Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    160
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    191

Dziennik budowy RENI


Renia

648 wyświetleń

W domu zagadałam do syna, że po południu trzeba będzie jechać polać wodą strop, powiedział, że przecież wszyscy pojedziemy !

I tak sie stało, cieszyłam się, że wejdzie po drabinie na górę, bo ja panicznie boję się wysokości. Wszedł też mąż, tylko ja z dołu dyrygowałam gdzie można stawać, dopiero minęły 4,5 godziny i beton był świeży. Zrobiliśmy zdjęcia, syn polewał z węża przez pół godziny, dziwił sie, że taki ten strop rozległy. Równolegle z domem zbudowano garaż, który przylegał do domu, strop nad nim był tylko 6 cm niżej położony.

 

Wieczorem nikt już nikt nie chciał jechać polewać stropu, pojechałam więc sama około 19.00 autobusem, weszłam już po schodach, bo zdążyły stężeć wystarczająco. Węża miałam łączonego w połowie, jak puściłam silniejszy strumień, to ciśnienie wody rozrywało obydwa węże. Musiałam lać cienkim strumyczkiem, trwało to ponad godzinę, strop po całym dniu był nagrzany, chodziłam po nim boso, było przyjemnie, pomoczyłam długą sukienkę do kolan...

Kiedy skończyłam polewanie było już ciemno, na budowie zrobiło sie nieprzyjemnie, co prawda obok mieszka sąsiadka, ale na mojej posesji nie ma jeszcze żadnego światła (lampy). Na przystanku stali miejscowi chłopcy, znali mnie z widzenia i kłaniali mi sie od dawna. Zobaczyłam, że autobus odjechał 5 min. wcześniej, następny dopiero za 40 minut, trzeba iść piechotą prawie 1 km do głównej ulicy. Sukienka lepiła mi sie do nóg i uniemożliwiała ruchy. Dwaj z nich ochoczo zaproponowali, że mnie kawałek podwiozą. Ucieszyłam sie bardzo. Wsiadłam do starutkiego zdezelowanego malucha, drzwi nie chciały sie zamknąć trzeba było trzymać je ręką. Ruszyliśmy, dopiero wówczas zauważyłam, że obydwaj są mocno podpici, no tak, przecież to piątek wieczorem, koniec tygodnia. Jechaliśmy prawie środkiem drogi, na szczęście o tej porze na "mojej" ulicy nie ma żywego ducha, więc nic nam nie groziło. Domyśliłam się, że jeżdżą tak dość często. Pożegnali mnie elegancko. Na autobus przy głónej ulicy czekałam jeszcze długą chwilę, do domu dotarłam okolo 21.30.

 

No i tak sobie jeździłam przez kilka dni rano przed pracą i po pracy, żeby polewać, aż pewnego dnia przyszedł deszcz i wyręczył mnie z polewania.

 

Muszę w tym miejscu napisać, że jeżdżenie autobusami zajmuje mi dużo czasu, pomimo, że odległości dom - praca - działka nie są duże.

Oj najeździłam się okrutnie załatwiając dokumentację potrzebną do pozwolenia na budowę. I teraz w trakcie nadzoru jeżdżę czasem dwa razy dziennie. Niestety nie korzystam z samochodu męża.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...