Dziennik budowy RENI
Ekipa do wylewek zjawia sie pare minut po siódmej, 5 chlopaków. Ale nie ma piasku, który własciciel firmy miał zamówić. Po godzinie oczekiwania przyjeżdża wieeeelki samochód z 15 kubikami piasku, kierowca odmawia wjazdu na tył domu, chce zwalic to na drodze. Ja tez odmawiam, piasku jest za dużo, zużyja polowę a druga polowa będzie na drodze przez 2 miesiące ???
Chlopaki dzwonia do szefa i pytaja co zrobic, on marudzi, nie daje jednoznacznej odpowiedzi....czekamy na kolejny telefon. O godz. 9.00 ja dzwonie do niego i nakazuje mu zwalic ten piasek u kogos innego, a dla mnie zamówic 7 kubików i mniejszy samochód, który wjedzie na tył domu. Podnosze glos i strasze go, że zrezygnuje z jego usług, przekładał termin dwukrotnie, jestem spóźniona przez niego, bo maszyna do wylewek była zepsuta i trzeba bylo czekac na jej naprawę.
Nie podoba mi sie jego organizacja pracy, juz nie mam tyle cierpliwości co dawniej...
Pan sie obraża, nakazuje zwalic ten piasek u kogos innego i....pewnie mnie wystawi do wiatru, bo sie naraziłam. Cholera !!!
Chlopaki patrza na mnie niepewnie...dzwonie jeszcze raz i pytam sie czy wykona usługę....burczy coś, że mu sie nie chce. Wjeżdżam mu na ambicje i niestety troche spuszczam z tonu...przeciez sie umawialismy na usługę, niech ja wykona... Mamrocze pod nosem, że zamówi te 7 kubików.....
Deszcz leje co chwilę, zimno mi w nogi pomimo, że mam ciepłe buty...przed 11.00 piasek przyjeżdża mniejszym samochodem, jest 8 kubików i mozna wjechac za dom. Tyle godzin czekania....
Chlopcy zabieraja sie do wyznaczenia poziomów i przygotowuja maszynę. Za pół godziny beton sypie sie co chwile kupkami, ubijaja go troche nogami, potem wkładaja rurki i zacieraja równo. To żmudna praca, na kolanach, jeżdżą w takiej "szufladzie", żeby nie robic śladów. Zamawiam beton na schody, to tylko 1,5 kubika a kosztuje bebechy... Przed godzina 14.00 przyjeżdża gruszka i zwala B-20 na folie na drodze. Chlopcy przenoszę go w wiaderkach i na taczkach i wrzucaja na schody. Po pół godzinie wszystko jest wygładzone, znowu zaczyna lac deszcz, przykrywamy schody gruba folią. Sąsiadka zaprasza mnie na gorącą zupe i kawę, bo nie może patrzec jak ja marznę....od kilku dni obserwuje budowe i zagaduje do mnie....jest ciekawa co sie dzieje i co jeszcze planuje robic w tym roku.
Okolo 16.00 wszystko jest gotowe, wylewki wyglądaja bardzo ładnie, sa tak gładkie, że mozna byloby kłaść na nich parkiet.
Znowu leje deszcz, chlopcy myja maszyne i pomagaja mi zabezpieczyc cement przed deszczem. Dziekuje im i zostaje jeszcze chwile na budowie zeby przenieść puste palety i przebrac buty. Ledwo ruszam nogami, marzę tylko o cieplym łóżku i goracej herbacie z cytryną. Dzwonia murarze i pytaja czy moga przyjść pojutrze do tych ścianek dzialowych.... musza w tym tygodniu zakończyć temat, bo po niedzieli juz sa zajęci na innej budowie. Waham sie....nie wiem czy nie za wczesnie....niech sie dzieje co chce, niech przychodzą. Wsadziłam pręty żebrowane "12" w chudziak, tam gdzie będa te ścianki działowe, może nie popęka. Wreszcie będe miała wydzielona kuchnie i spiżarke i kącik "buciany" w przedpokoju.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia