Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Mówić czy nie mówić?


Mówić czy nie mówić?  

114 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Mówić czy nie mówić?



Recommended Posts

Mówić. Lecz nie Wy.

Niech to powie Wasz majster.

Na pewno chętnie to zrobi. Pokaże, jaki to on jest doskonały fachman.

Wyślijcie go do sąsiadów pod jakimś pretekstem a on już na pewno

swoje im powie.

Budowlańca - fachowca inaczej się słucha.

W razie czego będzie musiał bronić swoich tez przed tamtymi wykonawcami. Jeśli ma we wszystkim rację będzie to łatwe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 119
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Ok, może jestem przewrażliwiony po wyczynie KZE.

W sumie trzeba żyć z ludzimi, a nie obok nich.

Ale oczywiście trzeba to robić, jak wszystko zresztą, z głową.

pzdr

Widzę, że stałem sie niechcący barwną postacia... :(

Chciałbym tylko zauwazyć, że ja poprosiłem o opinie innych forumowiczów, bo NIE BYŁEM pewny, że jest OK. Jakby inni ludzie z którymi ROZMAWIAŁEM stojąc obok tej ściany nie twierdzili, że moze byc coś nie ok, to nie założyłbym watku. Zresztą poprosiłem Moderatora oto by został skasowany ten watek, gdyż wnosił więcej złego niż dobrego..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie mozna tak generalizowac mowic / nie mowic. ;-)

MOWIC - jesli mowienie da jakis efekt ..np.

ocieplali mi sciany - przyszedl sasiad - opowiedzial o myszach w styropianie zeby zabezpieczyc od dolu ....

drugisasiad radzil - studni nie warto kopac - bo wody nie ma - tu nie posluchalem "wiedzac lepiej" ;) i wody nie znalezlismy na dzialce ;-)

NIE MOWIC - jesli to i tak juz nic nie da ;-)

przyjechal do mnie moj kolega "aptekarz" - zaczal latac z metrowka, mierzyc ...

oooo - schodek to ci zle wymierzyli z ta wylewka - pierwszy stopien jest za niski ...

i co mam teraz ? kuc wylewke cala, podlogowke zrywac ? ;-)

 

A na forum to nie ma co w sentymenty brnac tylko wygarniac prosto z mostu - po to jest forum - tutaj jestesmy anonimowi, przez co bardziej odwazni ;-)

 

powiedzialem

(Y)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

Witam wszystkich,

Wybaczcie dłuższe milczenie. Sprawa jednak nieco się skomplikowała. Owszem, odbyłem rozmowę z sąsiadami, ale jej przebieg był dość…jakby to powiedzieć, charakterystyczny więc miałem spory problem czy w ogóle o tym pisać. Postanowiłem jednak co nieco naskrobać, licząc, na dobry humor sąsiadów, którzy być może to przeczytają ;)

 

Nie planowałem konkretnego dnia spotkania z nimi. Po prostu widywaliśmy się kiedy w tym samym czasie pojawialiśmy się na swoich budowach. Tego dnia, późnym popołudniem, przyjechałem na budowę sprawdzić czy ogólnie wszystko OK. Ekipy od ścian jeszcze nie miałem, krzątałem się więc po ogarniętych ciszą fundamentach. W pewnym momencie zobaczyłem, że zbliża się samochód sąsiadów. Po chwili wysiedli oboje z auta i machając mi z daleka weszli do swojego baraku służącego za tymczasowy budynek gospodarczy. Znałem już ich zwyczaje i wiedziałem, że po przebraniu w ciuchy „robocze” przyjdą się przywitać i zagaić grzecznościową rozmowę. Pomyślałem zatem, że to dobry moment na rozmowę w temacie tutaj szeroko komentowanym. W głowie ustalałem taktykę rozmowy, wręcz układałem sobie szybciutko gotowe zdania, aby płynnie i subtelnie naprowadzić moich sąsiadów na właściwe tory inwestorskiego pomyślunku.

 

Po chwili wyszli. I wtedy wszystko się zaczęło… sypać. Najpierw zobaczyłem sąsiada, szczupłego, drobnego faceta w okularach, który paradował w beżowych krótkich spodenkach na gumce wyciągniętych w okolice splotu słonecznego. W spodenki wsunięty był t-shirt w poziome turkusowo-zielone paski, a całości stroju dopełniały szare skarpety wyciągnięte do połowy łydki i brązowe trzewiki. Sąsiadka natomiast cała przyodziała się na czarno; czarny podkoszulek, czarne obcisłe niby legginsy i czarne baletki. Miedzy naszymi działkami jest jeszcze jedna maleńka posesja z dość bujną, nieskoszoną trawą. W promieniach ciężkiego, opadającego ku horyzontowi słońca, przedzierając się przez mikro sawannę wyglądali dość osobliwie… na tyle, że wprawikli mnie w stan, który nazwałbym koktajlem szokowo-rechotliwo-niedowierzającym. Patrząc na nich miałem wrażenie, że poruszają się w slow motion i ich marsz trwa długie minuty. Poniekąd wyglądali dostojnie. Widząc jak suną z rozpostartymi dłońmi ślizgającymi się po szczytach traw, nasunęły mi się skojarzenia z farmerami przemierzającymi łany swych zbóż, sprawdzającymi urodzajność plonów. Jak prawdziwi gospodarze, jak ludzie roli i ciężkiej roboty, jak ci, którzy … nieważne. Wyszli. Stanęli przede mną i z uśmiechem wyciągnęli dłonie w moim kierunku.

-Dzień dobry!- powiedzieli niemal jednocześnie. Uścisnąłem ich dłonie we właściwej kolejności i zobaczyłem długie źdźbła trawy opasujące łydki sąsiada i mrowie nasion powbijanych w spodnie sąsiadki. Yyy… o czym ja to miałem…?

-Dzień dobry – odpowiedziałem. Pańskie oko konia tuczy – ni to stwierdziłem, ni zapytałem i wyszczerzyłem uzębienie. Dość szybko jednak usłyszałem w głowie dzwonek: Brrrr! Rozmowa! Budowa! Zgodnie z ustaloną strategią i propozycjami forumowiczów postanowiłem dość delikatnie przejść do rzeczy. Przyjąłem zatem poważny wyraz twarzy i ze wzrokiem a’la Clint Estawood, patrząc w stronę naprawdę pięknie gasnącego, pomarańczowego słońca, wycedziłem

- Budowa to niełatwa rzecz – zacząłem szeroko - Budowa to pułapki i kłopoty.

Chyba jednak zbyt szeroko. Aby podkreślić wagę swojej wypowiedzi chciałem wypluć tkwiącą w kąciku ust zapałkę. Na przeszkodzie stanął brak takowej. Kątem oka widziałem, że sąsiadka niepewnie się uśmiechnęła, natomiast sąsiad przeciągnął wzrokiem od moich oczu i próbując wejść w linię spojrzenia popatrzył w kierunku zachodu, jakby był ciekaw na co się gapię, tudzież do kogo i po co to mówię.

- Cholera, za szeroko – pomyślałem – Łatwo coś spieprzyć lub przeoczyć, prawda? – dodałem już na głoś i spojrzałem na nich siląc się na uśmiech. Jednak mój wzrok musiał być podobny do tego, z jakim w horrorach wilkołak mówi osobie, na której mu zależy, że nie powinna jednak pozostać z nim do północy, aby obejrzeć pełnię.

- Tak, łatwo, oj łatwo – niepewnie wycedził sąsiad

- No weźmy na przykład taką wodę. Ile my się tu musimy nastarać, nauważać – postanowiłem przejść do konkretów – wszędzie jej u nas pełno i trzeba cholernie się przyłożyć do zabezpieczenia fundamentów, izolacji pod murami, odwodnienia i tak dalej…

-No…tak… - odparł sąsiad i chciał cos dodać, ale wtrąciła się sąsiadka. Podeszła do niego i wciskając się pod jego wątłe ramię z zawstydzoną miną zapytała patrząc mu głęboko w oczy

- Kochanie, a powiedziałeś już panu…? I mocno objęła go w pasie.

Sąsiad odwzajemnił żonie uścisk i spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym dumą.

- No pięknie – pomyślałem – ciąża, szóstka w totka a może B20 po 50 groszy za kubik – zastanawiałem się.

Sąsiad jeszcze przez chwilę celebrował chwilę, po czym wypalił

- Chcieliśmy panu się pochwalić, że na drzewie na naszej działce zamieszkał dzięcioł! - W tym momencie żona radośnie prychnęła i znów mocniej wtuliła się w korpus męża, by po chwili z uwielbieniem spojrzeć w jego oblicze.

- Yyy..no coż, nie wiem co powiedzieć – niewiedziałem co powiedzieć – no to…gratuluję – powiedziałem i poczułem, jak uchodzi ze mnie powietrze, a zamysł i strategia rozmowy obracają się w gruz.

Sąsiadka zaczęła coś opowiadać o stuku-puku dzięcioła, ale zebrawszy się na spory wysiłek, wszedłem jej zdecydowanie w zdanie

- To słońce nas znieczula. Ale przyjdzie zima i docenimy korzyści z prawidłowego wykonania ścian i dobrej izolacji. Ja zwracał będę szczególną uwagę, żeby moje ściany były szczelne, niewyszczerbione, niepoobijane i na dodatek proste – powiedziałem, zastanawiając się czy ta aluzja do ich budynku nie jest nazbyt bezczelna i czytelna.

- Tak, to bardzo ważne – ku mojemu zdziwieniu potwierdził sąsiad i zacząłem się zastanawiać nad liczba dioptrii jego szkieł. – A wie pan – kontynuował sąsiad – znalazłem ostatnio świetną pozycję książkową – powiedział, jednocześnie przyjmując poważny wyraz twarzy i poprawiając ręką okulary na nosie.

- No to mnie facet zabije informacją – pomyślałem – pewnie przytoczy normy budowlane, wzory współczynników czy licho wie co.

- Książka traktuje o historii okolicznych ziem na przełomie dwóch poprzednich stuleci – powiedział i zrobił pauzę oczekując na mój komentarz.

- O ja pi…lę – skomentowałem w myślach – A to ciekawe – wycedziłem. Moja strategia z gruzu rozpadła się w pył.

- A wie pan co jest najciekawsze? - kontynuował

- Myślę, że to co się stało na waszej działce w nocy z 18 na 19 października roku pańskiego 1834… - powiedziałem z kamienną powagą

Sąsiedzi lekko osłupieli, po czym sąsiadka klepnąwszy męża w miejsce, gdzie powinien być tors zachichotała

- Ach, a pan taki zabawny.. hihihi – roześmiała się

Odwzajemniłem uśmiech. Pomyślałem sobie, że to chyba nieuleczalny przypadek na tym etapie. Pozazdrościłem im nawet tej beztroski i słodkiej nieświadomości. Wiedziałem jednak, że muszę zakończyć tą rozmowę bo albo wpadnę w histeryczny rechot, albo nie powstrzymam się przed eskalacją złośliwostek i uszczypliwości.

- No dobrze, to ja was przeproszę, jestem umówiony w centrum – powiedziałem półprawdę

-A ma pan jeszcze sekundę? Chciałbym panu coś pokazać? – zapytał sąsiad

- Kopulujące żuczki w miejscu gdzie będzie wasz grill, albo stokrotkę dzielnie przebijającą się ze wszechobecnych cementowych plam na resztkach trawnika … - pomyślałem na dobre już opanowany głupawą – Tak, mam nawet kilkadziesiąt sekund.

-To podejdźmy do naszego samochodu, mam to w bagażniku – powiedział

- Teściowa? Zapytałem, na co sąsiad głośno parsknął, ale w ułamku sekundy przestał skarcony wzrokiem żony.

-Pani wybaczy – powiedziałem nieco zawstydzony.

- Może chodźmy chodnikiem, trawa już mokra – zaproponowałem. Podeszliśmy do ich samochodu, sąsiad otworzył bagażnik i … tu zaskoczenie. W środku były dwie dachówki.

- A więc nie jest tak źle – pomyślałem – facet się interesuje budową.

- Może by mi pan doradził – powiedział wyjmując dachówki – na obie mam po znajomości jednakową, niską cenę i nie wiem, na którą się zdecydować.

- Ja namawiam męża na tą – powiedziała kobieta – podoba mi się bardzo profil fali na tej dachówce- dodała z przekonaniem i wręczyła mi czerwonego braasa. – A ta druga to tylko tak dla porównania, jakoś mnie nie pociąga – powiedziała, a mąż wyjął z bagażnika… siriusa rupa.

- Ratunku! – pomyślałem, ale utrzymałem pokerową minę – Hmm… - podumałem kilka chwil, obejrzałem dachówki i powiedziałem – tak, ta fala robi wrażenie. Myślę, że nadaje się świetnie, żeby od was odpłynąć w niebyt, abyście mogli wziąć ta drugą dachówkę. – powiedziałem.

- Ale dlaczego? –sąsiadka była skonsternowana

Nie miałem już sił i cierpliwości, postanowiłem więc nieco sobie pofolgować

- Bo czytałem sporo na temat tych dachówek i powiem pani, że ta, którą sugeruję ma lepszy współczynniki pi, ksi, fi, korzystniejsze kąty beta, gamma, zeta i teta i wyższe wskaźniki daks, wig i nazdak.- wurzuciłem jednym tchem.

-Ahaaa… - wyszeptała sąsiadka – No to sprawa jasna.

- Niemożliwe, więc jednak cos się udało zrobić – pomyślałem – Pożegnam się zatem, do miłego! – powiedziałem, po czym uścisnęliśmy dłonie i odszedłem.

W każdym razie sumienie mam czyste. Tzn w ich kwesti oczywiście hy hy ;)

PS. Jakiekolwiek podobieństwo do osób lub zdarzeń jest przypadkowe! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam podobną sytuację :(

u mojego sasiadalali stop (teriva) część na d garażem się zarwała ( 3 belki pękły) chłopaki zaszalowali dolali i .... Jest to jedyna dobrze zrobiona czytaj płaska część stropu. w salonie (ok 25 m) strop- sufit opuszczony środkiem o ok 3 cm ale koszmaram jest przedpokój belka 6 m długości w ogólr nirpodparta ugieła się na 7 cm! Moi fachowcy twierdzą że ten strop może runąć już przy rozszalowaniu albo jak postawią na górze paletę materiału. Oficjalnie :wink: tego nie widziałem, kierownikiem budowy jest kierownik ekipy ktora to buduje ( prywatnie chyba jakaś rodzina sąsiada :cry: ) CO W TEJ SYTUACJI RADZICIE

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...
Witam wszystkich,

Wybaczcie dłuższe milczenie. Sprawa jednak nieco się skomplikowała. Owszem, odbyłem rozmowę z sąsiadami, ale jej przebieg był dość…jakby to powiedzieć, charakterystyczny więc miałem spory problem czy w ogóle o tym pisać. Postanowiłem jednak co nieco naskrobać, licząc, na dobry humor sąsiadów, którzy być może to przeczytają ;)

 

Nie planowałem konkretnego dnia spotkania z nimi. Po prostu widywaliśmy się kiedy w tym samym czasie pojawialiśmy się na swoich budowach. Tego dnia, późnym popołudniem, przyjechałem na budowę sprawdzić czy ogólnie wszystko OK. Ekipy od ścian jeszcze nie miałem, krzątałem się więc po ogarniętych ciszą fundamentach. W pewnym momencie zobaczyłem, że zbliża się samochód sąsiadów. Po chwili wysiedli oboje z auta i machając mi z daleka weszli do swojego baraku służącego za tymczasowy budynek gospodarczy. Znałem już ich zwyczaje i wiedziałem, że po przebraniu w ciuchy „robocze” przyjdą się przywitać i zagaić grzecznościową rozmowę. Pomyślałem zatem, że to dobry moment na rozmowę w temacie tutaj szeroko komentowanym. W głowie ustalałem taktykę rozmowy, wręcz układałem sobie szybciutko gotowe zdania, aby płynnie i subtelnie naprowadzić moich sąsiadów na właściwe tory inwestorskiego pomyślunku.

 

Po chwili wyszli. I wtedy wszystko się zaczęło… sypać. Najpierw zobaczyłem sąsiada, szczupłego, drobnego faceta w okularach, który paradował w beżowych krótkich spodenkach na gumce wyciągniętych w okolice splotu słonecznego. W spodenki wsunięty był t-shirt w poziome turkusowo-zielone paski, a całości stroju dopełniały szare skarpety wyciągnięte do połowy łydki i brązowe trzewiki. Sąsiadka natomiast cała przyodziała się na czarno; czarny podkoszulek, czarne obcisłe niby legginsy i czarne baletki. Miedzy naszymi działkami jest jeszcze jedna maleńka posesja z dość bujną, nieskoszoną trawą. W promieniach ciężkiego, opadającego ku horyzontowi słońca, przedzierając się przez mikro sawannę wyglądali dość osobliwie… na tyle, że wprawikli mnie w stan, który nazwałbym koktajlem szokowo-rechotliwo-niedowierzającym. Patrząc na nich miałem wrażenie, że poruszają się w slow motion i ich marsz trwa długie minuty. Poniekąd wyglądali dostojnie. Widząc jak suną z rozpostartymi dłońmi ślizgającymi się po szczytach traw, nasunęły mi się skojarzenia z farmerami przemierzającymi łany swych zbóż, sprawdzającymi urodzajność plonów. Jak prawdziwi gospodarze, jak ludzie roli i ciężkiej roboty, jak ci, którzy … nieważne. Wyszli. Stanęli przede mną i z uśmiechem wyciągnęli dłonie w moim kierunku.

-Dzień dobry!- powiedzieli niemal jednocześnie. Uścisnąłem ich dłonie we właściwej kolejności i zobaczyłem długie źdźbła trawy opasujące łydki sąsiada i mrowie nasion powbijanych w spodnie sąsiadki. Yyy… o czym ja to miałem…?

-Dzień dobry – odpowiedziałem. Pańskie oko konia tuczy – ni to stwierdziłem, ni zapytałem i wyszczerzyłem uzębienie. Dość szybko jednak usłyszałem w głowie dzwonek: Brrrr! Rozmowa! Budowa! Zgodnie z ustaloną strategią i propozycjami forumowiczów postanowiłem dość delikatnie przejść do rzeczy. Przyjąłem zatem poważny wyraz twarzy i ze wzrokiem a’la Clint Estawood, patrząc w stronę naprawdę pięknie gasnącego, pomarańczowego słońca, wycedziłem

- Budowa to niełatwa rzecz – zacząłem szeroko - Budowa to pułapki i kłopoty.

Chyba jednak zbyt szeroko. Aby podkreślić wagę swojej wypowiedzi chciałem wypluć tkwiącą w kąciku ust zapałkę. Na przeszkodzie stanął brak takowej. Kątem oka widziałem, że sąsiadka niepewnie się uśmiechnęła, natomiast sąsiad przeciągnął wzrokiem od moich oczu i próbując wejść w linię spojrzenia popatrzył w kierunku zachodu, jakby był ciekaw na co się gapię, tudzież do kogo i po co to mówię.

- Cholera, za szeroko – pomyślałem – Łatwo coś spieprzyć lub przeoczyć, prawda? – dodałem już na głoś i spojrzałem na nich siląc się na uśmiech. Jednak mój wzrok musiał być podobny do tego, z jakim w horrorach wilkołak mówi osobie, na której mu zależy, że nie powinna jednak pozostać z nim do północy, aby obejrzeć pełnię.

- Tak, łatwo, oj łatwo – niepewnie wycedził sąsiad

- No weźmy na przykład taką wodę. Ile my się tu musimy nastarać, nauważać – postanowiłem przejść do konkretów – wszędzie jej u nas pełno i trzeba cholernie się przyłożyć do zabezpieczenia fundamentów, izolacji pod murami, odwodnienia i tak dalej…

-No…tak… - odparł sąsiad i chciał cos dodać, ale wtrąciła się sąsiadka. Podeszła do niego i wciskając się pod jego wątłe ramię z zawstydzoną miną zapytała patrząc mu głęboko w oczy

- Kochanie, a powiedziałeś już panu…? I mocno objęła go w pasie.

Sąsiad odwzajemnił żonie uścisk i spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym dumą.

- No pięknie – pomyślałem – ciąża, szóstka w totka a może B20 po 50 groszy za kubik – zastanawiałem się.

Sąsiad jeszcze przez chwilę celebrował chwilę, po czym wypalił

- Chcieliśmy panu się pochwalić, że na drzewie na naszej działce zamieszkał dzięcioł! - W tym momencie żona radośnie prychnęła i znów mocniej wtuliła się w korpus męża, by po chwili z uwielbieniem spojrzeć w jego oblicze.

- Yyy..no coż, nie wiem co powiedzieć – niewiedziałem co powiedzieć – no to…gratuluję – powiedziałem i poczułem, jak uchodzi ze mnie powietrze, a zamysł i strategia rozmowy obracają się w gruz.

Sąsiadka zaczęła coś opowiadać o stuku-puku dzięcioła, ale zebrawszy się na spory wysiłek, wszedłem jej zdecydowanie w zdanie

- To słońce nas znieczula. Ale przyjdzie zima i docenimy korzyści z prawidłowego wykonania ścian i dobrej izolacji. Ja zwracał będę szczególną uwagę, żeby moje ściany były szczelne, niewyszczerbione, niepoobijane i na dodatek proste – powiedziałem, zastanawiając się czy ta aluzja do ich budynku nie jest nazbyt bezczelna i czytelna.

- Tak, to bardzo ważne – ku mojemu zdziwieniu potwierdził sąsiad i zacząłem się zastanawiać nad liczba dioptrii jego szkieł. – A wie pan – kontynuował sąsiad – znalazłem ostatnio świetną pozycję książkową – powiedział, jednocześnie przyjmując poważny wyraz twarzy i poprawiając ręką okulary na nosie.

- No to mnie facet zabije informacją – pomyślałem – pewnie przytoczy normy budowlane, wzory współczynników czy licho wie co.

- Książka traktuje o historii okolicznych ziem na przełomie dwóch poprzednich stuleci – powiedział i zrobił pauzę oczekując na mój komentarz.

- O ja pi…lę – skomentowałem w myślach – A to ciekawe – wycedziłem. Moja strategia z gruzu rozpadła się w pył.

- A wie pan co jest najciekawsze? - kontynuował

- Myślę, że to co się stało na waszej działce w nocy z 18 na 19 października roku pańskiego 1834… - powiedziałem z kamienną powagą

Sąsiedzi lekko osłupieli, po czym sąsiadka klepnąwszy męża w miejsce, gdzie powinien być tors zachichotała

- Ach, a pan taki zabawny.. hihihi – roześmiała się

Odwzajemniłem uśmiech. Pomyślałem sobie, że to chyba nieuleczalny przypadek na tym etapie. Pozazdrościłem im nawet tej beztroski i słodkiej nieświadomości. Wiedziałem jednak, że muszę zakończyć tą rozmowę bo albo wpadnę w histeryczny rechot, albo nie powstrzymam się przed eskalacją złośliwostek i uszczypliwości.

- No dobrze, to ja was przeproszę, jestem umówiony w centrum – powiedziałem półprawdę

-A ma pan jeszcze sekundę? Chciałbym panu coś pokazać? – zapytał sąsiad

- Kopulujące żuczki w miejscu gdzie będzie wasz grill, albo stokrotkę dzielnie przebijającą się ze wszechobecnych cementowych plam na resztkach trawnika … - pomyślałem na dobre już opanowany głupawą – Tak, mam nawet kilkadziesiąt sekund.

-To podejdźmy do naszego samochodu, mam to w bagażniku – powiedział

- Teściowa? Zapytałem, na co sąsiad głośno parsknął, ale w ułamku sekundy przestał skarcony wzrokiem żony.

-Pani wybaczy – powiedziałem nieco zawstydzony.

- Może chodźmy chodnikiem, trawa już mokra – zaproponowałem. Podeszliśmy do ich samochodu, sąsiad otworzył bagażnik i … tu zaskoczenie. W środku były dwie dachówki.

- A więc nie jest tak źle – pomyślałem – facet się interesuje budową.

- Może by mi pan doradził – powiedział wyjmując dachówki – na obie mam po znajomości jednakową, niską cenę i nie wiem, na którą się zdecydować.

- Ja namawiam męża na tą – powiedziała kobieta – podoba mi się bardzo profil fali na tej dachówce- dodała z przekonaniem i wręczyła mi czerwonego braasa. – A ta druga to tylko tak dla porównania, jakoś mnie nie pociąga – powiedziała, a mąż wyjął z bagażnika… siriusa rupa.

- Ratunku! – pomyślałem, ale utrzymałem pokerową minę – Hmm… - podumałem kilka chwil, obejrzałem dachówki i powiedziałem – tak, ta fala robi wrażenie. Myślę, że nadaje się świetnie, żeby od was odpłynąć w niebyt, abyście mogli wziąć ta drugą dachówkę. – powiedziałem.

- Ale dlaczego? –sąsiadka była skonsternowana

Nie miałem już sił i cierpliwości, postanowiłem więc nieco sobie pofolgować

- Bo czytałem sporo na temat tych dachówek i powiem pani, że ta, którą sugeruję ma lepszy współczynniki pi, ksi, fi, korzystniejsze kąty beta, gamma, zeta i teta i wyższe wskaźniki daks, wig i nazdak.- wurzuciłem jednym tchem.

-Ahaaa… - wyszeptała sąsiadka – No to sprawa jasna.

- Niemożliwe, więc jednak cos się udało zrobić – pomyślałem – Pożegnam się zatem, do miłego! – powiedziałem, po czym uścisnęliśmy dłonie i odszedłem.

W każdym razie sumienie mam czyste. Tzn w ich kwesti oczywiście hy hy ;)

PS. Jakiekolwiek podobieństwo do osób lub zdarzeń jest przypadkowe! :)

 

to jest poprostu material na ksiazke :D

super sie czyta , masz dar :D

 

aha - Twoim sasiadom gratuluje fajnego sasiada :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć :-)

od tamtych wydarzeń sporo betonu wypłyneło z gruszki ... jestem bogatszy o kolejne pogaduszki z sąsiadami i następne intensywne masaże przepony. Cos skrobnę w tym temacie, ale najpierw MUSZĘ się upewnić, że oni nie czytają forum ;-)

 

czy czytają forum??? na pewno nie...

raczej ich nie interesują takie tematy.

 

Też gratuluję talentu pisarskiego! WOW!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To stary temat, ale nie rozumiemjednego. Jak mozna włazić komuś na teren działki, bez zaproszenia i pozwolenia lłazić po cudzej budowie i jeszcze dokonywac jakichś pomiarów ? Ja bym sie czuła oburzona.

 

Już miałam takie procesje (jedynie nieogrodzona działka). A to sąsiad sobie przyszedł oejrzeć nasze szmbo. Majtał sobie pokrywami nie sprawdziwszy nawet czy ktos jest w domu i nie zapytawszy czy wolno. Po tym jak inny sasiad z elektrykiem postanowili zobaczyć co mamy w skrzynce (jeszcze nie idebrana i nia zaplombowana była), też nie pytając, czy może se obejrzeć, założyliśmy kłódkę na skrzynkę i zaczęliśmy budowac ogrodzenia.

 

Co to wogóle za zwyczaje łazić bez pozwolenia po czyimś podwórku ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...