Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

Dobra, oto bestia z piekła rodem!!!!!

 

http://images44.fotosik.pl/25/4982a7717cea1b28.jpg

 

Chyba się nada, no nie :roll:

Oj i to jeszcze jak :lol:

Uszykowałam juz dla siebie kostium rusałki a własciwie jego brak :lol:

http://images32.fotosik.pl/390/472598eed6ab01d6.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

moze znalazlaby sie jakas rolka dla wstretnej ropuchy ?

mogliby ja faceci calowac :roll: :oops:

 

do kociolka tez sie nadam 8)

stare lykowate miecho niezbyt strawne bede :D

 

i wlosy komus chetnie pozycze

takie zmierzwione po wstaniu z lozka

mam idealne

dla wszelakich wiedzm , bab jag i zmor idealne :roll:

 

dla mojego Froscha to nie wiem.....moze rola Crazy Froga by sie znalazla :roll: :lol: :lol:

ewentualnie osobe obslugujaca siekiery Fiskars , bo jest w nich zakochany .......szpadle tej marki tez lubi 8) oraz wszelakie pily lancuchowe najlepiej spalinowe :wink:

aaa....i nazwisko Czarnobrewy koniecznie wykorzystaj 8) :wink: :wink:

 

milego dzionka wam zycze

i czekam na ciag dalszy super opowiesci :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

witam ciepło i jesiennie...

i lecem, bo ja się już przygotowywuje, tzn strój i w ogóle

z szafy trza wyciągnąć i odkurzyć...

jakieś mole przepędzić... :))

 

http://anoleiz.w.interia.pl/zielona1.jpg

 

jeszcze tylko warząchiew w rękę i mogę coś zacząc warzyć...

tylko składniki jeszcze muszę skompletować, jakieś nici pajęcze i te inne...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzień dobry

Verunia dobiłaś mnie tym strojem :( w taki układ to ja się bardziej na wiedźmę tudzież ropuchę bagienną nadaję niż na rusałkę :cry:

 

Agduś no już dawno jutro jest :( nie maiałam co do porannej kawki czytać :cry:

Oj marudzisz kobito, dawaj swoja fotke to cię ładnie ubiorę aż cie własny maz nie pozna :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzień dobry

Verunia dobiłaś mnie tym strojem :( w taki układ to ja się bardziej na wiedźmę tudzież ropuchę bagienną nadaję niż na rusałkę :cry:

 

Agduś no już dawno jutro jest :( nie maiałam co do porannej kawki czytać :cry:

Oj marudzisz kobito, dawaj swoja fotke to cię ładnie ubiorę aż cie własny maz nie pozna :lol:

 

 

znaczy co ona obejmowac ma :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UROCZYSKO VELCOME TO cz. VI

 

Obudził się niewytłumaczalnie szczęśliwy i wypoczęty. To nie była euforia, ale jakaś niezwykła radość życia, poczucie spełnienia, pewność, że żyje na najlepszym ze światów i właśnie znalazł się w najlepszym miejscu tego świata. Przeciągnął się ziewając szeroko i przez dłuższą chwilę nie mógł się zorientować, gdzie jest. Wydarzenia wczorajszego dnia przypominały mu się po kolei. Pamiętał też o swoim panicznym strachu, ale teraz, w świetle dnia, zupełnie nie potrafił pojąć, co go wywołało.

Umościł się w pozycji półleżącej, ubijając pod plecami puchowe poduchy, i oddał się rozmyślaniom.

„Klotylda jest po prostu piękną kobietą, która onieśmieliła mnie swoją urodą. Pod wpływem jej uroku podpisałem wprawdzie umowę, nie przeczytawszy jej uprzednio, ale przecież umowa okazała się w końcu korzystna. Wrażenie zimna emanujące od dokumentów? Bzdura! Byłem przemęczony i zdenerwowany. Podróż była całkiem w porządku, tylko niepotrzebnie chlapnąłem sobie koniaczku po aviomarinie. Fakt, że kierowca dał plamę, ale ostatecznie można mu wybaczyć. No i trzeba przyznać, że bagaże dostarczył szybko.. Ta cała Braza – ciekawe, skąd wzięła taki pseudonim artystyczny - wygląda bardzo sympatycznie, choć mogłaby być bardziej rozmowna. Trochę się wygłupiłem z tym całowaniem jej po rękach, ale może nikt nie zauważył... Kolacja była przepyszna, pokój piękny, łóżko wygodne.... Ciekawe, co nas dzisiaj czeka!”

Dumając rozglądał się po pokoju. Teraz, w świetle dnia, podobał mu się jeszcze bardziej. Jasne zasłonki przepuszczały promienie słońca. Ściany pomalowane mocnym, nasyconym kolorem zbliżonym do bordowego pięknie kontrastowały z jasnymi meblami, zasłonami i dywanem. Ciemna podłoga z egzotycznego drewna i belka nad kominkiem w tym samym kolorze harmonijnie dopełniały wnętrze.

Przeciągnął się jeszcze raz, wstał, czując z przyjemnością jak bose stopy zagłębiają się w miękkim dywanie i podszedł do okna. Rozsunął zasłony i wyjrzał. Zobaczył brukowane kamieniami podwórze zamkowe, jakieś stare zabudowania, pewnie dawne stajnie, resztki muru obronnego i niknącą w lesie drogę na grobli. Po jednej jej stronie rósł wysoki mieszany las (nigdy nie mógł zapamiętać, czy to bór), po drugiej było bagno. Bliżej drogi porośnięte olchami i schnącymi brzozami, dalej roślinność była coraz niższa. W świetle wczesnojesiennego słońca widok był przepiękny. Kolorowy las ciągnął się aż po horyzont.

W łazience też było okno, dzięki czemu nie musiał zapalać świeczki (zastanawiał się, jak to zrobić, skoro ogień w kominku wygasł, a Victor nie był palaczem, więc nie miał przy sobie zapałek ani zapalniczki). Tym razem wziął długą ciepłą kąpiel, ubrał się w wygodny, nieformalny lecz elegancki strój i właśnie zastanawiał się, czy zejść na dół do hollu, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Poczuł ukłucie niepokoju – czy aby na pewno nie mają kamer w pokojach? Skąd wiedzą, że jest już gotowy do wyjścia? Otworzył jednak drzwi i powitał śliczną pokojówkę, która z uśmiechem zaproponowała mu zejście do jadalni na śniadanie. Ruszył za nią tym samym długim korytarzem w kierunku schodów. Drzwi, które mijali, były jednakowe, ale za którymiś na pewno kryje się winda do kuchni. Inaczej nie zdążyliby tak szybko podać mu wczoraj kolacji.

W jadalni, zamiast spodziewanych gotyckich okien z witrażami, ceglanego łukowatego stropu i długich dębowych stołów, zobaczył lekkie jak mgiełka kremowe przytulne wnętrze. Cała dłuższa ściana była przeszklona, ale nie zimnymi aluminiowymi oknami, tylko drewnianymi, podzielonymi na mnóstwo małych szybek. Niektóre okna były przysłonięte niedbale, zdawałoby się, udrapowanymi lekkimi firankami, które powiewały delikatnie, choć okna były zamknięte. („Nieszczelne? Nie, bo nie czuło się od nich zimnego powietrza. Pewnie jakaś wentylacja.”) Pośrodku stał duży owalny stół nakryty kremowożółtym obrusem, a na nim rozstawiono białą porcelanową zastawę w herbaciane różyczki i małe dzbanuszki z bukiecikami tychże kwiatków. Krzesła o wysokich oparciach miały, kremowe oczywiście, pokrowce ozdobione wymyślnymi koronkami. Ściana naprzeciw okien była ciemnożółta – w kolorze starego złota. Wyraźnie odcinał się na jej tle duży otwarty kominek z jasnych kafli. Jego wnętrze wyłożone ciemnymi cegłami było mocno okopcone.

Victor ujrzał nadchodząca Brazę. Choć wcześniej o tym nie myślał, na jej widok poczuł ulgę. Klotyldy chyba nie było w zamku. Przyjrzał się gospodyni w świetle dnia. Była niewysoka, szczupła, ciemnowłosa i ciemnooka. Choć wydawała się niezwykle opanowaną i spokojną osobą, coś w jej zachowaniu mówiło, że to pozory. Przez moment ujrzał niezwykłą wizję – Braza w roli amazonki z obrazu „Szał uniesień” Podkowińskiego! Szybko zamrugał powiekami i wizja zniknęła. Jednak stojąca przed nim Braza miała taki wyraz twarzy, jakby doskonale wiedziała, co przed chwilą widział!

- Dzień dobry – udało mu się opanować głos i powiedzieć to normalnym tonem.

- Witam – skinęła głową z dystynkcją.

- Przepiękne wnętrza! Jestem pod wrażeniem!

- Dziękuję bardzo. Nie sądziłam, że lubi pan taki styl. – odrzekła skromnie, ale jej mina świadczyła o tym, że myśli coś zupełnie innego.

- Och, proszę nie osądzać nas po wyglądzie biura – wypowiedziawszy te słowa przypomniał sobie, że przecież ona biura nie widziała.

- Nie biuro świadczy o guście człowieka, ale jego dom – odrzekła i Victor nie miał cienia wątpliwości, że doskonale wiedziała, jak wygląda wnętrze jego mieszkania. Tylko skąd do diabła??? Pojawił się znany mu od wczoraj niepokój. Braza chyba zdała sobie z tego sprawę, bo natychmiast chwyciła go pod łokieć i wskazała miejsce przy stole. – Pańscy przyjaciele zaraz zejdą na śniadanie. – powiedziała i wyszła, pewnie do kuchni.

„Przyjaciele? Nigdy tak nie myślał o swoich podwładnych! Czy powinien? Nie! Absolutnie! Jak mógłby obtańcować przyjaciela za zawalenie terminu, zablokować mu awans albo wywalić go z pracy? Jeżeli celem tego wyjazdu było nawiązanie przyjaźni szefa z pracownikami biura, to się pomylili. Tego nie uda im się dokonać!”

Tymczasem do sali wchodzili ci, z którymi nie miał zamiaru się bratać. Z trudem poznawał kobiety, które widywał wyłącznie w szarych lub czarnych spódniczkach mini i takichż żakietach, widząc je nagle w dżinsach, kolorowych bluzach, niektóre nawet bez makijażu. Mężczyźni mniej się różnili od swych biurowych wcieleń, ale bez garniturów wyglądali o wiele sympatyczniej niż w pracy. Widać było, że nie bardzo wiedzieli, czego się spodziewać. Jedni w marynarkach sportowych, inni w bawełnianych bluzach i dżinsach...

„Żadnego bratania się!” – przypomniał sobie Victor witając każdego uprzejmym uśmiechem.

Zastanawiające było to, że nikt się ich nie pytał, co podać na śniadanie, a każdy najwyraźniej dostał to, na co miał ochotę. Victor rozglądnął się zakłopotany, gdy przed nim wylądował głęboki talerz zupy mlecznej z kluseczkami, dokładnie takimi, jakie robiła jego babcia. Sąsiadka z lewej („chyba z działu kadr...”) z zachwytem i lekkim zawstydzeniem („Przecież nie jadam takich kalorycznych rzeczy!”) przyjęła zapiekanki z kromek chleba moczonych w jajku, a siedząca po prawej (sekretarka jego zastępcy) uśmiechała się do rogalików francuskich z miodem i kubka gorącego kakao.

Śniadanie upłynęło w miłej atmosferze, choć niewiele słów padło podczas jedzenia. Każdemu uczestnikowi wycieczki usługiwała jedna hostessa. Wyglądały jak siostry wieloraczki – podobny wzrost, podobne łagodne cukierkowe rysy twarzy, niebieskie oczy, blond (chyba naturalne) włosy, ponętne krągłości. A może to identyczne stroje (kremowo-różowe) – minispódniczki, obszyte koronką fartuszki, buty na obcasach, rajstopy z drobnym wzorkiem, jasne bluzeczki, kusząco rozchylone głębokie dekolty, różowe perełki przyciągające wzrok męskiej części załogi – sprawiały, że dziewczyny wyglądały jak klony?

Gdy ostatnia osoba otarła usta serwetką, na salę weszła znów Braza.

- Jeszcze raz serdecznie witam szanownych państwa w progach ośrodka „Uroczysko”. Jestem jego właścicielką. Nazywam się Andromeda Amanda Sybilla von Braza – proszę się zwracać do mnie, jak państwu wygodniej. Wyjazd integracyjny, który postanowił dla was zorganizować pan de Rżyński („Kiedy ja cokolwiek postanowiłem?”) będzie trwał trzy dni. Program został uzgodniony z panem prezesem („Kiedy???”) ale opracowali go najlepsi psychologowie, psychiatrzy, socjolodzy, pedagodzy, filozofowie i specjaliści w dziedzinie medycyny pracy. W „Uroczysku” zatrudniliśmy wielu wspaniałych specjalistów, ale zdradzenie ich znanych nazwisk i profesji zlikwidowałoby niezbędny efekt zaskoczenia. Znaleźliście się państwo naprawdę w dobrych rękach. Dzisiejsze przedpołudnie jednak jest wolne od zaplanowanych zajęć. Teraz każdy z państwa dostanie listę (w tym momencie na stole, który w niezauważalny sposób został już sprzątnięty po śniadaniu, pojawiły się niewielkie książeczki przypominające menu w eleganckiej restauracji) atrakcji, spośród których może dowolnie wybrać sposób spędzenia czasu do godziny 17.00., o której to godzinie zacznie się obiad. Od godziny 11.00. do 16.00. w tej sali będzie przygotowany szwedzki stół. Proszę się częstować. Życzę wspaniałej zabawy, udanego relaksu i smacznego! Czy macie państwo jakieś pytania?

- Czy można wybrać kilka pozycji z listy?

- Ależ oczywiście! Proszę robić to, na co macie państwo ochotę!

Andromeda Amanda Sybilla poczekała jeszcze chwilkę, ale goście zajęli się studiowaniem listy dostępnych atrakcji. Co chwilę wybuchały okrzyki zachwytu i radości.

- Pojeździmy konno! Pójdziesz ze mną do łaźni fińskiej? Kto się wybiera na basen? Zagramy w brydżyka? SPA!!! A masażyści przystojni?...

Pytania krzyżowały się w powietrzu, ale żadne nie było skierowane do Victora. Rozłożył „menu” i zagłębił się w lekturze.

„Przejażdżka konna po lasach. Gonitwa za lisem (możliwe zorganizowanie o każdej porze roku). Przejażdżka bryczką/saniami po okolicy. Wycieczka rowerowa. Kąpiel w Srebrnym Jeziorze (także w przerębli zimą). Wycieczka przyrodnicza z przewodnikiem (kilka tras do wyboru). Skiring. Spacer na nartach biegowych. Wspinaczka po ściance z instruktorem lub bez. Zwiedzanie jaskini (część udostępniona dla turystów). Wyprawa do jaskini (dla grotołazów) z instruktorem. Spływ tratwą po łagodnej rzece. Spływ pontonem lub kajakiem – trasy o różnych stopniach trudności. Kanioning. Tenis (także lekcje z instruktorami) na kortach odkrytych lub w hali. Squash. Bilard. Kasyno gry. Bridge (zapewniamy partnerów). Poker. Inne gry karciane. Gry drużynowe (zapewniamy stworzenie dwóch drużyn) na hali lub boiskach zewnętrznych. SPA (baseny solankowe i zwykłe, jacuzzi, sauny z różnych stron świata, masaże –158 rodzajów, okłady błotne) Joga. Nordic walking. Aerobik. Tai chi. Siłownia. Bogata biblioteka. Sala kinowa 3D (duży wybór filmów) ...” Victor poczuł, że przegrzewają mu się zwoje! Jak tu wybrać z takiej oferty? Doszedł zaledwie do połowy listy!

Wyszedł na taras. Nikt nie podszedł do niego. Pracownicy podzielili się już na mniejsze lub większe grupki i dyskutowali zawzięcie. Spojrzał na jednego ze swych zastępców, ale ten wyraźnie unikał jego wzroku, umawiając się ze swą sekretarką i jakąś jej koleżanką z sekretariatu głównego. Kilkanaście osób już najwyraźniej wybrało i w małych grupkach raźno wybiegli z sali. Inni wciąż usiłowali dotrzeć do końca listy i dokonać najlepszego wyboru. Z tarasu Victor zauważył, że w sali nie ma już ani jednej kobiety – im chyba najłatwiej było dokonać wyboru. Najdłużej zastanawiali się mężczyźni zajmujący najwyższe stanowiska.

„Chyba powinienem wyciągnąć z tego jakieś wnioski, ale zostawię to sobie na później.”

Odwrócił się i spojrzał w głąb ogrodu. Miał przed sobą rozległy trawnik, dalej ogród w stylu angielskim. Znajdowali się najwyraźniej po drugiej stronie zamku, tej, której nie widział z okna. Po prawej stronie na lekko pofałdowanym terenie urządzono pole golfowe, na którym zobaczył już dwóch starszych pracowników z działu inwestycji długofalowych.

Na drugim końcu tarasu zebrała się niewielka grupka niezdecydowanych pracowników. Problem polegał na tym, jak się szybko zorientował, że koniecznie chcieli bawić się razem, ale nie mogli uzgodnić, co wybrać. Panie obstawały przy skorzystaniu ze SPA tuż przed obiadem, panowie proponowali przejażdżkę konną.

Victor spojrzał na trawnik. zauważył, że spod krzaków wysunęły się jakieś zwierzątka. Miały charakterystyczne długie uszy.

- Króliczki! Zobaczcie, jakie słodziusie! – pisnęła któraś z pań.

- Jak w Teletubisiach! – wyrwało się Victorowi i poczuł, że spłonął rumieńcem.

„Na pewno słyszeli! Wstyyyd!!! A właściwie dlaczego? W dzieciństwie oglądał! Nie wolno?! Przecież NIKT nie wie, że po ciężkim dniu pracy lubi poleżeć w wannie, oglądając sobie jeden lub dwa filmiki o słodkich beztroskich stworkach!”

Przez chwilę obserwował króliczki, udając, że wcale nie jest zmieszany swoją uwagą. Grupka wreszcie ustaliła, że najpierw pojadą konno do lasu, a potem zrelaksują się w SPA. Odeszli. Zapanowała cisza. króliczki kicały po trawie. Chociaż właściwie nie! One wcale nie kicały. Zachowywały się jakoś dziwnie, niekróliczo! Jeden – czarny i puchaty – zaległ na trawie wygrzewając się w słońcu. Drugi – łaciaty, skradał się niemal szorując brzuchem po ziemi ze wzrokiem wbitym w jeden punkt. Trzeci – piaskowy z ciemniejszymi uszkami, pyszczkiem i zdecydowanie za długim ogonkiem – podskakiwał wesoło i niezdarnie próbując złapać motyla. Victor usłyszał, że ktoś się zbliża. Odwrócił się i zobaczył jedną z hostess.

- Czy to są króliki? – zapytał ją.

- Tak, to taka specjalna rasa. – odparła cukierkowosłodkim głosikiem – Króliki nadrzewne. Mieliśmy przedtem normalne, ale gady je pozjadały. – Mówiła o tym tak spokojnie, jakby obecność drapieżnych gadów w tego typu ośrodkach była rzeczą zupełnie oczywistą.

- Gady???

- Tak gady.

- Jakie gady?

- Nooo, normalne. Węże i takie tam...

- Jadowite?

- Nieeee! – roześmiała się perliście. – Nie możemy mieć jadowitych gadów w ośrodku. Ze względu na gości – baliby się. Jadowite są na bagnach, ale tu nie przychodzą. Za sucho dla nich.

- Aaaa... – mruknięcie miało chyba wyrażać zrozumienie, ale nie był tego pewien.

- Mieliśmy też kiedyś pawie, ale okropnie się wydzierały wcześnie rano i goście się skarżyli. Kucharz zamierzał je podać na wytworną kolację, gdy okazało się, że gady zeżarły króliki, podrosły i zgłodniałe połknęły pawie. Teraz mamy strusie! – dodała z dumą w głosie. – Przepraszam, ale muszę już iść do pracy. Gdyby pan zdecydował się na coś, to w hollu czekają lokaje, by służyć pomocą. Do widzenia przy obiedzie.

- Do widzenia.

Victor jeszcze raz spojrzał na króliki nadrzewne. Coś zaszeleściło w krzakach. Coś dużego. Króliki poderwały się i wszystkie trzy ruszyły pędem w stronę drzew. Z całą pewnością nie było to kicanie! Dopadłszy pni zaczęły się po nich bardzo sprawnie wspinać. Po chwili zniknęły wśród rudych liści. Na suchym kikucie dawno odłamanej gałęzi kołysały się długie, puszyste, czarne uszy.

Victor postanowił się niczemu już nie dziwić. Nawet temu, że nie odczuwał cienia niepokoju. Miał wrażenie, że ta sytuacja cos mu przypomina. Taaak! Kiedyś był w teatrze z mamusią na „Alicji w krainie czarów”. Przedstawienie tak go wchłonęło, że niemal utożsamił się z główną bohaterką i wraz z nią przeżywał cudowne przygody w onirycznym świecie. Tam też był królik!

„To niezwykłe miejsce. Dawno już nie czułem się tak szczęśliwy i zrelaksowany” – pomyślał i poszedł do hollu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kociaki w roli królików wszystkie rozpoznałam!!! :D :D :D

Carmen i Misię i Nefcię!!! :D :D :D

Mój kot jest w takiej superowej powieści!!!! :D :D :D :D

 

Hurrra, hurrra, hurrra!!!! :D :D :D :D

 

A tutaj młody wilk:

 

http://images33.fotosik.pl/396/0bbb983914613116.jpg

 

Wytaplał się w krwi niewinnych ofiar. :D

Nada się? :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rany!!!! Andromeda :D Pięknie to brzmi, jestem przepełniona wdzięcznością Agduś :D

 

Statystów nam się z lekka namnorzyło ... ludzie potrzebni!!!!!!!!

 

P.S. Skąd wziąć środki na SPA, pole golfowe, basen, nie wspominając już o kinie 3D :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...