Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    247
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    305

Entries in this blog

tomek1950

Wiertło, co wiedziałem je kupując, było oczywiście zbyt krótkie. Nawierciłem nim kilkanaście otworów na kształt okręgu, wydłubałem środek i zrobiłem dłuższe wiertło z pręta zbrojeniowego. Końcówkę rozklepałem na kształt łopatki. Biło strasznie. Prawie wyrywało mi wiertarkę z rąk. Dobrze, że ściana z gliny, a nie z betonu lub nawet cegły. Udało się. Pręt wyszedł na drugą stronę. Reszta to była pestka. Za zbiornik odpływowy posłużyła stara metalowa wanienka.

Należało pomyśleć nad całą instalacją wodociągową, łazienką, podgrzewaniem wody. Stan podłóg groził katastrofą. Zdarzyło się, że dwie nogi od krzesła przebiły nadgryzione zębem czasu deski.

Była woda, więc można było bez problemu robić zaprawę.

tomek1950

Ile wody do chałupy wpłynie, tyle samo musi i wypłynąć. Trzeba było pomyśleć o odprowadzeniu choć części tego, co miało przez chromowany kran sterczacy ze ściany wypłynąć. Przygotowany był stary zlewozmywak i jakiś blat, ale co zrobić z wodą ze zlewozmywaka? Najlogiczniej wyprowadzić poza obrę domu. Kanalizacja ma być w jakiejś nieokreślonej, dalekiej przyszłości. Jedyne rozwiązanie to szambo, ale czasu było mało należało doraźnie rozwiązać powstały problem.

Postanowiłem przekuś się przez ścianę zewnętrzną i rurę od zlewozmywaka wyprowadzić na dwór. Proste w założeniu, ale okazało się trudne w wykonaniu. Ściana zubitej gliny twarda jak skała, a grubość też niebagatelna 70 cm. Kupiłem długie wiertłodo betonu, takie z bardzo dolnej półki cenowej i rozpocząłem wiercenia. Nie chciałem rozkuwać ściany i postanowiłem wywiercić kilka otworów ułożonych w okrąg, wydłubać środek wstawić tam rurę odpływową, a na zewnątrz pod rurą umieścić duże naczynie do łapania tego co z rury wyleci.

tomek1950

Najpierw podłączyć miano rurę do sasiada. To znaczy do jego domu,ale to też nieprecyzyjnie, bo sąsiad chałupę wraz z polem sprzedał... warszawiakowi. Nowy sąsiad był bardzo sympatyczny, zaprzyjaźniliśmy się szybko. Poprosił mnie bym ewentualnie dopilnował ekipy gdyby go nie było w tym czasie. Był to okres urlopowy. Pokazałem ekipie ciągnącej rurę do wody gdzie mają ją sąsiadowi podłączyć i problem. Koparka nie zmieści się pomiędzy domem a chlewikiem. Plan planem, a życie życiem. Ciekaw jestem, czy tę i pare innych zmian naniesiono na mapy. Pan koparkowy wykopał rów z drugiej strony, rure włożono, zasypano ziemią i już.

Przy każdej zagrodzie montowano też hydrant p.poż. Strzeżonego...

Jeszcze kilka dni i będę miał rurę w domu. A za kilka tygodni wodę. Musiałem jednak wrócić do pracy i dojeżdżałem tylko na weekendy.

jechałem zaraz po pracy. Najpierw przez całą Warszawę, później przeciskanie się do obwodnicy Radzymina, upiorny korek już parę km przed Lucynowem z powodu rondka w Wyszkowie, jakiś posiłek w przydrożnej restauracji i zamiast góra 4 godzin jazdy robiło się 6. Ciemno już było gdy dojechałem do chałupy. Wjeżdżam na działkę i STOP. W poprzek podjazdu stła koparka. I dobrze że stała bo władowałbym pewnie samochód w rów 2 m głęboki. Na podwórku stał jeszcze spychacz. Jak to ładnie wyglądało. Bogate obejście. Koparka, traktor. Tylko obora pusta.

W sobotę ekipa ułożyła rurę, przepuściła ją pod fundamentem, umocowała do ściany i zakończyła najlepszym kranem jaki mieli. Chromowanym!

Pod kranem ustawiliśmy wiaderko. To tak na wszelki wypadek bo prace miały być zakończone za tydzień. Zostało jeszcze 3,5 km wykopu do zrobienia i 3 gospodarstwa.

tomek1950

Ta powyższa lista życzeń to nie wszystko. Tynki, podłogi, instalacja elektryczna, woda...

Woda. Dowożenie wody było trudne i dość kosztowne. Jednak zaświtało światełko w tunelu. Któregoś dnia na nasze niewielkie podwórko zajechał Lanos. Odwiedził nas wójt!. Będzie we wsi wodociąg. Jeśli chcemy (?) to i nas mogą podłączyć. Czy chcemy? Głupie pytanie. OCZYWIŚCIE. Za chwilę przyszła refleksja - za ile. Do wsi 3 km. Najbliższa zagroda 500 m, następna kilometr od naszej "komturii". Opłata stała, niezależna od odległości 2000 zł. Resztę dopłaca UE. I jak tu Unii nie lubić?

Formalności trwały. Co jakiś czas dostawałem pocztą jakieś papiery do podpisania, że się zgadzam na podłączenie i nie wyrażam sprzeciwu itd.W ramach inwestycji przysługiwał jeden punkt czerpalny czyli kran. Do wyboru: w domu, w lub oborze. Wybraliśmy wersję - kran w domu. Po roku od wizyty wójta na horyzoncie zamajaczyła ekipa. Kilku robotników, koparko-spycharka, większa koparka, samochód z rolką plastikowej rury i drugi z resztą wyposażenia. Zbliżali się do naszej siedziby. Wprawdzie powoli, ale jednak systematycznie.

tomek1950
Kiedy juz ustaliliśmy, że pewnych zmian nie można wprowadzić bo to niewykonalne z przyczyn technicznych, finansowych, zdrowotnych, estetycznych, itd. Postanowiwiliśmy zamurować jeden otwór drzwiowy. W tej chałupie było strasznie dużo drzwi, znacznie więcej niż pomieszczeń. Z kuchni zrobić dwie łazienki, małą - WC, umywalka i prysznic i dużą z oknem, dużą wanną, umywalką WC i miejscem na pralkę. W dawnym pomieszczeniu które było chyba jakąś spiżarnią zrobić maleńki pokój do pracy, za to z pięknym widokiem na niedaleki las. Pokój który kiedyś był kuchnią przywrócić do poprzedniej funkcji. Zmienić kierunek schodów na górę. Rozebrać jakąś ściankę działową. Wybudować trzon kuchenny z piecem chlebowym. Prądu może nie być, gazu zabraknie, a będzie można zagotować wodę na herbatę i chlebek upiec jak śniegi i mrozy odetną nas od cywilizacji.
tomek1950

No tak, pobiegać i poczytać na forum nie mogę zbyt długo, bo odganiają i każą dziennik uzupełniać. Dobrze, napiszę. Nic tak nie dopinguje mnie jak pochwały.

Zastanawialiśmy się nad przeznaczeniem i rozkładem pomieszczeń w chałupie. Był koniec XX wieku i brakowało nam łazienki (woda bieżąca miała być w jakiejś nieokreślonej przyszłości, ale miała być). Ponieważ nawet na emeryturze nie zamierzamy siąść przy piecu i wspominać dawne dobre czasy, dobre bo w kościach nie strzykało na zmianę pogody, tylko ile sił starczy pracować, nawet dla czystej przyjemności bycia potrzebnym, to potrzebny nam był pokój do pracy. Duża kuchnia, rodzina jest dość liczna z tendencją do powiększania się, a i przyjaciół mamy spore grono. Sypialnia też wydawała nam się niezbędna. A chałupa nie z gumy. Raptem 80 m2 na parterze. Na górze, 40 m w miejscu gdzie człowiek słusznego wzrostu może się wyprostować. No i układ.

Rozrysowałem chałupę, zwymiarowałem i zaczęliśmy się zastanawiać jak to zrobić by było w miarę wygodnie. Pomysłów było wiele. Lepsze i gorsze. Niektóre niestety niewykonalne z różnych powodów. Zastanawiam się dlaczego niewykonalne były te najlepsze. Np. powiększenie chałupy przez rozsunięcie ścian zewnętrznych.

tomek1950

Palenisko, zgodnie z zaleceniami autorów wszystkich trzech poradników, wymurowałem z cegły szamotowej. Kiedy kominek wysechł odbyło się pierwsze, bardzo delikatne palenie.

Paliło się i dym tak jak należy wylatywał kominem.

Może powinienem napisać poradnik?

Kominek służy do dziś. Krzywość pochyłych ścian udało się wyrównać częściowo podczas tynkowania. Nie obłożyłem go piaskowcem. Nie ma kolumienek. To jest skromny kominek, w skromnej wiejskiej chacie. A że chata jest "komturią", to już zupełnie inna historia.

tomek1950

Początkowo murowanie szło dość szybko. Rozrysowałem sobie cały kominek warstwa po warstwie. Cegły miałem własne. Nawet udawało mi się rozbijać młotkiem cegłę w tym miejscu gdzie chciałem. Schody zaczęły się z chwilą murowania czopucha. Ściany miały być pochylone. Po kilku próbach wymyśliłem "urządzenie: Dwie listwy drewniane ustawione pod odpowiednim kątem, a na nich przesuwana w miare potrzeb blacha. Cegły do czasu stwardnienia zaprawy miały mocne oparcie. Najgorzej było murować ostatnie rzędy. Przecież blachę i listwy musiałem jakoś usunąć!

Kiedy Kominek stanął w stanie surowym zatknąłem wiechę i upomniałem się u żony o należne murarzowi piwo. Niestety, wszystko wypiłem w trakcie pracy. Pewnie dzięki mojemu brakowi wprawy, a może wypitemu piwu kominek zawdzięczał niepowtarzalny kształt. Nazwałbym go orientalnym ponieważ przypominał trochę chiński dach.

tomek1950

Zakupiłem narzędzia niezbędne do wybudowania kominka wedle spisu zamieszczonego w jednej z książek. Nie były drogie, bo kupowałem u "kupców ze wschodu". Jakość może nie była najwyższa, ale miałem nadzieję, że do wybudowania kominka wystarczą.

Najpierw w mieścu gdzie miał być wybudowany kominek i spory kawałek przed nim wyciąłem spróchniałe deski podłogowe. Webrałem kilkanascie wiaderek piasku króry był pod nimi i zacząłem budować mocny fundament. Przepisu na odpowieniej mocy beton wyrabiany w wiaderku autorzy nie podali. Gdzieś po głowie kołatała się myśl, że 1:3... 1 piasku 3 cementu, a może odwrotnie? Na wagę czy na objętość? A może na oko? A ile wody? Mogłem zadzwonić do szwagra inżyniera budowlanego, ale wstyd mi trochę było, że łapię się za remont domu, a nie mam tak podstawowej wiedzy. Po drugie miałem wprawdzie telefon komórkowy, ale w tamtym czasie sygnał kończył się 20 km przed moją chałupą.

Wagi nie miałem, więc pozostał system odmierzania objetościowego. Ponieważ piasek miałem gratis, 100 m od chałupy jest wiejskie wyrobisko, dałem 1 część cementu na 3 części piasku i jeszcze trochę cementu na wszelki wypadek. Wynik był dobry, bo kilka lat później trzeba było skuć kawałek przy wkonywaniu wylewki. Twarde to było i mocne jak...

tomek1950

Mam nominację w kategorii najmniej budowlany dziennik, a że jestem z natury przekorny to dziś będzie o budowaniu.

W jednym pokoju w naszej mazurskiej chałupie nie było żadnego ogrzewania. W ścianie ziała tylko czarna dziura w miejscu gdzie był wymurowany komin. Prawdopodobnie gospodarze dogrzewali się "kozą", ale ślad po niej nie pozostał. Wpadliśmy na pomysł wybudowania w tym miejscu kominka. Bo to i ogrzeje, i na płomienie można popatrzeć. Przyjemne z pożytecznym. Dwa w jednym.

Z wykształcenia jestem mechanikiem, pracuję od prawie 20 lat jako skrzyżowanie technologa żywności dietetycznej z dietetykiem, a kielni w życiu wcześniej nie miałem. Kominki owszem widziałem, ale jak są zbudowane w środku, jakie powinny mieć wymiary i proporcje, by dawały ciepło a nie dymiły...

Zacząłem wędrówkę po księgarniach. Znalazłem 3 książki w których wyjaśniano zasady prawidłowego wybudowania kominka. No tak, ale każdy z autorów podawał inne proporcje i wymiary poszczególnych elementów kominka. Postanowiłem z tych trzech najlepszych przepisów wyciągnąć średnią.

tomek1950

Wszystko w niej było dokładnie opisane, strony ponumerowane, ładny album ze zdjęciami zrobionymi wokół mojej chałupy, zapis z rozmowy z anonimowym informatorem czyli moim majstrem (zapisane były też podane nazwiska). Jak wynikało ze studiowania dalszej części akt, policja wystąpiła o nakaz rewizji. Dostała go już po 2 tygodniach. Przez ten czas i cztery tygodnie po otrzymaniu zezwolenia na przeprowadzenie rewizji u potencjalnych sprawców nie próżnowano. Rozpytywano mieszkańców wioski co wiedzą o tej sprawie i kto ukradł kable i 5 puszek pianki. Dokładnie w 6 tygodni po włamaniu ekipa zaczaiła się, dorwała wskazanych i również ich zapytała co o tym wiedzą. Niestety, wiedza tych facetów była niewielka. Można powiedzieć żadna. Jeden to nawet nie kojarzył imnie, i chałupy. Nigdy tam nie był. Mieszka na drugim końcu wsi.

A buty i ich gipsowe odlewy. Czy je porównano? Takiej informacji w aktach nie znalazłem.

Wqurzony do ostatnich granic walnąłem pismo do wyższej instancji. W życiu imałem się wielu zawodów. Jakiś czas pracowałem w sądzie jako pisarz, więc spłodzenie odwołanie nie sprawiło mi kłopotu. Przejechałem się na prowadzących sprawę do 7 pokolenia, wytykając wszystkie, mam nadzieję błędy. Jaki był tego efekt?

Ano w mojej obecności na posiedzeniu sądu zarówno prokuratorowi jak i komendantowi dostało się od sędziego. Zawsze myślałemże prawnicy to wygadana grupa, ale pierwszy raz widziałem prokuratora który wił się jak piskorz i jąkał.

Tyle mojej satysfakcji. Inna sprawa, że od tamtego czasu nocni goście omijają moją chałupę szerokim łukiem.

Ja jednak jestem czujny.

tomek1950

Wróciłem do Warszawy, a następnego dnia majster znów dzwoni. Tym razem z lepszą wiadomością. W sklepie zaczepił go miejscowy menel i za pół litra + na zakąskę miejscowa "Arizona" powiedział mu kto mnie "obrobił". Majster, nie ujawniając się z nazwiska ze względów bezpieczeństwa, przekazał uzyskaną w ten sposób wiadomość policji.

Zdziwiłem się i to bardzo, gdy po trzech miesiącach dostałem z miejscowej prokuratury zawiadomienie o umorzeniu postępowania z powodu niewykrycia sprawców. Ponieważ jako poszkodowanemu przysługiwało mi prawo przejrzenia akt sprawy i odwołania się do wyższej instancji od tej decyzji pojechałem do prokuratury i zarządałem akt. Wywołało to powszechne zdumienie i prawie histerię. Jakto? Przecież sprawa została zakończona umorzeniem! Byłem twardy i nieustępliwy. Dostałem w końcu dość grubą teczkę.

tomek1950

Prosiłem oczywiscie by ekipa zabrała psa, bo slady były tak wyraźne, że wiadomo było w którym kierunku uciekli sprawcy..

Kiedy dojechałem do komturii ekipy już nie było. Majster powiedział, że psa nie przywieźli. Pewnie dlatego by nie mieć kłopotów z aresztowaniem złodziei. Zebrali jednak ponownie całą masę śladów. Zrobili nawet odlewy śladów butów odciśniętych w miękkiej glinie.

Pomyślałem, że tym razem to łobuzów złapią.

Skradziono niewiele. Tylko to co dzień wcześniej przywiozłem - 200 m kabla i 5 pianek poliuretanowych.

