zaległy dziennik łowcy krokodyli
6. Wycinka
Działka była dziko zarośnięta, a od strony planowanego wjazdu rosła kępa pokaźnych dębów i brzoza matka. Sąsiad zaoferował mi pomoc w zrobieniu dojazdu. Na wycinkę potrzebowałem zgody gminy. Odszukałem odpowiednią osobę od tych spraw, umówiłem się i pojechałem do gminy z odpowiednim pismem. Starszy jegomość przyjął mnie na progu urzędu i zaproponował wizję lokalną. Pojechaliśmy, obejrzeliśmy, trochę marudził, ale się na wszystko zgodził, wziął podanie i 100zł (nie miał wydać reszty) i tyle go widziałem. Wycinka odbyła się w najbliższą sobotę. Chciałem dostać oficjalną zgodę na piśmie, ale nie zdążył napisać – po kilku telefonach do gminy dowiedziałem się, że właśnie odszedł na emeryturę. Brzozę zagospodarowano na opał, a dęby – materiał na schody - wysychały w wałkach czekając na swoją kolej.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia