Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

DOWCIPY są wieczne


basiah2

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 2,5k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

W pewnej wiosce postawiono masz telefonii komórkowej.

Niemal od razu zaczęły napływać skargi - a to kury się nie niosą, a to krowy mleka nie dają, migreny, wzrost liczby samobójstw itede.

Dyrektor sieci komórkowej napisał jedno krótkie pismo do sołtysa:

"Te wszystkie plagi to pikuś.

Pomyślcie, co będzie, jak ten maszt włączymy!"

 

To nie jest kawał, to szara codzienność przy tych sprawach. Skargi bywają nawet podparte zaświadczeniami lekarskimi o pogorszonym stanie zdrowia :D Wszystko przez stalową konstrukcję masztu, nawet bez powieszonych anten :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

K - Klient

H - Helpdesk

 

H: Proszę nacisnąć na "Mój komputer" - jest po lewej stronie ekranu.

K: Po lewej u mnie czy u Pana?

 

K: Dzień dobry, moja drukarka nie drukuje koloru czerwonego.

H: Czy ma Pani kolorową drukarkę?

K: Aha..., przepraszam i dziękuję.

 

H: No dobrze a co widzi Pani w tej chwili na ekranie.

K: Zdjęcie pluszowego misia, które przesłał mi moj chłopak.

 

H: Teraz prosze nacisnąć F8

K: Nic się nie dzieje...

H: Co dokładnie Pani zrobiła??

K: Nacisnęłam 8 razy klawisz "f" i nic się nie dzieje...

 

K: Moja klawiatura nie działa.

H: Jest Pani pewna, że jest podłączona i zainstalowana?

K: Nie wiem bo nie mogę spojrzeć na tył komputera, czy wtyczka jest tam wetknięta.

H: Proszę zatem wziąść klawiaturę w ręce i odejść od komputera kilka kroków.

K: OK

H: Czy mogła Pani odejść od komputera?

K: Tak.

H: To znaczy, że klawiatura jest niepodłączona. A może jest jeszcze jedna klawiatura w pobliżu komputera?

K: Tak, leży jeszcze jedna. Oho, ta działa ...

 

H: Pani hasło brzmi małe "a" i duże "V" oraz liczba 7.

K: 7 duże czy małe?

 

Klient nie może wejść do Internetu

H: Jest Pani pewna, że wpisuje poprawne hasło?

K: Tak oczywiście, patrzyłam dokładnie na kolegę i wpisuję to samo hasło.

H: Czy byłaby Pani tak miła i powiedziała mi hasło jakie Pani wpisuje?

K: Pięć gwiazdek

 

H: Przepraszam a jakiego programu antywirusowego Pani używa?

K: Netscape.

H: Niestety to nie jest program antywirusowy.

K: Tak, tak przepraszam, miałam na myśli Internet Explorer

 

K: Mam nadzieję, że mi Pan pomoże. Kolega wgrał mi świetny wygaszacz ekranu, niestety za każdym poruszeniem myszki on znika...

 

H: Jak mogę Pani pomóc?

K: Pierwszy raz piszę e-maila.

H: ok, a w czym tkwi problem??

K: Przy wpisywaniu adresu mojego kolegi. Znalazłam "a" na klawiaturze, ale nie wiem w jaki sposób mam do niego dodać tą śmieszną końcówkę??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nałogowcowi komputerowemu spadła na ulicy na głowę cegła.

- Tetris - pomyślał nałogowiec komputerowy.

- Nałogowiec - pomyślała cegła.

- Level 2 - pomyślał Bóg.

 

 

 

;)

 

Zadanie:

Matka jest o 21 lat starsza od swojego dziecka. Za 6 lat Dziecko będzie 5 razy młodsze od matki

Pytanie:

Gdzie jest ojciec? To zadanie jest do rozwiązania i nie jest tak trudne, na jakie wygląda. Nie patrz na rozwiązanie, można je rozwiązać matematycznie.

Uwaga:

Pytanie "Gdzie jest ojciec" musisz dokładnie przeanalizować.

Rozwiązanie:

Dziecko ma dzisiaj X lat, a jego matka Y lat.

Wiemy, że matka jest 21 lat starsza od dziecka.

W następstwie: X + 21 = Y

Wiemy również, że za 6 lat dziecko będzie 5 razy młodsze od matki.

Możemy zatem napisać następujące równanie:

5 (X + 6) = Y + 6 Zastąpimy Y przez X i rozpoczynamy rozwiązywać:

5 (X + 6) = X + 21 + 6 5X + 30 = X + 27 5X - X = 27 - 30 4X = -3 X = -3/4

Dziecko ma dzisiaj -3/4 roku, co jest równe -9 miesięcy...

Rozumując matematycznie, można przez to dowieść, że matka jest w tym właśnie momencie BZYKANA

Rozwiązanie:

OJCIEC JEST NA MATCE :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas przerwy śniadaniowej w pewnym biurze.

Starsza referentka Jolanta sięga lewą ręką po kanapkę, a prawą miesza w biuście i mówi:

- Coś mnie dzisiaj od rana swędzi między piersiami. Nie wiecie dziewczyny co to może oznaczać?

Po chwili ciszy, odzywa się praktykantka:

- Musiało pani wieczorem kapnąć z loda - też tak raz miałam!

###########################

 

Leży nagi mężczyzna na plaży, podchodzi do niego mała dziewczynka i pokazując na ch*ja, pyta: - Co to jest? - Ptaszek - odpowiada mężczyzna, po czym zasypia. Trafia do szpitala, a tam lekarz pyta dziewczynki co się stało a mała odpowiada: - Bo ten pan powiedział, że to jest ptaszek, więc się z nim pobawiłam, a on mnie opluł, to wzięłam kamień, rozbiłam mu jajka i podpaliłam gniazdo...

 

#############

 

Żona do męża: Kochanie znalazłam dziś u naszego synka gazetki sado-maso, co my teraz zrobimy??

-No wiesz, klaps w tyłek to chyba nie najlepszy pomysł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Facet lekko na bani wraca do domu ......

Żona od razu, srata-ta- ta, pijak, tylko wódka Ci w głowie itp...

Facet sięga do kieszeni, wyciąga kartkę i mówi:

- OK, przyniosłem test, zaraz zobaczymy jaka Ty obeznana i kulturalna jesteś!

Żona:

- Zobaczymy, czytaj.

- Taaak, pytanie pierwsze. Podaj jakieś dwie waluty.

- latwizna! No chociażby dolar i euro.

- Dobra, podaj dwa typy środków antykoncepcyjnych.

- Jejku, mogę ci co najmniej 10 podać!

- Wierzę. Pytanie trzecie. Podaj mi nazwy dwóch rzek w Islandii...

Żona:

- ???

- Milczysz? Ha! Wiedziałem! Oprócz szmalu i seksu, żadnych, k***a, zainteresowań!... żadnych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 weeks później...

"Posiadam.

 

Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocie.

 

Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.

 

Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki- nie nastręcza mi to wiele problemów.

 

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć.

 

Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i pomyśleć. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypier* więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć co by przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść- taka technologia po prostu.

 

Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierd*lał- a wtedy wiadomo- wąż.

 

Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skur*iel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierd*lę. Nie ni ch*ja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest ku*wa za duży- żeby przejść tym syfonem.

 

Ale słyszę tylko pizdut- oż ku*wa no to nie mogło mi się zdawać- coś ciężkiego poszło w pion. Ku*wa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek. Lecę na dół do piwnicy- choć może powinienem od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skur*ela z białą krawatką, nie było jej kilka dni może się nie połapie.

 

Ale dobra, najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie w rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest , żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici kici. Ni ch*ja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten głąb zamiast przyjść do mnie to chce iść tam skąd przyszedł czyli do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.

 

No poje*ało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni ch*a- uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire- ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I bieg do piwnicy.

 

Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.

 

Wbiegam do piwnicy i koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła i kota też nie słychać już.

 

Ja pier*lę. Ku*wa gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka- mam nadzieję, że to od mojego domu.

 

Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na ulicy- mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny- poszło aż zakurzyło.

 

Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.

 

Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Ku*wa mam w aucie, dupna ale może starczy.

 

Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili. Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk zwiewa w drugą stronę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

 

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie wpadł bo na ulicy ciemno.

 

Sąsiad - ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz złamany stoi i się dopytuje.

 

Co mam mu powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?

 

Idźżesz pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.

 

Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe- więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie.

 

Drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa- ludzie to są barany.

 

Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma bata to go musi wygonić albo utopić.

 

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego dalej nie wylało z kąpielą.

 

Urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- jak się to gdzieś przytka to będę miał przesrane.

 

Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten dekiel.

 

Wchodzę- a ten kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja! Jak on wyszedł- którędy? Ano wziernikiem w piwnicy- zostawiłem otwarty. Ja stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Przynajmniej kuleje.

 

Straty- zaje*ane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zaje*ana piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyje*ania, brezent z reklamą firmy- poszedł w ch*j, latarka- w ch*j, pogrzebacz w ch*j.

 

Afera na ulicy jak ch*j."

 

 

Nie moje, znalazłem. I upłakałem się.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

Polak je sobie spokojnie śniadanie.

>

> Przysiada się do niego żujacy gumę Amerykanin..........

> - To wy w Polsce jecie cały chleb ? - pyta Amerykanin.

> - No tak.

> - Bo my w USA jemy tylko środek, skórki odkrajamy, zbieramy do

> specjalnych pojemników, oddajemy do recyclingu, przerabiamy na

> croissanty i sprzedajemy do Polski - stwierdza pogardliwie Amerykanin,

> żujac swoja gumę.

> - Polak nic.

> - A marmoladę jecie ? - pyta dalej Amerykanin.

> - No, tak.

> - Bo my w USA jemy tylko świeże owoce. Skórki, pestki i tak dalej

> zbieramy do specjalnych pojemników, oddajemy do recyclingu, przerabiamy na dżem i sprzedajemy do Polski -

> - mówi i dalej żuje gumę.

> - A seks w USA uprawiacie? - pyta Polak.

> - No oczywiście.

> - A z prezerwatywami co robicie ?

> - Wyrzucamy.

> - Bo my w Polsce to swoje zbieramy do specjalnych pojemników, oddajemy

> do recyclingu, przerabiamy na gumę do żucia i sprzedajemy do USA !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W samolocie obok pewnej damy zajął miejsce pewien zażywny jegomość. Kiedy samolot wystartował, jegomość kichnął, po czym rozpiął rozporek, wyjął fujarę i przetarł ją sobie chusteczką. Minęło kilkanascie minut, jegomość znowu kichnął, rozpiął rozporek, wyjął chusteczkę i przetarł sobie nią fujarę. Siedząca obok dama zaczęła się poważnie gorszyć. Kiedy historia powtórzyła się ponownie, dama nie wytrzymała i zagroziła, że następnym razem poprosi o interwencję obsługę samolotu.

- Przepraszam - zaczął się usprawiedliwiać jegomość. - Cierpię na pewną bardzo rzadką przypadłość, wobec której jestem bezsilny... Otóż, szanowna pani, kiedy kicham, zawsze doznaję orgazmu i popuszczam w spodnie... Bardzo mi przykro...

- Przepraszam, nie wiedziałam... - dama poczuła się głupio, że tak na niewinnego jegomościa napadła, po czym zapytała:

- Ale bierze pan coś na to kichanie?

- Ależ oczywiście, szanowna pani. Wciągam zazwyczaj do nosa odrobinkę pieprzu.

 

Notatka z sex-shopu: Prosimy oglądać magazyny trzymając je DWOMA rękami!

 

Jedna koleżanka żali się drugiej:

- Mój Kazik jest ostatnio jakiś oziębły w sprawach seksu.

- Podmień mu w czasie kąpieli szampon na taki dla psów - radzi druga - Ja swojemu tak zrobiłam, to po wyjściu spod prysznica rzucił się na mnie, jak jakiś brytan, zaciągnął do łóżka i mało mnie na strzępy nie rozerwał w czasie stosunku!

Minęły dwa dni:

- Beznadziejna ta twoja rada z szamponem dla psów.

- Coś ty? Nie zadziałało?

- Zadziałało. Wyskoczył z łazienki, opier**lił całą kiełbasę z lodówki, a jak mu zwróciłam uwagę, to ugryzł mnie w tyłek i poleciał do tej suki, Kowalskiej z trzeciego pietra...

 

Facet siedzi w barze, podchodzi do niego nieznajomy i pyta:

- Gdybyś obudził się w lesie z podrapanym i wysmarowanym wazeliną tyłkiem, powiedziałbyś komuś?

- Ależ nie - odpowiada facet.

Nieznajomy dalej pyta:

- Gdybyś zauważył, że masz w swoim tyłku zużytą prezerwatywę, powiedziałbyś komuś?

- Jasne, że nie - odpowiada facet.

- Chcesz jechać na kemping? - pyta się nieznajomy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przychodzi koleś do lekarza cały pogryziony.

 

-Co się panu stało?

 

-Wróciłem do domu trzeźwy i pies mnie nie poznał.

 

Zastanawiacie się czasami czemu ludzie się kłócą? Jest ku temu wiele powodów, a my przedstawiamy kilka takich sytuacji:

 

"Poszedłem do ZUS Oddziału Emerytalnego, żeby złożyć podanie o emeryturę.

Niestety, zapomniałem wziąć z domu legitymacji ubezpieczeniowej, więc powiedziałem panience w urzędzie, że wrócę później.

Panienka na to: - Proszę rozpiąć koszulę. Gdy to zrobiłem, panienka powiedziała: - Te siwe włosy na pana piersi są dla mnie wystarczającym dowodem na to, że jest pan w wieku emerytalnym. Nie potrzebuje pan iść do domu po legitymację. Gdy opowiedziałem o tym żonie, ona powiedziała:

- Powinieneś był spuścić spodnie. Wtedy byś tez dostał rentę inwalidzką.

I wtedy zaczęła się awantura..."

 

 

"Żona i ja poszliśmy na spotkanie maturzystów z mojej szkoły, wiele lat po maturze. Zauważyłem pijaną kobietę, siedzącą samotnie przy sąsiednim stoliku.

Żona spytała: - Kto to jest?

Odpowiedziałem: - To moja była sympatia. Słyszałem, ze gdy przerwaliśmy nasz romans, ona zaczęła pić i od tej pory nigdy nie była trzeźwa.

Żona na to: Kto by pomyślał, że człowiek może cos świętować tak długo...

I wtedy zaczęła się awantura..."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ku rozweseleniu – współczesna wersja potopu … Pozdrawiam ...

 

Po wielu latach Bóg spojrzał znów na ziemię i stwierdził, że się bardzo źle dzieje. Ludzie byli zepsuci i skłonni do przemocy, więc postanowił znów zesłać potop i zniszczyć ludzkość. Ale przedtem zawołał Noego i powiedział:

- Zbuduj arkę z drzewa cedrowego, tak jak wtedy: 300 łokci długa, 50 łokci szeroka, 30 łokci wysoka. Zabierz żonę i dzieci, i z każdego gatunku zwierząt po parze. A za 6 tygodni ześlę wielki deszcz.

 

 

Noe nie był zachwycony - znów 40 dni deszczu, 150 dni bez wygód na arce, bez telewizora i z tymi wszystkimi zwierzętami - ale był posłuszny i obiecał spełnić wymagania Boga. Po 6 tygodniach zaczęło padać dzień i noc. Noe siedział i płakał, bo nie miał arki.

 

 

Bóg wychylił się z nieba i zapytał:

- Dlaczego nie spełniłeś mojego rozkazu?

Noe odpowiedział:

- Panie, coś mi uczynił? Jako pierwsze musiałem złożyć podanie o budowę.

W urzędzie myśleli, że chcę budować stajnie dla baranów. Potem nie podobała im się architektura - za wymyślna dla baranów, a w budowę statku na lądzie nie chcieli wierzyć. Także wymiary nie znalazły poparcia, bo dziś nikt nie wie, jaką miarą jest łokieć. Po przedłożeniu nowych planów dostałem znów odmowę, bo budowa stoczni w terenie

zamieszkanym jest niedozwolona. Po kupnie odpowiedniej działki zaczęły się nowe kłopoty. W tej chwili np. chodzi o to, że w planach nie są

uwzględnione systemy do gaszenia w czasie pożaru. Na moją uwagę, że będę przecież otoczony wodą, przysłali mi psychiatrę powiatowego. Kiedy psychiatra upewnił się, że jednak buduję statek, zadzwonili do mnie z województwa, żeby mi uświadomić, że na transport statku do morza będzie potrzebne nowe zezwolenie, a będzie o nie trudno, bo minister podał się do dymisji. Kiedy powiedziałem, że statku nie muszę transportować, bo będzie i tak otoczony wodą, kazali mi z ministerstwa marynarki wojennej,

według przepisów unii, złożyć podanie do Brukseli w ośmiu odbitkach i trzech urzędowych językach o zezwolenie na zalanie terenów zamieszkałych. Z drzewa cedrowego musiałem zrezygnować - nie wolno go

już ze względów ekologicznych sprowadzać. Próbowałem kupić tutejsze drzewo, ale nie dostałem tej ilości ze względu na przepis o

ochronie środowiska, najpierw musiałbym zadbać o sadzenie drzew zastępczych. Na moją wzmiankę o tym, że i tak będzie potop i nie opłaca się tu sadzić żadnych drzew, przysłali mi nowego psychiatrę - tym razem z województwa.

Krótko mówiąc - dałem kilka łapówek, kupiłem drzewo, znalazłem nawet cieśli do budowy, ale oni najpierw utworzyli związki zawodowe.

Kiedy się okazało, że nie mogę ich płacić wg taryfy, to rozpoczęli strajk, tak, że budowa arki znów się odwlekała. W międzyczasie zacząłem sprowadzać zwierzęta. Tylko, że wmieszał się związek ochrony zwierząt i zabronił mi

transportu jeleni w okresie rykowiska. Poza tym, musiałem podać cel transportu tych zwierząt, jestem na stronie 22 pierwszego formularza z 47, moi adwokaci sprawdzają, czy przepisy dotyczące królików obejmują również zające. A działacze z Greenpeace wskazali na konieczność specjalnego urządzenia do pozbycia się gnoju i innych odpadów pochodzących z hodowli zwierząt. Panie Boże, teraz jeszcze podał mnie mój sąsiad do sądu, twierdząc, że buduję prywatne zoo bez zezwolenia. Moje nerwy są zszarpane, nie mogę spać, arka nie gotowa, a Ty zesłałeś deszcz.

 

W tej chwili przestało padać, wyszło słońce i tęcza. Noe spojrzał w niebo i powiedział:

- Czyżbyś się Boże rozmyślił i nie chcesz już zniszczyć ludzkości?

Bóg odpowiedział:

 

- Nie trzeba. To załatwi biurokracja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...