Osówkowy dziennik budowy
11 października 2003
Widzę jakąś szaloną wyrwę w relacjach z naszej budowy, ale troszkę się usprawiedliwiam. Wskutek wirusa straciłam możliwość korzystania z komputera na miesiąc. Dopiero wtedy okazało się, jak mocno uzależniłam się od codziennego studiowania forum, od poszukiwania informacji. No jak bez ręki po prostu. Tymczasem akurat osiągnęliśmy stan "wykańczania" inwestora. Wszystko już mi się trochę miesza, ale postaram się zrelacjonować ostatnie tygodnie.
Na początku września, kiedy nastąpił pierwszy atak zimy w tym roku spotkaliśmy się z panem od tynkowania. Firma wypróbowana przez forumowiczów am i Maluszka, ale mąż i tak obejrzał ich pracę, akurat byli w naszym mieście. Cena ogólnodostępna, czyli 21 zł/m2 - tynki gipsowe. Nie dowierzałam, kiedy Pan oświadczył, że zaczną w poniedziałek i skończą w tymże tygodniu, ale tak rzeczywiście się stało. Zimno było, w domu przeciągi jak cholera (bo jeszcze bez okien), a panowie dzielnie we trzech wytynkowali do piątku w południe, posprzątali i pojechali. Wrażenia nasze i innych osób macających tynki - pełne zauroczenie.
W tymże tygodniu w środę w czasie tynkowania przyjechały nasze okna. Dla przypomnienia rehau brillant - made in Babice. Wstawili je szybko, ale gdy pojechałam je obejrzeć spotkała mnie niespodzianka...Otóż mimo dwukrotnych pomiarów okna w wykuszu - takie łamane pod kątem prostym zrobili za krótkie. A tę powstałą szparę ok. 8 cm utkali styropianem i kotwy rozciągnęli do granic wytrzymałości, aby sięgnęły do muru. Oczy wyszły mi z orbit i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, gdy tynkarze (chyba chcieli ocalić tych montażystów) zaczęli mówić, że to nic nie szkodzi, oni mi to ładnie zasłonią, zatynkują itp., że nic nie będzie widać i właściwie to przecież styropian jest ciepły
No tak przecież nie może być! Mąż od razu za telefon i do Pana od okien (tj. właściciela firmy, on nie brał w tej szopce udziału), opowiada mu o "nowoczesnym montażu'". Tu szef zareagował szybko i "zawodowo" - a jest on wyjątkowo energiczny. Więc nazajutrz panowie przywieźli nowe ramy już o właściwej długości i zamienili je, zaś na nowe szyby musieliśmy poczekać, bo zakład zamawia je u producenta. I jeszcze zamienili drzwi tarasowe, bo mamy ich dwa komplety - jedne z jadalni na taras, a drugie w pokoju córki. Są takich samych rozmiarów, ale te w salonie miały się otwierać najpierw lewe skrzydło, a u Magdy najpierw prawe - tak wynika z planów zagospodarowania wnętrza i wygody w użytkowaniu. Teraz czekamy jeszcze na regulację i wówczas będę mogła polecić tę firmę każdemu. Za okna zapłaciliśmy 14 tys z montażem, a właściwie za montaż symbolicznie mało, bo daliśmy chyba 95% zaliczki za okna. Takie drobne szaleństwo , ale chyba było warto. Tynkarze od razu te okna obrobili, i wyglądało wszystko bardzo ładnie.
Kiedy już były okna i tynki należało dom zamknąć i zabezpieczyć. Jak już wspomniałam wcześniej właściwe drzwi przyjadą dopiero w październiku, a tu tynkarze wyjechali w piątek i co zrobić? Mąż w pełni się poświęcił i postanowił przenocować do soboty, bo w sobotę z pomocą ojca i brata zrobi drzwi. Zaopatrzony w śpiwory, termosy, latarkę i przycisk antynapadowy od jeszcze ciepłego, świeżozamontowanego systemu alarmowego uwił sobie legowisko ze styropianu w salonie, obłożył się wszystkimi trzema naszymi kotami i jakoś dotrwał do rana. Gdyby nie te koty to pewnie by zamarzł Nazajutrz wykonali "wrota" wejściowe, które funkcję swą spełniają do dzisiaj. A zrobili je tak porządnie, że trochę się boję, aby w czasie demontażu nie rozpadły się ściany...
Tymczaem po przerwie na wyjazd do Francji powrócił nasz majster Pan Wacław (tam chwyciły trafiły go "korzonki" i nie mógł u obcego kapitalisty pracować), co bardzo mnie ucieszyło. Nie dlatego, żebym mu nie życzyła zarobków w walucie, ale nikt tak nie zadba o moje małe kotki jak on. A i w robocie dokładny, więc powitaliśmy go z otwartymi ramionami. Powstały więc donice przed wejściem i zaczął tynki zewnętrzne, takie tradycyjne. Wokół okien robiłł piękne opaski z tynku (nie ze styropianu). Niestety korzonki znów go uziemiły i tym razem nna zawsze - lekarz zabronił mu pracy w polowych warunkach pod groźbą utraty zdrowia na stałe..
Zatem podszukujemy fachowca do tynków cem. - wap. i ich pomalowania. Może ktoś kogoś poleci? Bo zima się zbliża...
Któregoś dnia wybrałam się aby zamówić farbę do malowania elewacji. Jedno wiadro już stało w garażu, bo miały być pomalowane tynki nad wykuszem jeszcze przed położeniem dachówki na wykuszu (żeby potem nie chodzić po tej dachówce, nie zachlapać itd). Farba silikatowa Atlas, kolor 002. Kiedy zakupiłam tamto wiaderko w sierpniu, szacowaliśmy (z informacji od pani w hurtowni), że potrzeba będzie ok. 10 wiader., każde ok. 200 zł. Wydawało nam się drogo, podobno silikatowa miała być tania.
Kiedy więc zamawiałam nową porcję i pani wyliczyła mi, że tym razem starczy 4 wiadra byłam zdziwiona, a gdy z przygotowanych 500 zł (wg. poprzednich doświadczeń) na zaliczkę poprosiła 60 zł moje zdziwiennie przerodziło się w podejrzenie. No i jeszcze majster coś mówł, że tamtą wtedy nie mógł malować mokrego tynku, więc jej nie użył i że wg. instrukcji potrzebny jest jakiś preparat do gruntowania. A do silikatu przecież nie ma potrzeby...jak to dobrze, że majster czytał instrukcje..
No i po sprawdzeniu wiaderka w garażu okazało się, że mamy tam farbę SILIKONOWĄ, której właściwości, cena i kolor 002 (!!!) znacznie różnią się od rzeczywiście wybranej! Dla męża słowa silikatowa i silikonowa widać brzmiały podobnie, albo pani źle usłyszała, ale efekt jest taki, że nie przyjmą od nas zwrotu, bo na zamówieniu stoi jak wół - silikonowa. Najwyżej przyjmą ją w komis .
Zaraz po tynkach i oknach udało się znaleźć panów do sufitów podwieszanych (24 zł/m2 stropu). Cena obejmuje wykonanie stelaży, ułożenie folii, płyt, ułożenie wełny 20 cm, nabicie desek na strychu w części użytkowej ok. 50m2, oraz wykonanie sporej ilości otworów na rekuperatorowe anemostaty, rury kominkowe DGP, ponad 20 dziurek na halogeny. Panowie zrobili też ażurową ściankę między jadalnią a kuchnią, a także boczne ścianki "biblioteczek" w salonie.
W suficie nadal jeszcze nie mamy schodów na stryszek tylko dziurę i drabinę. Przez ten otwór koty wchodziły sobie z dworu przez strych i desantem do domu, wprawiając czujki alarmowe w stan histerii i brudząc w pokojach. A to niewdzięczniki - mają przecież swoją willę ze styropianu, a w niej koszyk z polarowym materacem! Więc odcięliśmy im ten szlak turystyczny zasłaniając otwór płytą GK.
Na podłodze pojawiły się wylewki samopoziomujące, wyrównujące wyspy i doliny naszej płyty fundamentowej. Grubość wylewki miejscami sięga prawie 2 cm, ale teraz już jest równo. Przyjechały agregaty do ogrzewania podłogi i zrobiło się ciepło. W kuchni na ścianach i podłodze przylepiają się płytki (układanie po 25 zł/m2), Powiem szczerze, że jaka płaca - taka praca, płytki troszkę nierówno. W kuchni daruję, ale zaraz wchodzą do salonu i tu sprawa przybierze inny deseń - albo równo, albo wcale. Mamy zaprojektowany dośc nietypowy układ płytek - trochę skosem, trochę prosto - więc musi być idealnie.
Tym czasem pojawił się nam w rodzinie nowy domownik - 2 miesięczny pies. Miał przyjśc do gotowego domu, ale cóż - budowa się opóźniła, a suka nie. Więc nasz obrońca ćwiczy zęby na meblach, odbywając kwarantannę w mieszkaniu teściówki. Jakoś się pogodziła z losem, ma obiecane pranie dywanów po naszej wyprowadzce. A ja pastuję wciąż podłogę i w ciągu tych dwu tygodni zrobiłam to więcej razy niż przez 10 lat mieszkania. Dobrze, że nauczył się chodzić do "toalety" na gazetę.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia