Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

DOM - dlaczego pragniesz, dlaczego właściwie go budować?


Redakcja

Recommended Posts

Ja też posiałem nasionka warzyw aby mieć swoje sadzonki, bo lubię działać w ogrodzie a kwiatów nie sadziłem bo nie lubię.

Na tarasie już siedziałem a w poprzednim sezonie siedziałem prawie codziennie mimo że mam jeszcze mnóstwo w domu i na działce rzeczy do zrobienia.

Moim zdaniem to jest po prostu bardziej nasze podejście. Jasne że w długi weekend też działam w ogrodzie ale grill też będzie (jutro lub w sobotę). I mimo tego że mam sporo innych zajęć to czas na relaks, na grilla, na kawę na tarasie, na spacer (wczoraj byliśmy), na spędzenie z dzieckiem zawsze powinien się znaleźć.

A z sąsiadami też prawie codziennie rozmawiam. Nasze dzieci się jeszcze nie bawią bo ciężko żeby bawili się z dzieckiem 7-mio miesięcznym. Ale w przyszłości pewnie będą,

A codzienne siedzenie i oglądanie ptaków po prostu znudziło by mi się.

Co tygodniowy grill też. Więc nie robimy tak często nie z powodu braku czasu a z powodu tego nie że mamy na to ochoty.

Jasne że dom to większe koszty, więcej pracy. Ale wyobraź sobie drogi Maćku że niektórzy tę około-domową krzątaninę lubią. Wychowany jestem w domu i na podwórku i nie wyobrażam sobie siebie w bloku. I nie mówię tu tylko o mniejszym metrażu. Mówię o możliwości pójścia do piwnicy/garażu i podziałaniu nad czymś. Podkreślam możliwości a nie konieczności. Podobnie z ogrodem. W poprzednim sezonie miałem ok. 50m2 warzywniaka. Ale mało mi było i teraz jest ponad 120m2 kosztem trawnika. I to jest wybór a nie przymus sadzenia czy pielenia marchewki. Albo poletko żurawiny - sam chciałem, pracy sporo, koszty też. Ale jak urośnie i będzie owocować jak frajda. Że o zdrowych owocach nie wspomnę.

Podobnie coś przy aucie podziałać, coś innego zmajstrować. Obecnie na przykład robię regał (już część rzeczy kupiłem) w garażu. Pewnie że łatwiej i taniej byłoby kupić coś w markecie ale ja chce mieć trochę głębszy ten regał, na wymiar, i przede wszystkim na cięższe rzeczy. Więc sam go sobie konstruuję. Przycinam i skręcam profile, maluję itd. Dlatego żeby było bardziej dla mnie praktyczne ale i dla satysfakcji stworzenia czegoś własnymi rękami. I znów podkreślam że sam sobie tę robotę zadałem bo gotowce nie spełniały moich wymogów ale ostatecznie coś by się wybrało. A frajdę z tego że się coś samemu zrobi mam sporą.

I na koniec dom z działką to dla mnie konieczność jeśli chce się mieć psa. Zawsze miałem i chcę mieć nadal psa a dla mnie blok dla psa to jak więzienie. No chyba że dla tych małych "kanapowców" ale taki mnie nie interesuje.

Edytowane przez pieknyromek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 132
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Pieknyromku - cieszę się, że to wszystko napisałeś - jest to bardzo szczere, pogodne i w 100% zgodne z tym, co i ja napisałem wcześniej.

Chodzi tylko o różnice w potrzebach, moje (pewnie jestem w mniejszości) są inne i daleki jestem od przekonywania, "jak być powinno", jeśli przypadkiem wyłazie jakiś dystans z moich wypowiedzi, to nie jest on celem.

 

Jak sam piszesz, dla kogoś z sercem do dłubania, sadzenia itp, życie w bloku to męka, ale podobnie może być w przypadku przeciwnym - ja nigdy nie chciałem gospodarzyć. Kiedy we wczesnej młodości kupowałem swój pierwszy samochód, nie chciałem poznawać meandrów mechaniki, mimo tego po roku wiedziałem już o każdym ruchomym elemencie w samochodach.

I wcale mi ta wiedza nie zaszkodziła, gorzej jeśli to w co się mimowolnie weszło zdominuje nas na lata, choć wcale tego nie chcieliśmy...

 

Poza majsterkowaniem w garażu, remontami, pielęgnacją psa i dłubaniem w ziemi jest sporo fajnych rzeczy, którym warto się w życiu oddać i sam jestem ciekaw, czy większość biegaczy i kolarzy, którzy mijają mój dom codziennie, to mieszkańcy bloków, czy domków?

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pięknyromku usmiechnęłam się czytając ostatnie zdania twojego postu,przypomniałam sobie bowiem jak to było u nas,otóż pierwsza myśl o domu zaświtała gdy pojawił się w naszym mieszkaniu w bloku pies,pomyślałam wówczas jak fajnie byłoby mieć dom z ogrodem,podwórkiem itp.,potem doszły jeszcze inne sprawy związane z firmą i od dwóch lat cieszymy się życiem w naszym domu,mamy teraz dwa psy które szaleją na podwórku,działka ma 2500m2,wszystko już zagospodarowane,dla mnie jest to wspaniały czas i chciałabym by już tak zostało.,pozdr....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potrzeby, jak widać, są różnorakie o czym powinni pamiętać nie tylko architekci, ale także dyskutanci. Najważniejsze, to to, by mówić o tych potrzebach wprost a nie stosować wyparcia.

 

Wśród architektów jest pogląd, że w naszym budownictwie jednorodzinnym dominujące zapotrzebowanie, to: "ma wyglądać na więcej niż faktycznie kosztowało ". Być może, co za różnica, ja pragnąłbym kupować w markecie nie tylko gotowe regały, ale i cały dom (o czym pozwoliłem sobie napisać artykuł, który z resztą zamówiła Redakcja Muratora)

 

zakończenie:

"...Czy jednak potrafimy to zaakceptować? Czy rzeczywiście czekają nas domy stawiane "aerozolem" i pneumatyczne okna, konstrukcje "tanie jak barszcz", choć trwałe i funkcjonalne bardziej od tradycyjnych? Czy to oznaczałoby koniec życiowego wyzwania jakim od lat było zbudowania domu a początek ery "rozkładanych" jednostek mieszkalnych? Domów, które będą pojawiać się z dnia na dzień, na zarośniętych działkach i łąkach, grupami i w odosobnieniu, niczym kosmiczne kolonie. Z pewnością nie. Potrzeba spełnienia się i poświęcania budowie każdej wolnej chwili i swej życiowej energii jest potrzebą pasji. Pasji, która nigdy nie zaniknie. Przecież z radością buduje się własnymi siłami i z pomocą krewnych choćby karmniki, drewutnie, czy altanki i będzie się tak robiło zawsze. Można jednak już te rzeczy (tanio) kupić gotowe, w markecie. Jestem przekonany, że podobnie będzie też z samymi domami."

 

 

 

Co do psów - dla mnie to sprawa jak najdalsza. Za to mój sąsiad też ma 2 i kosztowało mnie to kilka nieprzespanych nocy. Szczęśliwie to bardzo kulturalny i dobry człowiek i jakoś ten problem rozwiązał. Ale nie każdy trafia na sąsiada profesora i czytałem o ludziach, którzy z powodu psów decydowali się sprzedać dom. Ogólnie kwestia sąsiedztwa w budownictwie jednorodzinnym może okazać się nie mniej istotna niż w blokach.

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

potrzeby sa różnorakie. Ale jak ktoś czyjejś potrzeby nie rozumie, nie będzie potrafił jej zaspokoić. Albo zrobić to źle, albo w sposób niewystarczający. Bo będzie przemycał w projekcie swoje przemyślenia.

Mnie też się źle projektuje ogrody inwestorom, którzy ogród traktują jak zło konieczne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A codzienne siedzenie i oglądanie ptaków po prostu znudziło by mi się.

 

Nie zgadzam sie!!! Uwielbiam patrzec na ptaki (czy to zza okna, czy siedzac na zewnatrz) i na piekna przyrode wkolo. Akurat mam to szczescie, ze dom na zboczu malej gorki, wkolo wieksze i te widoki. Na wsi juz jestem 3 lata, we wlasnym domu od kilku miesiecy (cale "sadzenie" jeszcze przede mna) i tez myslalam, ze to "patrzenie" w koncu mi sie znudzi, ale nie i to jest niesamowite...wyjsc w nocy przed dom, gdy niebo bezchmurne, pelnia ksiezyca i za kazdym razem sie zachwycac tym widokiem (zyje troche na tym swiecie i nigdy nie widzialam, ze przy pelni jest tak bardzo jasno!).

No tak, ale ja wiedzialam, ze chce mieszkac na wsi, bo dom w miescie na kilkuarowej dzialce to dla mnie porazka....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Arturo72
bo chcę mieć oazę spokoju dla siebie i swojej rodziny

I wszystko w temacie :)

Dom na wsi tylko 11km od centrum ponad 200tys. miasta ale jak wielka różnica,dla nas do tej pory aż niewyobrażalna.

Żyjąc 40lat w mieście nie doświadczyłem nigdy tego co teraz mieszkając poza miastem czyli cisza,spokój,luz.

Cisza wiadomo jak to na wsi,jedynie koguty pieją,pierwsze parę nocy było jak normalnie w innym świecie,spokój czyli zero dzwonków do drzwi,do domofonu,zero wiercenia czy głośnej muzyki jak to było do tej pory lub masę głosów za drzwiami,luz czyli poranna kawa w bokserkach na tarasie,o każdej porze mogę sobie wyjść bez żenady na działeczkę czyli przed dom na taras czy trawkę i czuć prawdziwą wolność :)

ale nie i to jest niesamowite...wyjsc w nocy przed dom, gdy niebo bezchmurne, pelnia ksiezyca i za kazdym razem sie zachwycac tym widokiem (zyje troche na tym swiecie i nigdy nie widzialam, ze przy pelni jest tak bardzo jasno!).

Też tak mam :)

Zwłaszcza,że ja palacz i wieczorkiem sobie dymka lubię puścić i spojrzeć w górę i niebo oglądane na wsi przed domkiem całkowicie inaczej wygląda niż oglądane przed blokiem w centrum miasta :)

Edytowane przez Arturo72
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arturo - i całkiem pozytywny Twój opis... ale coś musi być w ludzkiej naturze, że W PRAKTYCE taka wizja nie pociąga - domy na wsi są znaaacznie tańsze niż w aglomeracjach/ mniejszy na nie popyt. No dobrze, może chodzi tylko o to, żeby mieć bliżej do pracy? Ale obecnie to nie jest aż tak wazne - ludzie mają samochody... zobaczymy, co będzie za 10 lat, gdy większość będzie pracować zdalnie.

 

Znajomi kiedyś kupili dom wcale nie daleko od miasta, ale w takim miejscu, gdzie nie mają ani bliskich sąsiadów, a dojazd komunikacją jest niemożliwy. Ludzie po 30-stce, nie wytrzymali i po 1,5 roku chałupę sprzedali.

Podobnie inny chłopak, świeżo pobudowany na "wygwizdowie" - chcąc zaprosić na grilla zapewnia wszystkim transport (w obie strony!).

 

Kiedyś marzyłem o mieszkaniu na wsi, gdy mijałem te wszystkie uśpione osady samochodem. Dziś trochę lepiej znam tamtejszych ludzi i obawiam się, że wzajemne relacje mogły być skomplikowane a to też potrafi uprzykrzyć życie, pewnie bardziej niż w bloku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

chłopak od grilla - znajomi go chyba nie lubią. Albo skąpią nawet na taksówkę w 4 osoby

 

W moim bloku miałam alkoholiczkę za ścianą i wieloosobową rodzinę w kawalerce ponizej (czyli wrzaski i kłótnie na okrąglo). Do tego za oknem w niedzielę rano wrzaski pracowników firmy zajmującej się budową stoisk targowych, a w letnie noce dzieciaków stojących pod trzepakiem.

O smrodzie szczyn pijaków i psich kupach pisałam.

Do tego wiecznie przepełnione pojemniki na śmieci (śmieciarka nie miała jak dojechać do posesji, bo droga dojazdowa była zastawiona parkującymi samochodami) i brak miejsca parkingowego. Klaksony samochodów, pisk tramwajów, wycie karetek (niedaleko był szpital)

 

Dopiero jak się przeprowadziłam widze, jak bardzo głośno było w mieszkaniu!

 

Teraz mieszkam w małej miejscowości, 100 m od siebie mam pływalnię z zapleczem sportowym (siłownia, minigolf, boiska, korty). Sa markety, ryneczek. Żadne "zadupie".

Kino robię sobie puszczając z rzutnika obraz na ścianę budynku gospodarczego sąsiadów :)

By zrobić sobie grilla nie muszę jechać do rodziny za miasto.

 

Wiem, że są tacy, którzy są zwierzętami miejskimi. Moja kuzynka zaczyna rozwazać szeregowiec pod miastem dopiero gdy urodzila dziecko (dlatego, ze wychodzi taniej niż duże mieszkanie w zadbanym osiedlu strzezonym). Wcześniej chciała mieszkać jak najbliżej centrum.

Ale koleżanki porodziły dzieci, powyprowadzały się do domków i już nie ma z kim się umawiać. Bo przecież spacer z dzieckiem w oparach spalin, w smogu, w centrum miasta to nie jest najlepszy pomysł.

 

W większości podmiejskich wsi mieszkają mieszczuchy które uciekły z miasta. Wiec nie bardzo wiem jaki problem byłby w relacjach? Chyba, że dla ciebie to jedynie środowisko uniwersyteckie się liczy?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecnie mieszkam w domu. W mieście, na spokojnym osiedlu. Zaraz za domem mam łąkę, mały lasek brzozowy, rzeczkę, ogródki działkowe. 300 metrów dalej - zielona tablica: koniec miasta. Gdy dom został wybudowany to po ulicach biegały zające. Super miejsce. Spokojnie, cicho, a zarazem blisko do sklepów, szkoły, pracy.

Po 15 latach, tuż obok mojego domu największe firmy zorganizowały sobie przystanek dla przewozów pracowniczych. O 5.00, 14.00 i 23.00 spęd ludzi wsiada, wysiada do/ z autobusów. W sobotę i niedzielę rano zjazd działkowiczów. W nocy często słychać śpiewy bawiącej się na działkach młodzieży.

Wychodzę wieczorem na spacer, już nie spotykam zajęcy, nie słyszę ptaków, w zamian za to moje dzieci uczą się łaciny podwórkowej (wieczorami głos z działek się niesie), trudno mi złapać pełną piersią oddech - smród spalin jest wszędzie.

Choć mieszkam na peryferiach zamykam szczelnie okna by móc w spokoju i ciszy obejrzeć tv. Jeśli okno zostawię otwarte to ze średnią częstotliwością co 20-30 sek tv zostanie zagłuszony przez przejeżdżające samochody.

Na dodatek, ledwo wychylę głowę z domu, sąsiad krzyczy - cześć sąsiadka, co porabiasz. Nie ma jak się ukryć, nie ma jak pobyć samej.

 

Pragnę ciszy, spokoju, możliwości decydowania kiedy chcę być sama, a kiedy mam ochotę na towarzystwo.

To może spełnić dom na wsi zabitej dechami. I dlatego buduję nowy dom. 10 km od miasta. Pod lasem. Gdzie zegary chodzą znacznie wolniej.

A gdy moja wieś znów zostanie wchłonięta do tętniącego życiem i hałasem miasta... znów ucieknę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wierka - bardzo zdrowe podejście! Wiesz czego chcesz i wcielasz to w życie. Właśnie to jest postawa imponująca. Czyli - chcę tak i tak, podoba mi się tu a jak się zmieni, to znajdę lepsze miejsce. Lub nawet "wiem, że lubię to i to, ale może z czasem zmienię zdanie".

 

Niezależnie, czy ktoś ma 5 domów (bo go stać), jeden, mieszkanie, czy nie ma na własność w ogóle a wynajmuje (jak wielu moich znajomych na Zachodzie), warto ułożyć życie tak, by móc pisać jak Ty.

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem stwierdzenie "W mieszkaniu się żyje, a dom się ma" oddaje Maćku Twoje odczucia i zapewne jeszcze sporej części ludzkości, ale nie rozciągałabym go na wszystkich.

To, gdzie ktoś "żyje" zależy w głównej mierze od jego charakteru, nawyków, zajęć. Natomiast pewien ciężar określenia "ma", wiąże się z obowiązkami, które albo są nałożone odgórnie albo wynikają z własnej potrzeby utrzymywania zadowalającego stanu nieruchomości, ulepszania. Są ludzie, dla których nie jest problemem postępujące niszczenie czy brud.

Obserwuję, że częściej to osoby mieszkające od urodzenia w mieszkaniach, które w jakimś momencie życia zdecydowały się na dom, czują się przytłoczone, zmęczone, obciążone ponad miarę również finansowo. Jednak widzę też, że bardzo często wynika to z wyboru rozwiązań, z których pracochłonności i kosztów nie zdawali sobie sprawy (kocioł na paliwo stałe, dużo trawnika do koszenia, materiały wykończeniowe, które trudno utrzymać w zadowalającym wyglądzie), wyboru domu zbyt dużego, drogiego w utrzymaniu, takiego, który ma już trochę lat i różne rzeczy się w nim psują, czasochłonnych dojazdów.

Na szczęście dom zawsze można sprzedać i czasem należy to zrobić. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem najważniejsze, to rozeznać jakie faktycznie ma się potrzeby.

A jak okazuje się, że inne niż wyszło, to nie wahać się zmian.

 

Powiedzmy, że mam 400m2, ogród, basen... i biegam po tych 400m - dopieszczam, głaszczę ogród i udoskonalam basen (na pływanie jest za zimno a ogrzewanie za drogie), ale ciszę się, że MAM - to moje szczęście. W tym czasie przyjaciel śmiga na desce, albo na deskach i nie w ramach urlopu, ale popołudnia, wieczorem, jak co dzień widzi się z ludźmi... ale nie mieszka na swoim. Nie "dorobił się" (na marginesie - kto ma hipotekę, też na swoim nie jest, za to jest na dobrej drodze).

 

I to jest OK, każdy żyje tak, jak chce i co innego daje mu szczęście.

 

Pozostaje mała uwaga - dzieci.

Czy one faktycznie wolą mieć własną trampolinę, drabinkę, huśtawkę, piaskownicę... i nikogo do spółki? Czy może wolałyby osiedlowy plac zabaw i towarzystwo rówieśników, zamiast Batmana lub babci?

Pewnie możemy to stymulować.. ciekawe tylko, w którą stronę lepiej?

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje dzieci wychowywały się w bloku i całkiem miło to wspominam - piaskownica,plac zabaw i towarzystwo rówieśników w zasięgu ręki,było nas (mam na myśli młode mamy ) kilka i razem spędzałyśmy mnóstwo czasu,w razie niepogody dzieci bawiły się w mieszkaniu którejś z nas,można było w tym czasie zrobić zakupy,coś ugotować,mieszkałam na małym,kameralnym osiedlu i zdarzało mi się nie raz odbierać z przedszkola dziecko koleżanki,ona za to rano odwoziła moje razem ze swoim,a ja zostawałam z jej niemowlakiem.Życie jednak szybko mknie,dzieci rosną i tak się złożyło,że tylko jedna z nas została w naszym bloku,reszta się wybudowała,my również,ale moje dzieci były już wówczas nastolatkami i nie spędzały czasu w piaskownicy,myślę,ze łatwiej jest budować dom jak ma się starsze dzieci,można częściej bywać na budowie bez konieczności załatwiania opieki nad dziećmi i zawsze jest jakaś pomoc z ich strony.Zbudowaliśmy z mężem dom na tu i teraz,dla naszej czwórki,ale również dla nas dwojga,bo mamy123m p.u. parter+poddasze,i jeżeli żadne z dzieci z nami nie zostanie (syn właśnie jutro zaczyna maturę i planuje wyjechać na studia ) to program użytkowy parteru zupełnie nam wystarczy a poddasze możemy wyłaczyć,przyszłość pokaże jak to będzie wyglądać,ale ciesze się naszym domem,obecnym życiem i tym,że dla moich dzieci jest to ich dom rodzinny do którego zawsze mogą wracać. Edytowane przez namira
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ ja napisałem "powiedzmy", chodziło o pokazanie zależności - to nie o mnie :no: I też nie mam basenu

...Tzn mam: dmuchany za 2500zł, czyli raczej nie synonim majętności :) W pierwszym sezonie zauważyłem, że odwiedza się go tylko w celach konserwacyjnych (przykrywanie na noc, łowienie listków i robaków, chlorowanie, czyszczenie filtra, później choroba postępuje - zakładanie lampek, rasowanie filtra, próby z podgrzewaniem...) Pływałem 4x. Więc teraz leży sobie zwinięty a ja mam czas pójść gdzieś popływać. Dobrze, że nie mam murowanego - wtedy dopiero byłoby co robić, po zimie i w ogóle.

 

A uwagi, jak widzę, w próżnię nie trafiają; może raczej w "mniejszości" ;)

Edytowane przez MaciekTyr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam dom w stanie surowym zamkniętym. Spędzamy tam weekendy. Palimy ognisko, robimy grila, dzieci ostatnio wybudowały sobie bazę na górze usypanego humusu. Albo spacerujemy przez pola i łąki... Wygodna jest możliwość pozostawienia krzeseł ogrodowych czy potrzebnych drobiazgów już w zamkniętym domu. A najprzyjemniejszy jest brak ludzi. Sąsiedzi siedzą w swoich ogrodach, od strony naszego "ogrodu" pusta przestrzeń... jeszcze nie zabudowana... tak więc ktoś przejdzie raz na 30 minut, auto przejedzie raz na 40 minut.... przestrzeń i brak ludzi !

 

... wszystko się zmienia gdy wracamy na osiedle na którym mieszkamy, czuję się jak w ulu... wokoło mnóstwo ludzi, aut... mrowisko... o "urokach" mieszkania w bloku nie piszę gdyż wszyscy je znamy...

 

...mieliśmy jakiś czas ogródek działkowy - to absolutnie nie to samo.... działeczki małe, mnóstwo ludzi na sąsiednich działkach, albo na dróżkach, pytają się, zaglądają, patrzą co robimy... to było równie męczące...

 

IMG_9767aa.jpg

 

IMG_9767bb.jpg

Edytowane przez piotrek0m
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...