Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Gdy dziecko jest starsze (samodzielne) zostanie samo w domu (bo na wsi raczej bym nie zostawiła syna samego).

 

dlaczego? możesz mi wyjaśnić bo mnie zaintrygowałaś

 

 

 

Z takiego powodu,że na wsi do sąsiada jest zazwyczaj kawałek drogi.Dziecko poprostu czuje się bezpieczniejsze wśród ludzi i mając świadomośc,że ktoś jest niedaleko niego-w razie jakiego kolowiek niebezpieczeństwa.Moje dziecko jest typowym mieszczuchem :D i miasto i daje mu poczucie bezieczeństwa.Takie jest nasze zdanie -Ty oczywiście możesz się z tym nie zgadzać.Dlatego między innymi mamy dom w mieście.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 353
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Nie od dziś wiadomo,że szkoły na wsi mają niższy poziom.

 

tego bym nie powiedziała, mam porównanie i nie zawsze tak jest. np na wsi szkoły są dofinansowana b.dobrze i basen, zajęcia pozalekcyjne, niektóre wycieczki są darmowe...w mieście niekoniecznie. Najlepiej się zorientować co i jak w danej miejscowości. Zmieniałam szkołę w trakcie nauki, po szkole na wsi, w mieście przez pierwszy rok byłam do przodu z materiałem, klasa na wsi liczyła 15 osób...w mieście było nas 40 i jakość nauczania gorsza nie mówiąc już o "fali".

 

Moje doświadczenia ze szkołami na wsi są zdecydowanmie inne :o .Jeśli masz dobrą szkołe we wsi z wieloma zajęciami dodatkowymi,świetlicą i dobrą kadrą to Ci zazdroszczę :o .

Znajomi którzy mieszkają pod miastem zapisali dzieci do szkoły na wieś i załamali się poziomem tej szkoły.Przedewszystkim poziom bardzo niski,nauczyciele niewymagający-bo dziec muszą pomagać w polu , wykopki itp więc Pani na zadaje lekcji i nie wymaga.Mi nie o to chodzi.Pozatym zajęcia dodatkowe w szkole na wsi są uboższe lub wcale ich nie ma :cry: .Poprostu nie ma kto na nie chodzić lub rodziców nie stać.

Darmowe wycieczki?To dla mnie nie argument.Zresztą wydaje mi się,że trzeba za nie płacić zarówno na wsi jak i w mieście.

W większości szkól na wsi pozatym nie ma swietlicy.A jeśli pracujesz masz problem jak odebrać dziec po 4 godzinach :evil:

Mój syn chodzi na piłkę nożną,basen,karate i angielski-myślę ,że mieszkając na wsi-nie chodził by na tyle zajęć dodatkowych bo miałby problem z dojazdami.A Tak po szkole przyjdzie do domu zje obiad, później na zajęcia pójdzie lub pojedzie autobusem ( zależy jakie) a wieczorem może pojechać do kina lub wyść na plac zabaw.A w tym czasie ja i mąż jesteśmy w pracy.Na wsi byłoby to niewykonalne.

Apropo znajomych którzy zamieszkali pod miastem-Po dwóch latach (głównie ze względu na dzieci) powrócili jednak do miasta.Nie mogli pogodzić wożenia dzieci do miasta do szkoły,zajęc dodatkowych,zakupów w mieście itd. Doszło do tego,że wracali wkurzeni o 21 domu-bo czekali w mieście aż dzieci skończą szkołe,pójdą na angielski ,basen ,do koleżanki.A dom stawał się coraz bardziej zaniedbany i nie mieli czasu z niego kożystać :evil: .

Stwierdzili,że to ponad ich siły i wrócili do mieszkania do miasta.

Poruszyłaś jeszcze problem liczności klas.Wydaje mi się,że klasa nie może liczyć więcej jak 25-30 uczniów - regulują to przepisy.W szkole na wsi klasy są mniej liczne-ale za to wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą-to też spostrzeżenia tej koleżanki :cry:

 

Niestety szkoły na wsi w okolicy Lublina są dla mnie nie do przyjęcia (dlatego tak wiekle osób wozi dzieci do przedszkoli i szkól do miasta) ale jeśli u Ciebie są dobre szkoły na wsi to tylko się cieszyć.

