Z Muratorem w ręku
Mój dziennik długo musiał czekać na lepsze czasy..... tak to już bywa z budowanie, że rozpoczęcie sezonu wiąża się z permanentnym brakiem czasu na wszystko.
A tempo na naszej budowie jest oszałamiające.
Początkowo dużo czasu zajęły nam pertraktacje z wykonawcą. Przreyzrcaliśmy się kolenymi wersjami kosztorysów i naszych uwag, róznistych pism i zastrzeżeń, aż szczęśliwie po dwumiesięcznych trudach doszliśmy do porozumienia. Kosztorys na prace dodatkowe został zredukowany do 1/3, w umowie uwzględniono zakupy materiałów dokonane przez nas i tak dobrnęliśly do rozliczeń finansowych i zapłatyy za już wykonane prace.
Rozliczenie faktur było sygnaełem dla wykonawcy doi przyspieszenia robót. Szybko stanęły ścianki działowe - i wraz z ich postawieniem pojawiły się nowe wyzwania i szybkie podejmowanie decyzji.
poszukiwania wykonawców instalacji wewnętrznych
W naszym domu rosły ścianki działowe, a my nie mieliśmy jeszcze dogadacnyh spraw związanych z elektryką i instalacją wodną. Generalnie prawidłowośc była taka: najpierw dostawaliśmy szokujące cenowo oferty na wykonaniew instalacji, oferty te odrzucaliśmy, szukaliśmy gdzie indziej - a tam - po przedstawieniu projewktu umowy opracowanego przez J.- wykonawcy się wycofywali. Sytuacja zrobiła się nerwowa, bo nie mieliśmy chętnych do pracy na naszej budowie...
Ostatecznie wyszło dość nietypowo, bo elektrykę w domu wykonuje nam elektryk z miejscowości leżącej 80 km od nas, a instalację wodną - jakieś 60 km. Tylko tym ludziom opłacało się wykonać instalacje za w miarę rozsądną cenę i na naszych warunkach. I to był dobry wybór - aż miło patrzeć na ich prace - pracują starannie i sumiennie - dobra robota za dobre wynagrodzenie :)
Z pojawieniem się elektryka na budowie pojawiły się konflikty małżeńskie. Bo nad nami stał elektryk i żądał natychmiastowej decyzji - gdzie mają być konkretnie te gniazdka i wyłączniki??? Niby projekt był, J. długo nad nijm pracował... ale teraz trzeba było wskazać konkretny punkt na ścianie - tu kinkiet tam lampa, a tam gniazdko. Nie lubię być tak stawiana pod ścianą, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie potrafię podjąć racjonalnej decyzji - brak mi wyobraźni - jak ten dom urządzić. A tu już chą wszystko wiedzieć. Brrr.... W efekcie - zboriliśmy wiele punktów na wyrost - może kinkiet będzie tam a może gdzie indziej. I tak salonie - mamy potenclajne puszki na kinkiery rozmieszczone na wszytskich ścianach co 50 cm.... tak wyszło.... w sypialni nad łóżkiem też są cztery puszki, bo ja wolę mieć dwie lampki po dwóch stronach łóżka, a J. chce mieć centralnie nad łóżkiem dwa reflektorki skierowane na boki. No i decyzję przesunęłiśmy na później, a elektrym z dziwnym uśmieszkiem na ustach wykonał dla nas te puszki.... dla obu wariantów...
z instalacją wodną poszło nam łatwiej. projekt jest bardzo szczegółowy, a na dodatek zamówiłam projektyu wnętrz łaziuenek, więc wiadomo było z góry co gdzie będzie stało. Zresztą prace nad projektami łazienek były samą przyjemnością ....oczami wyobraźni, a potem na rysunkach pani architekt nasze łazienki nabierały wyrazu....
permanentny brak czasu
Niestety budowa nabrała tempa, teraz pracują tam ekipa elektryków i hydraulików, po budowie plączą się potencjalnmi wykonawcy systemu alarmowego, odkorzacza centralnego itp. Nieustannie trzeba rozwiązywac jakieś problemy, i to pomimo tego, że mamy dośc dokladne projekty wszytskich instalacji. Az strach pomyśleć jak by to wszytsko wyglądało bez tych projektów...
J. jest na budowie praktycznie codziennie, i siedzi tam godzinami - ustalając, dzwoniąc, negocjując itp... Z tego powodu ciężar utrzymania rodziny spadł w dużej mierze na mnie. Niestety nie ubyło mi w związku z tym obowiązków domowych, dzieci mają swoje prawa.... W tej chwili wygląda to tak, że w pracy nie mam nawet chwili wolnego, pracuję jak szalona, potem szybko do domu, tu czas na gotowanie i przeglądanie kolejnych pism, ofert, projektów - przygotowywanie listy spraw do załatwienia - i robi się późny wieczór, czasami jeszcze musze popracować w nocy i nadrobić zaległości - padam bez sił do łóżka.
Na dodatek czuję się całkowicie odcięta od budowy... byłam tam ostatnio ze dwa tygodnie temo.... podobno wiele się zmieniło.... Gdzieś uciekła radośc z budoiwania a pojawił się stres - że tyle decyzji do podjęcia, że goni nas czas i wykonawcy.
I jeszcze jedna rzecz - nasze dotychczasowe mieszkanie - jakby w przeczuciu, że zamierzamy się go pozbyć....zaczęło nam sprawiać kłopoty. Wszystko zaczyna się tam, psuć. Zaczęło się od spaczonych drzwi na balkon, które trudno jes teraz otworzyć, potem zaczął przeciekać filtr pod zlewozmywakiem, następnie odpadł front szuflady jednej z szafek kuchennych, jakiś czas potem wyłamały się drzwi z prysznica i uderzając w lustro - rozbiły kawałek naklejanego lustra.... potem urwało się jedno skrzydło z mojej szafy ubraniowej, a wczoraj zaczęła się psuć intalacja elektryczna w kuchni. I to wszystko się dzieje w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy - a konkretnie od czasu, gdy znaleźliśmy kupca na mieszkanie. Jak to wytłumaczyć? Może jakiś parapsycholog się wypowie? My nie mamy czasu zająć się tymi usterkami, żyjemy nadzieją na szsybką przeprowadzkę, a nasze mieszkanie nijszczeje w szybkim tempie....szkoda...
pompa ciepła
Z nastaniem wiosny nadszedł też czas na montaż kolektora gruntowego do pompy ciepła. nasza inwestycja wywołała powszechne zainteresowanie sąsiadów. W okolicy komentowano, że budujemy taki wieeelki basen dookoła domu - chyba z fosą i kładką do wejścia głównego :). Wykop miał ponad 400 m2 i góry piachu i ziemi zasłoniły całkowicie widok na nasze domostwo. W końcu kolektor został ułożony.... tylko nie było go czym zasypać. Zgodnie z wyliczeniami piasek z wykopu nie wystarczał na pokrycie kolektora i wyrównanie terenu do planowanmego poziomu. J więc wymyślił, że część wykopu zasypiemy gliną i dzięki temu polepszymy też parametry naszego gruntu dla potrzeb kolektora. Tylko skąd wiąźć tę glinę? W pobliżu była nieczynna cegielnia, chętni na przewóz gliny też byli, inni chętni - na jej ułożenie w wykopie... tylko zgranie tych chęci w jedno zabrało J. jakieś trzy tygodnie intensywnych rozmów i wyjazdów do Imielina. W końcu jeden z wykonawców gliny "zaskoczył" i szczęśliwie wykop zasypano - gliną i potem piaskiem. Niestety - jak zwykle mnie przy tym nie było - i szanowni Panowie sami zdecydowali, do jakiej wysokości ten piasek nasypać.... równiótko pod sam przyszły cokolik. Taaaaa..... a gdzie humus, szlachetni panowie? Bo na piasku ogrodu chyba nie da się założyć, nieprawdaż? teraz mnie uspokajają (tzn. mąż, inspektor nadzoru i operator koparki), że ten grunt osiądzie..... i będzie miejsce na humus...... no zobaczymy.....
A swoją drogą, jakiej grubości warstwa huumu jest racjonalna dla założenia ogrodu na piasku?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia