrej geowłókniny, 15 metrów pomarańczowych rur PCV fi200, własną pracę intelektualną oraz fizyczną.

W związku z wymiennikiem czeka nas zakup: zewnętrznej czerpni powietrza, kilku metrów rur do połączenia z rekuperatorem oraz przepustnicy pozwalającej pobierać powietrze z pominięciem GWC.

 

 

Stan zerowy zakończony (poprzednim wpisem), więc nieuchronnie nadchodzi czas by krzyknąć „niech się mury... coś tam coś tam” i opisać ten etap.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

ZAPIĄTEK, TYGOMET, TYKOŃ, innymi słowy WEEKEND

 

 

Chciałbym, aby jednak ten wątek zasługiwał na miano dziennika, wprowadzić relacje z bieżących prac wykonanych na budowie. Oto relacja. A do murów wrócę. Kiedyś.

 

Cały łykend spędziłem na budowie. Od 9:00 do 21:00.

Musiałem przygotować dom do poniedziałkowego montażu okien.

 

Sześciocentymetrowe wnęki nad oknami, powstałe w wyniku zastosowania nadproży grubości 12cm, wykleiłem XPSem, jaki mi pozostał po ociepleniu fundamentów. Zdecydowaliśmy się na rolety typu integro, montowane nad oknem, przed nadproże. XPS zapobiegnie powstaniu mostka termicznego pod obudową rolety.

Dół otworu okiennego wykleiłem pięciocentymetrowym XPSem. Zapobiegnie to powstaniu mostka liniowego pod oknem. Rozwiązanie z wyklejeniem okna u dołu, podpatrzyłem kiedyś tu na forum. Ma to moim zdaniem sens, tym bardziej, że w związku z wykorzystaniem pozostałości po wcześniejszym etapie, rozwiązanie było bezkosztowe. Wystarczyło zaplanować to wcześniej.

 

W sobotę kupiłem jeszcze paczkę styropianu jednocentymetrowego. W końcu go nie użyłem (w sumie przykleiłem, ale później wyciąłem). Jest to według deklaracji producenta - firmy Styromap - EPS100-038, nadający się min. na dachy i podłogi. O współczynniku, przy naprężeniach ściskających przy 10% odkształceniu względnym, nie mniejszym niż 100kPa. Niby na podłogi. Nie macałem innych styropianów przeznaczonych na podłogi, ale moim zdaniem, to gówno ledwie nadaje się na elewację. Ugina się pod najsłabszym przyciśnięciem. Nie ma żadnego porównania do STYROFOAMu firmy DOW, jaki poszedł na fundamenty (tyle że ten ma ów współczynniki nie mniejszy od 300kPa).

Jakość styropianów jest często wałkowana na forum. Z tej lektury wynika, że jesteśmy, przez producentów, robieni w bambuko na parametrach wytrzymałościowych styropianu, a jak już inwestor kupi jeden z tych bardziej renomowanych, okazuje się, że jest krzywy.

W każdym razie ja od firmy Styromap i innych małych producentów będę trzymał się z daleka.

(choć wielcy także produkują buble http://www.muratorplus.pl/biznes/wiesci-z-rynku/czy-styropian-styropian-i-czy-klej-klei_68956.html)

 

W niedzielę zamontowałem drzwi tymczasowe, kupione od jednego z forumowiczów. Drzwi były za szerokie, więc wykombinowałem, że użyję resztek łat, jakie walają się na działce w związku z pracami na dachu. Wyszło całkiem, całkiem. I teraz, w zasadzie przypadkiem, otwór jaki powstaje po otwarciu drzwi, mamy dokładnie tak szeroki, jak otwór przygotowany na drzwi docelowe.

I jeszcze, last but not least. Drzwi pomogła mi założyć żonka. Gdyby nie ona, sam bym tego sześćdziesięciosiedmiokilogramowego pieruństwa nie zaczepił. Dziękuję Madziu.

 

W poniedziałek na budowie działy się rzeczy ciekawe. Pierwszy raz pracowały tam trzy ekipy naraz.

Wstawiały się okna, robiło się przyłącze gazowe, budowało się pokrycie dachu. I tylko pieniądze się wypłacały (ze ściany).

 

Stało się.

Ponoć każdy nowo upieczony kierowca powinien mieć świadomość, że - prędzej, czy później, z własnej lub nie własnej winy - będzie miał wypadek. Głupie, choć może coś w tym jest?

Czy budującemu dom mówi się, że prędzej czy później zostanie okradziony? My zostaliśmy. Wczoraj to odkryłem. Przed miesiącem na działce pojawiły się brakujące dwie palety silikatów i paleta z r]workami kleju i cementu. Dzień później majster miał przyjechać z ekipą wymurować szczyty i dokończyć inne drobne sprawy. Majster jedzie do dziś (i jeszcze nie dojechał – z majstrem jest osobna historia; coraz bardziej jestem skłonny przypomnieć mu, że wedle starej prawdy, mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna a po tym jak kończy), a z palety zniknęło co nieco. Dwadzieścia worków cementu – razem 230 złotych w plecy.

Wyparowały prawdopodobnie w ostatni piątek, kradzież odkryłem w poniedziałek, przypadkiem, kiedy porządkowałem otoczenie. Podszedłem do palet, by coś podnieść, a tu zdziwiło mnie, że paleta kleju jest taka niska. Później, przez pół godziny zastanawiałem się która ekipa i na co je zużyła? Mózg nie potrafił pogodzić się z faktem kradzieży i wymyślał najróżniejsze scenariusze. W końcu dotarło do mnie, że zap...li ten cement. Płynnie przeszedłem w etap wściekłości, kiedy chodziłem naładowany jak kondensator. Wreszcie spłynęło to ze mnie. Sama kradzież to ku...two, ale są gorsze rzeczy na tym świecie.

Co ciekawe, zniknęły wyłącznie worki z cementem. Pozostałe worki, więcej warte, zawierające klej do silikatów, które znajdowały się na tej samej palecie, były pieczołowicie okryte przed deszczem. Jak to skomentował jeden z dekarzy - „świnia, ale w porządku”.

 

Ale przynajmniej okienka mamy piękne (choć specyficzne).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...
coś w tym stylu będę tez chciał budować parterówka tyle samo pomieszczeń ale do 100m2 i jeszcze z kotłownia większą

Bo to optymalne rozwiązanie ;)

Zauważ tylko, że przy mniejszej powierzchni i większej kotłowni, pomieszczenia pomocnicze, nieprzeznaczone stricte do mieszkania, będą miały stosunkowo duży udział w powierzchni domu. Metr kwadratowy kotłowni kosztuje tyle samo, co metr kwadratowy pokoju.

 

Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MUROWANIEC

 

Mam sentyment do tego schroniska ...ale nie o tym miało być.

Coś tam bym naskrobał, a że ściany mamy postawione, nic nie stoi na przeszkodzie by opisać ten etap budowy. Nic, poza moim lenistwem i przeszkodami obiektywnymi. Postanowiłem mianowicie zafundować sobie odwyk od komputera i teraz służbowego laptopa, zamiast w domu, trzymam w pracy, i przynoszę tylko na łykendy.

Do rzeczy.

 

Przygotowania.

Ekipa wykonała stan serowy i pojechała sobie w siną dal. Byliśmy umówieni na ciąg dalszy, więc przygotowałem im front robót. Zebrałem bloczki silikatowe, klej do silikatu, nadproża strunobetonowe, papę pod ściany. Wodę mieliśmy w formie zbiornika z 1000 litrów przywiezionych z zaprzyjaźnionej hurtowni. Prąd miał być od sąsiada, ale coś nam dogadanie nie wyszło (choć mi, O naiwny!, wydawało się, że jesteśmy dogadani) i z prądem zostaliśmy na lodzie. Na szczęście taż sama hurtownia dysponowała agregatem. Niemniej, było nerwowo.

Materiał zwieziony, wszystko czekało tylko na murarzy i... pojawił się szkodnik.

 

Szkodnik.

Pewnego razu przyjechałem na budowę i zamarłem. Wszędzie pełno porozbijanych butelek po alkoholu. Jakiś piersiówek, „bombek”. Nosz pięknie – pomyślałem - lokalna „elita” znalazła zaciszne miejsce na „konsumpcję”. Przyzwyczają się i będą stałymi gośćmi. Cudownie!

Po rozmowie ze sąsiadem, okazało się, że nie była to silna ekipa pod wezwaniem, ale bliżej niezidentyfikowany szczonek z wiatrówką. Przyniósł nazbierane gdzieś po drodze butelki i urządził sobie, na naszej budowie, strzelanie. Pojawił się, kilka dni później, raz jeszcze. Przynajmniej tak wywnioskowałem z nowej partii stłuczki szklanej walającej się po budowie. Podjąłem pewne, mało dyplomatyczne, kroki, i – chcę wierzyć że dzięki nim – uwolniliśmy się od szkodnika. Pozostały po nim porozrzucane szkła z kilkudziesięciu butelek, które zbierałem przez kilka godzin, ślady śrutu na paletach ze silikatem i, niestety, dwa odpryski we wyprowadzonych pionach kanalizacyjnych. Czyś będę musiał te odpryski załatać. Może nada się do tego Poksylina?

 

http://i56.tinypic.com/1z2g0p1.jpg

 

http://i52.tinypic.com/juahbb.jpg

 

http://i51.tinypic.com/1051ds2.jpg

 

Narodziny domu.

Ekipa w końcu zjawiła się i raźno przystąpiła do pracy.

Nigdy nie zapomnę wrażenia jakie zrobiły na mnie, po jednym z pierwszych dni ich stawiania, pączkujące mury. Przyjechałem na budowę wieczorem i snułem się godzinę jak mara, zafascynowany widokiem. Mury zewnętrzne już stały, działowe były ledwie zarysowane – jedna, dwie warstwy bloczków - ale były. Obraz w który wpatrywałem się, przez ostatnie pół roku, godzinami i który dotychczas był tylko kilkoma czarnymi kreskami na białym papierze, na moich oczach materializował się. Rodził się DOM! Niesamowite uczucie. Przy podłodze majaczyły rzędy bloczków, które kiedyś wyrosną na ściany działowe. A ja kręciłem się jak szalony, pomiędzy nimi, rusztowaniami, paletami bloczków, dechami i co tam jeszcze było, i porównywałem wyobrażenie z rzeczywistością. Czy korytarz nie wyszedł za wąski? Czy salon będzie dostatecznie duży? Jak wypadła łazienka? Czy układ domu sprawdzi się? Nigdy później nie zaznałem takiej magii na budowie. Ani kiedy mury stawały się coraz wyższe, aż w końcu całkowicie wydoroślały, ani kiedy dom przykryła więźba, później dachówka, okna.

 

http://i55.tinypic.com/zko9ag.jpg

 

http://i54.tinypic.com/2hgwuax.jpg

 

http://i51.tinypic.com/34hzzu0.jpg

 

http://i51.tinypic.com/2uqnp4z.jpg

 

Mury.

Efekt pracy murarzy jest następujący. Mury są proste. Piony, poziomy doskonale zachowane. Wymiary bardzo dokładnie przeniesione z projektu. Ale już grubość spoiny poziomej jest w górnej strefie normy. Ekipa, choć murowała już na klej, nie miała żadnych specjalistycznych narzędzi do nakładania kleju, za co zapłaciliśmy my, w postaci większego zużycie tegoż. I pozostało sporo pionowych szpar pomiędzy bloczkami, we miejscach w których musieli bloczki sztukować. Zastanawiam się, czym je wypełnić – pianką, czy nawciskać w nie ile się da zaprawy?

Podczas murowania ścian doszło do sytuacji kuriozalnej – w dwóch oknach wmurowali nadproża do góry nogami. Działo się to w sobotę, kiedy – wyjątkowo – ekipa przyjechała bez, mającego tego dnia jakąś imprezę, szefa. Co prawda, w nadprożu strunobetonowym nie tak łatwo, jak choćby w eLce, rozpoznać gdzie góra, gdzie dół, niemniej trzeba być strasznie zdolnym, by taki błąd popełnić. Widać, co warta moja ekipa bez majstra.

Majster bał się uszkodzenia, więc umówiliśmy się, że szczyty wymurują po założeniu więźby. Z jednej strony dobrze się stało, ponieważ dźwig operujący jedenastometrowej szerokości wiązarem, łatwo mógł zahaczyć o szczyt, z drugiej strony, wygenerowało to spore opóźnienie. Murarze na wymurowanie szczytów przyjechali ponad miesiąc po umówionym terminie. A to nie wyrobili się na innej budowie, a to inwestor zmienił projekt, a to tamto, a to sramto. Klasyka. Ale w końcu przybyli i robotę dokończyli.

Przyjechałem na budowę, kiedy murowali szczyty, wchodzę do domu, a tu cała ekipa gdzieś wysoko pod dachem, na rusztowaniu położonym na wiązarach, i tylko „główki” patrzą na mnie. Wyglądali jak Szylki w swoich wieżach. Ktoś kojarzy Tumitaka?

 

 

http://i54.tinypic.com/j6orqg.jpg

 

http://i54.tinypic.com/2z7fty8.jpg

 

http://i53.tinypic.com/14y6eqd.jpg

 

http://i52.tinypic.com/x3d1xe.jpg

 

Z murarzami wiąże się jeszcze kilka historii.

 

Okno.

Na początku, kiedy po pierwszym dniu ich pracy oglądałem mury, zauważyłem, że jedno z okien „przesunęło się” chłopakom w bok, równiutko o 25cm (czyli szerokość jednego pustaka). Wystraszyłem się, że jak się tak zaczyna, to nie będzie dobrze, i kontrolowałem uważnie wszelkie wymiary, ale była to ich jedyna wpadka tego typu.

 

XPS

Wieniec szalowali z pociętych płyt OSB. Tyle, że kierownik budowy miał zastrzeżenia do łączenia ścian działowych z nośnymi, nie gwarantującego oczekiwanego przez niego usztywnienia ścian nośnych (wymurowane ściany nośne nawiercali i wbijali pręty fi12, które następnie zamurowywali ścianą działową) i kazał wzmocnić wieniec, czymś na kształt łącznika poprzecznego. Był on, analogicznie do wieńca, zbrojony i zalewany betonem. Dlatego płyt OSB na szalunki nie wystarczyło. Co zrobił majster? Nie zadzwonił z informacją, ani nie pojechał do, oddalonej o dwa kilometry, hurtowni, gdzie mógł brać towar na zeszyt, ale wykorzystał to, co było „pod ręką”. A „pod ręką”, czyli w szopce, było kilka niewykorzystanych paczek z XPSem 12cm (po 440zł za m3). I mieliśmy „piękny” szalunek ze styroduru.

Od tego czasu, wszystko co cenne i nie potrzebne, na aktualnym etapie robót, wywożę.

Na marginesie, w którymś dzienniku budowy czytałem, jak murarze użyli styroduru zamiast rusztowania. Uniwersalny jest ten polistyren ekstrudowany, nie ma co.

 

http://i52.tinypic.com/fm6yiu.jpg

 

Siporex

Jedno zdarzenie - nieodmiennie, gdy o nim myślę – budzi mą irytację na siebie samego.

Ze względu na specyficzną konstrukcję wiązarów, w tym drewniany strop kratownicowy, należało na wieńcu, na dłuższych bokach, pomiędzy wiązarami, wymurować ściankę wysoką na dwa bloczki. Nie miałem wystarczającej ilości bloczków silikatowych 18cm, więc zamówiłem nieco bloczków z betonu komórkowego. Murek ów nie pełni żadnej roli konstrukcyjnej. A że nie było 18cm, zamówiłem bloczki szerokości 12cm. Na śmierć zapomniałem, że zostało nam kilkadziesiąt silikatów, również dwunastek, z murowania ścian działowych. Mogliśmy z powodzeniem ich użyć, zamiast płacić ekstra za siporex. Pierwszy zonk.

Na poddaszu, nad kotłownią przewidziane jest miejsce na rekuperator. W jego okolicy, przez ową dwubloczkową ścianę będzie przechodziła czerpnia wiosenno-jesienna (z rury fi200), gdzieś w okolicy będzie wyrzutnia zużytego powietrza (z rury, a jakże, fi200), znajdzie się tam pewnie miejsce na rurę wywiew odkurzacza (fi51) i inne instalacje techniczne. I, oczywiście, ścianka na wieńcu, w okolicach kotłowni, wykonana jest z bloczków silikatowych. A cztery metry dalej, w okolicach pokoju, znajduje się odcinek ścianki wykonany z betonu komórkowego, który się trzydzieści razy łatwiej tnie. Ilekroć spojrzę na tę ściankę i wyobrażę sobie, że będę musiał zrobić w niej te wszystkie przepusty, krew mnie zalewa.

A wystarczyło pomyśleć o tym zawczasu i wydać odpowiednie zalecenia murarzom.

 

Współpracę z murarzami i jakość wykonywanej przez nich pracy, z początku oceniałem na „3” (w szkolnej skali 1-5), ale w międzyczasie odwiedziłem kilka znajomych budów i... teraz, jestem skłonny ocenić ich na „4 na szynach”.

 

 

Obecnie przygotowuję się do wykonania instalacji wewnętrznych.

I wyczekuję, z przygotowanym Roundupem, na lepszą pogodę. Jeśli chcemy cieszyć się w przyszłym roku ogrodem, wojnę z chwatami czas zacząć.

 

 

Dziś zdjęć mało, ponieważ gdzieś wcięło mi znaczną ich część. Kilka komputerów, pendriveów, kart pamięci, aparatów i, w efekcie, brak kontroli nad posiadanymi materiałami. Ale pracuję nad tym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Bardzo podobne wiązary zastosowałeś, jak w moim Irysie, tyle, że ja mam kąt 30/30stopni. Ogólnie to super sprawa.

Bardzo podoba mi się rozwiązanie GWC. Na początku też myślałem o rekuperatorze, ale gotówka na obecną chwilę mocno stopniała, więc to temat przyszłościowy.

Trochę nie na temat. Swoje zdjęcia w większości robię komórką (5mpx), bo lustra nie chce mi się targać na budowę.

Myślę nad zakupem Tamrona 17-50/2,8 (tylko ta firma jakoś tak....bleee), choć rozmawiałem z właścicielem takowego i chwalił.

Teraz mam Sony 16-105 i... fajny ten szeroki kąt :-)

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Bardzo podobne wiązary zastosowałeś, jak w moim Irysie, tyle, że ja mam kąt 30/30stopni. Ogólnie to super sprawa.

Bardzo podoba mi się rozwiązanie GWC. Na początku też myślałem o rekuperatorze, ale gotówka na obecną chwilę mocno stopniała, więc to temat przyszłościowy.

Trochę nie na temat. Swoje zdjęcia w większości robię komórką (5mpx), bo lustra nie chce mi się targać na budowę.

Myślę nad zakupem Tamrona 17-50/2,8 (tylko ta firma jakoś tak....bleee), choć rozmawiałem z właścicielem takowego i chwalił.

Teraz mam Sony 16-105 i... fajny ten szeroki kąt :-)

Pozdrawiam.

 

Dziękuję za miłe słowa.

Takie wiązary to świetna rzecz, ale niestety droga. Nie wiem, czy decydowałbym się powtórnie na takie rozwiązanie?

 

Gratuluję doskonałego obiektywu. Zastanawiałem się kiedyś nad nim, ale za drogi był dla mnie i ciut za ciemny.

Ale porównywałem go wówczas z Tamronem i to zupełnie inna liga. Tamron owszem jaśniejszy, ale SAL sporo ostrzejszy. Poza tym ludziska twierdzą, że ten Tamron ma spory rozrzut jakościowy i że po dwóch latach pojawiają się w nim luzy.

Ja 16-105 zamieniłbym chyba tylko na CZ 16-80 3.5-4.5 lub to cacko, jeśli rzeczywiście pojawi się.

 

Moim ulubionym obiektywem jest... Minolta 35-70/4 (bardzo ostry), ale lenistwo przeważa i coraz częściej wypierają ją zoomy o większym zakresie ogniskowych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorki za post nie na temat, ale widzę, że Kolega też na Minolcie wychowany. Ten 16-50/2,8 SSM rzeczywiście fajny i z naszej stajni:-) Tylko cena niezbyt.

Ja swoje szkło kupiłem razem z 700-tką więc "taniej" wyszło, ale i teraz , parę lat po premierze jest drogi.

 

Jeśli jeszcze nie montowałeś wiązarów, to zwróć uwagę nad ewentualnym rozmieszczeniem okien dachowych w przyszłości. Rozstaw wiązarów musi być w tym miejscu większy, żeby się zmieściło okno dachowe + ok 2cm z każdej strony luzu. Ja to przegapiłem, ale na szczęście tylko jedno okienko weszło "ciasno", ale bez istotnych przeróbek i wycinania lub przestawiania wiązara.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

4 złote? Niemało. Za Grupę Silikaty, czy za Xellę?

 

Ja zbudowałem z polskich bloczków z Grupy Silikaty. Nośne z bloczka N18 klasy 15, działówki z N12. Zdaje się, że za N18 płaciłem (brutto) około 2,40zł, za N12 1,70zł (ale mogę się [nieznacznie] mylić). Łącznie, za bloczki (bez kleju) płaciliśmy około 14 tysięcy (brutto). Ofertę od Maszewskiego miałem na 13 i pół, ale w trakcie budowy, kilka palet bloczków oddawałem, później kilka domawiałem. W końcu nie policzyłem dokładnie ile nas kosztowały same bloczki.

W tym czasie, najtańsza oferta oparta na Silce produkowanej przez Xellę, opiewała na 15 i pół tysiąca, a miałem i oferty za 17 tysięcy.

Sęk w tym, że Xellę chciały mi dawać wszystkie hurtownie, silikaty "polskie" oferował mi tylko Maszewski.

 

Wszystkie ceny z wiosny 2011.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zauważyłem, że Xella ma doskonały marketing. To taka budowlana Coca Cola. Jej produkty są w każdy składzie i są oferowane klientom w pierwszej kolejności.

 

Elfir, wykorzystam okazję i się spytam; czy masz wolne terminy? Ja jestem umysł ścisły i przeraża mnie etap projektowania ogrodu. Poradzę sobie wyłącznie z zaplanowaniem ogrodu typu "lotnisko".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

Cytat z dziennika:

" pozwolę sobie dodac komentaż .

Własnie też zastanawiam się nad klejeniem na pianke i przedstawiciele tych pianek twierdza że kłaść powinno się w ten sposób tylko na równe powierzchnie np sciany budowane na P+W w innym tradycyjnym murowaniu trzeba nałożyc wyrównujący 1 cm styropian dla zalepienia nierówności."

 

Jakaś bzdura- to najpierw mam położyć na piankę 1 cm styropianu, żeby wyrównać i potem kolejną warstwę np. 15cm styropianu?

Dobry pomysł.... na sprzedaż podwójnych ilości piany!! Sławny" chłyt matetingowy" ;-)

A poza tym 1cm styropianu to go wbijać w nierówności? A może po prostu w trakcie budowy pilnować murarzy, nie narażając się na koszty i oferty pseudo marketingowców?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również byłbym sceptyczny wobec twierdzenia o konieczności wyrównywania ściany cienką warstwą styropianu. Nie interesowałem się specjalnie systemami ociepleń (ponieważ moje ocieplenie będzie w systemie a la Piwowarczyk), ale zdaje się, że nie ma systemów firmowych dopuszczających dwie warstwy styropianu.

Poza tym, jeśli jednocentymetrowa warstwa styropianu położona na nierówną ścianę "wyprostuje" ją, to... tak samo zachowa się grubsza warstwa styropianu. Na przykład piętnastocentymetrowa ;)

 

Generalnie, ja, po doświadczeniach z ocieplaniem ścianki fundamentowej, nie zastosowałbym pianki do ocieplania zasadniczego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WIĘŹBA

 

Zdecydowaliśmy się na więźbę w postaci wiązarów kratownicowych. Wybór takich wiązarów, zamiast tradycyjnej więźby, wykonywanej przez cieślę na budowie, uwarunkowany jest – rzekłbym - historycznie i jest związany z genezą naszego projektu.

Niebagatelną rolę, w takim wyborze, odgrywał fakt, iż wiązary pełnią jednocześnie rolę stropu poddasza. Przypomnę, że poddasze będzie użytkowane okazjonalnie.

Konstrukcja zaprojektowana jest w postaci czternastu wiązarów, każdy w formie trójkąta równoramiennego. Podstawa wiązara wykonana jest jako rama kratownicowa. Bardzo efektowny, ale i drogi, element. Taka konstrukcja była konieczna, w związku z faktem, że każdy z wiązarów opiera się wyłącznie na, oddalonych od siebie o 10 metrów, ścianach zewnętrznych.

Elementy konstrukcji są samonośne i nie rozpychają ścian, na których się opierają, na boki, jak ma to miejsce w przypadku tradycyjnej więźby.

 

http://i55.tinypic.com/fcuv6u.jpg

 

Nośność podłogi poddasza obliczona jest na 50kg/m2 obciążenia „wykończeniowego” plus 150kg/m2 obciążenia użytkowego. Cóż tu więcej o tym drewnianym cudzie techniki, wykonanym bez użycia jednego gwoździa (same płytki kolczaste i śruby) napisać? Może to, że użycie płytek kolczastych, do łączenia desek, powoduje, że tak połączony element, w procesie projektowym, traktuje się jako monolit, i przyjmuje się, że miejsca łączeń mają taka samą wytrzymałość jak te same miejsca w belce bez łączeń. Dzięki takim małym płytkom kolczastym. Fascynujące, prawda? Równie fascynujące, jak jeden z moich ulubionych dowcipów, anegdotka o matematyku: http://www.grupy.senior.pl/Re-Szabat-uber-alles,p,3167177,3.html

 

Montaż konstrukcji polegał na rozładowaniu dwudziestu ośmiu, (prawie) gotowych wiązarów z przyczepy i nałożeniu ich na ściany parteru. „Prawie”, ponieważ, ze względu na dużą wysokość pojedynczego elementu, wiązary przyjechały „obcięte”. Ekipa na miejscu je składała, a następnie skręcała w pary. Montaż całej konstrukcji dachu (czyli jednocześnie konstrukcji podłogi na piętrze) zajął im dwa dni.

Choć byłem wówczas na budowie, zdjęcia z samego montażu mam tylko dwa. Przyplątał mi się, w tamtym okresie, udar słoneczny i snułem się jak widmo, udając że pomagam znajomemu, z którym właśnie wierciliśmy (trzeci już) otwór na studnię. Tak parszywie, jak w ten czas, nie czułem się od kilku lat.

 

http://i53.tinypic.com/2qm1y4y.jpg

 

http://i55.tinypic.com/2yy4gfm.jpg

 

http://i52.tinypic.com/n3opwm.jpg

 

http://i56.tinypic.com/25jvb4k.jpg

 

http://i53.tinypic.com/245hxfq.jpg

 

http://i53.tinypic.com/iy0ebo.jpg

 

http://i54.tinypic.com/iyn2av.jpg

 

http://i52.tinypic.com/2ppdk7p.jpg

 

http://i52.tinypic.com/346sz79.jpg

 

Wiązary wykonane są z drewna impregnowanego zanurzeniowo. Konstrukcja z początku była pięknie zielona, ale oczekiwanie na dekarzy (którzy pojawili się po miesiącu) tak ją wykończyło, że straciła swój kolorek. Dobrze to czy źle? Coś mi się wydaje, że nie najlepiej to świadczy o grubości warstwy impregnatu...

 

http://i51.tinypic.com/10eino3.jpg

 

Generalnie, konstrukcja wygląda na delikatną. Sądzę, że wynika to z tego, iż wszelkie przekroje są obliczane przez producenta, przez co nie muszą być przewymiarowane.

 

Myślę, że kolejny dom, „projektował” bym już bez tego typu udziwnień, jak wiązary opierające się wyłącznie na ścianach zewnętrznych. Sądzę, że wykonanie, mniej więcej w połowie głębokości domu, ściany nośnej i użycie wiązarów opierających się w trzech punktach, byłoby jednak o kilka tysięcy tańsze.

 

Co ciekawe, ekipa montująca wiązary była jedynie podwykonawcą producenta wiązarów. Podobna sytuacja powtórzy się podczas montażu okien. Outsourcing pełną gębą.

Jakość wiązarów oraz montaż oceniam na cztery.

Dekarze, a była to inna firma, nie mieli specjalnie zastrzeżeń do wykonania konstrukcji, choć zauważyli fakt, że belki dołożone po bokach, a tworzące okap ścian szczytowych, nieco opadają, w stosunku do płaszczyzny wiązarów, i trzeba tam było użyć podkładek, by wypoziomować łaty.

 

O dekarzach napiszę następnym razem. A jest o czym pisać. Jest to ekipa, która zrobiła na mnie największe, jak dotychczas, wrażenie.

 

Rower

Na budowę często dojeżdżam rowerem. Niedawno okazało się, że napęd w nim jest już tak zużyty, że przy silniejszym „depnięciu”, łańcuch przeskakuje oczko do tyłu, na przednich zębatkach. Konieczny był mały remoncik. Wymieniłem dwie zębatki z przodu i łańcuch. Oczywiście poszło w koszta budowy domu, co skrzętnie odnotowałem w stosownym zeszycie.

Poniżej różnice pomiędzy częściami nowymi i starymi.

 

http://i52.tinypic.com/1pc9ol.jpg

 

http://i56.tinypic.com/jahzli.jpg

 

Łańcuchy stary (niskiej jakości S.R.A.M PC-10) i nowy (średniej klasy Shimano HG-50) powinny mieć taką samą długość – 103 oczka (oczka w każdym łańcuchu mają jednakową długość). Powinny, ale nie mają, ponieważ stary zużył się do tego stopnia, że uległ wydłużeniu o trzy oczka, czyli mniej więcej 3% (dopuszcza się 1%). Wyeksploatowany łańcuch zniszczył zębatki i teraz czeka mnie jeszcze wymiana kasety (czyli bloku zębatek tylnych).

Wbrew negatywnym opiniom na forach, nowy łańcuch spiąłem szimanowską spinką do łańcuchów. I... potwierdzam panujące opinie - jest nic nie warta.

I pomyśleć, że przed budową domu, do wykonania rzeczy tak banalnych, jak renowacja korby i wymiana łańcucha, jeździłem do serwisu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...