 

Emilko!

Fajnie,że odnalazłaś swoje miejsce na ziemi i ,że potrafisz się nim cieszyć.

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy dziecko jest starsze (samodzielne) zostanie samo w domu (bo na wsi raczej bym nie zostawiła syna samego).

 

dlaczego? możesz mi wyjaśnić bo mnie zaintrygowałaś

 

 

 

Z takiego powodu,że na wsi do sąsiada jest zazwyczaj kawałek drogi.Dziecko poprostu czuje się bezpieczniejsze wśród ludzi i mając świadomośc,że ktoś jest niedaleko niego-w razie jakiego kolowiek niebezpieczeństwa.Moje dziecko jest typowym mieszczuchem :D i miasto i daje mu poczucie bezieczeństwa.Takie jest nasze zdanie -Ty oczywiście możesz się z tym nie zgadzać.Dlatego między innymi mamy dom w mieście.

 

do najbliższego sąsiada mamy 8m :wink: sąsiednia działka, następni to około 200-300m. Osiedle domków jednorodzinnych jest w śród pól mieszkamy w miasteczku turystycznym jest wiele atrakcji i dojdziemy tam spacerkiem. np na plażę idziemy w klapkach i z ręcznikiem pod pachą. :wink: Bardzo chętnie przyjeżdżają do nas dzieci siostry i zostają same na chacie i są z tego powodu bardzo zadowoleni.

 

Myślę że wieś wsi nie równa :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie od dziś wiadomo,że szkoły na wsi mają niższy poziom.

 

tego bym nie powiedziała, mam porównanie i nie zawsze tak jest. np na wsi szkoły są dofinansowana b.dobrze i basen, zajęcia pozalekcyjne, niektóre wycieczki są darmowe...w mieście niekoniecznie. Najlepiej się zorientować co i jak w danej miejscowości. Zmieniałam szkołę w trakcie nauki, po szkole na wsi, w mieście przez pierwszy rok byłam do przodu z materiałem, klasa na wsi liczyła 15 osób...w mieście było nas 40 i jakość nauczania gorsza nie mówiąc już o "fali".

 

Moje doświadczenia ze szkołami na wsi są zdecydowanmie inne :o .Jeśli masz dobrą szkołe we wsi z wieloma zajęciami dodatkowymi,świetlicą i dobrą kadrą to Ci zazdroszczę :o .

Znajomi którzy mieszkają pod miastem zapisali dzieci do szkoły na wieś i załamali się poziomem tej szkoły.Przedewszystkim poziom bardzo niski,nauczyciele niewymagający-bo dziec muszą pomagać w polu , wykopki itp więc Pani na zadaje lekcji i nie wymaga.Mi nie o to chodzi.Pozatym zajęcia dodatkowe w szkole na wsi są uboższe lub wcale ich nie ma :cry: .Poprostu nie ma kto na nie chodzić lub rodziców nie stać.

Darmowe wycieczki?To dla mnie nie argument.Zresztą wydaje mi się,że trzeba za nie płacić zarówno na wsi jak i w mieście.

W większości szkól na wsi pozatym nie ma swietlicy.A jeśli pracujesz masz problem jak odebrać dziec po 4 godzinach :evil:

Mój syn chodzi na piłkę nożną,basen,karate i angielski-myślę ,że mieszkając na wsi-nie chodził by na tyle zajęć dodatkowych bo miałby problem z dojazdami.A Tak po szkole przyjdzie do domu zje obiad, później na zajęcia pójdzie lub pojedzie autobusem ( zależy jakie) a wieczorem może pojechać do kina lub wyść na plac zabaw.A w tym czasie ja i mąż jesteśmy w pracy.Na wsi byłoby to niewykonalne.

Apropo znajomych którzy zamieszkali pod miastem-Po dwóch latach (głównie ze względu na dzieci) powrócili jednak do miasta.Nie mogli pogodzić wożenia dzieci do miasta do szkoły,zajęc dodatkowych,zakupów w mieście itd. Doszło do tego,że wracali wkurzeni o 21 domu-bo czekali w mieście aż dzieci skończą szkołe,pójdą na angielski ,basen ,do koleżanki.A dom stawał się coraz bardziej zaniedbany i nie mieli czasu z niego kożystać :evil: .

Stwierdzili,że to ponad ich siły i wrócili do mieszkania do miasta.

Poruszyłaś jeszcze problem liczności klas.Wydaje mi się,że klasa nie może liczyć więcej jak 25-30 uczniów - regulują to przepisy.W szkole na wsi klasy są mniej liczne-ale za to wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą-to też spostrzeżenia tej koleżanki :cry:

 

Niestety szkoły na wsi w okolicy Lublina są dla mnie nie do przyjęcia (dlatego tak wiekle osób wozi dzieci do przedszkoli i szkól do miasta) ale jeśli u Ciebie są dobre szkoły na wsi to tylko się cieszyć.

 

Emilko!

Fajnie,że odnalazłaś swoje miejsce na ziemi i ,że potrafisz się nim cieszyć.

Pozdrawiam!

 

Na wstępie dziękuje ci za tak wyczerpującą odpowiedź, sądzę że wiele osób zastanowi się po przeczytaniu tego, czy są gotowi zamieszkać w domu.

 

Opowiem Ci jak jest u nas na wsi ;) Jeśli chodzi o atrakcje dla dzieci...przynajmniej u nas to mamy np własną małą ligę z boiskiem, dużą sale gimnastyczną (czego ja np w mieście nie miałam). co do bezpłatnych wycieczek to np na zasadzie zbierania np kasztanów przez dzieciaki, które nauczyciele zaniosą do zoo i dzięki temu dzieci wstęp mają gratis...do zoo też mamy blisko, mieszkamy tylko 12 km od centrum a jesteśmy na wsi. Szkoła jest bardzo blisko, dziecka nie trzeba zawozić...jeszcze nie wiem jakie hobby będą miały moje dzieci (ja miałam np piłkę ręczną i mimo że mieszkaliśmy w mieście i tak mama mnie zawoziła na drugi jego koniec) więc tym póki co się nie przejmuję. Jak już wspominałam jest to turystyczna miejscowość więc są szlaki turystyczne ścieżki rowerowe, stadnina koni, kajaki, plaża, pizzerie i kawiarnie, lasy, dzikie zwierzęta itd itp :wink: ...jestem szczęściarą co nie? :) no brakuje dobrych sklepów bo w miejscowych to ceny też są "turystyczne" więc póki co zakupy robimy po dradze z pracy. Na szczęście już niedługo ma się to zmienić. Zgadzam się z Tobą ,że na wsiach bywa różnie najważniejsze że zorientowałaś się co i jak i wybraliście najlepszą dla siebie i Twojej rodziny opcje. Bo np mam znajomych z dwójką dzieci w wieku szkolnym, którzy chcą wybudować dom daleko od centrum przy czym matka nie ma prawo jazdy i w tej wsi nie ma kompletnie nic - ani szkoły, sklepów, atrakcji...ale za to piękne widoki :), jeździ PKS raz na na 3h więc dzieci będą wozić do starej szkoły. Uważam że to kompletnie niepoważna decyzja, będzie im bardzo ciężko...pewnie tak jak Twoi znajomi szybko się z tej wsi wyniosą. Mimo że opowiedziałam im o trudach które ich czekają...nie zważają na nic byleby tylko mieć dom i na to wpływu nie mam...

 

Wniosek nasuwa się jeden...lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja będzie miała wpływ na to czy dom będzie tym najlepszym miejscem na ziemi...czy udręką z którą albo się walczy kosztem samego domu i rodziny, albo rezygnuje i sprzedaje dom na rzecz mieszkania w mieście. Warto więc wszystko 3 razy przemyśleć niż potem żałować, nie ma co iść w tym przypadku na żywioł - bo działka tania, bo w rok się chce wybudować, bo mam dość bloku...

 

A tak na marginesie dzięki temu że mam dom mogę mieć dwa duże sierściuchy bo psiaż ze mnie straszny :wink: i chodzić na spacery po lesie...

 

Cieszę się że mogę z Tobą porównać wrażenia z mieszkania w domu w dwóch różnych miejscach...to bardzo b u d u j ą c e :wink:

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wniosek nasuwa się jeden...lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja będzie miała wpływ na to czy dom będzie tym najlepszym miejscem na ziemi...czy udręką z którą albo się walczy kosztem samego domu i rodziny, albo rezygnuje i sprzedaje dom na rzecz mieszkania w mieście. Warto więc wszystko 3 razy przemyśleć niż potem żałować, nie ma co iść w tym przypadku na żywioł - bo działka tania, bo w rok się chce wybudować, bo mam dość bloku...

 

 

 

Wydaje mi się że ta wypowiez jest kropką nad I naszej rozmowy :)

I zgadzam się ,że wieś wsi nierówna.Trzeba najpierw zastanowić się co dla nas ważniejsze i wygodniejsze-bo przecież każdy oczekuje od życia czego innego.

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Urodziłem się w bloku, w bloku na Żoliborzu również się wychowałem na 42 metrach. Zawsze marzyłem o domu i los tak chciał że od 20 lat mam go. Budowę rozpocząłem jeszcze na studiach w głębokiej komunie. Wakacji tylko miesiąc, bo reszta spędzona na saksach. Wracałem z Norwegii oddawałem pieniądze i od nowa pożyczałem aby pchać budowę do przodu. Coś ok. 1990 wraz z żoną i córką zamieszkałem i nigdy przenigdy nie wróciłbym do bloku. Jak jadę do siostry która ma ładne 70 m mieszkanie to się duszę. Jak przez 2 miesiące mieszkałem w 74 metrach w centrum u teściów (tylko moja rodzina bo teściowie na lato jadą na wieś) to okna nie można było otworzyć bo podróżnicy z dworca centralnego terkotali walizkami na kółkach, albo młodzież wracała z imprezy. Mieszkam też w granicach Warszawy (do PKiN 7 km) ale mam spokój i ciszę. Coś do zrobienia w domu? Toż to przyjemność i satysfakcja. Teraz syn już pomaga choć nie za bardzo lubi. Odśnieżanie? Tej ciężkiej zimy ok 15 razy trzeba było powalczyć z łopatą na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, rynna pod naporem śniegu się urwała? Przyszedł fachowiec i naprawił. Nie bardzo rozumiem te rozważania. Blok dla jednych ma zalety, dla mnie żadnych, ale rozumiem i nie oceniam mieszkaniowców. Na starość sprzedam dom i wybuduję d o m e k pod Warszawą a przy okazji zostanie niezła część na szaleństwa emerytalne. Forumowicz który pisze o tym jak brakuje dziecku na buty czy lekarstwa bo dom wybudował, po prostu pomylił priorytety i przeszacował swoje możliwości. Zdarza się jak w życiu. Jak będzie miał dość, to sprzeda dom i kupi mieszkanie sądzę że całkiem spore. A co zrobi mieszkaniowiec? kupi kawalerkę, aby zostało na długi? Pamiętajmy że dom potrafi być lokatą.Nawet ten obciążony.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minal rok odkad zamieszkalismy w domu. Zasypiam i budze sie myslac o starym mieszkaniu. Tesknie!

W mojej rodzinie mam pelno przypadkow: "sprzedalem dom-kupilem mieszkanie w bloku". Zwlaszcza na starosc dom to duza uciazliwosc.

 

o kurcze, a napiszesz za czym tęsknisz odnośnie tego mieszkania?

 

Wiesz ja też biorę pod uwagę to że jeżeli dom będzie dla mnie udręką to go sprzedam bez żalu, bo liczy się dla mnie komfort życia a nie posiadania. Więc nie neguję takich decyzji.

Tesknie za:

- uporzadkowaniem, gdzie wszystko mialo swoje miejsce i jednoczesnie bylo pod reka :-)

- czystoscia - teraz widze, ze te 80m sprzatalo sie bez wysilku :-)

- brakuje mi bliskosci rodziny, tego, ze sa tuz obok, ze wiem o co sie kloca, co kombinuja, co robia w danym momencie, czy np. gadaja w necie :-)

- brakuje mi widoku rano na ulice, by sprawdzic jak ludzie chodza ubrani :-)

- oraz tego, ze lezac na kanapie widze przez balkon wspaniale zachodzace slonce...

- tesknie za oswietlonym cala noc kosciolem, za tym, ze moge gdy chce isc przed praca na msze na 7.00, 7.30 lub 8.00, a w niedziele mam do wyboru m.in. msze na 13, 14 lub 15

- tesknie za sasiadami

- za sklepikiem w mojej bramie, jego przesympatycznym wlascicielem, u kt. kupuje sie na zeszyt, a nawet pozycza pieniadze, fryzjerem tuz obok i aptekarka, z kt. sie zaprzyjaznilismy

- tesknie za spacerami po parku

- za wycieczkami rowerowymi do zoo, nad rzeke czy trasa od parku do parku

- za basenem, kt. nigdy nie bede juz miec tak blisko

- za tym, ze z kazdej imprezy w rynku wracamy pieszo, by wytrzezwiec

- a nawet za tym, ze jak zabraknie w nocy prezerwatywy to po 5 minutach biegiem mam juz ja z najblizszej stacji paliw ;-)

.......jeszcze mi sie przypomnialo, ze tesknie:

- za lazienka, w kt. siada sie na wannie, gdy czlowiek zmeczony myje zeby

- za Wc, przy kt. jest umywalka, gdy nie ma sily sie podniesc to mozna sie wesprzec, a gdy zupelnie nie ma sily to mozna glowe przylozyc do tej zimnej umywalki i sie ochlodzic ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przeczytałam wszystkie wypowiedzi i też postanowiłam się dołączyć.

 

dlaczego?

bo wielu ludzi (w tym mój ojciec) nie rozumie, czemuż to chcę się przenieść do mieszkania, zamiast wciąż mieszkać z nimi w domu. powodów jest conajmniej kilka, ale od początku.

 

przez 16 pierwszych lat swojego życia mieszkałam w bloku - ostatnie piętro, mieszkanie 63 m2, zaadoptowane przez moich rodziców ze strychu. i było mi tam dobrze. znałam całą okolicę, miałam blisko do centrum (jakieś 10-15 minut spacerkiem), komunikację miejską pod nosem - bezpośredni dojazd dosłownie wszędzie w trójmieście, wszystkich swoich znajomych. ale rodzice chcieli domek i się budował. priorytetem była przeprowadzka zanim mój młodszy brat pójdzie do 1 klasy podstawówki - żeby w miedzyczasie nie zmieniał szkół. ja byłam już w LO, więc tak czy tak dojeżdżałam - co prawda ponad 2 razy dłużej z nowego domku, niż starego mieszkania, ale.

 

miałam bardzo mieszane uczucia przy przeprowadzce - z jednej strony się cieszyłam, bo nowy 20 m2 pokój, pod skosem, z balkonem, to było dokładnie to, o czym od dawna marzyłam. ale wszystko inne było złe - brak znajomych w okolicy, jakieś 10 km do starych znajomych, autobus jeżdżący 2 razy na godzinę, ogródek, w którym cały czas trzeba coś robić, mimo posadzenia kilku drzewek i trawki, odśnieżanie (!) przed domem i sprzątanie niemal 200 m2 domu, szambo i (początkowo) brak bieżącej wody oraz codzienne przerwy w dostawie prądu. dramat i tyle. gdy ma się 16-20kilka lat to naprawdę nie chce się tego wszystkiego w domu robić - myśli się wtedy o kolejnej imprezie, spotkaniu z przyjaciółmi, wyjeździe.

 

a i tak nie było bardzo źle - rodzicom trzeba przyznać, ze wybrali najlepszą możliwą działkę na tym odludziu. blisko przystanku, sklepy trochę dalej, ale do przeżycia. i wciąż w granicach gdyni.

 

na chwilę obecną, po 10 latach, zrobiło się to w końcu miejsce bardziej przyjemne do życia. choć odśnieżania nie cierpię na równi ze zmywaniem naczyń, a trawa jak dla mnie mogłaby rosnąć na dowolną wysokość. dużo też mi dał własny samochód, bo przestałam się czuć uwięziona na tych peryferiach.

 

jednak z wielką ochotą wrócę teraz do mieszkania. marzyłam o tym od momentu przeprowadzki. przede wszystkim się cieszę dlatego, że będzie tylko moje. ale też dlatego, że odpadnie mi wiele robót domowych i okołodomowych, w których trzeba było rodzicom pomagać (nie, nie pytali nigdy, czy mam ochotę zmarnować swoje popołudnie na odśnieżanie). i choć wciąż będę mieszkała na peryferiach miasta, to na powierzchni 4 razy mniejszej, co jednocześnie oznacza 4 razy mniej roboty. hurra!

 

 

mieszkanie we własnym domku ma niewątpliwie swoje zalety i pewnie kiedyś do tego wrócę. ale - na boga - nie teraz! nie mam ochoty marnować swojego czasu na dbanie o całe 'gospodarstwo'. chcę móc wrócić z pracy i robić nic, a nie latać z kosiarką. chcę wyjść na piwo czy do kina i nie zastanawiać sie, jak ja później wrócę do domu lub mieć poczucie, ze trwonię czas na rozrywki, gdy jest tyle do sprzątania. nie nie i jeszcze raz nie.

 

40 metrowe mieszkanie jest dla mnie teraz spełnieniem marzeń.

za kolejne 10-15 lat pewnie z radością powrócę do domku. z jednym tylko zastrzeżeniem - jak najmniej niezabudowanej powierzchni działki, którą trzebaby się zajmować!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months później...

witam

jak można się zorientować mam 29 lat i małe dziecko :) :) właśnie budowa dobiega końca. za parę miesięcy zamieszkamy. dom 6 km od granic miasta wojewódzkiego, 20 km od ścisłego centrum. mieszkałam na wsi i mój mąż też. moi rodzice mają to nieszczęście ze mieszkają w bloku tzw zakładowym i mają zerowe szanse na wykup mieszkania. czynsz za 68 m plus blaszany garaż wynosi 950 zł (w tym jest CO) bez wody i prądy. piszecie o funduszu remontowym- u rodziców brak. blok nie ocieplony, wymiana 40 letnich okien na własny koszt, połowa gniazdek nie działa, sprzątanie klatki- składka co miesiąc dla pewnego pana żeby to robił. czynsz płacą wszyscy 48 mieszkań. nawet 5 minut się nie zastanawiałam czy chce w takim miejscu mieszkać. koleżanka kupiła 56 metrowe nowe mieszkanie. jej stan deweloperski i mój za dom 200 całkowitej wyniósł tyle samo. do tego muszę doliczyć podłogi , drzwi i glazurę. wiem że muszę to pomnożyć razy 3 tego co ona wyda. ale i tak nie żałuję. piszecie o zajęciach dodatkowych dla dziecka- da się zorganizować, jeśli chodzi o przedszkole to bez różnicy bo u nas w mieście też ich nie ma. miasto i rozrywki- mam dość rozwodnionego piwa i drinków, dań niezgodnych z opisem i przypalonych. dojrzałam do tego że wolę sama coś ugotować i zapłacić kilkakrotnie mniej. jeśli chodzi o kino itp rozrywki to są osoby których w mieście nie stać na to. jeśli chodzi o uciążliwe prace ogrodowe- dla mnie to sama radość i piszę to jako osoba która musiał plewić kilka hektaró buraków cukrowych czy zrywać len jako dziecko. jeśli ktoś woli miasto okej- ja nikogo nie mam zamiaru przekonywać. blok też ma swoje plusy pod warunkeim że jest w miarę spokojne sąsiedztwo i blok nie jest w miejscu gdzie psy d...... pozdrwaiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie! Tak czytam i dochodzę do wniosku, że każdy w jakimś stopniu ma rację. Mimo tego my już postanowiliśmy - chcemy mieć swój własny domek. Niestety realia są jakie są i ciężko przy naszych niskich wypłatach cokolwiek odłożyć. Tak czy owak w kredyt i tak się zakopiemy, to tylko kwestia czasu. Może do 2 lat uda nam się kupić działkę i potem dostać kredyt na budowę. Wolę spłacać raty za dom niż za mieszkanie i do tego opłacać czynsz. Po wyliczeniu wychodzi prawie tak samo. Wiadomo, ze z własnej kieszeni musimy kupić opał na zimę, ale nie wyobrażam sobie teraz mieszkać w bloku (a mieszkałam sporo czasu). Tak jak pisze poprzedniczka: mnie również cieszy koszenie trawy, grabienie liści, itd. Dojazd będziemy mieć też dobry, a i tak na ewentualne wypady na miasto już teraz sobie nie możemy za bardzo pozwolić, więc także i przy kredycie nie będzie o tym mowy. Nie wiem jak inni, ale w bloku czuję, że się duszę. :rolleyes:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój syn chodzi na piłkę nożną,basen,karate i angielski-myślę ,że mieszkając na wsi-nie chodził by na tyle zajęć dodatkowych bo miałby problem z dojazdami.A Tak po szkole przyjdzie do domu zje obiad, później na zajęcia pójdzie lub pojedzie autobusem ( zależy jakie) a wieczorem może pojechać do kina lub wyść na plac zabaw.A w tym czasie ja i mąż jesteśmy w pracy.Na wsi byłoby to niewykonalne.

że też mi się chciało całość przeczytać ;) nie wiem w jakim wieku dzieci ale trzymam kciuki i szczerze życzę szczęścia. Biorąc pod uwagę czasy, w których żyjemy bałbym się tak zostawić dzieci, bałbym się, że przegapiłbym moment, w którym coś się "zaczęło psuć". To nie jest regułą, ale jak zachować dobry kontakt?

Co do tematu, gratuluję autorowi odwagi w podejmowaniu decyzji sam nie wiem czy byłbym w stanie podjąć taką decyzję, na szczęście po ponad 2 latach jest dobrze, więc nawet nie muszę się nad tym zastanawiać... Czy jest trudniej? Pewnie trochę tak, bo jeszcze wykańczam, jeszcze urządzam ogród i mało czasu zostaje na inne rzeczy, ale w moim przypadku więcej jednak korzyści niż wad... Najbardziej to mi brakuje sklepu ze świeżymi bułeczkami rano ;) ale to kwestia lokalizacji, a nie sprawa dom/mieszkanie ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że często powodem powrotu do miasta jest konieczność dbania o ogród. Nie wpadliście na to, by w ogrodzie NIE ROBIĆ trawnika?

 

a możesz mi podesłać jakieś dobre źródło dotyczące organizacji ogrodu bez trawnika? A może jakieś zdjęcia? Jak Damro uważam, że póki są dzieci to trawnik jest najlepszy, mamy gdzie grać w piłkę, jeździć taczką, turlać się a i kolana jakoś mniej zdarte... :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamiast trawnika - połać sztucznej trawy do zabawy, placyki z tartanu, większy taras. W pozostałym miejscach jałowce okrywowe i różne niskie krzewy. Dzieci potrzebują jakieś 50-100 m2 trawnika/miejsca do zabawy.

 

Poza tym można posiać koniczynę, rumianek i stokrotki zamiast trawy - nie trzeba kosić co tydzień, ale raz w miesiącu.

 

Ja zamierzam mieć ogród bez trawnika, bo sama nie mam czasu na jego pielęgnację.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieci potrzebują jakieś 50-100 m2 trawnika/miejsca do zabawy.

moje misie są bardzo ekspansywne ;)

 

Poza tym można posiać koniczynę, rumianek i stokrotki zamiast trawy - nie trzeba kosić co tydzień, ale raz w miesiącu.

póki dzieci biegają to koniczynę koszę na krótko żeby nie zakwitła, poza urokiem niestety pełno w niej zawsze pszczółek, co dla maluchów co chwilę siadających, biegających i nie wiadomo co jeszcze wyrabiających może zakończyć się niemiło, więc póki co trawka, choć już myślę o większej kosiarce żeby szybciej kosić :D

 

mam skarpę długości ze 12 metrów i wysokości 1,5 m na razie obsiane.... oczywiście! trawą :) musiałem czymś obsiać żeby mi deszcz nie spłukał, a to wydawało mi się najprostsze. Planuję to w całości obsadzić kosodrzewiną i mieć kosodrzewinową skarpę, ale to w przyszłości, znalazłem coś takiego jak barwinek, nadawałoby się? Skarpa jest na południe, nieosłonięta, słońce pali tam z pełną mocą... I takie pytanie osoby niezorientowanej w temacie: czy po takiej barwinkowej skarpie można chodzić czy należy przewidzieć ścieżki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barwinek to roślina wymagająca cienistych , wilgotnych miejsc i nie uprawia jej się z siewu tylko z sadzonek. Na nasłonecznione skarpy najlepsze są okrywowe jałowce. Nie trzeba ich podlewać. Oczywiście żaden problem poprzeplatać je karłowymi sosnami. Bo na obsadzenie wszystkiego kosodrzewiną trochę byś zapłacił.

Trawy nie trzeba usuwać, ale pół roku wcześniej należy ją zakryć czarną folią lub geowłókniną, żeby zgniła.

Po jałowcach trochę źle by się chodziło, więc jakaś ścieżka (np. z płut kamienia, płyt betonowych) by się przydała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na nasłonecznione skarpy najlepsze są okrywowe jałowce. Nie trzeba ich podlewać. Oczywiście żaden problem poprzeplatać je karłowymi sosnami. Bo na obsadzenie wszystkiego kosodrzewiną trochę byś zapłacił.

serdeczne dzięki, z jałowcami już coś próbuję na jednym końcu skarpy, właśnie ze względu na koszty moja kosodrzewinkowa skarpa to melodia przyszłości :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months później...

Przeczytałam wszystko, przebrnęłam i nasuwają mi się takie oto wnioski:

 

-wątek powinny przeczytać osoby mieszkające w blokach, które nawet nie myśłały o budowie domu, ale za to " wiedzą " ,że życie na wsi we włąsnym domu jest bajecznie proste, tanie ( !!! ??? ) , a latem wieczne wakacje; jak mi to określiła pewna pani - " wy to nawet na wyjazdy nie musicie wydawać, bo macie wakacje na miejscu, w ogrodzie, a my MUSIMY wyjechać, bo kto by spędzał urlop w bloku, ale to tyle kosztuje..."

 

- dla kogoś, kto się wychował we włąsnym domu i mieszkał od zawsze poza miastem wszystkie uciążliwości związane z dowożeniem dziecka na dodatkowe zajęcia, dojazdy do pracy, po zakupy, praca wokół domu i w domu są wkalkulowane w życie, tak się organizuje życie, czas i zajęcia,że starcza na przyjemności i na kawkę na tarasie...;

 

- wydaje mi się,że jedni dali się ponieść fali swego rodzaju mody w otoczeniu na własny dom- bo podnosi prestiż, bo inaczej na mnie patrzą, bo Kowalski i Leśniewski już mieszkają i chwalą się jak im tam wspaniale, w końcu stać mnie..... a potem budzą się we własnym domu i są zdziwieni,że samemu trzeba podjazd odśnieżyć, kupić opał, pilnować ogrzewania. Dla jednych to normalka, inni czują się przemęczeni ponad miarę. Dla jednych do wielkich problemów urasta niemożność zaimprezowania w sobotę i zamówienia pizzy, dla drugich ważny jest czas spędzony z własnymi dziećmi na graniu w piłkę w ogrodzie.

 

Tak sobie myślę - czy w życiu chodzi tylko o to,żeby mieć wygodniej,łatwiej, mniej pracy a więcej przyjemności, bez zbędnego wysiłku? A ten kto buduje dom, odmawia sobie, zaciska pasa, póżniej sam tyle stara się koło tego domu zadbać, naprawić, kosić - kosztem wypadów na imprezy nocne, spacerów w parku miejskim. odpoczynków na kanapie przed telewizorem - to jakiś kosmita? Nawiedzony? Nieroztropny?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...