
KK2012
Użytkownicy-
Liczba zawartości
337 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez KK2012
-
To topic światopoglądowy, ponadto w Hyde Parku, więc niejako wchodząc do niego trzeba liczyć się z tym, że każdy będzie wymieniał swoje poglądy, czasem z szacunkiem dla drugiej osoby, a czasem w sposób charakterystyczny dla naszego narodu, czyli z nutką arogancji, opluwania się czy chamstwa. Dyskusja zabarwiła się nieco wrzutami personalnymi, ale sądzę, że nie na tyle, aby robić z tego jakiś dramat. Jeśli ktoś jest przesadnie wrażliwy zawsze ma możliwość pominięcia jednego z milionów topiców w internecie. Jeśli nadal tu wraca to znaczy, że mu to nie przeszkadza, ciekawi czy stanowi dla niego jakąś wartość terapeutyczną. Jak widać ludzi jest sporo, niektórzy wracają regularnie, żeby napisać choćby myśl, która przyszła im akurat do głowy chcąc się nią podzielić z resztą. Dyskusja nieco straciła na wartości, ponieważ zaczęli wypowiadać się ludzie, którzy dzieci maja co najwyżej w planach. Już był taki temat dotyczący budowy domu, gdzie musiał wkroczyć moderator, ponieważ ludzie, którzy coś wybudowali zaczęli się wykłócać z kimś kto postawił co najwyżej fundamenty tudzież kupił ziemię pouczając wszystkich na około na temat kosztów (całkowitych, sic!), kolejnych etapów (nawet tych składających się już na zamieszkanie, sic!) itd. To taka właśnie patologiczna skłonność do wypowiadania się na tematy, o których nie ma się zielonego pojęcia, a internet przyjmie wszystko. Mimo wszystko każdy forowicz, forumowicz czy inny uzależniony od stukania w klawiaturę zdaje sobie sprawę, że wszelkie informacje trzeba traktować z przymrużeniem oka, gdyż jaką wartość maja nauki od bezdzietnych rodziców, wypocin budujących się marzycieli i fantazjuszy zza biurka w pokoju u mamy? Żadne. Mimo wszystko zawsze pojawia się ryzyko pojawienia się nieco zmęczonego moderatora, który zacznie rzucać bananami na lewo i prawo niczym na rynku w Ekwadorze.
-
Ja nie piszę o twoich mocnych stronach, gdyż takich nie zauważyłem. Wspominam jedynie o twoim braku doświadczenia spowodowanego brakiem dzieci. Polemika na ten temat mija się z celem, gdyż równie dobrze moglibyśmy podyskutować np. o systemie VASIMR od NASA. Każdy wie czym się ta agencja zajmuje, ale o szczegółach można jedynie gdybać na podstawie informacji zaciągniętych w internecie. Tak właśnie wygląda dyskusja z tobą o dzieciach. Jest jałowa, choć w tym przypadku bardziej pasuje "gumowa". Mam nadzieję, że przedstawiłem to możliwie najjaśniej. Moja ocena nie jest pozbawiona podstaw. Wnioski są oczywiste. podejmujesz się tematu, o którym nie masz zielonego pojęcia. Równie dobrze mógłbyś zapytać jak zbudować silnik? Nie przyszedłem tutaj, aby ciebie do czegokolwiek przekonywać, gdyż uważam cię za człowieka, w tym temacie, pozbawionego jakichkolwiek kompetencji, który dodatkowo ma jakieś dziwne skłonności do wypowiadania się na wszelkie tematy niezależnie od poziomu doświadczeń. W jednym z topiców piszesz o polityce z perspektywy widza "Wiadomości", w tym z kolei o dzieciach na podstawie obserwacji u znajomych i w internecie. O ogólnych zasadach wychowania dzieci wspomniałem już wcześniej, jeśli masz jakieś pytania w kontekście jakiegoś zdarzenia pytaj śmiało. Wcześniej przedstaw swoje rozwiązania na podstawie własnej intuicji, ponieważ wiedzy nie posiadasz. Skonfrontuję to z rzeczywistością i napiszę ci na czym polega błąd, a być może przyznam rację. Jeśli jednak zadajesz pytanie tak ogólnikowe ("jak wychować dzieci?") oczekując, że napiszę tutaj książkę, którą człowiek, który nie ma pojęcia o czym piszę będzie oceniał przez pryzmat swojej całkowitej niewiedzy to się mylisz. Nie zrozumiałeś aluzji, więc przełożę to na prostszy język. Wspomnienie o tak błahych czynnościach miało na celu przedstawienie ciebie jako człowieka, który jeszcze nie dorósł do decyzji o założeniu rodziny i bawi się w dom.
-
Z Twojej strony oskarżenia o brak logiki są co najmniej nie na miejscu. Jeśli coś jest dla ciebie niezbyt zrozumiałe śmiało pytaj. Gawędziarstwo jest twoją mocną stroną co potwierdzasz w licznych tematach. Poza tym moim zamierzeniem nie jest przechwalanie się swoim doświadczeniem. Odniosłeś takie wrażenie, gdyż wyraźnie wskazałem na brak kompetencji w związku z jego brakiem w odniesieniu do "gumowych" przykładów (tak to aluzja do ciebie) oddzielając grubą linią fantazje oraz plany od autopsji. Poza tym nie piszę niczego odkrywczego i być może cię zaskoczę jako osobę odpowiedzialną jedynie za swoją kobietę (?) i co najwyżej prawidłowe wypicie piwa z kolegami przed telewizorem tudzież dopasowanie skarpet do pary, nic kontrowersyjnego. Moje opinie są oczywiste dla każdej z osób, która już dawno wyszły poza sferę planów o dzieciach (jak twój przykład) czy nawet z początkowej fazy wychowania, której następstwa różne poglądy zweryfikowały i są rodzicami świadomymi. Świadomymi, czyli takimi, którzy podchodzą do wychowania dzieci zdawszy sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów oraz oddziaływania na potomków w przyszłości w opozycji do wychowania intuicyjnego, improwizacyjnego, książkowo-telewizyjnego czy w ogóle jego braku. Te ostatnie, już tak umiejętnie łącząc podsumowanie z tezami postawionymi przez autora wątku, powodują właśnie takie konsekwencje o których wspomniał.
-
I ]est to najlepsze lekarstwo na brak argumentacji. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, choć nie niepokonanym, ale przynajmniej dodatkowo nieskompromitowanym. 3mam za słowo.
-
O tym właśnie wspomniałem wcześniej, o patologicznej skłonności do zabierania głosu w dyskusji, do której nie ma się żadnych kompetencji. Twoje doświadczenie jest równie gumowe jak twój Pepeg, ale to już ustaliliśmy. Swoją droga wydajesz się potwierdzać fakt, że na wskutek braku talentów umiejętność rozśmieszania ludzi jest ostateczną deską ratunku przed zepchnięciem w nicość.
-
A teraz skup się, wyjątkowo. Nie pisałem o Twoim "zabiegu" (a raczej zbiegu w rynsztok czyt. wycieczek osobistych), lecz o efekcie, który okazał się zwyczajnie wątpliwie śmieszny w odniesieniu do zamierzeń. Próbowałeś moją obiektywną i oczywistą opinię o braku doświadczenia u osób, które tegoż doświadczenia posiadać nie mogą sprowadzić do absurdu niemożności oceny kogoś. Jeśli porywałeś się na stanowisko HR w jakiejkolwiek firmie, odpuść sobie, to nie jest dla ciebie. Staram się zrozumieć, choć frywolny sposób formułowania myśli z twojej strony mi to nieco utrudnia, ale radziłem sobie z gorszymi przypadkami, doświadczając różnych sytuacji w życiu. Niczego nikomu nie narzucam, jedynie stwierdziłem, że nie przyszedłem tutaj leczyć i moje posty nie mają wartości terapeutycznej nawet w zamierzeniu, nie mam uprawnień do tego. Dlatego właśnie nie możesz liczyć na pomoc z mojej strony. Jedynie w twojej głowie. Jest jedno doświadczenie (może być w odniesieniu do różnych dziedzin), a wielokrotnie można jedynie doświadczać czegoś i dopiero to składa się na autopsję. Poza tym to nie była ironia, lecz próba, z twojej strony, przekazania pewnej chorej myśli mającej zdeprecjonować poziom doświadczenia w odniesieniu do wychowania w ramach poparcia swoich wyimaginowanych tez. To się nazywa metoda dedukcji. Nie masz takich doświadczeń lub są one czysto teoretyczne, być może z lekkim zabarwieniem doświadczalnym. Długo droga jednak przed tobą. Temat dyskusji jest niezmienny. W żadnej z wypowiedzi nie pisałem o czymś innym (pomijam sprowokowane, personalne uświadamianie biednych ludzi o ich ograniczeniach), aniżeli o powodach sytuacji przedstawionej przez oburzonego autora tematu i wtórującej mu grupie użytkowników. Pisałem też o doświadczeniu, gdyż jest to największa wartość w opozycji do teoretycznych wywodów ludzi, którzy dzieci obserwują w telewizji lub są jeszcze na początkowym etapie opierającym się na intuicyjnym chaosie bez możliwości weryfikacji swoich poglądów, gdyż te zaczną procentować za wiele lat. Reasumując, sądzę że nie przedstawiłem niczego nowatorskiego. Zwyczajnie wiele osób do pewnych przekonań musi dojrzeć, doświadczyć pewnych sytuacji, człowiek uczy się przez całe życie. Wtedy zmienią poglądy (i czyny) o przyjaźni i innych bzdurnych teoriach nowoczesnego wychowania w konsekwencji pokolenia nieuków, hedonistów, gadżeciarzy, leni i impotentów intelektualnych.
-
Jedyne co pokazałeś to brak talentu do kabaretu. Jeśli ktoś nie ma talentów, powinien być chociaż śmieszny, być może powinieneś skupić się na tym drugim. Po analizie twoich wypocin jedynie zarzuciłem pomysł leczenia impotentów intelektualnych, dlatego nie możesz mnie o to prosić. Autopsja to synonim słowa doświadczenie, a nie doświadczania. Jeśli na rozmowie o pracę mówiłeś o swoim wielokrotnym doświadczeniu to właśnie masz odpowiedź, dlaczego dostałeś informację, że skontaktują się z tobą telefonicznie. Pytałem już o Twoje doświadczenie w wychowywaniu dzieci? Żadne? To wiele wyjaśnia. Zalecam. Przyjdzie to jednak z czasem, więc uzbrój się w cierpliwość. Ty piszesz o stylu? Jedyne co zaoferowałeś w tym temacie to ironiczna prowokacja personalna względem mnie, więc mógłbyś się chociaż pokusić o nutkę samokrytycyzmu zanim zaczniesz kogoś oceniać.
-
eniu, twoje posty będące mieszaniną błędów (patrz "dwu krotność"), sloganów, subiektywnej interpunkcji (wiem, to trudne, ponieważ word nie poprawia) i wulgaryzmów, raczej nie uprawniają cię do kreowania się na językoznawcę, więc zamilcz.
-
Są różne podejścia do tematu, były też badania zupełnie odwrotne (teoria białej kartki). Mam wrażenie, ze ta idea braku wpływu bierze się trochę z bezradności rodziców, którzy nie potrafią/nie chcą wychowywać własnych dzieci. Najlepiej wszystko zwalić na geny, przeznaczenie, los, przypadek. Jasnym jest, że każdy człowiek rodzi się z jakimiś predyspozycjami i ograniczeniami. Patologiczne zachowania i cała problematyka, z którą zmaga się nowe pokolenie biorą się jednak ze środowiska w jakim dziecko się wychowuje i jakie postawy przyjęło w latach kształtowania się charakteru, systemu wartości itd. Wpływ na te postawy maja właśnie rodzice, których obowiązkiem nie jest utrzymywanie przyjacielskich stosunków, lecz właśnie realizacja procesu przygotowawczego do podejmowania określonych wyborów (w założeniu słusznych), gdyż w pewnym wieku ich rola zwyczajnie ulegnie minimalizacji lub praktycznie zanikowi, a pewne cechy u dziecka pozostaną i wspomogą je w wejściu w dorosłe życie, a później w codziennym funkcjonowaniu. Jest dobry artykuł w Newsweeku o pokoleniu gadżeciarzy i impotentów intelektualnych (ur. 1980-2000), bardziej krytyczni rodzice żalą się, że zepsuli swoje dzieci wieloaspektowo, oczywiście anonimowo, bo in live wszystko jest wspaniale. Kilka stron temu wspomniałem właśnie o tym, to środowisko (w tym rodzice) zgotowali dzieciom taki los właśnie przez nietrafione metody wychowawcze, jego brak i wiele innych elementów.
-
Próbowałeś być śmieszny? Moja opinia na temat braku doświadczenia osób, którzy wiedzę o wychowaniu dzieci czerpią jedynie z obserwacji własnych lub cudzych rodziców, tudzież z telewizji oddaje rzeczywistość. Nie tworzę alternatywnej strefy, niestety takie są fakty, a polemizowanie na ten temat oddaje właśnie specyfikę, jak to nazwałeś "forowiczów" (tak na marginesie język polski się kłania) składającej się na patologiczną skłonność do wypowiadania się na temat rzeczy, o których nie ma się zielonego pojęcia. Autopsja to podstawowa wartość w wychowaniu dzieci, gdyż czas weryfikuje niemal wszelkie poglądy.
-
Z jakiej tezy się wycofałem? Moja postawa jest cały czas niezmienna, a dla ludzi trudniej myślących nieco ją rozwinąłem (pojęcie przyjaźni), aby wskazać właśnie na aspekt złożoności problemu. Z resztą jak widać po przypadku perm moja opinia nie jest odosobniona, więc nie ma o czym dyskutować.
-
Nie rozśmieszaj mnie i nie twórz mitów na poparcie swoich wyimaginowanych tez. Rozpocząłem dyskusję od jasnego stwierdzenia, że pomiędzy dzieckiem i rodzicem nie ma przyjaźni w takim sensie jak większość ludzi ją rozumie. Nie jest to żadna nowatorska myśl, gdyż każdy mający nieco doświadczenia i zajmujący się wychowaniem (a nie koleżeństwem) doskonale zdaje sobie tego sprawę (pomijam takie przypadki jak "Gumowe Pepy" itd., których pojęcie o wychowaniu dzieci stoi na poziomie czysto teoretycznym z racji braku tegoż doświadczenia), że te dwie rzeczy zwyczajnie ze sobą nie współgrają. Poza tym jeśli jakaś myśl jest dla ciebie oczywista i potwierdzasz ją to nie nazywaj ją rewelacją, gdyż to się kłóci ze sobą. Myśl nad tym o czym piszesz.
-
Masz ewidentne problemy z myśleniem. Od kilku stron wskazuję właśnie na złożoność relacji rodzic-dziecko, a ty tutaj wyjeżdżasz z tezą, że tak właśnie jest i nie mam racji. Naucz się najpierw czytać ze zrozumieniem, a dopiero później wdawaj się w dyskusję, w przeciwnym przypadku jedynie się kompromitujesz. Pomyśl o tym.
-
Masz jakiś patologiczny brak zdolności interpretacji słowa pisanego. Pisząc o niemożności zaimplementowania pojęcia przyjaźń do rodzicielstwa wskazałem właśnie na różnicę to powodującą. Ty tymczasem wspominasz, iż to dwie zupełnie różne rzeczy. Tak, tak właśnie jest, gratuluję. No właśnie nic nie ma, stąd właśnie różnica pomiędzy przyjaźnią a rodzicielstwem. Zagolopowałeś się, potwierdziłeś tylko moje racje, a twoje zamierzenie było zupełnie inne i w tym zawiera się właśnie śmieszność twojej wypowiedzi.
-
Nadal mnie nie rozumiesz. Moje stanowisko jest niezmienne, ponieważ nie ma wydźwięku teoretycznego. Nigdzie nie odrzucałem elementów przyjaźni, lecz jej jako całości w wysokim stopniu kłócącym się z zasadami wychowania (wspomniane nakazy, zakazy, nagrody, kary itd.). Rodzicielstwo i wychowanie to również przenikające się ze sobą rzeczy, ale jednak różne, ponieważ nie każdy rodzic jest wychowawcą i nie każdy wychowawca rodzicem - i z tym musisz się zgodzić. Dla mnie zwykła przyjaźń sensu stricte ma wydźwięk raczej duchowy, gdyż ten zmysłowy tyczy się znacznie bliższych relacji, choć oba kłócą się z pojęciem wychowania, a przynajmniej wzajemnej korelacji w pewnych elementach. Pisząc o przyjaźni (wskazując na brak powiązania jako całości z wychowaniem) wskazuję tutaj na relację wynikającą z pewnego poziomu podobieństwa charakterów, poglądów, zbliżenia, oceny drugiej osoby, pragnienia obcowania z nią, ograniczonej funkcji i przede wszystkim braku ważnych konsekwencji i zależności jak to jest w przypadku relacji rodzic-dziecko.
-
Daleko mi do niego, wynika to raczej z mojego doświadczenia i brak Twojego, nic więcej. Nie kreuję się na eksperta, jeśli wyciągnąłeś takie wnioski wynika to raczej z Twojej nadinterpretacji. Z drugiej strony nieważne co się pisze, ważne jaki efekt uzyskuje się u rozmówcy, powinienem więc przewidzieć jakąś problematykę w interpretacji własnych wypowiedzi. Niemniej jednak wychowanie dzieci jest procesem stricte doświadczalnym, to jedna z dziedzin, których nie można traktować teoretycznie. To właśnie powód dlaczego wielu pedagogów, wszelkiej maści psychiatrów i kreatorów zasad dobrego wychowania ze szklanego ekranu ma tak wiele problemów ze swoimi dziećmi, osobiście znam co najmniej kilka takich przypadków. O tym właśnie pisałem wyżej. Rzeczywistość weryfikuje nasze poglądy. Tempus omnia revelat. Porównanie mnie z tym ideowcem jest jednak nietrafne z wyżej przedstawionych powodów. Wyluzuj trochę, bo z czasem forum cię wykończy i zaczniesz się leczyć. "Głupota", "cierpisz", "głupek", "nienormalny", 'popieprzyło ci się", stać cię na więcej. Mnie to zupełnie nie rusza i bardzo bawi (po to tutaj jestem - w celach rozrywkowych), a ty się męczysz sam ze sobą sądząc po uzewnętrznianiu emocji i kipieniu niczym zapomniane ziemniaki na kuchence. W tym akurat przypadku bardzo łatwo jest wyrokować. Trochę przesadzasz z tym bełkotem przemyśleniowo-twórczym. Sądząc po topicach światopoglądowych, w których się wypowiadasz masz predyspozycje podejmowania polemiki na temat rzeczy, których zwyczajnie nie pojmujesz, ponieważ ... pojmować nie możesz, gdyż wynikają jedynie z obserwacji, nie ma w tym nawet zabarwienia autopsji. Z mojej strony jest tylko doświadczenie zbudowane na przestrzeni lat (chcąc, nie chcąc). Z twojej właśnie improwizacja i intuicja z elementami fantazji.
-
Nigdzie nie napisałem, że dziecko np. w wieku 10 lat nie posiada absolutnie żadnych kompetencji do samodecydowania, lecz wspomniałem o fakcie, że jakość tych doświadczeń jest zwyczajnie niska, rozwojowa i chaotyczna. Pisałem już o tym wyżej, jedynie wspomnę. Rodzicielstwo i przyjaźń niestety kłócą się ze sobą ze względu na przymus wychowania ze strony rodzica oraz podległości dziecka. Rodzicielstwo oczywiście zawiera elementy przyjaźni (i musi), ale wydźwięk tych relacji jest zupełnie inny aniżeli pomiędzy zwykłymi przyjaciółmi, nawet tymi, których wiążą najbardziej trwałe relacje.
-
Twoje rozumowanie wynika z twoich ograniczeń składających się na jakiś poziom głupoty i problemów z interpretacją. Wychowanie nie musi (nie może) zawierać elementów przemocy fizycznej, ponieważ wynika ona z bezradności i jakieś formy porażki jego założeń. Z drugiej strony życie ma różne scenariusze i znam wielu ludzi, których terapia wstrząsowa w dzieciństwie wiele nauczyła. Nie zmienia to jednak faktu, że to żaden sukces ze strony rodzica, ale łapanie się brzytwy. Osobiście nie stosuję, choć bywało ciężko i blisko. Każdy rodzic, który wychowa swoje dziecko zda sobie z tego sprawę, bo inaczej jest o czymś pisać, a inaczej przez 18 czy 20-parę lat coś realizować.
-
To nieco skrajna opinia wynikająca z całkowitego nierozumienia tej idei. Problemem nie jest bezstresowe wychowanie, lecz jego interpretacje. Ludzi zwyczajnie to przerasta ze względu na ich ograniczenia, nie potrafią tego stosować. Twoja zboczone pojmowanie przyjaźni składa się właśnie na powody braku efektywności bezstresowego wychowania jako idei. Z jednej strony rodzice pragną być przyjaciółmi dla swoich dzieci, z drugiej ich wychowawcami. A tak się niestety nie da, ponieważ przyjaźń zakłada równorzędność, natomiast wychowanie podległość w chwilach kiedy jednej ze stron to nie odpowiada (dziecku), a druga (rodzic) wie, że w konsekwencji przyniesie to korzyść. Rodzicielstwo jak najbardziej zawiera elementy przyjaźni zarówno zmysłowej jak i duchowej, ale taka relacja jest zupełnie inna od improwizowanej i pozbawionej zależności przyjaźni jako takiej pomiędzy dwiema osobami nie będących w relacji rodzic-dziecko.
-
Nie mierz wszystkiego miarą swoich zamiarów wynikających z obecności na forum i wypowiadania siw konkretnym temacie. Siły na pouczanie zostaw sobie dla dzieci, których jeszcze nie masz.
-
Jeśli ktoś nie wychował jeszcze dziecka i swoje opinie opiera na wyimaginowanych sądach, intuicji, z obserwacji to sens polemiki z kimś takim jest co najwyżej żaden. Jeśli ktoś nie rozumie tej postawy niech wyobrazi sobie osobę, która nigdy w życiu nie wybudowała domu wypowiadającą się na ten temat. Nie zapraszam do konwersacji nt. tego co napisałem, lecz wygłosiłem monolog w oparciu o doświadczenie własne. Nie interesuje mnie to czy ktoś się zgadza z tym czy nie, ponieważ ma "inne zdanie" (szczególnie jeśli jego doświadczenia w wychowywaniu dzieci jest wprost proporcjonalne do gry na skrzypcach).
-
Ja się pytam w jakim wieku masz dzieci, ponieważ nie wiem czy jesteś kompetentny w tej sprawie i jest sens dyskutować z Tobą na ten temat.
-
Masz dzieci? W jakim wieku?
-
Definicje bezstresowego wychowania możesz ściągnąć sobie z internetu, nie muszę tutaj jej przytaczać jak i jego kolejnych interpretacji, zapewne je znasz. Problem nie leży w elementach bezstresowego wychowania jako takiego, ale skali tego zjawiska modyfikowanego na swój własny sposób zależnie od sytuacji, w której znajduje się osoba je stosująca (brak konsekwencji, czasu, przelewanie własnych frustracji na grunt wychowania, impulsywność, improwizacja, nietrafna intuicyjność itd.). Co do skali - bezstresowe wychowanie to twór lat 90, w polskim wydaniu stworzonej jako przeciwwaga dla jeszcze socjalistycznej metody twardej ręki. Ludzie wpadli ze skrajności w skrajność nie potrafiąc sobie z tym radzić.
-
Wychowywanie to proces nakazów, zakazów, kar oraz nagród, a to wyklucza przyjaźń. Ludzie, podążając za najnowszym, patologicznym wręcz bełkotem pedagogów czy pań "ja uważam" z TVN Style czy poradników "Jak żyć" zaczynają mylić pojęcia, chociaż już nawet u tych pierwszych widać pewne zmiany w podejściu do dzieci w odniesieniu do problematyki ich zachowań w ciągu ostatniej dekady. Można być wychowawcą i jednocześnie utrzymywać świetny kontakt z podopiecznym, jasno jednak precyzując hierarchię oraz wyciągać konsekwencję, prowadzić przez życie w okresie dojrzewania. Dziecko nie jest równorzędnym partnerem do rozmów, ponieważ kategorie, którymi się kieruje są adekwatne do jego wieku związanego z brakiem doświadczeń kształtujących osobowość. Równych sobie i bezkrytycznych kolegów oraz przyjaciół niech dziecko sobie szuka jednak na podwórku.