Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Czy nasze wnuki będą chciały mieszkać w naszych domach? Czy raczej je zburzą?


Czy nasze wnuki będą chciały mieszkać w naszych domach? Czy raczej je zburzą?  

36 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy nasze wnuki będą chciały mieszkać w naszych domach? Czy raczej je zburzą?

    • Będą miały wartość starych pięknych domów
      6
    • Zburzą, jak dziś burzymy domy-kostki
      11
    • Pół na pół
      19


Recommended Posts

Tu muszę troszkę zaprotestować,to nie jest tak zawsze że końcowe wnioski na temat życia osoby wierzącej czy ateisty muszą tak bardzo różnić się od siebie.

Ja też jestem osobą wierzącą i moja interpretacja Boga jest taka,że to on nam daje coraz większą świadomość,a przy okazji środki antykoncepcyjne,żeby było mniej tragedii na świecie i żeby ludzie swoje życie czynili coraz bardziej szczęśliwym.

Także wiesz.....;)

 

 

Marynata. To starsze dziecko też późno miałem ...chcę przez to powiedzieć

żem stary i trochę widziałem. Nie mieszajmy do tego wiary, bo to na nic.

Bóg nie ma nic wspólnego ze świadomością człowieka. Bóg daje INNĄ świadomość.

Ani trochę lepszą, ani trochę gorszą...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 501
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Marynata. To starsze dziecko też późno miałem ...chcę przez to powiedzieć

żem stary i trochę widziałem. Nie mieszajmy do tego wiary, bo to na nic.

Bóg nie ma nic wspólnego ze świadomością człowieka. Bóg daje INNĄ świadomość.

Ani trochę lepszą, ani trochę gorszą...

 

No nie mieszajmy,też to wcześniej mówiłam,ale ten temat jak widzisz sam się tutaj jakoś miesza.

 

Dlatego ja zawsze podkreślam to "ja",że jak tak sądzę,a Ty nawet napisałeś swój post jako pewnik.

O ile fajnie byłoby w tej rozmowie gdy każdy napisał "ja sądzę,że Bóg nie ma nic wspólnego"itd....."moim zdaniem".....

A przyjmując za pewnik sprawy duchowe próbując wcisnąć je w jakąś naukową definicję że tak jest a nie inaczej stawiamy się w "wyższości" na rozmówcą,który też odpowie jakimś tam pewnikiem i wtedy dochodzi w rozmowie do dużych napięć,bo zamiast wymieniać poglądy zaczynamy się nawzajem przekonywać kto ma lepsze ;-)

I rozmowa zaczyna być nieprzyjemna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NO i co z tego? Dzieci to obowiązek, którego nie mam najmniejszej ochoty dźwigać. Nie ze strachu. Z braku powołania do poświęcenia się.

Równie dobrze jakiś miłośnik psów może cię tymi samymi słowami przekonywac do wzięcia psa ze schroniska i na twoje "nie" zarzucać, że nie chcesz bo to obowiązek, bo nie będziesz mieć czasu dla siebie, bo nie podołasz :)

Czy myślisz, że wszyscy którzy mają dzieci, to muszą mieć powołanie? Psy to pasja, nie powołanie do poświecenia się psu.

(Prawdą jest, że dziecko wychowuje się "lepiej", gdy w domu są zwierzęta.)

To samo z opieką nad chorymi czonkami rodziny: czy trzeba mieć powołanie do poświęcenia się, żeby np. zająć się chorym rodzicem?

Ja nie czekam na powołania. W obliczu zaistnienia pewnych sytuacji podejmuję ludzkie działania. I nie traktuje ich jak "poświęcenie". Sa to zwyczajne ludzkie zachowania.

Wzięcie psa ze schroniska, to nie to samo co sprowadzić na świat nowe życie. Jak widać i tego nie rozumiesz.

 

Ja pisałam o instynkcie macierzyńskim.

Ty piszesz cały czas o OCHOCIE, o POTRZEBIE. Bo:

U ludzi funkcjonują pewne pierwotne mechanizmy, które wpływają na pociąg seksualny.

To co Ty nazywasz instynktem macierzyńskim, to stan, który pojawia się po urodzeniu dziecka (niekoniecznie zaraz po), budzi się samoistnie. (Nie działa wcześniej, nie dziła nawet w ciąży.) Pomagają tu zmiany hormonalne. (Sama czysta natura.)

Ogromna miłość do urodzonego dziecka sprawia heroiczne zmiany w kobiecie: robi się ona silna, twarda, gotowa by zrobić wszystko dla jego ochrony.

To, że teraz nie masz "instynktu macierzyńskiego" mnie nie dziwi, i też niech Ciebie nie dziwi.

Nie każda też kobieta po urodzeniu dziecka odczuje go tak.

Bywa i tak, że u niektórych kobiet, niski poziom pewnych hormonów i neurotransmiterów (zapomniałam nazwy) może spowodować "baby blues" czy poważniejszą depresję. To nic niezwykłego i nie trzeba się obwiniać ani oskarżać o nieudolność. W tym momencie pomocne jest wsparcie... rodziny.

Jak pisałam już wcześniej, instynktem kierują się tylko zwierzęta. My ludzie, czynności związanych z opieką musimy się nauczyć, bo nam hormony tego nie "podpowiedzą", nie są to umiejętności wrodzone, jak u zwierząt. . I tu potrzebna jest babcia, mama, ktoś z doświadczeniem, albo... książki.

Błędne jest też myślenie, że za nasz stosunek do dzieci odpowiada posiadanie lub nie "instunktu macierzyńskiego".

Bo przecież świetnie z dziećmi radzą sobie mężczyźni ("instynkt TACIERZYŃSKI"?).

Potrafią kochać dzieci, dawać siebie nie oczekując nic w zamian. Babcie i dziadkowie też. To wystarczy żeby dobrze zajmowć się dzieckiem.

Miłość matki jest inna w stosunku do noworodka i inna w stosunku do syna 50 letniego. Ale to zawsze miłość, nie instynkt.

 

Nie trzeba czekać na żadne instynkty - TRZEBA BYĆ ZDOLNYM DO MIŁOŚCI.

 

To, że teraz nie masz ochoty, ani potrzeby mieć dziecka, to wpływ czynników kulturowych, społecznych, stylu życia, który prowadzisz.

Ale trzeba wiedzieć, że natura i tak wygra. Jeśli bedziesz z nią walczyć, przegrasz . I to się może różnie objawić.

 

Wiesz co nas różni - ty jesteś wierzącą osobą - ja ateistką. Mamy kompletnie odmienny sposób spostrzegania świata.

Na dodatek dla ciebie macierzyństwo w małżeństwie to również obowiązek religijny.

Tak, jestem osobą wierzącą (ale nie katoliczką, ani Świadkiem Jehowy - żeby nie było). Wiara czyni życie znośniejszym, prostszym.

Posiadanie dziecka traktuję jak najnormalniejszą kolej rzeczy. Zastanawia mnie cud poczęcia, cud narodzin, cud tworzenia. Zachwyca mnie samo życie.

"Obowiązek"- jeśli już - czuję wobec Natury: dostałam życie, dałam życie. Jesteśmy kwita.

 

Jestem racjonalistką. Emocjonalne słowa kompletnie do mnie nie przemawiają, bo emocje są sprawą czysto subiektywną.

Dobrze. Trzeba jednak wiedzieć, że emocje są. I że się bardzo udzielają. Tymi pozytywnymi warto się zarażać.

Też jestem racjonalistką, kieruję się zdrowym rozsądkiem, unikam tego co nie ma sensu.

Jeśli jednak jest coś "nie do zrozumienia", niepoznawalne (poza/ponad materią i ruchem), to nie znaczy, że nie istnieje wcale.

Na płaszczyżnie logicznej, czysto rozumowej, nie da się rozwiązać takich kwestii jak np. miłość, przebaczenie... Czy to znaczy, że nie istnieja?

Ja wiem, ze człowiek nie jest tylko istotą materialną, fizyczną, podlegającą prawom biologii, fizyki itp. To co zewnętrzne, to tylko futerał. Istotą jest wnętrzne, które jest wieczne. A ono wymyka się racjonalistycznym prawdom.

 

A co do jasnych stron - są. Ale przecież bywają ciemne. Ale mnie nie obchodzą ani jedne ani drugie. Przykłady podałam, by wykazać, że nie każdy człowiek czuje się szczęliwy posiadając dziecko, jak to usiłują szczęsliwe matki wmówić tym, którzy dzieci nie chcą.

Ja kompletnie się nie zajmuję zastanawianiem "jak to jest mieć dziecko?". Mnie ten temat kompletnie nie interesuje. Nie zaglądam do wózków, rozmowy matek o pociechach mnie nudzą. Ja na rekach nawet nie trzymałam najmłodszych członków rodziny (dzieci kuzynostwa).

Zupełnie tak samo było ze mną. Nie myślałam. I też się nudziłam. Ale na rękach trzymałm; pierwszy raz gdy miałam 10 lat. To był mój kuzyn.

 

Przed robieniem ze mnie ofiary losu przez ludzi, którzy chcą mieć dzieci i zmuszają do macierzyństwa tych co nie chcą?

Elfir, nie da się zrobić z nikogo ofiary losu. Ofiarami losu robimy się sami, gdy tak myślimy. Trzeba uporządkować myśli.

 

Mam wrażenie, że usiłujesz mnie przekonać do macierzyństwa, bo mi zazdrościsz i nie chcesz bym miała lepiej od ciebie :)

Jak ci się podoba taka interpretacja twojego postu?

Elfir , lubię ludzi. Ciebie też. Podoba mi się ta interpretacja Twojego postu. Każda interpretacja mi się podoba. Nie z każdą jednak się zgadzam. Nie wiem w drodze jakich analiz wyciągnęłaś taki wniosek (że Ci zazdroszczę).

Zazdrość, zawziętość, to najbardziej destrukcyjny element w życiu. Na co mi on.

 

Nie ma to jak opierać wzorce macierzyństwa na romantycznych obrazkach.

A ten wniosek to, znowu, skąd?

Raczej w obrazkach mają odzwierciedlenie ludzkie uczucia, całe piękno, które twórca dostrzega. To sztuka pokazać ludzkie uczucia na obrazku. To mnie zachwyca.

Nie ma czegoś takiego jak "wzorce macierzyństwa".

 

Nie musze się dowartościowywać własnym dzieckiem. Ani niczego sobie udowadniać.

A w ogóle musisz się czymś dowartościowywać? Albo sobie coś udowadniać? Co to?

Moja wartość jest jaka jest. Wiem, że jestem niedoskonała. Dziecko nie ma nic do tego.

 

 

****

My tu sobie tak z Elfir dyskutujemy. Już od tematu odbiegliśmy. (Może zaraz w filozofię wejdziemy... ). mam nadzieje, że nie przynudzamy.

Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że nikomu nie odbieram prawa do myślenia inaczej i głoszenia publicznie własnych poglądów. Ani niczego nie narzucam. Po prostu przedstawiam swój punkt widzenia. To, że takie czy inne reakcje wywołałam, to już.... kwestia osobowości czytającego.

 

PS. Jakby ktoś wiedział o jaki obraz chodzi, to byłabym wdzięczna za podanie autora i tytułu.

( Właśnie słucham "Dark Side of The Moon" Floydów)

Edytowane przez bajanadjembe
byk ortograficzny
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do tego dziadka w walonkach,co prawda nie widziałam tego obrazu,ale licytwołabym się na na wrażliwość,bo oprócz tego wszystkiego ja widzę jeszcze trud życia tej dziewczynki (z którego roku ten obraz?). Widzę jej trudne dzieciństwo,brak opieki medycznej,widzę jak dzwiga wodę ze studni,jak ciężko pracuje w gospodarstwie zamiast beztrosko cieszyć się dzieciństwem,potem jej prawie dorosłe życie- zamążpójście pod dyktando rodziców itd.

Pewnie dostanę pałę za dowolną interpretację :)

 

 

Jak zatem wytłumaczyć fakt,że samotni także bardzo często chcą mieć dziecko i dążą do tego różnymi sposobami,niekoniecznie poprzez wchodzenie w związki?

Uważam więc że jest taki"pociąg",ale nie krytykuję płodzenia dzieci przez ludzi którzy go nie mają.

To się nazywa empatia.

 

Dzieciństwo ze szczęśliwym, kochającym, odpowiedzialnym dorosłym, zawsze jest łatwe. Nawet gdy trzeba nosić wodę z przerembli.

Dzieciństwo nie może być beztroskie, bo potem mamy niedojrzałych beztroskich dorosłych.

Tak jak powiedziałam już gdzieś wcześniej, nie powinniśmy porównywać życia dzieci (czy kogokolwiek) w dawnych czasach do życia w naszych (Staś z "Pustyni i w Puszczy"). Inne środowisko, inna kultura). Było po prostu inne.

 

Dzisiaj inne jest życie dzieci w Polsce, a inne w Gwinei. Nie ma nawet sensu porównywać. Inna jest też opieka medyczna w Polsce, inna we Francji. Faktem jest, że zawsze i wszędzie, każdy patrząc na sąsiada, chciałby mieć tak dobrze jak on.

 

Widziałam program o pornografii dziecięcej. Te dzieci też były szczęśliwe. Od najmłodszych lat tylko tym żyły, to sprawiało im radość i przyjemność. Rodzice produkowai filmy z udziałem własnych dzieci.

Ocena więc powinna dotyczyć tego, co my jako dorośli robimy dla ludzkości, nie dla szczęścia i zadowolenia dzieci. Jacy MY dorośli jesteśmy.

 

Obraz przedstawiał naprawdę szczęśliwą "parę" w tańcu.

Dzisiaj przecież też "w życiu piękne są tyko chwile" podobno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy myślisz, że wszyscy którzy mają dzieci, to muszą mieć powołanie?

 

To właśnie rozważaliśmy przed chwilą. Podawałam przykłady rodziców w zasadzie "zmuszonych" do rodzicelstwa przez naciski społeczne, wbrew ich woli, przekonaniom i rozsądkowi.

 

To samo z opieką nad chorymi czonkami rodziny: czy trzeba mieć powołanie do poświęcenia się, żeby np. zająć się chorym rodzicem?

 

To stan zastany a nie stworzony na własne życzenie.

Przykład z psem jest trafniejszy, bo decydujesz się na niego świadomie. A choroba dopada losowo i zwykle nie ma możliwości zapobiegania.

 

Ja nie czekam na powołania. W obliczu zaistnienia pewnych sytuacji podejmuję ludzkie działania. I nie traktuje ich jak "poświęcenie". Sa to zwyczajne ludzkie zachowania.

 

Dla mnie LUDZKIE zachowanie to używanie mózgu przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Tylko zwierzeta rozmnażają się bezrefleksyjnie.

 

Wzięcie psa ze schroniska, to nie to samo co sprowadzić na świat nowe życie. Jak widać i tego nie rozumiesz.

 

Ty nie rozumiesz i już o tym pisałam. Dla dziebie dzieci to obowiazek religijny/duchowy - para MUSI mieć dziecko, bo tego życzy sobie Bóg/natura. Unikanie dziecka jest grzechem/występkiem przeciw naturze. I to jest twoja motywacja.

 

:

To co Ty nazywasz instynktem macierzyńskim, to stan, który pojawia się po urodzeniu dziecka (niekoniecznie zaraz po), budzi się samoistnie. (Nie działa wcześniej, nie dziła nawet w ciąży.)

 

Nie zgadzam się z tym. Moja kuzynka chciała mieć dziecko zanim je urodziła. Wiedziała, że bez dzieci życia sobie nie wyobraża. To było też główne kryterium wyboru partnera - musi chcieć mieć dzieci jak najszybciej po ślubie.

A więc u niej instynkt czy też pociąg do rozmnażania pojawił się w sposób wyraźny, nie budzący wątpliwości. Wcześniej wprost uwielbiała zajmowac się dziećmi koleżanek i z wytęsknieniem czekała na swoje.

 

Pomagają tu zmiany hormonalne. (Sama czysta natura.)

OI tu potrzebna jest babcia, mama, ktoś z doświadczeniem, albo... książki.

 

Lepszy bylby brak dzieci. Nie ma dzieci - nie ma depresji. Nie ma wyrzutów sumienia, leczenia, nie ma zmarnowanego dzieciństwa. Wykluczamy czynnik chorobotwórczy.

 

[/b]To, że teraz nie masz ochoty, ani potrzeby mieć dziecka, to wpływ czynników kulturowych, społecznych, stylu życia, który prowadzisz.

Ale trzeba wiedzieć, że natura i tak wygra. Jeśli bedziesz z nią walczyć, przegrasz . I to się może różnie objawić.

 

Skąd to wiesz? Jakieś badania przeprowadzałaś? Czy po prostu to jest twoje przekonanie prywatne, jako osoby, która lubi dzieci?

 

Przez ciebie przemawia religia i to wylewa się w każdym akapicie. Łącznie z dywagacjami na temat duszy (w którą nie wierzę), życia wiecznego (nie wierzę) i jakiś nadrzędnych celów i obowiązków wobec świata/natury (co mi zwisa)

 

A w ogóle musisz się czymś dowartościowywać? Albo sobie coś udowadniać? Co to?

Moja wartość jest jaka jest. Wiem, że jestem niedoskonała. Dziecko nie ma nic do tego.

 

Mam wrażenie, że cały czas usiłujesz mnie przekonać, że dzieki dziecku będę lepszym człowiekiem i "w jego oczach to zobaczę".

Ale ja nie chcę być ani lepsza ani gorsza. Podobam się sobie taka jaka jestem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A żeby powrócić do tematu cytat"2020 rok budowanie domów „o niemal zerowym zużyciu energii” stanie się obowiązkiem wszystkich inwestorów w Polsce (na podstawie Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2010/31/UE z dnia 19 maja 2010 r.).

A więc stało się(bynajmniej stanie)-jak można przypuszczać ceny energii będą kosmiczne żeby przydusić do energooszczędnego działania właścicieli domów "normalnych".I na co naszym wnukom te nasze domy?:sick:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pod warunkiem, że się to wszystko nie rozpipczy...Te wszystkie unijne

pomysły są bardzo pieniądzożerne. Sporo w tym naciągania i sztuki

dla sztuki. A sztuka bez sponsora to ino ludowa...Nasze dzieci chcąc

nie chcąc, moim zdaniem, spokojnie mogą sobie gniazdka mościć w

naszych budowlach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zgadzam się w 100% z tym co pisze bajanadjembe, nie będę już rozwijać tematu, bo wg mnie wystarczająco dużo zostało powiedziane

z tym co pisze marynata o różnicy pomiędzy opinią własną a faktem stwierdzonym też ja :Dsię zgadzam, niby niewiele, a dopisanie "moim zdaniem" bardzo często łągodzi dyskusję

dom "zerowy" - patrząc na to jak obecnie ocenia sie zapotrzebowanie domu na energię, to ja tu widzę tylko kolejny skok na kasę

skoro do oceny zapotrzebowania na energię nie bierze się całego cyklu życia produktów, urządzeń, materiałów, paliw, to hasło "dom zerowy" pozostanie hasłem, bez istotnego wpływu na ekologię i poziom zużycia paliw

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja wartość jest jaka jest. Wiem, że jestem niedoskonała.

Ale ja nie chcę być ani lepsza ani gorsza. Podobam się sobie taka jaka jestem.

 

Rzeczywiście, to już nie tylko o dzieciach.

Z naszych postów, wiele dowiadujemy się o sobie nawzajem. Przy okazji.

 

 

Żeby zacząć budować energooszczędnie, ekologicznie... trzeba by najpierw zmienić sposób myślenia. To jest najtrudniejsze. Niektórzy mają problem z wykorzystaniem np. energii ze spalin; nawet nie rozważają takiej możliwości, żeby zastosować odpowiednie rozwiązania. Potrzebna jest więc odpowiednia "edukacja dorosłych" pro energo- i eko-.

Co się opłaca w ogólnym rozrachunku. Jaki przedział czasowy bierzemy pod uwagę (czy tylko własne życie, czy też pokoleń po nas).

A wiadomo, że o wszystkim i tak przeważnie decydują pieniądze.

Co też z tego, że by się chciało, jak nie ma za co.

Może wyjściem jest teraz takie budowanie, z zastosowaniem takich technologii, które potem w miarę potrzeby będzie można modyfikować, przystosowywać. I w tym sensie, może warto "budować dla wnuków".

Jak nasze dzieci nie bedą miały środków, by budować zgodnie z coraz to bardziej wyśrubowanymi "dyrektywami", to... zacytuję Enia, bo mam podobne zdanie:

...Nasze dzieci chcąc nie chcąc spokojnie mogą sobie gniazdka mościć w naszych budowlach.

Zawsze bedą mogły lampę solaraną dokupić, albo wiatrak, jak się dorobią.

 

Jeśli natomiast mamy gdzieś, co się bęrdzie działo gdy nas już nie będzie, jaki świat potomnym zostawimy, to rzeczywiście może zwisać i powiewać nam sprawa energooszczędzania i ekologii w ogóle.

 

Kto wie, czy z powodów energooszczędzania, nie będą nam wyłączać prądu. W niektórych krajach i ciepła woda tylko w określonych godzinach z kranów leci. Warto być "samowystarczalnym".

Budownictwo "samowystarczalnych" "ekologicznych" osiedli gdzieś podobno ruszyło. Ciekawe.

Edytowane przez bajanadjembe
Dzięki mamik
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamiast zastawnawiać się nad mało obecnie opłacalnymi rozwiązaniam "energooszczednymi" lepiej skupić się na likwidacji zjawisk wywożenia śmieci do lasu, braku ich segregacji czy nieszczelnych szamb.

 

Weźmy pod uwagę kolektory słoneczne. W ogromnej większości produkowane w Chinach, które mają gdzieś protokół z Kioto i ekologię. Toteż ich produkcja żżera wiecej energii i bardziej śmieci niż podgrzewanie wody w sposób klasyczny - gazem lub prądem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako człowiek z instynktami podobnymi do zwierząt,ale jednak różniący się od nich poziomem inteligencji,rozumienia,umiejętnością oceny sytuacji,liczenia i w końcu z umiejętnością przewidywania,stanę w opozycji do tej wypowiedzi.

Sama chęć przedłużania/ciągłości/powiększania gatunku doprowadziła do przeludnienia na świecie (nawiązanie do posta Zielony Ogród).

Na świecie mamy głód,smród i ubóstwo.Ludzie żyją w strasznych warunkach,chorują na straszne choroby,cierpią,męczą się.

Już brakuje jedzenia,nie tylko w krajach trzeciego świata-to się dzieje tu i teraz.Odpowiedzią jest gmo.

Gdybym chciała się pokusić o jakieś wypociny filozoficzne,to bym może nawet powiedziała że wzrost świadomości(zanik instynktu macierzyńskiego) części populacji ma naturalnie zapobiegać tragedii która nas w obliczu tego wszystkiego czeka ;)

 

Tylko że w niektórych krajach ludzie umierają z głodu a w innych toną w luksusach, żywność nawet w Polsce jest marnowana w ogromnych ilościach nadmiar ląduje w koszu.

NIe chęć przedłużenia gatunku spowodowała przeludnienie tylko rozwój cywilizacyjny, postęp w medycynie.

 

Kiedy rodzi się dziecko, przytulasz je, i wszystko się rozwija samo. (oksytocyna, bla, bla... i te fizjologiczne sprawy....)

Instynkt jest właściwy zwierzętom. Zwierzęta wiedzą jak pielęgnować swoje dzieci. My niestety musimy się tego nauczyć. Tak samo jak miłości.

Ludzie wszystkiego uczą się w swoich rodzinnych domach. Wszystkiego.

A ich zachowania wynikają nie z instynktu, ale są uwarunkowane kulturowo i społecznie.

 

Problem w tym, że Ty porównujesz dzieci do przedmiotu, który może się do czegoś przydać, albo w czymś przeszkadzać, który można do czegoś wykorzystać... Dziecko to nie coś, co się sobie sprawia, żeby....., jak Ty to rozumiesz.....

Wyjełaś mi to z ust.

Edytowane przez fenix2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NIe chęć przedłużenia gatunku spowodowała przeludnienie tylko rozwój cywilizacyjny, postęp w medycynie.
To jest akurat sprawa bardzo dyskusyjna.

Oglądałam ostatnio jakiś program dotyczący pomocy w Afryce i zaangażowani w tę pomoc ludzie podawali powody dla których akurat w najbiedniejszych rejonach świata jest największy przyrost naturalny.

Akurat tu gdzie jest największy rozwój cywilizacyjny i medyczny przyrost jest najniższy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I oto, po przydługawym wstępie, pojawić się mogą pierwsze radosne

wnioski z naszy dyskusi. Dziecięcia nie mają nic do chcenia.

Będą mieszkać w takim domu, jaki im zostawimy. To od nas zależy,

czy za jakiś czas, będzie można wejść do lasu bez uczucia obrzydzenia,

a woda do picia będzie powstawać w wyniku reakcji chemicznej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...