-
Liczba zawartości
19 272 -
Rejestracja
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez Agduś
-
Komentarze do Brazowego Uroczyska
Agduś odpowiedział braza → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
O tej nosówce i odrze nie wiedziałam. Mam nadzieję, że nasze kochane futra podzieliły się z nami wystarczającą ilością swoich koronawirusów i jesteśmy uodpornieni na tego ludzkiego. Biorąc pod uwagę, z iloma futrami różnych gatunków mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, jest to wysoce prawdopodobne. Cóż, karma wraca, oby w tej postaci. Szanowny Panie, tak sobie myślę, że z jednej strony jesteście na tych statkach bezpieczniejsi niż większość ludzi na lądzie. Z drugiej macie z leksza przegwizdane z tym przedłużeniem czasu pływania. Z trzeciej strony to daje szansę na spotkanie w wakacje. Nieprawdaż? -
Ewa, na ile, Twoim zdaniem, prawdziwe są doniesienia, jakoby lekarze mieli zaniżać liczbę umierających na COVID-19? No bo na fejsbuczku co chwilę czytam, że gdzieś tam, ktoś tam był świadkiem, jak osoba z dodatnim wynikiem testu umarła, a jako przyczynę zgonu podano "niewydolność krążeniowo-oddechową", czy jakoś tak. Myślisz, że to prawda? W sumie uwierzyć łatwo, bo skurwysyństwo w naszym pięknym kraju kwitnie, ale żeby aż tak? Ja rozumiem, że politycy, zwłaszcza ci, co to obecnie ciamkają i chrząkają przy korycie, są zdolni do wszystkiego, ale w końcu to jest szyte grubymi nićmi i zbyt dużo ludzi by o tym wiedziało. No i jeśli to prawda, to właśnie wycieka szerokim strumieniem.
-
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Łabędź jest zeszłoroczny. Małe w tym roku dopiero będą. Najpierw są puchatymi nielotami, później szarymi młodzieniaszkami i w takiej formie zimują. Bieleją chyba dopiero w drugim roku życia. Ten człapał sobie wzdłuż naszej ulicy. Wyglądał na bardzo zagubionego, ale całkiem zdrowego łabędzia. Ludzie wylegli z domów i się gapili. Dziewięć domów. Mieszkańcy ośmiu z nich gapili się i robili zdjęcia, pewnie mają ich więcej niż my. Kurde, chyba jesteśmy nienormalni, skoro normą jest to, co robi większość, to nawet na pewno. Tylko my wynieśliśmy mu miskę z wodą. Tylko my próbowaliśmy dzwonić do różnych instytucji (sobota po południu - zapomnijcie o tym, że ktoś odbierze). Tylko ja dodzwoniłam się do znajomej lekarki weterynarii, ona do koleżanki od dzikich ptaków. Oddzwoniła, żeby jeśli ptak jest zdrowy, złapać go i wywieźć nad wodę. Upewniła nas, że powinniśmy dać radę i przeżyć. No i udało się, choć przed przystąpieniem do akcji musieliśmy galopem uprzątnąć podjazd zawalony pokaźnymi konarami, bo właśnie ciachaliśmy brutalnie wierzbę. W czwórkę, za pomocą dwóch koców przyparliśmy łabędzia do płotu, zawinęliśmy go w rzeczone koce, Andrzej go złapał i podał mi. Nie bez obaw wzięłam ptaszysko i zaniosłam do samochodu. Całą drogę miał głowę zakrytą kocem. Żal mi go było, ale bałam się go odsłonić, bo łepek miał na wysokości mojej twarzy. Zawieźliśmy go nas stawy, położyłam na trawie i odwinęłam. Przez chwilę siedział kontemplując otoczenie, aż wreszcie się zwodował i popłynął sobie, oglądając się za nami. Pomachaliśmy mu. Po chwili poderwał się lotu, pokazując, ze jest naprawdę całkiem sprawnym i zdrowym łabędziem. Wylądował kawałek dalej za wyspą. Co będzie następne? Struś? -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Słuchajcie, ciążąca na mnie klątwa kulawego wróbelka przybrała dzisiaj niepokojące rozmiary: -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Strach napisać, ale się trochę odrobiłam i postanowiłam w sobotę roboty nie tykać nawet długim kijem. W niedzielę będę musiała lekcje na poniedziałek przygotować i wreszcie wpisać swoje godziny do Librusa. Śmieszni są, bo kazali nam wpisywać tylko tyle godzin, ile się ma w planie lekcji. Zabawne! W planie mam 28 godzin, lekkim bykiem 50 godzin w tygodniu wyrabiałam. No ale nic to, najważniejsze, że mi stos zaległości zmalał i jeśli nie dowalą niczego nowego, to powinnam odetchnąć trochę w przyszłym tygodniu. Jeszcze tylko mały raporcik, czy dzieci mają komputery, internety i drukarki i czy się logują. Jutro mamy w planach prace w ogrodzie. Jeśli mi obrzydzenie do miamitopka przejdzie, to może coś napiszę i wrzucę. A teraz idę książkę czytać. Pierwszy raz w tym tygodniu. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Gratuluję! Dzisiaj był armagedon! Wszystko siadło, zawiesiło się, zerrorowało. A my od wczoraj przenosimy się w nowe miejsce internetów z nauczaniem. Znaczy będę robiła to samo, ale gdzie indziej, co oznaczało CAŁY DZIEŃ poznawania nowej platformy, tworzenia klas, przesyłania każdemu uczniowi indywidualnie jego adresu i kodu, a następnie powtarzanie tego na prośbę rodziców, bo połowa dzieci nie używa swoich kont, więc trzeba było rodzicom podesłać te same adresy i kody. Trzeci dzień siedzę nad wypracowaniami dzieci. Podkusiło mnie, żeby im zadać! Muszom pisać, bo nie umiom, ale ja osiwieję przy tym sprawdzaniu na komputerze. Trudno, pierwszy i ostatni raz się tak wkopałam! No ale muszę z tego wybrnąć. Jeszcze parę dni i skończę, bo w dobroci swojej odsyłam im z uwagami, zeby dopieścili i dopiero wtedy oceniam. Moja dobroć mnie wykończy. Poprawianie polega na zaznaczaniu różnymi kolorami różnych rodzajów błędów. Do tego później piszę recenzję. Trzeci dzień z przerwą na tę przeprowadzkę i jestem blisko końca pierwszej tury. Powoli spływają wersje ostateczne. Mam nadzieję, ze te się będzie szybciej poprawiać, chociaż niektórzy się nie wysilili na wprowadzenie wszystkich sugerowanych poprawek. Zastanawiam sie poważnie nad wylizaniem jutro jakiegoś wózka w sklepie... -
Komentarze do Brazowego Uroczyska
Agduś odpowiedział braza → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Kurczę, a ja sie staram jednak nie zachorować. Czy to błąd? U nas wielka awantura o zamknięcie puszczy. Ogłosili przedwczoraj zakaz wstępu. Fakt, że przy parkingach zawsze były tłumy ludzi i ponoć to się nie zmieniło. Ja unikam tych miejsc jak ognia, bo rzeczywiście ciężko czasem przejść między nimi, więc nie wiem, czy rzeczywiście ludzi nie ubyło teraz. Z drugiej strony zakaz obejmuje całą puszczę - 11 tysięcy hektarów, w większości pustych. Dokąd iść na spacer, jeśli nie tam, gdzie można w czasie dwóch godzin spotkać dwie pary rowerzystów? Albo i nie... Czy nie wystarczyło by zamknięcie parkingów? Wtedy leniwi wróciliby do domów albo poszli do zatłoczonych parków. Bardziej zdesperowani zaparkowaliby gdzie indziej, co oznacza dochód dla policji (mandaty za złe parkowanie) i rozproszenie ludzi po całej puszczy. A po weekendzie lokalsi mogliby normalnie sobie spacerować. Z trzeciej strony ten zakaz nie ma żadnej podstawy prawnej. Co ciekawsi sprawdzili. W żadnej z ustaw, na którą powołuje się Nadleśnictwo, nie ma przepisów pozwalających na zamknięcie lasu. Zimno się zrobiło, więc tłumów na spacerach i tak pewnie nie ma. Byłam z psem w naszej przydomowej części lasu. Żadnych tabliczek z zakazami, więc wolni jak ping-pongi. Widziałam z daleka jedną biegaczkę, dwie pary spacerowiczów i jedną osobę z psem. Na łąkach kolejne dwie pary z psami. No to gdzie ja się prędzej zarażę - na spacerze z psem, czy w sklepie? A na fb puszczy gównoburza i parę osób życzyło mi rychłej śmierci, bo uważam, że wolno chodzić na spacery. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Lekcje on-line owszem, są dostępne, ale te rekomendowane na e-podręczniki są po prostu nudne. Zwykłe ćwiczenia do wydrukowania, jak w zeszycie ćwiczeń. A ja się bawię w coś takiego: https://wordwall.net/pl/resource/897959/polski/%c3%b3-czy-u https://wordwall.net/pl/resource/897937/polski/ortografia-%c3%b3-wymienne https://wordwall.net/pl/resource/897942/polski/%c3%b3-niewymienne https://wordwall.net/pl/resource/908495/polski/orzeczenie I tak dalej... Siódmej klasie zrobiłam regularne lekcje z wyjaśnieniem nowych, ale bardzo łatwych tematów. A na przyszły tydzień przygotowuję projekt. Będą musieli zorganizować (na papierze) jakąś imprezę, a przy okazji stworzyć różne tzw. krótkie formy wypowiedzi (list oficjalny, ogłoszenie, podziękowanie, dedykację, przemówienie, relację, życzenia itp.). W przerwach piszę wspomnienia z klubu jeździeckiego, bo ma jakąś okrągłą rocznicę powstania i zbierają wspomnienia o zdjęcia. Na razie stworzyłam 14 stron samego tekstu i dobrze mi idzie. No to do roboty. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Dzisiaj cały dzień tworzyłam materiały do nauczania przez internet. Na razie zapoznawałam się z możliwościami i planowałam. Stworzyłam kilka ćwiczeń ortograficznych do wykonania on line. Jutro przygotuję lekcje całe dla klas piątych, do których je dołączę. później przygotuję kolejne ćwiczenia i lekcje. Najważniejsze, że wiem już co i jak chcę dla nich robić. Na tydzień i trochę wystarczy, później pomyślę, co jeszcze mogę zrobić zdalnie. Zrobiłam i wysłałam dwie gotowe lekcje mojej siódmej klasie. Dwie kolejne mam prawie gotowe. Zastanawiam się, co dalej z nimi. Nad szóstą jeszcze się nie zastanawiałam. Gramatyka? To trzeba tłumaczyć i WIDZIEĆ, czy rozumieją. To taka klasa, co to nie powie, ze nie rozumie. Muszę po oczach poznać i w razie czego tłumaczyć jeszcze i jeszcze - do skutku. Pewnie też im zrobię ortografię przeplataną formami wypowiedzi. Może jakieś teksty z podręcznika opracujemy. Mam problem z wypracowaniami. Z zasady nie daję do pisania w domu, bo potem poprawiam dzieła rodziców albo ściągnięte z netu. Kiedy się uporam z tymi lekcjami, to będę czytała i pisała. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Zdjęcia Płotki jeszcze nie mam. Ona jest rasy VW Touran, a kolor ma taki ładny, niebieski. Szkołę nam zamknęli. Dzisiaj było sześcioro dzieci i komplet nauczycieli. Nie rozumiem, po co mamy siedzieć w szkole. Ja mam blisko, jadę samochodem, więc pikuś. Zakładając, że żaden nauczyciel nie jest nosicielem, jestem bezpieczna. Po co jednak ciągać koleżanki, które dojeżdżają po ponad 30 km? Siedzieliśmy w budynku. Pokój nauczycielski nigdy nie był tak pełny, nie licząc rad gogicznych, a ekspres do kawy ze zdumienia jeszcze nie ochłonął po tym, jak jednego dnia zrobił tyle kaw. To było całkiem ciekawe doświadczenie, tak sobie poplotkować z koleżankami, które normalnie mijam w biegu na korytarzach. Miałam zamiar poprawiać wypracowania, ale do tego potrzebne jest skupienie i cisza. Wypełniłam jedno skierowanie do poradni, przygotowałam prace konkursowe do wysłania, wypełniłam ich metryczki i spakowałam. Mogłabym uporządkować sprawdziany i kartkówki, ale to zrobiłam przed zebraniem. Jutro znowu mamy siedzieć w szkole w wymiarze godzin pracy. Mam dużo lekcji w piątki... No i wszystko już zrobiłam... Chyba wezmę mamitopka i przygotuję materiały do wysyłania dzieciom. Jeszcze nie wiem, czy będą jakieś odgórnie ustalone zasady, co do ilości zadań i sposobu ich przekazywania. Już mnie część dzieci uprzedzała, że nie mają internetu w domach. Tak na wypadek "nauki zdalnej" Jeszcze niczego nowego nie napisałam. Naruszam żelazne zapasy: że moja matka jest nienormalna, więc na pewno mnie źle wychowała. – Adelajda nabrała powietrza jak przed zanurzeniem głowy w wannie przy płukaniu włosów. – Wiesz, że w waszej piwnicy jest stara wersalka? – Joanna musiała wepchnąć sobie cała pięść do ust, żeby nie krzyknąć. Już nie mogła udawać sama przed sobą, że nie wie. To był Michał. Jej koszmarny brat był bardziej koszmarny, niż ktokolwiek przypuszczał. Był potworem. Teraz już obie płakały. – On nienawidzi kobiet, tak powiedział. Powiedział, że chce się zemścić na tylu, na ilu mu się uda. A poza tym TO sprawiało mu przyjemność. - Jak długo? – pytanie było tak rzeczowe, że samą Joannę zaskoczyło. - Od końca lutego. - A potem? - A potem w kwietniu nie miałam tych dni. Powiedziałam mu, przestraszył się i dał mi spokój na jakiś czas. Właściwie nie widywałam go wtedy wcale, unikał mnie. W maju znowu zaczaił się na mnie na schodach. Zapytał, czy jestem w ciąży. Nie byłam. To spóźnienie pewnie miałam przez stres. Tak mi lekarz powiedział później. Nie mówiłam mu o tym, bo przez ponad miesiąc, kiedy myślał, że jestem w ciąży, miałam spokój. Nawet na pomocnika Strażnika się nie zgłaszał u nas, tylko jeździł na patrole. Wreszcie spotkał mnie przypadkiem albo specjalnie czekał na korytarzu i zapytał. Musiałam powiedzieć prawdę, nie mogłam przecież skłamać, że jestem w ciąży. I wtedy zaczęło się od nowa. Musiał sobie odbić za czas posuchy – tak mi powiedział. W czerwcu znowu się spóźniałam, ale mnie wyśmiał i tym razem wcale nie przestał. Kiedy wracałyśmy, było jasno, więc nie mógł za mną chodzić pomagając Strażnikowi, ale zawsze znalazł sposób. Czaił się na korytarzu. Udawałam, że jestem chora, żeby nie wychodzić z domu, pamiętasz? Zaczął mnie szantażować, więc znowu… Lekarz mówił, że mogłam od tego poronić. Szkoda, że tak się nie stało. W lipcu już byłam pewna. Nie wierzył mi. W końcu mama się połapała. - I co? - Musiała zabrać mnie do lekarza. I tak by się wydało, powiedziała. To nie był taki normalny lekarz w szpitalu. Dał mi jakieś tabletki, powiedział, że to witaminy, ale kazał wziąć od razu całą garść. Dziwne, ale powiedział, że muszę nadrobić zaległości, bo nie brałam ich od początku, a dziecko potrzebuje witamin. Mama potakiwała, była dziwna. Zażyłam je w domu, strasznie źle się po nich czułam, krwawiłam, potwornie mnie bolało. - To było…? – Joanna miała wrażenie, że za chwilę się udusi. Ilość koszmarnych informacji ją przerosła. - Tak. Miałam poronić. Usunąć ciążę. Dokonać aborcji. – Adelajda wypowiadała te straszne słowa jak przekleństwa, jakby chciała bardziej zszokować Joannę. Wręcz napawała się ich brzmieniem. – Zamordować dziecko… Właściwie to tego chciałam. Nienawidziłam JEGO dziecka. Podejrzewałam to, zanim połknęłam tabletki, ale sama przed sobą udawałam, że wierzę w te witaminki. - I co? - No chyba widzisz, co! Umierałam w tym kiblu z bólu, krwawiłam, zatykałam usta ręcznikiem, żeby nie wyć i nic… Myślałyśmy, że już po wszystkim, były wakacje, nikt by nie zauważył. Czekałam na miesiączkę, ale co rano rzygałam jak kot. Oszukiwałam się, że to po tych tabletkach. W końcu musiałam się pogodzić. Matka szukała innego lekarza, ale już było za późno. – Adelajda mówiła strasznie dziwnym językiem. Niedziewczęcym, kobiety tak nie mówiły. Joanna czasem słyszała takie słowa z ust chłopaków, twarde, szorstkie, nieładne. - Byłaś u normalnego lekarza? - Nie. Zamknęliby mnie w ośrodku. To jest podobno koszmarne miejsce. Matka poruszyła niebo i ziemię, wysłała mnie na wieś do swojej ciotki. Ukrywałam się tam do połowy września, ale ciotka -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Mamy nową Płotkę. Stara dostanie nowego właściciela, co nas bardzo cieszy, bo już jej groziło sprzedanie na narządy. - Ale tylko żony i mężowie…, no wiesz… TO… - Nie, nie tylko żony i mężowie TO robią! – Adelajda nadal krzyczała ledwie słyszalnym szeptem. – Nie straszyła cię mama, żebyś nie wychodziła nigdzie sama? A po co mamy Strażników? Są mężczyźni, którzy jeszcze nie mają żon, a chcą TO robić. - O Boże! - Boga w tym momencie nie było przy mnie. Olał mnie. - Nie mów tak. Nie możesz! – przerażenie Joanny dopiero w tym momencie sięgnęło zenitu. Była świadkiem bluźnierstwa. To była rzecz z kategorii czysto teoretycznych, w praktyce się nie zdarzała poza szpitalem, bo przecież nikt normalny nie chciał obrażać Boga. Jednak Adelajda wyglądała na całkiem zdrową psychicznie, choć nic w tej sytuacji nie było normalne. - Mogę. Teraz już mogę wszystko mówić. To się nazywało dawniej „gwałt”. Teraz nie ma na to słowa. Nie wolno go używać. Teraz to wina kobiety, bo skusiła mężczyznę, zwiodła go na manowce, przywiodła do grzechu. Ja to zrobiłam. - Jak? – Joanna ledwie mogła mówić. Nie nadążała za gonitwą myśli, które galopowały w jej głowie zderzając się bezładnie i powodując coraz większy chaos. Adelajda była przecież taka sama jak ona. Nie mogła kusić mężczyzn, nie wiedziała nawet, jak się to robi. Joanna w każdym razie nie wiedziała. Wprawdzie od dziecka słuchała przestróg mamy, wychowawczyń, nauczycielek, katechetek, by tego nie robić, ale żadna z nich nie powiedziała, czego właściwie ma nie robić. W tej chwili uświadomiła sobie, że być może robiła to wiele razy, nie zdając sobie sprawy, co czyni. - Normalnie. A raczej nienormalnie. Nikogo nie kusiłam, nie spoglądałam bezwstydnie, nie uwodziłam, nie zachęcałam, ale w to mi nikt nie uwierzy. Nie nosiłam bezwstydnej odzieży, nie malowałam twarzy, przecież wiesz. Nie chodziłam sama po zmroku ani właściwie przed zmrokiem też. – Joanna oderwała wzrok od podłogi i z przerażeniem ujrzała, że Adelajda ma na twarzy wyraz takiej nienawiści, jaką znała tylko ze swoich koszmarów sennych o diabłach goniących ją po piekle, a jednocześnie z jej oczu łzy płyną nieprzerwanym strumieniem. – Rozumiesz, że nie robiłam niczego innego niż ty i wszystkie pozostałe licealistki?! A jednak mnie TO spotkało. I wiesz co? Inne dziewczyny też TO spotyka. Nawet nie wiesz, jak często. – Widok zapłakanej twarzy licealistki z kościoła znów siłą wcisnął się do głowy Joanny – On mnie złapał na schodach. Ty wtedy byłaś chora. To było zimą. Był… jest pomocnikiem Strażnika, praktykantem. Wszedł za mną do klatki schodowej. – Adelajda wciąż krzyczała szeptem, krótkimi, urywanymi zdaniami, robiąc przerwę po każdym, jakby się zastanawiała, co jeszcze ma powiedzieć. – Wydawało mi się, że chciał mnie chwycić za łokieć tuż za drzwiami, ale wtedy winda się zatrzymała i ktoś z niej wysiadł. Został z tyłu. On tak dziwnie sapał. Zaczęłam się bać, ale co miałam zrobić? On nie pojechał windą. To mnie zdziwiło, bo mieszka wysoko. – Adelajda rzuciła Joannie dziwne spojrzenie. – Poszłam po schodach jak zawsze. Myślałam, że jestem bezpieczna. Szedł za mną i sapał, ale nie ze zmęczenia, tylko tak dziwnie. Potem na półpiętrze chwycił mnie i wepchnął do zsypu. – Joanna prawie nie oddychała słuchając. W jej głowie zrodziła się straszna myśl. Ów ON pomagał Strażnikowi. Wszedł do klatki. Już w tym momencie opowieści czuła, że dowie się czegoś jeszcze straszniejszego, niż się mogła spodziewać. Wszedł, a Strażnicy nie wchodzą, bo klatka to już dom i nie muszą dalej iść z podopiecznymi. Wszedł, nie pojechał windą, choć mieszka wysoko… Zsypy są od niepamiętnych czasów nieczynne, więc rzeczywiście nikt tam nie wchodzi. Drzwi do nich powinny być zamknięte na klucze. Klucze ma dozorca, przyjaciel Michała, Wojtek. Wojtek mieszka na parterze i nie chodzi jako Strażnik… – Zrobił to… w zsypie. Tam mi TO zrobił pierwszy raz. - Pierwszy raz? – Joanna była w stanie tylko powtórzyć te słowa. Domyśliła się czegoś, w co z całych sił nie chciała uwierzyć. - Tak. Pierwszy raz. Później mnie szantażował, że wszystko powie, że jest już prawie Strażnikiem Obyczajów i to jemu uwierzą, że go prowokowałam, że byłam bezwstydna. Przecież wszyscy wiedzą, -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Wyczułam sarkazm, ale musiałam się pożalić. Wczoraj zaszalałam - byłam rano na plotach z ciocią w Bunkrze, później spotkałam się z Andrzejem w kinie. Następnie zepsuł nam się samochód i czekaliśmy na lawetę, więc na pocieszenie... poszliśmy do kina na jeszcze jeden film. No i wróciliśmy pociągiem po północy. A teraz mamy jedno małe auteczko i musimy się nim dzielić, co oznacza, że Andrzej będzie woził wszystkich włącznie ze mną. Czas najwyższy nabyć następczynię Płotki. Też Płotkę, oczywiście, ale innej rasy. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Część kontaktów przepisałam ręcznie ze starego telefonu. Mam nadzieję, że ten nowy posłuży mi kilka lat, bo na samą myśl o kolejnej zmianie szlag mnie trafia. Wusia, załóżmy jednak, że KAŻDY nauczyciel skończył studia i napisał pracę magisterską, co oznacza, że powinien umieć pisać. Załóżmy też, że nie każdy ma co tydzień stos wypracowań do poprawienia. Ja na ten przykład prowadzę 21 lekcji polskiego, 2 lekcje etyki, 1 lekcję wychowawczą i 2 godziny konsultacji. Do każdej z nich, poza konsultacjami, muszę się przygotować, co czasem zajmuje mi 15 minut (kolejny raz ten sam temat, mam gotowe materiały, lekcja sprawdzona i nie trzeba niczego poprawiać), a czasem 2 godziny (natchnęło mnie, żeby przygotować grę multimedialną albo jakieś własne materiały, bo dostępne są nudne albo się nie sprawdziły). Łatwo policzyć, że takie absolutne minimum to 6 godzin tygodniowo, ale to się nie zdarza. Mam w tym roku klasę siódmą, którą już zaczynam ostro przygotowywać do egzaminu, co oznacza częste pisanie wypracowań. Mam też szóstą, dla której jestem czwartą nauczycielką polskiego w ciągu trzech lat, co oznacza, że też musimy intensywnie pracować. Co tydzień mam do sprawdzenia około 25 wypracowań (jedno zajmuje mi około 30 minut), czyli 12 godzin spędzam na sprawdzaniu. Do tego w ramach zabicia nudy w wolnym czasie przygotowuję i sprawdzam jakieś kartkówki z lektury albo z gramatyki, bo program wciąż wymaga wtłaczania do uczniowskich głów wiedzy o aspektach czasownika, okolicznikach przyzwolenia, obocznościach rdzenia i innych takich niezbędnych rzeczach. Żeby było jasne - przerwy spędzam na dyżurach albo w kolejce do kserowania materiałów na lekcje, bo to się też samo nie robi. O, już się uzbierało ponad 40 godzin! Raz w miesiącu mamy radę, trzy godziny bezsensownego nudzenia o papierologii głównie plus pół godziny z sensem. Do tego w ramach misji spotkania z rodzicami, krótsze podczas przerw albo po lekcjach w przelocie albo dłuższe, umówione wcześniej (jakoś w tym roku jeszcze nie było takiego dłuższego, szykuje mi się jedno, ale na razie, również w ramach misji, zbieramy informacje i prowadzimy rozmowy z uczniami, coby się do tej rozmowy przygotować). Takich zwykłych rozmów z uczniami nie liczę, bo w sumie je lubię, więc niech będzie, że to moje hobby. Podobnie jak dwie godziny kółka (Odyseja Umysłu), za które mi dodatkowo płacą. Lubię też wycieczki. Wprawdzie to praca 24/24, ale lubię pokazywać dzieciakom ciekawe miejsca. Wprawdzie wnerwiają mnie te egzemplarze, dla których nic poza telefonem nie jest ciekawe, ale warto dla tych pozostałych. W tym roku jednak mam wnerwa. Kolejny raz przed wycieczką do Warszawy, na której nie byłam z racji kolana, ale w której organizowaniu brałam udział, powtórzył się numer "jadę-nie jadę". Nauczyciel podpisuje umowę z biurem podróży na określoną liczbę uczniów. Biuro sobie kalkuluje koszty, a tu nagle pięcioro dzieci nie jedzie. Jeden, bo się źle czuje w towarzystwie kolegów, drugi, bo ma zawody, trzecia, bo jej się nie chce (mama pisze, że ważne powody, ale dziecko chlapnęło w szkole szczerze, że nie lubi zwiedzać), czwarta, bo nie, piąty, bo ma wizytę u ortodonty. Biuro chce kasę od wszystkich, zgodnie z umową, którą wprawdzie podpisała moje koleżanka - wychowawczyni równoległej klasy, w której też ostatecznie dwie osoby zrezygnowały, ale przecież bym jej nie zostawiła w biedzie samej. No i szarpałam się, dzwoniłam, pisałam i zastanawiałam, ile trzeba będzie dopłacić. W końcu trójkę przekonałam do wyjazdu, resztę z biurem wypertraktowała jedna z mam, prywatnie kuzynka właściciela. Obiecałam sobie, że nigdy więcej! Pojadę, mogę układać program, ale umowę podpiszą rodzice i oni zbiorą pieniądze. W końcu nikt mi nie płaci za zbieranie, przypominanie, żebranie, przekonywanie i noszenie kupy cudzej kasy. Wycieczki to cztery dni wiosną i dwa-trzy jesienią. Do tego jedna-dwie noce w szkole. Też w ramach misji. Ja wcale nie chcę współczucia. Wiedziały gały, co brały, mogłam zostać nauczycielką czegokolwiek, na czym się nie pisze wypracowań, a zamiast sprawdzianów robi się testy wyboru. I najlepiej, żeby egzaminu z tego nie było. Ja chcę tylko i aż zlikwidowania tej cholernej papierologii, która zamienia wrzesień w przedsionek piekła, chcę wywalenia pierdół z podstawy programowej, czasu na rzeczy ważniejsze i przyjemniejsze, chcę szacunku, nie ze strony uczniów, bo na jego brak nie narzekam na ogół, ale ze strony naszych nadzorców (coby przestali batami wywijać). No, to se napisałam! A jutro znów zaszaleję i pójdę do kina! Za to niedzielę spędzę nad wypracowaniami piątoklasistów. Muszę, bo w poniedziałek kolejne napisze druga z moich piątych klas, a we wtorek znowu siódma (pisali dwa tygodnie wcześniej i lekturę skończyliśmy omawiać, więc czas najwyższy). -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
LG czy Lenovo? Bo ja się właśnie z tego drugiego do tego pierwszego przenoszę. Na razie czuję się jak w nowym mieszkaniu, jeszcze bez mebli i nie do końca jestem pewna, gdzie mam gniazdka, gdzie kosz na śmieci, a gdzie widelce trzymam. Kuffa, to jakach kicha kompletna jest. W co ja się wrobiłam? Właśnie skończyłam sprawdzanie zeszytów, kartkówek i kart pracy. Zaraz wpiszę oceny do dziennika i idę spać. I tak codziennie... A jeszcze nie przygotowałam zarąbistych lekcji z fajerwerkami na jutro. No i dowiedziałam się, że - NIESPODZIANKA - w przyszłym tygodniu będziemy mieli dwie rady pedagogiczne, w poniedziałek i w piątek. Ciekawe, kto będzie pisał protokoły i dlaczego ZAWSZE polonistki. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Postaram się. Na razie zabieram się za... poprawianie zeszytów. Później powinnam jeszcze przygotować zarąbiste lekcje na jutro. A do tej pory wprowadzałam się do nowego telefonu. Jak ja tego nie lubię!!!! Ja chcę mieć przez dziesięć lat ten sam telefon!!!!! Teraz będę ogarniała ten nowy przez parę tygodni zanim się w nim urządzę po swojemu. Czemu nie mogę się zalogować do banku??? -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Kiedy ja nie mam chwili wolnego czasu! Jak ja żałuję, że się zgodziłam na tę dodatkową klasę! W przyszłym roku muszę jedną oddać i za żadne skarby się nie zgodzę na nadgodziny!!! Nie wiem, jak to jest w przypadku innych przedmiotów, ale jeśli podniosą nam pensum, to ja spi...m z zawodu. W tygodniu albo wracam wycięta, bo kończę lekcje raz o 16.30, raz o 17.30 i po powrocie nie mam na nic siły, a jeszcze trzeba się przygotować na następny dzień, albo wracam wcześniej i wtedy poprawiam wypracowania i spokojnie przygotowuję się do lekcji. Wczoraj zaszalałam, poszliśmy na spacer z Gałganem do lasu i wieczorem do kina. W przerwie poprawiałam wypracowania. W efekcie dzisiaj tyłka od sofy nie oderwałam - wypracowania z dwóch klas. A i tak mam wciąż wyrzuty sumienia, że powinnam się lepiej do lekcji przygotować, że jakieś fajerwerki i wodotryski powinny być, żeby dzieci zainteresować... I miałam napisać regulamin Klubu Poszukiwaczy Odpowiedzi. Taki sobie wymyśliłam, bo mnie szlag trafia, że dzieci niczego nie wiedzą o świecie, nie są ciekawe, nie pytają. No to chcemy je zabierać na tanie wycieczki w różne miejsca - od gór po morze. Tylko muszę regulamin napisać i iść z tym do Starego, bo bym chciała, żebyśmy mieli płacone chociaż jakieś grosze za te wyjazdy. Sama nie ogarnę, a zapał do spędzania weekendów z nieswoimi dziećmi za free może szybko opaść w narodzie. No i kiedy ja mam coś pisać i poprawiać? No kiedy? Żeby tak wynaleźli sen w pigułkach... -
Komentarze do Brazowego Uroczyska
Agduś odpowiedział braza → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Mnie na razie do ogrodu nie ciągnie. Może mają coś z tym wspólnego dwa stosy zeszytów i plik wypracowań na kartkach? -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Andrzej pączki usmażył, to żarłam. Jeden jedyny raz w roku jem pączki, bo na ogół ich nie lubię, ale te Andrzejowe to jest mistrzostwo świata. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Wiadomości z kurwizji mnie przerastają - raz spróbowałam, zemdliło mnie i więcej nie włączam. Kiedyś z ciekawości przeczytałam program telewizji misyjnej i się zdumiałam. Wiedziałam, ze szału nie ma, ale żeby aż taki szajs???!!! I to za nasza kasę! -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
A nie megafajne? Bo to jest mega film o megawspaniałym muzyku i megawokaliście, który megapiosenki śpiewa na megazajebistych koncertach. I jest megapopularny wśród megafajnych ludzi. Więc koniecznie trzeba do megawypasionego kina lecieć, żeby ten zajefajny film zobaczyć. Kiedy słyszę "mega", mam pokaleczone udo, bo mi się scyzoryk w kieszeni otwiera. Co do "Gorącego tematu" to mam takie samo zdanie - ważny temat, ale film tyłka nie urywa. Wybieramy się jeszcze na Kłamstewko, może jutro. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Wywalimy na zbite pyski. Byliśmy dzisiaj na dwóch filmach w kinie. Trzeba przyspieszyć, bo mam całą listę filmów, które chcę zobaczyć, a ferie się kończą. Polecam Jojo Rabbit - trailery są zniechęcające raczej, początek filmu mylący, a później jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Taka dziwna poetyka, a film mądry i prowokujący. Małe kobietki - "znacie, no to posłuchajcie", klasyka, nic zaskakującego, ale dobrze opowiedziana i zagrana znana wszystkim historia. Proxima - spokojna narracja, ciekawa historia. Warto, jeśli ktoś szuka opowieści o kobiecej sile. Richard Jewell - Typowa amerykańska historia, ciekawa, ale przewidywalna. Dobrze się ogląda, można nawet się wzruszyć, jeśli ktoś lubi. 1917 - po prostu film wojenny. Jest bohaterstwo, jest przyjaźń, są przygody, jest śmierć - nieupiększona, brudna i brutalna. Dobry film. Gorący temat - historia ciekawa, ale mniejsza niż film, więc trzeba było nieco rozdmuchać fabułę. Judy - jeśli ktoś lubi filmy biograficzne, to warto. Plus świetna Renea Zellweger. Na noże - dobry kryminał z zaskakującymi zwrotami akcji. Klasyka gatunku w starym, dobrym stylu. Pan T. - Oj, dobre! A tych, które wcześniej oglądaliśmy, już nie grają. Proxima - też dobry film -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
No cóż, najważniejsze, że nam została nasza nisza na forumie. -
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Kurczę, dopiero teraz zauważyłam, że po kopiowaniu dialogi się rozłażą zupełnie. Tego się czytać nie da! -
Też byłam w mieście (moje miasto się nie liczy), musieliśmy przejść przez centrum handlowe, żeby dotrzeć do kina. Ludzie poszaleli - jest wtorek, a wczesnym popołudniem nie można było znaleźć miejsca na parkingu. Dodam, że parking ogromny, trzypoziomowy. No fakt, że po filmie wpadliśmy do Auchana na drobne zakupy, ale to tylko po drodze było. Ostatnio często w kinach bywamy, a że kina w centrach handlowych, to wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia, ilu ludzi spędza tam czas o każdej porze - byle tylko sklepy otwarte były. Z drugiej strony fajnie, bo nie ma tych ludzi tam, gdzie ja jestem.
-
Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?
Agduś odpowiedział Agduś → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
No tak, to nie ulega wątpliwości, ale skąd nagle taki wysyp niekulturalnych? Dlaczego tych naście lat temu ludzie umieli być kulturalni, a teraz im przeszło? Dlaczego naście lat temu na pytanie o ocieplenie poddasza przeczytałabym mnóstwo odpowiedzi bardziej lub mniej rzeczowych, a teraz już w drugim czy trzecim w pisie zaczynają się wycieczki osobiste do autora pierwszej, że gupi jest i nie wie, o czym pisze, bo autor odpowiedzi ma inaczej i lepiej, i zawsze wiedział, jak być powinno, a ten pierwszy nie powinien się w ogóle wypowiadać, a już na pewno nie powinien budować domu, bo nic nie umie... zostały zmuszone przez mężów lub los do podjęcia pracy fizycznej. Teraz wychodziła z domu po południu i wracała późnym wieczorem. Jak każda KE nie potrzebowała ochrony Strażnika, kiedy szła po ciemku przez miasto, co nie znaczyło wcale, że jest bezpieczna. Wciąż jednak nie wszystko było normalne – od kiedy nie mieszkała z Adelajdą, nie tworzyła rodziny, więc nie powinna sama zajmować mieszkania, nawet tak małego, jak to złożone z dwóch niewielkich klitek, ciemnej kuchni i maleńkiej łazienki. Jak to się stało, że nie dokwaterowano jej innej KE tworząc niewielki Dom Wdów? Drzwi łazienki zamknęły się bezgłośnie. Ciemności w tym pomieszczeniu nie rozświetlała już nawet słaba poświata latarni i lamp w oknach sąsiednich bloków, która pozwalała w przedpokoju rozróżniać kontury przedmiotów. Joanna stanęła nieruchomo, bojąc się potrącić coś w ciasnym pomieszczeniu. Wyłapywała uchem szelesty świadczące o tym, że Adelajda coś robi. Po chwili oślepiło ją światło latarki. Tak naprawdę było ono słabe, ale po chwili spędzonej w całkowitej ciemności wzrok musiał się do niego przyzwyczaić. Joanna zauważyła, że okno w drzwiach łazienki zostało zasłonięte ręcznikiem, a na dole leży zwinięty kłąb ciuchów, zapewne wyciągniętych z kosza na pranie, które zasłaniają kratkę wentylacyjną. Odziana w jakąś luźną suknię, która kompletnie zniekształcała jej sylwetkę, Adelajda wskazała jej gestem dłoni sedes. Wyglądało to dostojnie jak zaproszenie udzielnej księżnej wyrażającej zgodę na to, by poddany usiadł w jej obecności. Sama przysiadła niewygodnie na brzegu wanny. Joanna, mimo nieopuszczającego jej śmiertelnego zdumienia i strachu, roześmiała się bezgłośnie na widok tego gestu. Lubiły kiedyś bawić się w księżniczki, a Adelajda niewątpliwie miała duży talent aktorski. Zanim jednak usiadła, poczuła potrzebę przytulenia byłej-odzyskanej przyjaciółki. Spontanicznie wyciągnęła ramiona, Adelajda wstała i objęła ją opierając brodę na jej ramieniu. I wtedy Joanna to poczuła. Adelajda wiedziała, że Joanna już wie, ale nie odsunęła się ani nie próbowała ukrywać. Przez chwilę trwały tak objęte, każda rozważając, co ma właściwie powiedzieć w tej sytuacji. Wreszcie odsunęły się. Wzrok Joanny powędrował w stronę brzucha koleżanki, jakby chciała się upewnić, że zmysł dotyku jej nie okłamał przed chwilą. Ta na moment przycisnęła do siebie luźne zwoje materiału, żeby Joanna mogła ujrzeć jej sylwetkę. Tak, Adelajda niewątpliwie była w ciąży. Usiadły wciąż bez słowa, Adelajda oparła się ramieniem o ścianę. W głowie Joanny przez moment kłębiły się jakieś myśli, ale po chwili wszystkie pierzchnęły i pojawiła się kompletna pustka. Joanna po prostu nie wiedziała, o czym powinna myśleć w tej przerażającej i zdumiewającej zarazem sytuacji. - Już wiesz – zaczęła ledwie słyszalnym szeptem po chwili milczenia. - Ale… - Joanna nie mogła się zdecydować, które pytanie zadać jako pierwsze. - Tak, jestem w ciąży. Tak, nie mam męża. Tak, ściągnęłam na siebie i na mamę hańbę. Tak, jestem potępiona, a moje życie się skończyło właściwie. Tak, powinnam być w Ośrodku do czasu porodu i jeszcze przez parę miesięcy karmić dziecko, zanim trafi do godnej rodziny. Nie, nie wiem, co się ze mną stanie później, mogę się tego tylko domyślać i nie jest to nic dobrego. Nikt mi tego nie chciał powiedzieć. – Nabrała powietrza, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wypuściła je i zamilkła. - Ale jak…? – Joanna nie wiedziała, jak dokończyć. Adelajda parsknęła ironicznym śmiechem, choć wcale się nie uśmiechała. Jak Aniela – pomyślała Joanna. – Uśmiech bez uśmiechu. - No chyba już wiesz, jak. Uczyli nas tego w pierwszej klasie liceum. - No tak, - Joanna poczuła się nieco urażona sarkazmem w głosie koleżanki – no tak, - powtórzyła – ale przecież ty… - Przecież powiedziałam, że nie mam męża! – krzyknęła szeptem. – To nie tak, że tylko żony zachodzą w ciążę.