Ciąg dalszy jeszcze dziś nastąpi, ale muszę "odcedzić" psa.

tomek1950

Skoro jestem "w temacie" kryminalnym to postaram się odtworzyć trochę późniejsze zdarzenie. W zasadzie to było ostatnie wielkie włamanie do komturii. Ostatnie ale chyba najciekawsze.

Była wiosna. Zaprzyjaźniony już z nami sąsiad robił wylewki pod podłogę, układał kable nowej instalacji elektrycznej (podłaczeniem miałem się zająć osobiście) Osadzał nowe drzwi. Jednym słowem prace wrzały, co kilka dni dzwonił, składał meldunek co jest wykonane i składał zamówienie na potrzebne materiały. Niektóre zamawiałem w pobliskiej hurtowni, a niektóre, jeśli miejscowa cena odbiegała znacznie w górę od średniej krajowej kupowałem w Warszawie i dowoziłem przy okazji weekendowych wypadów. Pewnego weekendu zawiozłem dwa zwoje kabla elektrycznego i kilka puszek pianki poliuretanowej. Obejrzałem wykonane prace, tu pochwaliłem, tam prosiłem o poprawkę, w innym miejscu wykłócałem się o to by majster zrobił tak jak ja chcę, a nie tak jak robią wszyscy w tej wsi.

Zadowolony z postępu robót wróciłem do Warszawy w niedzielę wieczorem. Rano w poniedziałek, ledwo zdążyłem zrobić sobie w pracy poranną kawę telefon. Dzwoni majster. Włamanie. Rozwalone okiennice i okno. Są wyraźne ślady. Dzwonię do KP Policji i proszę o przysłanie ekipy. Sam zwalniam się na dwa dni, wsiadam w samochód i lecę do komturii.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Śladów było dużo. Pety, odciśnięte palce, ślady butów. Technik zwijał się jak w ukropie. Wypstrykał chyba 2 filmy. Wkurzony włamaniem rozmawiałem z Komendantem o miejscowych bandziorach. Znał mieszkańców gminy dobrze, ale nie wierzyłem by złapał złodzieji. Na pożegnanie dał mi radę jak dodatkowo zabezpieczyć dobytek. Obejrzał zdemolowane drzwi, popukał w blachę i powiedział: Tiaaa, drzwi metalowe. A prąd ma pan w chałupie? (Niezauważył, że w domu swieciły się żarówki). No, rozumie pan. Drzwi metalowe... zawiesił głos. Ale wie pan ja tego nie mówiłem.

Teraz mam różnicówkę więc i ten sposób zabezpieczenia odpada.

 

Oczywiście po ustawowym okresie dostałem z prokuratury kolejne już postanowienie u umożeniu dochodzenia z powodu niewykrycia sprawców.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Rankiem, w dziennym swietle obejrzałem dokładnie szkody. Drzwi zostały wyrwabe z zawiasów. Kłódki wytrzymały. Ponieważ w nocy trochę zmarzłem bo wiał wiatr(?) a właściwie przeciąg, co kładłem na karb uszkodzonych, a niezbyt dokładnie uszczelnionych drzwi, obejrzałem swoją nocną robotę i stwierdziłem, że źródło przeciągu znajduje się... dokładnie pod moim łóżkiem. Chłopaki chcieli się przekuć przez glinianą ścianę o grubości 80 cm. Udało im się wybić otwór o średnicy około 5 cm. Ta dziura była przyczyną mojego nocnego dyskomfortu. Wysuszona na kamień glina jest twarda jak skała. Wykucie otworu którym można by wejść do środka to ciężka praca. Głupole nie włamywacze.

Ponieważ licznik EE był jeszcze w środku chałupy za każdym razem kiedy wyjeżdżałem zostawiałem w umówionym miejscu dla pane inkasenta informację o stanie licznika. Na podstawie ostatniego zapisu i mocy zapalonych przez złodziei żarówek obliczyłem, że weszli do chałupy ok. 4 nad ranem. Nie zdziwiły mnie więc ślady, wybaczcie czytający, dwie potężne kupy na środku podwórka. Parę godzin sforsowanie moich zabezpieczeń chłopcom zajęło.

Pojechałem na posterunek i zgłosiłem włamanie. Znów przesłuchanie w charakterze świadka, pytanie czy wiem o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań, ile warte były skradzione przedmioty i temu podobne d....... Cywilny inspektor z walizeczką pełną proszków, pędzelków i folii do zbierania odcisków, wyposażony w aparat Practika przyjechał i zrobił co należało. Opylił, przykleił, opisał, zrobił zdjęcia. Znów zakład kryminalistyki miał zajęcie. Przyjechał też sam Komendant. Sympatyczny facet. Zrobiłem kawę, ale bez cukru, bo torebkę z cukrem też ukradli. Szczęśliwie, że wyjeżdżając nie pozmywaliśmy kilku kubków i łyżeczek. Złodzieje brudnych nie brali. Podałem kawę, oczywiście w umytych kubkach i zaczęliśmy sobie gaworzyć o d.... Maryni, a technik uwijał się ja w ukropie. Kawę też dostał, ale pił z doskoku zajęty dokumentowaniem śladów pozostawionych przez włamywaczy.

CDN

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Mam dziś wisielczy humor więc troche kryminału. Mordestwa wprawdzie nie było, ale nocne odwiedziny pod naszą nieobecność.

Było ich kilka, ale chcę opisać jeszcze dwie które dobrze zapamietałem.

Dom był już "opancerzony". Blachy na oknach, dodatkowe drzwi wykonane z kątownika 50 mm i stalowej blachy. założyłem trzy kłódki do spawanych, krytych uchwytach i uspokojony o bezpieczeństwo dóbr rychomych zrezygnowałem z wożenia co cenniejszych rzeczy. Od kolegi dostałem starą pralkę "Frania", wprawdzie bez wyrzymaczki, ale darowanemu koniowi w zęby sie nie zagląda. Szczęście nie trwało długo. Listonosz przyniósł telegram od sąsiada. "W domku było włamanie". Wyjechałem z Warszawy wieczorem. Podjechałem najpierw do Komendy Powiatowej policji by zgłosić włamanie i poprosić o asystę policjanta. Kilkakrotnie pozostawione przez włamywaczy ślady wskazywały, że udane włamanie kończone było pijacką libacją. Naprawdę miałem obawy, że w chałupie mogłem zastać jakiegoś biesiadnika. "Włamanie zgłosi pan rano, teraz późno. Asysta? Ja nie mam ludzi ani samochodu. Zadzwoni pan co i jak i w razie czego przyjedziemy." Trzasnąłem drzwiami, choć to niegrzecznie, i pełen obaw pojechałem. Przejechałem obok chałupy, ale nie dostrzegłem żadnych śladów ludzkiej obecności. Zawróciłem i wjechałem na podwórko. Moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Stalowe drzwi, przekrzywione wisiały na jednym zawiasie. Drugie, drewniane, kupione wraz z chałupą porąbane siekierą. W środku bałagan nie do opisania. Co tylko się dało wywalone na podłogę. Potłuczone naczynia, puszka po konserwie wieprzowej w sosie własnym na stole obok opróżnionej flaszki po wódce. Pety na podłodze. Myślę, że wystarczy tego opisu.

Była już późna noc. Prowizorycznie zabezpieczyłem drzwi by zbyt nie wiało. Była zima i temperatura ujemna. Napaliłem solidnie w piecu i zmęczony przeżyciami zasnąłem snem sprawiedliwego.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Tych nadmiarowych desek z dachu zostało już niewiele, a specjalnie ładne też nie były. Pojechałem do innego, prywatnego tartaku kilkanascie km dalej. Tartak prowadzony był przez kobietę. Robił naprawdę dobre wrażenie. Deski ułożone równo. Porządek. Kilkunastu pracowników. Wszyscy trzeźwi. Powiedziałem jakie deski mi potrzebne. Były. Pracownik dociął je na wymiar, pomógł załadować. Super. Ten tartak był opisany przez kogoś kilka lat temu w Muratorze, jako najlepszy na Mazurach. Niestety, matka przekazała kilka lat temu zakład dzieciom, a ci doprowadzili go do upadku i likwidacji, Szkoda.

Deseczki przybiłem z synem, ale w jednym miejscu stwierdziliśmy, że końcówka belki oparta na ścianie trzyma się wyłacznie siłą przyzwyczajenia. Samo próchno. Zdecydowałem, że tę belkę zastąpimy ostatnimi , jakie pozostały, dwoma krokwiami sklejonymi i skręconymi śrubami. Przekrój tak złączonych krokwi był taki sam jak wycinanej belki. Najtrudniejsze było wypoziomowanie. Bardzo przydatny okazał się mały podnośnik hydrauliczny. Pozwolił na precyzyjne umieszczenie belki.

Przy okazji zwaliliśmy ze strychu resztę polepy glinianej i uformowaliśmy z niej małą skarpę w szczycie domu. Jałową glinę, która dziesiątki lat leżała na strychu przykryłem cienką warstwą żyznej ziemi i... posiałem trawkę. Nie była to odmiana Canabis tylko zwykła trawa trawnikowa. To tak dla wyjaśnienia. Trawnik ma 8 m długosci i 1,5 szerokości. Reszta działki do dziś jest w stanie pierwotnym. Niektóre chwasty ją porastające mają ponad 2 m wysokości. Ale ten kawałek czasami nawet koszę wygraną na loterii fantowej elektryczną podkaszarką.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Kilka lat które upłynęły od chwili zakupu chałupy poświęciliśmy głównie na zabezpieczanie "substancji" i planowanie co i jak urządzić. Dom był kilkakrotnie przebudowywany przez kolejnych włascicieli. W trakccie remontu dachu okazało się, że deski podłogi na strychu w części wschodniej są mocno zmurszałe. Ekipa dekarzy zerwała je i przybiła nowe. Mieli ich dużo. Przy okazji zerwali w jednym pomiszczeniu dechy z trzcinową matą przybite do belek od spodu. Belka która odkryli nie była zbyt ciekawa. Pochlapana wieloma warstwami wapna (podejrzewam, że w tym pomieszczeniu kiedyć trzymano jakieś zwierzę. Może krowę albo świnki by w chałupie było cieplej?

Postanowiłem dokonać oględzin stropu w następnych pomieszczeniach. Razem z synem zaczeliśmy odrywać sufit. Kurzu było przy tym co nie miara, bo przez szpary w glinianej polepie i szczeliny pomiedzy deskami przestrzeń między belkami wypełniona była resztkami ziarna, plewami i mysimi odchodami w dużej ilości. Ale trud nasz został nagrodzony. Pozostałe belki wyglądały znacznie ciekawiej, były w dobrym stanie z wyjątkiem jednej. Natomiast deski podłogi na strychu, przykryte tam grubą, siegającą miejscami 20 centymetrową warstwą gliny miały szerokość ponad 50 cm. W każdą belkę wbite były dziesiątki gwoździ. Niektóre jeszcze wykute przez kowala. Niestety okazało się, że jeszcze dwa pomieszczenia wymagają wymiany desek stropu.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Opowiesci z Sywestrowych Nocy. Oczywiście w naszej mazurskiej komturii.

Od cczasu kiedy staliśmy się włascicielami chałupy prawie każdego Sylwestra spędzaliśmy na Mazurach. Wyjazd następował przeważnie w I Dzień Świąt, bo Wigilia u nas w domu. Oczywiście wyjazd poprzedzało gruntowne studiowanie dostępnych prognoz pogodowych zwłaszcza jeśli chodzi o opady. Wymrożony dom, brak wody w pierwszych latach i inne niedogodności nagradzany był wspaniałą przyrodą. Oszronionymi drzewami, podchodzącymi pod okna sarnami, zającem kicającym po podwórku. Przeweażnie byliśmy sami, ale czasami zabierało się z nami któreś z naszych dzieci.

Sylwester we dwójkę też ma swoje zalety. Raz zaproszeni zostaliśmy do najbliższych miejscowych sąsiadów. Było bardzo sympatycznie.

Dwa lata temu zaprosiliśmy do chałupy sąsiada Niemca. Kilka lat temu kupił sąsiednie zrujnowane gospodarstwo i pomalutku je remontuje. Jest on emerytowanym lekarzem, więc na budowaniu zna się tak jak ja.

Przy okazji mogliśmy nawzajem szlifować język. Ja niemiecki, on polski.

Za każdym razem żal było wyjeżdżać i wracać do Warszawy.

W tym roku wyjątkowo zostaliśmy w mieście. Takie były plany, ale z powodu opadów śniegu gdybyśmy pojechali to mógłby być problem z powrotem.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...