smartcat 17.01.2005 16:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Stycznia 2005 ten "esej" powyzej to ja smartcat - niezalogowało Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Darek1719499676 17.01.2005 16:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Stycznia 2005 Droga, wykończona przez domowy kierat dziewczyno ! Rozumiem cię doskonale. Siedziałam z dzieciakami w domu 5 lat. Okropieństwo, ciągłe zmęczenie, kiepski humor, drażliwość. Przyjaciółka namówiła mnie do zapisania sie na chór. Odżyłam, mogłam się ładnie ubrać, wyjść, zostawić ten cały domowy kierat. Mąż dwa razy w tygodniu zostawał na kilka godzin z dzieciakami. Myślę, że to jest najlepsza metoda - trzeba wyjść do ludzi a nie kisić sie we własnych smutkach. Jeżeli nie masz możliwości wyjścia to zapraszaj ludzi do siebie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 18.01.2005 13:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Stycznia 2005 To ja , autorka postu. Naprawde nie wiecie ile mi pomogliście. Dziękuje. A Smartcat, Ty chyba powinieneś założyć gabinet odnowy psychologicznej. Od kilkunastu dni staram się małymi kroczkami powracać do życia. I bardziej chce mi sie żyć. Za wcześnie wyszłam z obiegu. Jeseście kochani.Całuje Was !!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
inwestor 19.01.2005 07:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 [...] Sportowcy maja sztaby psychologów, psychoterapeutów żeby pomoc im w osiąganiu sukcesów. My szaraczki nie mamy takiego zaplecza więc musimy radzic sobie sami. Nie ma w tym nic złego - szukamy sposobów by odnosic sukcesy może nie na miarę Małysza ale stosując podobne metody. ... Sorry ale jest to zgubny stereotyp. Wcale nie musimy radzić sobie sami. Takie radzenie sobie samemu często wystarcza tylko na trochę. To tak jak kogoś boli ząb zażyje tabletkę przeciwbulową i na trochę jest OK. Podobnie z innymi chorobami gdzie powszechnie leczymy się sami. Jak zaczyna już być naprawdę źle to dopiero wtedy idziemy do lekarza. Tylko czy wtedy już nie jest zbyt późno ??? Czy da się wtedy jeszcze trwale i skutecznie pomóc ??? Nie wiadomo zależy to od konkretnego przypadku. Wolimy raczej samemu się oszukiwać i radzić się różnych , znajomych, sąsiadek itp. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
smartcat 19.01.2005 08:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 Sorry ale jest to zgubny stereotyp. Wcale nie musimy radzić sobie sami. Takie radzenie sobie samemu często wystarcza tylko na trochę. To tak jak kogoś boli ząb zażyje tabletkę przeciwbulową i na trochę jest OK. Podobnie z innymi chorobami gdzie powszechnie leczymy się sami. Jak zaczyna już być naprawdę źle to dopiero wtedy idziemy do lekarza. Tylko czy wtedy już nie jest zbyt późno ??? Czy da się wtedy jeszcze trwale i skutecznie pomóc ??? Nie wiadomo zależy to od konkretnego przypadku. Wolimy raczej samemu się oszukiwać i radzić się różnych , znajomych, sąsiadek itp. Pozdrawiam Inwestor ja się z Toba w pełni zgadzam że jak sa objawy chorobowe to idziemy do lekarza i popieram taki sposób myślenia. Jednakże to o czym pisałem to rodzaj higieny psychicznej dla ludzi raczej zdrowych. Ale co to jest norma zdrowia to trudno precyzyjnie określić bo i ci ludzie zdrowi maja pewną sinusoidalną krzywą nastrojów: dzienna misieczna, roczna, wieloletnią i gdzieś w minimach zblizają sie do poziomu gdzie powinna nastapić interwencja medyczna lecz trudno tę wartośc graniczną określić. Ja załozyłem że nasza kolezanka jest w pełni zdrowa tylko ma okresową zniżką nastroju jak wiele kobiet w takiej sytuacji ( mam kolezanki które podobnie przechodziły okres wczesnego wychowania dzieci). Profilaktyka, czyli ta higiena jest wazna bo po przekroczeniu pewnej granicy dostaniemy sie w łapy psychiatrów ktorzy zaaplikuja nam dozywotnią kuracje lekową albo "krótkotrwałą" 5-cio letnią psychoterapię gdzie psychoterapeuta bedzie sie pytał czy tatuś całował cie w pupe jak byłaś malutka i jaki to zrujnowało twoje życie. Lepiej tego uniknąć Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
inwestor 19.01.2005 08:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 Sorry ale jest to zgubny stereotyp. Wcale nie musimy radzić sobie sami. Takie radzenie sobie samemu często wystarcza tylko na trochę. To tak jak kogoś boli ząb zażyje tabletkę przeciwbulową i na trochę jest OK. Podobnie z innymi chorobami gdzie powszechnie leczymy się sami. Jak zaczyna już być naprawdę źle to dopiero wtedy idziemy do lekarza. Tylko czy wtedy już nie jest zbyt późno ??? Czy da się wtedy jeszcze trwale i skutecznie pomóc ??? Nie wiadomo zależy to od konkretnego przypadku. Wolimy raczej samemu się oszukiwać i radzić się różnych , znajomych, sąsiadek itp. Pozdrawiam Inwestor ja się z Toba w pełni zgadzam że jak sa objawy chorobowe to idziemy do lekarza i popieram taki sposób myślenia. Jednakże to o czym pisałem to rodzaj higieny psychicznej dla ludzi raczej zdrowych. Ale co to jest norma zdrowia to trudno precyzyjnie określić bo i ci ludzie zdrowi maja pewną sinusoidalną krzywą nastrojów: dzienna misieczna, roczna, wieloletnią i gdzieś w minimach zblizają sie do poziomu gdzie powinna nastapić interwencja medyczna lecz trudno tę wartośc graniczną określić. Ja załozyłem że nasza kolezanka jest w pełni zdrowa tylko ma okresową zniżką nastroju jak wiele kobiet w takiej sytuacji ( mam kolezanki które podobnie przechodziły okres wczesnego wychowania dzieci). Profilaktyka, czyli ta higiena jest wazna bo po przekroczeniu pewnej granicy dostaniemy sie w łapy psychiatrów ktorzy zaaplikuja nam dozywotnią kuracje lekową albo "krótkotrwałą" 5-cio letnią psychoterapię gdzie psychoterapeuta bedzie sie pytał czy tatuś całował cie w pupe jak byłaś malutka i jaki to zrujnowało twoje życie. Lepiej tego uniknąć Pozdrawiam Najgorzej to zacząć komplikować sprawy, usprawiedliwiać swoje lęki i stany depresyjne różnymi teoriami sinusoidami itp. Jak to co jest norma zdrowia to chyba sprawa oczywista . Jak człowiek zaczyna się bać kontaktu z ludźmi, boi się wyjść z domu to uważasz że jest OK. ???. Nie twierdzę że to jest akurat coś poważnego. Ale to co zaczynasz wypisaywać to zgroza albo kurcze jakiś ciemnogród po przekroczeniu pewnej granicy dostaniemy sie w łapy psychiatrów ktorzy zaaplikuja nam dozywotnią kuracje lekową albo "krótkotrwałą" 5-cio letnią psychoterapię gdzie psychoterapeuta bedzie sie pytał czy tatuś całował cie w pupe jak byłaś malutka i jaki to zrujnowało twoje życie. Może jeszcze wcisną na koleżankę kaftan przywiążą do łożka i będą leczyć elektrowstrzasami albo zrobią jej lobotomię Właśnie tego typu opinie które głosisz przyczyniają się do tego że ludzie najnormalniej w świecie boją się pójść po poradę do lekarza. Traktują lekarzy psychiatrów jak jakichś szarlatanów typu Frankenstein a to są normalni lekarze tak jak okulista, dentysta czy laryngolog. A tak na marginesie sporo jest sprzeczności w tym co piszesz. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
smartcat 19.01.2005 10:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 Najgorzej to zacząć komplikować sprawy, usprawiedliwiać swoje lęki i stany depresyjne różnymi teoriami sinusoidami itp. Jak to co jest norma zdrowia to chyba sprawa oczywista . Jak człowiek zaczyna się bać kontaktu z ludźmi, boi się wyjść z domu to uważasz że jest OK. ???. Ale to co zaczynasz wypisaywać to zgroza albo kurcze jakiś ciemnogród Może jeszcze wcisną na koleżankę kaftan przywiążą do łożka i będą leczyć elektrowstrzasami albo zrobią jej lobotomię Właśnie tego typu opinie które głosisz przyczyniają się do tego że ludzie najnormalniej w świecie boją się pójść po poradę do lekarza. Traktują lekarzy psychiatrów jak jakichś szarlatanów typu Frankenstein a to są normalni lekarze tak jak okulista, dentysta czy laryngolog. A tak na marginesie sporo jest sprzeczności w tym co piszesz. Pozdrawiam A pewnie że mogą być w tym co piszę pewne sprzeczności bo sam jestem ich pełen. Cóz człowiek ułomnym jest! Nie mam tak zdecydowanych pogladów jak np. poseł Giertych. Wiele spraw postrzegam w róznych szarościach a nie tylko białe-czarne, "krawędzie" moich pogladów też nie są tak ostre jak u wspomnianego posła. Nie jestem też w nastroju polemicznym żeby bronic sie przed zarzutem ciemnoty, czy dyskutowac o definicji zdrowia. Widocznie tez, nieprecyzyjnie sie wyrazałem w moich postach i niektóre treści odebrałeś nie według moich intencji. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marta1719498972 19.01.2005 10:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 Smartcat, ja chyba trochę inaczej odebrałam Twoje słowa niż inwetor. Inwestorze, zgadzam się ze Smartcatem, że tę granicę czasem bardzo trudno dostrzec, tę normę określić. Gdzie zaczyna się choroba a kończy niedyspozycja? Ta granica jest płynna. Co więcej nie byłoby też dobrze, gdyby osoby z problemami możliwymi do samodzielnego rozwiązania (samodzielnego, czyli również z pomocą najbliższych, przyjaciół) kierowane były do specjalisty. Ostatnio słowo "depresja" jest moim zdaniem bardzo nadużywane. Czy autorka wątku na pewno powinna skorzystać z rady psychologa? Może przyjaciele, rodzina, będą mieli jeszcze lepszy wpływ na jej zdrowie psychiczne. Może małymi kroczkami, jak podpowiadają niektórzy, uda się zabić w sobie (lub przynajmniej zmniejszyć) ten lęk. Sytuacja, w której się znajduje, prawie zawsze wywołuje u kobiet takie lub inne zmieny w nastroju, nastawieniu do życia, świata zewnętrznego. Moda na psychologów/psychiatrów to bardzo niepokojące zjawisko i bardzo bym chciała by do Polski nie dotarła. Nie jest tak, że nie doceniam roli psychologów i psychiatrów. Jest ogromna. Ale nie należy jej przeceniać a już na pewno nadużywać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 19.01.2005 11:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 OK więc zgadzamy się wszyscy jak są objawy choroby to trzeba iść do lekarza. Ale skąd wiesz że one są albo nie, jeśli nie pójdziesz po poradę do lekarza i się nie dowiesz ?? Co szkodzi się dowiedzieć, czym ryzukujesz , co złego się stanie - ano właśnie dokładnie nic złego się nie stanie jak nic się nie dzieje to się koleżanka uspokoi, że jest OK, że to wszystko normalka i koniec. A co może się stać złego jesli zbagatelizujesz istotne objawy ?? Pomyśl i zastanów się co jest lepsze. Koleżanka która napisała na forum potrzebuje pomocy. Czy straszenie jej i pisanie głupot o lekarzach to dobra rada ??? A co jeśli faktycznie potrzebuje pomocy lekarskiej ??? zachęci się do pójścia po poradę po takiej wypowiedzi ??? Nie piszę tu o żadnej modzie na psychologów itp. innych trenerów od prania ludziom mózgów aby jak najwiecej z nich wycisnąć i wmawiać im co jest dobre dla nich a co złe.Na takie działania sponsorowane przez pracodawców oczywiście jest teraz moda wiadomo dlaczego. Nie piszę też o różnych psychoanalitykach i psychoterapeutach którzy łatają dziury na psychice powstałe z niezaspokojonych ambicji itp. Piszę wyłącznie o tym i tylko o tym aby nie bagatelizować spraw, aby jesli są niepokojące objawy udać się do najnormalniejszego w świecie lekarza aby ten postawił diagnozę. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
inwestor 19.01.2005 11:16 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 To powyżej było moje zdanie.Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marta1719498972 19.01.2005 11:45 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 jak są objawy choroby to trzeba iść do lekarza. Ale skąd wiesz że one są albo nie, jeśli nie pójdziesz po poradę do lekarza i się nie dowiesz ?? Co szkodzi się dowiedzieć, czym ryzukujesz , co złego się stanie - ano właśnie dokładnie nic złego się nie stanie jak nic się nie dzieje to się koleżanka uspokoi, że jest OK nie wiem tego. ale skoro nie wiem, najpierw próbuję innymi sposobami. ok zgadzam się, że nie zaszkodzi pójść do specjalisty. ale należy wziąć pod uwagę, że nie każdy będzie tego chciał i namawianie go może pogłębić problem, bo psychika ludzka taka czasem dziwna, wyczulona i krucha, że jeśli to nie są jeszcze objawy choroby, to mogą się one nimi stać. siła sugestii chociażby. ja po prostu jestem takiego zdania: nie każdemu należy sugerować kontakt ze specjalistą. do pewnego momentu oczywiście. wiem, to bardzo trudne i w sumie niebezpieczne, bo po przekroczeniu tej granicy, kiedy już wszystko jest jasne, jest jeśli nie za późno, to gorzej niż mogłoby być, ale czasem inaczej się nie da. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 19.01.2005 12:23 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 nie wiem tego. ale skoro nie wiem, najpierw próbuję innymi sposobami. ok zgadzam się, że nie zaszkodzi pójść do specjalisty. ale należy wziąć pod uwagę, że nie każdy będzie tego chciał i namawianie go może pogłębić problem, bo psychika ludzka taka czasem dziwna, wyczulona i krucha, że jeśli to nie są jeszcze objawy choroby, to mogą się one nimi stać. siła sugestii chociażby. ja po prostu jestem takiego zdania: nie każdemu należy sugerować kontakt ze specjalistą. do pewnego momentu oczywiście. wiem, to bardzo trudne i w sumie niebezpieczne, bo po przekroczeniu tej granicy, kiedy już wszystko jest jasne, jest jeśli nie za późno, to gorzej niż mogłoby być, ale czasem inaczej się nie da. Jeśli ktoś nie będzie chciał pójść to nie pójdzie do lekarza. Nawet jak pójdzie i się okaże że faktycznie jest jakiś problem to wcale nie musi poddawać się leczeniu. Poza tym nikt nikogo nie zmusza do takiego czy innego działania. Koleżanka pisze żę ma taki czy inny problem więc każdy wg swojej wiedzy stara się pomóc i doradzić najlepiej jak potrafi. Myślę że wszystkie rady są dobre które w konsekwencji nie spowodują pogorszenia. Ty masz zdanie takie że sugestia porady u specjalisty nie jest dobra ja mam zdanie odmienne bo uważam że jeśli ma się jakieś watpliwości, coś gryzie człowieka a może to wyjaśnić to powinien tak zrobić. Zawsze uważałem że metoda "strusia" nie jest dobra. Zasugerowałem wizytę u specjalisty bo wiele osób nie zdaje sobie sprawy że tego typu watpliwości mogą być wyjasnione przez lekarza. Bardzo dobrze że są na forum prezentowane rożne poglądy bo autorka tego watku będzie maiła pełniejszy obraz sprawy jak to widzą inni. A na podstawie pełniejszej wiedzy ma wieksze szanse podjąć lepszą dla siebie decyzję lub nie podejmować jej wcale bo uzna że w zasadzie nie ma sprawy. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
inwestor 19.01.2005 12:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 Znowu mnie coś wylogowało Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
smartcat 19.01.2005 12:27 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 OK więc zgadzamy się wszyscy jak są objawy choroby to trzeba iść do lekarza. Ale skąd wiesz że one są albo nie, jeśli nie pójdziesz po poradę do lekarza i się nie dowiesz ?? Co szkodzi się dowiedzieć, czym ryzukujesz , co złego się stanie - ano właśnie dokładnie nic złego się nie stanie jak nic się nie dzieje to się koleżanka uspokoi, że jest OK, że to wszystko normalka i koniec. A co może się stać złego jesli zbagatelizujesz istotne objawy ?? Pomyśl i zastanów się co jest lepsze. Koleżanka która napisała na forum potrzebuje pomocy. Czy straszenie jej i pisanie głupot o lekarzach to dobra rada ??? A co jeśli faktycznie potrzebuje pomocy lekarskiej ??? zachęci się do pójścia po poradę po takiej wypowiedzi ??? Nie piszę tu o żadnej modzie na psychologów itp. innych trenerów od prania ludziom mózgów aby jak najwiecej z nich wycisnąć i wmawiać im co jest dobre dla nich a co złe.Na takie działania sponsorowane przez pracodawców oczywiście jest teraz moda wiadomo dlaczego. Nie piszę też o różnych psychoanalitykach i psychoterapeutach którzy łatają dziury na psychice powstałe z niezaspokojonych ambicji itp. Piszę wyłącznie o tym i tylko o tym aby nie bagatelizować spraw, aby jesli są niepokojące objawy udać się do najnormalniejszego w świecie lekarza aby ten postawił diagnozę. Pozdrawiam Podkreślam raz jeszcze: do lekarzy należy chodzić! Dobrze jest jednak rozważyć czy aby katar nie przejdzie przez sobote-niedzielę jak sobie polezymy pod kołderka, popijemy miete z malinami, łykniemy wit.C A co do prania mózgów to zajrzyj tu: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2500129.html Zetkąlem sie z tymi technikami własnie na szkoleniach. Wykorzystywane przez speców od wyborów, słuzby specjalne, wywiady, wojsko, wchodza teraz do biznesu. Warto więc na ten temat coś wiedzieć. Chocby dlatego zeby wyczuwać kiedy jestesmy "wmanewrowywni" tymi technikami ( NLP mam na myśli). Jak każde narzedzie ( techniki i intrumenty NLP) może słuzyć dobrej albo złej sprawie, mieć zastosowanie w kontaktach biznesowych i w relacjach domowych. Mozna nim niszczyc ale i budować. Z tego co wiem to metody te wkraczaja do psychiatrii i psychoterapii. Więc może pranie mózgów a moze nowe mozliwości. Nie sadzę jednak zeby Cie to zainteresowało bo widze że masz ugruntowane zdanie w tej sprawie. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
marta1719498972 19.01.2005 12:37 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 Inwestorze, ja pisałam raczej ogólnie. Nie uważam, że Twoja rada, by autorka wątku udała się do specjalisty, była zła. Wręcz przeciwnie. Ja, mając namiary na sprawdzonego psychologa, pobiegłabym do niego od razu, będąc w takiej sytuacji, chociażby po to, żeby najzwyczajniej w świecie pogadać. Nie chodziło mi o sugerowanie autorce wątku, a o zachowanie ostrożności w sugerowaniu tego niektórym osobom przez najbliższych. Jeszcze raz napiszę, że absolutnie nie jestem przeciwna wizytom u specjalisty. Jestem natomiast zwolenniczką przedspecjalistycznej pomocy tam, gdzie nie jest to niemożliwe Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 19.01.2005 12:45 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 No właśnie.Często wystarczy zwykła serdeczność i życzliwe wysłuchanie przez kogoś z otoczenia.Albo wejście w grupę wsparcia,choćby inne mamy z podwórka,które wspierając się są całkiem profesjonalną grupą.Oby ten psycholog nie był remedium na samotność,bo nie ma komu się wygadać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
smartcat 19.01.2005 12:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 No właśnie.Często wystarczy zwykła serdeczność i życzliwe wysłuchanie przez kogoś z otoczenia.Albo wejście w grupę wsparcia,choćby inne mamy z podwórka,które wspierając się są całkiem profesjonalną grupą. Oby ten psycholog nie był remedium na samotność,bo nie ma komu się wygadać. 200% racji. Przyjaciele to najlepsza profilaktyka i higiena psychiczna ale i "psychoterapia grupowa" Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
inwestor 19.01.2005 13:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Stycznia 2005 No właśnie.Często wystarczy zwykła serdeczność i życzliwe wysłuchanie przez kogoś z otoczenia.Albo wejście w grupę wsparcia,choćby inne mamy z podwórka,które wspierając się są całkiem profesjonalną grupą. Oby ten psycholog nie był remedium na samotność,bo nie ma komu się wygadać. Jeśli nie ma komu to czemu nie, może będzie potrafił doradzić co zrobić aby sobie takiego kogoś do wygadania się znaleść. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
stander 20.01.2005 22:47 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Stycznia 2005 Mam jedno dziecko. Siedzę w domu od grudnia 2000 roku, byłam jeszcze wtedy w drugim miesiącu ciąży. Gdy tylko pojawiła się możliwość, żeby nie pracować, skorzystałam z tego. A teraz jak się ma to do mojego charakteru:1. Zawsze byłam "społecznicą"2. I taką dziewczyną trochę z duszą chłopca (przewodzenie, "zdobywanie nowych szczytów', ciągłe działanie, sprawdzanie się) 3. Nigdy w młodości nie myślałam o domu i rodzinie4. Długo nie planowałam też dzieci (dojrzałam do tej myśli po trzydziestce)5. Moje życie wyobrażałam sobie jako pracę naukową (wciąż muszę mojemu mózgowi dostarczać bodźców, więc jeśli nie mam narzuconego zajęcia umysłowego, to je sobie wymyślam)6. Absolutnie ostatnią rzeczą jaką chciałabym o sobie usłyszeć, było zawsze określenie "kura domowa" (czy "gospodyni"), irytuje mnie do dziś, nie pozwalam też mężowi mówić do mnie "mama" (Mama, a gdzie jest ten nowy czajnik? czy tp.) 7. Nie nadawałam się do prowadzenia gospodarstwa domowego i nadal nie bardzo sobie radzę8. Nigdy nie zaglądałam do wózków, nie bawiłam się z cudzymi dziećmi, w ogóle małe dzieci obchodziłam szerokim łukiem9. W małżeństwie jestem buntowniczką, przeciwstawiam się tradycjonalistycznej wizji rodziny z podziałem na role męskie i żeńskie (i przyznam, że trafiam często w twardy mur - mój mąż jest bliski raczej dawnemu modelowi rodziny) A jednak: 1. Zdecydowałam się wykorzystać możliwość pozostania w domu maksymalnie (powrót mam wyznaczony na 29 kwietnia)2. Rozważałam nawet ewentualność przedłużenia tego czasu kosztem utraty pracy (i to się zresztą samo rozwiązało, bo firma likwiduje mój dział, mam wolne trochę na życzenie), bo tak naprawdę tryb życia, jaki mi ona narzucała, wyklucza normalne funkcjonowanie rodziny Warunki:1. Jestem prawie samotną matką, bo mąż pracuje w tzw. delegacjach, a do tego nie mam przy sobie najbliższej rodziny Pytania, jakie sobie postawiłam:1. Czy dziecko wprowadza komplikacje w pracy, czy praca będzie komplikować nasze życie rodzinne? (to pytanie postawiłam jeszcze przed zajściem w ciążę, bo decyzja miała zmienić wszystko)2. Czy naprawdę mam już tak dość pracy, że mogę sobie zrobić kilkuletnią przerwę? (odpowiedź twierdząca natychmiastowa)3. Czy będę umiała żyć bez tego gwaru naokoło (praca w młodym zespole redakcyjnym), bez ludzi, bez pracy? Potem często słyszałam to pytanie: czy mi nie brakuje towarzystwa, czy nie znudziło mi się siedzenie w domu. I ciągle, po tylu latach, trochę ze zdziwieniem, odpowiadam sobie, że nie. Mogę siedzieć w domu... Chociaż nie do końca się sprawdzam jako "gospodyni", chociaż często nie chce mi się bawić z moim dzieckiem, wykonywać codziennych prac, popadam w stany nie tyle melancholiczne, co wzmożonej nerwowości i kłócę się z mężem...Nie widzę rozwiązania w pójściu do pracy, bo ona skomplikuje wszystko bardziej i stanie się powodem ciągłego napięcia. Przecież dopiero wtedy trzeba będzie zdwojonych sił, żeby wszystko ogarnąć. Terminowa robota, albo zwyczajnie tylko codzienna praca, a tu dziecko chore, albo trzeba biec po buty, pamiętać o wizycie u ortopedy, zapłacić rachunki, zrobić zakupy na trzy dni, posprzątać, bo koty już wyglądają ze wszystkich kątów, przenieść rachunek do innego banku, wieczorem prać, a o świcie gotować zupki (znam to z opowieści). To już jest praca nie na 1,5, ale trzy etaty. Koszmar. I dziecko. Dzieci są w tym wszystkim najbardziej pokrzywdzone.Jestem z natury "przejmująca się" i nerwowa, więc żeby uniknąć choroby psychicznej, muszę pracować tylko na te 1,5 etatu.A pytania o nudę kwituję zawsze jednym zdaniem. "Ja się z sobą nie nudzę". Bo to prawda. Trzeba widzieć sens tego, co się robi. Opieka nad dzieckiem, wychowywanie go, kształtowanie i zapewnianie komfortu spokojnego beztroskiego dzieciństwa jest WIELKIM SENSEM. A osobiste "sensy"? Dla mnie jest nim nawet zrobienie obrusu na szydełku i upieczenie swoich ciastek (ciasta i szydełkowanie to zresztą jedna z niewielu moich babskich umiejętności, ale się uczę!). Czytam, trochę piszę do szuflady, wymyślam sposoby na życie " po zupkach i kupkach". ALE NIGDY, PRZENIGDY NIE MAM WYRZUTÓW SUMIENIA, ŻE NIE PRACUJĘ, ŻE NIE ZARABIAM ITP.!!!!!!!!!!!!! Może przydałoby się więcej pieniędzy, bo przecież ta budowa... Ale pójście do pracy mamy nie zawsze oznacza więcej pieniędzy dla domowego budżetu, prawda? Trzeba by naprawdę dużo zarabiać, żeby odczuć jakieś korzyści (finansowe). Czytałam posty wielu MAM odpowiadających w tym wątku.Większość nam zazdrości siedzenia w domu. I ja im wierzę. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 20.01.2005 23:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Stycznia 2005 Hmmm.. Myślę, że decyzja o tym czy być "kurą domową" w absolutnie pozytywnym znaczeniu bardzo zależy od charakteru i osobowości. A kto wie, czy nie od znaku zodiaku Przez ponad 3,5 roku byłam w domu wychowując dwójkę dzieci. I była to w pełni świadoma decyzja, postąpiłabym dokładnie tak samo, mając znów możliwość wyboru. Ale, po mniej więcej 2 latach wszyscy dookoła stwierdzili, że mnie samej to na zbyt dobre nie wychodzi. Mój tryb życia był wtedy super monotonny i wpędzał mnie czasem w straszne dołki. Miałam ciągle jakieś wyrzuty, że czegoś nie zdążyłam zrobić albo mogłam zrobić lepiej. Mój każdy dzień był dokładnie zaplanowany co do godziny i każda zmiana wyprowadzała mnie z równowagi. I wtedy sobie uświadomiłam, że po prostu z racji bycia tylko w domu (spacerków z dziećmi nie liczę) mój świat się skurczył, a część problemów właściwie wyolbrzymiam, bo straciłam dystans do rzeczywistości. A najgorsze, że na tę rzeczywistość patrzyłam głównie przez pryzmat problemów. Oczywiście tych wydumanych. No i wróciłam do pracy, najpierw na pół etatu, potem na cały. Finał jest taki, że dzieci w tej chwili praktycznie kończą studia, ja - godząc bez większych problemów dom i pracę - zrobiłam doktorat, habilitację i w międzyczasie byłam prawie 2 lata sama za oceanem. Mąż i dzieci całkiem dobrze przez ten czas radzili. Przede wszystkim zmieniła im się trochę hierarchia niektórych wartości i przyzwyczajeń. No i dzieci nabrały dużo więcej samodzielności i odpowiedzialności. Myślę, że mając mnie 24 na dobę wydoroślałyby dużo później. Jako rodzina, też zaczęliśmy wszyscy patrzeć na siebie inaczej. Jedno w moim przypadku jest pewne - im więcej mam spraw na głowie, tym lepiej sobie radzę. I chyba w mojej naturze nie leży zamykanie się w niezbyt szerokim własnym świecie. Ale każdy o to powinien siebie zapytać.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.