zaległy dziennik łowcy krokodyli
26. Trak przewoźny
Dęby na schody leżały sobie w wałkach i czekały na pocięcie na deski. Zacząłem rozglądać się za trakiem przewoźnym. Żeby interes się opłacał musiałem jeszcze zorganizować trochę drewna do pocięcia. Miałem do wycięcia stare topole z mojego lasku z przeznaczeniem na podbitkę i antresolę, ale i to było mało. Sąsiad nosił się z zamiarem budowy szopy i dołożył się jeszcze z kilkoma sosnami. Z formalnym załatwieniem wycinki nie było problemu. Ku mojemu zdziwieniu nie potrzebne były nawet żadne opłaty, pomimo, ze Pani Leśnik musiała nas dwa razy odwiedzić - przed i po wycince. Andrzej ściął drzewa i przywlókł te zdrowe na placyk przy drodze. Chore zostały w lesie i czekają na porąbanie. Nie wiem czy się doczekają, bo pracy na budowie nie ubywa i nie ma czasu, żeby się nimi zająć.
Przyjazd traku się opóźnił o miesiąc. W międzyczasie kalkulowałem różne sposoby optymalnego pocięcia drewna. Niezła łamigłówka. Mam wrażenie, że kupno desek na wymiar pod konkretny projekt jest bardziej opłacalne. W końcu zjawił się trak. Zamiast jednej soboty, zabawił u nas trzy dni. Ciągle się coś w nim psuło. Gdyby nie warsztat Andrzeja pewnie nic by nie zdziałali. Szkoda mi było tracić urlop, więc ich zostawiłem. W następną sobotę przyjechałem z Teściem poukładać deski i zabezpieczyć przed deszczem.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia