Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Wybory i po wyborach, czas rzadzic ale jak?


jareko

Recommended Posts

Lewakk, przecież cytując z neta różne teksty, Dropsiak świetnie trzyma się niniejszego wątku, w dodatku podaje nam na tacy gotowe tematy do publicznej dysputy!!! Co do wycieczek personalnych, to jesteś w nich Mistrzem, podobnie jak Mistrzem rozmydlania tematów jest Boguslaw... :-? Chociaż nie przeczę, że wątek ów bez Waszych barwnych wypowiedzi nie istniałby i nie byłby taki ciekawy...

 

Pozdrawiam!!!

 

:D :D :D

 

Gryfpc wnosisz dokładnie tyle do dyskusji co mtom, nie dziw że piszesz w liczbie mnogiej 8) jak widać unikasz personalnych wycieczek i nie rozmydlasz dyskusji..... :lol: :lol: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 5,7k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

POlska to piękny kraj, sprawy wreszcie idą w dobrym kierunku.

 

Za GAzetą wyborczą

 

W Łodzi zaczyna się boom inwestycyjny. Wielkie koncerny lokują tam swoje strategiczne inwestycje, bezrobocie spada, a niektóre firmy już podnoszą pensje pracownikom. Coraz zamożniejsi łodzianie zaczynają wydawać pieniądze - budują domy i kupują mieszkania, chodzą do kin i restauracji

 

 

 

Ziemia obiecana pięknieje w oczach

 

 

 

W Łodzi zaczyna się boom inwestycyjny. Wielkie koncerny lokują tam swoje strategiczne inwestycje, bezrobocie spada, a niektóre firmy już podnoszą pensje pracownikom. Coraz zamożniejsi łodzianie zaczynają wydawać pieniądze - budują domy, kupują mieszkania, chodzą do kin i restauracji

 

Przez ponad sto lat miasto niewiele zmieniało się od kiedy zbudowali je znani z "Ziemi obiecanej" fabrykanci. Włókiennicza monokultura przemysłowa spowodowała, że w latach 90. padły największe łódzkie zakłady, a miasto długo szukało nowego pomysłu na rozwój. Przed rokiem władze wynajęły profesjonalnego doradcę - światową firmę McKinsey&Company. Opracowana przez nią strategia zaleca rozwój w logistyce (przy Łodzi krzyżować się będą autostrady A1 i A2), produkcji AGD (wciąż tania siła robocza to niskie koszty produkcji) i centrach księgowo-informatycznych (miasto akademickie mogące kształcić wysoko kwalifikowane kadry).

 

Ta strategia zaczyna przynosić rezultaty. W Łodzi ostatnio zainwestowały tak znane marki jak Gillette, Indesit czy Bosch&Siemens, a centrum księgowe na całą Europę otworzył Philips. Popyt na pracę, a zwłaszcza na kwalifikacje powoduje, że pracodawcy nie straszą już pracowników: "Jak się nie podoba, to się zwolnij, na twoje miejsce czeka dziesięciu chętnych".

 

Bezrobocie w Łodzi maleje. Po raz pierwszy od kilku lat stopa bezrobocia spadła poniżej 16 proc. (wynosi teraz 15,5). Ciągle jest dużo wyższa niż w innych miastach Polski. Na przykład w Poznaniu wynosi 5,9 proc., w Krakowie - 6,6 proc., w Warszawie 5,4 proc., a we Wrocławiu 10,5 proc. Ale bezrobocie w Łodzi, które na początku transformacji grubo przekraczało 20 proc. i było jednym z najwyższych w kraju, teraz spada najdynamiczniej w Polsce.

 

- Mimo nadal wysokiego bezrobocia, coraz mniej jest osób, które są gotowe podjąć każdą oferowaną pracę - zauważa Zygmunt Łopalewski, rzecznik Indesitu.

 

Firma ta - zatrudnia prawie tysiąc pracowników - prowadzi stałą rekrutację. Na stanowiska produkcyjne przyjmuje osoby z wykształceniem technicznym, ale także kandydatów niewykwalifikowanych. Tym ostatnim proponuje tysiąc złotych na rękę. - Dla wielu bezrobotnych taka oferta jest nieatrakcyjna, mimo że proponujemy stałą pracę - mówi Łopalewski. - Ludzie sugerują się wskaźnikami, które pokazują, że w kraju jest lepiej, i oczekują wyższych płac.

 

Sytuacja zmieniła się także w małych i średnich firmach. Szczególnie w transporcie wynagrodzenia rosną. - Jeszcze kilka miesięcy temu jeździliśmy za minimalne stawki. Teraz zgadzają się na to tylko nowo przyjęci - opowiada Jacek Durczek, zawodowy kierowca.

 

Wspomina, jak rok temu chciał podpisać umowę o pracę na jak najdłuższy okres. Teraz wcale o to nie prosi. Krótki okres wypowiedzenia daje mu szansę na szybką poprawę warunków. - A skok może być duży. Jak ktoś ma uprawnienia, może zarabiać w jednej firmie 1,5 tys., a inna zaoferuje mu od razu 2,5 tys. zł - opowiada Durczek.

 

Firmy przyznają zgodnie, że pracownicy są bardziej pewni siebie. - Kiedyś zwracali pieniądze za rozmowy prywatne wykonane telefonami służbowymi. Musieliśmy to znieść, bo się buntowali - mówi szef firmy odzieżowej z Pabianic (zatrudnia 20 pracowników).

 

Podobnie jest w dużych firmach. Pracownicy chętniej niż przed rokiem umawiają się na rozmowy z kierownikami i rozmawiają o warunkach pracy. Pokazują dane z Głównego Urzędu Statystycznego, które mówią o tym, ile średnio wzrosły pensje w poszczególnych województwach.

 

Duże firmy nie podnoszą jeszcze płac hojną ręką. Gdy przy produkcji pracuje tysiąc osób, podwyżki dla wszystkich za bardzo zwiększyłyby koszty. - Ale żaden pracownik nie odchodzi z kwitkiem - zapewnia Łopalewski z Indesitu. - Zawsze mamy jakąś propozycję. Jeśli jest dobry, a chce zarabiać więcej, możemy wysłać go na szkolenie, po którym awansuje. Oczywiście zmiana stanowiska będzie się wiązała ze zwiększeniem pensji - mówi.

 

Dane urzędu statystycznego pokazują jednak, że w Łodzi systematycznie rosną wynagrodzenia. W pierwszej połowie tego roku średnia pensja w przedsiębiorstwach wyniosła 2,3 tys. zł brutto i była o 5 proc. wyższa niż przed rokiem (średnio w Polsce wzrosła o 4 proc.) Równocześnie firmy coraz chętniej spełniają oczekiwania socjalne pracowników, co nie zawsze jest dla nich dużym kosztem, a setki osób czują się dzięki temu docenione. - Prośby o stołówkę już spełniliśmy, prawdopodobnie powstanie też druga. Pracujemy nad tym, by znacznie powiększyć parking. Najnowszy pomysł - siłownia - też pewnie zostanie zrealizowany - zdradza Łopalewski.

 

Gdy standardy socjalne w jednej firmie rosną, szybko daje to do myślenia kolejnym. - Powinniśmy wiedzieć, co dzieje się na rynku - mówi Małgorzata Mejer, rzecznik P&G, właściciela Gillette. - Nie chcemy leczyć, wolimy zapobiegać chorobie. Stąd nasze obserwacje konkurencji i dbałość o to, by pracownicy czuli się u nas dobrze.

 

O pracowników walczą centra logistyczne. Podkupywani są szczególnie operatorzy wózków widłowych. Konkurencyjne centra logistyczne ze Strykowa (skrzyżowanie autostrad A1 i A2), zamierzają połączyć siły i wymóc na władzach miasta, by uruchomiły linię autobusową z oddalonej o kilka kilometrów Łodzi. Dzięki temu będzie im łatwiej o pozyskanie pracowników.

 

Na razie jednak muszą zatrzymać tych, których mają. - Szefowie organizują spotkania, na których pytają, jak nam się pracuje. Wcześniej tego nie było - mówi Kamil, operator wózka widłowego w firmie pod Piotrkowem.

 

Firmy włączają też pracowników do dyskusji o rozwoju. Część z nich nagradza za najlepsze pomysły mogące usprawnić produkcję. Inne - tak jest w zatrudniającym 750 osób centrum księgowym Philipsa - płaci pracownikom za rekomendowanie nowego, wartościowego kandydata do pracy w biurze. - Łódź nadal ma ogromny potencjał dobrze wykształconej kadry. Nie jest nam trudniej niż kilkanaście miesięcy temu znaleźć dobrych kandydatów. Ale zauważamy większą mobilność młodych, którzy mają już doświadczenie zawodowe - mówi Beata Ptaszyńska-Jedynak, rzecznik Philipsa. - Szukają nowych możliwości rozwoju kariery zarówno w innych miastach Polski (Warszawa, Wrocław, Kraków), jak i za granicą (Wielka Brytania, Irlandia, Holandia).

 

Wynagrodzenia w Łodzi rosną, ale na tle innych miast pozostają jeszcze na niższym poziomie. Łodzianie zarabiają o 6 proc. mniej od mieszkańców Wrocławia, 9,5 od Krakowa i aż 34 proc. dzieli ich od Warszawy. Przede wszystkim jest to skutek niskich zarobków w przemyśle. - Bo w pozostałych przedsiębiorstwach - budowlanych, handlowych czy transportowych - wynagrodzenia w Łodzi są zbliżone do tych w innych miastach - mówi Stanisław Kaniewicz, rzecznik Urzędu Statystycznego w Łodzi. Jednak przez ostatnie pięć lat płace najszybciej rosły w Krakowie, Wrocławiu i Łodzi.

 

Coraz zamożniejsi łodzianie zaczynają wydawać pieniądze. Zauważają to bankowcy. W ciągu roku liczba kredytów hipotecznych zaciągniętych przez łodzian na budowę domu lub zakup mieszkania zwiększyła się w MultiBanku o ponad 20 proc. Dynamika ta znacznie przewyższyła inne miasta. Na pniu sprzedają się lofty - drogie apartamenty w odrestaurowanej starej fabryce w centrum miasta.

 

 

Odżywają łódzkie kina i restauracje. Tłumy oblegają Manufakturę - nowe centrum rozrywkowo-handlowe, powstałe w zabytkowym kompleksie fabryk. Tysiące łodzian każdego dnia odwiedzają je i w butikach czy kawiarniach zostawiają coraz więcej pieniędzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poziom sporu między niedoszłymi (czy ktoś to dziś jeszcze pamięta?) koalicjantami zaczyna sięgać dna. PO i PiS okładają się z coraz większym zacietrzewieniem i coraz większą bezmyślnością. I coraz częściej przekraczają granice politycznych gierek, wchodząc na podmokłe tereny zwykłego cynizmu i obłudy.

 

Długie lata spędzone na wystawaniu pod "ważnymi" drzwiami i bieganiu po politycznych korytarzach powinny człowieka nieco znieczulić. I znieczulają. Często - wzorem pewnego rabina sprzed dwóch tysiącleci - powtarzam sobie w duchu "wszystko już było", dziwiąc się ekscytacji i podnieceniu kolegów po fachu. Ale i mnie czasami trafia szlag, gdy słyszę odgłosy politycznej dżungli. Zwłaszcza, jeśli dochodzą do mnie z okolic, które - nie ukrywam - darzę sympatią.

 

Oto były sobie dwie partie. Ich liderzy znali się jeszcze z czasów podziemia. Mieszkali w tym samym mieście, razem knuli, razem wchodzili w jawną politykę i na fali obietnicy "wspólnie idziemy po władzę" wygrali wybory. Koalicji nie udało im się zawiązać - trudno, ale posługując się sztuką epistolograficzną obiecali sobie solennie "jeśli spór - to bez inwektyw, pomówień i argumentów ad personam" (znajdźmy "rozwiązanie eliminujące z polskiej polityki ów gen agresji, histerii i insynuacji" pisał jeden do drugiego, a drugi z ochotą podchwytywał propozycję). No pięknie!

 

 

Zapału starczyło im na kilka tygodni. Potem i jedni i drudzy zaczęli "poluzowywać" sobie kaganiec, przytyki zaczęły zamieniać się w obelgi, a polemiki w oskarżenia. Nie dam głowy, kto zerwał ten chwilowy "treuga dei", ale mam wrażenie, że do boju pierwszy ruszył pewien zasłużony wielce polityk , który w "skrzekliwym głosie prezydenta" dostrzegł proces upodabniania się do Gomułki.

 

Potem było coraz gorzej, a ostatni tydzień przelał czarę goryczy. Te sugestie, że Kaczyńscy chcą zmieniać ustawę lustracyjną, bo kieruje nimi tylko i wyłącznie osobisty strach przed teczkową jawnością (podczas gdy wiadomo, że dyskusja dotyczy tajemnic alkowy i życia ludzi, nie będących dziś politykami, a zmian w ustawie lustracyjnej chce też senacki klub PO) i zapowiedź premiera, że Kurskiemu, nawet jeśli afera billboardowa okaże się wyssaną z palca bzdurą, "włos z głowy nie spadnie", to już przekroczenie granic uczciwości, przyzwoitości, że o "eliminowaniu genów agresji i insynuacji" nie wspomnę.

 

Wzajemne PO-PiS-owe chłostanie miałoby sens tylko w jednym przypadku: gdyby było iście makiaweliczną grą, mającą kumulować i skupiać na sobie uwagę, "przykrywając" inne partie i udowodniając, że w polskiej polityce tak naprawdę liczy się tylko PO-PiS-owa dwójka. Ale ten manewr próbowała już wykonać niegdyś Platforma wyprowadzając swe hufce na wojnę z samoobrończymi barbarzyńcami. I tamto starcie panów Rokity i Leppera wygrali... bracia Kaczyńscy.

 

KOnrad Piasecki

 

p.s. Przypomnijmy ulubionego Dropsiaka Ziemkiewicza jakże dosadnie i celnie skomentował ostatnie porażki Tuska z Kaczyńskimi...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny sondaż z Rzepy. Mam tak samo jak ankietowani z tą nieufnoscia do polityków i politykierów

.Nie wierzymy politykom i menedżerom

 

Polacy zdecydowanie bardziej od innych narodów ufają dziennikarzom. W największych krajach zachodniej Europy żurnalistom ufa średnio co trzeci badany, to w Polsce zaufanie to jest niemal dwa razy większe.

 

Badanie przeprowadzono w 19 krajach, aby sprawdzić zaufanie do zawodów zaufania publicznego. (..) Na przeciwległym końcu - wśród profesji o najmniejszym zaufaniu społecznym - znaleźli się prawnicy (45 proc.), menedżerowie (23 proc.) oraz politycy (9 proc.).

 

Pod względem nieufności do polityków jesteśmy w ścisłej czołówce przebadanych krajów. Wyprzedzają nas tylko Włochy i Grecja (po 8 proc.), w których sytuacja polityczna słynie z niestabilności. Za nami znaleźli się Niemcy, gdzie politykom ufa tylko co dziesiąty badany (10 proc.) - i to mimo niedawnych wyborów parlamentarnych w tym kraju. (...)

polecam też tekst publicystyczny na temat tego co się w przyszłych emeryturach powoli dzieje ...

rzepa online

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż za piękna propaganda sukcesu.

 

Tyle, że jest pewien dylemat. Czyj sukces autor komantarza miał na myśli? Może jego nick ma jednak więcej wspólnego z rzeczywistością niż nam się wydaje? :wink:

 

Otóż, inwestycja Gillette powstała przed 2005.

 

Indesit to lata 2003 - 2004.

Przy okazji tej firmy znalazłem coś takiego:

"W wielu miejscach Łodzi pojawiły się plakaty zatytułowane „Wyzysk zabija!” wydane przez Nową Lewicę, a informujące o tragicznej śmierci Tomasza J., byłego pracownika zakładu „Indesit”. Kiedy 3 września mężczyzna sprawdzał stan stempla, prasa zmiażdżyła mu głowę. Łodzianie z plakatu dowiadują się m.in., że „zmiażdżyła go prasa mechaniczna, z której zdjęto zabezpieczenia, żeby zwiększyć produkcję i zyski właścicieli”."

 

Bosch&Siemens to również 2004 rok.

 

Może Bogusłwa miał rację, że na efekty czeka się co najmniej 2 lata? :wink:

 

Osobiście uważam, że jest to wynik obniżenia podatku CIT. Pora na podobny ruch obecnie rządzących.

 

A'propos, Bogusławie, nie cały rząd pojechał na wakacje. Wicepremier Lepper (cóż za piękna koalicja) :D pracuje pełną parą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My tu gadu gadu o obniżce podatków...

 

Za Millera/Belki wprowadzono VAT na usługi taksówkarskie i fryzjerskie.

Ten rząd chce pojść dalej:

Twórcy, naukowcy, artyści, wynalazcy, dziennikarze, menedżerowie na

kontraktach, kierownicy projektów, a nawet sprzątaczki zostaną uznani za osoby prowadzące działalność gospodarczą. Będą musieli płacić VAT - mówi prof. Witold Modzelewski, prezes Instytutu Studiów Podatkowych.

 

Potwierdza to Mirosław Barszcz, do niedawna wiceminister finansów i współtwórca projektu.

 

- To świadoma decyzja rządu - informuje były wiceminister.

 

:cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I mamy kolejny sukces. Prezydent był, otwierał, wszyscy się cieszyliśmy, że mamy nowe 103 km autostrady, a tu taka niespodzianka. :o :D :lol:

 

Oddanie do ruchu 103 km nowo wybudowanej autostrady A-2 Konin-Stryków ogłosił p.o. generalny dyrektor dróg krajowych i autostrad Zbigniew Kotlarek 26 lipca na węźle koło Dąbia. - Tu jest 100 km, a przed nami tysiące kilometrów autostrad i dróg ekspresowych do zbudowania - podchwycił otwierający arterię premier Jarosław Kaczyński. Dzień po uroczystości przejechaliśmy trasę od węzła Stryków koło Łodzi do węzła Modła koło Konina. Okazało się, że autostrada ma 99 km! Tylko tyle pokazał licznik w fabrycznie nowym samochodzie wyprodukowanym przez potentata europejskiej motoryzacji. Gdzie są brakujące 4 km?

 

Inaczej mówiąc zapłacono za 4 kilomentry autostrady więcej. To jest interes. 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :-?

Jak podaje dzisiejszy Dziennik" politycy postanowili obłożyć akcyzą samochodowy płyn do spryskiwaczy.

 

Ministerstwo Finansów uważa, że Polacy używają płynu do mycia szyb w celach spożywczych i zamierza zastosować odpowiedzialność zbiorową - wyjaśnia gazeta. Dziennik" ujawnia, że resort finansów pracuje nad projektem rozporządzenia, które zakłada, że alkohol etylowy używany do produkcji artykułów przemysłowych będzie obłożony takim samym podatkiem akcyzowym, jak w przypadku artykułów spożywczych, na przykład wódki.

 

Więcej w dzisiejszym wydaniu "Dziennika"

 

(INTERIA.PL)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ciekawy sondaż

http://wiadomosci.onet.pl/1367826,11,item.html

sondaż ten pokazuje jakże wychwalany przez Dropsiaka Ziemkiewicz celnie odczytuje polską scenę polityczną, ostatnio porażka za porażką Tuska z Kaczyńskimi (szerzej w niedawnym tekście Ziemkiewicza) doprowadza do zdziwienia wielu, że ta partią prowadzi koleś który jedynie potrafi robic rozłamy w partiach...(dlaczego Rokita nie obejmie przywódctwa??), opozycja jedyne co prezentuje to puste krytykanctwo, negatywizm, chya jeszcze nie było w żadnym sejmie opoizycji która poza obstrukcją nie przejawia jakichkolwiek pozytywnych działań, pewnie dlatego nawet niekochający PIS Żakowski stwierdził że ewentualna wygrana PIS w następnych wyborach parlamentarnych to będzie tylko zasługa PO...., nie pomaga nawet krzyczenie pod publiczke PO że 500 mln na susze dla rolników to wielokrotnie za mało (bo co niby opozycje ma obchodzić dziura w budżecie)...

 

jedyne co PO pozytywnego zaprezentowało to jawne metody ustalania list wyborczych,, to musi się wyborcom PO spodobać....

http://fakty.interia.pl/fakty_dnia/news/Wyborczy_cennik_PO_7_tys._z%B3_za_pierwsze_miejsce,779698,2943

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy Kaczyński to wie?

Środa, 9 sierpnia (11:31)

 

Z sondaży wynika, że im bardziej media walą w PiS, tym bardziej mu rośnie społeczne poparcie, a im bardziej lansują PO, tym mniej jest ona popularna. Nie wiem, czy ktokolwiek wyciągnie z tego właściwe wnioski.

 

Wniosków do wyciągnięcia jest zresztą kilka. Pierwszy, oczywisty: krytyka rządzących za wszystko, w czambuł, jest przeciwskuteczna. Zwłaszcza, kiedy krytykujący nie próbują ukryć, że krytykowanych szczerze nie znoszą i nie potrafią zachować norm przyzwoitości. Postępowi publicyści, cieszący się, że młodzi ludzie obnoszą hasła w rodzaju "strzelaj do kaczek" albo "Giertych do wora, wór do jeziora" powinni zdawać sobie sprawę, że duża część społeczeństwa patrząc na tę histerię i na podburzoną nią gówniażerię z odrazą, instynktownie opowiada się po stronie atakowanych. Przynajmniej do pewnego momentu, o którym za chwilę.

 

Wniosek drugi, ciekawszy, dotyczy opozycji. Najkrócej da się go ująć w słowach: nie wystarczy być. Platforma Obywatelska tymczasem najwyraźniej wierzy, że właśnie wystarczy. Być, zaznaczać swą obecność ciągłym krytykowaniem rządzących i narzekaniem (utuskiwaniem, jak to ktoś ładnie nazwał) i czekać. Pewnego dnia wyborcze wahadło odbije, ludzie rozczarują się do ludowo-narodowej koalicji, a wtedy przyjdą do nas, bo do kogóż innego by mogli.

 

 

 

Tak się oczywiście może stać. Ale wcale nie musi. Była kiedyś taka partia, nazywała się KPN, która bardzo wierzyła, że kiedy Polacy rozczarują się rządami innych, to oddadzą rządy jej. Bardzo się zawiodła. Nie jest powiedziane, że PO nie powtórzy jej losu i nie spali się w podobny sposób w opozycji. Na razie wyraźnie nie ma pomysłu, jak do tego nie dopuścić.

 

Jest wreszcie wniosek trzeci, ale ten wymaga cofnięcia się myślą do poprzedniej kadencji. Można go ująć w słowach: wciąż jeszcze trwa miodowy miesiąc.

 

Polacy są politycznie mniej wyrobieni niż obywatele demokracji zachodnich; rzecz przecież oczywista, wciąż się tego ustroju uczymy. Nie wdają się w niuanse, nie potrafią rozbierać polityki na "za" i "przeciw". Nasze decyzje są proste: ufamy albo nie ufamy. Jeśli ufamy, to przez długi czas partii, której ufamy, uchodzi bezkarnie wszystko, a głosy komentatorów atakujących ją w mediach odrzucamy z gniewnym pomrukiem. Ale jeśli stracimy zaufanie, to z punktu przeradza się ono w nienawiść. I wtedy nic nie pomoże, choćby sama Matka Boska zaapelowała ze świętego obrazu.

 

Przypominam, jak wyglądała krzywa popularności SLD: przez prawie dwa lata stabilne, wysokie poparcie, cokolwiek lewica wyrabiała. A potem nagle krach, i koniec. Proszę przypomnieć sobie losy wcześniejszych rządów. W większości wypadków (wyjątkiem jest rząd Olszewskiego, ale można to wyjaśnić) daje się wyróżnić ów okres pierwotnej sympatii, a potem moment odrzucenia całkowitego, natychmiastowego i bezwzględnego.

 

Bo w Polsce nikt - NIKT, żadna prawica, lewica ani różne centrowe diabliwiedząco - nie ma stabilnego elektoratu. Polska polityka, to, jak ktoś zauważył, lotne piaski.

 

Miller chyba tego nie zrozumiał, w każdym razie nie wtedy, gdy należało - przekonanie o stabilnym poparciu raczej jego formacji zaszkodziło, bardzo ją rozzuchwalając.

 

Czy rozumie to Kaczyński? Dobre pytanie. Z jednej strony chyba tak, bo jest politykiem z dużym doświadczeniem. Z drugiej - może jednak nie, bo za dobrze mu ostatnio idzie, a to zawsze usypia czujność.

 

Myślę, że do wyborów samorządowych wiele się w nastrojach nie zmieni. Natomiast krytycznym momentem będzie mniej więcej połowa przyszłego roku. Jeśli koalicji uda się do tego czasu przekonać Polaków, że pod jej rządami sprawy idą w dobrą stronę, to może liczyć na sukces, który na razie nikomu się w III RP nie udał, czyli na utrzymanie władzy przez dwie kadencje.

 

 

Moralistyka mocarstwowa

 

 

Europa znowu zaniosła się świętym oburzeniem na polskich "strasznych bliźniaków".

 

 

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wyznał, że w głębi duszy opowiada się za karą śmierci i chciałby o niej podyskutować. Unia w odpowiedzi straszy nas karami. Ponieważ nie było w słowach Kaczyńskiego żadnej konkretnej zapowiedzi przywrócenia "kaesu", jasno widać, że kary ze strony Unii grożą nie tylko za działania sprzeczne z ideą postępu, ale nawet za niepoprawne myśli. Rocco Butiglione mógłby o tym powiedzieć więcej.

 

To swoją drogą bardzo ciekawe, dlaczego kara śmierci - a raczej jej znoszenie - stała się fetyszem tak drogim mędrcom z Brukseli. Argumenty etyczne brzmią tu słabo, zważywszy, że wypowiadają je politycy, którzy bez cienia zażenowania robią interesy z najgorszymi zbrodniarzami świata i ściskają się z nimi do zdjęć. Nie przeszkadza im ludobójstwo w Czeczenii ani w Tybecie, nie przeszkadzały zbrodnie Husajna - a na myśl, że powieszono by w Polsce zbrodniarza pedofila, doznają nagle kołatania sumień? Także argument estetyczny, że nie wypada demokratycznym politykom robić tego, czego domaga się większość wyborców (bo na Zachodzie nastroje społeczne są podobne jak u nas), bo to populizm, słabo brzmi, dopóki zachodnioeuropejskie rządy nie odważą się naruszyć socjalnego ciepełka swoich obywateli i podjąć wbrew opiniom "ciemnego tłumu" jakichś pożytecznych reform.

 

Skąd ta obsesja? Chyba stąd, że kara śmierci mimo wszystkich europejskich protestów obowiązuje i jest z poparciem większości wyborców wykonywana w USA. A Unia Europejska wciąż roi sobie, że będzie od Ameryki lepsza. Niestety, na wszystkich polach idzie to Europie fatalnie: gospodarczo pozostaje w tyle, jej nauka grzęźnie, nie powstają i nie są wdrażane nowe technologie, społeczeństwa starzeją się, imigracja staje się problemem nie do rozwiązania... I tylko jedno się jej udało: znieść karę śmierci. Tylko to daje jej poczucie wyższości. Moralnej.

 

Rafał A. Ziemkiewicz

 

Hańba pacyfizmu

Środa, 26 lipca (07:38)

 

W różnych miastach Europy - w Warszawie też - pacyfiści urządzają manifestacje przeciwko wojnie w Libanie. Oczywiście pod ambasadami Izraela. No bo niby gdzie indziej, skoro Hezbollah ambasad nie ma?

 

Ale, prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy gdyby miał, to dziarskiej młodzieży wydzierającej się w różnych językach "stop wojnie" przyszłoby do głowy pojawić się tam. W tym właśnie wyraża się najbardziej charakterystyczna cecha pacyfizmu. Ideologii, która z pozoru jest szlachetna, a w istocie - cuchnie. Pacyfiści zawsze są po stronie agresora.

 

Kiedy w 1939 na Polskę waliły się hitlerowskie armie pancerne, oburzeni intelektualiści z Francji i Anglii krzyczeli, że tę wojnę wywołali Polacy, bo nie chcieli Niemcom oddać Gdańska. A gwiazdor piosenki, Maurice Chevalieur, rozanielał słuchaczy śpiewając "niech głupi idą umierać za Gdańsk". Choćby przez pamięć tych wydarzeń, już kto jak kto, ale Polak żadną miarą nie powinien się przyłączać do antyizraelskiego plugastwa.

 

 

Można by o tym długo. O kudłatych idiotach z Woodstock, kibicujących agresji komunistów na południowy Wietnam, o prosowieckich agenturach w zachodniej Europie i w USA, przez dziesięciolecia gardłujących za moskiewskie srebrniki na rzecz jednostronnego rozbrojenia Zachodu, czy o embargu na sprzedaż broni nałożonym przez Unię Europejską na Bośniaków właśnie wtedy, gdy rozpaczliwie próbowali obronić się przed uzbrojonymi wcześniej przez tę samą Unię Europejską po zęby rzeźnikami Karadżicza, a swoje matki, żony i córki przed masowymi gwałtami.

 

Zawsze są po stronie bandyty przeciwko ofierze. Nigdy odwrotnie. I dziś też nie mogą wybaczyć Izraelczykom, że usiłują się bronić. Że zamiast grzecznie dać się wymordować i "zepchnąć" do morza, mają czelność rozpętywać zbrojny konflikt. Bo przecież na wojnie giną ludzie. Z czyjej winy? Oczywiście z winy tego, kto się broni. Gdyby się nie stawiał, to by wojny nie było.

 

Poza wszystkim, arabski terroryzm jest skierowany przeciwko Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom, i samo to wystarcza, żeby lewactwo było jego wiernym "poputczikiem".

 

Kreują się na ludzi szlachetnych. W istocie są odrażający.

 

Rafał A. Ziemkiewicz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ciekawy sondaż

http://wiadomosci.onet.pl/1367826,11,item.html

sondaż ten pokazuje jakże wychwalany przez Dropsiaka Ziemkiewicz celnie odczytuje polską scenę polityczną, ostatnio porażka za porażką Tuska z Kaczyńskimi

 

....człowieku a czemu nie cytowałeś sondaży sprzed miesiąca czy dwóch, albo dzisiejszego z Rz (PiS - 27%, PO - 26%)

 

opozycja jedyne co prezentuje to puste krytykanctwo, negatywizm, chya jeszcze nie było w żadnym sejmie opoizycji która poza obstrukcją nie przejawia jakichkolwiek pozytywnych działań

 

Czy lewakk/boguslaw/wareczka, potraficie jedynie powtarzać bełkot swoich mocodawców partyjnych z Kurskim na czele.

Na początku roku, tygodniami "becikowe", "becikowe", przetykane obstrukcją opozycji, teraz (zgodnie ze spotami wyborczymi Pis) propaganda sukcesu jak za Gierka, a w wolnych chwilach znowu... obstrukcja opozycji.

jakby tyle tej obstrukcji było, to już dawno goście się odwodnili :roll: ...

lewakku/bouslawie, a może tak od siebie czasem jakieś zdanie.... 8)

 

Jeden akapit Ziemkiewicza o Tusku, pewnie znasz na pamięć - tyle razy powołując się na niego, to może naucz się też i cytuj strofy RZ o 3 gwiazdach polskiej politki - bandycie, faszyście i "małym, zakompleksiałym człowieku"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy 20 lipca klub PiS modlił się o deszcz, wydawało się, że to po prostu akt wiary, choć zbiorowo wyrażony. Sam PiS modlitwy nie eksponował, zwłaszcza że mijał dzień za dniem, a deszcz nie padał.

 

 

We wtorek Andrzej Lepper pokazał, że to on dyktuje trendy. A dodatkowo Lepper jako minister rolnictwa musi przecież wiedzieć konkretnie, co zrobić, żeby deszcz padał w odpowiedniej ilości. W tym celu spotkał się z prymasem Józefem Glempem.

 

Zaczął Lepper: - W tym roku nie dość, że klęska suszy, to teraz, kiedy prosiliśmy i Boga, i wszystkich o deszcz, to w niektórych rejonach mamy tego deszczu za dużo.

 

Wicepremier zadaje zatem kluczowe pytanie dla polityki rolnej IV RP: czy Boska reakcja (ilość deszczu) jest proporcjonalna do nasilenia modłów?

 

Prymas wielkodusznie nie dopytuje Leppera, do jakich to „wszystkich” modlili się politycy. Za to wyjaśnia: - Wszystko się da wymodlić u Pana Boga, jeśli się poprosi, tylko myśmy prosili za mało. A gdybyśmy prosili intensywniej, toby przysłał ten deszcz. A jeżeli wody jest teraz za dużo, to wsiąknie.

 

I żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, Prymas mówi, że "z Panem Bogiem nie jest tak jak w biurze, że się prosi i się od razu ma. Pan Bóg lubi być poproszony".

 

Sugestia premiera, że trzeba szukać optymalnego dla danej sprawy poziomu modlitwy, okazała się niestety fałszywa. Trochę to utrudni kierowanie państwem, bo nie da się określić np., ile modlitwy trzeba, by utrzymana została kotwica budżetowa.

 

Jedyna rada dla rządzących, to modlić się jak najwięcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy lewakk/boguslaw/wareczka, potraficie jedynie powtarzać bełkot swoich mocodawców partyjnych z Kurskim na czele.

Na początku roku, tygodniami "becikowe", "becikowe", przetykane obstrukcją opozycji, teraz (zgodnie ze spotami wyborczymi Pis) propaganda sukcesu jak za Gierka, a w wolnych chwilach znowu... obstrukcja opozycji.

W jednym nasi forumowi koledzy (i ich partyjni mocodawcy) mają rację. Opozycja jest wyjątkowo słaba.

 

Czyżby powrót centralizmu?

 

Gabinet PiS chce nową ustawą podporządkować sobie samorządy - alarmują regiony w Polsce. Ministerstwo Rozwoju prostuje: nie chcemy podporządkować, ale uporządkować; i nie samorządy, ale politykę rozwoju w regionach

 

Projekt ustawy o zasadach prowadzenia polityki rozwoju powstał w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. Pod koniec sierpnia ma ją przyjąć rząd.

(...)

Największe emocje budzi art. 13 ustawy. Zgodnie z nim rząd może odmówić samorządom pieniędzy na tę część strategii regionu, którą rząd uzna za niezgodną ze Strategią Rozwoju Kraju, czyli rządowym planem rozwoju Polski.

 

- Jeżeli rząd uzna, że remont szpitali czy budowa drogi wojewódzkiej są niezgodne z SRK, może nie dać pieniędzy. To może być pole do nacisków politycznych - wyjaśnia marszałek Janusz Sepioł.

 

Jak wynika z ustawy, o zgodności projektu z SRK ma orzekać Ministerstwo Rozwoju, a od jego opinii będzie się można odwołać... do Rady Ministrów!

 

- To niebezpieczny pomysł, bo zostawia pole do popisu dla dowolnej interpretacji, co jest zgodne ze Strategią Rozwoju Kraju, a co nie. Dopóki nie będzie co do tego dokładnych wytycznych, samorządowcy mają podstawy, by się obawiać - mówi prof. Jerzy Regulski, jeden ze współtwórców reformy samorządowej w Polsce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szklane domy Kaczyńskiego

10.08.2006 06:00

 

Rząd obiecał wybudować 3 mln mieszkań w osiem lat. Plan jest równie wydumany, jak szklane domy Żeromskiego. Mimo to i ministrowie, i premier upierają się przy swoim z taką pasją, jak prezydent Kwaśniewski przy pomyśle organizacji zimowej olimpiady w Zakopanem.

 

Obietnice polityków mają to do siebie, że po wyborach szybko się dewaluują. Aleksander Kwaśniewski też kiedyś wmawiał młodym małżeństwom, że załatwi im klucze do własnego M, ale gdy już został prezydentem, szybko o tym zapomniał. Co innego PiS. W kampanii wyborczej zapowiedziało, że wybuduje 3 mln mieszkań w osiem lat. Na realizację obietnicy zostało już tylko siedem lat, bo cały jeden rok zleciał rządowi tylko na gadaniu.

 

Od zaklęć polityków mieszkań nie przybędzie. Trzeba działać, bo nie ma czasu do stracenia - mówi Janusz Schmidt, rzecznik Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.

 

Budownictwo mieszkaniowe to temat niesłychanie nośny. W Polsce na własny kąt czeka 1,5 mln rodzin. Do tego trzeba jeszcze doliczyć osoby żyjące samotnie, które także chętnie przeprowadziłyby się do własnego lokum, ale na razie nie mają dokąd. Lekko licząc "na teraz" potrzeba co najmniej 2 mln mieszkań.

 

Na tym potrzeby się nie kończą. W ciągu najbliższych lat trzeba będzie wyburzyć stare budynki i zastąpić je nowymi. Nie chodzi o przedwojenne kamienice, lecz bloki postawione w latach 70., których żywotność oceniano w momencie budowy na góra 50 lat.

 

Razem w ciągu najbliższych lat będziemy potrzebować ponad 2 mln nowych mieszkań. Tymczasem wszystko, na co nas obecnie stać, to 100-120 tys. mieszkań rocznie. Moce budowlańców to 200 tys. Przy ich maksymalnym wysiłku wspomniane 2 mln mieszkań stanie więc w dziesięć lat.

 

PiS obiecuje tymczasem, że wybuduje nie dwa, ale trzy miliony i nie w dziesięć, tylko w osiem lat. - 3 mln to liczba zupełnie nierealna. Jeśli wybudujemy 1,5 mln, to będzie sukces i to pod warunkiem, że rząd i parlament zabiorą się do pracy - mówi Leszek Michniak, prezes WGN Giełda Nieruchomości we Wrocławiu.

 

Co trzeba zrobić? - Przede wszystkim zmienić ustawę o zagospodarowaniu przestrzennym, bo obecnie obowiązujące prawo jest złe, hamuje rozwój budownictwa mieszkaniowego i winduje ceny gruntów w górę - przekonuje Michał Bitner z Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

 

W całym kraju wolnych działek pod inwestycje jest tyle, co kot napłakał. W Krakowie tylko 8 proc. obszaru miasta posiada plany zagospodarowania przestrzennego. Jeszcze gorzej jest w Poznaniu, gdzie aktualne plany ma tylko 6 proc. terenów. W Warszawie rajcy uchwalili, co będzie się budowało na 17 proc. terenów stolicy. Z uchwalaniem planów spieszą się wrocławianie, którzy uzgodnili plan zagospodarowania dla 26 proc. terenów miasta. Najlepiej prezentuje się Trójmiasto z siatką planów pokrywających 70 proc. obszaru miast.

 

Wszyscy są zgodni, że przepisy są zbyt drobiazgowe, procedury czasochłonne i zawodne, dlatego trzeba je jak najszybciej zmienić. Tuż po wyborach rząd obiecywał, że w ciągu kilku miesięcy prześle do Sejmu stosowne poprawki . Minął już prawie rok, a projekt ustawy nawet nie opuścił budynku Ministerstwa Budownictwa.

 

- W takim tempie nowe przepisy ujrzą światło dzienne w połowie przyszłego roku. Samorządy zaczną się do nich stosować jeszcze później. Faktycznie zaczną więc działać dopiero w 2008 r. - wylicza prezes Michniak.

 

Kolejna pilna sprawa do załatwienia to jak najszybsze spisanie definicji budownictwa społecznego, która określi, jakie mieszkania będą objęte 7-proc., a jakie 22-proc. stawką VAT. Rząd proponuje, by wyższy podatek płacili tylko nabywcy apartamentów, których cena przekracza 100 tys. euro. To bardzo korzystne rozwiązanie, bo oznacza, że w praktyce 95 proc. mieszkań byłoby objętych podatkiem w wysokości 7 proc. Tyle tylko, że rząd zamiast definicję spisać, tylko o tym mówi. Komisja Europejska powoli traci cierpliwość i zapowiada, że jeśli definicji nie będzie do końca roku, to o preferencyjnej stawce możemy zapomnieć.

 

- Czas już najwyższy na ostateczną decyzję. Już teraz ludzie kupują mieszkania z terminem odbioru w 2008 r. Deweloperzy uzależniają ceny od wysokości stawki VAT, której wciąż nie znamy. Za dwa lata może się okazać, że za mieszkanie trzeba zapłacić o 15 proc. więcej, bo podatek poszedł w górę do 22 proc. - ostrzega Łukasz Madej z serwisu Tabelaofert.pl.

 

Rząd doskonale zna te argumenty, ale pozostaje głuchy na apele deweloperów. Póki co woli bardziej spektakularne, chociaż mniej skuteczne posunięcia. Przed wakacjami Sejm uchwalił ustawę o dopłatach do kredytów mieszkaniowych dla mniej zamożnych rodzin. Pomysł jest dobry, tylko w żaden sposób nie rozwiązuje problemów na rynku mieszkaniowego. A nawet je pomnaża.

 

- Przybędzie klientów, których stać na kupno mieszkania, lecz liczba mieszkań nie wzrośnie. Wzrosną za to ceny nieruchomości - tłumaczy Leszek Michniak.

 

Zupełnie inaczej widzi to premier, który niedawno obciążył odpowiedzialnością za wzrost cen zagranicznych inwestorów, bo kupują mieszkania w Polsce po to, żeby je odsprzedać z zyskiem. Stąd już tylko krok do ogłoszenia krucjaty przeciw spekulantom.

 

- Takie zarzuty nie mają żadnych podstaw. Ceny rosną, bo popyt jest ogromny, a podaż niewielka. Inwestorzy zagraniczni nie mają tutaj nic do rzeczy - przekonuje Łukasz Madej.

 

Na rynku po prostu brakuje ofert. W Krakowie na nowe mieszkanie trzeba co najmniej do końca przyszłego roku, a mieszkania używane sprzedają się w tydzień od daty ukazania się anonsu. Podobnie jest w innych miastach.

 

Eugeniusz Twaróg

 

(INTERIA.PL)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszelkiego rodzaju "centralizacja władzy" świadczy tylko o słabości obecnej władzy, która nie ufa nikomu i za wszelką cenę chce wszystko kontrolować !

Jarek stosuje typowy dla komunizmu zestaw : kij i marchewka...

na niepokorne samorządy kij w postaci odebrania funduszy, a dla swojaków dodatkowe miliardy ojro, których nie będą w stanie skonsumować !

Dlatego tak istotne są wybory samorządowe i w pełni widać jak zdeterminowany jest Jarek ( posunie się do quasi koalicji - blok list , czy inne badziewie ) by tylko wyrwać parę mandatów więcej...

smutne, że człowiek z mównicy krzyczy o odnowie moralnej, a sam stosuje sztuczki małego Kazia z piaskownicy !

J

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...