Dziennik Alicjanki
Z ŻYCIA DOMOWNIKA – powrót tematu kuchni
Z tą kuchnią to nieszczęśliwie się zaczęło od samego początku. Być może zawinił nieco mój tryb życia (czytaj godziny pracy) i niemożność wędrówek ludów od jednego „salonu” kuchennego do drugiego. Być może nie trafiłam do właściwych ludzi i zostałam z fantem sama ze sobą.
Dodam tylko, że Marek się od kwestii kuchni zupełnie odciął, więc tym bardziej za efekt końcowy odpowiadam sama.
O projekcie kuchni pisałam w dzienniku już dużo wcześniej – skorzystałam z usług najbliższego „studia” kuchennego, które projekt robiło za 100zł. Efekt był wysoce mizerny, ale dał mi podstawę do zmierzenia się z projektowaniem samej.
Z kuchnią musiałam zdążyć przed świętami. Podjęłam zatem wątek tej jesieni, dostałam od znajomych kilka namiarów na polecane „studia”. Zamówiłam wyceny, wszystkie były kwotowo zbliżone do siebie (blisko 8 tys za meble bez okuć i koszy). Wśród wybranych było również studio mebli Black Red White, które to kuchnie widziałam na targach Muratora i bardzo mi się podobały. Jesienią jednak firma ta podniosła ceny o ok. 14% i w związku z tym odpadła z eliminacji, bo ja się musiałam z całością zmieścić w 20 tys. (ze sprzętem). Najbardziej konkurencyjna cenowo firma mieściła się w Elblągu. Meble które ta firma montuje bierze z fabryk Drewpol i Kronpol, których korzystają również duże i znane saloony. Tak więc o jakość byłam spokojna. Pozostała jeszcze zagrożona estetyka i szczegóły wykończenia, które wśród polskiej braci profesjonalnej są na ostatnim miejscu w hierarchii wartości – a u mnie na drugim po jakości.
Zastanawiałam się nad meblami drewnianymi, ale cenowo okazały się poza moim zasięgiem (oprócz oczywiście tych sośnianych od stolarza, które nie wchodziły w grę). Zatem postanowiłam zakupić MDF, który miałam w kuchni w bloku przez cztery lata i z którego byłam tam zadowolona (pod względem użytkowym). Jakież było moje zdziwienie, gdy panowie którzy montowali mi w późniejszym czasie meble orzekli, że te moje blokowe meble były... drewniane, tylko pomalowane jakąś tajemniczą białą farbą i dlatego uważałam je za MDF...
Kolorystycznie chciałam jednolite bukowego koloru drzwiczki, w połączeniu z granitowym ciemnym, grafitowym blatem. Po obliczeniu kosztów blat granitowy odłożyłam sobie w dalszą przyszłość i postanowiłam tymczasowo () skorzystać z blatu systemowego – zaproponowanego przez salon, a kiedyś wymienić go na granit.
Od opisanego wyżej koloru mebli odwiodły mnie dwie rzeczy: po pierwsze obawiałam się, że takie meble „zlały” by się kolorystycznie z podłogą. Po drugie zamówiliśmy do jadalni stół i krzesła z fabryki Klose w kolorze czereśni antycznej, która w praktyce ma pomarańczowawy odcień. Tak więc różowawy buk mógł by i tu stanowić dysonans. Trzecia kwestia to to, że kuchnia znajduje się u nas po północno-zachodniej stronie domu i chciałam ją nieco optycznie rozjaśnić. Wybrałam zatem zestawienie kolorystyczne, które okazało się być najbardziej popularne obecnie ze wszystkich: drzwiczki pełne waniliowe, drzwiczki przeszklone koloru „calvados”, czyli właśnie takiej ciemnej pomarańczowawej barwy. Podobny kolor miały mieć boki mebli i blat. Jak się okazało takie meble ma mój sąsiad EM (pozdrówka!), mój najbliższy, ulubiony sąsiad też takie wybrał, choć jeszcze nie zamówił, no i dalsi znajomi którzy wybudowali się zupełnie w innym rejonie W-wy też taki zestaw nabyli. Cóż. Dla mnie oryginalność jest jednak dużo mniej ważna niż funkcjonalność i jakość, dlatego stresuję się tym faktem w bardzo niewielkim stopniu.
Zatem gdy wybrałam już saloon, zasiadłam do przemyśleń funkcjonalnych. Niestety od żadnej z osób zajmujących się zawodowo kuchniami, nie uzyskałam cennych przemyśleń, lub rozwiązań w celu maksymalnego wykorzystania przestrzeni. Dam tylko jeden przykład takiegoż rozwiązania.
Chciałam mieć piekarnik i mikrofalę w słupku, żeby się nadmiernie nie schylać. Wszystkie studia umieszczały mi ten piekarnik na poziomie blatu (85cm) i nad nim mikrofalę i jeszcze jedną szafkę do której musiała bym sięgać z drabinki. Ponieważ jednak jestem dość marnego wzrostu, a nianię która siedzi w ciągu dnia z dziećmi mam półtora-metrową, męczyło mnie uczucie, że z tym piekarnikiem rozwiązanie nie jest dobre. I dopiero przeglądając bardzo uważnie ofertę IKEI wypatrzyłam, że ich piekarniki w słupku ZAWSZE zaczynają się na wysokości 50ciu kilku centymetrów, czyli na poziomie blatu jest mniej- więcej połowa piekarnika i wtedy do mikrofali nad piekarnikiem można swobodnie zajrzeć.
Zarządziłam zatem taką zmianę w projekcie zabudowy. Niepewna wybranej kolorystyki skorzystałam z płyty załączonej do jakiegoś magazynu kolorowego na którym był schareware programu do projektowania kuchni. Pokonując wrodzony kobietom opór do skomplikowanych oprogramowań, przegryzłam się przez wielość możliwości i projekt kuchni wykonałam. Wyobraziłam sobie jak stoję w tej kuchni i chcę schować talerz. Nie ma gdzie. W projekcie zaproponowano mi obok zmywarki stojące jedna przy drugiej dwie szafeczki o szerokości 30 i 40cm. Złączyłam je zatem w jedną i zrobiłam szuflady w prowadnicami Bluma, na potrzeby trzymania zastawy stołowej. W praktyce okazuje się to być bardzo dobre rozwiązanie. Itd., itp. Walczyłam z projektem ale wciąż mam wrażenie że nie dość doskonale. Urodziła mi się z tego refleksja, że brak jest prawdziwych profesjonalistów w segmencie kuchni „economy” (choć uważam, że wcale tak mało ta kuchnia nie kosztowała). Być może jedynie IKEA sprostała by moim oczekiwaniom projektowym, choć wydaje mi się, że ich meble nie są zbyt długowieczne. Ale mogę być subiektywna.
Po przegryzieniu się przez projekt wysłałam do Elbląga ostateczną wersję (wyrysowaną zupełnie jak u profesjonalistów ołówkiem na papierze) i czekałam 6 tygodni na wykonanie.
Po uwzględnieniu zawiasów i prowadnic Bluma, szyb, klamek itp. Koszt mebli zamknął mi się w 10 tys.
Sprzęt (w większości Whirpool) zamówiłam w poleconej hurtowni na Bartyckiej, gdzie dostałam bardzo korzystny upust od cen cennikowych. A np. zlew Franke kupiłam u nich... za pół ceny. Chętnym podam namiary, bo naprawdę warto! Dostawa sprzętu na drugi dzień po zamówieniu, mają WSZYSTKO co na rynku, plus także ceramikę łazienkową, baterie i sprzęt RTV i AGD.
Łącznie zatem cały sprzęt do zabudowy z płytą ceramiczną, mikrofalówką, zmywarką (szósty zmysł), piekarnikiem, lodówką, zlewem Franke i baterią z wyciąganą wylewką i mikserem Brauna model 5550 (500w) zamknął się w drugich 10 tys. W międzyczasie wujek kafelkarz okładał nam płytki kuchenne.
19tego Grudnia meble zjechały i zaczęła się polka!
Ale o tym w następnym odcinku...
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2003-01-02 11:53 ]
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia