Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    115
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    1 115

Entries in this blog

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

KWIECIEŃ (przyroda wchodzi do domu)

 

Jak zwykle chętnie jedziemy zobaczyć hacjendę. Nawet co dnia po pracy. W poniedziałek mają wejść montować okna, bo coś im się omsknęło o tydzień. Trzeba zatem było "odbić" okna zasłonięte na zimę folią i zabite deskami. Patrząc na siebie nawzajem z moją słabszą połową, stwierdziliśmy, że panowie okienni sami sobie te okna odsłonią, bo my jakby nie w stanie. Ale za chwilę patrzę, a mężunio dzielnie zakłada rękawice. Co robisz? -pytam, bo przecież nie wolno mu robić gwałtownych, wysiłkowych ruchów.

-Nie chcę, żeby mi ścianę wykruszyli - odpowiedział i zabrał się do roboty.

To się nazywa osobiste podejście inwestora do inwestycji! Te ściany, te podłogi, "moje instalacje", człowiek budujący traktuje z czułością, jak nie przymierzając własne dziecko. Każdy objaw niechlujności wykonawców odbieram niemal osobiście. Tysiące razy oglądamy te same ściany i odkrywamy nowe rzeczy, typu: Patrz ten parapet to jest na tyle nisko, ze wygodnie będzie na nim przysiąść (o wykuszach). Patrząc na taras już widzimy te wieczory przy kominku.

A poza tym obiektywnie ujmując bardzo dobrze się tam czuję. Mogę tam jechać każdego dnia po pracy, w korku, żeby tylko poczuć to powietrze (te okoliczne dęby!), posłuchać ptaków. Czasami to niemal trzeba głowę schylać będąc w ogrodzie (jeśli można tak nazwać ten zbiór różności budowlanych, hałd i wykopów) żeby ci coś pikującego nie zaparkowało w czapce.

Wczoraj odkryliśmy, że ptaki założyły sobie gniazdo na naszej więźbie w samym wschodnim rogu domu. I to muszą być spore ptaki, bo gniazdo jest okazałe. Oczywiście sąsiad zaczął się z nas obśmiewać ("co - orły wam się zalęgły?... ), ale nam się miło zrobiło, że nie tylko my się tam dobrze czujemy. Trzeba jednak będzie to gniazdo stamtąd wyrzucić. Lepiej teraz zanim pojawiły się pisklęta, bo przecież w Czerwcu wejdą tam majstry od sufitów.

A Marek znowu w boleściach. Ale przecież ochrona ścian jest ważniejsza od własnego kręgosłupa!

cdn

 

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-06-24 16:55 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

07 Kwiecień (dygresje + drzwi)

 

W niedzielę jak zwykle wycieczka krajoznawczo-turystyczna do dawnego uzdrowiska słynącego ze swoich dębów - czyli Grodziska Maz. Na naszej działce moje dzieci mają wszystkie krajobrazy: góry ziemi zebranej spod domu porośnięte trawą i czasami ozdobione skwarkiem głazu narzutowego. Jeziora niedoszłej hydroforni - a przyszłego oczka wodnego (teraz akurat w stanie przyschnięcia) i niedoszłego szamba, w którym tego dnia o mały włos nie wykąpał się mały sąsiad. I wreszcie sahary różnej maści w postaci kup sypkiego piasku i żwiru, które małe stopy roznoszą po działce z przedziwną sprawnością.

 

Zadziwia mnie jak prawdziwe jest trzecie prawo termodynamiki, gdy patrzę przy każdej wizycie jak pogłębia się chaos na mojej działce. Jeśli bowiem wyzbieram resztki styropianu i wyrzucę resztki folii, a deski poukładam, to przy następnej wizycie GWARANTOWANE jest, że przynajmniej te drobniejsze części zastanę rozwleczone po całej działce prawdopodobnie przez lisy, które mieszkają na sąsiedniej działce (które podgięły ogrodzenie i zrobiły sobie na moją działkę przekop). Ostatnio zostawiły nawet zwłoki jakiegoś rozszarpanego ptaszora maści białej na środku mojego ulubionego salonu.

Dodatkowo na mojej działce znajduję zupełnie nie moje rury plastikowe, lub nieplastikowe wszelkiej maści, które chyba u mnie rosną, lub też jak przysłowiowe "miąsko" - wypełzają spod ziemi.

Dochodząc do sedna sprawy ostatnie wylewki wylewane były w piątek. Potem były te cholerne mrozy, więc byliśmy zestrachani czy nam beton nie przemarzł. Nie wiem jak wygląda przemarznięty beton, ale miejscami były bardzo białe plamy, które łatwo było palcem zdeformować. Miajster do którego natychmiast zadzwoniłam z rewelacją, powiedział morderczym głosem sączonym przez zęby, żebyśmy dali jeszcze wylewce czas na stwardnienie, a potem będziemy się martwić. I już nie nazwał mnie "swoją ulubioną chlebodawczynią" jak to zwykle robi. Być może dlatego że chętnie by się jej wtedy pozbył na zawsze...

Druga sprawa która wyszła gdy oglądalismy wylewki to drzwi. Otóż każdy z otworów włącznie z wejściowymi ma 2001mm wysokości. Wejściowe od góry mają 8cm framugi, tak więc drzwi w swoim świetle mają szansę mieć 194cm wysokości. ALE PLAMA, jak to w telewizji mówią. Mój mąż ma bowiem 188cm, jeśli dodamy podeszwy to okaże się, że czapkę mu drzwi same zdejmą. A jakby przyczepić od góry grzebyczek, to jeszcze uczeszą. Dodam jeszcze, że owe drzwi gotowe czekają już na wstawienie, więc nie wchodzi w rachubę powiększenie otworu. Natomiast pozostałe otwory drzwiowe wewnątrz domu należałoby moim zdaniem powiększyć.

 

Trochę mi wstyd za taki błąd, bo ewidentnie same drzwi powinny mieć co najmniej 200cm wysokości. Marek mnie pocieszał, że statystycznie mało jest ludzi wyższych niż 190cm i faktycznie ja takich obecnie nie znam. Ale przyszłe pokolenie rośnie, więc moje drzwi będą automatycznie eliminować część absztyfikantów przychodzących do moich córek...

 

cdn

PS Zastanawiamy się nad rozebraniem skracanej ostatnio ściany od kuchni i postawieniem jej jeszcze raz w porządny sposób z ładnej cegły...

PS2 Marek pograł przez chwilę z sąsiadami w piłkę i teraz czuje się bardzo źle.

 

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-04-10 09:00 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Byłam wczoraj na placu boju. Uczucia mam mieszane, bo z jednej strony cieszę się, że pewien etap się kończy. Niedługo będziemy mogli wstawić okna, na co czekam z drżeniem serca, bo okaże się dopiero wtedy, czy nasz wybór jednoprzestrzennego okna bez podziałów w wykuszu był dobrą decyzją, czy też nie. Z drugiej strony wydawało mi się, że zobaczę równą przestrzeń, tymczasem w wylewkach są 2cm rowki w miejscach gdzie była metalowa rurka w celu trzymania poziomu. Dopiero dzisiaj mają dolewać w miejscach w których zabrakło i zacierać te rowki. Jutro też mają być wylewane 6cm wylewki w sypialniach i gabinecie.

 

Wylewki wydają mi się bardzo wysokie (oglądaliśmy je z poziomu zerówki w garażu i na tarasie), tymczasem nasz nieoceniony hydraulik już się rwał aby mi udowodnić, że to jest dokładnie 7cm. Musiałam go siłą przytrzymać, bo po co ma nakłuwać moją cenną wylewkę? Po drugie wydawało mi się, że na pewno za niskie będą drzwi. Aż poleciałam do sąsiadki, która ma gotowy dom, sprawdzać jakiej wysokości drzwi są u niej. Okazuje się, że jest wszystko w porządku. Cały czas mam jednak nieodparte wrażenie, że za niskie będą pomieszczenia w naszym domu (z obliczeń wychodzi, że będzie 2,65m). W sobotę z elektrykiem będziemy oznaczać w domu planowaną instalację elektryczną i alarmową a okna będą montowane po 15 kwietnia.

Zgodnie również z radami nieocenionej Forumowiczki wylałam na wiadomy gres olej, trzymając go tam przez trzy godziny. Plamy nie było. Od wczoraj wieczór moczę też jedną płytkę w brodziku, żeby sprawdzić czy nie puchnie. Mam tylko nadzieję, że jeśli płytka spuchnie to będę w stanie to zauważyć...

cdn

 

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-06-24 16:53 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

3 Kwietnia (zalewanie podłóg)

 

Skrzydła mam nieco przyszronione jako, że wciąż trzymają te nocne przymrozki. Telewizja jeszcze w święta piała, że będzie 21 stopni ciepła i ja się tak cieszyłam, że akurat w taką pogodę robimy wylewki. A tu, kurna, nagle zmiana w odwrotną stronę i ma byc do -7 stopni z czwartku na piątek! Wczoraj spanikowani dzwonimy do hydraulika, żeby przełożyć wylewanie. A on nam na to z wiadomością, że już nawodnił instalację podłogówki (bo żeby zalewać wylewkę na podłogówce rury muszą być wypełnione wodą). Teraz się już zatem martwię nie tylko o wylewki ale i o nawodnione rury. No i dzisiaj nieodwołalnie przyjeżdża gruszka zalewać. A my po pracy jedziemy zabezpieczać teren przed mrozem tzn. zasłonić pozostałe niezasłonione otwory (drzwi wejściowe, drzwi między garażem a środkiem domu i drzwi balkonowe) i poobkładać je z zewnątrz styropianem. mamy przy tym nadzieję, że jeśli to zrobimy to te -7 na dworze nie przekroczy magicznych -5 w środku domu!!!!

Wczoraj też pojechaliśmy na Bartycką oglądać parkiet z różowego dębu, jako alternatywę desek Kempas. Parkiet kosztuje tyle samo co zwykły dąb, ale w trzech sklepach które odwiedziliśmy jest 10% rozbieżność cen na ten sam wymiar (6cm x 30cm). Nam najbardziej się podobał najdłuższy wymiar czyli 6cm x 42cm (20mm grubości) po 101,65zł brutto za m2. A podłoga z tego wygląda tak, jakby na drewnie o mlecznym kolorze wyrysowane były "żyłki" w jaśniejszym do ciemniejszego różowego koloru. Wygląda zatem nietypowo, a jednak to dąb. Nie wiem tylko czy będzie pasował do drzwi, okien itp, czyli z decyzją znowu trzeba poczekać. Zdecydowaliśmy się natomiast na gres na ogrzewanie podłogowe, firmy Polcolorit z serii Pietra Cynober i Pietra Beige, dlatego że jest wybór wielkości płytek w kilku rozmiarach, są do tego także dekory tłoczone w tym samym kolorze i listwy przypodłogowe a także ze względu na cenę - 30x30cm kosztują 35zł/m2! Wzięliśmy wczoraj po jednej płytce obu kolorów do domu i testowliśmy wylewając nań sok z czarnej porzeczki, sprawdzając czy nie będą przyjmowac plam jak to gres podobno potrafi, czy mimo nierówności powierzni płytek będą się dobrze zmywać i czy po zmywaniu nie będą śliskie. Egzamin zdały bardzo pozytywnie. Leżą sobie teraz te dwie płytki obok siebie przy drzwiach balkonowych mojego mieszkania, (bo testuję ich kolor przy różnych światłach)a ja patrzę na nie z czułością jak na własne dzieci. W końcu są to dwa fizyczne kawałeczki z mojego metafizycznego do niedawna marzenia o domu...

 

cdn

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-04-04 08:34 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC (ogrzewanie podłogowe)

 


Ponieważ w każdej opowieści powinny być zwroty akcji, oto następuje właśnie takowy zakręt. U nas w życiu jak w betoniarce – raz na wierzchu, raz pod spodem. Decyzje się zmieniają, a co za tym idzie sytuacja również. Piszę tu jako inny człowiek, o snach jak marzenie, i pozytywnym spojrzeniu na świat. A wystraczyło parę dni odpoczynku...

 


Ale wróćmy do betoniarki. W przedświąteczny czwartek udaliśmy się na inspekcję rozłożonego ogrzewania podłogowego. Hydraulik już na nas czekał, rozpromieniony, chętny do pokazania jak ładnie zrobiono.

 


W domu faktycznie jak na obrazku: rozłożono dwie warstwy folii, 3cm styropianu 20stki normalnej, na to 2cm styropianu 20stki normalnej w której zostały schowane rury ciepłej i zimnej wody w osłonkach (peszlach) i rury biegnące do grzejników w sypialniach i gabinecie, a na wierzch 5cm styropianu Kissan z naklejoną folią z rozrysowanymi kratkami. Tam gdzie nie będzie ogrzewania podłogowego wszystek styropian jest „normalny”, przykryty na wierzchu folią izolacyjną jeszcze raz. Przy ścianach i w ustalonych wcześniej miejscach jest zrobiona dylatacja ze specjalnej taśmy. Miejsce na kominek wymierzyliśmy wcześniej i z 15cm zapasem zostało ono odgrodzone taśmą dylatacyjną i deskami od strony kominka. Nie włożono tam styropianu, tylko zostało pozostawione do dlaszego uzbrojenia i wylania, po stężeniu wylewek w salonie, co pozwoli wyjąć deski. Zerówka nie została wokół kominka nadcięta, z powodu stwierdzonej (fizycznie) jej dużej wytrzymałości a także z powodu wiary w słowa i obliczenia Forumowiczów.

 


Na styropianie porozkładane są rury Kissanowskie z tworzywa, poprzypinane klipsami, oczywiście odległości między rurami różnią się w zależnosci od pomieszczenia. Jedyny błąd mojego hydraulika to założenie, że w hallu będą stały tajemnicze szafy w załomie stworzonym przez ścianę garderoby i salonu, tak więc tam rury nie zostały rozłożone. A tymczasem ja tam chciałam owszem coś wstawić, ale nie szafę gdańską, tylko coś delikatnego pod ścianą. Mają więc tam poprzesuwać trochę rury w stronę pusto postawionego miejsca.

 


Wszystko wygląda doskonale, zrobione jest z atencją i dokładnością, a jak zauważylismy „chłopcy” naszego hydraulika w szale porządkowania domu pod rozłożenie folii pozamiatali nawet garaż, który jeszcze nie miał być ruszany. Za tą część prac mamy zapłacić 9900zł. Dzisiaj (2 kwietnia) ekipa hydraulika ma wchodzić w celu wylewania wylewek po 12zł/m2.

 

 


Tu będzie dygresja dotycząca zdrowia mojego najmilszego, bo oto zdecydowaliśmy się „egzekucję” odsunąć przynajmniej o trzy miesiące. Kolejny specjalista, którego odwiedziliśmy w czasie świąt stwierdził, że patrząc na zdjęcie rezonansu Marek nie powinień chodzić, a tymczasem objawy fizyczne powoli ustępują. Bóle przeszły i nawet przykurcze się cofają. Jest zatem taka możliwość, że w wyniku oszczędniejszego trybu życia, lub też zdrowotnego, życiodajnego promieniowania żony ( ), następuje powoli proces swoistego zdrowienia. Jako, że takie procesy trochę zajmują, doradzono nam aby zaczekać kilka miesięcy i powtórzyć rezonans. Po kilku miesiącach powinno już być wiadomo co tak naprawdę się tam w środku dzieje i co dalej z tym robić.

 


Widząc na przykładzie tych kilku świątecznych dni jak potrzebny jest nam odpoczynek, planujemy już majowy wyjazd „rehabilitacyjny” nad ciepłe morze i ta myśl dodaje mi skrzydeł... których posiadania wszystkim budującym życzę!

 


cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC’27 (instalacje)

 


Na budowę wszedł hydraulik kończyć ogrzewanie podłogowe, a po świętach wylewki. Jutro pojadę sprawdzić, bo podobno ogrzewanie będzie już rozłożone.

 


Rozmawiamy z elektrykiem. Trzeba zrobić plan elektryki, który ewentualnie można będzie weryfikować telefonicznie, bo jak elektryk będzie działał, mój mąż będzie w szpitalu, a ja w charakterze Matki Teresy kszątać się będę obok niego.

 


Ja rozumuję tak, że trzeba sobie wyobrazić ustawienie mebli, użytkowanie kuchni i sposób jego oświetlenia itp. Zaczynam więc opowiadać elektrykowi swoje wizje. On jednak jako człowiek pracujący, który się głupotami nie zajmuje, z pobłażaniem godnym człowieka z wiedzą dla mnie tajemną, posłuchał przez chwilę co miałam do powiedzenia po czym rzekł: - Kochana, czy jedna czy dwie żarówki to mało ważne. Dla mnie istotne jest na której ścianie mam zostawić kabel i na ile razy chcesz mieć włączane światło (znaczy się dwoma osobnymi pstrykami, czy też jednym itp.) Tłumaczył też, jako że my elektrycznie upośledzeni, że nie można w pokojach zostawiać gołej ściany, bo nam się wydaje że wiemy gdzie będą stać meble. A jak zostaną przestawione to nagle zostaniemy uzależnieni od przedłużaczy, gustownie porozkładanych po kątach. Na to Marek wyciągnął projekt mówiąc jednocześnie z zadowoleniem, że nas ten problem nie dotyczy, bo spójrz tylko, szefie, w salonie jest tylko jedno miejsce gdzie może stać kątownik...

 

 


Jak już się przestaliśmy śmiać, to skończyła się rozmowa poważna, bo panowie zaczęli rozważać możliwości oszczędzania (po co światło w garażu, przecież jak będziesz wjeżdżał to zaświecisz sobie światłami, a jak wyjeżdżał to wstecznym...). Jedyne co się dowiedziałam, to że mamy kupić 400m. kabla i tyle na nasz dom powinno wystarczyć. Poza tym ustaliliśmy, że elektyk położy nam też sieć komputerową między gabinetem i sypialniami córek, a także sieć telefoniczną i domofonową. Zaproponował nam też żeby od razu robić podświetlenie okapów dachowych halogenkami, co u kogoś wcześniej widzieliśmy nocną porą i wygląda to bardzo ładnie. Ja chciałam jeszcze żeby rozłożyć kable do głośników od HiFi, ale obawiam się, że z tych moich ambitnych planów nici, bo brakuje na wszystko czasu.

 

 


Ustaliliśmy, że o kredyt występujemy po Marka operacji, ponieważ teraz miłościwie rodzice pożyczą nam 20 tys, a i zwrot podatków zapowiada się przyjemny w związku z zeszłoroczną budową. W tygodniu po świętach mamy jeszcze wybrać spośród firm robiących alarmy, rozpocząć działania z Shellem (zbiornik gazowy) i zamówić beton na wylewki, zadzwonić do gościa od dachówek po kratki zamykające dla gryzoni dachówki wentylacyjne. Trzeba też wreszcie zakończyć sprawę PITu, do którego jakoś nikt się nie zabiera, bo trzeba dokładnie policzyć wszystkie faktury z uwzględnieniem korekt itp., a to oznacza DUUUŻO pracy.

 

 


Czuję się czasem jakbym się poruszała w smole, nie mogąc oderwać nóg, ponieważ w pracy też urwanie głowy i każdy dziwnie patrzy jak ja dzwonię i się pytam parkieciarza, czy innego fachowca przez 15 min o szczegóły jego pracy. Mózg mam w rozdwojeniu, sama nie wiem o czym myśleć, w nocy się budzę bo mi się przypomina, że miałam coś klientce z pracy wysłać do 1kwietnia, a potem nie mogę zasnąć myśląc gdzie podziałam ofertę od Shella. W tygodniu przez to chodzę nie wyspana, a w sobotę budzę się o 6,00 jak skowronek, który zdycha jednak już koło 12.00. W niedzielę, gdy obudziałam się o 5,30 z poczuciem niepokoju, jakbym o czymś zapomniała, zaczęłam się już poważnie zastanawiać, czy nie potrzeba tu psychiatry. Przyznam, że przemknął mi przez myśl „PSYCHOLOG dyżur 24h” na Forum, ale przypomniałam sobie, że to żaden specjalista, tylko przecież samopomoc budujących, czyli ślepy - głuchego leczy...

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC (ile kosztują parkiety?)

Tak sobie siedzę i myślę, bo Mężunio zażyczył sobie przedstawienia gotowego wyliczenia w celu podjęcia decyzji (dyrektorskie maniery... ) A sprawa musi być rozstrzygnięta pilnie, bo różne są grubości rozważanych podłóg, a wylewki się wyleją w przyszłym tygodniu! Będę zatem myśleć głośno – może się to komuś przyda.

 

Wariant 1: parkiet dębowy o możliwie największych deszczułkach I klasa: (21x70x500mm) 102zł za metr (Drewex, Radzymin)

Robocizna: 45zł za metr ( w tym ułożenie, szlifowanie, 1x lakier podkładowy, 3x lakier normalny, przykręcenie listew)

Materiały dodatkowe: grunt do betonu i klej 35zł/m2. (biorę średnią z podanego zakresu 30-40zł), lakier podkładowy 2zł/m2. (taką cenę podał mi parkieciarz ), lakier (śmierdzący) ostateczny 8zł/m2.

RAZEM WARIANT 1: 192zł/m2 (bez kosztu listew) x 52m2 = 9984zł.

 

Wariant 2: parkiet dębowy II klasy (od czasu do czasu ma sęk, lekkie przebarwienia itp.) z tego samego źródła (21x70x500mm) 80zł/m , reszta to samo

RAZEM WARIANT II: 170zł/m2 (bez kosztu listew) x 52m2 = 8840zł.

 

Wariant 3: Deski Kempas (DLH, 18x90x600/750/900/1200mm do pomieszania, lub wybrania jednej długości) zgodnie z obecną promocją kosztują 98zł/m2 (16% TANIEJ!), listwy 12zł/m.b.

Robocizna: 55zł/m2. (zakres jak w wariancie 1) – parkieciarz polecony przez DLH

Materiały dodatkowe: grunt do betonu i klej – 35zł/m2; lakier podkładowy i lakier końcowy (Bona Traffic –poliuretanowo-wodny) 25zł/m2;

RAZEM WARIANT III: 213zł/m2 (bez kosztu listew) x 52m2 = 11076zł.

 

Różnica między wariantem najtańszym i preferowanym przeze mnie wynosi 2236zł. Ciekawe co na to powie moja bogatsza połowa?

cdn

 

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-06-24 16:49 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC (problem z więźbą)

 


Będąc przedostatni raz na budowie zobaczyliśmy, że nasza suszona i czterostronnie strugana więźba dachowa, (dodatkowo zaimpregnowana preparatami solnymi), pochodząca z dobrego domu (fabryka więźb dachowych) zachowuje się po zimie w sposób znacznie odbiegający od swojej klasy! Otóż w miejscach zbliżonych do drzwi wejściowych, które nie były zasłonięte na zimę folią, oraz w miejscu zadaszonego tarasu, „złapała” od strony zewnętrznej czarnych kropek.

 


Więźba była stawiana we wrześniu zeszłego roku. Nasz dach nie ułomek (306m2), z gotowych elementów trzech przeszkolonych gości stawiało go przez ponad tydzień. Przez ten czas porządny deszcz polał kilka razy i zmył nie tylko impregnację, ale i suchość. A że przekroje niewielkie, za to wiązarów mnóstwo, drewno widać szybko nasiąkło i teraz dostało zarazy. A przecież pas dolny będzie wypełniony wełną min. 18cm, która na pewno nie jest tam zaprojektowana aby stanowić hodowle grzybów!

 


Mądre głowy radzą żeby teraz „zainfekowane” elementy przeszlifować, całość starać się wysuszyć np. instalując dmuchawę w zamkniętym (oknami i drzwiami) domu, całość zaimpregnować ponownie i dopiero wtedy myśleć o ociepleniu. Mam do tego pewne uwagi, bo:

 


1. Plesń - jak wiadomo – grzyb, egzystencję opiera na grzybni. Czy grzybnia boi się szlifierki?

 


2. Ile dmuchaw ogrzeje wnętrze, które od góry nie jest zamknięte sufitem a z boków podbitką, (więc jakby jest od góry ciągle otwarte) do takiego stopnia, żeby wysuszyć drewno? To ciepłe powietrze ucieknie nad ścianami a więźbę zaledwie liźnie po podeszwach. Beznadziejna sprawa!

 

 


Wymyśliliśmy z Markiem, że owszem przeszlifujemy co trzeba, ale potem poczekamy do Czerwca, przed którym, jak doświadczenie uczy, następuje bardzo gorący Kwiecień i wiosenny Maj. Najlepiej jakby pod wpływem słońca nasza ciemna dachówka się porządnie nagrzała i urządziła więźbie saunę. Natomiast takie czekanie przesuwa nam wszystkie prace w kierunku lata i zaczynam się bać, że potem nie zdążymy. Nie mówiąc nawet o przypadku skrajnym, gdy np. przez ten czas będzie ciągle padać!!!

 


Trudno, trzeba czas wykorzystać i nadrobić towarzysko przy pomocy grilla, zerkając przy tym na więźbę czy kruszeje... Niech znajomi nie mówią, że jak człowiek dom buduje to już kolegów nie poznaje

 


cdn

 

 

 


[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-03-25 12:22 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC ‘21 (wylewki)

Wczoraj byliśmy na działce zobaczyć jak murarze dokończyli ostatnie przeróbki ścian (ta skrócona w kuchni m.in.).

Przyjemne błotko wciąż aktualne, ale czuję do niego sympatię bo w końcu nie sięga do pół łydki... A poza tym po „Wenecji” zostały przyjemne kładeczki z nieheblowanych desek, prowadzące oficjalną i jedyną drogą do wnętrza domu, zgrabnie przy tym omijając pełny basen pod szambo. (Mijając basen miałam nawet wrażenie, że zarasta już algami, ale okazało się że to tylko rozpuszczająca się trawa...)

Uczucia w środku domu miałam mieszane, bo po raz pierwszy zobaczyłam hall w pełnym kształcie. Do tej pory garderoba była z jednej strony nie zabudowana i brakowało ściany. Teraz jest wszystko i okazuje się, że jest to naprawdę duże pomieszczenie. Jeśli by je jednak zmniejszyć, zostałby labirynt korytarzy.

 

Patrząc na nowo wybudowane skrzydło ściany w kuchni, moja wizja pozostawienia niezatynkowanej ściany z cegieł od strony pokoju dziennego wydała ostatnie tchnienie. Idea urodziła się na tyle późno, że ściana była już postawiona. Pozostawienie niezatynkowanej ściany w takim stanie, budziłoby wątpliwości, czy chcemy eksponować cegłę, czy też może zaprawę (miejscami fantazyjnie zwisającą). Rozważaliśmy więc rozebranie całej ściany i pozstawienie nowej w sposób estetyczny. Kasa jednak przeważyła decyzję na nie, a szczytna idea nieco się skurczyła.

 

W pewnym czasopismie niemieckim zobaczyłam jednak mieszkanie, w którym ściany z cegieł pomalowano specjalną farbą na kolor kremowy, jednak faktura cegły pozostała widoczna. Na tej ścianie w magazynie wisiało mnóstwo różnych pięknie oprawionych grafik, map itp., co pokrywało się z moimi upodobaniami. Tak więc ożywiona nowym pomysłem obmyślałam już sobie jak by to wyglądało w moim domu (oczywiście „zwisy” trzeba by przyciąć a zaprawę przeszlifować). Przed wejściem robotników zapomniałam jednak wyartykułować prośbę o bardziej estetyczne potraktowanie ściany i to co zastałam wczoraj zabiło bezpowrotnie wszelkie idee odbiegającye od płyty G-K! Panowie bowiem wiedzeni wrodzoną oszczędnością rozebrali starą ścianę (metody nie znam) i używając tej samej cegły postawili nową. Wszelkie nierówności i ubytki cegły zatarli cementem, tak więc nawet struktura cegły się nie ostała. I jak tu być artystą w takich warunkach?!

 

Druga kwestia – kluczowa obecnie w moim domu – to etapy wylewania podłogi. Ja byłam zdania, aby wszystko jedną ekipą opędzić i mieć ten etap z głowy. Moja słabsza połowa jest jednak zdania, że należy wylać tylko środek domu (bez garażu), a taras, wejście i garaż pozostawić na bliżej nieokreśloną przyszłość („bo tam trzeba popracować nad spadkami, a to woli sam doglądać”. Na tej ważnej dyskusji spędziliśmy pół wieczoru, wykazując wzajemny brak logiki, a kończąc na akcentowaniu swoich zasług dla tej budowy i pomniejszaniu tych należących do drugiej połowy. Sprawę zaogniła jeszcze kwestia desek z drzewa Kempas, które są właśnie na promocji i nie odbiegają wiele ceną od parkietu dębowego. Nie odbiegają wiele, czyli na całości byłaby to kwota jakichś 4-5tys, ale co to jest za zrealizowanie marzenia (zdanie moje). Pięć tysięcy tu, pięć tysięcy tam i zrobi się sto, a sytuacja finansowa jest wiadoma (zdanie Marka). Położylismy się więc spać wrogami. Zawsze jednak po nocy wstaje dzień, a my dążymy do kompromisu. Tak więc wylewki będą etapami, a Marek DOPUSZCZA myśl o deskach. Będzie zatem dobrze!

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC (część mokra)

 


Tego dnia zobaczyłam, że do But-Hali rzucili gumiaczki. Wreszcie doczekałam się czegoś w moim rozmiarze! Pamiętając obraz 40-to latka na budowie Dworca Centralnego uznałam, że takowych potrzebuję aby uznać siebie za profesjonalnego budowniczego (kask sobie odpuściłam). Po pracy pojechaliśmy na budowę, bo jak wiadomo „pańskie oko...”. I tu okazało się, że kupienie gumiaczków było dowodem istnienia kobiecej intuicji, bowiem naszym oczom ukazała się...Wenecja!

 


Mój mąż, który gumiaczki (gumiaczyszka raczej - patrząc na rozmiar) miał już wcześniej, ale zostawione w blaszaku na działce, nie był w stanie do niego dotrzeć bez mojej pomocy. Nawet nie mógł otworzyć bramy! Dom bowiem wznosił się dumnie otoczony ze wszech stron wodą. Wylewała się ona nawet częściowo na ulicę, stąd trudności z otwarciem bramy.

 

 


Objawy wzrastającego poziomu wody były na działce już wcześniej i objawiały się występowaniem basenów w miejscu dołu wykopanego pod szambo i pod hydrofornię podziemną. Również sąsiad zaznał wodnych uroków wylewając w marcu fundamenty swojego domu, wprost w rowy pełne wody. Nasze fundamenty były kopane w porze wyjątkowo suchej i ciepłej jesieni, ale jak się właśnie przekonaliśmy, to była tylko anomalia pogodowa.

 

 


Brodząc w wodzie do pół łydki wokół domu czułam jak mój duch się kurczy w zastraszającym tempie. Jak bowiem wybrnąć z sytuacji, gdy poziom wody przekracza poziom gruntu o jakieś 20cm? Nie pomogły mi zdrowo-rozsądkowe argumenty męża, że przecież wszystkie działki dookoła podniosły poziom terenu o 30cm i tylko my zostaliśmy najniżej. Nawet droga, która styka się z naszą działką została utwardzona, podniesiona i (przypadkiem?) pochylona w naszą stronę. Zbieramy więc opady z wszystkich stron. Dusza mi łkała, a ciało to wyrażało jękami. Tak więc mój mąż nie bacząc na stan swojego grzbietu, zabrał się za rozwiązywanie problemu. Przekopał rowek przez drogę w najnizszym jej punkcie (która jest ślepa i kończy się za naszą działką), kierujący strumień wody zgodnie ze spadkiem terenu wzdłuż działki sąsiada do dużego rowu melioracyjnego, który biegnie za jego działką. Mały rowek wystarczył, aby utworzył się rwący strumień, który w ciągu jednej doby osuszył teren naszej działki do stanu przyjemnego błotka - znacznie suchszego jednak niż wcześniejsze bajorko. I tu narodziła nam się nowa idea aby wymyślić system odwodnienia naszych działek, odprowadzający nadmiar wody do rowu melioracyjnego (na odległość 100m). System rowów był bowiem przewidziany w planach, ale przy podziałach pola na dzisiejsze działki budowlane, bliższa nam część została zasypana przez nowych właścicieli, bo rozumiecie – komary, i takie tam przykre sprawy. Tak więc teraz studiuję meliorację...

 


cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC (instalacje)

Po wykonaniu projektu kuchni, a przed wejściem hydraulika do domu pozostało nam jeszcze ustalić jakie będą wnętrza łazienek. W mniejszej nie ma za wiele miejsca na eksperymenty, ale na pewno trzeba było zmienić zaprojektowane miejsce ustawienia ubikacji. W projekcie bowiem stała ona na wprost drzwi i to nie twarzą osoby siedzącej do drzwi, ale bokiem. Hydraulik zaproponował zamianę miejsc zaprojektowanej umywalki z ubikacją, a dodatkowo wymyślił, że zarówno ubikacja jak i umywalka mogły by być ustawione po rogach małej łazienki. Na pewno dało by to ciekawy efekt, ale ponieważ nasze ściany są postawione z 8cm betonu komórkowego, potrzebne byłyby stelaże. I stelaż ustawiony w rogu łazienki zasłaniałby częściowo okno, na co hydraulik zaproponował przesunięcie okna bliżej ganku. Niestety nie mogłam zaakceptować takiego rozwiązania, bo wtedy okno od łazienki byłoby ZBYT blisko ganku i straciłby na tym wygląd domu. A przecież nie o to chodzi. Tak więc po ustaleniach z Markiem stanęło na tym, że tylko zamieniamy miejscami dwa strategiczne urządzenia w małej łazience, bez dodatkowego cudowania.

Duża łazienka pozostała w takiej formie jak była zaprojektowana, ponieważ oboje z Markiem lubimy się w wannie położyć, co wyklucza nam montaż wanny okrągłej, czy narożnej. Faktem jest, że te nowoczesne wanny bardzo dobrze wyglądają w łazience, ale pod względem funkcjonalności ustępują tym prostokątnym. Wszystkie nasze decyzje budowalano-urządzeniowe, mają za priorytet aby nasz dom był przede wszystkim funkcjonalny i wygodny.

 

Ustaliliśmy również z naszym hydraulikiem, że chcemy w sypialniach kaloryfery płytowe o jak najmniejszej ilości załamań i zagłębień do zbierania kurzu (bo to on będzie te kaloryfery kupował). W naszym przypadku, gdy młodsze dziecko jest dość mocno uczulone, ogrzewanie konwekcyjne nie byłoby dobrym rozwiązaniem, bo krążenie powietrza sprzyja krążeniu kurzu i pyłków. Drugim wymogiem tej sytuacji jest konieczność utrzymania kaloryferów w bezwględnej czystości.

W tym momencie byliśmy przekonani, że wszystko mamy ustalone i wszedł do naszego domu hydraulik.

 

Dzień ten był dla mnie ważny, bo po zimowej przerwie, coś się ruszyło, a każda wykonana praca zbliża nas do celu!

Hydraulikowi (i jego ekipie) jeden dzień zajęło wykonanie instalacji ciepłej ( z cyrkulacją) i zimnej wody i poprawienie kanalizacji, a także wykonanie podejść pod kaloryfery. W międzyczasie jednak dwa razy do mnie dzwonił z pytaniami typu:

- Jaką chce Pani baterię, nawannową czy naścienną?

- Na której ścianie mam zamontować baterię w brodziku?

- Gdzie mam umieścić podejście do grzejnika w łazienkach?

To nie były naprawdę przemyślane decyzje z mojej strony. Robiłam bowiem krótką burzę mózgów z koleżankami w pracy, jakie kto ma baterie w domu, zalety, wady i zapadała decyzja (naścienna bateria, bo łatwiej utrzymać ją w czystości).

Kiedy jednak pojechałam na miejsce obejrzeć gotową intalację, byłam wzruszona. W mojej oto łazience, do tej pory bezosobowej, jest już przygotowane miejsce na wszystkie urządzenia. Miło mi się zrobiło, gdy zobaczyłam, że pracownicy do wyprowadzonych ujęć ciepłej i zimnej wody (do dwóch umywalek w dużej łazience), dorysowali na ścianie noski i uśmiechnięte buzie. Moja instalacja się do mnie usmiechnęła!

cdn

 

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-03-20 09:08 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC (projekt kuchni)

Spotkaliśmy się z Hydraulikiem w „punkcie zero”, jak mawia Max Kolonko. Chciał zobaczyć gdzie ma pracować i ustalić szczegóły. Pierwszym etapem jego działań miałaby być hydraulika, wraz z poprawkami wyprowadzeń kanalizacyjnych, które –wykonywane na etapie stanu zerowego (czyli bez ścian nośnych) skończyły się tym, że np. kuchenne wyprowadzenie kanalizacji po postawieniu ścian okazało się znajdować w przyległej do kuchni spiżarni.

 

W celu przygotowania się na wejście hydraulika a później elektryka postanowiłam zrobić projekt kuchni. Rozejrzałam się w okolicy, czyli odwiedziłam dwa „studia” kuchenne. Jedno- bardziej nowoczesne, chciało trzysta złotych za projekt. Niestety nie przyszło mi wtedy do głowy zapytać się o formę, czy format dostarczonego mi projektu, bo z góry założyłam, że będzie to wykonane komputerowo.

Po drugiej stronie ulicy znajdowało się inne „studio” kuchenne – z oferty meblowej wnioskując –skierowane dla bardziej ubogiego i nie wymagającego klienta. Oni chcieli 100zł, za projekt. Wyszłam z założenia, że sztuka projektowania polega na wyobraźni przestrzennej i nie zależy od jakości sprzętu. Dlatego wybrałam tańszą wersję. Miałam swoje wyobrażenia dotyczące ustawienia mebli w kuchni, ale myślałam, że może „specjaliści” (ha, ha, ha...to jest objaw czarnego humoru) podsuną mi coś nowego i nieoczekiwanego. Dodatkowo motywowała mnie również wątpliwość dotycząca decyzji skrócenia ścianki w kuchni, która ma kształt litery C (tu trzeba zajrzeć do rzutu parteru w moim domu na stronie http://www.projekty.murator.pl/rzuty.htm?IdProjektu=76" rel="external nofollow">http://www.projekty.murator.pl/rzuty.htm?IdProjektu=76 ), na korzyść szerszej przestrzeni przy kominku, która bez tego posunięcia byłaby na tyle wąska, że nie można byłoby rozsunąć stołu w jadalni dla większej liczby osób, tylko trzeba by go przestawiać do salonu. Takie zabiegi uważam jednak za niepotrzebny kłopot, bo po to jest jadalnia, żeby można było z niej swobodnie korzystać. Dlatego postanowiłam skrócić ściankę w której miały mieścić się meble kuchenne o 30cm, ale móc w miarę swobodnie korzystać z jadalni. „Specjaliści” mieli mi podpowiedzieć czy po takim skróceniu uda mi się w pozostałej przestrzeni ustawić to na czym mi zależało, czyli: lodówkę, płytę grzewczą (gazową) i piekarnik na poziomie oczu, w miarę funkcjonalnie, czyli nie tuż obok siebie.

Specjaliści przyjechali na budowę, wymierzyli stan istniejący (jeszcze przed skróceniem ściany) i zostali poproszeni o przedstawienie dwóch wariantów projektu: ze ścianą dłuższą i krótszą, oba warianty z wymaganym przeze mnie programem użytkowym opisanym wyżej. Przy następnym spotkaniu już w „studio” okazało się, że ponieważ inna osoba mierzyła kuchnię, a inna rozmawiała ze mną o moich oczekiwaniach i ta druga osoba miała właśnie przygotować projekt, stan istniejący uznała za już skrócony i dodatkowo przygotowała projekt na ścianę dłuższą niż miała tam kiedykolwiek istnieć. Wówczas jej projekty były rozrysowane ołówkiem na papierze w kratkę. Po skorygowaniu wymiarów i ustaleniu szczegółów które mi odpowiadają i zapłaceniu 100zł, umówiłam się na następny dzień (spieszyło mi się bo hydraulik tuż, tuż a ja musiałam znać miejsce wykonania przyłączy pod zlew i zmywarkę) po odbiór projektu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy projekt odebrałam wykonany na takiej samej kartce papieru w kratkę, tylko nieco mocniej narysowany ołówkiem! Strony otwierania drzwiczek i ewentualne rozwiązanie wnętrz szafek, zostało narysowane tak subtelnie i enigmatycznie, że obawiam się , że za pół roku nie będę już umiała tego z „projektu” rozszyfrować.

Gdyby przyszło mi wcześniej do głowy, że taki jest poziom profesjonalizmu wśród specjalistów z „salonów” kuchennych, to chyba jednak pozostałabym przy swoich pomysłach. Z reguły nie rozrzewniam się zbytnio nad kwotą stu złotych, w tym przypadku jednak, mam kaca moralnego najgorzej wydanych stu złotych w dotychczasowej budowie.

 

CDN

 

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-03-19 10:20 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

MARZEC (instalacje):

Hydraulika znalazłam z polecenia. Wysłałam mu rzut poziomy domu, z wielkościami pomieszczeń i z zaznaczeniem które pomieszczenia mają być czym ogrzewane, a także obliczenia z projektu dotyczące zapotrzebowania cieplnego, przewidywaną wysokość pomieszczeń, technologię postawienia ścian. W grę wchodziły dwa warianty: ogrzewanie podłogowe - wodne w całym domu (oczywiście bez pomieszczenia gosp, spiżarni i garażu), lub też system mieszany, tzn grzejniki w sypialniach , gabinecie i małej łazience, a podłogowe w reszcie pomieszczeń plus mała łazienka. Z tą małą łazienką jest tak, że samo ogrzewanie podłogowe nie wystarczy, bo ono może ogrzać efektywnie pomieszczenia powyżej 10m2. To samo więc dotyczy wiatrołapu, ale tam dopuszczalna jest temperatura 16-17o C, natomiast łazienka musi być dogrzana. Hydraulik – jak ja go nazywam, a naprawdę instalator, przedstawił nam ofertę na oba warianty. Co prawda jego ceny nie należą do najniższych, ale z oferty wynikało, że wykonanie ogrzewania podłogowego wszędzie ( z ewentualnymi grzejnikami podłączonymi do podłogówki) byłoby nieco tańsze, niż ogrzewanie mieszane. A to z powodu potrzeby zamotowania dodatkowych urządzeń mieszających w tym drugim wariancie.

I tak zgodnie z ofertą wykonanie instalacji ogrzewania podłogowego dla całego domu miało kosztować (145,5m2 x 40zl/m2) 5820 zł + Vat (którego mam nadzieję nie będę płacić) + szacunkowy koszt materiałów 6000zł = 11 820 zł (bez VATu za robociznę).

W czasie gdy ogrzewanie mieszane miałoby kosztować 12 512zł (bez VATu za robociznę).

Do tego dochodzą koszty urządzeń grzewczych (piec jednofunkcyjny z zasobnikiem Viessman) tj ok. 6000 zł, oraz wykonanie i ustawienie kotłowni – 1800zł (znów bez Vatu). Ogrzewanie powinno się więc zamknąć w kwocie około 20 tys. zł. Instalacja ciepłej i zimnej wody miała kosztować 100zł za punkt x 22 =2200, plus około 3000zł za materiał. Również kanalizacja wymagała pewnych poprawek (wyprowadzenie odpowietrzenia dla każdego pionu, przesunięcia wyjść itp.) za to ustaliliśmy kwotę 60zł za punkt. Z wyżej wymienionych cen hydraulik nieco zszedł, bo akurat miał przestój, a ludziom płacił.

 

Na początku zdecydowana byłam na pierwszy wariant ogrzewania. Wynikł jednak problem podłogi w sypialniach, bo co tam położyć na to ogrzewanie? Niby są specjalne panele, ale nie ma siły żeby ogrzewanie drewna nie odbiło się na kosztach. Znowu płytki w sypialniach to za dużo rozkoszy. Tak więc zgodziłam się na system mieszany, ale pod warunkiem, że w pomieszczeniach „grzejnikowych”, będą porządne, grube dechy (z drzewa afrykańskiego najepiej), żeby nam z dziewczynkami nogi nie marzły.

 

Tak więc tą część mieliśmy ustaloną, i mieliśmy fachowca do położenia płytek. Ale pomiędzy tymi dwiema sprawami ktoś jeszcze powinien zrobić wylewkę. Hydraulik nie chicał, bo twierdził, że ten od kafelek będzie na pewno marudził. Fachwiec od kafelek znowu stwierdził, że to do niego nie należy, a poza tym musiałby zatrudniać pomocnika, a nikogo takiego nie ma. No to jesteśmy w szachu. Co tu robić? Porozmawialiśmy z murarzem z sąsiedztwa, czy by to zrobił i ile bierze za metr. Jego odpowiedź, że cytuję „nigdy się nad tym nie zastanawiał” (bo on zawsze bierze od całości) niemożliwie mnie zaskoczyła. Ale wreszcie policzył sobie, że może wziąłby ze 25zł za metr, za zrobienie wylewki. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom – 25zł za metr? To znaczy że w każdą warstwę podłogi wkładać będziemy co najmniej te 25zł za metr, czyli w efekcie chodzić będziemy po żywych pieniądzach, do tego ułożonych na sztorc. Wróciliśmy do hydraulika i przycisnęliśmy go. Jak nie zrobi nam także wylewki, to nie bierzemy go wcale! Zgłupieć można, żeby szukać jeszcze jednej ekipy, która dodatkowo może zepsuć efekty pracy tej co przed i tej co po. Hydraulik się zgodził. I ile ma wziąć? 12zł za m2! I to jest to. Tylko, gdy mu wspomniałam, że tam trzeba będzie zrobić różnicę poziomów pomiędzy pomieszczeniami, bo kafelki z klejem to ok. 1,5cm, a deski mają około 2cm, to on mi na to: „ Proszę Pani. Na studiach (tak! On po studiach!) profesor nam mówił: drodzy studenci, pamiętajcie, że na budowie dokładność jest na grubość końskiego paznokcia...”

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Wciąż obecny stan to surowy-otwarty D23.

 


Aby nadgonić to co w tym roku juz się obyło:

 

 


GRUDZIEŃ'01: Musi zapaść szybka decyzja dotycząca okien. Chcemy odliczyć sobie okna, czyli potrzebny nam rachunek jeszcze w 2001 roku. Zbieram oferty, jeżdżę autobusami po wystawkach. Bardzo podoba mi się Gebauer (meranti w lazurze), ale od jednego z byłych współpracowników z Bartyckiej słyszę same negatywy:

 


- owszem okna bardzo ładne ale tylko na wystawce. na budowę przyjeżdżają nieporównywalnie gorsze.

 


- bardzo trudno załatwić reklamację, kłopoty ciągną się miesiącami, dlatego też nikt nie chce z Gebauerem współpracować.

 


Znajduję przedstawiciela w Komorowie. Współprcuje z firmą od roku i nie miał żadnych kłopotów.

 


Jestem skłonna zaryzykować, ale muszę mieć zabezpieczenie. Negocjujemy, że zapłacimy 85% ceny i dostaniemy rachunek na całość kwoty. Pozostałe 15% dopłacimy gdy okna przyjadą i je sprawdzimy (czyli w Marcu). Dodatkowo jeśli kupimy w tej samej firmie drzwi wejściowe dostaniemy na nie dodatkowy upust

 


500zł. Dla mnie super, bo wykonanie drzwi Gebauera które czekają na jakiegoś klienta są bez zarzutu a cena umiarkowana.

 


Razem okna 22000zł. Drzwi wejściowe około 3000zł. Do tego dojdzie robocizna.

 

 


STYCZEŃ: zastanawiamy się jak rozłożyć prace w tym roku, aby wprowadzić się w Sierpniu. To jest mój twardy warunek, bo starsze dziecko od września idzie do szkoły, więc trzeba się zmobilizować, aby szkoły zmieniać nie musiało. Mój mąż twardo obstawia że jest fizyczną niemożliwością wykończyć dom w siedem miesięcy. Trudno przekonywac "laika". Jak dojrzeje i skruszeje to przyzna mi rację. Na mój rozum w marcu robimy instalacje wodne i ogrzewania ( w części podłogowego, w częsci grzejniki)i wylewki tak żeby nie było już mrozów, kwiecień na elektrykę, maj na tynki wewnętrzne (płyta GK) i sufit z ociepleniem stropu drewnianego. Lipiec to podłogi, kafelki, łazienki itp, a sierpień tynki zew., podbitki i cokolwiek jeszcze zostanie. Na pewno coś mi się omskło, z tego co ma być wykonane, ale wciąż mi się wydaje, że jakby jest luźno z tym czasem.

 

 


LUTY część optymistyczna:

 


Trzeba zabrać się za załatwianie formalności i obliczyć kosztorys. Zasiadam do rozmów z fachowcami, bo nie wiem ile mam liczyć na tynki czy sufit np. Ze zgrubsza obliczonego kosztorysu wynika mi, że potrzebujemy jeszcze 180 000zł, nie uwzględniając dużej łazienki i robót ziemnych dookoła domu. Coś dużo, cholera, a trzeba uwzględnić rezerwę! Szacuję że będziemy musieli wziąć 200000zł kredytu zanim nie sprzedamy mieszkania (a z tym może być krucho). Po sprzedaży mieszkania zostałoby nam jakieś 120 000zł kredytu, to jest miesięczna rata 1200zł (biorąc kredyt w Euro). Wszystko wydaje się relane, nawet moje wymarzone deski afrykańskie do sypialni wydają się zmieścić w planach. Świat jest piękny, a życie jest cudowne!

 

 


LUTY część pesymistyczna:

 


Marek ma ataki bólu. Drugi raz w życiu widzę go płaczącego. Pierwsza diagnoza kamienie nerkowe. OK od kamieni się nie umiera, "zdaje się że teraz na ciebie przyszła pora rodzić" - żartuję. Jakoś żaden kamień się nie urodził, a bóle stają się coraz silniejsze. Druga diagnoza: wyrostek przewlekły. Badania krwi nie potwierdzają, garstrolog też nie. Podejrzenia padają na kręgosłup. Trzeba coś zrobić. Zapisuję go na rezonans magnetyczny. Wynik: ucisk dysku miękkiego na rdzeń kręgowy, potrzebna operacja. Co za tym idzie - rehabilitacja - to leżenie przez dwa miesiące i oszczędzanie się przez resztę życia. Wynik bardziej bezpośredni dla tego dziennika, to strata Marka pracy. Pracodawcy w zeszłym roku zastanawiali się nad zamknięciem Marka działu, ale wybronił się dobrą sprzedażą. W tym roku też by się wybronił... gdyby sprzedawał. Ale będzie leżał, więc trzeba się liczyć z najbardziej prawdopodobnym wynikiem tych okoliczności. Cóż zdrowie najważniejsze. Zatem najpierw decyzja czy budujemy dalej czy się zatrzymujemy. Ja jako entuzjastka wolę mieszkać na betonie w swoim domu niż na parkiecie w bloku. Poza tym odkładając budowę tracimy zainwestowane w nią pieniądze. W przyszłości na ewentualnej jednej pensji nigdy nie dokończymy budowy. A pracy szuka się długo. Nasz znajomy, profesjonalista, w Warszawie szukał osiem miesięcy.

 


Decyzja zapada na tak: w tym roku jeszcze są dwie pensje. Trzeba ograniczyć wydatki, zrezygnować z wykańczania jednej z łazienek (10m2!), deski afrykańskie idą w odstawkę. Meble kuchenne wezmę te co mam. Szukam tanich parkietów. Zrezygnujemy z terakoty za 70zł, na rzecz tej za 36zł/m2 i jakoś skończymy. Przeliczam ponownie kosztorys. Odejmuję powyższe pozycje, odejmuję studnię za 10 tys, w zamian za którą doprowadzimy wodociąg za ok. 3tys. Wychodzi mi 150 tys. zł. Jaki kredyt mogę unieść sama? Maksymalnie 100 tys.zł wg, mnie (optymistka), maksymalnie 80tys wg. Marka (realista). Powinniśmy już zacząć ogłaszać mieszkanie. O okresie rekonwalescencji na razie nie myślę. Termin operacji ustalony na 16 kwietnia. Do tego czasu trzeba załatwić jak najwięcej formalności (gaz z butli, wodociąg, wyciąg z księgi wieczystej do kredytu, zaświadczenia z ZUSu, urz. skarbowego, doprowadzenienie prądu, umówić fachowców, którzy jeśli dobrzy, to mają długie terminy itp.)i zrobić to co jest już umówione czyli instalacje.

 

 


MARZEC: Wchodzi hydraulik. Coś się ruszyło!

 


cdn

 

 

 

 


[ Ta Wiadomość była edytowana przez: alicjanka dnia 2002-07-22 09:50 ]



×
×
  • Dodaj nową pozycję...