Kazimierz - dziennik Margolci
cd Pierwsze kroki
Nie pozostało mi nic innego jak tylko zciągnąć tu moją Piękniejszą Połowę i przekonać ją, iż pomimo tych kilku znaczących wad - to jest to miejsce , o którym marzyliśmy. O ile zadanie dokonania prezentacji działeczki było tzw pryszczem, o tyle przekonanie Szanownej Małżonki co do zasadności kupna takiej działki okazało się zadaniem z cyklu prawie niewykonalnych. Po długich targach uzgodnilismy w końcu, że ostateczną decyzję podejmiemy po wizycie w urzędzie gminy, w którym mieliśmy zasięgnąć szczegółowych informacji na temat, terminu przekształcenia na działki budowlane, przyłącza wody, prądu, gazu itp. Jak uradziliśmy, tak zrobiliśmy. W parę dni potem nasza wiedza była już prawie kompletna. Na moje szczęście nie wyglądało to tak najgorzej. Był wówczas czerwiec, a przekształcić ziemię mieli do końca września, woda i prąd mogą zostać dociągnięte natychmiast po przekształceniu. Niestety nie będzie gazu ani kanalizacji, ale w dobie butli z propanem i przydomowych oczyszczalni nie był to problem nie do wyeliminowania. Najgorszą sprawa była kwestia 1,5 km odcinka polnej drogi dojazdowej wśród pól, która rzucała cień niepokoju na ewentualną kwestię dojazdu po deszczu lub w zimie. Jednak moje szanse rosły.
Posiadacz ziemski - to brzmi dumnie:
Rodzinny proces decyzyjny i legislacyjny dotyczący kupna w/w nieruchomości był burzliwy i obfitował w nagłe i nieoczekiwane zwroty sytuacji. Szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę. W końcu na początku sierpnia 2001 roku po wizycie u rejenta staliśmy się Dumnymi Posiadaczami Własnego Skrawka tej Planety. Nastały czasy częstych wycieczek we własny plener, spacerów po okolicznych lasach i euforii z faktu, że zrobiliśmy duży krok w kierunku posiadania swojego własnego domku z ogródkiem. Nasza radość nie trwała jednak długo. Pierwsze objawy niepokoju wystąpiły na etapie wyboru projektu domu. O dziwo okazało się,że nie jest to wcale takie proste. Postawić na prostotę, funkcjonalność i ekonomię(mierz finanse na zamiary) czy puścić nieco wodzę fantazji wychodząc z założenia, że buduje się zazwyczaj raz w życiu, że może to trać nieco dłużej i że rodzina wciąż może się powiększać? Tysiące przejrzanych projektów, setki katalogów, dziesiątki rozmów z właścicielami własnych czterech kątów i wreszcie ustaliliśmy, że najlepszym momentem na przeprowadzkę jest chwila kiedy nasza mała pociecha będzie miała iść do szkoły podstawowej , a więc gdzieś około roku 2006-2007. To był co prawda dość odległy termin, ale dawał on nam potrzebny spokój, czas i chłodne podejście do zaplanowanie budowy, zebrania doświadczeń i opinii na ten temat i przede wszystkim do zebrania adekwatnej góry PLN-ów na ten cel. Na jakiś czas do naszych serc powrócił spokój, tym bardziej że zwyciężyła koncepcja pójścia w projekt bardziej udziwniony i co ważniejsze taki projekt został znaleziony i zakupiony. Padło na "Kazimierza" z Archipelagu - projekt zaiste szatański i odważny - dom w stylu skrzyżowania japańskiej pagody z góralską chatą. Nam się jednak spodobał, a zwłaszcza odkryta altanka w bryle budynku - dobra na rodzinne śniadanka i pokoik w wieżyczce jako punkt obserwacyjny, lub "izba wytrzeźwień" dla gości z daleka. Działka jest , projekt też czas więc na uzyskanie pozwolenia na budowę. I tutaj, jak zwykle w bajkach bywa, pojawia się czarny charakter w postaci bezdusznego urzędasa gminnego lub powiatowego, który z uśmiechem na twarzy poinformował nas, że są pewne "obiektywne" problemy z przekształceniem terenów rolnych, na których znajduje się nasza działka na tereny budowlane i że sprawa zawędrowała na wokandę ministerstwa rolnictwa czy coś i może to jeszcze jakiś bliżej nieokreślony czas potrwać. Doznaliśmy krótko pisząc delikatnego szoku. Jeszcze miesiąc wcześniej wszystko było na najlepszej drodze, a dziś nasze marzenia miałyby prysnąć jak bańka mydlana? Czyżbyśmy się sami nabili w butelkę? Na szczęście okazało się, że nie. Kilka kilometrów wychodzonych ścieżek do różnej rangi urzędników i już wiemy, że problem jest natury niedopracowania przez gminę planu zagospodarowania i muszą go oni zmienić i ponownie zatwierdzić. Tak więc w naszym przypadku technicznie nic się nie zmieni tylko wydłuży w czasie, a zgodnie z naszym założeniem czasowym realizacji budowy to opóźnienie nam nie przeszkadza. Co się odwlecze to nie uciecze. I z tą nadzieją weszliśmy w rok 2002.
cd nastąpi
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.