Dziennik Alicjanki
Z ŻYCIA DOMOWNIKA - 3 tydzień po przeprowadzce
Lista rzeczy do zrobienia jest tak długa, że faktycznie nie wiadomo kiedy doczeka się realizacji. Pechowo większość rzeczy spada na Marka, albowiem ja nie umiem wiercić dziur w ścianach i nie zamierzam się tego uczyć.
Oczywiście żadna z tych czynności nie jest tak monumentalna jak sama budowa. To już za nami. Teraz natomiast pozostały sprawy, które mają ułatwić nam życie takie jak:
- przywiercenie wieszaków na ręczniki, stojaka na szczotkę i rolety na oknie w łazience, bo wygląda ono na ulicę... Ta ostatnia czynność jest jak widzę bardzo daleko w hierarchii Marka przez fakt, że dziurki trzeba wywiercić w samym oknie, a to oznacza w pewnym stopniu naruszenie jego pięknej całości...
- założenie wszystkich gniazdek (plastikowych obudów),
- umocowanie do komina stelażu do anten (nie ma chętnego do wejścia na dach),
- zamontowanie jakichś półek w garderobie i tym samym wyjście z następnych kilku kartonów;
- kupienie kilku mebli np. biurka dla dziecka, stołu i krzeseł ( te ostatnie kosztują 6000zł łącznie – stół i 9 krzeseł Klose!)
- założenie pozostałych 4 par drzwi z ościeżnicami,
- dokończenie układania glazury (np. w kuchni) o montażu wszelkich oświetleń w pomieszczeniach nie wspominając...
W zeszły weekend pomalowałam finalnie ostatnie pomieszczenie w naszym domu - gabinet. Marek nazwał moją pracę fuszerką, ponieważ nie dotarłam kilku miejsc które jego oku wydały się być nie dotarte. Ja natomiast nie mając drzwi oddzielających gabinet od jadalni, nie zamierzam po raz SETNY gonić za wszędobylskim białym pyłem ze ścian, który po ostatnim docieraniu tak głęboko wszedł w fugi w salonie, że pomimo wielokrotnego mycia wyglądają jakby były z natury białe (a są brązowe)! Chcę już skończyć czynności malarskie albowiem była to najdłuższa pokuta mego życia, za grzechy które popełnię chyba w następnym wcieleniu! Korzystając zatem z nieobecności głowy rodziny (spawał bramę wjazdową) - pomalowałam szybciutko gabinet i tym samym KOŃCZĘ Z MALOWANIEM NA LAT KILKA! (O kurczę - nie do końca - bo muszę jeszcze pospawaną przez Marka bramę pomalować na czarno, a do tego słupki w płocie. By to szlag...!)
Zamówiłam też wreszcie meble kuchenne i cały osprzęt do kuchni. Większość sprzętu do zabudowy jest firmy Whirlpool – znalazłam firmę która sprzedaje cały sprzęt z kilkunastoprocentowym rabatem w stosunku do np. Media Markt, lub cen katalogowych. Ale i tak całość sprzętu wyniesie 10 000zł. Meble (MDF waniliowy z wiśniowymi wykończeniami) z okuciami Bluma następne 10 000zł. Montaż za równe trzy tygodnie!
Przyszły rok zapowiada się dość ciężko - przynajmniej początek. Marek bowiem wysiliwszy się na zakończenie budowy i przeprowadzkę, doprowadził się do stanu krytycznego. W związku z tym w Styczniu nieodwołalnie musi się poddać operacji kręgosłupa. Tymczasem w Grudniu kończy swoją obecną pracę w związku z zamknięciem jego firmy w Polsce. Tym samym oddaje samochód a my swojego własnego nie posiadamy. Mieszkając teraz na prowincji niestety jakiś samochód potrzebujemy. Tak więc przyjdzie nadwyrężyć mocno już naciągniętą kieszeń i kupić coś co się toczy. Tym sposobem wysiliwszy się na maksymalne wykończenie domu (np. na meble kuchenne) przyjdzie niespodziewanie się dodatkowo zadłużyć, lub też jeść chleb z domowym smalcem. Patrząc na swoich własnych sąsiadów widzę, że taka już chyba reguła - świeży domownik chcąc nie chcąc musi przejść na dietę...
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-11-26 12:17 ]
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia