-
Liczba zawartości
19 272 -
Rejestracja
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez Agduś
-
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Posiedziałabym z Wami, ale muszę lecieć zadania sprawdzać i oceniać. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Wręcz przeciwnie, zanosi się na duży wydatek. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
No bo łaziliśmy z ludźmi po domach. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Właśnie wróciliśmy z Gdyni. Spędziliśmy tam pięć dni, robiąc dziwne rzeczy. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Bagażnik zanabyty. Jeszcze nie wypróbowany. Właśnie robimy znacznie dziwniejsze rzeczy i strasznie głupie chyba, ale pewnie i tak to zrobimy. Może się pochwalę po fakcie. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Dzięki. Właśnie o to chodzi, żeby rozsądnie wydać kasę. Nie musimy kupować najbardziej wypasionego bagażnika za sryliard, ale nie ma sensu wydać też niemałej kwoty i kupić szajs, który się do niczego nie będzie nadawał. Fakt, że ten kosztuje swoje, ale widziałam i takie dwa razy droższe. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Kolejne pytanie - bagażnik rowerowy na hak. Jaki? Za ile? Do tej pory mieliśmy tylko dachowy, ale nowa Płotka ma hak i nie zawahamy się go użyć. Czy kupić za siedem stówek, czy za 1500, a może za 2400? Pewnie droższe też są. Wiecie, ja na tym bagażniku jeździć nie będę, więc nie musie mieć jakichś bajerów. Nie będziemy też go używać bardzo często. Ma się w miarę łatwo montować, nie spadać (wciąż nie mogę pojąć, jak bagażnik na cztery rowery utrzymuje się podparty tylko na haku), mieścić cztery rowery, odchylać, coby się dało bagażnik otworzyć. Widziałam ostatnio na parkingu taki jakiś bajer, jakby cały zderzak wyjeżdżał na szynie do tyłu i na tej szynie był bagażnik rowerowy. Prawda to, czy tylko mi się zdawało? -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Te z ledami są za niskie, a poza tym koty się wespną po słupku nawet, gdyby go postawić wyżej na jakimś postumencie. Te żeliwne do przemyślenia. Za niskie, ale można pomyśleć o przedłużeniu. Muszę małżu pokazać, niech myśli. Ten rudy za głęboki - bez sensu. Misy z Allegro widziałam, ale nie mam pomysłu na podstawę. Zastanawiałam się nad czymś o większej średnicy, bo chciałabym też wsadzić tam mech dla zapylaczy. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Z innej beczki: chcę poidło - basenik dla ptaków. Mam wiszące poidła, ale nie jestem pewna, czy ptaki z nich korzystają. Ja nie widziałam. Idea jest taka: - Musi być na wysokim słupie, żeby koty nie mogły tam łatwo wskoczyć. Ja wiem, że kot na wysokość 150 cm da radę, ale nie zrobi tego tak całkiem znienackowo. Musi się zebrać do skoku, musi wylądować. - Musi być płytka misa, taka coby ptaszki mogły w niej się wykąpać i napić. - Musi być duża misa, bo na taką szeroką koty nie wskoczą bez namysłu. Nie będą widziały, na czym miałyby wylądować, nie będą widziały, gdzie siedzi ptak. - Musi być jakiś pomysł na czyszczenie tego. Jakiś korek od spodu, coby wypuścić wodę i umyć albo możliwość zdjęcia misy, oparcia o coś i zmycia. - Musi być estetyczne. - Nie za miliony monet. Macie jakieś pomysły? -
Komentarze do Brazowego Uroczyska
Agduś odpowiedział braza → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
No, u nas też susza jak cholera. Tylko sąsiad ma zielony trawnik i kosi go co drugi dzień. Ma zakopane węże nawadniające pod ziemią, więc będzie go podlewał nawet, kiedy zakaz wprowadzą. I będzie kosił co drugi dzień. Ja pi..ę, skąd się takie zj...y biorą?! Jakieś 30 arów trawnika (minus dom i podjazd), do tego tuje wokół, przy płocie. Też nawadniane. Latem pewnie w dzień nie będzie wody w kranie, a on swój święty trawnik nawodni nocą. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Co do uświadamiania, to próbuję, ale delikatnie, coby nie zabić jego marzeń. Usiłuję go namawiać do czytania i pisania, ale bezskutecznie. Czytać nie lubi i nie ma zamiaru tego zmieniać, a pisać nie umie i się nie nauczy. Koniec dyskusji. Wielu dyskusji. Owszem, rozbieranie lektury na czynniki pierwsze jest nudne. Jeszcze w podstawówce da się tego uniknąć. Możemy sobie o lekturze porozmawiać, oglądnąć ją z różnych stron, pobawić się tekstem, zrobić labbooka, przedstawienie, komiks. Nie lubię kartkówek z lektur. Moje osobiste dzieci dostawały z nich w gimnazjum pały, dwóje, tróje, chociaż czytały lektury. Kiedy mi mówiły, jakie miały pytania, też nie znałam odpowiedzi. Robię zamiast np. grę w sałatę albo nie robię jej wcale. I wiesz co? Dzieci się upominają. Niektóre, oczywiście. Czasem robiłam testy, takie gotowce, ale mnie wkurzały. Na szczęście były łatwe, więc dobre oceny dostawali. Kiedyś dostali streszczenia rozdziałów, na tablicy wyświetliłam tytuły rozdziałów i mieli dopisać tytuł do streszczenia. Ostatnio kazałam po przeczytaniu książki oglądnąć film. Na pewno wcześniej go nie widzieli, bo ja sama niewiele wcześniej się dowiedziałam, że taki istnieje. Zamiast kartkówki mieli wypisać różnice między filmem a książką. Jest mnóstwo możliwości. Gorzej zaczyna być w siódmej i ósmej klasie, bo lektury się "przerabia" pod kątem egzaminu. I to jest już ich mordowanie. W ogóle dobór lektur w podstawówce jest teraz taki, jakby ktoś chciał za wszelką cenę czytanie obrzydzić. Kiedyś miałam wybór, nie było lektur obowiązkowych, których nie wolno pominąć. Teraz wróciliśmy do czasów słusznie minionych - święty kanon. A w kanonie takie gnioty, że aż strach. No nie wszystkie, ale myślę, że tak od siódmej klasy wzwyż to już głównie streszczenia czytają. Jednak ja pozostanę przy swoim przekonaniu, że o tym, czy człowiek będzie czytał, czy nie, decyduje dzieciństwo. To trzeba zaszczepić maluchom. Bo takie dzieciak wychowany na ruchomych obrazkach nie polubi książek, przy których trzeba sobie samemu wszystko wyobrażać. W filmie obrazki przychodzą same, nie trzeba myśleć i na tym najprostszym poziomie, tym dosłownym, obejrzy się każdą kreskówkę. A później można się przerzucić na seriale, te z podłożonym śmiechem albo te z wyjaśnieniami. Wiecie: obraz - ona miota się po domu i wywala jego rzeczy przez okno, setka - ona mówi: "wywaliłam jego rzeczy przez okno, bo mnie zdenerwował", głos z offu: "dwudziestopięciolatka była zdenerwowana i wyrzuciła jego rzeczy przez okno", setka - on mówi "zdenerwowała sie na mnie i wywaliła moje rzeczy przez okno". No po co to jest? Bo ludzie już nie tylko czytać nie umieją, ale i oglądanie zaczyna niektórych przerastać i trzeba im wszystko pokazać i wytłumaczyć trzy razy albo pokazać, kiedy mają się śmiać. To niech już oni przynajmniej te streszczenia czytają - też język pisany. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Mnie nawet nie chodzi o treść. Wprawdzie mieliśmy cała jedną lekcję, podczas której wyjaśnialiśmy, co to znaczy "bohater tragiczny" i nawet notatkę im dyktowałam z gotowymi argumentami. Chodzi mi o sprawność językową. Ten akurat człowiek to żywy dowód na to, że kto nie czyta, ten się nie nauczy pisać. Amen. Dlatego nie zgadzam się z twierdzeniem, jakoby czytanie mitologii, Syzyfowych czy czegokolwiek innego nie miało sensu. A jak zachęcić do czytania? Owszem, można podsuwać kolejne książki, które nam się wydają ciekawe. Problem w tym, że niektórzy nawet nie podejmą próby przeczytania czegokolwiek, bo mają znane już sobie inne sposoby spędzania wolnego czasu. Komputer, gry, internet, youtube, tv. Jeśli rodzice nie zachęcili, szkoła ma małe szanse. Co nie znaczy, że nie ma - parę razy mi się udało takiego nieczytającego przekonać, ze to jednak bywa ciekawe. Są też przypadki beznadziejne. Ten powyżej na przykład twierdzi, ze on zdaje sobie sprawę ze swoich problemów, wie, z czego wynikają, wie, że gdyby czytał, pisałby lepiej, ale on nie lubi i nie będzie. I co? I nic nie zrobię. Lektury owszem, do połowy przeczyta, dokończy czytając streszczenie i tyle. Otwarcie mi to mówi. No to niech przynajmniej do połowy czyta - zawszeć to coś. A po co to omawianie, pytania dotyczące treści? No właśnie po to, żeby rozumieli, co czytają, żeby poćwiczyli zapamiętywanie. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
No dobra, to pokażę Wam próbkę. Uczeń ma rocznikowo 14 lat. Zadaniem było napisanie krótkiego opisu przeżycia: "O wczesnym po południu w moim pokoju dowiedziałem się że szkoły mogą zostać zamknięte na dłuzej i z środy mogą się zrobić jeszcze dwie i nasze,,koronaferie”się przedłużą wtedy był to dla mnie ciężki orzech do zgryzienia a w moich oczach ukazały się w łzy .Strasznie się przejąłem zacząłem chodzić po pokoju i się łapać za głowę aż mi włosy powypadały a twarz miałem cała czerwona jak burak od płaczu i zastanawiałem, jak ja zdam egzamin przecież ja nie umiem się uczyć sam a nauka polskiego, przecież Polski to moja największa pięta Achillesowa." Że opisywanie przeżyć nikomu się w życiu nie przyda? No owszem, niepraktyczna umiejętność. To w takim razie rozprawka - wypowiedź argumentacyjna. Oczywiście nikt normalny nie napisał rozprawki po ukończeniu szkoły. Jednak umiejętność argumentowania i popierania argumentów może się przydać, nieprawdaż? No i niegłupio by było umieć to ubrać w słowa. "Dzisiaj powiem, dlaczego moim zdaniem skawiński, bohater noweli Henryka Sienkiewicza „Latarnik”, jest postacią tragiczną. Uważam, że Skawiński jest osobą tragiczna, wręcz ofiarą. Czytając książkę mogliśmy trafiać na wiele fragmentów, które ukazywały Skawińskiego jako ofiarę losu, w sytuacjach, w których tracił to, co zbudował i mógł się pożegnać ze swoim życiem. Jedna z takich sytuacji była, kiedy jego łódka się rozbiła w amazonce, (zbędny) i nagi musiał się tułać po lasach amazonki, gdzie czekała na skawińskiego śmierć w postaci dzikich zwierząt. Następna sytuacja, w której skawiński miał szansę nie przeżyć było to jak Indianie wzięli go w swoje ręce, w górach skalistych, gdzie został uratowany cudem przez kanadyjskich strzelców. Pózniej spotykały go sytuacje, gdzie stracił rzeczy materialne, swoją farmę w Kalifornii, którą stracił przez suszę, otwierając swój zakład kowalski trafił na pożar a razem z nim jego zakład i który spłonął. Później trafił na nieprzyjemna sytuację, w której jego wspólnik go okradł. Wszystko miało się zmienić w Aspinwall ,gdzie został latarnikem i był już gotowy na to, że latarnia będzie jego miejscem, w którym się ze starzeje, w którym odpocznie po wszystkich zdarzeniach. Bohater na początku sprawował się dobrze, ale po czasie w którym dostał polską książke w paczce, poczuł nostalgię za swoim krajem, a z każdym przeczytanym polskim słowem tak pamięć i tęsknota rosła jeszcze bardziej. Niestety Skawiński zaczytany w książke zasnął i zapomniał na noc właczyć lamp na wieży i rozbił się jeden z statków, a skawiński został zwolniony z posady latarnika a jak sam Sienkiewicz ujął” Otworzyły się przed nim nowe drogi tułactwa” czyli otworzyły się przed nim drogi, w których znowu będzie się błokał albo szukał dla siebie jakiejś pracy. Moim zdaniem uzasadniłem, dlaczego Skawiński jest postacią tragiczną." Możecie mi wierzyć, że czytałam gorsze wypracowania. Akurat te mam w komputerze, bo w czasach zdalnego nauczania w tej właśnie formie dostaję zadania. To pisał również czternastolatek (rocznikowo). Nie wklejam tu tych zadań, żeby się pastwić albo wyśmiewać. Po prostu wiem, że ktoś, kto tego nigdy nie czytał, nie potrafi sobie wyobrazić, jak pisze człowiek, który nie czyta (akurat ten się do tego przyznaje - nie czyta, nie czytał i nie zamierza, ale chce zostać prawnikiem). I właśnie dlatego uważam, że jednak dzieci powinny czytać. Dużo czytać. Po to, żeby nauczyć się formułować prawidłowo zbudowane i sensowne zdania. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Odysei w podstawówce się nie czyta. Dzieje Odyseusza poznają na podstawie filmów albo fragmentów z mitologii. Po co? Żeby poczytać ze zrozumieniem, poszukać informacji w tekście, zinterpretować, zrozumieć pojęcie motywu literackiego i symbolu, żeby rozumieć frazeologizmy pochodzące z mitologii. Owszem, uczą się pisać tzw. krótkie formy wypowiedzi. Właśnie niedawno szósta i siódma klasa poznawały albo powtarzały i ćwiczyły pisanie ogłoszenia, instrukcji, przepisu, konspektu, listu oficjalnego, podziękowania, dedykacji, zaproszenia, reklamy, życzeń. W ósmej będzie cv i podanie. To wszystko teksty użytkowe. W sumie proste, parę schematów i zasad. Problem w tym, ze jeśli ktoś w ogóle kiepsko posługuje się językiem polskim, to nawet z tymi prostymi formami może mieć poważny problem. A są tacy i to wcale niemało. Naprawdę nikt, kto czytał tylko wypracowania swojego prywatnego dziecka, tego wychowanego na książkach czytanych przez rodziców, tego, do którego się od maleńkości mówiło poprawną polszczyzną, z którym później się rozmawiało, toczyło dyskusje i spory, nikt taki nie wyobraża sobie, jak piszą inne dzieci. Te, którym nikt w życiu książki nie przeczytał, bo nie miał czasu, do którego nie gadał, bo po cholerę gadać do dziecka, które przecież jeszcze niczego nie rozumie, z którym nikt nie rozmawiał, bo przecież nie ma na to czasu, po pracy wraca wycięty, dziecko już zasypia, więc tylko na pytanie "co w szkole" i polecenie "idź spać" jest czas, bo po co dyskutować z dzieciakiem, polecenie się wyda i po sprawie. One piszą tragicznie źle. No niby po co mają umieć napisać opowiadanie czy jakąś rozprawkę, charakterystykę albo opis? Przecież to się w życiu nie przyda. To może wystarczy to cv i podanie? No niby tak, ale... przyjemniej pogadać z kimś, kto potrafi dwa zdania po polsku sklecić. A jeśli argument, że przyjemniej, nie ma wagi, to ja sobie wyobrażam dzieci tych dzieci, które teraz nie bardzo potrafią się wypowiedzieć. Ich dzieci bardziej nie będą potrafiły, kolejne jeszcze bardziej... I tak za parę pokoleń wystarczy pochrząkiwanie... Właściwie z punktu widzenia rozwijania umiejętności komunikacji, rozwijania słownictwa, argumentowania swojej wypowiedzi, wszystko jedno, czy przeczytają mitologię, Krzyżaków (sama nie lubię), czy coś innego, byle było poprawną polszczyzną napisane. A skoro wszystko jedno, to ja się jednak będę upierała przy mitologii. Całkiem lekko dzieciom do głów wchodzi, a przyda się, kiedy zechcą błysnąć erudycją albo dziecko zapyta, dlaczego biuro podróży nazywa się Itaka. Wiem, bronię swojej dziedziny, a własnym dzieciom wybijałabym polonistykę z głów młotkiem, gdyby na taki pomysł wpadły. No ale one mówią, piszą i czytają i dobrze im z tym. Nie przeszkodzi to w zdobywaniu innych zawodów. PS Tych wiadomości nie kontroluję w formie sprawdzianów na ocenę. Dostaną gry na Wordwallu zrobione, coby sami się sprawdzili. Miał być w maju konkurs mitologiczny dla chętnych. W zeszłym roku chętnych do startu w nim było mnóstwo. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Pochwalę się efektem pewnej nocy: https://view.genial.ly/5e96227b043e350e09f665d2/presentation-odyseusz A to innej nocy: https://view.genial.ly/5e9c7a7a9f55700daa4f81e1/presentation-od-chaosu-po-olimp I jeszcze jedna z gramatyki powstała, ale tę Wam daruję. -
Właściwie to nieważne, kto wpadł na pomysł przeprosin, ważne, że przeprosił. Jeśli rodzice mu wytłumaczyli, może zapamięta tę naukę. A może po prostu będzie sprytniejszy i trochę pozmienia tekst? Szkoły nie kupują nam dostępu do programów antyplagiatowych, a te darmowe są słabe, więc uczniowie mogą robić nauczycieli w konia. Dlatego normalnie nie zadawałam żadnych wypracowań do domu.
-
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Braza, niech szlag trafi zdalne nauczanie! Robię bokami. Zaczęłam wschody słońca oglądać. Nie, nie polubiłam wczesnego wstawania. -
I wiecie co? O rok starszemu uczniowi z innej klasy zdarzyło się ostatnio to samo - skopiował i wpadł na tym. Dostał pałę i uwagę. Milczał kilka dni, a następnie wysmażył do mnie list z przeprosinami i pytaniem, czy mógłby jakieś zadanie dodatkowe napisać w ramach ekspiacji. Nawet nie pytał o możliwość poprawienia oceny. Można? Można! Nie chwalę samego ściągania, ale za reakcję pochwaliłam. Kazałam napisać rozprawkę na temat czy warto kopiować zamiast pisać samodzielnie. I ocenę z tej rozprawki wpiszę mu jako poprawę tamtego zadania.
-
Komentarze do Brazowego Uroczyska
Agduś odpowiedział braza → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Niestety nie skreślam żadnego z nich. A chciałabym... -
Ludzie, czy ja się już zupełnie oderwałam, czy jednak mam rację? No bo słuchajcie, otóż walnęłam pałę i uwagę z zachowania dziecku (lat około 12), które bezczelnie, metodą ctl+C-ctr+V ściągnęło wypracowanie ze ściągi.pl. Natychmiast dostałam pełen oburzenia list od mamusi, że źle potraktowałam jej synusia albowiem on się jedynie wzorował na tamtym wypracowaniu i je pozmieniał. No owszem, zmienił... czas teraźniejszy na przeszły i wykreślił część zdań. Czasem bez sensu, ale widać uznał, że było za długie. Macierz poczuła się w obowiązku pouczyć mnie, co to znaczy "plagiat" i nawet skopiowała definicję plagiatu do tego listu. Oczywiście stwierdziła, że postępowanie jej syna nie wypełnia tej definicji. Poinformowała mnie, że jest zbulwersowana moim postępowaniem, a jej synuś czuje się niesprawiedliwie potraktowany i załamany. W odpowiedzi skopiowałam oba wypracowania, jedno na czarno, drugie na niebiesko i akapit po akapicie wykazałam, że są prawie takie same. Wykreśliłam w wersji oryginalnej fragmenty, które chłopię niewinne pominęło. To, co zostało, było słowo w słowo "dziełem" pacholęcia. Poinformowałam uprzejmie mamę załamanego dziecka, iż skonsultowałam się z prawnikiem, który potwierdził, że jej maleństwo popełniło plagiat. Myślałam, że wobec takiego dictum pani zamilknie, ale nie, dostałam kolejną odpowiedź. Pani jest zbulwersowana moim postępowaniem. Wprawdzie może się zgodzić z uwagą z zachowania, ale jedynka była absolutnie niesprawiedliwa. Dzieci należy wychowywać, a nie karać. Najpierw powinnam była pacholęciu wyjaśnić, że nie wolno tego robić, a dopiero za drugim razem mogłabym go ukarać. Czyli już mi przyznała rację, że jednakowoż jej dziecię popełniło plagiat - odniosłam drobny sukces. Zastanawiałam się, czy kontynuować tę ciekawą dyskusję. Uznałam, że odpowiem. Zacytowałam odpowiedni punkt Przedmiotowych Kryteriów Oceniania, który głosi, że takie zachowanie skutkuje pałą i utratą prawa do poprawienia oceny. Podałam również datę lekcji, podczas której zapoznałam dzieciaczki z owymi kryteriami, sprawdziłam także, że ów chłopczyk był na niej. Napisałam, ze nie rozumiem, cóż panią tak bulwersuje, skoro postąpiłam nie tylko zgodnie z przepisami szkolnymi, ale nawet poszłam jej progeniturze na rękę, łamiąc te zasady na jego korzyć. Albowiem od samego początku pisałam, żeby ocenę poprawił wysyłając mi swoją pracę. Wiem, że napisze ją mama, ale szlag z tym - wszystkim teraz mogą pisać rodzice. Chłopię jest cienkie jak Polsilver i szło na czołowe gromadząc pały bez umiaru, więc niech mu będzie, że sobie poprawi oceny. No i teraz pytanie: Czy tylko mnie się wydaje, ze to jednak mamusia powinna była wyjaśnić dziecku, że nie należy kraść i oszukiwać? A może to już wyłączna funkcja nauczycieli? (Swoją drogą, mówiłam im to na początku roku.) I czy tylko mnie się wydaje, że jeśli dziecko usiłuje oszukać nauczyciela, zostaje na tym przyłapane, a mamusię bulwersuje fakt, że zostało ukarane, to nasze działania wychowawcze można o kant dupy roztrzaść? Jeśli mamusia, w takiej sytuacji, zamiast obsobaczyć dziecko, głaszcze je po główce pełna współczucia i rzuca się do gardła nauczycielowi, to moje próby wychowywania uczniów w szkole nie mają sensu? A tak w ogóle, to czy ja muszę spędzać swój cenny czas bawiąc się w udowadnianie rzeczy oczywistych? I przy okazji Wam powiem, że kiedy obserwuję moich uczniów, to czarno widzę przyszłość narodu. Nawet nie o nich chodzi, ale o to, jak są wychowywani. PS A wiecie, co jest najśmieszniejsze? Otóż oni wcale nie mieli pisać wypracowania. To miła być wypowiedź na kilka linijek, ale dziecko nie zrozumiało (jako jedyne w klasie).
-
Trzymię kciuki za gołębia. Nie chcę Cię martwić, ale klątwa nie przechodzi, jeśli się raz przyczepi, to narasta.
-
No w sumie... Mnie się jeszcze chce podpisywać petycje i szlajać po demonstracjach, ale to tylko z przyzwoitości, a nie z wiary, że coś to da. Chociaż Czarny Strajk przynajmniej na chwilę zablokował głupie pomysły. Na chwilę... Teraz się nie przejmą czarnymi parasolkami w oknach i zrobią swoje. Dlatego zapowiedziałam dzieciom, że je osobiście na kopach z tego kraju wywalę, jeśli nie wyjadą po dobroci.
-
Pytanie: dlaczego tak wielu ludzi tego nie widzi? A może im to nie przeszkadza?
-
Komentarze do Brazowego Uroczyska
Agduś odpowiedział braza → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
No fakt, że jakoś te wszystkie filmiki z milicjantami (też mi się tak skojarzyło) zatrzymującymi ludzi, są z miast. Albo na wsiach, ostoi elektoratu jedynie słusznej partii, się nie czepiają, albo mieszkańcy wsi potulnie się podporządkowali (jak widać, nie), albo płacą grzecznie i nie filmują. Wkruwia mnie to, że idąc do lasu muszę się pogodzić z ewentualnością niemiłego spotkania z jakimiś mundurowymi. W efekcie zastanawiam się, czy mam na to ochotę. Jeśli ochota na spacer po lesie jest w danej chwili większa niż niechęć do debilnej rozmowy, idę do lasu, jeśli akurat niechęć do debilnej rozmowy jest większa, szlajam się po łąkach i... drogach. Dzisiaj miałam ochotę na las. Ja rozumiem, że kiedy spotkam znajomą podczas takiego spaceru (akurat na łące, nie w lesie), to rozmawiamy na odległość. I w tym widzę jakiś sens. W zakupach raz na tydzień albo i więcej - też. W unikaniu ludzi w ogóle - też. W zakazie przemieszczania się samochodem, spacerów po lesie, biegania, jazdy na rowerze - nie. Epidemia ma wygasać. Ciekawe, czy ona wie, że mały człowieczek tak kazał i ciekawe, czy się podporządkuje. Mały człowieczej już pokazał, że jest bezpiecznie. Pokazał się w dużej grupie ludzi. Wprawdzie nam jeszcze nie wolno, ale skoro on już mógł, to na pewno jest to bezpieczne. Trzeba otworzyć sklepy, firmy, bo małemu człowiekowi najwyraźniej ktoś wytłumaczył, że nie będzie miał kto płacić podatków na pińcetplusy. Już słyszymy zapowiedzi, że ograniczenia będą odwoływane. Pewnie wcześniej będzie wolno iść do kawiarni i kosmetyczki niż do lasu, bo kawiarnia i kosmetyczka płacą podatki, a las nie. No i tym zakazem poruszania się własnym samochodem, na rowerze czy na piechotę, pokazują nam nasze miejsce a ziemi. A nie jest to szczególnie godne miejsce... Coby udowodnić, że epidemia jest posłuszna wodzowi, trzeba udowodnić, że mamy z dnia na dzień coraz mniej zachorowań. To akurat jest łatwe - wystarczy nie robić testów. Ciekawe, że dla tak wielu ludzi są to sprawy oczywiste i wnioski same się pchają bez żadnych poszukiwań. A jednak nie przeszkadza to lepszemu sortowi w byciu lepszym sortem. Tak bardzo nie myślą, czy tak bardzo się zaprzedali? -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Ależ marudzicie!!! wygospodarować miejsce dla nieproduktywnych staruszek, ale czasem synowie się na to decydowali. Najczęściej babcie zostawały w domach synów, gdy ich żony umierały. Zanim wdowiec ponownie się ożenił, jego dziećmi ktoś musiał się zajmować, więc jeśli najstarsza córka nie miała przynajmniej czternastu lat, wzywał na pomoc matkę. Co innego, jeśli ktoś mieszkał w domku, tam staruszki rządziły w prawie każdym gospodarstwie, a kiedy stawały się zupełnie niezdarne, często zatrudniano KBP do pomocy przy nich. To były prawdziwe rodziny wielopokoleniowe, takie, o jakich dzieci uczyły się w szkołach. No ale w domkach nie mieszkali ludzie tacy, jak oni. Ciekawe, czy ich dzieci w swoich szkołach też czytały o rodzinach wielopokoleniowych, czy znając je z autopsji, nie musiały się o nich uczyć. Joanna dołączyła do matki, zobaczyła uśmiechniętą buzię siostry i poczuła jej szczupłą, ciepłą rączkę w swojej dłoni. Uśmiechnęła się do niej automatycznie i kątem oka złowiła badawcze spojrzenie małej. Rzuciła na nią okiem z ukosa, ale Marysia już uśmiechała się do koleżanki idącej ze swoją matką. Wydawało mi się – pomyślała – niemożliwe, żeby coś zauważyła, za głupia jeszcze jest. Adelajda usiadła przy oknie. Niezbyt blisko, nie mogła ryzykować, że słabe światło latarni padnie na nią, ale na tyle blisko, żeby zobaczyć sznur kobiet zdążających do kaplicy osiedlowej. Widziała je dokładnie, kiedy wchodziły w plamy światła pod latarniami. Ten widok miał swój urok. Szereg sylwetek w szarych, szarofioletowych i bordowobrązowych cienkich, jesiennych płaszczach, a wśród nich pudroworóżowe płaszczyki małych dziewczynek. Ubrani na czarno Strażnicy stali wzdłuż chodnika wyznaczając trasę marszu. Rok temu chodziła razem z nimi, była jedną z tych sylwetek. Teraz już do nich nie pasowała, już nigdy nie będzie pasowała. To się skończyło. Mogłaby odmawiać różaniec w domu. Kiedyś próbowała, ale jakoś nie czuła już sensu spędzania czasu w ten sposób. Starając się poruszać bezgłośnie wstała i rzuciła jeszcze jedno spojrzenie za okno. Sznur kobiet znikał za sąsiednim blokiem. Przeszła do łazienki. Sprawdziła, czy zasłona szczelnie zakrywa szybę w drzwiach. Wrzuciła do wanny gruby koc i kilka poduszek w szydełkowych poszewkach – niegdyś przedmiot dumy jej matki, która słynęła na osiedlu z tych robótek. Wreszcie sama wgramoliła się do wanny, zapaliła maleńką lampkę i otworzyła grubą książkę w granatowej okładce. W kaplicy stanęły pod ścianą. Zawsze starały się zająć to miejsce, żeby matka mogła się oprzeć. Narzekała na ból pleców, kiedy długo stała. Nie ona jedna, więc o miejsce pod ścianą trzeba było walczyć. Tym razem się udało. Wnętrze było surowe. Kaplicę zbudowano dopiero po Odzyskaniu Prawdziwej Niepodległości, więc nie mogła nabrać szlachetnej patyny starych kościołów. Do prostokątnego pomieszczenia wchodziło się przez niskie, dwuskrzydłowe drzwi pomalowane na brązowo farbą olejną, która miała udawać drewno egzotyczne. Nie udawała. Sufit był stanowczo zbyt nisko, jak na dość dużą powierzchnię kaplicy. W efekcie, gdy zebrało się tam zbyt wiele kobiet, szybko robiło się duszno. Dlatego zapalały tylko jedną świecę na prostym, drewnianym stoliku pod obrazem. Wprawdzie ścianę tuż pod sufitem ozdobiono złotym szlaczkiem, a kiepskiej jakości kopię obrazu z Częstochowy oprawiono w pozłacaną ramkę, ale nie udało się tchnąć w to proste wnętrze ani odrobiny dostojeństwa. Nobliwie wyglądająca sąsiadka stanęła na murowanym podwyższeniu przodem do obrazu i zaczęła z przejęciem wygłaszać modlitwę. Joanna chwyciła różaniec i powtarzała ją z innymi zupełnie automatycznie, nie poświęcając wypowiadanym słowom ani grama uwagi. Wiedziała, że grzeszy, ale jakoś dziwnie zupełnie się tym nie przejmowała. Teraz miała wreszcie chwilę, żeby zastanowić się nad wszystkim, czego się dowiedziała. Problem polegał na tym, że właściwie nie mogła pozbierać myśli. Jedyne, co jej się udawało, to powtarzanie w pamięci całej rozmowy. Przy drugiej dziesiątce miała wrażenie, że już zna ten dialog na pamięć, ale wciąż nie wiedziała, co ma robić dalej. Czy w ogóle ma coś robić? Co powinna o tym myśleć? Zastanawiać się, jak może pomóc Adelajdzie? Wiedziała doskonale, że nie może nic zrobić. Co zrobić z wiedzą o Michale? Jak się zachowywać w jego obecności? Dać mu do zrozumienie, że wie? A może lepiej to ukrywać? Tylko czy da radę? Czy ma o tym komuś powiedzieć? Komu? Matce? Ojcu? Ojciec pewnie wpadłby w szał, ale przeciwko komu obróciłby swoją złość? Po co miałaby komukolwiek opowiadać o Adelajdzie i Michale? Kto mógłby cokolwiek zmienić? Nikt! Absolutnie nic nie da się już zrobić.