Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

DOM - dlaczego pragniesz, dlaczego właściwie go budować?


Redakcja

Recommended Posts

Maćku,ale znowu mocno generalizujesz w druga stronę-w psychologu jest wątek gdzie ludzie mają dosyć najazdów gości na swoje nowo wybudowane domy!Więc albo gości za mało,albo za dużo-zawsze się znajdzie jakiś powód do narzekania.

Ważne jest żeby żyć zgodnie ze sobą,a nie z obowiązującym trendami.Wiele osób przecież sprzedaje domy i wraca z radością do bloków(i o tym też jest wątek).

 

ps Dla mnie np ogrodnikowanie nie jest przyjemne,ani wspólne ani samotne,dlatego właśnie po prostu i zwyczajnie nie będę miała ogrodu :)

Obcięłam jeden powód do narzekań :D

Ale jak się jest społecznie przymuszonym do jego posiadania,to trudno się dziwić marsowym minom inwestorów którzy przyjmują na siebie dobrowolnie dodatkowy stres.

 

święte słowa marynata

Ważne jest żeby żyć zgodnie ze sobą,a nie z obowiązującym trendami

Ale jak się jest społecznie przymuszonym do jego posiadania,to trudno się dziwić marsowym minom inwestorów którzy przyjmują na siebie dobrowolnie dodatkowy stres

święte słowa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 132
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Amglad, przykro mi że moje obserwacje odbierasz jako osobisty atak - nic podobnego. Ludzie potrafią być szczęśliwi z naprawdę różnych powodów, choć daleki jestem od zdania, że każdy ma swoją prawdę. Widzisz - to co napisałaś przyświeca wielu przyszłym gospodarzom a ja biegnę donieść, że to raczej mrzonki, że nawet sami z tego zrezygnują, że zwyczajnie tego nie widzę wokół, nie chodzi tylko o mnie. A jeśli widzę to tylko jako skutek ODERWANIA się od własności (kampingi, letniska...) a nie odwrotnie.

 

Mogę napisać (i jest to prawda) mam wspaniały duży i nowoczesny dom, z ogromnym tarasem, na którym mogę popijać sobie co dzień kawkę i ogrodem, w którym jest drewniana ława, obok starego orzecha. Po drugiej stronie drogi zaczyna się las z którego raz poraz wychodzą oswojone dziki, choć mieszkam w sercu miasta. We wiosenne noce słychać roześmianych ludzi a niedawno zrobiłem ognisko...

 

Wypada uzupełnić - na tarasie w tym sezonie byłem 3x, w tym 2 żeby poprawić sztuczny trawnik. Na piętrowych balkonach i tasach ludzie zwyczajnie nie występują (znów polecam obserwację), choć uwielbiają MIEĆ te elementy.

Jeśli słychać zabawę to z publicznych posesji (firma, bar), z prywatnych tylko w ramach "otwarcia", bo normalnie słychać raczej wiertarki..

Obiad w ogrodzie jest przyjemny tylko w licznym towarzystwie, we 2-3 osoby, to nawet nie chce się naczyń nosić (po kilku pierwszych razach) a patrzenie na własny ogród to nie relaks a controling.

Ognisko było, nie dlatego, że mam dom a dlatego, że mam gdzieś konwenanse i tak właśnie zaaranżowałem swoje 40 urodziny - z dnia na dzień, w środku tygodnia. Na spontaniczne, weekendowe spotkania liczyć trudno - każdy ma coś u siebie do pogrzebania, albo imieniny u szwagra przy stole.

 

W tym samym dziale przypadkiem wyszło, że wypowiada się kobitka z mojego osiedla... jakby to powiedzieć, utwierdziłem się tylko, że domek nie zbliża a raczej oddala w kontaktach bezpośrednich (choć akurat zdania mieliśmy podobne, do spotkania nie doszło).

 

Czasem sytuację mogę jeśli zechcę obiera się za cel a ja mając za sobą sporo doświadczań (a i możliwości) pragnę przekazać co odkryłem - nie warto. Owszem nie o to chodzi by króliczka złapać a o to by go gonić, ale szanuję taką filozofię wtedy, gdy ktoś spokojnie, jak mój kolego potrafi powiedzieć - (budować, remontować, dostawiać) NA TYM ŻYCIE POLEGA.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogę napisać (i jest to prawda) mam wspaniały duży i nowoczesny dom, z ogromnym tarasem, na którym mogę popijać sobie co dzień kawkę i ogrodem, w którym jest drewniana ława, obok starego orzecha. Po drugiej stronie drogi zaczyna się las z którego raz poraz wychodzą oswojone dziki, choć mieszkam w sercu miasta. We wiosenne noce słychać roześmianych ludzi a niedawno zrobiłem ognisko...

 

nie odbieram tego jako atak, tylko jako złośliwość wynikającą z niemocy... hmm nota bene, świetnie trafiłeś, nie mam tylko drewnianej ławki ani orzecha, natomiast na aktywność dzików(nie oswojonych niestety) mogę ponarzekać....ale nie chcę, bo po co? w końcu to był mój wybór, by mieszkać na wsi

 

Wypada uzupełnić - na tarasie w tym sezonie byłem 3x, w tym 2 żeby poprawić sztuczny trawnik. Na piętrowych balkonach i tasach ludzie zwyczajnie nie występują (znów polecam obserwację), choć uwielbiają MIEĆ te elementy.

 

wypada współczuć - ja na tarasie spedzam bardzo dużo czasu,kawkując również, nie posiadam sztucznej trawy, którą muszę poprawiać, mam natomiast ary prawdziwej trawy, którą trzeba kosić. mam traktorek - koszę. nawet nie ja, bo to frajda dla syna

 

Jeśli słychać zabawę to z publicznych posesji (firma, bar), z prywatnych tylko w ramach "otwarcia", bo normalnie słychać raczej wiertarki..

dlatego idea mieszkania na osiedlach domków jest dla mnie nie do przyjęcia. DLA MNIE. gdybym nie kupiła działki na wsi, nie zdecydowałabym się na budowę domu.

 

Obiad w ogrodzie jest przyjemny tylko w licznym towarzystwie, we 2-3 osoby, to nawet nie chce się naczyń nosić (po kilku pierwszych razach) a patrzenie na własny ogród to nie relaks a controling.

 

no własnie, i tu jest clue programu. nie chodzi o żadne filozofie, chęci posiadania czy nieposiadania i inne rzeczy, które usiłujesz w to wmieszać - zawsze problem jest w nas, a nie w domu czy mieszkaniu.

widzisz, mi się CHCE. i taka jest różnica między nami i naszym podejściem. mi się chce przygotować i zjeść w ogródku obiad - jest nas troje tylko plus pies. chce mi się naczynia nosić i kieliszki do wina i osobne do wody. chce mi się piec chleb (po co, w gieesie można kupić), chce mi się masło robić, chce mi się uśmiechać i korzystać z tego, co mi zostało ofiarowane. chce mi się odpoczywać a nie chce mi się marnować czasu i wysiłku na sprawdzanie, czy trawa już wzeszła, czy drzewko zakwitło. wzeszło super- nie wzeszło, trudno. chce mi się palić w kominku, bo jest fajnie (ale potem trzeaba pył i resztki z kominka odkurzyć, czasem szybę umyc)

wydaje mi się, że to kwestia natury i podejścia do życia

jeśli masz takie doświadczenia a nie inne, rozczarowałeś się domem - przenieś się do bloku. coś trzeba robić, nie można bez końca narzekać i czuć smak rozczarowania. zmień coś w życiu.

niezmiennie pozdrawiam i życzę opty

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ok, dobrze, że Tobie się chce.

A jednak pofilozofuję, czy Twoje CHCE MI SIĘ działa tylko jeśli jesteś zapisana w hipotece obok banku, czy jako jedni właściciele, czy może masz to w naturze i to czy te murki i ary są Wasze, czy jedynie do Waszego użytku jest poza tym?

 

Ja miałem możliwość poznać różne wariancje. Tylko pytam.

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ok, dobrze, że Tobie się chce.

A jednak pofilozofuję, czy Twoje CHCE MI SIĘ działa tylko jeśli jesteś zapisana w hipotece obok banku, czy jako jedni właściciele, czy może masz to w naturze i to czy te murki i ary są Wasze, czy jedynie do Waszego użytku jest poza tym?

 

Ja miałem możliwość poznać różne wariancje. Tylko pytam.

 

Macieju drogi,

doswiadczony jesteś z pewnościa bardziej niż ja. Ty pofilozofuj, ja tymczasem idę popracować.;););)

serdecznie Cie pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inaczej mam. rasia słusznie stwierdziła, że każdy inaczej odpowie. :)

 

Mój dom jest po prostu domem, nie służy żadnym celom wyższym, nie był ani przez chwilę myślany jako dom dla wnuków (że tak może być uświadomił mi dopiero tutejszy wątek), dom dla gości, dom na sto różnych możliwych przypadków. Nie robię dla niego nic, na co nie mam szczerej chęci i ochoty. Nie włożyliśmy w niego krwawicy całego życia. Jak na forumowe standardy jest być może biedny, nieładny, wykończony tanio. A jednak dobrze się w nim czujemy, spełnia swoje funkcje, jest schludnie, łatwo do sprzątnięcia, tanio do ogrzania.

Dużo korzystamy z ogródka i tarasu. Już po majowym weekendzie byłam z racji opalenizny "podejrzewana" o urlop w jakiejś Tunezji czy czymś. :) Nie korzystamy w takim sensie, że ciągle odwalamy jakąś robotę. Ot tak, po prostu, dużo z dziećmi - leżymy sobie na kocu i dłubiemy przy zabawkach, czytamy w altance, bawimy się w berka, w chowanego, piłkami, w piaskownicy, pchamy różne dzieciowe pojazdy, turlamy się, wygłupiamy.

 

No i jeszcze mam tak, że dom moją twierdzą i oazą spokoju. Zanim przeszłam na urlopy macierzyńsko - wychowawcze moja praca była z takich, że po powrocie do domu chciałam tylko ciszy, spokoju i wytchnienia. I tak mi zostało. Zresztą nie jestem typem imprezowiczki. Lubię taką spokojną codzienność. Poczytać, namalować coś, upiec albo ugotować. Teraz przede wszystkim być z dziećmi, bawić się z nimi, uczyć je.

 

Jak to było przed budową? Chcieliśmy mieć własny kąt, nie u rodziców, nie wynajmowany, własny. Fakt - zwykłe chciejstwo to było i tyle. Nie mieszkanie, bo to właśnie w mieszkaniu ciągle słyszeliśmy odgłosy remontowe od sąsiadów. Jedni kończyli, drudzy zaczynali.Jak już wydawało się, że chyba nareszcie będzie przerwa, to się jakaś rodzina wyprowadzała i nowi lokatorzy zaczynali swój remont, potem u kogoś dziecko w drodze i remont, bo trzeba pokój przygotować. Neverending story.

Odgłosy imprezowe. W mieszkaniu mieliśmy specyficznie, bo z tyłu budynku były ogródeczki. Miały po jakieś 20m2. W każdy ciepły weekend kilka imprez z grillowaniem. Co z tego, że większość normalnych - ludzie siedzą, jedzą, rozmawiają sobie, dzieci się bawią, jak jakaś muzyczka to tak, żeby słyszeli oni, a nie cała okolica. Przecież zawsze musiała być też jakaś przynajmniej jedna impreza "na wypasie" - niech cała okolica widzi i słyszy. "K..., Krzychu, ja p..., naprawdę? He, he, he. K..., dobre!"

Przeciwko mieszkaniu przemawiało również to, że z pewnych względów kredyt odpadał, a budowę można etapować. Gdybyśmy oszczędzali tak długo jak odkładaliśmy na działkę, start budowy i później to co wydawaliśmy na kolejne etapy, to i tak kupilibyśmy maksymalnie 60% tej powierzchni, którą mamy w domu.

 

W pewnych względach może jestem trochę aspołeczna. Nie ciągnie mnie jakoś do zaprzyjaźniania się z sąsiadami. Lubię jak stosunki są dobre, ale bez zbytniej zażyłości. Kiedy budowaliśmy dom, przy pierwszej okazji przedstawiałam się napotkanym sąsiadom, zamieniałam kilka słów a propos budowy czy jakichś tam aktualności dotyczących wszystkich mieszkańców osiedla. Wygląda to teraz tak, że na naszej ulicy znamy się z sąsiadami z imienia i nazwiska, mówimy sobie "dzień dobry", czasem ktoś podejdzie zapytać o coś z kwestii budowlanych, dla najbliższych sąsiadów przyjmujemy przesyłki kurierskie jeżeli ich nie ma w domu albo oni przyjmują nasze - oczywiście takie drobniejsze, które nie wymagają specjalnej kontroli przy odbiorze.

 

Maćku - fajne i trafne porównanie z tym orbitrekiem, co to miał odchudzić. :) Dom to właściwie taka sama rzecz jak szklanka, spodnie, rower. No, troszkę większa i droższa. Każda z tych rzeczy ma swoje funkcje użytkowe i każda ma swoje wymagania (szklankę czasem się myje, spodnie pierze, z rowerem to prawie jak z domem - wymiana części, konserwacja, zabezpieczanie przed kradzieżą :) ). Dlaczego warto je mieć? A no właśnie dlatego, żeby w wygodny sposób korzystać, a jednocześnie znaleźć optymalny dla siebie punkt pomiędzy korzyściami z posiadania a pewnymi koniecznymi nakładami. No i tu istota sprawy - dla mnie wygodne korzystanie wiąże się na przykład z brakiem sąsiadów za ścianą lub, co gorsza, pod podłogą. Dla innej osoby ideałem wygodnego korzystania będzie mieszkanie w hotelu z dobrą restauracją. Dla jeszcze innej wygoda wiąże się przede wszystkim z dużym metrażem.

A kwestia własności, wynajęcia, korzystania za opłatą. Różni ludzie chcą mieć różne rzeczy. Już niejeden filozof i guru powtarzał, że aby być naprawdę wolnym nie należy mieć niczego. :) Masz coś na własność - możesz decydować co z tym zrobisz, ale też jesteś za to odpowiedzialny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bowess - długa wypowiedź a żadne zdanie nie jest w niej zbyteczne :eek:

Mnie faktycznie brakuje spontanu w relacjach, czasu mam za dużo a do tego gmeranie w ziemi czy zaprawie nie ciągnie mnie w ogóle. Słowem antytyp radosnego pana na włości, co nie znaczy, że tak ma każdy. A Twoja wypowiedź jest szczera i przekonująca.

Tak, własny dom może dać spokój w sensie odizolowania i zapewnić zajęcie, w tym sensie wielu osobomda to czego szukają. Moja rola na tym forum jest taka, by zastanowić się czy rzeczywiście tego się chce, czy robi się tak, bo to normalne. W Twoim przypadku wątpliwości nie ma.

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie buduje domu jako potencjalnego zrodla dochodw lub zabezpieczenia na starosc ?Oj ,same bogate towarzystwo tu bywa ;-)W moim konkretnym przypadku bylo to jednym z powodow kupienia i remontu domu ,zreszta nie jednego . bo wyznaje zasade ,iz nie ja mam pracowac na rzeczy materialne,(bo wole sie zajmowac czyms innym niz ich pomazanie )ale one na mnie.Zreszta patrzac na watki o agroturystce nie tylko ja mam podobne zdanie Pzdr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to otworzyłeś puszkę Pandory ;) Z możliwych inwestycji dom jest najgorszą i nie chodzi o moje zdanie a ekonomię. Przy wynajmie, stopa zwrotu z inwestycji nie przekracza 3%, podczas gdy na głupiej lokacie dają 6 (do tego niezwykle trudno znaleźć klienta na wynajem, w kraju, gdzie wszyscy postanowili mieć własne). Powiedzenie, że dom jeść nie woła dawno można włożyć między bajki; nakład odtwórczy,czyli taki który pozwoliłby na zachowanie wartości w warunkach ciągłego postępu, to 3-5% rocznie (plus własne zaangażowanie). Pozostaje spekulacja, czyli fałszywa nadzieja, że skoro coś podrożało w jakimś tam okresie, to nieodmiennie trend ten pozostanie (właśnie na tym przekonaniu u ludzi zarabiają zawodowi spekulanci). Spekulacja jest możliwa, ale wymaga 2 rzeczy - zerowego zaangażowania emocjonalnego i trzymania się zasady - kupujemy, kiedy wszyscy sprzedają a sprzedajemy, kiedy wszyscy kupują (większość robi odwrotnie, dzięki czemu garstka zarabia na większości a suma gry jest zerowa).

 

Zatem wcale nie o zyski chodzi, ani "zabezpieczenie", chodzi o nasze marzenia do których dokładamy sobie przyjemną świadomość ileż to pieniędzy miałbym ze sprzedaży, albo najmu, tyle, że mi nie zależy. Jest regułą, że dom od indywidualnego "inwestora" kupić można za kwotę mniejszą niż on włożył a wynajem to nie pomysł na zarobek a jedynie częściowe pomniejszenie kosztów posiadania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maćku, niestety styl mam rozwlekły, może z wiekiem wypracuję bardziej lapidarne formułowanie myśli. ;)

 

Na forum zawsze piszę szczerze i zakładam, że większość użytkowników również. Nieraz dziwię się różnym stanowiskom, zaskakują mnie podjęte decyzje, ale kiepski ze mnie dyskutant, bo można moją postawę podsumować dwoma cytatami: "żyj i pozwól żyć innym", albo "uczmy się na cudzych błędach, bo sami wszystkich popełnić nie zdążymy". :)

 

Nie ciągnie mnie ani do bycia "landlordem" ani "agroturystykiem". Do tego biznesu powinno się mieć takie samo powołanie jak do bycia lekarzem czy restauratorem. Jeżeli bierze się za to przypadkowa osoba, to nie wróżę specjalnych sukcesów.

A to zabezpieczenie na starość to odwrócona hipoteka? Widziałam reklamy w tv. 300, 500 a nawet 1000 zł miesięcznie. :)

Edytowane przez bowess
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Odmiennie od opinii sądzę, że odpowiadając czy warto nie da się uniknąć odpowiedzi dlaczego. Tu już można pofolgować temu co mieści się w pragnieniach a co w możliwościach. Może dlatego, że hołduję zasadzie, że nie ma "złych" pytań tylko są (-) odpowiedzi. Z poważaniem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Dom to właściwie taka sama rzecz jak szklanka, spodnie, rower. No, troszkę większa i droższa. Każda z tych rzeczy ma swoje funkcje użytkowe i każda ma swoje wymagania (szklankę czasem się myje, spodnie pierze, z rowerem to prawie jak z domem - wymiana części, konserwacja, zabezpieczanie przed kradzieżą). Dlaczego warto je mieć? A no właśnie dlatego, żeby w wygodny sposób korzystać, a jednocześnie znaleźć optymalny dla siebie punkt pomiędzy korzyściami z posiadania a pewnymi koniecznymi nakładami."

 

Dokładnie Amen!

 

Wydaje mi się że nie dom czyni człowieka ale człowiek czyni dom? Stąd dumam sobie po przeczytaniu niektórych postów tak - osoba introwertyczna zmuszona do życia w mrowisku poszukuje instynktownie ucieczki. Kupuje dom. Wcześniej z musu żyła w roju a po separacji nagle okazuje się, że jest pusto (co jest oczywiste). Ekstrawertyk kupi dom i wyniesie się do niego z całą bandą okupujących taras znajomków co weekend. Niejeden pewnikiem użytkownik domu po jego zakupie odkrywa dopiero samego siebie (a to pewnie może i zaskoczyć nas samych). Blokowisko (miasto) bowiem to warunki ekstremalne.

 

Słuchając Maćka to jakoś tak powiało mi trochę smutkiem więc kilka spostrzeżeń, ku pokrzepieniu oczywiście, osoby pod 40, urodzonej i żyjącej w domu z ogrodem co też nie lubi w nim grzebać ani budowlanki też nie lubi a musiała. Jak za duży ogród, zasiać 1/3 niewysokimi drzewami (brzoza) może jakimś niewysokim iglakiem by na zimę było zielono i klimatycznie (tylko nie tuje etc bo my nie ten klimat, nie to słońce i z resztą każdy sadzi tuje), na dół krzaki i robota zostaje raz w roku przelecieć się i przyciąć przyrostu włażące do sąsiada. No i grzyby do obiadu! Krzaki to mój idol 1 przyznaję - są niewymagające, rosną, bywają kolorowe i coś tam na nich czasem się dzieje kolorowo i tyry prawie 0 - normalnie Discovery Channel 3D! Jak doda się korę to tylko przycinanie na wiosnę (1 dzień). Jak za dużo trawnika polecam część zarzucić żwirkiem i kilka otoczaków dla klimatu i też ładnie, i zdrowo a żwirek to mój idol 2 - nie rośnie! Taki ogród jest praktycznie bezobsługowy dobrze tłumi hałasy a drzewka cieszą oko, zasłaniają pryszczatego sąsiada i są hamulcowym wiatru no i eko są też. Liśćmi się nie przejmować natura sobie z nimi świetnie radzi, z trawki schodzą wraz z koszeniem więc nie potrzeba kupować grabi.

 

Co zaś się tyczy interakcji społecznych a raczej ich niedosytu (ech ludzie zawsze żyją marząc o czymś odmiennym od tego co mają a zmiana zmienia jedynie marzenie), to ta wynika najczęściej z pasji odłożonej na półkę i zakurzonej. Pasja to takie coś co nie ważne jak jest irracjonalne, niepraktyczne, niedochodowe pozostaje niezbędne. Pasja łączy bowiem skutecznie ludzi i tylko ona (no może i rodzina w ramach procesu socjalizacji tworzą się chyba jakieś więzi emocjonalne czasem, tak sobie naiwnie czasem dumam). Pasja łączy bez względu na różnice charakteru, wieku, zdolności, etc. Więc poszukać należy w szafie gdzieś tam pewnie jest zapomniana bo praca, dom, "dorosłość", etc. odkurzyć i używać. Reszta zgodnie z rytmem natury i osobowości sama się potem dzieje - koniec końców, będzie post żali na temat bandy okupującej taras co ileś tam i tęsknota za tymi fajnymi kolacjami na, tylko we troje.

 

Pozdrawiam

FeliX (lejziboj bo mi ktoś już zabrał felixa ech)

 

ps. kolego Maćku - żeby było jasne, nie oceniam, nie wartościuje, jakoś tak smutno się mi i pesymistycznie zrobiło więc postanowiłem pokazać jasne strony sytuacji i być może jakieś praktyczne rozwiązanie do zastosowania zmniejszające upierd ogrodu. Pozdrawiam.

 

ps.2. nie zgodzę się ze stwierdzeniem, ze budowanie domu jest niedochodowe - jest i to czasem bardzo - ważne jest gdzie i jak się buduje. działka to podstawa. jeżeli weźmie się pod uwagę rozwój makroregionu jej usytuowanie może przynieść duże korzyści. ofc jeżeli ktoś kupuje działkę overprice (coś jak ajfon), to raczej nie zarobi ale to robi się z innych powodów - np dla lansu (w miastach). no i dochodzi kwestia przedziału czasu o jakim mówimy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwagi zasadne i celne. Budowa domu do dla większości z nas to decyzja życiowa, a co za tym idzie łączy się ona z co najmniej kilkoma zależnościami a naturą człowieka jest upraszczanie i szukanie jednej. I przeciwko takiemu właśnie upraszczaniu tutaj występuję. Najprostsze to: najważniejsze by być na swoim - ani to najważniejsze, ani na swoim (do momentu spłaty). Takie myśłenie zamyka percepcję na mnóstwo spraw, które stanowią o codzienności. Drugi przykład - przysłowie o synu, domu i drzewie; nie wiem jaka jest jego geneza, ale to raczej jedno z tych głupwych powiedzonek, typu baba z wozu koniom lżej a nie jakś madrość. Dość sprawdzić, że wielu poważanych ludzi nie miało syna i nie pochłonęło się budowaniem.

 

Co do typów osobowości i potrzeb społecznych, chciałbym widzieć tę różnorodność na osiedlach domków - uśmiechniętych gospodarzy z grabiami a obok "luzaków" chcichoczących wieczorami i robiących zloty przy ognisku. Sęk w tym, że ja nie widzę tych drugich! Coś wygląda, że z różnych powodów osoby takie (i chciałbym do nich należeć) nie pasują do kurtuazji opartej na ekspozycji, rewizytach i radości z posiadania.

 

Pasja, która z niemożności ralizowania zmusza do udawania nie jest rozwijająca. Proszę sobie wyobrazić zamożnych VIPów, którzy mają pasję sportowych aut - spotykają się porównują, dopieszczają, może ścigają i czasem trochę poturbują. A teraz podobna pasja, która dopadła człowieka o przeciętnych zarobkach - takie auto oznacza okrojenie życia o połowę i podporządkowanie wszystkiego. Zabawa zamienia się w determinację, zazdrość a ostatecznie strach przed utratą wszystkiego. Znam sytuacje gdzie taki strach pozostaje jedynym napędem życiowym.

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inaczej mam. rasia słusznie stwierdziła, że każdy inaczej odpowie. :)

 

Mój dom jest po prostu domem (...) Nie włożyliśmy w niego krwawicy całego życia. (...) dobrze się w nim czujemy, spełnia swoje funkcje, jest schludnie, łatwo do sprzątnięcia, tanio do ogrzania.

Dużo korzystamy z ogródka i tarasu. Już po majowym weekendzie byłam z racji opalenizny "podejrzewana" o urlop w jakiejś Tunezji czy czymś. :)Nie korzystamy w takim sensie, że ciągle odwalamy jakąś robotę. Ot tak, po prostu, dużo z dziećmi - leżymy sobie na kocu i dłubiemy przy zabawkach, czytamy w altance, bawimy się w berka, w chowanego, piłkami, w piaskownicy, pchamy różne dzieciowe pojazdy, turlamy się, wygłupiamy.

 

No i jeszcze mam tak, że dom moją twierdzą i oazą spokoju. Zanim przeszłam na urlopy macierzyńsko - wychowawcze moja praca była z takich, że po powrocie do domu chciałam tylko ciszy, spokoju i wytchnienia. I tak mi zostało. Zresztą nie jestem typem imprezowiczki. Lubię taką spokojną codzienność. Poczytać, namalować coś, upiec albo ugotować. Teraz przede wszystkim być z dziećmi, bawić się z nimi, uczyć je.

(...) Różni ludzie chcą mieć różne rzeczy. Już niejeden filozof i guru powtarzał, że aby być naprawdę wolnym nie należy mieć niczego. :)Masz coś na własność - możesz decydować co z tym zrobisz, ale też jesteś za to odpowiedzialny.

 

I o to chodzi. Dzieciństwo jest krótkie. Czasu, który rodzina wspólnie spędza z dziećmi, nikt nie nazwie zmarnowanym.

Wspomnienia z dzieciństwa to najwspanialsza rzecz.

 

Dlaczego budować? (Gdy można po prostu kupić....)

Moim zdaniem budowanie domu czegoś uczy. I dorosłych , i dzieci.

Samo budowanie domu można z powodzeniem wykorzystać do celów wychowawczych. Potem, gdy dom juz wybudowany, wychowuje wszystko co dzieje się w nim i wokół niego. Budowanie domu jest sprawdzianem naszej dojrzałości i często próbą dla związku.

 

Co najlepszego możemy dać dzieciom... Zabawki? ... Ubrania? Pieniądze? ...

Siebie samych - swój czas, troskę, swoje szczere zainteresowanie. Na nic zabawki, gdy dziecko bawi się bez nas.

Założę się, że każdy z nas, w sercu przyzna kiedyś, że zbyt był zajęty, zbyt zmęczony...

A na robienie niektórych rzeczy, czas jest ograniczony. Wyznacza go samo życie. I gdy się coś przegapiło, to przeważnie jest utracone. Minęło, podobnie jak "termin przydatności".

 

Dom…

Budujemy, żeby stworzyć możliwie jak najlepsze warunki dla naszej rodziny, dla rozwoju naszych dzieci, do wychowania ich. W tym chyba tkwi cel budowania. Często może nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy.

Moim zdaniem, tak długo jak ludzka podświadomość będzie podtrzymywać wartość rodziny i jej funkcji, tak długo będą budowane domy.

 

 

Wychowanie człowieka to najbardziej odpowiedzialna "robota" pod słońcem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajanable - napisałaś sporo zasadnych rzeczy o wychowaniu i wpakowałaś w to budownictwo i własność na takiej samej zasadzie na jakiej mógłbym tam wstawić samochód lub samolot. Oczywiście wspólna trosko o MIEJSCE w którym się żyje pełni rolę dydaktyczną, szczególnie jesli angażuje ona maluchy (np. sprzątanie, ozdabianie choinki, pokoju). Natomiast nie są mi znane zależności implikujące pozytywny wpływ wpisu w akcie własności. Czy dzieci wychowywane wcześniej w mieszkaniu spółdzielczym mają łatwiej od dnia wykupienia go jako własnościowe?

Natomiast co do samej budowy, może zachodzić tzw substytucja , w rzeczywistości dzieciom rzadko brakuje emocjonalnie posiadania murów do szczęścia. :no:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajanable - napisałaś sporo zasadnych rzeczy o wychowaniu i wpakowałaś w to budownictwo i własność na takiej samej zasadzie na jakiej mógłbym tam wstawić samochód lub samolot. Oczywiście wspólna trosko o MIEJSCE w którym się żyje pełni rolę dydaktyczną, szczególnie jesli angażuje ona maluchy (np. sprzątanie, ozdabianie choinki, pokoju). Natomiast nie są mi znane zależności implikujące pozytywny wpływ wpisu w akcie własności. Czy dzieci wychowywane wcześniej w mieszkaniu spółdzielczym mają łatwiej od dnia wykupienia go jako własnościowe?

Natomiast co do samej budowy, może zachodzić tzw substytucja , w rzeczywistości dzieciom rzadko brakuje emocjonalnie posiadania murów do szczęścia. :no:

 

Dzieciom przede wszystkim brakuje tego, co nie jest materialne, czego nie policzysz, nie zważysz, nie zmierzysz.

Wpisy, zapisy, o których wspomniałeś (nie bardzo rozumiem nawet do czego się odniosłeś) służą tylko celom formalnym, urzędowym.

Więc chyba nie zrozumiałeś.

Pisałam, że dzieci potrzebują nas, potrzebują zainteresowania, zrozumienia, bezwzględnej akceptacji, szacunku, bezpieczeństwa, wspólnego z nimi działania. Nie potrzebują samych rzeczy. Rzeczami często je ogłupiamy, często rzeczami usiłujemy "wynagrodzić" im nasz "brak czasu".

 

Kto wie, jak może być kiedyś. Możliwe jest, że domów, z ich tradycjami, ich swoistą kulturą, legendami, pamięcią dziadków i pradziadków, z ich charakterystycznymi smakami i zapachami, specyficznym kodem znaków, specjalnymi zwrotami itp.... nie będzie.

Tylko mury. I samotni w nich ludzie, każdy w swoich "czterech ścianach".

To, czy dom to tylko mury, czy coś wiecej, zależy od tych, którzy w nim żyją.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszę dokadnie to co Ty - współdziałanie i tworzenie nie wymagają posiadania a budowanie jest ostatnią rzeczą w którą da się realnie zaangażować dzieci.

 

E tam, moje dzieci (relatywnie młode) pomagają aktywnie w budowaniu, przede wszystkim przy gromadzeniu środków na budowę (nim zarzucisz mi, że bujdy opowiadam, z góry mówię, że małe dziecięce rączki mogą pracowicie zasuwać przez kilka godzin tygodniowo w zbożnym celu, jeśli są odpowiednio zmotywowane), czy jeśli mają możliwość bezpośredniego zrobienia czegośna budowie jak najbadziej zasuwają na równi z dorosłymi. Ze względu na specyfikę naszego budowania pierwsza kategoria bierze górę. Takie podejście u nas bierze się z tego, że 99% naszych projektów życiowych obejmuje wszystkich członków rodziny, bez względu na to czy dotyczy to sfer rozrywkowych czy pracy organicznej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...