Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Potrzebuje pomocy (długie, smutne i poważne)


Recommended Posts

po prostu bądź z nią, skoro Cie prosi to tego potrzebuje

nieważne o czym będziesz gadać, nie gadanie tu jest ważne tylko fakt bycia obok

 

to dar równiez dla Ciebie samej, kiedy można pomóc przy przejściu na druga stronę

 

a o zdrowie swoje sie nie martw, to niepotrzebne

spróbuj to w sobie wyłączyć , wymyśl sobie pstryczek nieczułości na wszystko co Cie otacza w tym szpitalu i właczaj go za każdym razem kiedy tam wchodzisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 79
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

zielona ...poczytaj proszę -znalazłam wywiad z pielęgnarką ,ktora od lat jest przy cieżko chorych

 

http://wiadomosci.onet.pl/1421945,2677,1,kioskart.html

 

 

ja 2 miesiece temu mialam podobną sytuację -umierała moja koleżanka -wiem co czujesz -niestety każdy z nas musi przejeś przez to prędzęj czy później -nie ma odwrotu -niestety -nie ma odwrotu 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popłakałam się...

 

Zielonooka

Nie umiem określić, której z Was jest bardziej ciężko. Ale to Ty jesteś silniejsza i dla Was obu musisz taka być. Ale nie możesz do przyjaciólki chodzić jak do umieralni. Ona wie, ale nie chce się do tego przyznać, nie chce o tym rozmawiać. W takim razie najlepsze co możesz dla niej zrobić to być i zachowywać się w miarę normalnie, żeby miała dzięki Tobie choć mały fragmencik "normalnego" świata. Rozmawiaj z nią jak zawsze, jak z żywą osobą, nie jak z umierającą czy już umarłą. O tym, o czym zawsze lubiłyście rozmawiać. Myślę, że jej takie rozmowy są potrzebne, bo przecież nie można tak po prostu pozwolić komuś czekać na śmierć...

 

A sobie jak pomóc najlepiej? Znieczulić się i wyłączać guziczek "świadomość" wchodząc do szpitala - chyba się nie da.

Czerpać z życia ile się da, cieszyć się drobiazgami, kochać rodzinę zw wszystkich sił. Nie wiem, co jeszcze...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zielonooka,

mój przyjaciel miesiąc temu pożeglował w swój Wielki Rejs,

był w domu z żona i córką i wiedział, walczył 6 lat, a nie dawano mu szans, te 6 lat żył na kredyt, jak sam mawiał, niestety gad znów podniósł łeb...

 

Życzę Ci dużo siły, wiary w w to, że wielki, naprawdę wielki sens maja Twoje wizyty u przyjaciółki, nawet jeśli o niczym nie rozmawiacie, robisz coś bardzo ważnego dla niej i dla siebie.

 

Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W mojej rodzinie też mamy historię podobną do Waszych.

 

Teraz mam 32 lata, jak miałam 12 lat umierała moja matka chrzestna, siostra mojej Mamy... Miała wówczas też 32 lata... Miała glejaka mózgu, beznadziejna sprawa. Była najśliczniejsza z czwórki rodzeńswta, piękna, dobra, mądra... zostawiła kochającego męża i 2 synków (moich kuzynów) 9 i 6 lat... Nawet mój ojciec, który jest twardy jak skała, płakał na jej pogrzebie - to był jedyny raz gdy widziałm mojego Tatę płaczącego...ta tragedia jest ciągle w naszej rodzinie i zawsze będzie...

 

Po tej traumie przeżyłam bunt nastolatki, szybko dorosłam. Pytałam księdza dlaczego...długo płakałam, zreszta i dzisiaj na rodzinnych zjazdach czasami popłakujemy...

 

Pomógł mi Pan Bóg... I tak jest do dzisiaj...

 

Kiedy mam jakąś beznadziejną sprawę idę do kościoła, nie na mszę świetą, ale najlepiej wieczorem kiedy nie ma nikogo... Wówczas dzielę się z Nim moim bólem i cierpieniem. Czekam na odpowiedź, której nie otrzymuję. ale jest mi dużo łatwiej...jestem spokojniejsza...

 

Chcę Ci powiedzieć, że nie jestem SUPER katoliczką, nie chodzę do kościoła co niedzielę, spowiedź tylko 2 x w roku :oops: ale w naprawdę trudnych chwilach Bóg jest dla mnie oparciem... uciekam do Niego jak pies z podkulonym ogonem.

 

To jest moja rada dla Ciebie Zielonooka: porozmawiaj w ciszy, może półmroku, może przy świecach z Panem Bogiem... Tam gdzie zawodzi szkiełko i oko, pozostaje serce i On...

 

Bądź dzielna, jesteśmy z Tobą...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 lat temu, po porodzie .... umierała moja młodsza siostra. Miała jakieś bardzo rzadkie i ciężkie powikłania (krew krzepła w żyłach, a na zewnątrz bez przerwy miała krwotoki- co doprowadziło do uszkodzenia wątroby, nerek; potem doszedł jeszcze wylew krwi do mózgu i zapalenie płuc). Wyniki z dnia na dzień były coraz gorsze, lekarze brali pod uwagę przeszczep wątroby- ale w jej stanie organizm nie przeżył by kolejnej operacji (zaraz po porodzie miała dwie). Siostra była nieprzytomna, lekarze walczyli o każdy dzień, cały czas był przy niej ktoś z nas. Sytuacja stała się na tyle dramatyczna, że ordynator zgodził się nawet na wizytę homeopaty, bioenergoterapeuty. Walczyliśmy jak się dało- szwagier nagrał nawet na kasetę jej synka, lekarze przynieśli telewizor i magnetowid i urządziliśmy taką małą sesję. Wszystko w nadziei, że pomoże. Któregoś dnia ordynator powiedział, że mamy się przygotować na najgorsze :cry: :cry:

 

Pomogła nam chyba właśnie ogromna wiara, nadzieja i miłość. Codziennie odmawialiśmy różaniec, co dzień w naszym kościele ksiądz z własnej woli odprawiał mszę w intencji mojej siostry. Przychodziło bardzo dużo ludzi (mała wieś-wszyscy się znają) W najgorszym chyba czasie nasz brat szedł do I Komunii Św. Ta msza była w intencji dzieci, ale i mojej siostry.

Ta walka trwała miesiąc. Były chwile zwątpienia, ale zaraz potem przekonanie, że ona nie może odejść, że nie wyobrażamy sobie życia bez niej, że przecież ma maleńkiego synka, którego nawet nie zdążyła zobaczyć.

 

Moja kochana siostra żyje. Do dziś nie wiemy jak to się stało, lekarze nie potrafią tego wyjaśnić. Podobno tylko 1% ludzi z tego wychodzi (DIC). Wiem, że cuda się zdarzają, ale wiem też, że bardzo pomaga modlitwa, rozmowa z Bogiem. Szczególnie w trudnych chwilach. Daje ukojenie, siłę, uspokaja, wycisza, uczy pokory i pozwala trochę inaczej spojrzeć na życie.

 

Spróbuj, może Ci pomoże.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czesc!

właśnie wróciłam i czytam zaległe posty...

na rozmowe z Bogiem to sie nie pisze - nie , ze niewierzaca jestem ale na pewno malo zwracajaca uwage na kwestie boga wiary itp w codziennym zyciu i przez to kompletnie "nie umiejaca rozmawiac"... ( przy okazji bardzo zadzroszcze osobom ktore potrafia i maja np. oparcie w religi)

 

dzieki za link - przegladam choc wlasciwie chyba juz nie aktualny temat.

To znaczy zaczal sie juz finisz.

Przez ten tydzien mojej nieobecnosci moja przyjacilka jest juz na takich dawkach morfiny (?) ze ponoc nie kontaktuje. Teraz to juz naparwde kwestia paru dni.

Siedzi u niej mąż i jej rodzice - nie wiem czy jest sens zebym i ja sie tam wtryniala...? :-? Gadalam przez telefon z jej mezem - jest totalnie zalamany , ale nie zaroponowal zebym wpadla do szpitala.

Raz ze ona juz nie kontaktuje - a dwa - tak sobie mysle ze rodzina chce byc teraz przy niej we wlasnym groni i nawet bardzo bliska kolezanka - jest po prostu zbedna.

Trzy - juz czysto egoistyczny powod- nie chce jej widziec w stanie agonalnym i wole pamietac chora , wyniszczona itp ale jeszcze taka z ktora byl kontakt i jakas rozmowa.

Te trzy powody (glownie 2 i 3) sprawiaja ze chyba tam ani dzis ani jutro nie pojade.

Troche sie motam.

 

 

Aha - pogadac tak sczzerze nie zdarzylysmy i pewnie juz nie zdarzymy.

Nie umiem sobie wyobraziec ze jej nie bedzie.

 

bardzo sie dziwnie czuje bo wczesniej troche nawet zdarzal mi sie z jej powodu plakac. Teraz - nie. Nie umiem (a wiem ze chyba by mi lepiej bylo) tylko taka gula siedzi w gardle i brzuch mnie z nerwów boli....i nie moge usiedziec na miejscu (nosi mnie)

cholera a moze jednak jechac do szpitala???? :-?

 

ok, przepraszam za chaotyczny post - sorry bo wlasciwie nawet nie wiem czemu stukam teraz o tym na forum :( ale nie umiem sobie znalesc miejsca i nie wiem jechac czy nie jechac....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kontaktuj sie tylko z jej mężem. Ona po prostu nie jest już prawdopodobnie w stanie z Tobą gadać. Ale o tym czy tak jest niech zadecyduje jej mąż. Podobnie jak o tym czy chce byś tam była.

Dzwoń do niego - on też tego potrzebuje, wierz mi. Wątpię, by chciał żebyś tam ptrzyjechała, ale - jesli się sama tego nie boisz - zapytaj wprost.

NIe masz obowiązku patrzeć jak umiera. Ona też tego by nie chciała. Nie rób nic przeicw sobie i nie miej za to do siebie pretensji. Tu nie ma "prawidłowego" zachowania. A z tego co piszesz, Twoja przyjaciółce Twoja obecność już chyba niczego nie zmieni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nefer - zadzwonilam do Roberta (jej meza) i spytalam czy chccialby zebym przyjechala czy tez woli byc z nia teraz sam

Odpowiedz brzmiała " Naprawde nie wiem...." :-?

 

 

Ja tez nie wiem - z tego co mi przekazal - ona juz nie ma swiadomosci czy ktos z nia jest czy nie - z drugiej stroiny ponoc nam moze sie wydawac ze ktos jest niekontaktujacy i nie ogarniajacy rzeczywistosci a potem sie okazuje ze nieprawda.

caly czas myslalam ze jak dojdzie do takiej sytuacji - to bede styarala sie na pewno w tym nie uczestniczyc.

Teraz - kiedy sie to dzieje ze zdumieniem odkrywam ze chce tam z nia być. teraz.

Ale nie na sile - musze uszanowac tego co chce rodzina - robert powiedzial ze sie zastanowi i jak bedzie wiedzial to zadzwoni...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nefer - zadzwonilam do Roberta (jej meza) i spytalam czy chccialby zebym przyjechala czy tez woli byc z nia teraz sam

Odpowiedz brzmiała " Naprawde nie wiem...." :-?

 

Kurde. Bo on nie wie. Wcale sie nie dziwię.

Wiesz co ? Chyba bym pojechała. Na chwilkę. Na 5 minut. Po to by tego chłopaka przytulić. Nikt mu nie pomoże, tak jak jej. Ale przytulić zawsze dobrze...

Kuźwa, jakie tro umieranie trudne :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Smutne to i bardzo przejmujące ...

cokolwiek i kiedykolwiek powiesz i zrobisz , zrób tak, abyś potem tego się nigdy nie wstydziła i z podniesioną głową powiedziała , że zrobiłaś to co było wtedy najlepsze

życie jest okrutne ale , trzeba umieć je... przeżyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedź. Po pewnym czasie odkryjesz, że to dobrze, że byłaś z nią do końca. A teraz... Myśl o Jej Rodzinie. Staraj im się pomóc swoją obecnością, słowem, wsparciem, ewentualnie pomocą organizacyjną, kiedy będzie trzeba. Pomożesz sobie nie myśląc o sobie. Wiem, to trudne, ale miej ich potrzeby (przede wszystkim) na uwadze. Kurcze, trochę chaotycznie piszę, ale wiesz, o co mi chodzi. I moja rada: spróbuj iść do kościoła. Pomódl się. Pomyśl to, co chciałabyś Bogu powiedzieć. On Cię usłyszy. I pomoże Ci. Powiedz Bogu, jak ważna była dla Ciebie i poproś Go, aby się Nią zaopiekował tam, gdzie Ona przechodzi. A ja modlę się za Ciebie, żebyś dała radę. Siły Ci życzę. Dużo siły.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też miałam podobną sytuację w najbliższej rodzinie :cry: i też miotałam się podobnie jak Ty, ale w końcu przemogłam się i poszłam. Wcale nie było mi lżej, bo raczej nie mogło być w takiej sytuacji,ale...uspokoiłam się i do dzisiaj cieszę się, że jednak tam byłam :cry: Myślę, że u Ciebie będzie podobnie.

Nie pocieszam bo chyba nie można, ale życzę dużo siły.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zielonooka podziwiam Cie za szczerość i za odwagę

bo ja stchórzyłam :cry:

kiedy umierał mój tato, a nie było z nim żadnego kontaktu ( lekarze mówili ze móżg już nie żyje ) byłam sie z nim pożegnać w szpitalu tylko raz :cry:

mama, moje dwie siostry i ja

każda z nas wchodziła do sali z osobna, ja weszłam z mężem bo bałam się patrzeć na cierpiącą mamę

i to właśnie był jedyny raz dla mojej siostry i dla mnie, ona była w 7 m-cu ciąży, a ja w 4-ym

bałam się

masz w sobie wiele siły, odwagi ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
This topic is now closed to further replies.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...