zaległy dziennik łowcy krokodyli
27. Łazienka i kuchnia
Do normalnego funkcjonowania w lecie potrzebna nam była łazienka i kuchnia. Kafle kupiliśmy we Wrocławiu. Inka zgodziła się na zwykły kibelek, ale jak przyszło co do czego kupiliśmy w Leroyu wcale nie taki tani. Nie lubię tego sklepu, bo z Karłowic trzeba przejechać przez cały Wrocław. Znalazłem tam też w promocji bojler 50l z grzałką 2kW. Znajomy chciał mi podarować 100 litrowy, ale odmówiłem ze względu na długi czas nagrzewania. Nasza młodzież na pewno wychlapałaby całą wodę nawet gdyby to było 500 litrów i trzeba by czekać ze dwie-trzy godziny na ponowne nagrzanie. Według moich obliczeń 50 litrów powinno wystarczyć na oszczędną kąpiel dla trzech osób, a jak już ktoś by wychlapał ponad normę, to czas oczekiwania powinien wynieść około 50 minut. Początkowo bojler miał być powieszony w dolnej łazience. Doszedłem jednak do wniosku, że zmieści mi się pod schodami, obok skrzynki z prądem i obok wszystkich zaworów i nie będzie psuł estetyki tego bądź co bądź reprezentacyjnego pomieszczenia. Z zamontowaniem bojlera miałem mały problem. Nie zabrałem z Wrocławia instrukcji montażu i próbowałem na siłę zamontować zawór bezpieczeństwa na wylocie ciepłej wody. Nic mi nie pasowało, a jak mimo to podłączyłem, to miałem bardzo słabe ciśnienie. Dopiero w domu przyjrzałem się instrukcji i mnie oświeciło. Zawór miał być na wlocie zimnej wody. Przy następnej wizycie po raz kolejny spuściłem wodę ze zbiornika i przełożyłem zawór. Bojler się sprawdził. Jest źródłem ciepłej wody w obu łazienkach i kuchni, Obawiałem się, czy bez cyrkulacji nie trzeba będzie spuszczać dużo wody. Według moich obliczeń pojemność najdłuższej rury do kuchni wynosi 3 szklanki. Okazało się, że poprowadzone w warstwie styropianu rury dobrze trzymają ciepło i czekanie, aż zacznie lecieć ciepła woda jest prawie niezauważalne.
Polecony przez Janka fachowiec od układania kafli trochę się zasłaniał brakiem czasu. Przekonał go fakt, że może pracować w niedzielę bez narażania się sąsiadom, bo dom jest na bezludziu. Fachowiec był bardzo szybki. Wystarczyły mu 4 wizyty i kafelki były ładnie położone i zafugowane, oraz zainstalowany brodzik pod natrysk. Z kibelkiem, umywalką i armaturą poradziłem sobie sam. Z kabiną też, chociaż były problemy. Kabinę kupiłem przez Internet. Po rozpakowaniu okazało się, że półokrągły profil górny jest za bardzo rozgięty. Już dzwoniłem do producenta i mieli w ramach gwarancji przysłać inny. Ale oczywiście nie chciałem czekać bezczynnie i jakoś udało mi się go dogiąć. Armaturę kupiłem najtańszą, jaka tylko była w sklepie. Najtańsza bateria to nie kilkadziesiąt zł, jak by się komuś zdawało, ale złotych kilkanaście. Trochę się na tym przewiozłem. Sama bateria nie jest wcale badziewiem. Służy mi do dzisiaj. Miała tylko jeden słaby element, dorzucony do kompletu – przejściówki mimośrodowe. Pech chciał, że kafelkarz mi je zakleił i jak zaczęło ciec, to musiałem wycinać kafle gumówką i wydłubywać je po kawałku, bo się kruszyły przy wykręcaniu. W miejscach gdzie wychodziły rury wstawiłem dwie małe łatki w innym odcieniu. Wyglądają jak świadomie i z premedytacją umieszczone tam dekory.
Pozostało pomalować sufit, przymocować lustro, kinkiet i wstawić drzwi. Okazało się, że mąż kuzynki Zdzichu jest z zawodu szklarzem i może mi przyciąć lustro. Zdzichu pracował w firmie zajmującej się wnętrzami i w paru sprawach mi pomógł. Poradził mi, żeby wyrównać sufit przyklejając doń płyty GK, co było dobrym pomysłem. Odległość od górnej krawędzi kafli do sufitu była dokładnie na grubość płyty, więc nie było z tym problemu. Trochę się barbrałem z wykończeniem łączenia między płytami, ale przyszedł Zdzichu i poprawił.
W kuchni zainstalowałem prowizorycznie zlewozmywak i parę niezbędnych szafek z odzysku od szwagra i starą lodówkę siostry. Wymalowaliśmy byle jak najmniejszy pokoik na górze i wreszcie mogliśmy zamieszkać na swoim, a nawet przyjmować gości.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia