kuleczka 20.03.2010 21:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Marca 2010 Przyjdzie mi się chyba ustosunkować do tego awatara wytłumaczyć, objaśnić, albo chociaż grzecznie poprosić o niebanowanie nie sądziłam że takie wzbudzi kontrowersyje, zwłaszcza w obliczu nocnika, musztardówki czy parówki pszennej Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomkwas 20.03.2010 21:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Marca 2010 Gdzie kontrowersje? Zachwyt. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Pepeg z Gumy 20.03.2010 22:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Marca 2010 Zachwyt i emocje.Naprawdę przepiękny i głęboki ... błękit.Mam nadzieję, że mi się sernik nie zważy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mayland 21.03.2010 11:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Marca 2010 Dandi my podajemy taką wódke w lodzie z ziołami w wysokim kamionkowym naczyniu. Sprawdzi sie też naczynie do szampana lub prosty, przeźroczysty wazon [/code] Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dandi3 21.03.2010 18:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Marca 2010 Fermesz z drobiem, który na bank się nie zwarzy przez kulki kulki Fermesz jest zupą podawaną na kaca. Prawdziwy ma sto milionów kalorii, po zjedzeniu miski tegoż należy udać się na tygodniowy urlop bo nie da się przez niego ruszać. Nie pamiętam dokładnie przepisu na ten oryginalny ale idzie tam smażony boczek, kiełbasa, mięso mielone i paski wołowiny. Wszystko to utaplane w smalcu zaciągnięte jest kwaśnym a w zupie stoi łyżka. Mój Fermesz jest wersją light no ale bez przesady. Jednak wybierając Fermesz na danie pierwsze, zrezygnujmy albo z dania drugiego, albo z przystawek. Zaopatrzmy też gości w wino pomocne trawieniu. Mnie osobiście smakuje Merlot ale jako, że to wino nie jest akurat najdroższe na półce, nikomu nie rekomenduję i niech każdy dobiera trunek tak jak mu sumienie i jęzor dyktują. Przygotowując Fermesz warto nabyć: - włoszczyznę surową i suszoną w wersji tradycyjnej a więc marchew, pietruszka, por i seler- czerwoną cebulę. Jak mamy w domu białą to się nie wygłupiajmy. Kolor nie jest aż tak istotny- kiszone ogórki- włoszczyznę świeżą- kurzą ćwierć przy czym chodzi mi o tę ćwierć z nogą- koncentrat pomidorowy (myślę, że pomidory w zalewie czy tam pasta di pomodoro nie będą tak dobre). Koncentrat ma odpowiednią gęstość kwaśność tak więc na chwilkę odstawmy swoją kulinarną ortodoksyjność. Wszak do bulionetek nie namawiam.- woda, przyprawy, ząbek czosnku, i różne takie tam Wymoczywszy najpierw kurczaka (podzielonego na części bo wygodniej) w wodzie, wwalamy delikwenta do zasadniczego garnka, dajemy mu liść laurowy, ze trzy bubki ziela angielskiego i dwie łychy wegety sporządzonej samodzielnie (sucha włoszczyzna potraktowana młynkiem do kawy) albo, wola boska, dwie kostki rosołowe. Sypiemy też łyżkę włoszczyzny suchej, niezmielonej i niech się to cudo warzy aż się uporamy z resztą zamieszania. Marchew(3 duże), pietruszkę (2 małe) i selera (ćwiartka słusznej kulki – cholera, wszędzie kulki) ścieramy na tarce o dużych oczkach i wwalamy do gotującego się już bulionu. Pora (białą część ale warto się trochę zagalopować i wskoczyć nożem na tę zieloną byle nie za dużo) kroimy na pół wzdłuż i potem na tak cienkie piórka jakie uda nam się uzyskać. Do gara. Trzy uczciwej wielkości ogórki kiszone ścieramy na tejże samej tarce. Jak ktoś chce obierać – można, zasadniczo nie rzutuje to na walor smakowy potrawy tylko po co? Każdy kto tarł ogórka kiszonego na tarce wie, że i tak ściera się sam środek a skórka zostaje w łapie. Tenże ogórek (NIE ODCIŚNIĘTY Z SOKU!!!) odkładamy do miseczki. W międzyczasie na patelni topimy wolniuuuuuuuuuuutko kawał masła jednocześnie krojąc dwie małe cebulki w mini kostkę. Kiedy masło się rozpuści ale nie będzie jakoś straszliwie gorące, wrzucamy na nie ogórka i cebulkę i mieszając smażymy aż odparuje sok ogórkowy. Nie ma być to zupełnie suche ale tez nie zupełnie mokre. Zastawszy taki stan na patelni, dajemy stanowi dwie duże łychy koncentratu i wszystko pięknie mieszamy. Będzie gęste, pod patelnią ogień – trochę niebezpiecznie. Wlejmy mu zatem ze dwie maleńkie chochelki bulionu, który przecież pyrka nam wesoło pod ręką. Połączywszy wszystko o czym wyżej pisałem, wlewamy to do zupy. Wyciągamy jednocześnie kawałki kurczaka. Kurczak ma być ugotowany ale nie rozgotowany. Odchodzić od kości ma dość grzecznie ale nie tak jak na ten przykład kurczak na pasztet, czy dewolaje do dziabania łyżką. Kurczak niech sobie stygnie, my zaś wymieszajmy masę ogórkowo pomidorową z zupą i sprawdźmy czego jej brakuje. Ma to być kwaśne dość mocno, kwaśność tę mamy czuć prawie na zawiasach żuchwy. Dodatkowo ma mieć bogaty smak wszystkich warzyw i lekko wyczuwalnego pomidora (ważne – to nie jest zupa ani pomidorowa ani ogórkowa więc żadne z powyższych nie może dominować – mają się uzupełniać). Jeśli jest głupio słodkawe bo przesadziliśmy z marchwią, wwalmy zupie łyżkę chrzanu ze śmietaną, zaostrzy smak i trochę stępi słodkość. W takiej postaci zupa powinna podgotować się na małym ogniu jeszcze jakieś 1,5 h. Warzywa w między czasie opadną, zrobią się idealnie miękkie i wszystko przejdzie wszystkim w należyty sposób. W międzyczasie zajmijmy się kurczakiem – obierzmy go z kości i chrząstek (zakładam, że skórę wyrzuciliśmy już dawno – zanim włożyliśmy kurę do cieczy) a mięso podzielmy w palcach na maleńkie piórka. Pod koniec gotowania wsypmy kurze wiórki do zupy, pogotujmy jeszcze chwilkę na wolnym ogniu i podajmy gościom z kleksem kwaśnej śmietany. Fermesz jest dobry bo zanim goście zgłodnieją, upływa dużo czasu. Można zatem wyjść na spacer i pooddychać wiosennym powietrzem bo dzięki obrazkowi z mego podpisu zima poszła sobie precz a zatem pozbywam się go do za rok. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zochna 21.03.2010 19:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Marca 2010 jak miło powracać z krainy śmierdzącego sera, dojrzewającej miesiącami wędliny i starego wina .. ,a tu tyle nawarzone, że bez butelki nie przetrawię Kuleczko - czy Tobie aby nie zimno, zapytuję z zazdrością Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kuleczka 21.03.2010 20:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Marca 2010 Zosiu moja kochana Takie ciepł dni nastały wiosenne, na jesieni się pled zarzuci i po kłopocie Dandi3, Twój fermesz mnie zaintrygował, trochę przypomina wschodni rosolnik. W najbliższych dniach nie przewiduję kaca, ale danie ląduje w ulubionych. Nigdy nie wiadomo co to na człowieka czyha Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Chef Paul 21.03.2010 22:45 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Marca 2010 ... Fermesz jest zupą podawaną na kaca. Prawdziwy ma sto milionów kalorii, po zjedzeniu miski tegoż należy udać się na tygodniowy urlop bo nie da się przez niego ruszać. Nie pamiętam dokładnie przepisu na ten oryginalny ale idzie tam smażony boczek, kiełbasa, mięso mielone i paski wołowiny. Wszystko to utaplane w smalcu zaciągnięte jest kwaśnym a w zupie stoi łyżka. ... ... no i sam widzisz Dandi ... NS był tu ganiany za takie "specjały" a może i sam nie wiedział, jak bardzo Fermesz ukochał ... coś dla "liściojadów" ... co by nie myśleli, że są dyskryminowani http://www.chefpaul.net/food/salataJK01.jpg pozdrówka smakowite Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dandi3 22.03.2010 06:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 Paweł, weź Ty mi odpisz na posta o wędzeniu kiełbas łopatczanych a nie jajkami się rzucasz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dandi3 22.03.2010 06:07 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 W najbliższych dniach nie przewiduję kaca ja też nie, a i wczoraj go nie miałem. Post mamy a ja w Poście poszczę. Jednak na święta na pewno go ugotuję. Nie na wielkanocne śniadanie bo: a) żurek to żurek i koniec b) śniadanie jem nie pod własnym dachem tylko u teściów. Niech się zatem teściowa nalata - nie będę jej przecież życia ułatwiał własnym fermeszem bo i po co? Z dobrego serca? Teściowej? Podam go jak przyjdą goście. Podany w białych glinianych miskach będzie wybornym towarzystwem dla kilomerów kiełbas, które w tym roku uwędzę z pomocą Szefa. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
nastka79 22.03.2010 07:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 Nie otwierać drzwiczek piecyka w trakcie pieczenia bo się "przeziębi" i opadnie. Piec do "suchego patyczka" A ten patyczek to jak sprawdzić czy już suchy bez otwierania drzwiczek, bo ni cholery wymyślić nie mogę Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dandi3 22.03.2010 07:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 LOOOOODZIE jak po 30 min otworzysz to się nic nie stanie. Rozstrzygający jest pierwszy kwadrans do 20 min Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Chef Paul 22.03.2010 09:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 Paweł, weź Ty mi odpisz na posta o wędzeniu kiełbas łopatczanych a nie jajkami się rzucasz ... no dopiero teraz Twe "wątpliwości" znalazłem ... o tę saletrę w peklosoli chcę zapytać. W moim domu nigdy się jej nie uzywało. Do gotowej masy mięsnej dodawało się cukru. Konserwował on wyśmienicie kolor mięs. No chyba, że saletra potrzebna jest też w innym celu oprócz nadania czerwieni dziełu??? ... domieszka saletry jest już w peklosoli (około 2% pozostałe 98% to sół), saletra między innymi uniecestwia bakterie (utrwala również naturalny kolor mięsa, na samej soli mięso "szarzeje") ... cukier dodaję tylko w bardzo małych ilościach i tylko zimą (przyspiesza on rozwój flory bakteryjnej) ... Ty chyba tej kiełbaski robisz tylko kilka kilogramów (żeby WSZYSTKO siekać) ... łopatka (szczególnie jej dolna część) tak jak golonki mają sporą ilość "kleju", w wołowinie najwięcej w giczach pozdróweczka ps - saletra w naturalnej postaci (tak jak sól) występuje w przyrodzie ... jeżeli chodzi Tobie o przedstawienie reakcji chemicznych zachodzących podczas peklowania i co to jest miglobina i azototlenki to może jak wrócę z pracy Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dandi3 22.03.2010 09:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 Tak, nie robię jej wiele. W tym roku 15 m jelit kupiłem. Ale wiesz, nawet gdyby ich było jak z Podlasia na Florydę i tak bym pokroił. Prababcia z niebios zezuje czy by komuś w łeb pierunem nie łupnąć. A ona potrafiła za życia to i pewnie po śmierci umie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Chef Paul 22.03.2010 10:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 ... więc, ani się waż Babci wkurzać ... muszę lecieć ... niedługo stado głodomorów u drzwi pzdr Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Pepeg z Gumy 22.03.2010 18:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 Fermesz z drobiem, który na bank się nie zwarzy przez kulki kulki . Fermesz powiadasz. Że ja też Cię wcześniej nie znałem. Kiedyś wraz z kumplem z kapeli wynajmowałem mieszkanie. Zgodnie z maksymą sex, drugs and rock'n roll życie toczyło się nam beztrosko według wymienionych trzech reguł . Na szczęście pozycję drugs zastępowaliśmy pozycją alcohol ale i to ,wbrew temu co pisałeś wcześniej, nie dostarczało odpowiedniej ilości wapnia i mikroelementów a i mimo wielkiej kaloryczności wcale nie gasiło łaknienia ,zwłaszcza rano , oraz wypłukiwało magnez powodując permanentny ból w okolicy ciemienia i czoła. Niestety mimo pewnych zdolności manualnych, potrzebnych nam do wykonywania zawodu, po wejściu do kuchni, okazywało się ,że mamy tak zrytą motorykę, że przygotowanie głupiej kanapki z ogórkiem , ocierało się o natychmiastową interwencję chirurgiczną . Na szczęście dla naszej egzystencji, mieliśmy zaznajomioną fankę naszych talentów, która nawiedzała nas i oprócz rozlicznych swoich zalet , co jakiś czas uzupełniała nam monotonny jadłospis płynny paszą treściwą. Nauczyła nas robić bułczane knedliki, które pozwoliłem sobie lekko zmodyfikować. Produkty: 2 bułki (te z dupką nie kajzerki) Szklanka mąki Szklanka mleka 5 dag drożdży ( dla leni łyżeczka proszku do pieczenia) 1 jajko Sól, cukier, masło, czosnek suszony ( nie musi ), bułka tarta. Bułkę kroimy w drobną kostkę, przekładamy na zimną patelnię, włączamy ogień , skrapiamy olejem i powolu zaczynamy robić grzanki. Chodzi o to żeby nie tylko zrobić grzanki ale żeby były również suche i bardzo chrupiące. Na koniec dodajemy masło ew. dodatkowo posypujemy do smaku czosnkiem i czekamy aż się dobrze zrumienia i będą smaczne. Drożdże rozrabiamy z mlekiem, łyżeczką cukru, Zalewamy grzanki, dodajemy mąkę,jajko, łyżeczkę soli, mieszamy, dodajemy mąkę i wyrabiamy łyżką ciasto. Nie za długo , składniki muszą się tylko wymieszać a bułka nie rozciamkać, Lenie zamiast rozrabiać drożdże wsypują łyżeczkę proszku do pieczenia. Smarujemy masłem kubki, przesypujemy bułką tartą i napełniamy ciastem do 3/4. Takie kubeczki wstawiamy do garnka z gotującą się wodą. Wody ma być tyle, żeby sięgała do wysokości ciasta w kubku. Kąpiel trwa tak długo aż ciasto wyrośnie i nie klei się do patyczka. Można jeść z różnego rodzaju sosiwem i mięsem, można ( najlepiej nawet) przesmażyć chwilę na maśle, nawet na drugi dzień. Danie bardzo kawalerskie ale z pewnością zastąpi pyry, kluski czy ryż. No i nieźle trzyma. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dandi3 22.03.2010 18:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 Na szczęście pozycję drugs zastępowaliśmy pozycją alcohol Bo Polska jako kraj zaniedbany gospodarczo zachłystywał się makówkami jak już reszta świata wychodziła z odwyków. Wielkiie mi co mimo pewnych zdolności manualnych, potrzebnych nam do wykonywania zawodu zgaduję, że w kapeli byłeś harfistką...? taaaak, każdy z nas ma za sobą burzliwą młodość. Oprócz mojej zony. Kiedyś wzięło nas towarzysko na wspominki i kiedy doszło do mojej Złociutkiej, wyjawiła, że Ona miała w szkole same piątki. Tyle tylko, że ja nie grałem w młodości w kapeli - ja byłem zwykłym pijakiem a nie pijakiem z bohemy. Są szanse że znam nazwę zespołu? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Pepeg z Gumy 22.03.2010 18:29 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 zgaduję, że w kapeli byłeś harfistką...? Lepiej mi szło jednak na organach (żeńskich) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Chef Paul 22.03.2010 22:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 ... Zgodnie z maksymą sex, drugs and rock'n roll życie toczyło się nam beztrosko według wymienionych trzech reguł . ... ... wino, kobiety i śpiew Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Pepeg z Gumy 22.03.2010 22:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2010 ... ... wino, kobiety i śpiew Taaa! W wersji ordynarnej : k..wa, ćwiara i gitara. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.