Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Wybory i po wyborach, czas rzadzic ale jak?


jareko

Recommended Posts

co za miła niedzielna atmosfera...:):)

 

jak czytam Dropsiaka to nie dziwię się że ogłosiła że jest szczęsliwym człowiekiem, zwłaszcza po jej codziennej pisanie da się to wyczytać:):)

 

 

a czytajac ten wątek, można byc pewnym że PIS wygra następne wybory, dzięki.... jego przeciwnikom i ich pisaninie....

 

ale wątpię by to zrozumieli, bo przez taką samą pisaninę PO przegrało wszelkie wygrane wybory:):):)

 

TAK TRZYMAĆ!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 5,7k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Wilcza, jak sobie zestawisz cytowane przeze mnie wypowiedzi Kaczyńskiego z tym co opisałeś i dodamy do tego np. sprawę weta wojewodów, to mamy jasność. Ten pan kompletnie nie rozumie demokracji, zasad wolnego rynku. Jak się zatrzymał w latach 70-tych tak trwa, niestety. 8)

 

A co do wyborów, cóż, jestem pewny, że PO je przegra. Nie wygra ich jednak PiS. Wspomnicie me słowa za 2,5 roku... :wink: 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mała odmiana na dobry początek tego tygodnia :)

 

 

Janusz Korwin-Mikke:

 

"ZUS z pewnością jest organizacją przestępczą ale nie można nazwać jej zorganizowaną"

 

"Jestem przeciwny aborcji, bo jak pokazuje życie, wyskrobano nie tych co trzeba"

 

 

 

 

Roman Giertych:

 

"Panie Lepper, nie wie pan, że z dwóch "panów świnków" lub "pań świnek" nie będzie małych świniątek?"

 

 

 

 

Bogdan Pęk:

 

"W Poroninie na jedlinie

 

Wiszą gacie po Leninie

 

Kto chce w Unii awansować

 

Musi gacie pocałować"

 

 

 

 

Marek Belka:

 

"Jennifer Lopez też znałem, w innym charakterze"

 

 

 

 

Kazimierz Marcinkiewicz:

 

"Polska w siatkówce nie tylko męskiej i żeńskiej, ale w każdej innej może osiągnąć sukces"

 

 

 

 

Aleksander Kwaśniewski:

 

"Każda mutacja musi mieć czas rozwoju. Najpierw jest taki mutant, taki mutant...

A później taki duży mutant"

 

 

 

 

Andrzej Lepper:

 

"Uderz w stół, a nożyce się otworzą"

 

 

 

 

Leszek Miller:

 

"Bracia Kaczyńscy są nie tylko z tej samej partii, ale z tego samego jaja"

 

 

 

 

Marek Jurek:

 

"Nie. W pewnym sensie tak, ale ściśle biorąc nie"

 

 

 

 

Renata Beger: "Każda ma taką (figurę), jaką życzy sobie jej mężczyzna"

 

 

 

 

Marek Borowski:

 

"Pani redaktor, pozwoli pani, że zacytuję klasyka, Leszka Millera: "polityka nie jest zajęciem dla sentymentalnych panienek"

 

 

 

 

 

 

Lech Wałęsa:

 

"To ostatnia godzina naszych pięciu minut w Europie"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprawa jest już przesądzona, w 2010 r. religia stanie się jednym z przedmiotów maturalnych do wyboru przez chętnych - powiedział Roman Giertych.

 

- Jest to wynik wielu konsultacji, oczekiwań Kościoła katolickiego, a także oczekiwań uczelni, które mają wydziały teologiczne - powiedział Giertych. Dodał, że takie wydziały są także na uczelniach publicznych; uczelnie te z powodu braku możliwości zdawania matury z religii muszą organizować z niej egzaminy.

 

Jeśli chodzi o wliczanie oceny z religii do średniej ocen ze świadectw szkolnych, minister edukacji powiedział, że choć sam pozytywnie myśli o tym pomyśle, to sprawa nie jest jeszcze przesądzona. O tym, że resort edukacji chce, by religia i etyka były traktowane w szkole jak każdy inny przedmiot i ocena z nich była wliczana do średniej, pisała w zeszłym tygodniu "Rzeczpospolita".

interia

Czemu nie, interesuje mnie tylko, czy MEN bedzie ustalał tresci nauczania/matura to egzamin państwowy/ czy tez bedzie jak dotychczas, że szkoła w ogóle nad tym nie czuwa, pozostawiajac to stronie koscielnej??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny komentarz Ziemkiewicza 8) o małpie, dziennikarzach i prezesie NBP

Rzepa

Prawdziwy problem prezydenta

 

 

Pan prezydent ma problem - i to bynajmniej nie z "małpą w czerwonym". Co do tego akurat zdarzenia, zupełnie nie rozumiem histerycznej reakcji kolegów po piórze i mikrofonie. Gdy prezydent nazywa dziennikarkę małpą, to na pewno nie jest uprzejmie, a jeśli daje się w tym momencie podsłuchać, to bez wątpienia gafa. Ale generalnie wszystko jest w porządku. Prawdziwy problem jest wtedy, gdy prezydent (albo inny wpływowy polityk) dziennikarzy komplementuje, szczególnie jeśli pochwały są, nie daj Boże, szczere. Problem jest wtedy, gdy prezydent, zamiast nazywać dziennikarkę małpą, zaprasza ją do pałacu albo czaruje ją luzackimi rozmówkami na rautach. Problemem jest, mówiąc najkrócej, kiedy dziennikarze są z politykami "zblatowani". Kiedy są skłóceni, to jak najbardziej w porządku, nasze światy, mediów i polityki, są na to z założenia skazane, i taka właśnie sytuacja najlepiej służy społeczeństwu. Pamiętam prezydenta, który był dla dziennikarzy słodziutki jak aspartam, co najgorsze, z wzajemnością - i zdecydowanie wolę styl obecnego. Nawet gdyby przyszło mu kiedyś do głowy mnie samegonazwać koczkodanem albo czym gorszym, poczytam to sobie tylko za sukces.

 

Mówiąc o problemie prezydenta, a właściwie wspólnym problemie obu braci, mam na myśli znalezienie nowego szefa dla Narodowego Banku Polskiego. Problem polega na tym, że zgodnie z konstytucją musi on mieć o finansach zielone pojęcie, a zgodnie z polityczną potrzebą braci Kaczyńskich powinien być wyrazistą alternatywą dla "pewnego pana, który uchodzi za mądrego, a zawsze się mylił". Niestety, te warunki wzajemnie się wykluczają. Oczywiście, na zapleczu "Polski solidarnej" pełno jest anty-Balcerowiczów, mających znakomite pomysły na stymulowanie gospodarki osłabianiem pieniądza czy tanie kredyty a conto bliżej niesprecyzowanych zysków w przyszłości. I o żadnym nie można powiedzieć, by się mylił, bo, Bogu dzięki, nigdy z ich rad nie skorzystano. Tylko, niestety, większość z nich wykształcenie zdobyła w komisjach zakładowych albo POP PGR. Nie sposób mianować szefem NBP Wrzodaka, choć jego poglądy na ekonomię wydają się najbliższe prezydenckim.

Rafał Ziemkiewicz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co do wyborów, cóż, jestem pewny, że PO je przegra. Nie wygra ich jednak PiS. Wspomnicie me słowa za 2,5 roku... :wink: 8)

obawiam się że masz rację,kilka lat temu wierzyłem że Po to partia "Ludzi", a dzisiaj widzę , że to partia "ludzików"

Na arenie ogólnopolskiej gdzie Tusk otacza się Schetynami, Chlebowskimi, HGW, a na bok odstawił Płażyńskiego,Zytę, Jana Marię /dzięki Bogu w wierchuszce PO jest jeszcze odrobina rozsądku - patrz wybór Zdrojewskiego na szefa klubu/.

Podobnie na arenie lokalnej - w mojej Łomży ostatnie 4 lata działania tej partii wypełniła walka 2 frakcji, a potem w jednej z nich kłótnia na śmierć i życie, z popieraniem PiS-u przez jednych i nasyłaniem prokuratury przez drugich... koszmar :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z innej beczki - Teresa Torańska dzisiaj o "agitowaniu" zamiast "dziennikarstwa":

[i]O tym, że Jacek Kurski nie ujawnił żadnej prawdy, bo powiedział dziennikarzowi, iż dziadek Tuska poszedł do Wehr- machtu dobrowolnie, choć w rzeczywistości został do niego przymusowo wcielony i szybko z tego Wehrmachtu uciekł do polskiego wojska na Zachodzie, mało kto pamięta. Słówko „dobrowolnie” znikło. My, dziennikarze, pozwoliliśmy, by znikło. Albo milcząc, albo nie dość zdecydowanie protestując. Nie dopilnowaliśmy, żeby nie znikło. Biję się w piersi, także swoje. Dziennikarze w wojnie z agitatorami przegrywali od początku naszej wolności. Pozwolili wmówić ludziom, że Mazowiecki wymyślił grubą kreskę, choć jej nie wymyślił i w swoim exposé oświadczył: „Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy... Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego załamania”. Mazowiecki nigdy nie powiedział, że chce darować komukolwiek jakieś winy i przewiny i że nie trzeba sądzić za zbrodnie.

 

My, dziennikarze, pozwoliliśmy wmówić ludziom, że w Magdalence podczas okrągłego stołu doszło do tajnego porozumienia między stroną rządową a solidarnościową. Wmawiać zaczęli Krzysztof Wyszkowski i Krzysztof Czabański z Porozumienia Centrum. Jarosław Kaczyński przyciskany przeze mnie, jak było naprawdę, powiedział w 1994 roku: „Ja wiem, że żadnych tajnych porozumień w Magdalence nie było. Ja do Magdalenki nie jeździłem, ale mój brat Leszek jeździł, uczestniczył we wszystkich posiedzeniach, mówił, że nic nie było, i ja mu wierzę”.

 

całość http://media.wp.pl/kat,43276,wid,8645310,wiadomosc.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

A co do wyborów, cóż, jestem pewny, że PO je przegra. Nie wygra ich jednak PiS. Wspomnicie me słowa za 2,5 roku... :wink: 8)

 

całkowicie się zgadzam!!!

PIS nie wygra, bo żadna partia rządząca jeszcze nie wygrała...

PO nie wygra bo nie prezentuje nic kontruktywnego poza szaloną pustą krytykę....

 

wygra nowa LEWICA bo siedzi cicho i punkty zbiera..., ale krytykuje mądrze...

 

 

 

 

TUSK jest jedynym szefem który przegrał kolejne TRZECIE wybory i co .... i nadal rządzi partią....

 

obiecał szefostwo klubu Rokicie i teraz każdy wie ile jest warte zdanie Tuska...

 

 

Dlaczego PO przegrało?

Wybory samorządowe to porażka Platformy Obywatelskiej. Okazała się partią zadufaną w sobie, pasywną, uprawiającą politykę amatorską. Smutna prawda jest taka że w niedzielnych dogrywkach w dużych miastach PO częściej przegrywała niż wygrywała. Przegrała z PIS w Łodzi, Płocku, Nowym Sączu, Stargardzie. Przegrywała z lewicą, w Zielonej Górze, nadspodziewanie wysoko w Gnieźnie,a także w Pile, Koninie, Dąbrowie Górniczej. Przegrywała z kandydatami niezależnymi w Poznaniu, Częstochowieczy Zabrzu. Platforma partia wielkomiejska wygrała tylko w jednym z 5 największym miast w Warszawie. Kandydaci Platformy w największych miastach byli po prostu słabi!!!!

 

M. Bosacki, GAzeta Wyborcza

 

 

P.s. Swoją drogą należy pogratulowac PIS doskonałego wyniku w Warszawie, nigdy partia prawicowa nie miala w stolicy az tak doskonałych wyników!!!

 

a Tusk, tak jak rozwalił KLD, UD, UW to i rozwali PO, pozbył się naprawdę znakomitych ludzi Płażyńskiego, Olechowskiego, Zyty. teraz walczył z Rokitą..., zamiast partii która mogła nareszcie zbudować szerokie centrum, partię łączącą a nie dzielącą, mamy kolejną partie wodzowską z otoczeniem ludzi ala Schetyna.... szkoda!!!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

obawiam się że masz rację,kilka lat temu wierzyłem że Po to partia "Ludzi", a dzisiaj widzę , że to partia "ludzików"

Na arenie ogólnopolskiej gdzie Tusk otacza się Schetynami, Chlebowskimi, HGW, a na bok odstawił Płażyńskiego,Zytę, Jana Marię /dzięki Bogu w wierchuszce PO jest jeszcze odrobina rozsądku - patrz wybór Zdrojewskiego na szefa klubu/.

Podobnie na arenie lokalnej - w mojej Łomży ostatnie 4 lata działania tej partii wypełniła walka 2 frakcji, a potem w jednej z nich kłótnia na śmierć i życie, z popieraniem PiS-u przez jednych i nasyłaniem prokuratury przez drugich... koszmar :evil:

W mojej okolicy na ten przykład nie zagłosowałbym na PO. Lokalny PiS robi lepsze wrażenie.

 

Dobra jest ta Torańska. Szczególnie te słowa są ważne.

 

Jarosław Kaczyński przyciskany przeze mnie, jak było naprawdę, powiedział w 1994 roku: „Ja wiem, że żadnych tajnych porozumień w Magdalence nie było. Ja do Magdalenki nie jeździłem, ale mój brat Leszek jeździł, uczestniczył we wszystkich posiedzeniach, mówił, że nic nie było, i ja mu wierzę”.

 

To co opisuje to doskonały przykład na to jak politycy przy pomocy mediów manipulują społeczeństwem.

 

 

Wracając jednak do Lipca... sprawa robi się coraz ciekawsza:

 

Jak Tomasz Lipiec wydał publiczne pieniądze

 

W 2004 r. ówczesny szef Warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji podpisał zamówienie na zakup łodzi motorowej. Szybko się okazało, że na świecie jest tylko jeden producent takiej maszyny.

 

Państwowe przedsiębiorstwo zapłaciło za rzadki okaz niemal 40 tys. euro, choć łódź miała kosztować dwa razy mniej. Dlaczego przekroczono limit wydatków? Nie wiadomo.

 

"Rz" dotarła do dokumentów z zakończonego właśnie audytu WOSiR, którym w latach 2003 - 2005 kierował Tomasz Lipiec, obecny minister sportu. Audyt był przeprowadzony na zlecenie władz Warszawy w czasie, kiedy miastem rządziło PiS.

 

Pod rządami Tomasza Lipca dochodziło do wielu nieprawidłowości.

 

W kilkudziesięciu fakturach w WOSiR audytorzy znaleźli ślady... wymazywań i przeróbek. Faktury na łączną sumę 2 mln zł opatrzone są nieczytelnymi podpisami. Tak samo jak dziesiątki umów-zleceń. Dotyczyły zajęć sportowych. Zachodzi duże prawdopodobieństwo, że część z nich była fikcyjna. Na dokumentach nie ma pieczątek i podpisów. A inne mogły być sfałszowane.

 

- Minister do tej pory nie otrzymał dokumentu dotyczącego wyników kontroli w WOSiR. Ustosunkuje się do wyników, gdy dostanie dokument dotyczący audytu - mówi Katarzyna Doraczyńska, rzecznik prasowy ministra. W tym roku "Rz" ujawniła, że Tomasz Lipiec płacił służbową kartą za prywatne przyjęcia, a szef jego gabinetu politycznego wyłudził komunalne mieszkanie. Po naszym artykule odszedł ze stanowiska.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest tam jeszcze kilka ciekawych myśli:

 

Pamiętam swój pierwszy szok. Sprzed roku. Włączam radio i słyszę, jak rzecznik prasowy prezydenta opowiada dziennikarzowi o wrednej Platformie, która teraz awanturuje się, że nic od PiS-u nie dostała, a przecież wcześniej nie chciała przyjąć funkcji marszałka. Choć było to tak, że PiS zaproponował Platformie funkcję marszałka, Platforma wystawiła Bronisława Komorowskiego, a PiS powiedział: „My nie chcemy Komorowskiego, chcemy Tuska”. To niuans, wiem, lecz dla mnie to przekłamanie Macieja Łopińskiego, dziennikarza, którego znałam jako współautora świetnej książki o podziemiu w latach 80. pt. „Konspira”, było otwarciem oczu. Dlaczego zaserwował mi półprawdę?

 

Dobre dla Polski jest wchodzenie w koalicję z przestępcami – czytam. Po kilku tygodniach obowiązuje doktryna, że kumanie się z warchołami jest niedobre. Gazeta uzasadnia dlaczego. Po kolejnych dwóch tygodniach ta sama gazeta obwieszcza mi, że na koalicji z warchołami zasadza się polska racja stanu.

 

Pamiętam swoje rozmowy z komunistami. Prawdziwymi. Czyli tymi od „Onych”, a nie tymi z „Byłych”. I największą trudność: jak pokazać, jak im samym udowodnić, że kłamali, że kłamią, jeśli w prawie każdym wypowiedzianym przez nich zdaniu jest jakiś kawałek prawdy i trochę kłamstwa. Przerywać i prostować każde pół zdania? Gdy słyszę dzisiaj Andrzeja Leppera, przeżywam to samo. Co dziennikarz ma zrobić, kiedy zalewa go potok półprawd-półkłamstw? Bo z Jarosławem Kaczyńskim jest inaczej. To mieszanka gierkowskiej obyczajowości i język Gomułki, lecz nie tego z epoki popaździernikowej, tylko Gomułki z pierwszych lat powojennych.

 

Dziennikarze pozwolili też przegrać wojnę o prywatyzację państwowych, często deficytowych molochów. Hasło polityków: „Niewidzialna ręka rynku to ręka złodzieja i aferzysty”, okazało się chwytliwe. W udowadnianiu, że tak jest, prym wiódł program Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”. Wynikało z niego, że wszyscy kradną, każda prywatyzacja jest złodziejska.

 

Hasło „niezależny publicysta” kojarzy mi się z przeglądem prasy polskiej serwowanym w Radiu Maryja. Najpierw jest zapowiedź, że nastąpi przegląd prasy polskiej, a potem są wyłącznie informacje o tym, co można przeczytać w „Naszym Dzienniku”. Wniosek dla słuchacza: „Nasz Dziennik” jest prasą polską. A reszta prasy? Oczywiście niepolska.

 

I najważniejsze:

 

Bo tak ma być. Podstawą dziennikarstwa jest trzymanie dystansu do polityków. Nie podejrzewanie ich o wszystkie niegodziwości świata – ale patrzenie na to, co robią, z pewnego oddalenia. I rozliczanie ze słów, którymi nas zalewają.

 

Wtedy to my, dziennikarze, a nie agitatorzy, staniemy się czwartą władzą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z cyklu tanie panstwo

Szefowi Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa Grzegorzowi Spychalskiemu nie wystarcza samochód służbowy. Przesiadł się więc na wygodniejszy i droższy samolot. Żeby sobie dogodzić zlekceważył nawet opinię prawników Agencji dotycząca podniebnego szybowania! - piętnuje "Super Express".

 

Wygodne fotele, miła obsługa, smaczny posiłek i zaledwie godzinna podróż. W takich warunkach na trasie Warszawa - Szczecin - Warszawa lata samolotem szef ARiMRszukaj Grzegorz Spychalskiszukaj. Bilet w jedną stronę wraz z opłatami lotniskowymi to wydatek rzędu 750 złotych! Prezes taki lot odbywa raz w tygodniu. Samochodem byłoby dwa razy taniej, a za bilet kolejowy zapłaciłby około 100 zł. Ale prezes wydatkami nie musi się przejmować. Za jego słabość do wygód zapłacą przecież podatnicy.

 

Kiedy tylko Spychalski zasiadł na fotelu szefa, wpada na pomysł latania samolotem do domu. Okazuje się jednak, że w przepisach dotyczących przejazdów służbowych, nie ma ani słowa o podniebnych podróżach. Co więc robi Spychalski? Wydaje nowe zarządzenie i prosi dział prawny Agencji o opinię. Czytamy w niej, że zgodę na przeloty samolotem prezes ARiMR musi uzyskać od premiera rządu.To jednak Spychalskiego nie zraża. Ekspertyzę wyrzuca do kosza, a dyrektora odpowiedzialnego za jej wydanie pozbawia stanowiska. Jakby tego mało, dzięki przychylności prezesa z przelotów samolotami do domu mogą, korzystać również jego zastępcy oraz... główna księgowa. "Wydatki publiczne na ten cel powinny być dokonywane w sposób oszczędny" - czytamy w podpisanym przez Spychalskiego zarządzeniu. ....j

całośc

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ się rozpisałem.

 

Do kompletu mamy Ziemkiewicza:

http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_061219/opinie_a_1.html

 

Jego ocena stanu gospodarki i postawy Kaczyńskich jakby pokrywała się z moją:

 

Obym był złym prorokiem, ale sukces PiS w polityce może się bardzo źle skończyć dla polskiej gospodarki. To prawda, że jak dotąd obawy o nią okazały się przesadne. Marcinkiewicz ani Kaczyński nie spełnili licznych populistycznych obietnic sprzed wyborów, a to znaczy, że nie zrobili niczego, co poważnie by gospodarce zaszkodziło. Można mieć nadzieję, że ta linia zostanie zachowana.

 

Ale polska gospodarka nie jest w takim stanie, żeby wystarczyło jej nie szkodzić. Owszem, w chwili obecnej jej wyniki są całkiem zadowalające. Jest wzrost gospodarczy, są duże inwestycje, daje się zaobserwować spora zdolność przedsiębiorstw do wchłaniania kredytów, a przyznane środki unijne pozwalają mieć nadzieję na modernizację infrastruktury. Ale mimo to o przyszłość polskiej gospodarki nie możemy być jeszcze spokojni.

 

Przede wszystkim wciąż dusi ją ogromne zadłużenie. Wzrost gospodarczy oddala niebezpieczeństwo krachu finansów państwa, ale faza wzrostu, nawet przy optymalnej polityce państwa (o której nie ma co marzyć) w którymś momencie się kończy. I wtedy zaniedbania mogą wyjść na jaw w sposób bardzo gwałtowny. Tym bardziej gwałtowny, im mniej myślano wcześniej o nieuchronnej dekoniunkturze.

 

Zachowania rządzących polityków napawają pesymizmem. Uporczywie powtarzana na centroprawicy teza, jakoby Balcerowicz skompromitował się, "chłodząc" gospodarkę za czasów AWS, bo przecież potem wzrost gospodarczy bardzo spadł, dowodzi, że w kręgach tych wiedza ekonomiczna jest znikoma.

 

Inna niepokojąca tendencja to doktrynalna niechęć do prywatyzacji. W kręgach rządzących króluje myślenie z czasów Eugeniusza Kwiatkowskiego. Mówi się o potrzebie tworzenia wielkich "narodowych" (czytaj: państwowych) koncernów, które podejmą rywalizację ze światowymi gigantami. Rozszerza się bezustannie listę dziedzin, które powinny być uznane za "strategiczne" i jako takie wyjęte spod praw rynku. Towarzyszy temu spora inwencja w wynajdywaniu sposobów na uratowanie przed restrukturyzacją reliktów gospodarki peerelowskiej w przemyśle ciężkim.

 

A może niech je wykupią firmy energetyczne, które upaść nie mogą, bo pozbawieni alternatywnego dostawcy Polacy zapłacą za prąd tyle, ile im się każe. A może wpompujmy w nie - pod pretekstem "narodowego" inwestowania - pieniądze z ubezpieczeń emerytalnych? Pojawiają się wciąż nowe pomysły, wszystkie obliczone na to, aby w ten czy inny sposób zmusić obywateli do utrzymywania tego, czemu dla dobra gospodarki powinno się jak najszybciej pozwolić umrzeć.

 

Premier i prezydent chętnie mówią o "społecznym wymiarze" gospodarki; o tym, że najważniejszy jest nie zysk, ale zadowolenie pracowników. Po odarciu tych wypowiedzi ze wzniosłych frazesów o solidarności społecznej i wspólnym dobru, wynika z nich dość cyniczna pochwała politycznego darwinizmu: silne politycznie grupy społeczne, jak rolnicy czy górnicy, muszą być dotowane kosztem słabszych, bo na nich się opiera władza. Postawa prezydenta, zapewniającego gorliwie, że dla związkowców jego drzwi zawsze są otwarte, a pracodawców traktującego w najlepszym wypadku jak zło konieczne, świadczy o silnym uzależnieniu władzy od związkowych lobbies. Uzależnieniu zarówno mentalnym, jak i organizacyjnym.

 

Teoretycznie można sobie wyobrazić, że premier Kaczyński, mając zapewnione trzy lata spokoju, poparcie w parlamencie, wzrost gospodarczy oraz środki unijne, może teraz właśnie przystąpić do wielkiej reformy finansów państwa i modernizacji narodowej gospodarki. Że może powtórzyć manewr, jakiego swego czasu dokonał Bismarck. Ale obawiam się, że to mrzonki.

 

Polityczne interesy kierują Kaczyńskiego w stronę przeciwną. Dbałość o przekupywanie wyborców sprzyja kierowaniu zasobów zamiast na niezbędne inwestycje na przejedzenie. Potrzeba budowania politycznego zaplecza sprzyja dalszemu mnożeniu stanowisk i sposobów pasożytowania na państwie przez klasę polityczną. Na naciski środowisk biznesowych i organizacji międzynarodowych, które dotąd wymuszały na kolejnych rządach nieco zdrowego rozsądku w sprawach gospodarczych, ten gabinet wydaje się dużo odporniejszych od poprzednich i zdaje się być z tego dumny. A Zyta Gilowska coraz bardziej wydaje się kwiatkiem u kożucha noszonym dla uspokojenia zachodnich inwestorów.

 

 

 

Pewnie zaraz przeczytamy, że jesteśmy smutasami, a rządu krytykować nie wolno. 8) :D

 

A tymczasem w PKB na głowę jesteśmy przedostatni w UE. Wyprzedzili nas już wszyscy oprócz Łotwy. Tyle że ci ostatni właśnie zreformowali sobie gospodarkę i na efekty nie trzeba będzie długo czekać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... tak prawdę powiedziawszy, to żal patrzeć na Kazia jak go własny wódz traktuje ....

J

 

"Wódz, a za wodzem..."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...